Marsz Niepodległości – było za spokojnie?
Znajomi absolwenci, którzy uczestniczyli we wczorajszym Marszu Niepodległości w stolicy, mówili, iż nie mam czego żałować, że nie byłem. Nic się nie działo. Tylko spalono wizerunek Tuska, spalono symbole LGBT i opluto flagę Unii Europejskiej. Tylko tyle? – aż nie mogli uwierzyć.
Oczekiwali znacznie większej zadymy. Kiedy długo nic się nie działo, pomyśleli, że idą za bardzo z przodu pochodu. Przesunęli się więc do środka, a tam też nic. No to na tyły – wciąż za mało. Może zadyma będzie później. Czekali, ale się nie doczekali. Uznali, że nie warto było jechać do Warszawy. Pewnie w Łodzi więcej się działo – pod tym względem.
Szedłem wczoraj przez centrum Łodzi o różnych porach, ale nawet o pierwszej w nocy nie było zadymy. Widziałem sporo policji, także po północy stały radiowozy i migały światłami. Uprzedzono mnie, abym nie plątał się bocznymi ulicami, bo tam może być niebezpiecznie. Musiałem jednak skręcić na Stare Polesie.
Minąłem kilka grup z biało-czerwonymi flagami, zwiędły mi uszy od wulgaryzmów, skręciło mnie od zapachu moczu, ktoś przy mnie rzucił butelką, jakaś grupka darła się, że musi komuś przypierd…, ale skończyło się na słowach. Nikt mnie porządnie nie zaczepił. Święto Niepodległości bez rozpierduchy? Niektórzy są w szoku.
Komentarze
Ginie Duch Patriotyzmu w Narodzie? 😯
Polacy dzielą się na telewidzów TVN, nacjonalistów ubranych w biało-czerwone flagi i faszystów.
Dlaczego Redaktora nie zaczepili?
Może myśleli, że Redaktor to jakiś faszysta, bo jakby uznali, że Chętkowski to fan TVN-u to dzisiaj zapewne nie dyskutowalibyśmy dzisiaj na blogu, bo byłyby prawdopodobnie wpie…ol.
Wpis Wawrzyńca dodał mi otuchy. Wynika z niego, że nas, widzów TVN, jest zdecydowana większość. Tak, ludzi dobrej woli jest więcej. Tę miłą konstatację burzy jednak nieco myśl, że widocznie albo wyniki wyborów są fałszowane, albo widzowie TVN mylą się w głosowaniu – np. zostając w domu.
Skoro jednak władza nie ogląda TVN, a nawet chętnie spuściłaby jego dziennikarzom i widzom porządny łomot, to czy u władzy już są faszyści, czy dopiero nacjonaliści? Gdzie przebiega granica?
@Płynna nierzeczywistość
Widzów TVN jest góra ok 1/3 krajowej widowni. Znam wiele osób (to ci normalni!), którzy oglądają Polsat, TVP i TVN – co wtedy??? 😉
Takie to już mamy marne czasy – czasy kibica, który żąda, żeby go bawić. Zamiast samemu zrobić porządną zadymę, czeka, aż ktoś inny zrobi ją za niego i dla jego przyjemności…
@Jagoda
Masz literówkę – powinno być: „Gnije….
Swoją drogą ciekawe, czy faszyści poczuliby, że coś jest nie w porządku, albo, że ktoś chce ich zrobić w balona, gdyby ci z TVN założyli na plecy flagi biało-czerwone, a właściciel TVN musiał zmienić plan biznesowy, bo przed telewizorami zasiedli by faszyści?
Aktem odwagi w czasie spaceru byłoby maszerowanie w koszulce z napisem „Kocham TVN”, jedyną telewizję głoszącą prawdę w Polsce.
Myślę, że najlepszym rozwiązaniem problemu o którym pisze Gospodarz byłoby ustalenie jakiegoś konspiracyjnego hasła, które otwiera wszystkie drzwi i przejścia prowadzące przez partyjne okopy.
Mówisz hasło i wiedzą, że jesteś „swój” ,”nasz” i możesz spokojnie, z organizacyjną dezynwolturą iść dalej.
Mam nawet propozycje:
– Hasło!?
– Imieniny u Mazurka
– W porząsiu. Droga wolna.
Urodziny to już wszyscy wiedzą, ale dla zmylenia wścibskich – proponuje „imieniny”.
Ciekawi osobnicy z tych absolwentów. Gospodarz na Bałutach uczy?
@Belfer. Masz Pan rację. Identycznie robił Władimir Iljicz Uljanow. Czytał prasę czerwoną i białą. Nie można jednak w/w osobnika nazwać człowiekiem normalnym.
Jak wiadomo, Bóg najpierw stworzył prototyp w postaci kobiety, zbadał co i jak, a następnie z jej żebra ulepił dzieło ostateczne w swej doskonałości – mężczyznę. Doskonałość ta objawia się m.in. w łatwości wydalania piwa spożytego ku chwale. Jest to zgodne z fizyczną zasadą zachowania płynnej rzeczywistości: E = em ce kwadrat, gdzie E oznacza przyrost energii narodowej, em jest masą spoczynkową piwa, a ce to bok kwadratu w twierdzeniu Pitagorasa. Jakakolwiek próba podważenia tego prawa, jak również boskości męskiej konstrukcji, to spieranie się z samym Bogiem: skoro Bóg tak stworzył mężczyznę, by ten na chodniki sikał, to znaczy że taki był jego plan i zamysł; żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, czarne jest czarne, a mocz narodowy śmierdzi. Taka opinia to cios w wartości chrześcijańskie i obraza uczuć religijnych!
Prawdziwi Sarmaci mają identyczny genotyp, fenotyp i zestaw przeczytanych lektur szkolnych. Dla sarmackiego nosa sarmacki mocz ma aromat nieco korzenny, z nutą imbiru i cynamonu, przełamany jaśminem. Jeśli komuś ten mocz śmierdzi, nie może on być sarmacki. Pewnie tam były jakieś migranty-mutanty z Widzewa albo Bałut.
@japs
Nie był i nie jest odosobniony, a odniósł sukces, o jakim Tobie nawet nie może się śnić … 😉
Gostek Przelotem
12 LISTOPADA 2021
17:54
😉
@Gospodarz
” zwiędły mi uszy od wulgaryzmów”
Jedni grzeszą mową, a niektórzy nawet na piśmie 🙂
@japs
No cóż: Hitler kochał swojego psa, nie mniej niż Jan Lityński, a cała trójka była pochodzenia żydowskiego. Pan zakrzyknie: przypadek? 🙂
Krzysztof Cywiński
12 LISTOPADA 2021
23:43
@Krzysiu
Za długo ssałeś matkę, aż zassałeś…
Długiego życia dla tatusia ze szlauchem.
Prawie zawsze znajdzie sie jakiś pacan na forum, który wie lepiej…
Poprawna składnia dla zainteresowanych:
(…) + uszy zwiędły + (KOMU) + (od CZEGO)
Gdy słucham KC, to uszy mi więdną od jego umysłowego wyuzdania wyrażonego w formie wulgarnych wiązanek.
@ Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński :
MaPan swieta racje i jest Pan bardszo utalentowany & madry !!!
Trzeba jeszcze dolaczyc : Pilnych & pracowitych Polek & Polakow, Pierwszej Noblistce w histerji Nagrod Nobla, Penerow w Europie Zach. ++++ Homofobow, Pedalow i odpowiednik zenski ( niestety nie wladam tak dobrze jezykiem polskim) !!!!!!!!
Bog zaplac !
11:29
Daj Boze zeby 0brzympaly III Rzeszy nie doszli kiedys do wladzy w Reichu, bo wtedy zamarznie
m`ARSCH i nasze 0BRZYMPALY !!!
Bog zaplac !
Twój komentarz czeka na moderację.
?
@Gospodarz
Co za (skrajnie!) lewicową hołotę Pań tu wpuścił, jak się domyślam bez cenzury 🙁
Lekcja o języku
Prezydent czy prezydentka? Zastanawiam się, czy już nam weszły w krew feminatywy.
– Niektóre tak. Są powszechne i stosowane w stosunku do zawodów, które nie mają dużego statusu społecznego. Bez problemu mówimy „sprzątaczka”, „kucharka” czy „nauczycielka”.
Co za zestawienie!
– Jeśli jednym z wyznaczników statusu danego zawodu jest poziom wynagrodzenia czy dostępna władza, to takie zestawienie nie jest dziwne. Gdy spadały wynagrodzenia w jakimś zawodzie, zawód ten się feminizował. Dotyczy to właśnie nauczycieli czy sprzedawców. Jestem zdania, że cała polska edukacja „wisi” na mężczyznach, którzy są mężami nauczycielek i zarabiają na tyle dużo, żeby rodzina mogła żyć na odpowiednim poziomie. A zanim się ktoś oburzy, niech pomyśli, jak trudno jest funkcjonować nauczycielskim małżeństwom, jeśli chcą założyć rodzinę, wynająć mieszkanie i czasem wyjechać na wakacje – z nauczycielskich pensji. Jestem też pewien, że gdyby nagle przedszkolanki zaczęły zarabiać po 10 tysięcy złotych miesięcznie, w przedszkolach pojawiłoby się wielu przedszkolanów, i zamiast mówić, że to niemęski zawód, zaczęlibyśmy powtarzać, że dzieciom w wieku przedszkolnym bardzo potrzebny jest męski wzorzec. Co akurat jest prawdą. Proszę zwrócić uwagę, że gdy kucharka staje się szefową w jakiejś kuchni, to przestaje być kucharką, a staje się mistrzem kuchni. Nauczycielka natomiast jest nauczycielką w szkole podstawowej. Ale gdy trafia na uczelnię, staje się nauczycielem akademickim. Mamy wówczas poczucie, że wraz z męską nazwą wzrasta status osoby, którą tak nazywamy. Dlatego mam wrażenie, że nie mamy oporu przed feminatywami, tylko przed utratą statusu, który idzie wraz z ich używaniem.
Skąd nam się to bierze?
– Wynika to z konwencji naszego patriarchalnego społeczeństwa. Męskość wiąże się z osiągnięciami, statusem, poczuciem ważności. Jeśli jakiś zawód automatycznie kojarzy się z rozrywką, popularnością, pieniędzmi, to OK, nie mamy oporu, aby mówić na przykład „aktorka” czy „modelka”. Krystyna Janda jest wielką aktorką, nie aktorem. Ale proszę zwrócić uwagę, co się dzieje na przykład z dyrektorem, czyli funkcją związaną z zajmowaniem określonego stanowiska. Otóż jeśli chcemy podkreślić, że szanujemy pracę pani Kowalskiej, to zamiast powiedzieć, że jest dyrektorką szkoły, mówimy, że jest wspaniałym dyrektorem. Dopiero tak nazwana należy ona do elitarnego klubu tych, z którymi trzeba się liczyć. W przypadku prezesa albo profesora znów przejawia się bijące źródło patriarchatu w naszym sprzeciwie, aby używać feminatywów. Nie nosi się tytułu profesorki, lecz profesora zwyczajnego. A jeśli poważnie traktujemy szefową firmy, to chętniej wyrazimy to, nazywając ją prezesem niż prezeską.
Czyli to, co męskie, jest bardziej poważne i godne szacunku?
Gdy patrzymy na to, co dzieje się z językiem, jaki opór jest z używaniem feminatywów, to taki wniosek nasuwa się sam. Jakoś się przyzwyczajamy, że mamy pilotkę za sterami samolotu, ale już „kapitanka statku” może wywołać uśmiech politowania. Trochę tak, jakby to nie było na poważnie. Jakby kapitanka bawiła się w prawdziwego kapitana.
To nieprzyjemne i wykluczające.
– Ale dość powszechne. Gdy w telewizji pojawiają się eksperci czy komentatorzy, to głównie są to mężczyźni. Obliczono nawet, że cztery razy częściej. Gdy wyobrażamy sobie naukowca, to też raczej z brodą niż w spódnicy.
No i określenie „naukowczyni” wielu ludziom nie chce przejść przez gardło.
– To też kwestia ekspozycji na jakieś fakty i określenia. Jeśli dziewczynki słyszały od małej, że będą świetną mamą albo sprzedawczynią, a chłopcy, że kosmonautą, prezydentem albo naukowcem, to takie myślenie zostawało w głowach. Gdyby Maria Curie-Skłodowska nie słyszała od swojego ojca, który bardzo dbał o wykształcenie córek, że może dużo osiągnąć w nauce, jej życie mogłoby wyglądać inaczej.
Żeby było poważniej, posiadaczkę tytułu magistra nazywamy magistrą. Ale to jakoś nie brzmi.
– Gdybyśmy częściej spotykali takie określenia, to naturalne wydawałyby się i „magistra”, i „profesora” – tak jak host i hostessa. Jeśli często słyszymy jakieś słowo czy określenie, przyzwyczajamy się, przestaje nas razić. I to nie tylko, jeśli dziwnie brzmi, ale nawet jeśli jest nieprawidłowe. Przyzwyczailiśmy się, że „nie” z imiesłowami pisze się łącznie, choć to nie jest oczywiste. Mówimy „wyjść za mąż” albo „mądrej głowie dość dwie słowie”, choć to archaizmy i poprawnie byłoby „za męża” i „dwa słowa”. Ale określenia są tak powszechne, że nie zastanawiamy się nad ich poprawnością, nie rozważamy, czy nam się podobają, czy nie, tylko po prostu ich używamy. Gorzej, jeśli tak się dzieje ze słowem „wziąść”, które tak powszechnie słyszymy, że uważamy za swoje i prawidłowe, choć to ewidentny błąd. Albo „przyszłem” jest błędem tak powszechnym, że zatrważająca grupa ludzi go popełnia. Choć tu może źródłem błędu jest fakt, że gdy mały chłopiec uczący się mówić przebywa, a najczęściej tak jest, częściej pod opieką kobiet, to słyszy, że one mówią „przyszłam”. Kopiuje, dostosowuje i wychodzi mu „przyszłem”. Bywa odwrotnie – gdy małe dziewczynki, które dużo czasu spędzają ze starszym rodzeństwem płci męskiej, wymyślają, że do ich płci pasuje „przyszedłam”.
Mówiąc o dziewczynkach wychowywanych do roli matek i chłopców uczonych, że świat stoi przed nimi otworem, użył pan czasu przeszłego.
– Bo widzę, jak dużo się zmienia. Dziewczynki w przedszkolach bawią się lalkami Barbie, które są kosmonautkami, prezydentkami i naukowczyniami. Inkluzywność można było obserwować także, gdy producenci Barbie przestali kreować wizerunek wyłącznie długonogiej i chudej postaci i pojawiły się wreszcie lalki o figurach zbliżonych do sylwetki zwyczajnej kobiety. Albo gdy pojawiła się lalka na wózku inwalidzkim. Taka różnorodność rozwija, nie utrwala stereotypów i otwiera myślenie już w zabawie. Pamiętam, jak obserwowałem moje dzieci, które chodziły do przedszkola integracyjnego. Dla nich rówieśnik na wózku inwalidzkim czy z jakąś niepełnosprawnością nie był dziwny, bo spotykały go codziennie i świetnie się razem bawiły. A gdy moje dzieci tworzyły budowle z klocków Lego, to w każdym był podjazd dla wózków. Jak mogło nie być? Gdyby nie było, to kolega nie mógłby wjechać do środka. Tak można uwrażliwiać już dzieci. A dorosłych architektów do przystosowywania budynków do potrzeb osób z niepełnosprawnościami zmusiło dopiero unijne prawo, bo warunkiem otrzymania dotacji jest właśnie takie przystosowanie obiektów. Wracając do sprawy języka włączającego, feminatywów, ale także wiary we własne możliwości, to o młode pokolenie jestem spokojny. Dziewczynki nie marzą, żeby zostać prezydentem, ale prezydentką. Chcą być kosmonautkami, naukowczyniami, prezeskami i profesorkami. Oraz chirurżkami.
A dorośli się krzywią, że tego się nie da wymówić.
– „Chrząszcz brzmi w trzcinie” też łamie język i jakoś tego wyrażenia nie kwestionujemy. „Drżączka” też zgrzyta i szeleści.
@Płynna nierzeczywistość
Klasyka (skrajnych!) lewicowców – nie potrafią(!) zmieniać pozytywnie rzeczywistości, to próbują (dekretami!) zmieniać język …;-)
To już było i nie działa – ci „gospodarze domów” zamiast cieciów i dozorców, „te przerwy w pracy” zamiast strajków … 😉
@ belfer
„Klasyka (skrajnych!) lewicowców – nie potrafią(!) zmieniać pozytywnie rzeczywistości, to próbują (dekretami!) zmieniać język …;-)”
To uważa Pan władze przedwojennej Polski za lewicowców i to skrajnych ????
Już w okresie międzywojennym istniała praktyka wymyslania nowych słów i zmiany znaczeń istniejących.
Pierwszy z brzegu przykład : ubikacja (zmiana znaczenia) albo „podomka” neologizm, który wszedł do powszechnego użycia, poza tym „mistrz” (zamiast majster) a wcześniej to słowo w potocznym znaczeniu oznaczało kata więc tez zmiana znaczenia
Taki Jaroszewski (wspominany tu już nie raz dyrektor niczym pozytywnym nie wyróżniającego się XXX LO w Warszawie) znany głownie z lansu na skrajnie lewicowej i „opozycyjnej” ideologii na terenie szkoły i poza nią otrzymał, na wniosek władz miasta wysokie odznaczenie państwowe(!), którego nie przyjął bo … ne taki prezydent miał je wręczyć… 🙁 Ciekawe czy o odznaczenie NP. dla TEGO nauczyciela wystąpiła stolica marudząca, że to przez „rzund” nie ma w stołecznych szkołach nauczycieli (tak naprawdę nie ma ich przez BOGACTWO miasta!)…
https://glos.pl/andrzej-wrona-nauczyciel-emeryt-pracujacy-w-szkole-zawodowej-gdyby-nauczanie-nie-sprawialo-mi-satysfakcji-to-bym-tego-nie-robil?fbclid=IwAR1QPOGjH6lnV8xg_upujhEr2tH8KN5pvcweLVflgGhnfvA5BQn9gEA7X2Y
@Mad Marx
Na pewno w II RP to jakieś WŁADZE zmieniały słowa czy wprowadzały neologizmy??? 😉 Owszem był trend(!) żeby język 3 zaborów nieco unifikować i raczej polonizować słownictwo po zaborcach …
@Płynna rzeczywistość
Lewica jak wróciła do sejmu to bardzo intensywnie zajmowała się głównie takimi głupotami jak zmiana tabliczek „poseł” na „posłanka”, więc ma takie poparcie jakie ma
@belferxxx
Niedawno Pan napisał, że szkoły funkcjonują w 2021 równie źle jak w 2015, omijając mocno obecne problemy. Wie Pan, że teraz nie ma fizyków i wie Pan też co się dzieje w klasach 8 i to samo będzie za rok, bo podwójne roczniki będą się zabijały o miejsca w liceum. Rozwiązaniem dla Pana jest coś tam co powinien zrobić Trzaskowski. A ja mam gdzieś Trzaskowskiego, bo nie jestem z W-wy, a moje dziecko każdy swój ruch przelicza na punkty, w 7 kl zrobił „laureata”, żeby mieć „zapas”, jest nakręcony na olimpiadę, ale musi zajmować się punktami, bo może jeden „laureat” to w tym roku za mało. To jest chory system niszczący dzieci i nie stworzył go ani nie zmieni Trzaskowski
@ belfer
A czy teraz tak się dzieje ????
A co do odpowiedzi na pytanie- TAK, władze oświatowe zatwierdzające programy szkolne
@Mad Marx
Obecne podstawy programowe są paznokciowo drobiazgowe – dzięki „prof.” Konarzewskiemu i Hall DZIESIĘCIOKROTNIE bardziej niż poprzednie. Tym niemniej czy za Hall czy za PiS nie ma w nich „słowniczka słów słusznych i niesłusznych”, tym bardziej w przedwojennych programach ich nie było. Może były jakieś WYTYCZNE dla recenzentów i autorów podręczników szkolnych, ale to w ramach ujednolicania zaborów i „polonizacji” zachwaszczonego przez zaborców języka. Na pewno nie próbowano, jak skrajna „lewica” JĘZYKIEM zmieniać RZECZYWISTOŚCI choćby nie była najpiękniejsza … 😉
@Róża
1. Jeden tytuł laureata Konkursu Kuratoryjnego (czy nawet finalisty olimpiady juniorów) wystarczy bo daje WOLNY WSTĘP do dowolnej klasy. Jedyną przeszkodą mogą być egzaminy językowe w klasach dwujęzycznych czy IB.
2.Obecna kumulacja to dzieło byłej gwiazdy PiS wielopartyjnej Kluzik-Drożdżówki. To ona, posyłając przymusowo do szkół rok po roku po półtora rocznika stworzyła tę kumulację, która do LO przyjść MUSIAŁA. No i przyszła – za rok i dwa zobaczymy jej skutki. A mogli od czasów Hall o miesiąc przesuwać datę urodzenia zobowiązanych do pójścia do SP. .. 😉 No ale chcieli WEPCHNĄĆ na siłę od razu wszystkie 6-latki do SP, licząc na to, że później problemy SAME się załatwią. Nie załatwiły SIĘ … 😉
@Róża
1.Nie do końca rozumiem – w szkole syna brakuje fizyka? 😉
2. Jest Pani z dużego miasta tak od 200 tys. w górę – tam to samo co jak tu o Trzaskowskim można napisać o miejscowych włodarzach tylko łagodniej, bo problemy NIECO mniejsze … 😉
@belferxxx
Fizyków brakuje w wielu szkołach i będzie brakowało, kumulacja to nie tylko wysłanie do szkół 6 latków, ale też likwidacja gimnazjów i cztery klasy zamiast trzech w liceum, czyli 4,5 rocznika. Program chemii, biologii, fizyki z trzech klas gimnazjum przerzucony do dwóch podstawówki, dla mojego dziecka ekstra, ale dla większości nie, bo w wieku 14 lat mają umieć to co wcześniej w wieku 16, a o tym zdecydowali eksperci Zalewskiej. Dzieci siadają psychicznie, wiec mają od czasu do czasu wrzucaną lekcję z jakąś śmieszną pogadanką z psychologiem czy pedagogiem
@Róża
W pokoleniu rodziców i dziadków dzisiejszych 7-8 klasistów zakres materiału w SP zarówno z matematyki jak z fizyki był SZERSZY niż w SP dziś. Co więcej – był szerszy nawet niż w gimnazjach(są podręczniki i egzaminy do LO i po SP … 😉 Więc albo tamte pokolenia rodziców i dziadków to były pokolenia geniuszy, albo ta straszna męka uczniów SP dziś jest „nieco” naciągana i ma źródło w zmianie nastawień RODZICÓW ….
@Płynna Rzeczywistość
Proszę teraz skonfrontować swoje wywody z zawodem sędzia. Rodzaj żeński. 🙂
@Róża
Nie wiem jak u Pani, ale w stolicy praktycznie wszystkie gimnazja (poza tymi przy liceach) zamieniono na podstawówki, a nie w naturalej proporcji 2:1 czy choćby 3:1. Kadrze pozwolono „się rozpłynąć”. No to teraz liceów brakuje 🙁 Wtedy chciano dokopać „deformie”, licząc na efekty wyborcze. Przy TAKIEJ „opozycji” zwycięstwa” nie było, a teraz w LO będzie 4,5 a za rok 5 roczników. I NIC z problemem TEJ kumulacji nie zrobiono, choć nawet GW o niej pisała już w 2019 🙁 A Trzaskowski mówił w wywiadzie, że on NA RO szkół budować nie będzie – tyle WIEDZIAŁ o problemie 🙁 https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,24846094,armagedon-w-stolecznych-szkolach-a-kumulacja-rocznikow-szybko.html
@Róża
1.”Program chemii, biologii, fizyki z trzech klas gimnazjum przerzucony do dwóch podstawówki,”
2 lata SP + 4 klasy LO = 6 lat. 3 lata gimnazjum + 3 klasy LO = 6 lat.
2.” bo w wieku 14 lat mają umieć to co wcześniej w wieku 16,”
Dla 6 latków, których polowa przez wiele lat cierpi katusze w szkole już od 6. roku życia, jest to kompletnie bez różnicy.
@elferxxx wielokrotnie na blogu pokazywał przykład zróżnicowania w szkole niemieckiej po 4 klasie: dla lubiących i potrafiących się uczyć, dla pozostałych ścieżka techniczna i zawodowa. Podobnie jest w Szwajcarii.
Wielokrotnie pisałem o fikcji edukacyjnej, związanej z nauczaniem większości przedmiotów: najbardziej bawią mnie te komplety „szóstek” w SP.
Wyjątek stanowią języki i matematyka, gdyż oceniane są za wiedzę i umiejętności wieloletnie. Z geografii można mieć np. 6, nie wiedząc gdzie płynie Ob czy też gdzie znajduje się Australia, ponieważ” w tym roku przerabiamy Europę” 🙂
I tak chyba być powinno. Geografowie nakazujący dzieciom porównanie szaty roślinnej i budowy geologicznej Alp Australijskich z tymi w Austrii to byłaby katastrofa. Większość z nich to te, które są zdolne poprowadzić Nil „przez oraz”.
Prezydenci dużych i wielkich miast, nawet za niewielkie pieniądze mogliby znacząco poprawić jakościowy i ilościowy dobrostan nauczycielski. Rządzący również. Natomiast gimnazja to była kompletna katastrofa, również programowa. Ta żaba została już zjedzona: proszę poczytać wpisy @Jim czy też @deo 🙂
@Róża
Polecam, jako interesujący przyczynek do dyskusji o edukacji
https://www.youtube.com/watch?v=z0G7UHnIQXA
@belferxxx
Wiem, że zakres materiału z matematyki był szerszy, ale jest tylko kilka procent dzieci, które usłyszą wzór z matematyki, fizyki, ułożą sobie w głowie skąd się wziął i mogą lecieć dalej. Pozostałe muszą te zadania w tępy mechaniczny sposób wyćwiczyć i dawniej miały na to czas. Teraz nie mają, bo muszą ciągle pisać sprawdziany z innych przedmiotów z takich absurdalnych szczegółów (w końcu to gotowce przygotowane przez wydawnictwa) a ja i Pan dostawaliśmy klasówkę z historii czy geografii z trzema pytaniami i można było lać wodę. Taka klasówka w podstawówce była wtedy średnio raz na półrocze, teraz testy muszą być ciągle i ze wszystkiego. Panie zajmują sobie kolejkę z wpisami testów w terminarzu z miesięcznym wyprzedzeniem, bo potem może być naruszony statut, a jak będzie grubo przekroczona ilość dopuszczalnych sprawdzianów, to się rodzice zagotują, a w każdym razie ujawnią swoje codzienne zagotowanie. Kartkówki są z plastyki, muzyki i techniki. Na technice to Pan coś robił z drewna, a ja gotowałam czy haftowałam. Nawet test z lektury dotyczy bzdurnych szczegółów, żeby go dobrze napisać trzeba przelecieć testy z internetu, przeczytanie lektury nie wystarczy. Więc skoro wiadomo, że system polega teraz na testowaniu dzieci ze szczegółowych pamięciowych bzdur należałoby to uwzględnić wrzucając program gimnazjum do dwóch klas podstawówki albo zmienić system sprawdzania wiedzy. A dzieci musza się tych wszystkich szczegółów uczyć, no bo przecież „punkty do liceum”. Nieliczne mogą sobie trochę odpuścić robiąc laureata z przedmiotów ścisłych, ale wyniki konkursów są na tyle późno, że i tak zdążą dużo czasu stracić. I dlatego Pan, który uważa, że rodzice przesadzają, bo matematyka, fizyka są teraz łatwiejsze, z jednej strony ma rację, a z drugiej nie ma. Uczył się Pan dużo w podstawówce? Nie sądzę, dla dziecka zdolnego wystarczyło to co zapamiętało z lekcji. No i nie miał Pan tylu lekcji co mają teraz
@Krzysztof Cywiński
Sędzia to rzeczownik dwurodzajowy- w obu rodzajach taki sam w mianowniku, w pozostałych przypadkach różnie się odmienia
@Krzysztof Cywiński
Panie Krzysztofie ja nie jestem ani zwolenniczką gimnazjów, ani nawet niewysyłania 6 latków do szkół, bo większość dzieci nie powinna siedzieć do siódmego roku życia w zerówkach w przedszkolu. To co się dzieje w tej chwili w szkołach podstawowych to paranoja, i często to rodzice o wyższym statusie zawodowym widzą jak wielka to paranoja i marnowanie dzieciństwa, które oni sami fajniej mogli przeżyć . Słabiej to widzą rodzice, których dzieci mają osiągnąć to czego oni sami nie osiągnęli, im się wydaje, że to ma pewnie jakiś sens i przyniesie cudowne owoce.
@Róża
>Pozostałe muszą te zadania w tępy mechaniczny sposób wyćwiczyć i dawniej miały na to czas<
Nie! Kiedyś po prostu uczono matematyki czy fizyki INACZEJ – pod kątem ich ZROZUMENIA i opanowanie KLUCZOWYCH umiejętności (m. in. było dużo zadań tekstowych). Zmienił się, pod wpływem zapisu podstaw oraz sposobu ich egzekwowania SPOSÓB uczenia. Dziś nauczyciel po kolei "przerabia"(czyli odfajkowuje!) punkcik po punkciku z podstawy. Kiedyś bardziej uczył matematyki czy fizyki w określonym zakresie, stosownie do znacznie ogólniejszych haseł podstawy. A oceniał jego pracę nie niekompetentny w przedmiocie(!) dyletant-urzędas (dyrektor czy wizytator/ewaluator), ale wizytator-metodyk przedmiotowy … 🙁
@Róża
To o czym Pani pisze, to jest ORGANIZACJA szkoły. Ale w ramach „oddawania jej rodzicom” przez „S” i AWS mają oni wiele do powiedzenia. A statystycznie mądry rodzić to pewna rzadkość. Więc może się Pani zdziwi, ale to wielu rodziców ciśnie na dyrekcje i nauczycieli żeby było duuużo stopni, bo oni je widzą, a innych elementów i efektów pracy dzieci – nie. Cisnie na nauczycieli, ciśnie na dyrektorów, ciśnie na kuratorium! Na dodatek mamy Librusa/Vulcan który formatuje ocenianie – wylicza średnie ważone, rodzicom o każdej ocenie melduje natychmiast – niektórzy tym ŻYJĄ …
@belferxxx
Wiem jacy są rodzice, na klasę jest ze trzech gadających głupoty na zebraniu rodziców i wypisujących do nauczycieli i dyrekcji, trzech mówiących coś z sensem, reszta się nie odzywa. Tylko, że to nie tych trzech rodziców, których dziecko ma osiągnąć coś za nich, układa te terminarze w librusach i te klasówki z gotowców. Ta paranoja, którą opisywałam jest w większości podstawówek w Polsce. Argument o rodzicach znam, ale on jest naprawdę słaby, no bo jak on świadczy o nauczycielach- trzech durnych rodziców sprawia, że nauczyciele stają się bezmyślni
@Róża
„Sędzia to rzeczownik dwurodzajowy- w obu rodzajach taki sam w mianowniku, w pozostałych przypadkach różnie się odmienia”
No chyba niekoniecznie 🙂
Mianownik: kto? co? r. męski – sędzia, r. żeński sędzina 🙂
Stosowanie innych form jest, nawet zakładając ich poprawność, jest nienaturalne, nie ma zwyczaju tak mówić, co, jak ujął to prof. W. Doroszewski stanowi o błędności językowej. Może @Gospodarz nam podpowie? 🙂
Dotyka Pani jednak istotnej kwestii, którą poruszył @ belferxxx: zmiany sposobu nauczania przede wszystkim matematyki. B. wiele dzieci idąc do szkoły posługiwało się dobrą polszczyzną, bez znajomości gramatyki. Gramatyki uczyłem się jedynie przy okazji nauki języków obcych, ewentualnie słuchając jednym uchem tego, co na lekcji. Kulturę językową kształciliśmy przede wszystkim dzięki czytelnictwu i publicznym wypowiedziom osób wykształconych. W SP przede wszystkim uczono nas liczyć i rozwiązywać równania i układy równań oraz geometrii. To było minimum do zaliczenia, aby zdać do kolejnych wyższych klas. Byłem zatrudniany wielokrotnie do pomocy słabszym kolegom, którzy zostawali nawet trzy razy w tygodniu po lekcjach na tzw. douczanie wyrównawcze. Teraz tej umiejętności nie posiada nawet 30% maturzystów. Bez nich w ogóle nie da się uprawiać szkolnej matematyki. W SP jest wiele przypadków dzieci, które nie rozróżniają dzielenia od mnożenia. Mógłbym o tym sporo powiedzieć, ale jestem osobą zakazaną w debacie publicznej 🙂
Generalnie, przedmioty ścisłe w SP są nauczane pod utalentowanych pracusi. To tak jakby na lekcjach W-F zajmować się tylko Radwańskimi, a reszta niech tam jakoś sobie radzi.
@Krzysztof Cywiński
Osoba, która wydaje wyrok to zawsze sędzia, nie sędzina, sędzina to (dawniej) żona sędziego. Podam przykład różnicy w odmianie zależnie od rodzaju- nie ma sędziego Kowalskiego, nie ma sędzi Kowalskiej.
@Róża
Librus jest ułożony pod STEREOTYPOWY obraz szkoły URZĘDNIKÓW – tych interesuje to co NAPISANE, a nie to co uczeń ma w głowie. Miarą pracy nauczyciela i szkoły są właśnie wpisy i te liczby klasówek i ocen. ŻADNEGO urzędasa nie obchodzi, co się pod nimi kryje. Ale to odpowiada też stereotypowemu obrazowi szkoły części (ale krzykliwej!) rodziców. Urzędas w kuratorium/dyrektor nie patrzy jaki % rodziców pisze pisma etc. on widzi same pisma (no i to, że „cóś” musi odpowiedzieć). Kiedyś wizytator potrafił spytać(!) uczniów na/po hospitacji o to i owo, żeby wyrobić sobie obraz efektów pracy nauczyciela. Dziś NIKT tego nie robi – przede wszystkim dlatego, że nie ma wizytatorów przedmiotowych – na lekcję przychodzi urzędas, który o przedmiocie nie ma pojęcia (bo jest np. historykiem, a kontroluje matematykę) – interesują go WYŁĄCZNIE papierki i święty spokój 🙁 Z szalonymi rodzicami on NIC zrobić nie może, a nauczyciela/dyrekora postraszyć czy mu zaszkodzić – owszem … 🙁 Dlatego urzędasy tak nie cierpią opartych na mierzalnych i niezależnych od zainteresowanych (w sensie mozliwości wpływania na oceny same!) EFEKTACH pracy nauczyciela i szkoły typu rankingu Perspektyw (porównuje szkoły rozwijające NAJZDOLNIEJSZYCH!) i dlatego jest to przedsięwzięcie PRYWATNE …
@Róża
Widzę, że subtelnie się nie da, więc spróbujmy b. trywialnie 🙂
Jeżeli jest Pani na tyle znawczynią ( nie znawcą 🙂 ) problemu, to pominięcie tego aspektu jest zwykłą nieuczciwością albo przeceniam Pani wiedzę:
Rada Języka Polskiego:
„Sędzina
Inny korespondent spytał o znaczenie rzeczownika sędzina: nie był pewien, czy można nim nazywać kobietę wykonującą zawód sędziego, czy tylko − tradycyjnie − żonę sędziego. Poprosił także o odpowiedź na pytanie, czy poprawna jest forma sędziowa (w znaczeniu ‘żona sędziego’). Odpowiedziała mu sekretarz:
[…] istotnie, wyraz sędzina pierwotnie oznaczał wyłącznie żonę sędziego, tak jak hrabina − żonę hrabiego, a wojewodzina − żonę wojewody. Obecna w tych słowach cząstka -ina (występująca także w wariancie -yna) służyła kiedyś (i może służyć dziś, jednak nieformalnie) do tworzenia nazw żon od nazwisk lub nazw stanowisk mężów, które to nazwiska lub nazwy są zakończone na -a. Żona pana Kuleszy może się więc przedstawiać jako Kuleszyna, a Zaręby − jako Zarębina.
Współcześnie jednak przyrostek -ina/-yna wychodzi z użycia. Gdy chce się utworzyć nazwę żeńską od męskiej, coraz częściej stosuje się przyrostek -owa, niezależnie od tego, czy dołącza się go do nazwy zakończonej na -a, czy spółgłoskę (np. o żonie prezydenta Wałęsy prasa pisała Danuta Wałęsowa, a nie Danuta Wałęsina).
Emancypacja kobiet zostawiła swoje ślady w języku. Dawniej kobiety były identyfikowane jako czyjeś żony − sędziego, wojewody czy aptekarza. Mówiło się o nich sędzina, wojewodzina, aptekarzowa. Dziś mniej istotne jest to, jaki zawód wykonuje lub jaką funkcję pełni mąż jakiejś pani; ważniejsze jest to, czym ona się zajmuje. Dlatego sędziną zaczęto nazywać nie żonę sędziego, lecz kobietę sędzię. Postąpiono tak wbrew regułom języka polskiego (przyrostek -ina/-yna powinien wskazywać przecież na to, że mowa o czyjejś żonie, a nie o kobiecie wykonującej jakiś zawód), lecz zgodnie z potrzebą wypełniania nowych elementów rzeczywistości nowymi słowami. Istniał (i istnieje do dziś) co prawda żeński rzeczownik (ta sędzia), jednak widocznie został on uznany przez użytkowników języka za mało wygodny, ponieważ jest tożsamy graficznie z rzeczownikiem rodzaju męskiego (ten sędzia). Dawnemu słowu sędzina przypisano więc nowe znaczenie.
Współcześnie na określenie kobiety wykonującej zawód sędziego używa się dwóch nazw − sędzia i sędzina, przy czym ta druga ma charakter potoczny. Nie jest błędem również używanie słowa sędzina w tradycyjnym znaczeniu − jako żony sędziego.
Prof. Walery Pisarek zauważył, że nowe znaczenie przypisano także wyrazowi królowa − obecnie znaczy ona zarówno ‘żona króla’, jak i ‘władczyni; kobieta król’.
2002 r.”
Proszę zwrócić uwagę na datę i autorstwo: Rada Języka Polskiego. Od tego czasu upłynęło praktycznie pokolenie.
Kilka lat temu ministra śmieszyła, obecnie wydaje się być słowem naturalnym, chociaż ministerka razi nawet autokorektę. Piekarka brzmi głupio, natomiast w najbliższych latach przyszłem będzie już poprawne.
No to teraz przejdźmy do programu nauczania. Lekcje j. polskiego w sposób sztuczny dociążymy szczególarstwem kilku tysięcy feminatywów z ich deklinacją, co zostanie sprawdzone oczywiście testem. Lekcji pozostanie tyle samo, więc kosztem innych treści, pogłębiając chaos w uczniowskich głowach. To zrobiono z przedmiotami ścisłymi dla tych 500 uczniów rocznie, którzy zostaną nauczycielami akademickimi tych przedmiotów.
@Krzysztof Cywiński
„Istniał (i istnieje do dziś) …żeński rzeczownik „ta sędzia”…tożsamy graficznie z rzeczownikiem rodzaju męskiego „ten sędzia””- tyle Pan naprzepisywał, a ja to wcześniej Panu napisałam, że jest żeński i męski. Sędzina występuje w języku potocznym. Pan pisał, że żeński, potem że męski. I czemu Pan dziś tak się złości…ja jestem miłą kobietą, nie mam natury tej Pani Mery co tam się przyczepiła do Pana dzieci
@arbuz z natury taki jest, nie lubi, jak nie ma racji
@Róża
1.” tyle Pan naprzepisywał, a ja to wcześniej Panu napisałam,”
Wkleiłem, a nie przepisywałem 🙂 Z pochopności wszystkim zdarzają się przejęzyczenia, nawet na piśmie 🙂
2.Zacytuję Pania prof. dr hab. E. Kołodziejek (Rada Języka Polskiego): „ZACZNIJMY OD STWIERDZENIA, ŻE ODMIANA NAZWY SĘDZIA JEST HISTORYCZNIE SKOMPLIKOWANA. CHOĆ MA RODZAJ MĘSKI, TO ODMIENIA SIĘ JAK RZECZOWNIK RODZAJU ŻEŃSKIEGO”. Nie jestem znawcą gramatyki. Dotychczas byłem przekonany, tak jak pani profesor, że to rodzaj męski. Po Pani uwagach o rodzaju dwuosobowym, doczytałem się, m.in., że te zagadnienia są w trakcie badań 🙂
3.Jestem zwolennikiem ewolucji, gdyż jak poucza nas historia, za rewolucje otrzymujemy zawsze spory rachunek do zapłacenia. Wprowadzanie ich na siłę do obowiązujących reguł drogą rewolucyjną, będzie skutkowało m.in wprowadzeniem ich do treści obowiązujących w programach szkolnych. Młodzież już pisze fatalnie, a takie szczególarstwo pogłębi chaos w ich głowach. W szkole ziewaliśmy już przy przydawkach, imiesłowy zaprzeszłe usypiały 🙂 Wprowadzenie takiego szczególarstwa do programów nauczania matematyki, fizyki i chemii skutkuje jej beznadziejnością. Ale ma Pani rację: po co się przejmować bzdurami, których nie jestem autorem?
4.” Pan pisał, że żeński, potem że męski.” Nie, nie pisałem, ale cytowałem, stąd cudzysłów 🙂
5.Nawet przez chwilę nie powątpiewałem, że jest pani miłą kobietą, jak kwiat pięknej róży, co nie oznacza, że nie dostrzegam cierni 🙂
@Mery
Biedna kobieto: o co mnie jeszcze oskarżysz?
1.W ostatnich dwóch miesiącach musiałem odmówić korepetycji ponad setce ludzi.
2. Nakład moich książek wyczerpał się kilka lat temu. Osiągnęły status kultowego bestsellera i są niedostępne nawet na Allegro. Nie chce mi się na starość bawić w wydawnictwo.
3.Chciałbym być panem w wieku średnim, ale niestety w wieku lat 62 mogę być już jedynie starszym panem.
4. Po publikacji artykułu, kiedy różne ratlerki zaczęły mnie obszczekiwać, a nawet usiłują nasikać na nogawkę, poprosiłem Pana prof. J. Mioduszewskiego o recenzję.
Mam ją na piśmie. Dla Pani wiedzy: był adiunktem u prof. Knastera, w czasach kiedy matematyką na uniwersytecie im. Stalina rządził prof. Steinhaus. No i był v-ce Przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Matematycznego.
5.Dla Pani studia w MGIMO są czymś nagannym, dla mnie niekoniecznie. Ale jak Pani taka pryncypialna, z urojeniem wyższościowym serwująca epitety prowincjonalnemu nauczycielowi ułamków, to może zaproponuję spacer pod redakcję GW: nawkłada Pani naczelnemu za jego młodość, ulży Pani. A może zniszczenie grobowca rodzinnego aktorów to Pani sprawka? No bo ich przodkowie mieli taką nieakceptowalną dla Pani przeszłość 🙂
Będę szalenie zobowiązany za wskazanie biznesu , jaki w Pani pojęciu uprawiam. Sam nie skorzystam, ale chętnie przekażę Pani rady innym, a może skorzysta ktoś z blogowiczów 🙂
Proszę pluć dalej. Są rejony świata, w których uważa się, że to pomaga 🙂