Marsz Niepodległości – było za spokojnie?

Znajomi absolwenci, którzy uczestniczyli we wczorajszym Marszu Niepodległości w stolicy, mówili, iż nie mam czego żałować, że nie byłem. Nic się nie działo. Tylko spalono wizerunek Tuska, spalono symbole LGBT i opluto flagę Unii Europejskiej. Tylko tyle? – aż nie mogli uwierzyć.

Oczekiwali znacznie większej zadymy. Kiedy długo nic się nie działo, pomyśleli, że idą za bardzo z przodu pochodu. Przesunęli się więc do środka, a tam też nic. No to na tyły – wciąż za mało. Może zadyma będzie później. Czekali, ale się nie doczekali. Uznali, że nie warto było jechać do Warszawy. Pewnie w Łodzi więcej się działo – pod tym względem.

Szedłem wczoraj przez centrum Łodzi o różnych porach, ale nawet o pierwszej w nocy nie było zadymy. Widziałem sporo policji, także po północy stały radiowozy i migały światłami. Uprzedzono mnie, abym nie plątał się bocznymi ulicami, bo tam może być niebezpiecznie. Musiałem jednak skręcić na Stare Polesie. 

Minąłem kilka grup z biało-czerwonymi flagami, zwiędły mi uszy od wulgaryzmów, skręciło mnie od zapachu moczu, ktoś przy mnie rzucił butelką, jakaś grupka darła się, że musi komuś przypierd…, ale skończyło się na słowach. Nikt mnie porządnie nie zaczepił. Święto Niepodległości bez rozpierduchy? Niektórzy są w szoku.