Prawo do odwołania
Kinga, abiturientka z Krakowa, porusza niebo i ziemię, aby podważyć wyniki swojej matury. Ponieważ prawa do odwołania nie ma, więc dziewczyna pisze listy, do kogo się tylko da. W jej sprawie zabrała głos nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Być może problemem będzie musiał zająć się Trybunał Konstytucyjny. Sprawa robi się wielka (zob. materiał).
Na chłopski rozum każdy powinien mieć prawo odwołania się od wyniku egzaminu. Egzaminatorzy to tylko ludzie, mogli się pomylić, nie zauważyć albo też mogło im się zwyczajnie nie chcieć solidnie sprawdzić. Poza tym w Polsce na odwal się pracują ludzie nawet na najwyższych szczeblach, nauczyciele także. Maturzyści powinni więc mieć prawo odwoływać się od wyników matury, inaczej jest to łamanie praw człowieka.
To, oczywiście, piękna teoria. Pomyślmy jednak o skutkach. Wyobraźmy sobie sytuację, że to prawo zostało wprowadzone i uczniowie mogą odwoływać się od wyników matury. Kto nie wie, co się wtedy stanie, niech posłucha. W wielu szkołach uczniowie mogą odwoływać się od ocen cząstkowych, np. podważać wyniki klasówek, kartkówek, prac domowych itd. Gdy takie prawo jest, nieomal każdy z niego korzysta. Młodzi ludzie dyskutują z nauczycielem przy każdej okazji. Otrzymali z klasówki czwórkę, ale chcieliby piątkę, więc próbują przekonać nauczyciela, że się pomylił. I w wielu wypadkach udaje im się coś wskórać. Sporo uczniów wychodzi z założenia, że nie zaszkodzi spróbować. Uda się, to dobrze, nie uda się, to nic straconego.
Jednej klasie można wytłumaczyć, ale całej Polsce? Nie łudźmy się, tego nie udźwignie żadna dotychczasowa instytucja. Okręgowe Komisje Egzaminacyjne zapchałyby się od razu. Uczniowie składaliby odwołania, a na rozpatrzenie czekaliby po kilka lat. Trzeba by zatrudnić specjalnych kontrolerów, inspektorów ds. odwołań, niezależnych badaczy. Trzeba by w OKE zatrudnić kilka tysięcy nowych ludzi.
Jeśli ktoś myśli, że maturzyści masowo nie będą się odwoływać, to się myli. Jestem pewien, że to będzie pospolite ruszenie. Dlatego albo tego prawa uczniowie nie powinni mieć, albo też należy zatrudnić masę urzędników, którzy obsłużą interesantów. Inaczej system się zawiesi. Jest jeszcze trzecie wyjście. Można skorzystać z doświadczeń nauczycielskich, tzn. mścić się na tych, którzy podważają ocenę. Niech matury takich osób ponownie sprawdzą najbardziej surowi egzaminatorzy, tacy, co każdą usterkę wytropią, czyli egzekutorzy. Niech po interwencji wynik będzie jeszcze gorszy niż przed. Wtedy będziemy mieli sprawiedliwość. Każdy będzie miał prawo się odwołać, ale dla własnego dobra nikt z niego nie skorzysta. Lepszy bowiem wróbel w garści niż gołąb na dachu.
Komentarze
Rozmawialiśmy o nauczaniu przedsiębiorczości.
Bardzo optymistyczna rozmowa.
Nie można podlinkować audycji, linkuje podcast i trzeba znaleźć rozmowę z Leszkiem Melibrudą, psychologiem z 31.07.
http://www.tok.fm/TOKFM/0,91173.html
Do Gospodarza
Gdy był ministrem p.Sawicki wprowadził prawo ucznia do odwołania się od dowolnej oceny semestralnej czy rocznej(niedostateczny czy kwestia drugoroczności to co innego -tu prawa odwoławcze są zrozumiałe!) Jednocześnie ten sam p.Sawicki walczy jak lew by uczeń nie mógł się odwoływać od ocen z egzaminów zewnętrznych o życiowym dla niego znaczeniu!
Moim zdaniem prwao odwołania od ocen o charakterze informacyjnym o postępach(tak jak odwołanie od diagnozy lekarza!) są bez sensu. Natomiast w przypadku egzaminów zewnętrznych,szczególnie, że pojawiają się w nich i ich sprawdzaniu i ocenianiu(sumowanie punktów np.) b.liczne błędy,uczeń powinien mieć prawo do odwołania, podwójnego sprawdzenia, kopii pracy itd. Być może usługi te powinny być płatne, jeśli ocena zostanie utrzymana, ale prawo do nich uczeń powinien mieć!!!
Ależ oczywiście, wprowadźmy zasady odwoływania się od wyniku egzaminu przed sądami powszechnymi.
Maturzysta oddaje sprawę do sądu cywilnego. Już po ośmiu miesiącach trafia ona na wokandę, po następnych pięciu odbywa się pierwsza rozprawa. Obie strony powołują swoich biegłych (z listy biegłych sądowych, oczywiście). Ponieważ muszą mieć oni czas na przygotowanie swoich opinii, już po 9 miesiącach od pierwszej rozprawy odbywa się druga rozprawa. W następnym roku tylko jedna – bo zmienił się sędzia orzekający w tej sprawie, a nowy nie miał czasu zapoznać się z aktami. Kolejne rozprawy „cykają” w rytmie jednej na rok. Wreszcie wyrok, obie strony odwołują się do sądu wyższej instancji. Apelacja, kasacja. I wreszcie po sześciu latach od wniesienia sprawy przez maturzystę – jego wynik z przedmiotu zostaje definitywnie ustalony. I może zacząć studia!
Czasy kolejnych rozpraw wziąłem z własnej sprawy, którą toczę od 2008 r. ze szpitalem wojewódzkim. W tym roku jeszcze nie odbyła się żadna rozprawa.
No i sam Pan udowodnił, że matura jako egzamin wstępny jest błedna i wręcz niekonstytucyjna. Jedyne rozwiązanie – przywrócić egzamin wstępny. Matura może być wyłącznie egzaminem kontrolnym, uznawanym przez niektóre uczelnie na zasadzie dobrowolności, a nie odwrotnie.
Pomysł z mściwością to po prostu szczyt socjalizmu.
Zgadzam się z S-21 odwołanie może być płatne, ale musi być.
Każdy kto projektuje system edukacji jako całość z jednolitymi egzaminami wstępnymi dla całego kraju i wszelkich szkół, nie rozumie złożoności przedsięwzięcia (obliczeniowej, organizacyjnej, informacyjnej, mentalnej itd.). Najpierw się wymyśla ‚system’, a potem rzeczywistość dopasowujemy do ‚systemu’, bo komuś się wydawało, że tak będzie lepiej, jak wszyscy będą mieli to samo. Złożoną rzeczywistość ma zastąpić prosty ‚system’. To są kolejne pomysły na reformowanie socjalizmu, który w edukacji, po upadku komuny narasta (inaczej niż gdzie indziej).
Każdy uczeń powinien mieć dostęp do kopii swojego egzaminu (za opłatą).
Sposób oceniania powien być analizowany w gazetach na konkretnych przykładach, a nie na zasadzie tajności, a jak ktoś usiłuje się czegoś dowiedzieć, to my go mściwie potraktujemy wrednym egzaminatorem w ramach zemsty za dociekliwość. To jest dopiero ‚wychowawcza rola szkoły’. Jak ktoś myśli i sprawdza, to trzeba go poniżyć i zniszczyć. Nie ma to jak powszechne ‚doświadczenie nauczycielskie’. Wiemy już czego szkoła uczy: feudalizmu. Rób co ci każą i się nie wychylaj.
To po co jest „wgląd” w pracę?
Chyba w celu ewentualnej korekty tzw. oczywistej omyłki (jeśli takowa się zdarzyła).
Z tego, co pamietam w GB po zakończeniu sesji A-level (odpowiednik matury) istnieje okres około miesiąca, w którym każdy zdający ma prawo odwołać się od wyniku. Wpłaca kilkudziesieciofuntowa kaucje, i oczekuje na ponowne sprawdzenie pracy. Jeśli komisja egzaminacyjne – po ponownym sprawdzeniu – podwyższyła wynik, kaucja podlega zwrotowi. Jeśli jednak wynik został utrzymany lub obniżony – kaucja przepada. Uczy to ostrożności w zgłaszaniu zastrzeżeń, tym bardziej, ze wynik ustalony przez komisje jest ostateczny i nie ma możliwości jego zmiany.
Tymczasem u nas zdający oprotestowujac swój wynik z góry zakłada, ze może być on jedynie podwyższony. A przecież egzaminator może mylić się także na korzyść zdajacego i ten błąd tez trzeba naprawić.
Brak możliwości skserowania lub sfotografowania pracy (przy jej sprawdzaniu przez maturzystę ) jest co najmniej dziwny. Nauczyciele nie chcą, aby ich błędy ujrzały światło dzienne.
Krzysztof Mazur pisze:
2011-08-01 o godz. 13:14
Każdy uczeń powinien mieć dostęp do kopii swojego egzaminu (za opłatą).
Zgoda, nie uciekam od odpowiedzialności za błędy, które jako egzaminator ewentualnie popełnię. „System”, który tę możliwość blokuje, nie chroni nas, nauczycieli – zapewniam. Jestem przekonana, że idzie raczej o to, że podstawą jego funkcjonowania jest brak zaufania i domniemanie winy (w końcu nauczyciel to nie przestępca i niczego udowadniać nie trzeba). Dlatego z góry założono, że egzaminowanie własnych uczniów przeprowadzamy nieuczciwie (polonista nie dyżuruje w dniu egzaminu humanistycznego, bo na pewno by podpowiadał!!). Egzaminator też nie ma pewnie czystych rąk i dlatego prace przewozi się firmami kurierskimi do innych województw, a gdyby to było mało – prace muszą być wielocyfrowo zakodowane (nalepki z kodem kreskowym, he, he). No i jeszcze „baba w babie” – pudełka większe i w środku mniejsze, a w nich bezpieczne koperty, protokoły… Że to sporo kosztuje? Ależ w imię wyższych racji…
Jako prosty nauczyciel i egzaminator cieszę się, że nie jestem dyrektorem liceum, który – to już „oczywista oczywistość” – otworzyłby i ujawnił testy maturalne – więc niech od piątej rano dyżuruje, by odebrać zestawy (wolałabym sobie przynieść śpiwór i spać w sekretariacie niż wstać o czwartej i jechać do pracy z mleczarzami!). Tym sposobem bezpiecznie jest jak w Pentagonie, ale czy łatwo znaleźć pracę ucznia? gdzie? w jakimś wielkim składowisku prac??? Więc niech się nikt nie odwołuje.
Kolejny argument na rzecz poglądu, że matura to kpina z ludzkiego rozumu. Taka nasz ludowa tradycja, przyzwyczajenie, obyczaj, nawyk, nałóg, perwersja, niezbędnik, sado-masochizm, komunał, stereotyp. Uczeń bez matury, to jak mężczyzna, który nie był w wojsku, albo jak kobieta, która nie umie gotować.
Kopernik nie zdałby matury, jestem pewien. A co dopiero Chopin.
Krzysztof Mazur.
Świetnie to ująłeś. Dokładam: szkoła chce sprawdzać i próbować ludzi, zamiast umożliwić ludziom, żeby mogli próbować i sprawdzać siebie.
Gdyby ktoś opublikował niektóre prace, to czytelnicy umarliby ze śmiechu. Jest wgląd do pracy – można pojechać do OKE.
Odwołania? Egzaminuję od lat i często bywa na ustnym tak, że świetny zdający nie wierzy, że dostał maksymalny wynik, a nędzny, dukający i nieprzygotowany (mieć kilka miesięcy na przeczytanie lektury i nie wiedzieć nic o treści!) najchętniej zakwestionowałby wynik.
Do nauki, uczniowie! To nie boli!
@Pola
Oczywiście, wszyscy są uczciwi. Lecz słówko „wszyscy” jest dużym kwantyfikatorem i kryją się za nim sprawy i sprawki, które są egzaminatorom znane. Ktoś sprawdza wedle swojego widzimisie, bo „zawsze w szkole uznawał takie odpowiedzi”, choć są one ewidentnie błędne. Ktoś błędnie przenosi punktacje na kartę odpowiedzi, na wytkniety błąd wzrusza ramionami. Ktoś za wypracowanie zawsze przyznaje 8 punktów, a na pytanie dlaczego odpowiada, ze tak mu wygodnie. I nie są to – niestety – przypadki zmyslone, lecz doswaidczenia ostatniej matury majowej. I to nasi koledzy, w pełni wykształceni, świadomi nauczyciele. Tacy sami, jak wszyscy.
C.d.
Takich egzaminatorów staramy się wyłapywać i odzywać od sprawdzania. No oczywiście, to oni generują błędy w ocenianiu prac egzaminacyjnych, ale przecież na codzień uczą w szkołach i na codzień oceniają swoich wychowanków. I tu nikt nie widzi błędów w ich postępowaniu? I tu są szanowanymi, nagradzanymi nauczycielami? Cześć z nich aż się się rwie do powrotu starej matury, bądź jakiejś jej postaci. Wtedy dopiero pokazaliby co potrafią.
A propos wypowiedzi Sydala: – z ubiegłorocznej matury. Z treści tematu maturzysta zrozumiał, ze Marek Edelman był kobieta, gdyż pisał o nim: Marka Edelmana. A myślałem już, ze widziałem wszystko.
Uważam, że uczeń powinien mieć prawo do odwołania się od oceny. Rozumiem, że pojawią się różnego rodzaju problemy natury organizacyjnej, nadużycia, ale obecna sytuacja jest nie do zaakceptowania.
Bezimienna i nieweryfikowalna siła ma decydować o czyimś życiu? Trochę jak w Procesie Kafki – takie skojarzenie.
Nie robimy czegoś, bo jest uciążliwe? Broni Pan matury ustnej z języka polskiego, postulując zmiany, które organizacyjnie są kosztowne i uciążliwe, ale sensowne. Tutaj mamy do czynienia z podobną sytuacją.
„Jako prosty nauczyciel i egzaminator cieszę się, że nie jestem dyrektorem liceum, który ? to już ?oczywista oczywistość? ? otworzyłby i ujawnił testy maturalne ? więc niech od piątej rano dyżuruje, by odebrać zestawy (wolałabym sobie przynieść śpiwór i spać w sekretariacie niż wstać o czwartej i jechać do pracy z mleczarzami!).”
Taki, lub podobny przypadek miał miejsce. Winna była bodajże sprzątaczka. Trzeba pamiętać, że w dobie internetu ujawnienie pytań nawet kilka godzin przed egzaminem może znacząco wpłynąć na wyniki. ostatni przeciek we Francji też tego dowodzi. Wyniki egzaminu maturalnego mimo wszystko mają dla wielu uczniów duże znaczenie, więc ostrożność i restrykcyjne normy bezpieczeństwa, poufności są chyba jednak uzasadnione.
Ja tam nie widzę problemu z odwołaniami. To tak, jak z mandatami za wykroczenia drogowe, karami nakładanymi przez kontrolerów w publicznej komunikacji itp. Każdy zainteresowany może się odwołać, spora część osób z tego prawa korzysta, ale ogólnie duża liczba spraw rozkłada się w skali kraju na wiele jednostek organizacyjnych danego organu. Sprawy egzaminów to typowo administracyjne sprawy: instancją odwoławczą powinny być specjalne komisje powołane przy ministrze ds. edukacji, a skargę od decyzji tychże można by wnieść do WSA (ostatnia instancja NSA). Podobne rozwiązanie jest przy egzaminach prawniczych (ścieżka j.w.). Odwołuje się ok. 95 % tych, którzy nie zdają, kilkadziesiąt % odwołań jest uwzględnianych (statystyki są gdzieś na stronach MS), sprawy trwają do 10 m-cy (koszmarnie długo: niemalże do kolejnego egzaminu, bo komisja jest tylko jedna). Liczba osób przystępujących do egzaminów co roku: kilka tysięcy i rośnie. Można ? Można. Z uwagi na niezamożność naszego państwa wprowadziłabym opłaty, z których zwolnieni byliby niezamożni maturzyści.
A na pokładzie promu kosmicznego trzy komputery obliczały to samo i porównywały wyniki. Gdy się zgadzały, w granicach dopuszczalnego błedu obliczeniowego (ile wynosi dzisiaj rozrzut pomiędzy ocenami tej samej pracy przez dowolnych dwóch egzaminatorów?) to taki wynik przyjmowało się za prawdziwy. Jak wystąpiła znacząca (większa od dopuszczalnego błędu) różnica pomiędzy jednym komputerem a pozostałą dwójką to wybór rozwiązania ustalało się przez głosowanie i wygrywał wynik większości.
Redundancja z głosowaniem.
Stare żarty z Boeinga, gdyż podobnie jak w promie kosmicznym jest zorganizowana praca w nowym Airbusie. Trzy podstawowe komputery plus dwa zapasowe. Cztery poziomy pracy:
1. Podstawowy – trzy podstawowe kompy głosują, wszystko działa, maksymalne zabezpieczenie.
2. Drugi poziom – jeden czy dwa kompy nie działają, systemy samolotu dalej działają ale z mniejszym marginesem bezpieczeństwa.
3. Działa tylko jeden komputer. Nie ma redundancji, zero marginesu bezpieczeństwa dla elektroniki. Lecimy Boeingiem.
4. Elektronika padła – system Fly By Wire zastąpiony bardzo ograniczonym systemem sterowania ręcznego. Działają tylko stery kierunku i wysokości.
Rozumiem, że sprawdzanie matury teraz to poziom czwarty. Sprawdza człowiek a nie komputer. Żadnego marginesu bezpieczeństwa, żadnej sprawdzalnej i powtarzalnej standaryzacji, brak redundancji i wolna praca.
Jak szanowne nauczycielstwo chciałoby osiagnąć poziom niezawodności Airbusa to mamy jeszcze trzy poziomy do przejścia.
Tylko po co?
Na egzaminie na egzaminatora (tak, tak jest taki egzamin) dopuszczalny margines błędu wynosi 2 punkty na cała prace.
Naście lat temu zdawałem maturę, tak zwaną „łączoną” z egzaminem na politechnikę, polegało to na tym, że matura była oceniana w szkole ale jednocześnie była wysyłana do egzaminatorów z politechniki i oni oceniali ja ponownie.
I okazało się, że szkolna ocena to była 4. A ocena tej samej matury ale oceniona przez politechnikę: 6!
Drobna różnica, prawda?
Bardzo mi wtedy brakowało możliwości odwołania się, oj bardzo. I możliwości podziękowania wrednemu nauczycielowi.
@Endo
I to mnie właśnie zaskakuje. Z opowieści nauczycieli wynika jasno, że istnieją egzaminatorzy, którzy najzwyczajniej olewają sobie swoje obowiązki i sprawdzają jak leci, byle szybciej skończyć, notorycznie przyznają o sporo punktów za mało/za dużo z czystego olewactwa. I najczęściej słyszy się, że takie osoby stara się jak najczęściej przepuszczać przez weryfikatora, pilnować itd.
I to jest właśnie najbardziej idiotyczne. „Przyłapie” się egzaminatora na tym, że kilkakrotnie zgubił punkt lub w jednej pracy zgubił ich kilka, sprawa zostaje obowiązkowo przez weryfikatora zgłoszona przewodniczącemu komisji, żółta kartka. Zgubi jeszcze kilka punktów – panu już dziękujemy, traci pan uprawnienia egzaminatora, zapraszamy za rok na ponowny kurs. A w obecnym kształcie egzaminator może nie przekraczając pewnych granic sprawdzać jak chce, mimo że wszyscy naokoło wiedzą jaką krzywdę może wyrządzić maturzyście.
Ktoś źle ocenił. Ale dlaczego źle w szkole? Może na Politechnice oceniono tę pracę błędnie. Przecież błąd nie musi być zawsze na niekorzyść zdającego. Równie często mogą występować błędy na jego korzyść.
Czy chce Pan powiedzieć, że Politechnice znają matematykę lepiej niż w szkole średniej? Jeśli tak, to jest Pan w błędzie. Chyba, że nauczał w Pańskiej szkole absolwent wieczorowego kursu matematyki prowadzonego przy WUML. Oczywiście, takie rzeczy też mogły się zdarzyć, ale w latach 50-tych.
Może po prostu nauczyciel oceniający pańską pracę przeniósł swoją opinię o Panu na pracę. To najczęstszy zarzut stawiany tzw. starej maturze. Ponieważ oceniano w niej nie pracę maturzysty, lecz jego postawę w trakcie nauki w szkole. I to miała wyeliminować nowa matura, i faktycznie wyeliminowała. Co prawda, na to miejsce przyniosła nowe problemy, no ale są one nowe …
krm pisze: 2011-08-02 o godz. 21:40
_Naście lat temu zdawałem maturę, (…) Bardzo mi wtedy brakowało możliwości odwołania się, oj bardzo. I możliwości podziękowania wrednemu nauczycielowi._
Nauczyciel-egzaminator częściej naciąga in plus aniżeli szkodzi;
http://www.cke.edu.pl/images/stories/001_Matura/WYNIKI/raport_matura_2010.pdf
str. 16, a zresztą większość histogramów wskazuje raczej na naciąganie wyników gdy egzaminatorowi znany jest próg zdawalności a nie na chęć zaszkodzenia uczniowi.
Jakoś nie przeszkadzała tutaj fenomenalna, bo dziewięćdziesięcioośmio procentowa dokładność.
Inna sprawą jest paranormalny kształt wielu rozkładów…
@Xander
Dotykamy tu problemu, o którym nikt nie chce mówić. Egzaminatorami są przecież nauczyciele. Podczas sprawdzania reprezentują dokładnie taką samą postawę, jak i w pracy/szkole. A szkody, które wyrządzają na co dzień są niepowetowane. A więc – dlaczego są powoływani do sprawdzania? Bo z przedmiotów masowych dramatycznie brakuje egzaminatorów. Bo egzamin maturalny z polskiego może sprawdzać tylko polonista, a nie jak w przypadku sprawdzianu po VI klasie – każdy nauczyciel. OKE praktycznie wykorzystują każdego polonistę, matematyka, anglistę – jeśli tylko nie uciekł do mysiej dziury, lub nie odmówił. Istnieje również pewna grupa egzaminatorów, o których wiadomo, że nie powinni sprawdzać (główne powody: braki w wiedzy merytorycznej, osobowości patologiczne). Ci nie są powoływani. Ale inni tak, choć za cenę dodatkowej kontroli ich pracy. Moim zdaniem, głównym źródłem zła są terminy sprawdzania narzucone przez Ministerstwo EN. Terminy te nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Matura MUSI być wydana 30 czerwca. Skutkiem przyjęcia tego terminu jest konieczność sprawdzenia matur w ciągu 2 – 6 dni. Liczymy tylko dni efektywnego sprawdzania, czyli soboty-niedziele. Aby to wykonać, trzeba powołać odpowiednią ilość egzaminatorów, także i tych, co do których są liczne i uzasadnione wątpliwości. Zwiększanie ilości prac na egzaminatora jest bezcelowe i równie zawodne. Poloniści i tak sprawdzają już po 50 i więcej prac.
A więc, czy jest sposób nas rozwiązanie tego problemu? Oczywiście, jest. Już w 2012 r. zmodyfikowany egzamin gimnazjalny będzie w części składał się tylko z zadań zamkniętych. Sprawdza to maszyna. Czysto, tanio, higienicznie. I bez udziału człowieka. Taka będzie matura od 2015 r. Dwa problemy: z jednej strony braku egzaminatorów, a z drugiej – nadmiernie wysokiego kosztu ich pracy, zostanie zwycięsko rozwiązany.
To właśnie nad taką formułą egzaminu pracują banki zdań, które powołał niesławnej pamięci dyrektor CKE K. Konarzewski.
Maturę zdawałem w końcu lat sześćdziesiątych. Nie byłem jednym z najlepszych uczniów w liceum (raczej wprost przeciwnie), lecz na egzaminie końcowym MOJA POSTAWA W CZASIE NAUKI nie miała żadnego wpływu na oceny. Zdałem zresztą bez żadnego problemu i z niezłym wynikiem, co wywołało pewien żartobliwy komentarz mojego nauczyciela, przepraszam – Profesora matematyki. Przypomnę, że wówczas matura była pisemna i ustna.
Teraźniejszy sposób oceniania prac maturalnych uważam za dość absurdalny, ale to temat do dłuższej dyskusji…
A co do dzisiejszej jakości nauczania, to chyba ją widać na licznych forach internetowych. I jakoś nie przychodzi mi do głowy myśl, że odpowiedzialni za taki stan rzeczy są jedynie nauczyciele.
@Zorro
Z całym szacunkiem, ale od Twojej matury minęło czterdzieści i kilka lat, i to, co pamiętasz ze szkoły, to raczej wspomnienia o wspomnieniach. Abyśmy się dobrze rozumieli – od mojej minęło 36 lat, wiec nie jest to z mojej strony żadna przygana. Przemawia raczej doświadczenie nauczycielskie (ponad 30 lat) i świadomość , ze często, nazbyt częsta, nie da się oderwać oceny pracy danej osoby, od wiedzy i opinii na temat tej osoby. Uwierz mi. Nauczyciele często podświadomie kierują się swoimi opiniami, które z konkretna praca egzaminacyjną nie muszą korespondowac.
„Istnieje również pewna grupa egzaminatorów, o których wiadomo, że nie powinni sprawdzać (główne powody: braki w wiedzy merytorycznej, osobowości patologiczne).”
Ale uczyć mogą choć wiadomo że ..
Śmiać się, płakać czy zostać terrorystą?
Jak zdał lepiej maturę, to będzie lepszym kierowcą TIR-a, lepszym lekarzem, aktorem, budowlańcem,urzędnikiem, malarzem, nauczycielem, … ? Poprawi mu się postawa aktywności, entuzjazmu, odwaga, chęć do nauki, inteligencja emocjonalna, nastawienie na sukces, itp. ?
Czy są jakieś wyniki badań w tej kwestii ? Bo jak nie ma, to skąd wiemy, że robimy dobrze ?
@ Manager
Ależ tak, oczywiście. Nie widziałeś nigdy złego lekarza? Niedouczonego, aroganckiego, traktującego pacjentów jak śmiecie, a w najlepszym wypadku zło konieczne. To właśnie „braki w wiedzy merytorycznej” i „osobowość patologiczna”. A przedstawiciele innych grup zawodowych – budowlańcy (może miałeś przyjemność korzystać z usług takiej ekipy budowlanej?), kierowcy (żaden TIR nie próbował Cię zabić?), urzędnicy (masz same dobre doświadczenia z urzędami skarbowymi?). Więc dlaczego odmawiasz tego konstytucyjnego, czy wręcz ogólnoludzkiego prawa nauczycielom? Ilość aniołów i drani jest w populacji regulowana prawami rozkładu normalnego, o który tak apeluje kolega zza kałuży. Skoro wśród nauczycieli, to także wśród egzaminatorów, bo to są przecież zwykli nauczyciele.
Na pytanie postawione w ostatnim akapicie powinieneś sobie sam odpowiedzieć. Ostatnio w Europie (także na innych kontynentach) popularne są metody inżynierii społecznej na skróty, oparte na przekonaniu, że jeden człowiek (odpowiednio wyposażony) może wiele.
@ync
Nie wiem, czy są takie badania. Może tak. W powszechnym przekonaniu wynik egzaminu pośrednio świadczy o tym, że ktoś umie/potrafi więcej. Oczywiście, nie jest to do końca prawda. Wiadomo, że nie każdy zdający egzamin i posiadający prawo jazdy potrafi kierować samochodem.
Pytasz, czy od dobrze zdającej matury będzie miał większą motywację do nauki i czy będzie przez to lepszym człowiekiem. Myślę, że nie. I tu powinniśmy wprowadzić testy osobowości, które winny zastąpić egzaminy z wiedzy. Dla sprawności funkcjonowania społeczeństwa o wiele ważniejsze jest to, czy lekarz posiada odpowiednią dozę empatii, a nie czy umie zoperować pacjenta. Jeśli teza ta wydaje się absurdalna, to proszę zastanów się nad mechanizmami patologii społecznej.
Endo pisze:
2011-08-04 o godz. 12:14
Masz rację, nauczyciele to grupa wystarczająco duża, żeby się odpowiednia ilość pedofili, psychopatów, czy czego tam natura nie wymyśliła znalazła.
Na skutek negatywnej selekcji do zawodu w ostatnich latach, znalazła się w niej dość pokaźna grupa zwykłych głupców i durniów bez żadnych kwalifikacji i predyspozycji. Nie da się tego oczywiście uniknąć, problem w proporcjach.
Ale przyznasz, że zdanie „Istnieje również pewna grupa egzaminatorów, o których wiadomo, że nie powinni sprawdzać” brzmi dziwnie.
Bo zakłada, że to zidentyfikowana grupa i sprawdzania prac się im odmawia dając przyzwolenie na nauczanie.
@manager
Jest tak dlatego, ze nabycie uprawnień do nauczania połączone jest z posiadaniem odpowiedniego formalnego wykształcenia, odbyciem stażu i w końcu zatrudnieniem w szkole. I już. Nie ma innych kryteriów badajacych przydatność do zawodu. Gdy konczylem studia w końcu lat 70-tych były, ale zostały zlikwidowane. Podobnie nabycie uprawnień egzaminatora połączone jest z: koniecznością posiadania wykształcenia kierunkowego, posiadania odpowiedniego stażu pracy, ukończenia kursu i zdania egzaminu na egzaminatora. Nie znam tych ludzi i nic o nich nie wiem, dopóki nie zaczną sprawdzać. Jeśli zatrudniamy do sprawdzania matematyki w OKE około 650 egzaminatorów, to ilu wsród nich jest „zwykłych glupcow i durniów”? Zapewne kilku-kilkunastu. Trzeba ich szybko zidentyfikować i odsunąć od sprawdzania. Natomiast nie można ich pozbawić prawa do wykonywania zawodu. To nie nasze kompetencje.
Natomiast, co do negatywnej selekcji do zawodu, to byłbym ostrożny. Możesz się narazić kobietom, bo do jeden z najsilniej sfeminizowanych zawodów, no chyba, ze masz coś przeciw kobietom. No, ale nie wchodzmy w intymne szczegóły …
Endo pisze:
2011-08-04 o godz. 21:10
To dlaczego tak jest, wiadomo.
To dlaczego się na to godzimy jako społeczeństwo, też wiadomo, z powodów politycznych.
Nie wiązałbym negatywnej selekcji do zawodu z jego sfeminizowaniem.
Wiążą się te rzeczy, ale jedna nie wynika z drugiej.
To dwie odrębne patologie, które znalazły wspólny mianownik.
Ja chciałbym jeszcze dodać:
Ustawa RP, artykuł 51: „Każdy ma prawo dostępu do dotyczących go urzędowych dokumentów i zbiorów danych. Ograniczenie tego prawa może określić ustawa.”
Utrudnianie dostępu do własnych prac maturalnych (ograniczenie czasowe, niemożliwość wykonania kopii) jest więc niezgodne z konstytucją. Dostęp do nich regulują bowiem jedynie rozporządzenia ministra i CKE, które nie mają mocy ustawy. Skoro mamy modę na „wyborcze jechanie po maturze”, to może podpowiedzieć wniosek do Trybunału Konstytucyjnego którejś z opozycyjnych partii?
Prac nie pozwala się maturzystom kopiować ani fotografować z jednego tylko względu. Ze względu na rozpaczliwą próbę ukrycia dyletanctwa (by nie rzec „debilizmu”) części egzaminatorów. Dla egzaminatora to jest jeden punkt, dla kogoś to spadek o 100 miejsc w dół na liście rankingowej na studia. Podobnie nie udostępnia się klucza, by ukryć niekompetencję układających arkusz (jak choćby chemia, gdzie niemal co roku pojawiają się źle sformułowane pytania na które „nie ma złej odpowiedzi” i klucz każe zaliczać każdą).
Zgadzam się z Xanderem.
Co to w ogóle k..wa jest, że człowiek pisze egzamin, od tego co napisze, jego przyszłość zależy, ale nie może poznać klucza , skopiować pracy ani się odwołać od wyniku.
A jak pijany egzaminator, co nie mam wątpliwości statystycznie musi się zdarzać wcale nie rzadko ocenia pracę lub się pomyli zwyczajnie, to co?
Po loterii z trudnością egzaminu, kiedy się chce trafić w 20% oblanych i raz wychodzi 15% raz 25%, po loterii z nauczycielami przez cały czas trwania szkoły, kiedy jeden ma fart i trafi na dobrych, drugi nie ma i głupcy bez talentu go uczą, po loterii z urodzeniem, kiedy jeden ma fart i się w dobrej rodzinie urodzi, drugi ma do szkoły pod górkę z powodu urodzenia, na zakończenia się od wyniku odwołać nie można.
To to jest publiczna z pieniędzy podatników opłacana,mająca służyć całemu społeczeństwu szkoła?
A rozpieprzyć ten cały system i zbudować od początku.
Tylko kto się na to odważy?
@manager
Ruskie próbowali, w 1917…
A tak na poważnie, to zburzenie systemu edukacji i budowa na nowo i tak w mojej opinii dałoby niewiele. „Naród jest dobry, tylko ludzie k…” – jakakolwiek rewolucyjna zmiana nie uzdrowi systemu edukacji, bo pozostanie taki sam rozkład „aniołów i drani” o których pisze Endo. I ci drudzy wypaczą każdy system. Dopóki nie zmienią się ludzie, nie zniknie ta patologia. A akurat edukacja pod tym względem zjada własny ogon – ma takich pedagogów, jakich sama wykształciła. A że częściej słabszy pociąga za sobą lepszego niż lepszy słabszego – szanse na to, że zbawi się sama są małe. A to dziedzina, gdzie nikt nie przyjdzie z zewnątrz.
Cóż, pozostaje mieć mi nadzieję że się mylę.
A w ogóle jakim prawem władza testuje, egzaminuje i sprawdza człowieka ? Przecież oświata jest publiczna i powszechna, człowiek nie zgłosił się do niej dobrowolnie, bo nie ma innej drogi do wyboru. Jest tylko jedna edukacja – maturalna. Rozumiem, gdyby to była jedna z dróg – wybrałeś taką, która kończy się maturą – twoja sprawa, twój wybór. Tylko proszę mi nie mówić, ze matura nie jest obowiązkowa i uczeń sam decyduje, bo to jest fikcja.