Prawo do odwołania

Kinga, abiturientka z Krakowa, porusza niebo i ziemię, aby podważyć wyniki swojej matury. Ponieważ prawa do odwołania nie ma, więc dziewczyna pisze listy, do kogo się tylko da. W jej sprawie zabrała głos nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Być może problemem będzie musiał zająć się Trybunał Konstytucyjny. Sprawa robi się wielka (zob. materiał).

Na chłopski rozum każdy powinien mieć prawo odwołania się od wyniku egzaminu. Egzaminatorzy to tylko ludzie, mogli się pomylić, nie zauważyć albo też mogło im się zwyczajnie nie chcieć solidnie sprawdzić. Poza tym w Polsce na odwal się pracują ludzie nawet na najwyższych szczeblach, nauczyciele także. Maturzyści powinni więc mieć prawo odwoływać się od wyników matury, inaczej jest to łamanie praw człowieka.

To, oczywiście, piękna teoria. Pomyślmy jednak o skutkach. Wyobraźmy sobie sytuację, że to prawo zostało wprowadzone i uczniowie mogą odwoływać się od wyników matury. Kto nie wie, co się wtedy stanie, niech posłucha. W wielu szkołach uczniowie mogą odwoływać się od ocen cząstkowych, np. podważać wyniki klasówek, kartkówek, prac domowych itd. Gdy takie prawo jest, nieomal każdy z niego korzysta. Młodzi ludzie dyskutują z nauczycielem przy każdej okazji. Otrzymali z klasówki czwórkę, ale chcieliby piątkę, więc próbują przekonać nauczyciela, że się pomylił. I w wielu wypadkach udaje im się coś wskórać. Sporo uczniów wychodzi z założenia, że nie zaszkodzi spróbować. Uda się, to dobrze, nie uda się, to nic straconego.

Jednej klasie można wytłumaczyć, ale całej Polsce? Nie łudźmy się, tego nie udźwignie żadna dotychczasowa instytucja. Okręgowe Komisje Egzaminacyjne zapchałyby się od razu. Uczniowie składaliby odwołania, a na rozpatrzenie czekaliby po kilka lat. Trzeba by zatrudnić specjalnych kontrolerów, inspektorów ds. odwołań, niezależnych badaczy. Trzeba by w OKE zatrudnić  kilka tysięcy nowych ludzi.

Jeśli ktoś myśli, że maturzyści masowo nie będą się odwoływać, to się myli. Jestem pewien, że to będzie pospolite ruszenie. Dlatego albo tego prawa uczniowie nie powinni mieć, albo też należy zatrudnić masę urzędników, którzy obsłużą interesantów. Inaczej system się zawiesi. Jest jeszcze trzecie wyjście. Można skorzystać z doświadczeń nauczycielskich, tzn. mścić się na tych, którzy podważają ocenę. Niech matury takich osób ponownie sprawdzą najbardziej surowi egzaminatorzy, tacy, co każdą usterkę wytropią, czyli egzekutorzy. Niech po interwencji wynik będzie jeszcze gorszy niż przed. Wtedy będziemy mieli sprawiedliwość. Każdy będzie miał prawo się odwołać, ale dla własnego dobra nikt z niego nie skorzysta. Lepszy bowiem wróbel w garści niż gołąb na dachu.