Własne poglądy

Bogusław Śliwerski zapytał, „Czy pedagog-naukowiec może mieć własne poglądy?”. Taki tytuł nosi wpis na jego blogu (zob. materiał). Pytanie doskonałe, odpowiedź dyskusyjna, czyli – jak na zasady blogowania – świetna. Gdy przeczytałem pytanie, przeszły mi ciarki po kręgosłupie. Kiedy zapoznałem się z odpowiedzią, zazgrzytałem zębami. Uważam bowiem, że pedagog – zarówno naukowiec, jak i szeregowy pracownik szkoły – poglądy może mieć, ale nie musi ich wygłaszać przy byle okazji.

A teraz trochę wspomnień, jak własne poglądy pedagogów wyglądają w praktyce. Z czasów studenckich pamiętam, jak jeden z wykładowców skomentował obecność w lekturach opowiadań Brunona Schulza (cytuję z pamięci: „I po co kolejny Żyd w kanonie lektur szkolnych? Chyba tylko po to, aby namieszać dzieciom w głowach?”). Z czasów pracy w szkole prywatnej pamiętam reakcję dyrektora szkoły na pojawienie się Schulza na maturze: „Wyrzucili Żyda z lektur, a teraz wprowadzają go na maturę. Ciekawe, kto za tym stoi.” Znam wielu pedagogów, którzy mają mniej lub bardziej antysemickie poglądy, jednak całe szczęście tylko nieliczni objawiają je światu.

Szczególnie uciążliwe potrafią być poglądy polityczne. Pamiętam, jak po pewnych wyborach koleżanka z liceum rzuciła mi się na szyję z okrzykiem: „Nasi zwyciężyli”. Wyjaśniłem delikatnie, że to nie są żadni nasi. Zapytałem przy okazji, na jakiej podstawie uznała, że mam takie same poglądy polityczne jak ona. Niestety, nie dotarło. Słyszałem, że koleżanka podobnymi słowami rozpoczęła kilka lekcji. Jak musieli się czuć uczniowie, wrażliwi młodzi ludzie, było jej obojętne.

Niektórzy nie rozumieją, że bycie pedagogiem zobowiązuje do trzymania języka za zębami. Rzadko, ale czasem ludziom o tym przypominam. Kiedyś uprzedziłem znajomego, że będzie musiał opuścić moje mieszkanie, jeśli nie przestanie mówić o „pedałach” i „czarnuchach”, z którymi zetknął się podczas pobytu za granicą. Nie znaczyło to wcale, że dotknął mnie osobiście. Niestety, ludzie myślą, że jak nie życzę sobie słuchać, co sądzą o Żydach, homoseksualistach czy osobach innej rasy albo wyznania, to w jakiś sposób przynależę do tych grup.

Nie podobało mi się, gdy jako student wiedziałem, który wykładowca jest prawicowy, a który lewicowy. Kto jest tolerancyjny wobec odmiennej orientacji seksualnej, a kto się brzydzi homoseksualistami. Podobało mi się, gdy o poglądach wykładowców wiedziałem niewiele, często plotki, a zdecydowanie nic od nich bezpośrednio na wykładach czy ćwiczeniach. Tak samo nie podoba mi się, gdy nauczyciel wygłasza uwagi, że jakiegoś narodu nie lubi (wiele razy byłem świadkiem objawiania poglądów „pedagogicznych”, że np. Czesi to idioci i bardzo nienawidzą Polaków).

Rozumiem, że w kwestii ujawniania swoich poglądów bywają wyjątki. Zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron. Jednak takie chwile nie zdarzają się codziennie. Do tego trzeba wręcz zostać zmuszonym wyjątkowo trudną sytuacją, gdy np. należałoby stanąć w obronie sprawiedliwości czy prawdy. Częściej zdarzają się sytuacje, kiedy to ujawnienie swoich poglądów przez pedagoga sprawia otoczeniu przykrość. Taki pedagog, szczególnie gdy jest nauczycielem, sprzeciwia się swojej misji: zamiast bowiem ludzi łączyć, dzieli.