Oddajcie uczniom co uczniowskie
Każde rozporządzenie ludzie potrafią wynaturzyć i obrócić przeciwko sobie. W szkołach od jakiegoś czasu obowiązuje przepis, że nauczyciele powinni gromadzić prace uczniów i mieć pod ręką w razie kontroli dyrektora, wizytacji z kuratorium bądź podczas konsultacji z rodzicem. Nie sądzę, aby intencją autora tego przepisu był zakaz oddawania prac uczniom. Tymczasem wielu nauczycieli nie tylko nie pozwala uczniom na zabranie prac do domu, ale nawet nie pokazuje im tych prac, lecz tylko informuje o ocenach. Nie wiem, dlaczego koleżanki i koledzy tak postępują. Chyba z głupoty i bezmyślności.
Dzwonią do mnie różni znajomi, prosząc o wytłumaczenie, dlaczego ich dziecko uzyskało na próbnej maturze tak niski wynik. Proszę, aby pokazali mi pracę. Niestety, jeszcze mi się nie zdarzyło, aby uczeń miał swoją pracę. Jedni ją widzieli, więc mi relacjonują, co tam nauczyciel powypisywał im na marginesach. A inni nawet nie widzieli swojej pracy, zaś nauczyciel powiedział im tylko, że styl mają słaby, ale co konkretnie było w tych pracach złego, Bóg raczy wiedzieć. Mimo że uczniowie prosili o możliwość zabrania pracy do domu, nauczyciel nie pozwalał, gdyż – jak tłumaczył – dyrekcja każe nauczycielom gromadzić wszystkie prace uczniów. Odda im po zakończeniu roku szkolnego.
Niestety, wtedy to będzie musztarda po obiedzie. Po jaką cholerę ma dziecko pisać próbną maturę, jeśli potem nie ma szans na przemyślenie wszystkich błędów. Nie od dziś wiadomo, że człowiek ma skłonności do popełniania tych samych błędów. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że uczeń popełni na właściwej maturze te same błędy, jakie popełnił na próbnej, a na próbnej zrobił te same błędy, jakie zwykle robi na sprawdzianach. Nie byłoby tego powtarzania błędów, gdyby uczniowie otrzymywali prace do domu z nakazem poprawienia błędów, jakie popełnili.
Zastanawiam się, czy nauczycielom zależy na postępach swoich uczniów. Z tego, co widzę, wnioskuję, że bardziej im zależy na respektowaniu durnych przepisów niż na skutecznym uczeniu. Z tym że przepisy wcale nie są takie durne, to my uczyniliśmy je takimi. Nakaz gromadzenia prac uczniów został błędnie odczytany jako zakaz oddawania uczniom prac do rąk własnych. Co by się stało, gdyby uczniowie wzięli prace do domu i po kilku dniach przynieśli je do szkoły? To prawda, że mogłoby się zdarzyć, iż jakiś uczeń pracy już nie odda (zniszczy, zgubi). Czy to aż takie zło? Na pewno mniejszym złem jest strata kilku prac niż przyczynianie się do nieuctwa własnych uczniów w imię źle pojętego respektu dla zarządzeń dyrekcji. Wątpię, aby dyrekcji szkoły bardziej chodziło o te świstki papieru niż o czynienie postępów przez uczniów.
A jeśli w szkole króluje podejrzliwość, że jak nauczyciel nie ma prac uczniów, to znaczy, że nie było sprawdzianu, niechże uczniowie podpisują się, że prace odebrali. Niech nauczyciele przechowują listy z podpisami, a nie prace (ewentualnie w szufladzie mogą mieć kilka przykładowych prac, najlepiej kserokopii, dla dyrekcji bądź wizytatora z kuratorium). Niechże celem szkoły będą postępy uczniów, a nie gromadzenie papierków.
Rozmawiałem o tym zjawisku z nauczycielami, którzy są zwolennikami nieoddawania prac uczniom. Powiedziałem, że uczeń musi mieć pracę, ponieważ chce ją przemyśleć, skonsultować z rodziną, czasem z korepetytorem lub po prostu, aby się pochwalić. A koledzy mi na to, że jak uczeń chce coś przemyśleć lub skonsultować, to może to uczynić pod ich nadzorem w szkole. Zapewniam, to fikcja. Gdyby wszyscy uczniowie chcieli pod kierunkiem swojego nauczyciela solidnie pracować nad popełnionymi błędami, byłoby to fizyczną niemożliwością. Zresztą powinni chcieć, może wtedy nauczyciele wystraszyliby się kolejek i w końcu zaczęliby oddawać prace ich właścicielom. W każdym razie mamy do czynienia z oburzającym, antypedagogicznym procederem w wykonaniu nauczycieli. No i jest to także zwykła głupota i bezmyślność.
Komentarze
teraz wykażę się ignorancją: ten przepis o gromadzeniu prac jest bardziej lokalny czy ogólnopolski? kiedyś gromadziłam prace uczniów – fakt, raz mi się to opłaciło w sytuacji podbramkowej – ale zasadniczo robił się z tego magazyn papierów, którym uczniowie się już później nie interesowali, a ja nie miałam co z nim zrobić po zakończeniu roku. od jakiegoś czasu oddaję uczniom prace do domu z wyraźnym zaznaczeniem, że jeśli po czasie oni czy rodzice będą oczekiwali dodatkowych wyjaśnień, muszą się do mnie zgłosić z tą pracą właśnie i mi ją okazać.
czy to znaczy, że postępuję niezgodnie z przepisami…?
Drogi Gospodarzu!
To po prostu skutek tego,że nasza biurokracja swoimi przepisami przestawila w szkole priorytety – najważniejszą czynnością nauczyciela jest sformalizowane bardzo ocenianie uczniów, a nie maksymalnie skuteczne ich nauczenie czegokolwiek!!! Toteż trzeba pretensje i pouczenia kierowac we wlaściwą stronę – przepis i jego autorzy są durni!Przepis trzeba zmienić (wlaściwie zlikwidować – dopóki nie ma w szkolach odpowiedniej aparatury kopiującej i pieniędzy na ich swobodne użytkowanie!), a jego autorów wyrzucić na zbity pysk!!!
Nauczyciel, od którego przepis żąda w praktyce bezsensownych zachowań, tak się będzie zachowywal.Nie jest to jednak jego wina!!!
Gromadzenie przez nauczyciela prac pisemnych nie jest obwarowane przepisami prawa. Próżno szukać odpowiedniego przepisu w prawie oświatowym. Natomiast każdy nauczyciel, w każdej szkole słyszał o takim obowiązku od innych nauczycieli lub od dyrekcji. Stąd obowiązujący mit, że należy gromadzić. I nauczyciele robią to powszechnie, a niektórzy dyrektorzy egzekwują. Sprawdźcie w statucie swojej szkoły lub załacznikach do tego statutu. Będę zdziwony, jeśli są szkoły, które w statucie taki zapis mają. Oczywiście mogą mieć jeśli statut jest prawomocny i został opublikowany w BIP-ie. Myślę, że problem ten powstał za sprawą kuratoriów. Do kuratoriów zawsze wpływały skargi od rodziców na nauczycieli lub dyrekcje szkół. Każdą skargę należy zbadać, tzn. wysłać do szkoły wizytatora, aby to zbadał (najśmieszniejsze jest to, że w sprawie anonimów też). Łatwiej udowodnić kto ma rację, gdy będzie można przeanalizować prace pisemne. Łatwiej dla wszystkich, i nauczyciela, i wizytatora i dyrektora. Od ładnych 15 lat skrupulatność, formalizm i brak wiary w etykę zawodową nauczyciela się nasila. Jak tak dalej pójdzie, to bezpieczniej dla wszystkich stron będzie, gdy wprowadzimy nakaz nagrywania lekcji prowadzonych przez nauczycieli w technice cyfrowej – tego też nie można uzasadnić obowiązującymi przepisami, ale co tam, lepsze to niż przed nawiedzonymi rodzicami (zawsze jest takich kilku na 100 dzieci) bronić się w sądzie.
DO PANA CHĘDKOWSKIEGO i wszystkich zainteresowanych.
Nazywam się Bartłomiej Stasiak, dwa lata temu skończyłem 21 lo i przez 3 lata byłem Pana uczniem. Może mnie Pan jeszcze pamięta, a może już nie.
Chce powiedzieć, że nie wiem, czemu człowiek o nicku B. Prus w sobotę 31.01 podpisał się dokładnie tak, jak się nazywam.
Być może to przypadek a być może nie. Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Chciałbym, aby nie kojarzył mnie Pan, jako swojego byłego ucznia, z człowiekiem o pseudonimie B. Prus.
DO B. PRUSA: Nie wiem czy to przypadek czy nie, nie czuje się urażony ani ni z tych rzeczy. Nie wiem czy to Twoje prawdziwe personalia, pseudonim artystyczny czy mało smaczny żart. Jednak, jako że Gospodarz mógłby mylić Cię ze mną, uznałem, że warto się wyraźnie odciąć od Twoich komentarzy.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia..
W mojej szkole też muszę zbierać klasówki. Ale najpierw oddaję je uczniom, rodzice mają podpisać sie na pracy przy ocenie (to szkoła podstawowa) a potem zbieram od uczniów te prace. Niestety, nie zawsze uczniowie prace zwracają, ja tez czasem o tym zapominam. Więc w sytuacji podbramkowej to nie jestem posiadaczka wszystkich prac i nie zawsze mogłabym udowodnic, że ocena, którą postawiłam, jest właściwa.
I jeszcze jedno – pod koniec roku szkolnego szuflada jest zawalona pracami i to jest okropne.
Przypadkowo wiem, dlaczego poloniści nie oddają prac: bo ich nie sprawdzają. Oceny z sufitu, recenzji brak. To jak tu taką oddać uczniowi?
Przepraszam za uogólnienie;powinnam napisać „niektórzy poloniści”, albo „większość polonistów”, albo jakoś tak.
Bartku,
dziękuję za wyjaśnienia. Oczywiście, że Cię pamiętam. Przykro mi, że ktoś się za Ciebie podawał.
Pozdrawiam
DCH
Pani emerytko,
Może należę do owej mniejszości (etosowej inteligencji ?), ale ja sprawdzam, piszę krótkie recenzje, komentarze do przeczytania klasie itp. Nawet teraz, w ferie, aby nadrobić zaległości.
Pozdrawiam.
Trzeba traktować wizytatorów, tak jak na to zasługują. To belfry niedojdy z wielką chęcią „kariery” i sobie pierdoły wymyślają. Gonić ze szkół na zbitą twarz.
Do kwant
To nie chodzi o konkretny przepis – raczej o podejście.We wszystkich cywilizowanych krajach ocena i swiadectwo mają charakter czysto informacyjny bez procedur oceniania, odwolawczych i powiadamiania o przewidywaniach w określonych terminach, druków ścislego zarachowania, pieczęci itp.itd.Nie chodzi tu o pozostawienie ucznia na drugi rok czy coś podobnego bo to zupelnie inna bajka;-)U nas zrobiono z tego ogromnie skomplikowana biurokratyczną procedurę administracyjną, ktora przytloczyla i zdominowala proces nauczania…No bo procedura oceniania to regulaminy, systemy,papiery, dokumenty, dokumenty, procedury, podpisy, pieczatki.A co ma uczeń w glowie nie widać…;-)No i m.in.stąd mamy te prace jako element dokumentowania oceniania…
Do Zenka
Nie wiem co masz na myśli pisząc „kraj cywilizowany”. Masz rację, że najlepiej by było, aby szkoła przygotowywała młodego ucznia do przyszłego zawodu najlepiej, jak tylko potrafi. Procedury oceniania są wzorowane w dużym stopniu na modelu brytyjskim, podobnie statuty szkół i wysiłki zwane „reformą”. W USA o wszystkim decydują wyniki bezdusznych testów i wielkiej ilości prac pisemnych. Najlepsze wyniki z przedmiotów ścisłych mają natomiast młodzi ludzie z Azji, gdzie szkoła jest bardzo mało demokratyczna i nie ma miejsca na żaden „luz” i podważanie autorytetu nauczyciela.
Oddajcie uczniom co uczniowskie, ale oddajcie to w konkretach, a przede wszystkim w rzetelnych ocenach – a nie w pozorach takich jak „narzędzia pomiarowe” czy „edukacyjna wartość dodana”. Oddajcie uczniom to, co trudne, a nie to, co jest łatwe, co jest uległością i podporządkowaniem się niekorzystnemu – szczególnie dla uczniów – formalizmowi. Mam uzasadnione i bardzo poważne wątpliwości, czy nauczyciele rzeczywiście chcą oddać uczniom to, co uczniowskie – chociaż takie mogą składać deklaracje.
Uczniowie sami doprowadzili do takiego stanu. Ciągłe podważanie autorytetu nauczyciela, a tym samym jego wiarygodności sprawia, że nauczyciel aby obronić się przed nieuprawnionymi anonimami tworzy teczki papierów.
Racje mają ci nauczyciele, którzy twierdzą, że wyjaśnienia odnośnie prac uczeń powinien znajdować u nich, a nie w domu rodzinnym czy niedajboże korepetytora. Gospodarz napisał, że to fizyczna niemożliwość. Dlaczego? Może zacznijmy od tego aby to była fizyczna możliwość wtedy i zwyczaj gromadzenia prac pisemnych.
Do Aleksandra Janika
Co to jest „rzetelna ocena” ?
Łatwo sformułować takie pojęcie, ale trudno je wcielić w życie. Ilu ludzi tyle ocen. Może nie chodzi o rzetelność w sensie dosłownym, ale odwagę brania za nią odpowiedzialności. Może chodzi o to, aby ustalając kryteria później się ich trzymać ?
Prawda leży po środku. Jeśli coś się robi rzetelnie, to trzeba na to poświęcić bardzo dużo czasu, o wiele więcej niż wynosi długa przerwa czy „okienko”. Trzeba więc zabrać do domu, a za czas, który na to poświęcamy w domu już nikt nam nie zapłaci. Więcej, nie zrozumie tego żona, rodzina i koledzy.
Może tu leży problem, bo jak pokazać uczniom prace sprawdzone w pośpiechu na dużej przerwie ?
Do kwant
Pisząc „kraje cywilizowane”mialem na mysli wszystkie kraje rozwiniete.Wszędzie nauczyciel ma nauczyć, a ocena jest tylko pomocniczą(!!!) informacją jak nauczyciel ocenia jego postepy.Informacją dla zainteresowanego i rodziców(ew.innej szkoly jeśli ją zmienia).Na uczelnie wysyla się do rekrutacji(bardzo wielostronny proces)przewidywane oceny(tzw.predicted grades) ucznia ostatniej klasy na maturze(oczywiście przwidywane na podstwie jego dotychczasowej nauki).Tyle,że jest to poufne i zainteresowany nie wie(o ile nauczyciel sam mu nie powie) jakie one są. Oczywiście są różnice kulturowe – w Azji nauczyciel ma np.ogromny szacunek, ale nigdzie samego procesu wystawiania ocen (nawet semestralnych,nie mówiąc o rocznych „promocyjnych”) tak nie sformalizowano jak u nas!!!
Ja też nie do końca rozumię pojęcie „rzetelna ocena”. To znaczy, wiem że nie może być stronnicza i musi być dokonana po uważnej analizie pracy ucznia ale zawsze można dyskutować jak bardzo uważnej i czy aby na pewno nie powinna być stronnicza. Już sama definicja rzetelności rodzi więc wiele pytań.
Co do gromadzenia prac uczniów to myślę że do wprowadzenia tego wymogu wlanie przyczynili się rodzice. Jeśli rodzic przychodzi z pretensjami że dziecko złośliwie źle jest oceniane to jak można się z tego wybronić jeśli nie ma się n podorędziu pracy dzecka? Na pewno rodzic nie przyjmie do wiadomości zapewnienia nauczyciela że on ocenia obiektywnie. Już nie wspomnę o przekonaniu o tym kogoś przysłanego do kontroli.
W dzisiejszych czasach niestety trzeba mieć wszystko na papierze. Dlatego warto gromadzić „podkładki” pod wszystko. Może tak na codzień jest przez to więcej pracy ale w razie potrzeby może uratować skórę.
Papier rządzi.
Do Zenka,
Jeśli uczeń nie wie jakie są jego oceny wysyłane przez szkołę do rekrutaci do innej szkoły, to ja dziękuję za taki system.
To jest dopiero stresujące !!!
Natomiast wiem, że te informacyjne oceny zamieniane są na punkty i jak się ich ma za mało to można semestru nie zaliczyć. Zaletą jest możliwość „ominięcia” nauczyciela, który chciałby nam coś udowodnić. Można z innych przedmiotów nazbierać więcej punktów i mimo wszystko semestr zaliczyć. Inna zaleta, to wybór przedmiotów w danym czasie, a co za tym idzie brak „klasy” w takim znaczeniu jak w Polsce. Tu masz rację taki system jak nasz jest archaiczny. Jednak nie wynika to z naszego zacofania, a z braku środków. Wybór klasy i przedmiotów pociąga za sobą sporo kasy. Dlatego toleruje się to co jest, bo jest taniej. A jak już klasa ma 32 osoby to już super…
Do kwant
>Jeśli uczeń nie wie jakie są jego oceny wysyłane przez szkołę do rekrutaci do innej szkoły, to ja dziękuję za taki system.<
Te oceny są elementem(!) rozbudowanego(!) wieloczynnikowego systemu, przy czym uczelniom chodzi o to żeby nauczyciele oceniali ucznia maksymalnie szczerze.Poufność jest potrzebna żeby nie musieli swoich racji dowodzic w sądzie;-)
@Piotr Saj
Jeżeli prawdą jest to, co Pan napisał:
> Uczniowie sami doprowadzili do takiego stanu. Ciągłe podważanie autorytetu nauczyciela, a tym samym jego wiarygodności sprawia, że nauczyciel aby obronić się przed nieuprawnionymi anonimami tworzy teczki papierów. Co to jest ?rzetelna ocena? ? Łatwo sformułować takie pojęcie, ale trudno je wcielić w życie. Ilu ludzi tyle ocen. <
Tak właśnie zawsze twierdziłem. Ale proszę popatrzeć na to z punktu widzenia ucznia (i uczniów). – Wiem co wiem, a moja ocena nie zależy tylko od tego, co wiem, ale zależy również – a czasami bardzo – od nauczycieli.
Co to znaczy rzetelna ocena? Rzetelna ocena:
1) musi być zgodna z regułami oceniania ustalanymi przez nauczyciela
2) i musi być zgodna z jego sumieniem.
Czy rzetelne oceny są bezbłędne? Nie, są też obarczone błędami. Błędów nie można zlikwidować (jak błędnie uważają „specjaliści” od „narzędzi pomiarowych” oraz „edukacyjnej wartości dodanej”) – ale BŁĘDY MOŻNA MINIMALIZOWAĆ.
Z czym powinni się stawić nauczyciele przed Nadzwyczajna Komisją Sejmową? W każdym razie nie z listami, apelami i odezwami „nauczycieli Polskich”, ale z rzetelnymi danymi o błędach w ocenianiu uczniów, które są całkowicie od nauczycieli niezależne, chociaż to nauczyciele oceniają! A co zrobili nauczyciele, aby te dane uzyskać? Jak dotychczas wykręcają się przysłowiowym sianem (zob. Czy nauczyciele umieją oceniać? http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=625#comment-55546 Do nauczycieli, uczniów oraz rodziców. Możecie pomóc wszystkim uczniom: oceńcie trudności zadań w próbnym egzaminie gimnazjalnym matematyczno-przyrodniczym.;http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID361362941,index.html). Nie wystarczy oceniać tylko uczniów. Nauczyciele powinni też zacząć zastanawiać się nad rzetelnym ocenianiem samych siebie. Nie za wszystko można obwiniać tylko uczniów, ponieważ to oni najwięcej stracili i w dalszym ciągu tracą.
@Piotr Saj
Jeżeli prawdą jest to, co Pan napisał:
> Uczniowie sami doprowadzili do takiego stanu. Ciągłe podważanie autorytetu nauczyciela, a tym samym jego wiarygodności sprawia, że nauczyciel aby obronić się przed nieuprawnionymi anonimami tworzy teczki papierów. Co to jest ?rzetelna ocena? ? Łatwo sformułować takie pojęcie, ale trudno je wcielić w życie. Ilu ludzi tyle ocen. <
Tak właśnie zawsze twierdziłem. Ale proszę popatrzeć na to z punktu widzenia ucznia (i uczniów). – Wiem co wiem, a moja ocena nie zależy tylko od tego, co wiem, ale zależy również – a czasami bardzo – od nauczycieli.
Co to znaczy rzetelna ocena? Rzetelna ocena:
1) musi być zgodna z regułami oceniania ustalanymi przez nauczyciela
2) i musi być zgodna z jego sumieniem.
Czy rzetelne oceny są bezbłędne? Nie, są też obarczone błędami. Błędów nie można zlikwidować (jak błędnie uważają „specjaliści” od „narzędzi pomiarowych” oraz „edukacyjnej wartości dodanej”) – ale BŁĘDY MOŻNA MINIMALIZOWAĆ.
Z czym powinni się stawić nauczyciele przed Nadzwyczajna Komisją Sejmową? W każdym razie nie z listami, apelami i odezwami „nauczycieli Polskich”, ale z rzetelnymi danymi o błędach w ocenianiu uczniów, które są całkowicie od nauczycieli niezależne, chociaż to nauczyciele oceniają! A co zrobili nauczyciele, aby te dane uzyskać? Jak dotychczas wykręcają się przysłowiowym sianem (zob. Czy nauczyciele umieją oceniać? http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=625#comment-55546 Do nauczycieli, uczniów oraz rodziców. Możecie pomóc wszystkim uczniom: oceńcie trudności zadań w próbnym egzaminie gimnazjalnym matematyczno-przyrodniczym.;http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID361362941,index.html). Nie wystarczy oceniać tylko uczniów. Nauczyciele powinni też zacząć zastanawiać się nad rzetelnym ocenianiem samych siebie. Nie za wszystko można obwiniać tylko uczniów, ponieważ to oni najwięcej stracili i w dalszym ciągu tracą.
http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=652#comment-56918
Piotr Saj
http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=652#comment-56921
kwant pisze:
@Piotr Saj
Jeżeli prawdą jest to, co Pan napisał:
„Uczniowie sami doprowadzili do takiego stanu. Ciągłe podważanie autorytetu nauczyciela, a tym samym jego wiarygodności sprawia, że nauczyciel aby obronić się przed nieuprawnionymi anonimami tworzy teczki papierów.”,
to skonfliktowanie uczniów z nauczycielami i – odwrotnie – nauczycieli z uczniami osiągnęło taki poziom, że należy zapytać, kto i dlaczego niszczy nasze szkolnictwo. Pytanie to należy postawić wszystkim dotychczasowym reformatorom oraz ministrom edukacji narodowej. Pytania takie może postawić tylko Nadzwyczajna Komisja Sejmowa do Zbadania Skutków Dotychczasowych Reform Oświatowych (http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=600#comment-52173) i dlatego powołanie takiej Komisji jest koniecznością. To smutne, że nauczyciele dotychczas tego nie dostrzegli.
@kwant
Pyta mnie Pan:
„Co to jest ?rzetelna ocena? ? Łatwo sformułować takie pojęcie, ale trudno je wcielić w życie. Ilu ludzi tyle ocen.”
Tak właśnie zawsze twierdziłem. Ale proszę popatrzeć na to z punktu widzenia ucznia (i uczniów). – Wiem co wiem, a moja ocena nie zależy tylko od tego, co wiem, ale zależy również – a czasami bardzo – od nauczycieli.
Co to znaczy rzetelna ocena? Rzetelna ocena:
1) musi być zgodna z regułami oceniania ustalanymi przez nauczyciela
2) i musi być zgodna z jego sumieniem.
Czy rzetelne oceny są bezbłędne? Nie, są też obarczone błędami. Błędów nie można zlikwidować (jak błędnie uważają „specjaliści” od „narzędzi pomiarowych” oraz „edukacyjnej wartości dodanej”) – ale BŁĘDY MOŻNA MINIMALIZOWAĆ.
Z czym powinni się stawić nauczyciele przed Nadzwyczajna Komisją Sejmową? W każdym razie nie z listami, apelami i odezwami „nauczycieli Polskich”, ale z rzetelnymi danymi o błędach w ocenianiu uczniów, które są całkowicie od nauczycieli niezależne, chociaż to nauczyciele oceniają! A co zrobili nauczyciele, aby te dane uzyskać? Jak dotychczas wykręcają się przysłowiowym sianem (zob. Czy nauczyciele umieją oceniać? http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=625#comment-55546 Do nauczycieli, uczniów oraz rodziców. Możecie pomóc wszystkim uczniom: oceńcie trudności zadań w próbnym egzaminie gimnazjalnym matematyczno-przyrodniczym.;http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID361362941,index.html). Nie wystarczy oceniać tylko uczniów. Nauczyciele powinni też zacząć zastanawiać się nad rzetelnym ocenianiem samych siebie. Nie za wszystko można obwiniać tylko uczniów, ponieważ to oni najwięcej stracili i w dalszym ciągu tracą.
Andre, zgadzam się z Tobą, a nie z szanownym Gspodarzem. Ja także- po pokazaniu uczniom i omówieniu wszelkich prac pisemnych- zbieram je i przechowuję (nasza dyrekcja każe do konca edukacji danej klasy). Nie obawiam się jednak krytyki rodziców czy n-li, ale wolę się własnie zabezpieczyć na wypadek wizytacji, odwołania itp. Zbieranie podpisów jest czsochłonne, a poza tym wiem, że dyr. czasem sprawdza młodszym kolegom, jak poprawiaja klasówki.
Wychodzę na nadgorliwca, ale już lepiej zapychać nieliczne szafki szkolne pracami uczniów niz potem tłumaczyć się z win niepopełnionych.
Aby rzetelnie ocenić 😉 pracę nauczycieli należy zdać sobie sprawę z warunków w jakich oni pracują. Zadam pytanie: czy w złym systemie, w warunkach permamentnego niedoboru wszystkiego, przy niejednokrotnie absurdalnych przepisach i wymaganiach można dobrze pracować?
Rozumię sytuację w której szef mówi do pracownika: miałeś czas, pieniądze, nikt ci nie przeszkadzał a ty skiepściłeś sprawę dlatego cię zwalniam. To jest czysta sytuacja i nie ma się do czego przyczepić.
Ale w szkołach tak pięknie nie jest. Pan Aleksander Janik pisze o punkcie widzenia ucznia. Zgoda, uczeń widzi że nauczyciel z czymś się spóźnił, czegoś nie zdążył wytlumaczyć, miał zły humor itd. Zupełnie nie obchodzi go powód tego stanu rzeczy. Może słusznie. Jednak wzajemne niedostrzeganie swoich problemów do niczego dobrego nie prowadzi.
Jeśli chodzi o wymagania wobec szkól i nauczycieli to niejednokrotnie mam wrażenie jakbym oglądał scenki rodem z kabaretów o budowlańcach: „młody, masz tu 5 zł, kup wino za 6 zł i przynieś 2 zł reszty”. Każdy chce żeby do pracy w szkołach przychodzili bardzo dobrzy nauczyciele o jakich czyta się w książkach, mieli czas na rzetelną ocenę i indywidualną pracę z uczniem, byli zawsze anielsko cierpliwi i wyrozumiali, jednocześnie wypełniali tony bardziej lub mniej potrzebnych dokumentów. A wszystko to w warunkach permamentnego haosu i braku strategii edukacyjnej, niedoinwestowania, przeładowanych klas itd.
Zrobiło się z tego trochę narzekania ale widzę że niektóre osoby tych problemów po prostu nie dostrzegają lub nawet nie zdają sobie z nich srawy.
Zadam więc drugie pytanie, które stawiałem już kiedyś a które pozostało bez odpowiedzi: jaki jest najlepszy sposób przyciągnięcia do zawodu ludzi dobrych, ambitnych, którzy chcieliby się w tym kierunku rozwijać?
I jeszcze jedno: czy obecny system nie zniechęca raczej takich ludzi do pracy i szukają sobie oni zajęcia gdzie indziej?
A wobec tego gdzie obecnie leży klucz do poprawy jakości edukacji, czy naprawdę w jakimś doprecyzowaniu sposobów oceniania? Czy nie za bardzo zajmujemy sie tu deseniami na tapecie podczas gdy pękają fundamenty?
A może by tak przestać zerkać na boki i podglądać, jak robią inni. Czy nie możemy kierować się wyłącznie własnym rozsądkiem z równoczesnym twardym trzymaniem się FAKTÓW? Zachłystywanie się z zachwytu nad cudzymi rozwiązaniami wynika najczęściej z niedostatecznej znajomości problemu.
Czy można ustalić, która z dwóch kostek do gry jest fałszywa bez ich rozcinania? Można, ale trzeba nimi wykonać i odnotować odpowiednio dużo rzutów. Edukacja powinna być kontrolowana przy pomocy RZETELNYCH badań statystycznych, a nie za pomocą rozporządzeń i związanego z nimi biurokratycznego balastu. Nauczyciele nie znają nawet elementarnych zasad statystyki i dlatego nie rozumieją tego, co powinni już dawno zrozumieć.
W szkolnictwie nie powinno być poufności, tylko całkowita jawność, a szczególnie powinno to dotyczyć wyników oceniania. Oceny nie mogą być „informacją”, na której nikt polegać nie może!
Nie stać nas na niepoważnych i popisujących się przed mediami polityków (bo są zbyt kosztowni), ale stać nas na najlepsze w świecie szkolnictwo, ponieważ nie jesteśmy głupsi od innych.
Tylko komentarz z dnia 2009-02-02 godz. 21:28 został w pełni przekopiowany.
Rzetelna ocena proponowana przez pana Janika to powrót do czasów nieweryfikowanego widzimisię nauczyciela. Przy całych niedostatkach obecnego pomiaru wolę to niż hochsztaplerkę Polski powiatowej.
Sam jestem zwolennikiem rozwijania idei Edukacyjnej Wartości Dodanej. Łatwiej wprowadzić „rzetelną ocenę” na poziomie OKE niż pojedynczego nauczyciela.
Do zbadania skutków reform edukacyjnych nie trzeba żadnych komisji. Wraz z upowszechnieniem oświaty znacznie obniżył się jej poziom. Towar dla mas musi być gorszej jakości. Gdy masy to zrozumieją to nie będą rozżalone, że publiczne szkolnictwo ma uboga ofertę oświatową.
Wśród dzisiejszej klasy politycznej nie słyszałem ani słowa o powrocie do elitarności, więc tworzenie nadzwyczajnej komisji nie ma większego sensu. Wnioski nie będa odkrywcze, a zmian nie będzie. Nie ma takiej woli politycznej, a mniemam że nie ma też zapotrzebowania społecznego.
Myślę że w wymaganiach co do jakości pracy szkół jest zbyt wiele chciejstwa a zbyt mało realizmu. Właśnie z powodu braku tego realizmu klęskę już na wstępie poniosła reforma pani Hall.
Moja teza jest taka że w takim systemie jaki obecnie mamy, wyniki pracy nauczycieli są dobre. Wszystkie znane mi osoby które w wieku szkolnym wyjechały do jakiegokolwiek kraju zachodniego nie miały tam najmniejszych trudności z nauką. Mało tego, wielu z nich było tam ponadprzeciętnymi uczniami, choć w Polsce szło im śrenio. Córka mojego kolegi zdawała maturę w USA i pomimo że jej poziom językowy był średni, zdała bardzo dobrze. Taki rezultat zapewniło jej chodzenie do polskich (podobno nie najlepszych) szkół, bo jej pobyt w Stanach przed egzaminem maturalnym był krótki.
Dlatego myślę że jeśli chcemy aby było lepiej to powinniśmy pracować nad kompleksową zmianą całego systemu. A tego nie da się zrobić bez zainwestwania środków. W obecnej sytuacji mamy paradoks bo chcemy żeby było lepiej ale nie chcemy na to płacić więc mnożymy różne kontrole, komisje, produkujemy drobiazgowe przepisy itd. Czy naprawdę ktoś wierzy w to że takie działania poprawią jakość?
Nie ma problemu z uczniami: są tacy, jacy są. Są tylko problemy z nauczycielami, którym się wydaje, że samym narzekaniem i gadaniem mogą cokolwiek osiągnąć. Wyrażacie swoje opinie, które są tylko opiniami i nie posiadają żadnej wartości dowodowej. Jak diabeł święconej wody boicie się weryfikacji faktów i pojęć, których albo nie rozumiecie, albo boicie się zrozumieć.
@Piotr Saj
Niestety, niczego Pan nie zrozumiał i niczego Pan nie rozumie, a szkoda. Rezygnuję z wyjaśniania czegokolwiek Panu i podobnie myślącym nauczycielom.
Niczego nie cofam z tego, co napisałem, i jestem w stanie to udowodnić. A Panu i pozostałym konstruktorom „narzędzi pomiarowych” mogę tylko współczuć, ponieważ poza samochwalstwem niczego nie udowodniliście i niczego nie jesteście w stanie udowodnić.
Nie ma to jak błogie przeświadczenie że samemu jest się w porządku a to inni są winni. Też chciałbym je mieć. Tylko że to nie rozwiązuje żadnych problemów. Jeśli o mnie chodzi to wielokrotnie (w tym w swoim ostatnim poście) pisałem o potrzebie głębokich zmian systemowych w szkolnictwie, odbiurokratyzowaniu, budowaniu mechanizmów przyciągających do pracy ludzi najlepszych i premiowaniu ich pracy. Jeśli po tym wszystkim Pan zalicza mnie do ludzi bojących się zmian to przepraszam ale albo nie potrafi Pan czytać ze zrozumieniem albo nie chce Pan nic zrozumieć.
Jako uzdrowienie sytuacji w szkołach proponuje Pan jakieś drobne korekty typu zmiany w sposobie oceniania. Czy to świadczy o wielkiej odwadze?
Starałem sie, między innymi Panu, uświadomić skąd według mnie bierze się wiele szkolnych patologii. No ale jak można rozmawiać z kimś kto zapowiada z góry że ma rację i zdania nie zmieni?
Drogi Gospodarzu
Proszę w miarę możliwości nie publikować dziś wysłanego przeze mnie postu. Widże że to ja mam lekkie problemy z czytaniem ze zrozumieniem
Pozdrawiam
Panie Janik. Lepiej milczeć i sprawiać wrażenie głupka, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Panie Janik
Pan do tej pory nawet nie zaczął wyjaśniać. Ogłosił ex-cathedra prawdy objawione, a na argumenty je zbijające pozostaje głuchy i zasłania się formułką „nic pan nie rozumie.”
Dziękuję za taką „polemikę.” Była budująca i na pewno posunęła nas do przodu.
Słowa, słowa słowa … i tylko słowa, a słowami możecie Państwo czarować uczniów i samych siebie. Jeżeli ktoś z Państwa zamierza przypinać sobie skrzydełka i bawić się w aniołka, to oczywiście może to robić – i nie zamierzam nikomu w tym przeszkadzać.
A teraz fakty. Drogi panie Saj. Niezależnie jaką specjalność Pan reprezentuje mogę domniemywać, że posiada Pan dostateczną wiedzę aby rozwiązać, a tym samym i ocenić trudność zadań w próbnym egzaminie gimnazjalnym matematyczno-przyrodniczym. Dlaczegóż więc Pan i pozostali dyskutanci dotychczas tego nie zrobili? Mógł Pan (i wszyscy pouczający mnie dyskutanci) wykorzystać w tym celu całą swoja bogatą wiedzę zarówno teoretyczną, jak i praktyczną z zakresu konstruowania „narzędzi pomiarowych” oraz „edukacyjnej wartości dodanej” (zob. Możecie pomóc wszystkim uczniom: oceńcie trudności zadań w próbnym egzaminie gimnazjalnym matematyczno-przyrodniczym.;http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID361362941,index.html)
Wykażcie w końcu, że jesteście ekspertami przynajmniej w „ocenianiu zewnętrznym” – ale nie samymi tylko słowami oraz głębokim przeświadczeniem o swojej mądrości i nieomylności. Proszę też nie zapominać, że Państwa wypowiedzi pozostaną w internecie na całe wieki.
Panie Janik
Tak wypowiedzi zostaną i całe szczęście, bo pan zachęcając mnie do oceniania trudności zadań wykazuje się ignorancję czym jest edukacyjna wartość dodana.
Poza tym ja głownie czepiłem sie pana iluzji o Nadzwyczajnej Komisji. Tak sie składa, ze mam kilka doświadczeń jak nasz system demokratyczny działa. Ot, choćby w kwestii JOW. Wniosek obywatelski z 750 tys. podpisami spoczywa sobie w sejmowej zamrażarce, a niby wystarczy zebrać podpisy by sprawa zajął sie parlament.
Proszę sobie przypomnieć kiedy Platforma zbierała podpisy w kwestii m.in rozwiązania senatu? Wcześniej sprawę blokował „straszny” marszałek PiSu teraz w jego ślady idzie marszałek z Platformy. To były konkretne działania obywatelskie. Pan zaś żyje mrzonką Nadzwyczajnej Komisji gdzie Pan z Panem co majstrowali perzy edukacji teraz zaczną się biczować i coś zmieniać. Zresztą jeśli nawet zmieniać to w którym kierunku?? Proszę zejść na ziemię albo przytoczyć jakieś poważne argumenty do swoich racji.
Do pana Saja.
Po pierwsze, ja nie zajmuję się polityką tylko ocenianiem uczniów oraz skutkami przeprowadzonych dotychczas „reform oświatowych”.
Po drugie, nie dziwi mnie wcale, że jest Pan przeciwko powołaniu Nadzwyczajnej Komisji Sejmowej do Zbadania Skutków Dotychczasowych Reform Oświatowych.
Po trzecie, mam wrażenie, że reprezentuje Pan jedną z tych dyscyplin naukowych, w których wszystkiemu można zaprzeczyć i wszystko, co się chce, można udowodnić.
Po czwarte, bezcelowe jest tłumaczenie uczniowi, który nie zna tabliczki mnożenia, jak dzieli się ułamek przez ułamek.
Po piąte, Pańskie opinie i oceny są mi całkowicie obojętne – i mam nadzieje, że przyjmie Pan to do swojej wiadomości.
Oddawalem uczniom do reki prace klasowe z zadaniami z fizyki do czasu gdy stwierdzilem bezczelne zachowania z ich strony. Niektorzy z nich gdy dostali zbyt slaba ich zdaniem cene , potrafili predko dopisac prawidlowe razwiazania i przychodzic z pretensjami i zarzutami , ze to ja sie pomyliem przy sprawdzaniu. Odtad pokazywalem ich prace tylko rodzicom na spotkaniach.