Powszechny obowiązek służby szkolnej

Próbuję zrozumieć wypowiedź Krzysztofa Konarzewskiego, byłego dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, na temat nauczycieli i szkolnictwa. Profesor stwierdził w Poranku TOK FM (zobacz źródło), że za nieuctwo młodzieży, która np. myli zabory z okupacją, odpowiadają dotychczasowi nauczyciele. Skoro źle uczą, to należy ich zwolnić i zatrudnić nowych, młodych. Jednak – twierdzi profesor – uczelnie nie przygotowują właściwie studentów do pracy w szkole, gdyż co uczelnia, to inny program. Od lat 90. XX wieku nic się nie zmieniło w zakresie kształcenia przyszłych nauczycieli. Absolwenci kierunków pedagogicznych nie są więc dobrze przygotowani do pracy z uczniami, dopiero w praktyce uczą się zawodu, tj. na własnych błędach.

Konarzewski rozumuje tak: starzy potrafią uczyć, ale im się nie chce, natomiast młodzi chcą, ale nie potrafią. Powiedzmy, że przesłanka jest prawdziwa. Dlaczego jednak ma prowadzić do wniosku, że wyrzucenie z pracy starych nauczycieli i zastąpienie ich młodymi będzie z korzyścią dla uczniów?

Jakiś czas temu rozumowałem podobnie jak Krzysztof Konarzewski, tylko moje rozważania dotyczyły spraw mieszkaniowych. Otóż wpłaciłem deweloperowi ustaloną kwotę na poczet mieszkania, które dopiero się budowało. W pewnym momencie budowa stanęła, gdyż część klientów przestała wywiązywać się z umowy, nie wpłacili wymaganych środków. Ci, którzy płacili, udali się do prezesa firmy deweloperskiej i zasugerowali mu, aby wyrzucił niesolidnych klientów i znalazł nowych, którzy będą płacić. Prezes odpowiedział, że lepszych klientów nie ma w całej Łodzi. Rozwiązanie umów ze starymi klientami i podpisanie z nowymi rozwiąże problem tylko na chwilę. Niedługo jednak ci nowi też przestaną płacić, może nawet będą gorsi od poprzednich klientów. Dlatego prezes zaproponował nam inne rozwiązanie: trzeba zmotywować starych klientów, którzy mają już sporo do stracenia, do wywiązania się z umowy. I tak się stało. Z pewnym opóźnieniem, ale blok został zbudowany.

Problemem szkolnictwa wcale nie są niewłaściwi nauczyciele, tylko fatalny system motywacji. Zresztą z każdym rokiem coraz gorszy. Dawniej trzeba było kilkunastu lat, aby nauczycielom zaczynały opadać skrzydła. Obecnie, jak patrzę na nowych pracowników, to widzę, że ich motywacja siada już po kilku miesiącach. Jak ktoś wytrzyma na pełnych obrotach rok czy dwa, to może uważać się za bohatera. Gdyby pomysł Konarzewskiego miał sens, to należałoby wymieniać co roku kilkaset tysięcy nauczycieli. Po kilku latach zabrakłoby chętnych i trzeba by wprowadzić powszechny obowiązek służby szkolnej. Każdy obywatel musiałby odsłużyć pracę w szkole przez dziesięć miesięcy.

A tak na poważnie, to skąd chce brać Konarzewski dobrych nauczycieli, skoro uczelnie takich nie kształcą? Mam wrażenie, że w pojęciu byłego dyrektora CKE dobry nauczyciel to taki, którego można natychmiast zwolnić. Nauczycieli zwalniać, uczniów wyrzucać i będziemy mieli najlepszą edukację na świecie. Najlepszą, bo opartą na strachu i zamordyzmie?