Zmyślają na maturze
Matura ustna z języka polskiego jest tak skonstruowana, że maturzyści mogą powoływać się na nieistniejące utwory i ujdzie im to na sucho. Egzaminator nie będzie miał szans sprawdzić, czy dzieło, do którego odwołuje się zdający, istnieje naprawdę. A młodzież potrafi zmyślać.
Rozmawiałem z przerażoną polonistką. Opowiadała, że już podczas próbnego egzaminu, który zorganizowała w marcu, była cała w nerwach. Wytypowany uczeń niespodziewanie powołał się na wiersze Charlesa Bukowskiego. Połączenie imienia Charles z nazwiskiem Bukowski wydało jej się tak absurdalne, że nabrała podejrzeń, iż uczeń sobie z niej drwi. Przecież taki autor nie istnieje. Jak to sprawdzić?
Wyjścia są dwa. Maturzysta mówi, a my gmeramy w internecie w poszukiwaniu danych o Charlesie Bukowskim. Znajdujemy informację np. w Wikipedii i jesteśmy już spokojni (tutaj przykład). Wada tego rozwiązania jest taka, że nie słuchamy z należytą uwagą zdającego. Możemy też ufać, że absolwent nie robi nas w trąbę. To przecież egzamin państwowy, a my jesteśmy urzędnikami RP, w sali jest godło i krzyż. Niczego zatem nie sprawdzamy, bowiem wierzymy, że uczeń nie splami się haniebnym zachowaniem. Godność Polaka i katolika mu na to nie pozwoli. Na wszelki wypadek można przynieść Biblię i poprosić o złożenie przysięgi.
Koleżanka ze zdziwieniem odkryła, że Charles Bukowski jednak istnieje. Poznała kilka tekstów i orzekła, że pisarz taki wprawdzie żył, ale wcale nie zasługuje, aby powoływać się na niego na egzaminie maturalnym. Tak w ogóle to najlepiej by było, gdyby maturzyści po przykłady nie sięgali za daleko. Naprawdę, egzaminatorów nie trzeba zaskakiwać dziwną literaturą. Mickiewicz oraz Słowacki całkowicie wystarczą.
Komentarze
Myślę, że nauczyciel nie ma obowiązku znać twórczości Ch. Bukowskiego, ale nie wiedzieć że istniał taki?
Trochę obciach, łatwo mi mówić oczywiście, jestem z pokolenia które dorastało w latach 80′ w środowisku które znało twórczość autora, rozumiem intencje wpisu, uczeń może wszystko z kapelusza wyciągnąć, niekoniecznie Bukowskiego, ale przykład w moim przypadku mocno niefortunny:))))
Jesli uczen wykaze co chcial udowodnic, chocby z wyimaginowanym tworca, to jak dla mnie OK.
Uczen wykazal sie zdolnoscia udowadniania. Jesli byl w stanie powolac w swoim umysle byt pisarski wraz z tworczoscia, to ten byt stal sie realny, choc istneijacy tylko na czas egzaminu.
Bo ilez to uwtworow lezy po szufladach, twardych dyskach, w glowach i nigdy nie zostana opublikowane…
Sprawdzając, egzaminator musiałby przyznać, że nie zna autora, którego zna licealista.
http://literatki.com/1158/don’t-try-slowo-o-bukowskim
To dla nauczycieli, wyszukałem w necie coś więcej niż w Wikipedii, może się przydać, to nie był nikt, a Barflay, niestety nie ma w necie z napisami, może to nie jest wielkie intelektualnie kino, ale bardzo nastrojowy dobry film, polecam.
Polonistka, tak jak uwieczniony w literaturze kapitan, podejrzewała że; „pan nie wiedział, ale pan powiedział”. 😉
Co by polonistka powiedziała na take nieprawdipodobne imiona jak Karen Kijewski czy Joan Slonczewski?
” Mickiewicz i Słowacki całkowicie wystarczą ” ……. boszzzz , ręce opadają ….. Komu ? I do czego ? ” wystarczą” ? Należało , Autorze , napisać , że ktoś inny niż w/w burzą schemat i święty spokój .Skoro burzą schemat i spokój to już są dla tzw ” grona ” niemile widziani . Wogóle to całe nauczanie ” języka polskiego ” to conajmniej grube nieporozumienie . Należało by uczyć L I T E R A T U R Y . Światowej . Jest wiele wartościowych książek , które warto znać a których ani Mickiewicz ani Słowacki nie napisali . Dickens . Hemingway . Eric Blair – znany szerzej jako George Orwell . Eco – wystarczy ” Imię Róży ”.Arthur Miller . I wielu innych . Nie lubicie ich , oj nie lubicie , wiem ;-]]]] nie da się ściemniać ” co autor chciał przez to powiedzieć ” i zapodawać jedynie słuszną interpretację wynalezioną w jakąś bezsenną noc albo nudny wieczór przez jakiegoś badacza …..
Dodatkowo taki Orwell czy Miller napisał coś zwyczajnie ciekawego – a to już wada !! nie ma to jak cuchnący naftaliną M …… i jakieś klechdy o zjawach albo zajazdach na sic ! LITWIE ……
Ja wlasnie przez mickiewicza , slowackiego i reszte wspanialych az przestalem ksiazki na kilka lat czytac. W skali swiatowej to dno. Na szczescie przeszlo mi i od lat znow czytam mnostwo ale od nich trzymam sie daleko. Z licealnej klasyki pl za wartoscioych uwazam tylko kochanowskiego i krasickiego.
Po raz wtory zadam pytanie: czy matura z jezyka polskiego to egzamin ze znajomosci polskiej literatury, czy z umiejetnosci poslugiwania sie jezykiem polskim?
W tym drugim przypadku powolanie sie na kogos nieznanego nauczycielowi nie powinno stanowic problemu. Mozna poprosic o dodatkowe wyjasnienia. Zakladam, ze PT pedagog nie ma kompleksu nizszosci wobec ucznia i za zadna cene nie chce sie przyznac, ze uczen cos wie, nawet w dziedzinie wykladanej przez pedagoga, czego on/ona nie wie. Nie wiem ile razy, w czasie przeszlo trzydziestoletniej kariery nauczycielskiej, powiedzialem w klasie „akurat tego nie wiem, ale sie dowiem” – ale wiele razy. Korona mi z glowy nie spadla, ani nie stracilem autorytetu.
Po drugie, porzadne, tworcze zmyslanie na temat rzeczywistych czy nawet nie napisanych utworow swiadczy o inwencji ucznia, a nie jego bezczelnosci.
Ostatecznie Lem tez napisal „Doskonałą próżnię” i nikt mu nie ma tego za zle.
re blackley – wszystko prawda, tylko skonstruowac egzamin maturalny z calej literatury swiatowej jest nie sposob. Tak jest zreszta ze wszystkimi, centralnie sprawdzanymi egzaminami (IB, AP itp). Wszystkie ograniczaja sie do pewnych, wybranych przykladow.
Znam takiego co zmyślił w swoim czasie autorów i utwory (dbał, żeby miały anglojęzyczne brzmienie!)i wysokie akademickie jury z kuratorem Paszyńskim na czele mu przyznało nagrodę w konkursie Życia Warszawy na pracę maturalną z polskiego (była taka duża gazeta i taki konkurs!) … 😉
Język polski jak sama nazwa wskazuje ma nauczać historii języka polskiego. A że przy okazji skutecznie zniechęca do czytania – to taki peszek. Tylko najbardziej wytrwali i zawzięci po torturach Mickiewiczem, Słowackim czy Reymontem sięgną po „literaturę piękną”. Reszcie będzie się to kojarzyć z anachronicznym bełkotem o dawno przebrzmiałych sprawach. A inna rzecz, że do niektórych lektur trzeba dojrzeć emocjonalnie, społecznie i intelektualnie.
Więc nie dziwi mnie, że większość rodaków książki omija szerokim łukiem. I dziwne tylko, że jeszcze księgarnie i antykwariaty istnieją. Jakim cudem?? 🙂
I to jest właśnie poziom współczesnych belfrów. O kimś takim jak Bukowski winni wiedzieć, bo mistrz winien wiedzieć takie rzeczy, a nie jest to niszowy pisarz. A skoro belfrzy ciągle podnoszą krzyk, że przygotowują się do zajęć to o Beat Generation winni przynajmniej coś wiedzieć. Ostatnio słuchałem wypowiedzi historycy na temat sztandaru. Żenujące.
Jeszcze tytułem poziomu belfrów – córka potrzebowała pomocy przy jakichś zadaniach z matematyki. Chciałem pomóc no ale trzeba było przypomnieć sobie co z czym się je. Wziąłem podręcznik jej i czytam. Jeszcze mniej z tego zrozumiałem. Wtedy przypomniałem sobie, że mam podręcznik z gimnazjum z 1931 roku. Matematyk się nie zmieniła, więc wziąłem i czytam. I w przystępny sposób problem został opisany. Logicznie i w prosty sposób. Nowe, pisane przez belfrów, podręcznik oprócz błędów są bardzo zagmatwane.
Bardzo trafny komentarz jakże perwersyjnego Gospodarza …do wyniku wyborów, w których wyborcy zlikwidowali tzw. lewicę.
Lewica bowiem twierdziła, że „świat realny jest poznawalny”.
Szkoła publiczna RP natomiast, oświeca świat katechezą i jej pochodnymi, jak polonizm – i po tym świat poznaje JĄ.
Zderzenie obu światów, na gruncie egzaminu dojrzałości, wykazało nieprzystawalność „świata poznawalnego” do świata oświaty, uosabianego tu przez polonistkę, w relacji polonisty.
W tym modelu, styczność naszości (nazwiska) z obcym zagrożeniem (imienia) musi być zmyślona (inaczej belfrzy by zwariowali, pod nieuchronną grozą ekskomuniki).
Nie od dziś oświacie publicznej głoszonej belferstwem wiadomo, że społeczeństwo kłamie a jego narybek zmyśla.
Tertium non datur.
I teraz, po społecznym wykluczeniu lewicy z życia, ten świat belferski autentycznie do bycia apoznawalnym dojrzał w pełni.
Przynajmniej, aparatem związanym z…myśleniem. 😉
Szukałam pracy, więc postanowiłam poszerzyć swoje lingwistyczne umiejętności. Było kilka ofert pracy dla nauczycieli języka polskiego, skusiłam się na język polski. Bank słów jest dość duży, ale z pomocą korepetytora, udało mi się go okiełznać. Jako nauczyciel wiem, jak trudno jest dobrze nauczyć obcego języka, zwłaszcza języka polskiego. Na początku przeczesałam wszystkie oferty pracy w Gdańsk, później natrafiłam na… [usunąłem reklamę – Gospodarz]
@totmes72
Znowu przypisujesz nauczycielom to, czego oni nie robią! Przypadek? 😉 Pierwsze skrzypce przy pisaniu podręczników odgrywają pracownicy naukowi, podobnie przy ich recenzowaniu i dopuszczeniu ministerialnym. A dla nich liczy się naukowa poprawność, odpowiedni żargon naukowy, a nie zrozumiałość dla ucznia … 😉 Tam, gdzie o powodzeniu podręczników decyduje rynek, jest inaczej. Na dodatek polskie podręczniki powstają na gwałt w szaleńczym tempie(jakieś 3 miesiące na podręcznik realnie), co jest winą kolejnych reformatołków w MEN, za klasykiem … 😉 Na świecie podręczniki bywają cyzelowane, poprawiane i modernizowane latami, dziesiątkami lat, a nie wyrzucane na śmietnik bo się minister zmienił i ma innego szmergla … 🙁
Ale przecież inwencja twórcza abiturienta była obecna zawsze i zawsze podlegała ocenie.
Obecnie, w dobie internetu, można sobie takie rzeczy błyskawicznie sprawdzić, choćby i w wikipedii. A w czasach przedinternetowych nauczyciel skazany był sam na siebie. Ja dopiero kilka lat po napisaniu matury zorientowałam się, że autorstwo przywołanego utworu przypisałam komuś zupełnie innemu. Ale że poezja śpiewana zawsze była raczej niszowa, polonistka się nie zorientowała. I jestem jej za to bardzo wdzięczna do dziś 🙂
Szchwazerpeter, bardzo trafnie, moim zdaniem, ustosunkowałeś się do problemu poruszonego przez Gospodarza. Twój wpis można dedykować tym z nas, którzy patrzą na ucznia schematycznie, tak jak księgowy na swoje flepy lub z pozycji Bladaczki, zapominając o przeslaniu „Ody do młodości”.
Z jednej strony wymagamy, aby nauczyciel języka polskiego znał „twórczość” każdego, komu udało się coś gdzieś opublikować, a z drugiej strony nie chcemy nauczycielowi godziwie płacić za wymagania , które wobec niego mamy. Bo chyba o tym wiecie szanowni krytycy, że za darmo nie dostają nauczyciele NIC do przeczytania, a szkoła otrzymuje przeważnie środki na zakup obowiązkowych, wyznaczonych przez ministerstwo lektur. Zacznijcie domagać się zmian w tym zakresie tam, gdzie jest siła sprawcza – w ministerstwie, zamiast ciągle i bezrefleksyjnie walić w nauczycieli jak w bęben. Takie pisanie dla samego krytykowania nic nie wnosi.
@belferxxx – proszę przestań opowiadać bajki – wykładowca uniwersytecki to nie nauczyciel? Określenie – pracownik naukowy. Pracownik naukowy czyli wykładowca. Też uczy tylko na innym poziomie. Jakaś inna rasa? Zdobyli tylko inny, wyższy stopień naukowy. Rynek nigdzie nie decyduje i nie będzie decydował. Decyduje belfer i często szkoła. Kiedyś w zamian za prezenty i inne. Te podręczniki „za komuny” obowiązujące w szkole np. z biologii może były mniej kolorowe i na gorszym papierze ale bardziej zrozumiałe i zawierały więcej informacji. Przypominam – rynku nie było. Problem był inny – zniszczono sprawdzony system oświatowy (nie było manifestacji nauczycieli w jego obronie) i wprowadzono przez lewactwo bezstresowe wychowanie i inne głupoty. Młodzież może i ma umiejętności ale to cielęta bez inicjatywy i dyscypliny.
Gałczyński pisał, że na maturze analizował zmyślone utwory Szekspira. I upiekło mu się, a nawet go pochwalono. Jak kto dobry, to niech sobie zmyśla…Kto kiepski, niczego i tak nie wymyśli…
@totmes72
1.Powiedz pracownikowi naukowemu(szczególnie w PAN!), że jest belfrem – ciekawe jaka będzie reakcja… 😉
2. Jak ktoś prowadzi zajęcia (a nie każdy pracownik naukowy to robi!) z dorosłymi ludźmi, studentami, i to mocno przebranymi, którzy de facto i tak się sami na egzamin nauczą bo czytać umieją, to nie ma pojęcia jak z tą swoją wiedzą dotrzeć do duuuużo często młodszych i co do nich może trafić.
3.Tu nie chodzi o kolorowość podręczników. Mam w domu zestaw edycji jednego i tego samego podręcznika do fizyki z USA z około 60 lat. Widać, że podręcznik jest stopniowo szlifowany, ale jednocześnie ciągle jest to ten sam podręcznik, który stopniowo (!) się zmienia. No, ale w USA nie ma odpowiednika naszego MEN, paznokciowych podstaw programowych, pań od ewaluacji … 😉
” nie chcemy nauczycielowi godziwie płacić za wymagania , które wobec niego mamy.”
Kto nie chce płacić? Ja chcę.
Tylko świat tak nie działa, że jak się zapłaci więcej, to ludzie lepiej pracują.
Działa to tak, jak chce się mieć dobrego pracownika od którego można dużo wymagać, trzeba takiego szukać. Jak się znajdzie, a łatwo nie jest, w żadnej dziedzinie, trzeba mu zaproponować odpowiednio wysokie wynagrodzenie, żeby się zgodził pracować, im wyższe wymagania, tym niej osób je spełnia i tym wyższe honorarium trzeba przeznaczyć.
Jestem za selekcją do zawodu, za stawianiem wysokich wymagań i za odpowiednią pensją dla tych którzy te wymagania spełnią.
Dosypywanie pieniądzy tym którzy się nie nadają nie spowoduje, że nagle nabiorą kompetencji i chęci do pracy, sprawdzone empirycznie, co zmieniły podwyżki dla nauczycieli wprowadzone w ostatnich latach?
Nic. Więcej społeczeństwo płaci w podatkach na oświatę i tyle a nauczyciele zarabiają więcej, stosunek do pracy się nie zmienił a kompetencje nie wzrosły.
@parker
Jeśli się podniesie pensje i wprowadzi odpowiedzialność (w obie strony!) dyrekcji za efekty(!) pracy szkoły, to ta dyrekcja będzie miała większy wybór kandydatów i lepszą ofertę. Tyle, że na razie dyrekcje są zainteresowane układami z OP, a nie efektami, bo od tego ich „kariera” zależy. Jeśli oferta będzie kiepska, to i kandydaci będą gorsi … 😉
Tyle „w temacie” … 😉
Bredzisz, jak zwykle.
Odpowiedzialność w obie strony?
Przecież to zdanie ni ma sensu logicznego.
Dyrekcje nie mają problemu z chętnymi do pracy, przy dzisiejszych zarobkach jest ich aż nadto, jest w czym wybierać, napewno są wśród nich tacy co spełniają najwyższe wymagania, tylko że nie mogą zwolnić patałachów których zatrudniają i którzy się zasiedzieli żeby zrobić miejsce dla dobrych.
@parker
Odpowiedzialność w obie strony – czyli jak będziesz pracować marnie to cię ukarzą, a jak dobrze to nagrodzą. Oczywiście stosownie do skali sukcesów i porażek. W Polsce przez odpowiedzialność rozumie się zwykle wywalania jak coś(!) jest nie tak, bez bilansu … 😉
@parker
Nie znasz rynku pracy nauczycieli. Mam taki pomysł – znajdź w stolicy dobrego fizyka do liceum, który mógłby pracować również z b. zdolnymi (i osiągać efekty, rzecz jasna!). Ciekawe, gdzie się twój nadmiar podzieje ? Podobnie z matematykami, informatykami, chemikami … 😉
W Polsce co oznacza odpowiedzialność można przeczytać w słowniku języka polskiego.
Odpowiedzialność nie jest wektorowa.
Rynek pracy nauczycieli, mój syn się znowu obśmiał.
Jak już będziesz zaglądał do słownika, to przeczytaj co to znaczy rynek.
@parker
No to co to znaczy rynek pracy? Ja może i wiem, ale rozumiem, że ty wiesz lepiej – skorzystaj z okazji i oświeć ciemnych belfrów … 😉
Parkerze, nie wyzłośliwiaj się.
Ja się nie będę wyzłośliwiać, jak jakiś nauczyciel powstrzyma kolegę przed kompromitowaniem stanu nauczycielskiego, robi to regularnie pod każdym blogiem.
Jak będziesz pracować źle, to cię ukarzą. To jest optyka nauczycielska?
W moim świecie kogoś kto źle pracuje zwalnia się z pracy a kogoś kto się do pracy nie nadaje do niej nie przyjmuje.
@parker
Dziwny ten twój świat, jakiś zerojedynkowy … 😉 I nieprzyjazny dla ciebie – parker robi błędy ortograficzne to na bruk np.
1.Ukaranie to jest też(!) wyrzucenie z pracy.
2.Jakość pracy i efekty nie są zerojedynkowe, szczególnie gdy obiekt działania skomplikowany. Więc oczywiście można wyrzucać np. za jedno przejęzyczenie też , ale wtedy nauczycieli po prostu mieć nie będziesz.
3.Uczniowie przyzwyczajają się do nauczycieli, podobnie jak małżonkowie do siebie. Rzadko są idealni, ale stabilność jest wartością.
4.Mała jest szansa ustalenia wartości nauczyciela na samym wejściu bo to długofalowa praca. Pewnych można odrzucić,ale dalej wybór może być skomplikowany … 😉
No a teraz „znawco” rynku pracy nauczycieli – gdzie ten obiecany superfizyk, chemik, matematyk, informatyk licealny w stolicy umiejący z b.zdolnymi pracować z efektami na miarę ich potencjału … 😉
Koleżanka, która nie słyszała o Charlesie Bukowskim, nie myślała o poszukaniu pracy w najbliższym supermarkecie? Pewnie większość stanowisk wymaga tam kwalifikacji, których nie posiada, ale coś, w czym ma większe kwalifikacje, niż jako polonistka, chyba się znajdzie?
Jak ktoś jest dyslektykiem, nie może zostać nauczycielem, podobnie jak niewidomy kierowcą.
Ja nie mówię o zwalnianiu za błędy, za błędy dobry szef również nie karze, zwraca uwagę, napisałeś, jak ktoś pracuje marnie, jak się pracuje marnie to wylatuje z roboty, szkoda dzieci.
Nie powinno być miejsca w sxkole dla pracujących marnie. Podobnie jak na budowie, w sklepie czy restauracji. Bo jak szef toleruje marnie pracujących pracowników to bankrutuje, tak jest w moim świecie.
@parker
Każdą pracę można ocenić, nauczyciela też (choć to wymaga kompetencji), i to nie jest zerojedynkowe. Można np. użyć ocen szkolnych – są nauczyciele doskonali, są bardzo dobrzy, dobrzy, ale i dostateczni, marni czy mierni i wreszcie fatalni, ale to i tak nie oddaje w pełni problemu. Bo np. młodzież może nauczyciela może oceniać jako świetnego, a dyrekcja czy ewaluatorzy jako marnego ze względu na papierologię na przykład. Może też być znakomity wychowawca ale marny przedmiotowiec. Część rodziców ocenia nauczycieli po rytmiczności wpisów na Librusi, co uczniów mało obchodzi, o ile nie wpisuje ocen z powietrza … 😉 Więc jest pytanie, kogo zwolnić a kogo jednak nie … 😉
Bardzo mile wspominam studenta-praktykanta, który uczył nas astronomii. Bez przerwy się mylił w rachunkach, ale podchodził do tego z humorem i uprzedził nas o tej przypadłości na samym początku swoich zajęć. To tylko mobilizowało naszą uwagę bo gość wyglądał na uczciwego i nikt nie podejrzewał, że był to jakiś nauczycielski trick. Ja nie wiedziałem, że to mogło być coś na „dys” tylko przyjąłem do wiadomości, że trzeba pomóc bo nauczyciel akurat z rachunkami ma kłopoty. Wykład był ciekawy, wykładowca entuzjastyczny i wesoły, czego więcej wymagać? Pomyłki w rachunkach newtonowskich fluksji wychwytywaliśmy w locie i nikt się nie nudził.
@mmaly
Na świecie napisano tyle książek wartych(!) przeczytania, że niewiele jest osób w świecie , które choćby promil(!) z nich przeczytały. Dotyczy to nie tylko nauczycieli, ale także profesorów odnośnych filologii zajmujących się literaturą. Przy czym mody literackie przychodzą i odchodzą … 😉 Bardzo łatwo uczeń może znać utwory, których nie zna jego nauczyciel, jeśli np. interesuje się jakimś szczególnym działem literatury. Po prostu komisja powinna mieć prawo korzystania ze źródeł internetowych!
@belferxxx
Magister i doktorant, a także doktor musi wyrobić godziny dydaktyczne ze studentami. Jak się ktoś nazywa guzik mnie obchodzi. Jedni uczą studentów inni uczniów szkół podstawowych czy gimnazjum albo MOSów. Proszę przestań opowiadać bzdury – nauczyciela zwolnić jest niezwykle trudno. A związkowca w szczególności. Co zaś do podręczników to może i w USA nie ma MENu ale są inne mechanizmy jak nie na szczeblu federalnym to na stanowym. A skoro już o USA mowa to stosując tamtejsze standardy 80% naszych belfrów by wyleciało z roboty. Tam się szybko traci pracę, a zawiesza pracownika jeszcze szybciej. Temat rzeka.
@totmes72
Nie wiesz – nie pisz!
1.Godziny dydaktyczne mają pracownicy (i to tylko dydaktyczni i naukowo-dydaktyczni!) uczelni. W instytutach naukowych (np.PAN czy instytuty resortowe) ich nie mają – tam po prostu nie ma studentów … 😉
2.Uczyłem w USA więc coś tam wiem. Nie ma tam ani MEN, ani kuratoriów – jego wojewódzkiego ramienia z wizytatorami. Nie ma paznokciowych podstaw programowych ani zatwierdzania podręczników przez MEN. Jakoś nie widziałem tych wyrzucanych co chwila na bruk, za to w szkole średniej (high school) spotkałem matematyczkę, która nie wiedziała, że kwadrat sumy to nie suma kwadratów …. 😉
3.W Polsce jak się chce (ma interes!) można zwolnić nawet najlepszego, nie tylko najgorszego nauczyciela! Vide przypadek Marka Golki z VI LO w Radomiu (ogólnopolski nauczyciel roku, profesor oświaty, najlepszy w historii wychowawca olimpijczyków olimpiady fizycznej, astronomicznej, wiedzy technicznej – nawet miasto musiał zmienić na inne … 🙁 Tyle, że dyrektorzy nie mają interesu w zwalnianiu słabych albo nie mają ich kim, mimo pozornej(!) mnogości kandydatów zastąpić, ale to zupełnie inna historia …;-)
@totmes72
Zajęcia na uczelni a uczenie w szkole to kompletnie różne bajki. Chyba, że ty gimnazjalistki albo i panny z podstawówki od studentki nie odróżniasz, co się może skończyć w kryminale … 😉
Pamiętam mojego profesora, który na wieść, że pracuję od września w szkole z lekka się zacukał i westchnął „ale tam jest taki hałas”. Drogi @totmesie72, albo naprawdę nie wiesz, albo zapomniałeś, bo dawno cię w podstawówce lub gimnazjum nie było, albo udajesz Greka. Pracowałam w obu instytucjach i tego nawet nie da się porównać. Co do pisania podręczników i radosnej twórczości dot. przepisów i praktyki szkolnej. Tworzą je z reguły naukowcy, którzy „pod tablicą” nie spędzili nawet minuty, a gdyby ich pod ową postawić, po jednym dniu wołaliby o pomoc bądź zwolnienie lekarskie.
@ parker
a/ uczenie belfrów jest jak dyskusja z krową o jakości mleka, na wszystkie uwagi słyszysz tylko: muuu. Dobry gospodarz z krową nie dyskutuje, lecz kieruje ku przeznaczeniu, odpowiedniemu do kompetencji: mięsko.
b/ Owszem, dobry szef nie karze za błędy, ale stwarza okazję by stały się nauką. W szkole o nauce nie ma mowy (patrz a), błędna i piracka załoga nie może w tym systemie mieć za zakładnika dobrego szefa. Ma szefa takiego, który spełnia jej szantaże – jednego z nich samych.
Reszta nauki i otwierania okien na świat, do wglądu belferstwa – za opłatą.
Ty masz u mnie dożywotni gratis – za bezpretensjonalny humanizm blogowy w relacjach z bezmlecznym, a rykliwym stadem. 😉
Pozdrawiam.
Gekko, ułóż tę swoją twórczość w wersy, toż to prawdziwa poezja myśli (wiesz, z lewej prosto, z prawej w ząbek). Tyle cudnych metafor i porównań się marnuje. Wyslij na któryś z licznych konkursów poetyckich. Możesz zatytuować „Nienawiść” (a nie, to już było). W każdym razie taki talent nie powinien się marnwać :-).