Zmyślają na maturze

Matura ustna z języka polskiego jest tak skonstruowana, że maturzyści mogą powoływać się na nieistniejące utwory i ujdzie im to na sucho. Egzaminator nie będzie miał szans sprawdzić, czy dzieło, do którego odwołuje się zdający, istnieje naprawdę. A młodzież potrafi zmyślać.

Rozmawiałem z przerażoną polonistką. Opowiadała, że już podczas próbnego egzaminu, który zorganizowała w marcu, była cała w nerwach. Wytypowany uczeń niespodziewanie powołał się na wiersze Charlesa Bukowskiego. Połączenie imienia Charles z nazwiskiem Bukowski wydało jej się tak absurdalne, że nabrała podejrzeń, iż uczeń sobie z niej drwi. Przecież taki autor nie istnieje. Jak to sprawdzić?

Wyjścia są dwa. Maturzysta mówi, a my gmeramy w internecie w poszukiwaniu danych o Charlesie Bukowskim. Znajdujemy informację np. w Wikipedii i jesteśmy już spokojni (tutaj przykład). Wada tego rozwiązania jest taka, że nie słuchamy z należytą uwagą zdającego. Możemy też ufać, że absolwent nie robi nas w trąbę. To przecież egzamin państwowy, a my jesteśmy urzędnikami RP, w sali jest godło i krzyż. Niczego zatem nie sprawdzamy, bowiem wierzymy, że uczeń nie splami się haniebnym zachowaniem. Godność Polaka i katolika mu na to nie pozwoli. Na wszelki wypadek można przynieść Biblię i poprosić o złożenie przysięgi.

Koleżanka ze zdziwieniem odkryła, że Charles Bukowski jednak istnieje. Poznała kilka tekstów i orzekła, że pisarz taki wprawdzie żył, ale wcale nie zasługuje, aby powoływać się na niego na egzaminie maturalnym. Tak w ogóle to najlepiej by było, gdyby maturzyści po przykłady nie sięgali za daleko. Naprawdę, egzaminatorów nie trzeba zaskakiwać dziwną literaturą. Mickiewicz oraz Słowacki całkowicie wystarczą.