Działanie na szkodę rodziców
Dyrektorzy szkół podstawowych, mam nadzieję, że nie wszyscy, wydają się wyjątkowo niechętni nauczaniu etyki. Do tej pory wmawiali rodzicom, że nie mogą wprowadzić tego przedmiotu, ponieważ jest za mało chętnych. Obecnie muszą, gdy chętny jest tylko jeden uczeń. No i szydło wychodzi z worka.
W jednej z podstawówek, gdzie od lat nie można było nauczać etyki z powodu rzekomo nikłego zainteresowania, na pierwszą lekcję etyki przyszły tłumy. Aż się same dzieci dziwiły, że jest ich tyle. Chętnych z klas 1-3 było tak dużo, że sala okazała się za mała. Trzeba będzie znaleźć większą, bo w tej nie da się prowadzić zajęć.
Nie to jest jednak ważne. Gdy rodzice dowiedzieli się, że tyle dzieci chce uczyć się etyki, poczuli się, jakby im ktoś dał w pysk. Wydawało im się bowiem, że chętne jest tylko ich dziecko, ewentualnie jeszcze jedno, ale nie taki tłum. Zaczęli więc się zastanawiać, czy dyrektor do tej pory celowo nie wprowadzał ich w błąd, gadając o braku zainteresowania etyką? W każdym razie na pewno działał na szkodę rodziców. Rodzice bowiem mają prawo wychowywać swoje dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami religijnymi bądź świeckimi i żaden dyrektor szkoły nie powinien im w tym przeszkadzać.
Komentarze
Biorąc pod uwagę, że religia stała się przedmiotem gdzie są kartkówki, referaty i niemalże nauka liturgii jak w seminarium to przygotowanie katechetów pozostawia wiele do życzenia. Przykladowo moja 13 letnia córka powiedziała, że musiała napisać życiorys świętego jakiegoś – mówiła: tato i tak miałam szczęście, mój święty umarł młodo, życia miał tylko na 1,5 kartki. Zuzia miała gorzej – jej święty żyła aż przez 3 kartki.
@Gospodarz
Rozumiem, że jest Pan osobiście(!) zainteresowany upowszechnianiem w szkołach tzw. etyki. Nie zmienia to faktu, że jest to i był listek figowy przy wprowadzeniu do szkół religii, równie bezużyteczny i marnotrawiący szkolny czas i zasoby jak religia. Teraz, skądinąd totalnie niekompetentna i nieudolna, wielopartyjna min. Kluzik szuka zwolenników oraz poparcia, podejmując tematy ideologiczne … -) A może taki temat na Pańską lekcję etyki – „Wielokrotna zmiana barw partyjnych jako cnota obywatelska” … 😉
Bardzo ciekawy i wartościowy przedmiot, jeśli się go odpowiednio naucza. Ale po komentarzu wyżej widać, że i nauczycielom by się przydał, skoro nie wiedzą, o co w nim chodzi
Ja miałam w liceum etykę (w latach 90.), choć chodziłam też na religię. Etykę prowadził tak fantastyczny gość, że do dziś się zastanawiam, skąd mój fatalny, ograniczony i okropny dyrektor szkoły go wytrzasnął. Masa ludzi przychodziła tylko po to, żeby pogadać o życiu, a jak wiadomo, temat ten bardzo interesuje nastolatków. Wiele potencjalnie poważnych, bieżących problemów udało się rozwiązać dzięki takiemu dialogowi. Wszystkim życzę takich nauczycieli etyki.
W mojej szkole (gimnazjum i liceum) etyka od niemal 20 lat jest przedmiotem obowiązkowym, religia natomiast nadobowiązkowym (jest to szkoła niepubliczna, bez symboli religijnych). Lekcje etyki traktujemy bardzo poważnie, nigdy nie zetknęliśmy się z zarzutami bezużyteczności czy marnotrawienia czasu ucznia. Komentarz sugerujący bezsensowność etyki wywołać może jedynie smutną refleksję nad kondycją nauczycielskiej braci. Czyżby PRL dokonał tak straszliwego spustoszenia w naszej mentalności, że nawet ćwierć wieku po upadku komuny możemy powtórzyć za Noblistką, że „nie ma rozpusty gorszej niż myślenie”?
Przydatny przedmiot? Religii etyki w cyklu gimnazjum jest 6 a fizyki 4 . Jak ktos chce psuc szkolnictwo to pisze takie brednie. Erudyci od ……
Tak, takim zgorzkniałym osobom też by się przydała.
W czasach Gierka taką rewelacją była jedna godzina astronomii w czwartej(?) klasie naszego liceum. Młody, zaraz po studiach, entuzjastyczny gość…
Na więcej godzin ciężko byłby znaleźć miejsce w planie. Nauka solidnie wypełniała czas od ósmej do trzeciej, później kółka przedmiotowe i mecze (w większości przy tablicy a nie na boisku).
Mniej przedmiotów niż teraz.
Oczywiście przez sześć dni w tygodniu.
Religia po zajęciach, „na parafii”.
Zniechęcic do etyki? Jakież to proste – w mojej szkole (ponadpodstawowej) religia jest w środku dnia (tak byc nie powinno) lub na koniec, a etyka……. w poniedziałek o 7 rano.
Do zeszłego roku szkolnego szkoła była też zobowiązana zorganizować zajęcia z etyki. Przy małej liczbie chętnych mogła proponować grupę międzyszkolną, jeżeli taka grupa miałaby przynajmniej troje uczniów. W miasteczku z jedną szkołą i jednym chętnym na etykę warunek mógł nie być spełniony, ale z pewnością był spełniony w większych miastach czy ich dzielnicach. Szkoły powszechnie łamały prawo. Od tego roku szkolnego wiele przestało je łamać, ale nadal mają sto sposobów na sabotowanie etyki i szkodzenie – nie tylko rodzicom, ale przede wszystkim uczniom.
U mnie upierali się że uczniowie „muszą” wybrać religia czy etyka (a etyki nie ma do tej pory w szkole), następny argument to całe 2 klasy nie wybiorą nic i co z nimi robić?
@mpn
>Tak, takim zgorzkniałym osobom też by się przydała.<
Nie ma godzin na matematykę, informatykę i przedmioty przyrodnicze, na języki obce, a na chrzanienie o 4 literkach Maryni (tym jest tzw. etyka/religia) ma być???
W klasie pierwszej gimnazjum, której jestem wychowawcą 3 osoby zrezygnowały z religii, ale tylko jedna jedna skorzystała z etyki, która odbywa się równolegle z religią. Jak widać nie wszędzie są tłumy chętnych.
Nieetyczne zachowanie (postępowanie) ma dość pejoratywne zabarwienie. Wielość zachowań tego rodzaju w życiu publicznym (a nie brakuje ich również w szkołach!) musi skutkować mocno emocjonalnymi dyskusjami na lekcjach etyki, a w szkołach zrobi się ciekawie: czy etyczne jest zatrudnienie w Kancelarii Prezydenta RP byłych członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, bezprawne skazanie za batonik wart. 99 gr umysłowo chorego (sprawa płk Olkowicza), poczucie etyki p.Tuska zapewniającego o desinteresment posadą w Brukseli oczami Marysi, mjr Bauman jako etyk na Uniwersytecie Wrocławskim (w czasach majorowania w SB UWr. im. Bolesława Bieruta), wielopartyjność Ministerki Edukacji Narodowej, etc. Gdyby nie brak czasu i środków na kształcenie fundamentów w zakresie szkolnej edukacji to byłbym za.
Autokorekta podkreśla na czerwono słowo : Ministerki .
Jednej rzeczy nie rozumiem – jeżeli było tylu chętnych na lekcje etyki, to czemu Ci rodzice nie zorganizowali się sami? Wniosek podpisany przez co najmniej 7 rodziców załatwiałby sprawę. Ciężko mi uwierzyć, że w dzisiejszych czasach, przy takiej komunikacji, jaką zapewnia internet, fora i dzienniki internetowe, było to nie do zrobienia. Wychodzi na to, że większości albo się nie chciało, albo nie wiem – bała się księdza?
Do belferxxx:
Jakos na jakosc zycia w panstwie nie wplywa brak umiejetnosci niektorych ludzi z fizyki, matematyki, nawet jezyka ojczystego, choc tu zapewne daloby sie cos zrobic, zeby nie slyszec 4 wyrazow z przyimkami jako jedynego sposobu porozumiewania sie, a koszty utrzymania ludzi w wiezieniach i scigania przestepcow, poczucie bezpieczenstwa, jakosc rzadzacych, troche jednak zalezy od tego zeby ludzie rozrozniali co jest dobre, a co zle i zeby wiedzieli, ze pewnych rzeczy sie nie robi… (tak jak nie glosi sie powszechnie, ze nauka czegokolwiek to bzdura, jesli (przynajmniej z przydomka) jest sie nauczycielem
Ja osobiście patrząc na lata szkolne, żałuje, że religia nie została zastąpiona Etyka. Było dokladnie tak jak piszesz. Dyrektor twierdził, że nie ma zainteresowania. No i co zrobić.. Rodzice nie walczyli. Dzieci nie miały nic do powiedzenia. No i tyle..
@Bratzacieszyciela
Na pewno od kazań ani świeckich(etyka) ani religijnych(religia) moralności w dzisiejszych czasach nie przybywa … 😉
@Bratzacieszyciela 19 września o godz. 7:15
„zeby ludzie rozrozniali co jest dobre, a co zle i zeby wiedzieli, ze pewnych rzeczy sie nie robi… ”
Etyki, tak jak księża i policjanci, sędziowie, prawnicy i klawisze, wojskowi i kanary. W 99% zbędne i niepotrzebne.
W idealnych warunkach dostatku.
Tylko wtedy, gdy w piaskownicy jest pięcioro dzieci a tylko jedna łopatka pojawia się problem.
Jedni wolą rozwiązywać ten problem metodą produkcji łopatek a inni metodą tłumaczenia dzieciom jak sobie radzić, gdy łopatek jest za mało.
@Bratzacieszyciela woli robić to drugie.
@Bratzacieszyciela
Kilkanaście dni temu na łamach Dziennika Zachodniego takim, jak Pan tłumaczyłem:
„W jednym z wywiadów dla „Rzeczpospolitej”, zwróciłem uwagę, że moim zdaniem najcelniej zrobił to Karol Darwin, twierdząc, że matematyka wyposaża nas w coś, co jest pewnego rodzaju dodatkowym zmysłem. Rozważmy jeden z nich, np. zmysł wzroku. Ktoś, kto urodził się daltonistą, postrzega świat bez możliwości rozróżniania niektórych barw.
W pewnym sensie jest to jedynie świat czerni i bieli. Taki człowiek nie wyobraża sobie, że może być inaczej. Natomiast ktoś, kto nagle utracił zdolność dostrzegania i rozróżniania barw, bardzo dotkliwie odczuje, to co utracił. A gdybyśmy zupełnie utracili ten zmysł? Aż strach pomyśleć! A teraz wyobraźmy sobie sytuację w drugą stronę: zyskujemy nowy zmysł. Tak właśnie jest, dzięki wiedzy i umiejętnościom matematycznym. Ale również z bieganiem, zdolnością słyszenia, pływaniem, chwytaniem przedmiotów, zapachami, smakiem. Można bez nich żyć, zwłaszcza, jeżeli tych umiejętności nigdy się nie posiadało. O ileż jednak to życie jest uboższe? Jest taka kapitalna anegdota. Oto na kongres wielkich tego świata, do szwajcarskiego Davos, podróżują w jednym przedziale polityk, ekonomista i matematyk. Oglądają mijane krajobrazy. W pewnym momencie polityk zakrzyknął: O, w Szwajcarii są czarne owce! Ekonomista z dezaprobatą stwierdził: Panowie! My jedynie możemy stwierdzić, że w Szwajcarii są pastwiska na których mogą być i czarne owce. Obydwaj spojrzeli na matematyka, który z politowaniem kiwając głową, poinformował ich, że: Jedyną rzeczą ,która możemy stwierdzić na pewno, jest to, że w Szwajcarii jest co najmniej jedno pastwisko, na którym jest przynajmniej jedna owca, która przynajmniej z jednej strony jest czarna… Ta właśnie, wypracowana uprawianiem matematyki umiejętność, a także wytrenowanie umysłu, do postrzegania świata w kategorii skutku i przyczyny, jest powodem, dla którego matematycy, są rozchwytywani na rynku pracy. Ta moda, która rozprzestrzenia się obecnie na świecie, spowodowana jest zdolnością umysłu do szybkiego uczenia się. Każdy szef, a przynajmniej ten, który jest właścicielem, oczekuje precyzyjnych informacji o stanie firmy, i realnej oceny jej możliwości rozwojowych, sensowności proponowanych zmian, planów etc. To wynalazek ostatnich lat: brak jakiejkolwiek znajomości matematyki (i znajomości wielu innych rzeczy), który pozwala, przede wszystkim w Polsce, na zrobienie poważnej kariery, nie tylko w polityce, administracji, ale nawet w …szkolnictwie. Tak w Polsce, jak i na świecie, opłakane konsekwencje tego stanu rzeczy, widoczne są gołym okiem. To dlatego, prywatne firmy, coraz częściej zaczynają weryfikować wartość dyplomów egzaminem z matematyki, z zakresu matury na jej podstawowym poziomie. Moja córka, która ukończyła Uniwersytet Wrocławski na kierunku Międzynarodowe Stosunki Ekonomiczne z wyróżnieniem, średnią ocen 5, magisterium z Handlu Zagranicznego na drugim fakultecie we Wrocławskiej Akademii Ekonomicznej, dowiedziała się – ubiegając się o pracę w międzynarodowym koncernie – że te dyplomy wystarczyły jej jedynie do przejścia pierwszego etapu rekrutacji. Etap II stanowił egzamin ze swobodnego posługiwania się językiem francuskim i angielskim, natomiast etap III i ostatni, stanowił wspomniany egzamin z matematyki, w zakresie podstawowym. Matematyka jest bezlitosnym narzędziem do oceny wartości człowieka: ktoś, kto potrafi się jej nauczyć, daje rękojmię, że wszystkiego szybko się nauczy. Jak mawiają matematycy: stwierdzenie odwrotne nie jest prawdziwe.
Kolejny powód to lepsze wyniki na testach na inteligencję, które też stają się coraz powszechniejszą praktyką pracodawców. Wiele pytań z nich, to standardowe zadania matematyczne. Odkąd zacząłem zajmować się zawodowo matematyką, wyniki podskoczyły mi o kilka punktów procentowych. Nie wiem czy naprawdę zmądrzałem od uprawiania matematyki, ale w testach z całą pewnością.
Rozmowy o pracę czekają Wasze pociechy dopiero za 15-20 lat więc warto wspomnieć i o tych korzyściach, które Wasze pociechy będą miały już od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Przede wszystkim polubią szkołę. Natura ludzka charakteryzuje się tym, że lubimy rzeczy, które nam… wychodzą, i bardzo, bardzo nie lubimy rzeczy, które nam nie wychodzą. Dziecko wyróżniając się na tle rówieśników umiejętnościami matematycznymi, jest popularne w klasie, i stale zaczyna odbierać bodźce zachęcające do nauki: inne dzieci, lgnąc do najpopularniejszych, chcą się bawić, siedzieć w jednej ławce – zwłaszcza w starszych klasach. Nikomu z rówieśników nie „opłaca się kłócić”, gdyż: uczeń dobry z matematyki ma zawsze zadanie domowe, może podpowie, jak będę przy tablicy, wytłumaczy niezrozumiałe zadanie, może uda się ściągną na klasówce… Matematyczna wybitność, to także szansa w dorosłym życiu na znalezienie dobrego partnera. Natura nierówno obdarza atrakcyjnością powierzchowności. Dla przyszłej partnerki bardzo istotnym kryterium jest to, jakie przymioty umysłu będzie miał ojciec jej dzieci. Większość z nich dostrzega, jak ścisły związek z poziomem intelektualnym ma matematyka. Z kolei dla dziewcząt, oprócz tych czynników, o których wspomniałem wyżej, może być przesłanie z dwóch wywiadów prasowych, które mocno zapadły mi w pamięci.
W pierwszym z nich, rozmówczyni dziennikarza, wspomina komunikaty rodziców z dzieciństwa: ucz się dziewczyno, bo nie jesteś wystarczająco ładna by dobrze wyjść za mąż, a tak, to przynajmniej zarobisz na siebie. Z kolei w drugim wywiadzie, rozmówca – znawca historii muzyki – powiedział: w XIX wieku panienki z dobrych domów powszechnie brały lekcje muzyki i żadna nie została wybitną kompozytorką. Zdumiony dziennikarz Gazety Wyborczej nie mógł uwierzyć, że z setek tysięcy kobiet, żadna nie osiągnęła wybitnych laurów kompozytorskich. Dowiedział się jednak, że to właśnie pokolenie tych pań wydało na świat plejadę najwybitniejszych kompozytorów w historii muzyki! Przyczyna jest bardzo prosta: inteligencję dziedziczymy po… mamach. Czyżby dlatego ludzie dobierali się w pary w taki sposób, że to partnerka jest inteligentniejsza, z tym, że musi to starannie ukrywać? No, przynajmniej na początku…’
W naszej szkole podstawowej (Łódź) są lekcje etyki i owszem, ale plan lekcji jest oczywiście tak ułożony, że uczęszczający na te zajęcia dzieciaki mają dwa okienka w tygodniu (dzieci chodzące na religię nie mają oczywiście żadnego).