Wybryki uczniów
Kolejny nauczyciel został sponiewierany przez uczniów i nie potrafił sobie z tym poradzić. Tym razem trafiło na 62-letniego człowieka, mającego 40-letnie doświadczenie w pracy z młodzieżą (zob. tekst). Może się to jednak przytrafić każdemu, młodemu i staremu, mężczyźnie i kobiecie, nauczycielowi stażyście, jak i dyplomowanemu. Gdyby nie film i upublicznienie go w Internecie, pewnie o tym zdarzeniu, podobnie jak o wielu innych, byłoby cicho. Takie rzeczy bowiem dzieją się w wielu szkołach, a w niejednej są wręcz na porządku dziennym.
Uczniowie są w wieku cielęcym, czyli takim, kiedy chcą się wygłupiać i nie ponosić za to odpowiedzialności. Osoby wychowane znają granice wygłupów, natomiast reszta robi to, na co pozwala otoczenie i do czego skłania ich wyobraźnia. Często są to parodie programów telewizyjnych, prymitywne wersje erotycznych tańców, klisze sztuk walki czy po prostu zwykły chamski żart. Takie rzeczy dzieją się na podwórkach, na chodnikach, w podziemnych przejściach, szkolnych korytarzach, klatkach schodowych czy osiedlowych parkach zabaw. Jednak nie powinny dziać się na lekcji, ale, niestety, dzieją się dość często.
Młodzi ludzie, którzy sponiewierali nauczyciela, najpierw podobnie potraktowali kogoś z rówieśników. Potem, gdy było im mało, przerzucili się na nauczycieli. Wybrali ofiarę i obrzucili ją wyzwiskami, nagrali, upublicznili. Jeśli nie zareagujemy, takie zachowanie wejdzie wyrostkom w krew. Zmienią tylko ofiarę. Będą dręczyć kogoś w wojsku, w pracy – to z wiekiem nie mija, lecz przybiera coraz haniebniejsze formy wyrazu. Ci młodzi ludzie powinni zostać powstrzymani w domu rodzinnym, tak się jednak nie stało, ponieważ rodziny bywają niewydolne wychowawczo. Powinni zatem zostać wychowani w szkole, ale tak się dzieje rzadko, ponieważ szkoły też bywają niewydolne wychowawczo. Czy istnieje jakaś instytucja, która wychowuje po szkole? Wojsko? Więzienie?
Nie ma co myśleć o innych instytucjach. Nie chodzi przecież o przerzucanie piłeczki, kto ma wychowywać. Zajmijmy się szkołami. Co mogą zrobić nauczyciele, aby wychować łobuzów? Niewielu jest nauczycieli, którzy daliby sobie radę z takimi typami. Sponiewierany nauczyciel do takich nie należał. Jednak ten człowiek nie pracował sam, lecz był członkiem kilkudziesięcioosobowego zespołu nauczycieli, którzy metodą pracy zespołowej powinni sobie poradzić z chuliganami. Najwyższy czas skończyć z indywidualną pracą nauczycieli. Z wychowanymi uczniami rzeczywiście poradzi sobie jeden nauczyciel, jednak z niewychowanymi da sobie radę tylko zespół pedagogów.
Należy wypracować standardy zachowania w przypadku wulgarnych zachowań młodzieży wobec jakiegoś nauczyciela. I nie chodzi wcale o informowanie policji, na to przyjdzie pora na końcu, gdy nic już nie pomoże. Pierwszym krokiem powinno być nadzwyczajne zebranie rady pedagogicznej i ustalenie strategii działania (wspólnego przeciwstawienia się chuliganom). Pierwszą myślą sponiewieranego nauczyciela powinno być to, że natychmiast prosi koleżanki i kolegów o wsparcie. Nie może być tak, że cała szkoła wie, co się dzieje na lekcjach kolegi, a on udaje, że nic się nie dzieje. Brak reakcji na złe zachowania rozzuchwala uczniów.
Naprawdę jest wiele metod na chuliganów, tylko nie wolno się wstydzić je stosować. Niestety, proszenie innych ludzi o pomoc cały czas jest u nas odbierane jak przyznanie się do bycia idiotą. Raczej idiotą jest ten, kto o pomoc nie prosi, mimo że sam sobie nie radzi. I rada pedagogiczna zasługuje na miano idiotów, jeśli nie zachęca koleżanek i kolegów do wyciągania ręki po pomoc. Tylko nieliczni nauczyciele w pojedynkę potrafią radzić sobie z chuliganami. Zresztą być może takich nauczycieli w ogóle nie ma, a jedynie za takich uchodzą, gdyż swoje sponiewieranie potrafią skutecznie ukryć. Prędzej czy później to wyjdzie na jaw i będzie im łyso. Może więc poprosić o pomoc i wspólnie poradzić sobie z niewychowanymi uczniami. Głęboko wierzę w skuteczność zespołowej pracy wychowawczej.
Komentarze
Dyrektor szkoły musi walczyć o przetrwanie. Pieniądze ma za sztukę, więc pilnuje każdej sztuki by się buchalteria zgadzała. Dlatego nauczyciel ma tak kombinować, żeby sztuka w szkole została. Nie wszystkim staje magicznych umiejętności, niektórzy mają słabsze dni, a niektórzy odliczają czas do emerytury. Chwila nieuwagi i kosz ląduje na głowie nauczyciela. Czy to wina nauczyciela? Tak. Jednak najłatwiej zwalić winę nauczyciela. Winny musi być, a że cały system jest kryminogenny to trudno mówić, bo niby kogo obić za ten system.
Podobnie jak w poprzednim wpisie o uczelniach. Edukacja nie jest dobrem pożądanym. Jest przymus, nuda i bylejakość. Jakoś nie dziwię się buntującej się młodzieży. Owszem artykułuje ten bunt w sposób prymitywny, ale widocznie nikt ich nie nauczył robić tego lepiej.
Zauważyliście, że „trafiło” na mężczyznę. Już druga taka historia upubliczniona w TV z mężczyzną.
Zauważyliście ile on miał lat ? 62 ? A przecież postulowane jest, aby wiek emerytalny wynosił 65.
Mężczyzna nie poskarży się innym członkom grona, że nie daje rady. Zwłaszcza starszy mężczyzna wychowany w innych czasach.
Czy można zrobić coś nieletniemu uczniowi, którego obejmuje obowiązek szkolny ? Jedynie przenieść do innej szkoły pod warunkiem, że zgodzi się dyrektor tej szkoły i rodzice ucznia.
Czy grono może wspólnie reagować ?
Może, ale pod warunkiem, że zmienią się priorytety. Zamiast kłaść akcenty na dydaktykę położymy na wychowanie. Ale to już wymaga zmiany całego systemu pracy szkoły i braku przypadkowości wśród grona.
Obawiam się, że proces adaptacji szkół do radzenia sobie z takimi problemami ruszy po…..śmietelnym pobiciu nauczyciela przez ucznia i najlepiej, żeby to była kobieta, bo wtedy może cała sprawa zostanie przez władze państwa potraktowana poważnie. Już widzę jak partie prześcigają się w wizerunkowych pomysłach na widowiskowe kary jakim należy poddać takich uczniów.
Ma Pan absolutną rację, stawić opór może tylko całe grono.
Ale na razie to mżonki, bo liczy się udawanie, że w naszej szkole takich problemów nie ma. Zwłaszcza dyrektor musi o tym pamiętać, jeśli chce zachować stanowisko.
Jakoś trudno mi uwierzyć w to, żeby takie zachowania były wyrazem buntu. Bo niby przeciwko czemu? Teraz dzieciom i młodzieży wszystko wolno. Buntownicy to byli w 1968, a to, co jest teraz, to zazwyczaj wataha rozbestwionych, niewychowanych (ale „przechowywanych” przez rodziców), znudzonych i przede wszystkim chcących sie popisać przed rówieśnikami niedorostków płci obojga. Dlaczego poprzez przemoc? Bo to imponuje, bo to znają i potrafią stosować. Watpię, żeby wsadzanie nauczycielowi śmietnika na głowę było wyrafinowanym sposobem protestowania przeciwko skostnieniu systemu edukacyjnego albo przymusowi nauki o zasobach naturalnych Brazylii. Oni nie przestaliby tego robić, gdyby lekcje były ciekawsze, bo „ciekawa lekcja” to dla nich pojęcie nieistniejące. Szkoła to coś, co trzeba przejść jak ospę wietrzną, więc robią wszystko, żeby wycisnąć z tego maksimum rozrywki. Takiej, na jaką ich stać.
W pełni podzielając postulaty Pana Redaktora i Autorów postów, przypomnę tylko, że szkoła nie jest wyizolowaną wyspą. W bogatych społeczeństwach Zachodu znacznie wcześniej niż u nas poddawano analizie przyczyny szczególnie brutalnych szkolnych i pozaszkolnych ekscesów młodzieży. Niezbyt dokładnie pamiętam wypowiedź dr. Jacquesa Moreillona, więc podam ją w przybliżeniu: „Jedną z cech społeczeństwa konsumpcyjnego jest to, że młodzież uczy się cen, lecz nie uczy wartości. We współczesnej rodzinie występuje pełna wolność, lecz nikt nie uczy odpowiedzialności. Szkoła coraz lepiej przekazuje informacje, ale coraz mniej wychowuje”.
PS:
Jednak mam pewne wątpliwości, czy poszkodowani nauczyciele zdobędą się na przełamanie poczucia fałszywego wstydu…
Możecie mnie wpisać do dinozaurów albo do zboczeńców, wsio rawno.
Jestem w 100 %b pewna, że publiczna chłosta wymierzona w takich Rykach po niedzielnej sumie, zdziałałaby cuda wychowawcze. To nie są dzieci, to są dorośli mężczyźni i jako takich należy ich traktować. Pani dyrektor powinna polecieć natychmiast i zastępcy też.
To skutki skrajnego doktrynerstwa różnych Radziwill, Śliwerskich itd.
Zdecydowaną większość mlodzieży można i trzeba traktować po partnersku-starać się wspólpracować, rozwijać etc.Jest jednak margines (paruprocentowy!) którego miejsce jest poza szkolą, czesto w odpowiednim zakladzie zamknietym. Inaczej oni uniemożliwią funkcjonowanie jakiejkolwiek szkoly przyjaznej dla ucznia, rozwijającej, stwarzająca mozliwości, wyzwalającej potencjal…
Tego doktrynerzy w stylu Radziwill, Dzierzgowskiej,Śliwerskiego, Sawickiego czy zespolu Wybiórczej nie chcą uznać!!!I tu jest problem!
Zenek ma rację. Ponosimy konsekwencje źle przygotowanych i autorytarnie wprowadzanych reform. Po jakie licho potrzebny nam obowiązek szkolny do 18 roku życia?. Ci uczniowie powinni trafić do terminu u majstra samochdowego a nie do szkoły. Oczywiście w polskiej szkole mamy problem ze współpracą nauczycieli. To też wynik różnych awansów zawodowych i dodatków motywacyjnych w obecnym kształcie. Jednak w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia ze szkolnymi „kibolami”. Dla nich nie ma znaczenia czy lekcja jest ciekawa czy nie co, ma im do zaoferowania szkoła, liczy się zadyma. Nie miejmy złudzeń, nie pomoże żaden „program naprawczy”. Dla takich osobników w szkole nie ma miejsca. Tak jak nie powinno być miejsca dla „kiboli” na stadionach. Natomiast w szkole trzeba zerwać ze złą praktyką zamiatania takich spraw pod dywan. Nauczyciele muszą takie problemy rozwiazywać, a nie ukrywać, lub udawać, że ich nie ma. Przy wszelkiego typu poradniach pedagogicznych powinny powstać poradnie rodzinne, bo zło zaczyna się już w przedszkolu. Tam już można zauważyć negatywne postawy dziecka i w miarę skutecznie pomóc rodzicom. Natomiast jeżli rodzice nie chcieliby z pomocy skorzystać, to dla ich dzieci nie powinno być miejsca w szkołach publicznych. Ktoś powie, że prawa obywatelskie łamię. A prawa innych uczniów się nie liczą, a obowiązki rodzicielskie to niemodne hasło?. Jeśli się komuś nie podoba to są szkoły prywatne, lub może uczyć swoją „pociechę” sam. Mniej jednego czy drugiego „ananasa” w szkole wyjdzie innym uczniom i ich rodzicom na dobre.
Wiecie, po przeszło dwudziestu trzech latach w zawodzie muszę powiedzieć:
Ja nigdy nie pozwoliłabym sobie na takie traktowanie. A jeśli ten Pan znalazł się wtakiej sytuacji, to współczuję Mu: co to za grono grono pedagogiczne, że nikt nie miał odwagi powiedzieć, jak źle dzieje się w tej szkole.
Dziwię się jakie reformy mogą uderzyć w uczniów debili. Czy to nie my sami ustalamy pewne granice…a jakie granice może mieć uczeń, który kiedyś dla zabawy zabił psa, czy podpalił kota? Kim dla niego jest człowiek? Nie możemy winić nauczyciela.
W mojej szkole u niejednej osoby dzieją się podobne rzeczy. Tylko tyle, że środowisko jest biedniejsze i nie każdy może nagrywać. A pani dyrektor nie chce widzieć skarg, dusi wszystko w klasie. Nikt się nie skarży, bo pada pytanie: może to pan źle wybrał zawód i sobie nie radzi, są młodsi, przecież to takie miłe dzieci i biedne. I tym sposobem mamy taką szkolę i takich uczniów…i dyrektorów, którzy nie chcą działać, bo najlepiej czują się za biurkiem. A szkoła to bycie na lekcji, w klasie, na korytarzu, a nie tylko za biurkiem. Przykro mi, że znów mamy szkolny temat zastępczy, wszyscy o tym mówią…a matka tego chłopca pyta: dlaczego nauczycie nie zareagował. Ja pytam: dlaczego matka nie nie zrobiła wychowawczo, skąd u syna takie zachowanie, czy z domu? Kształcenie na siłę powinno być skończony już w wieku 15 lat. Nie podoba się wylatujesz.
Gospodarzu!Przeczytaj co napisałeś.Powowodzenia, przy przemyśleniach.
Do „ZO”.Jeżeli jestes nauczycielem…?(swoją drogą,”majster”to…).Reasumując mechanicy z F1,niegodni szkoły.
Myślę, że początek bierze się z domu. My – rodzice nie mamy dla nikogo szacunku, nie mamy autorytetów i to samo przekazujemy swoim dzieciom. Rządzący to banda leni i złodziei, ksiądz jest pazerny na forsę i myśli, że nie mamy nic innego do roboty tylko w niedzielę do kościoła chodzić, nauczyciele też widać jakby dostali kasę to by się naszego dziecka nie czepiali, a poza tym są głupi i wymagają Bóg wie czego.
Tak jest na początku. A potem okazuje się, że rodzice też są starymi prykami i patałachami, bo nie umieją zarobić, kupić wszystkiego, co jest na czasie. Kompletna beznadzieja. Można się tylko pośmiać patrząc jak jakiś dorosły czerwieni się i poci, gdy ktoś się zabawi jego kosztem. Przecież zawsze największy śmiech jest jak się komuś podstawi nogę, a jeśli ofiarą jest nauczyciel, to już prawdziwy szoł. No to nagrywamy.
Nie ma świętości, nie ma litości, bawmy się
Tak, szanowni Państwo, ile razy zdarza nam się mówić – co ta idiotka znowu wymyśliła. Co, będę teraz jeździć po całej Warszawie, żeby dostać te cholerne kredki, bo ona się uparła że mają być akurat takie?
P.S. Przepraszam, mam na myśli tych złych rodziców
anna super, moje słowa, więc już nic nie piszę.
Biorąc pod uwagę ogromną ilość nauczycieli i uczniów, statystycznie zawsze będzie możliwe, że pewien nieudolny, zaburzony, pogrążony w depresji, zniszczony przez alkohol, wypalony i wyczerpany (niepotrzebne skreślić) nauczyciel padnie gdzieś ofiarą przemocy agresywnych prymitywnych uczniów- osiłków.
Zarówno w Toruniu, jak i obecnie, rzecz rozgrywa się głównie pomiedzy mężczyznami- wzorce przemocy są wśród przedstawicieli tej płci strukturalnie zakorzenione- wystaczy spojrzec na wojsko lub środowiska „kiboli”. Gnojenie słabszych należy do rytuałów, jeszcze lepiej, jeśli ofiara akurat należy do kręgu decydentów, uprawnionych przez państwo do uzywania przemocy- jest strażnikiem, wychowawcą, nauczycielem etc. Wtedy sprawca osiąga dwa cele- pokazuje swoją siłę i bierze symboliczny odwet za zbiorowe upokorzenia.
Jakim cudem społeczności szkolne miałyby być lepsze pod tym wzgledem od całego społeczeństwa? Fala świętego oburzenia, jak się teraz znów podniesie, w istocie uniemożliwi sensowne rozwiązanie problemu. Publiczność będzie się domagała natychmiastowych działań, więc być moze jakiś Giertych II zbije na tym kapitał polityczny. Wyśle do szkól kolejne trójki, albo zakupi kolejne kamery, albo kolejny raz zaostrzy prawo. Szybkie rozwiązania chybią jednak kolejny raz celu. Przecież mamy juz zaostrzone prawo, kamery w szkołach i procedury postępowania wobec uczniowoskich sprawców przemocy, powielone w milionach egzemplarzy i rozwieszone na korytarzach i w sekretariatach.
Tymczasem ten i inne przypadki powinny być przedmiotem starannej profesjonalnej diagnozy, której wnioski powinny byc przedmiotem debaty i punktem wyjścia do programu naprawczego. Co się działo z nauczycielem, że nie potrafił sobie poradzić ani poprosić o pomoc? Czego zabrakło w jego przygotowaniu do pracy? Jak wspierać takich nauczycieli? Co się działo z personelem pedagogicznym tej szkoły, który niczego nie zauważył? Jak tworzyć w szkołach rzeczywiste zespoły nauczycielskie? Jakie destrukcyjne procesy grupowe zaszły w danej klasie? Jak je wychwycić i jak im przeciwdziałać?
Wypowiedzi tych uczniów wskazują na to,że oni uważają iż wszystko bylo w porządku.O żadnym żalu czy przebudzeniu wyobraźni mowy nie ma.Co najwyżej, co niektórzy mówią wprost, okazują skruchę ze względów taktycznych, oczekując lagodnego traktowania.W tej sytuacji tylko bezwarunkowe 6 miesięcy w porządnym więzieniu może im i ich kolegom przemówić do wyobraźni.Gdyby tak samo potraktowali innego funkcjonariusza państwowego-policjanta(w końcu uzbrojony i też szkolony) to, poza pewnym palowaniem na komisariacie, więzienie murowane!!!
To dobrze że zaczyna się mówić że szkoła nie jest samotną wyspą ale funkcjonuje w określonych warunkach. W niedofinansowanym i wadliwie skonstruowanym systemie nic nie może działać dobrze. Mamy tego przykłady w służbie zdrowia, policji, nauce i szkolnictwie wyższym.
W szkolnictwie podstawowym i średnim jest dokładnie tak samo.
Zgadzam się że najlepiej jeśli złe zachowanie będzie wyłąpywane w jak najmłodszym wieku. Do tego dość dobrze przygotowane są przedszkola i one to robią. Jednak jest ich po prostu za mało i wiele dzieci ma kontakt z nauką w grupie dopiero w zerówce. Tak więc okres w którym można najwięcej „naprostować” jest bardzo często stracony.
Należy podkreślić że warunkiem koniecznym do efektywnej pracy z dzieckiem w bardzo młodym wieku jest dobra współpraca na linii nauczyciel-rodzice. W sytuacji gdy rodzice są zapracowani (oczywiście nie ze swojej winy), albo po prostu nie przyjmują do wiadomości że z dzieckiem jest coś nie tak (mogę opisać konkretne przypadki), nie ma mowy o powodzeniu w pracy terapeutycznej.
Potem dzieci idą do szkoły która jest raczej instytucją mającą nauczyć i przygotować do egzaminów niż prowadzić indywidualną terapię. Na to nie ma czasu, nie ma pieniędzy i przy bardzo licznych klasach, nie ma fizycznej możliwości.
No i tak dzecko staje się dorosłym człowiekiem. W opisywanym przypadku mieliśmy właśnie do czynienia z dorosłymi a nie dziećmi. O tym należy pamiętać. Lata opisanej przeze mnie edukacji i domowego wychowania nauczyły ich że dopóki siedzą w szkolnej ławce wolno im wszystko. Lata fałszywej tolerancji, niszczenia autorytetów (do czego też przyczynili się rodzice), wpajania że wszystko się należy i że mają prawa ale już nie obowiązki.
Mizeria systemowa w połaczeniu z zanikiem zainteresowania/możliwości wychowania własnych dzieci i wpojenia im wartości daje miesznkę wybuchową.
Też słuchałem wypowiedzi tych uczniów w telewizji. Ale takich wypowiedzi się spodziewałem. Niepokoi wypowiedź matki jednego z nich. Ona też nie widzi problemu, bo skoro taki nauczyciel daje sobą poniewierać to jaki problem. Ciekawy tylko jestem czy jak synalek nią poniewiera, to też nie widzi problemu czy też udaje (jak ten nauczyciel), że problemu nie ma. A że nią pomiata, to jest dla mnie oczywiste.
I tu znowu dochodzimy do przyczyn niewydolności wychowawczej. Zainteresowani dorośli udają, że problemu nie ma, przynajmniej tak długo, jak to da się ukryć.
Dobrze ten problem ilustruje wypowiedź „Franciszka”. Bardzo wygodnie jest zinterpretować wydarzenie mówiąc, że to statystycznie jest możliwe i tłumacząc udział w tym mężczyzn rytuałami. Ja uważam, że ta statystyka jest mylna. To się dzieje np. w każdym gimnazjum – z różnym nasileniem. Jednak społeczność lokalna i dyrekcje szkół oraz nauczyciele potrafią to doskonale kryć. Nikt się przecież nie przyzna, że sobie nie radzi. To dzieje się gdzie indziej, nie u nas.
Mężczyzna jest mocny fizycznie, ale bardzo słaby psychicznie. Przez wieki rozwiązywał konflikty przy użyciu siły fizycznej, a teraz jest to zabronione, bo można stracić pracę. Pozwala więc sobie, dla dobra sprawy, włożyć na głowę kosz albo wytrzymać, bo wie, że jak go poniesie, to ucznia uszkodzi. Zgodnie z wielowiekową tradycją nie wolno mu się poskarżyć czyli okazać słabości. Zatem sprawę ukrywa. Co innego kobieta. Gdy ona się poskarży, to wszyscy biegną na pomoc i nie jest to odbierane źle. Poza tym, potrafi zgnębić ucznia psychologicznie i jest to bardzo skuteczne. A najważniejsze, nie zabronione lub trudne do udowodnienia.
Zenku- pewnie mozna wykonać eksperyment myślowy: wyobrazić sobie zniesienie obowiązku szkolnego i wprowadzenie prawa wymiatającego ze szkół wszystkie „trudne” dzieci. Tylko co z nimi zrobić? Wcielić do armii, wysłać na jakąś szybko wywołaną krwawą wojnę, czy wysłać na Marsa, by go skolonizowały? A moze profilaktycznie zamknąć w więzieniach, ale najlepiej od razu na dożywocie? Bo jak wyjdą, niezawodnie będą się mścić.
Przypadek znęcania się nad nauczycielem daje do myślenia, ale opisany przez media jako sensacja daje za mało. Nie wiemy, czy był to błąd/wada jednostki (nauczyciela, dyrektora), czy ustroju konkretnej szkoły, czy negatywna cecha całego systemu.
Czasem drobiazg decyduje o możliwej katastrofie. W znanej mi dobrze szkole kandydatem na kozła ofiarnego był nauczyciel angielskiego. Nauczał nieźle, ale był lekko niepełnosprawny i nieasertywny, a w oczach niektórych uczniów- chłopców zdecydowanie za mało „męski”. Kiedy zaczęli go próbnie na różne sposoby „poszturchiwać”, bał się sprawę ujawnić, bo nie miał pełnych kwalifikacji do nauczania. Jakoś mu to uszło, ale gdyby pojawiły się kłopoty wokół jego osoby, obawiał się utraty pracy, na której mu akurat zależało.
Tak jak w przypadku mieszkania w wielkim mieście najpewniejszym zabezpieczeniem przed włamaniem nie są wymyślne zamki, ale zaprzyjaźniony sąsiad, tak w szkole przed niedobrym obrotem wydarzeń najszybciej może uchronić uważny kolega- nauczyciel lub dyrektor. Ten ostatni nigdy nie wyśle do klasy zdominowanej przez troglodytów przeżywającego akurat kłopoty osobiste czy zdrowotne nauczyciela. Chyba, że chce się brutalnie pozbyć…
Publiczny pręgierz jest kuszącą perspektywą zwłaszcza względem urzędników:)
Jednak nie potrzeba zmian w prawie by kary były karami. Zamiast abstrakcyjnych kar więzienia w zawieszeniu należy powrócić do praktyk zasądzania prac społecznych. mamy kryzys więc taka forma kary miałaby podwójną wartość.
W szkołach zamiast bezowocnych uwag do rodziców czy wypisywania punktów też należałoby zacząć to szerzej stosować. Z doświadczenia wiem, ze jest to akceptowane społecznie i rodzice przychylają się do takich działań.
Do „Kwant” , Śmiertelne pobicie to mało. Kobiety śmiertelne pobicie, to także mało. Dobrze, aby przyszli mordercy wykazali się okrzykami homofobicznymi, albo jeszcze gorszymi anty … (jestem nienowoczesny i nie wiem czy takie istnieją).
Do reszty: zobaczcie państwo, jak zmieniła się nasza mentalność, oto facet, nie jest w stanie bronić własnej godności przed w istocie zasrańcami. Bo mu nie pozwala system, poprawność, bo przecież walczymy z przemocą. Ale, jeżeli tak, to nie będzie bronił swojej rodziny i swojego domu, bo mu nie pozwolą ZABOBONY NOWOCZESNOŚCI. Skutki szkolnej i medialnej tresury.
Do Franciszek
>Zenku- pewnie mozna wykonać eksperyment myślowy: wyobrazić sobie zniesienie obowiązku szkolnego i wprowadzenie prawa wymiatającego ze szkół wszystkie ?trudne? dzieci. Tylko co z nimi zrobić? Wcielić do armii, wysłać na jakąś szybko wywołaną krwawą wojnę, czy wysłać na Marsa, by go skolonizowały? A moze profilaktycznie zamknąć w więzieniach, ale najlepiej od razu na dożywocie? Bo jak wyjdą, niezawodnie będą się mścić.<
Typowe lewackie, doktrynerskie stereotypy myślowe!
1.Tysiące lat nie bylo obowiązku szkolnego w naszej obecnej przedlużonej wersji i jakoś sobie radzono z troglodytami i takimi co to po więzieniu ponoć mają ochotę mścić sie na spoleczeństwie. Jest masa zajęć pozwalających zarobić na chleb , które nijak nie wymagają chodzenia do szkoly przez 12 lat!!!
2.Są różne trudne „dzieci” (tu raczej chodzi o nastolatków, często pelnoletnich) – takie, które stanowią zagrożenie dla otoczenia(co już czynem udowodnily!) powinny trafić do odpowiednich zakladów zamknietych dopóki takim zagrożeniem być nie przestaną.W przypadku doroslych spoleczeństwo uznaje jednak, że tacy powinni siedzieć w więzieniach bądź psychiatrycznych zakladach zamknietych.Nie widać powodu aby podobne jednostki ale mlodsze mogly spokojnie terroryzować otoczenie;-)
3.Zwykla szkola nie jest dobrym miejscem ani do terapii psychologicznej ani do resocjalizacji – nie ta(co naturalne!) kadra, nie te warunki, nie ta organizacja.Szkola jest zorganizowana pod kątem uczenia(!) (a nie terapii!) uczniów bez zbyt duzych odchyleń od normy!!!
4.Są różne stopnie „trudności ” dzieci – absurdem jest zalożenie,że nie ma takich, ktorych tylko specjalny zaklad może „wykierować na dobrą drogę”.
5.Nie fiksujmy się tylko na dobru dewiantów – inni ludzie(uczniowie, nauczyciele,inni ludzie) też mają prawo do bezpieczeństwa, godności i rozwoju!!!
Tutaj jeszcze jedna rzecz jest ważna. Artykuł podaje że klasa liczyła 27-miu mężczyzn ( nie dzieci) w wieku 19-tu lat. Ludzie ci byli traktowani tak jakby byli dziećmi do których trzeba odpowiednio podejść, zainteresować ich żeby zechcieli się uczyć itd. a nauczyciel nie ma prawa nawet głosu na nich podnieść. Czy to nie jest nonsens? Z chwilą ukończenia 18-tu lat człowiek dostaje dowód osobisty i odtąd bierze odpowiedzialność za siebie w swoje ręce ze wszystkimi tego konsekwencjami. Skoro dorosły facet uczyć się nie chce to po co go do tego zmuszać? A jeśli zachowuje się agresywnie wobec innych to wzywa się policję, bez potrzeby angażowania w to psychologów, pedagogów itd.
Jantro jestem nauczycielem i co…? Majster inaczej mistrz – właściciel warsztatu. Określenie nieco archaiczne ale stosowane. Pochodzi z języka niemieckiego, jak większość pojęć określających życie gospodarcze i społeczne miast np. warsztat, ratusz, burmistrz, majstersztyk itp. No ale chyba na lekcjach o średniowieczu się nie było. Ci „kibole” i F1? Wolne żarty. W szkole trzeba przestrzegać statutu, a owi „uczniowie” mają go w głębokim ” niedomówieniu”. Posłuchaj ich wypowiedzi i zacznij logicznie wnioskować. A w ramach relaksu poszukaj sobie ” Majstra” kabaretu Dudek.
A mnie się wydaje, że kosze na głowie i inne atrakcje są tylko finałem. Wcześniej są setki symptomów, na które się nie reaguje. A jak się nie reaguje, to potem się ma.
A anglistę z Torunia (tego od kosza na głowie) znam osobiście. Uczył u nas, w bardzo przyzwoitym liceum ze dwa lata i wszyscy wiedzieli, że ten pan to ofiara losu i że sobie nie radzi nawet nie tyle z uczniami, ile z własną ofermowatością. U nas nic się nie stało, bo uczniowie cywilizowani, i wszyscy mogliśmy udawać, że nic się nie dzieje. Poszedł do innej szkoły, okazało się wreszcie, że król jest nagi i zrobiło się larum na całą Polskę. Jak się ktoś boi wody, to nie powinien zostawać pływakiem. Jest jeszcze parę innych sposobów zarabiania na życie.
Oprócz liczenie na wsparcie, pracę wychowawczą i zespołową szkoły warto przy tej okazji poruszyć problem z przygotowaniem do zawodu. Przecież to oczywiste, że oprócz wiedzy i umiejętności jej przekazywania równie ważne są psychiczne predyspozycje do zawodu- nie każdy potrafi psychicznie właśnie poradzić sobie z pracą z młodzieżą- a ona-jak rekiny krew- wyczuwa słabych psychicznie. I tak jak pisał poprzednik- jeśli to młodzież cywilizowana, traktuje nauczyciela jak nieszkodliwego ofermę, a jeśli trafią się troglodyci jak w tej zawodówce- nie ma zmiłuj-i to jest w sumie straszne.
Uczniowie powinni dostać karę. Znając życie dostaną, ale rodzice kupią im pewnie coś super, jak w przypadku zabójstwa Ani z Gdańska(sprawcy dostali nowe skutery).
A wogóle to dziwi mnie postawa nauczyciela. Określę go słowem mimoza.
W mojej szkole jest wiele przypadków uczniów trudnych, czytaj chamskich, łamiących wszelkie zasady, zarówno te spisane w statucie szkoły jak i niepisane normy współżycia społecznego, przekonanych o własnej bezkarności ( jak się okazuje słusznie).
Potrafi taki np. wyzywać nauczyciela „ty ch…”, „ty kur…”, niszczyć mienie szkoły lub rzeczy innych uczniów , a gdy nauczyciel narobi rabanu, wpisze uwagę do dziennika, zawiadomi wychowawcę, wezwie rodziców, to wtedy nauczyciel (!) leci do dyrekcji na dywanik, by usłyszeć „pan/i sobie nie radzi, a zresztą na pewno zachowanie nauczyciela sprowokowało ucznia”.
Gdy na radach pedagogicznych próbujemy obrać wspólny front działań przeciw młodocianym łobuzom, dyrektor z dyrektorką udają zdziwionych: „u mnie na lekcji tego problemu nie ma….” komentują z hipokryzją. Każdy wie jak jest, jednak prościej z dumą powiedzieć „to ten nauczyciel sobie nie radzi, ja bym sobie tak nie pozwolił” ( co zresztą wielu komentujących tutaj również zrobiło) i po cichu cieszyć że gówniarz kogoś innego obrał na ofiarę.
Czy jeśli ktoś zostaje napadnięty na ulicy to też się argumentuje, że na pewno był słaby psychicznie, prowokował zachowaniem,a w ogóle to o co chodzi, bo mnie nigdy nie napadli? Niestety, w szkole tak to właśnie wygląda. Nie ma solidarności, narzędzi do walki o normalne zachowanie jest mało albo brakuje woli by ich użyć.
Mila, a może tak zmienilibyście dyrekcję? Idioci jacyś, psiakrew.
W Nowym Jorku zrobił się porządek od reagowania na każdy drobiazg a nie od udawania Greka. Jak mawia moja matka – nie można za długo zamiatać wszystkiego pod dywan, bo można sobie o to nogę złamać. Trzymaj się.
Nauczycielskie jednostki o zacięciu masochistycznym są doskonałym miernikiem skuteczności wewnątrzszkolnego systemu wychowawczego. Dzięki takim pedagogicznym ofermom inni nauczyciele mogą zebrać efekty swojej pracy. Przy pomocy pewnych zabiegów „Trudnego Ucznia”, można spacyfikować lub zmanipulować go i omotać. Co z tego, skoro przy pierwszej okazji taki uczeń wyskakuje spod buta lub trzeźwieje i mści się na pierwszym frajerze podobnym do swojego oprawcy.
Opieranie funkcjonowania szkoły na kapralach i Kaszpirowskich jest największą systemową porażką polskiego systemu edukacyjnego.
Kochany ZO nie o etymologię słowa chodziło.Zabrałeś prawo do edukacji w szkole(u majstra,anie do szkoły).Tyle,że na” terminach” u majstra jest uczeń ,który zależnie od zawodu,programu itd. bywa w szkole.Jeżeli chodzi o kabaret „Dudek”,to Pan może Pana majstra…wężykiem,wężykiem.Z szacunkiem,JANTRA.(„Starsi Panowie”,i „Dudek”,to jest szkoła ,z której cerpałem)
Jantro! Ja nie zabieram nikomu praw, oczekuje tylko wywiązywania się z obowiązków. W szkole jest statut który wszyscy muszą przestrzgać i nauczyciele i uczniowie. Jeśli nie to droga wolna. Tym bardziej,że banda „kiboli” z Ryk to ludzie dorośli. Pełnoprawni obywatele RP. Oni nie muszą być w szkole, wyszli z obowiązku.Postaw sobie pytanie co spodkałoby ich w zakładzie pracy,również u majastra samochodowego. Jesli chodzi o uczniów do 18 roku życia, to za nich odpowiadają rodzice. Obowiązek posyłania dzieci do szkoły to nie tylko podwiezienie na ósmą. Rodzic musi interesować się tym co dziecko robi w szkole, Jeśli trzeba musi się zgodzić na terapię, pod groźbą pozbawienia praw rodzicielskich. Tak jest w innych krajach. Często słyszę opinię,że zło przyszło z zachodu. Czas na przyjęcie również dobrych rozwiązań tam sprawdzonych. Doceńmy wreszcie potrzeby uczniów którzy obowiązki szkolne traktują poważnie. Rodzice tych uczniów też na to liczą. To ich prawa są ważniejsze niż tych, co obowiązki rodzicielskie ograniczają do poczęcia. Może brutalne, ale chyba prawdziwe. A Dudek miał być tylko w ramach relaksu.
heh pewnie jestem jedynym „nienauczycielem” w komentarzach…
1) Są nauczyciele ofermy i to sporo – sam kilku takich przeszedłem. Mozna było robić z nimi i im ci sie chciało – nic wielkiego nie zrobiliśmy bo ja z tych tzw. „cywilzowanych” ale czy to jakas róznica? keśli ja na takich tylu trafiłem to zakładam że jest ich naprawdę sporo.
2) Uczniowie nie są poważnie traktowani. Jak wychodzą z jakąś inicjatywą to jest to taki szok dla nauczyciela jakby pomalowali sie na zielono – i zwykle podobny efekt – czuja się frajerami albo robią to dla żartu. Nauczycielowi z którym sie ma jakikolwiek kontakt nie zakłada sie kosza na głowę. „Traktowanie uczniów jak dzieci” to eufemizm – traktuje sie ich jak sztuki mięsa czy towaru – tak wygodniej nauczycielom. „Przechowywanie” towaru zwanego uczniem wymaga mówienia do niego o pewnej treści którą ma nasiąknąć – nasiąknął – dobry nauczyciel, nie nasiąknął to gorszy ale na świadectwo lepiej wpisać że nasiąknął. Ucznia nie traktuje się jak OSOBY a on odwdzięcza sie tym samym. Ktoś z tych nauczycieli pozwoliłby tak sie obrażać na ulicy? w domu? jak tak to źle wybrał zawód i taka prawda. Ale pozwalają uczniom bo to tak jakby pies na nogę nasikał – kopnąć nie wypada, czuć może nie będzie za bardzo – bywa. Problem jest taki że „uczeń” się uczy – i następnym razem pójdzie o krok dalej. Szkoła ma „odczłowieczone” podejście do uczniów – uczniowie się dopasowują.
3) Widze że środowisko nauczycielskie ma straszne problemy z samym sobą. Czarno to widzę skoro grupa wyrostków jest wstanie samoczynnie zorganizować się w aparat skutecznie wywierający nacisk czy nawet gnębiący nauczycieli a grupa dobranych i wyszkolonych specjalistów walczy ze sobą – widzieliście żeby największy byczek w klasie zagroził że wygarnie jakiemuś pomniejszemu bo dokopuje nauczycielowi? No właśnie, a jak czytam o postawie dyrektorów to tak to widzę. Wniosek taki że gdyby nauczyciele się między sobą tyle nie żarli i podkopywali to by im lepiej szło – to że na tym forum wypowiadają się nauczyciele skorzy do współpracy wcale takiego wniosku nie obala.
Oen, bardzo celny komentarz.
Czasem od mlodziezy wiecej sie czlowiek dowie niz od nauczycieli: uczen – sztuka miesa ha, ha! Wlasnie tak jest! Od podstawowki do Universytetu.