Ile zysku dla nauczyciela?
Na uczniach zarabia mnóstwo osób – agenci firm ubezpieczeniowych i turystycznych, przedstawiciele wydawnictw, właściciele kin, ludzie związani z teatrem itd. Przecież nikt nie ubezpiecza za darmo, nikt nie wozi za darmo po świecie, nikt nie rozdaje podręczników, nikt nie funduje filmu w kinie czy spektaklu w teatrze. Za to trzeba płacić. Uczniowie dają zarobić wielu firmom, ale nie wszystkim. Nic więc dziwnego, że przedstawiciele różnych firm zabiegają o uczniów i gotowi są płacić szkołom za dostarczenie klientów. Na tym polega konkurencja: aby samemu zarobić, trzeba dać zarobić innym. Kto zatem może, a kto nie może zarabiać na uczniach?
I tu pojawia się problem natury moralnej. Czy na liście beneficjentów może znajdować się nauczyciel? Czy wychowawca może mieć zysk z tego, że przyprowadza uczniów do kina, że wybiera tę, a nie inną firmę turystyczną, że wybiera określony podręcznik? W „Gazecie Wyborczej” ukazał się wczoraj tekst Marcina Markowskiego „Film dla lojalnych nauczycieli. Płaci uczeń.” Tekst ma taki tytuł, jakby redaktor obawiał się, że czytelnik nie zrozumie, kto jest przestępcą. Równie dobrze można było zatytułować: „Nauczyciel okrada ucznia”. W każdym razie tekst nie pozostawia wątpliwości, że osiąganie korzyści przez nauczycieli z powodu przyprowadzania uczniów do kina jest moralnie naganne.
Znam bardzo mało nauczycieli, którzy osiągają korzyści z wpłat uczniów. Są to absolutne wyjątki. Poza tym żyją krótko, gdyż jak to wyjdzie na jaw, to ludzie się wycofują i przepraszają. Natomiast nie znam szkoły, która nie osiągałaby korzyści z uczniowskich wpłat. Jest normą, że szkoła zarabia na wszystkim: na ubezpieczeniach, na podręcznikach, na wycieczkach, na wyjściach do kin. Oczywiście zarabia po to, aby zapłacić za tych, których na te usługi nie stać (czasem zarabia w innym celu). Podobnie rzecz się ma ze sprawą opisaną przez Marcina Markowskiego. Uważam, że Helios powinien raczej skierować swoją ofertę promocyjną do szkół. Czyli owe karty wizyt (za każdą klasę na karcie przybija się pieczątkę; trzy pieczątki to jeden bilet na dowolny seans) byłyby własnością szkoły. Dyrekcja szkoły mogłaby owe karty zamieniać na bilety i oferować je osobom najbardziej potrzebującym, nauczycielom bądź uczniom. Natomiast odrzucenie oferty byłoby głupotą. Sama propozycja promowania szkół, które przyprowadzają uczniów na spektakle, jest świetna, ale sposób realizacji wymaga korekty. Promocja nie powinna być adresowana do konkretnych nauczycieli, lecz do szkół.
Otrzymuję sporo prezentów od różnych firm, m. in. za to, że moi uczniowie zostali klientami tych firm. Staram się traktować te wszystkie upominki jako własność szkoły. Darmowe podręczniki nie są więc moje, lecz szkoły, w której pracuję, a ja je czasowo użytkuję. Raz tylko dałem się skusić i uznałem, że korzyść jest moja. Otóż moi uczniowie korzystali z pewnej restauracji, a jakiś czas później jej właściciel na adres szkoły, na moje nazwisko przysłał podwójne zaproszenie na obiad do innej, luksusowej restauracji (ten sam właściciel). Nie będę ukrywał, że było mi przyjemnie. Może i źle zrobiłem ale nie mogłem się oprzeć. Poszedłem do lokalu w towarzystwie żony. Zjedliśmy, wypiliśmy, pożartowaliśmy. Czy to grzech? Może i grzech. Pewnie uczciwiej byłoby oddać zaproszenie dyrekcji – niech ona zdecyduje, kto powinien skorzystać. Może kurator?
Komentarze
Nauczycielowi wypada wytknąć wszystko, co na myśl przyjdzie. I tak słyszy, że pracuje za mało, a jak juz pracuje to byle jak. Mimo skończonych kilku fakultetów nic nie umie, a jak uczy to w rezultacie okazuje się, że nie tego, czego inni oczekują. Ma wakacje, ferie i inne wolne dni, więc tak naprawdę to za nic nierobienie i tak za dużą pensję dostaje, a jeszcze śmie narzekać. Teraz jeszcze się okazuje, że orgaznizując wycieczki, nie ma na myśli dobra ucznia i jego rozwoju, tylko własne korzyści.
Im mniej ktos wie na temat nauczycielskiej pracy, tym więcej krzyczy.
Szkoda, że nikt nie zauważa, że nauczyciel wiele razy dokłada z własnej kieszeni do pracy w szkole. Przygotowując się do lekcji korzysta z własnego sprzętu: np. komputera, drukarki, aparatu fotograficznego, telefonu. Kupuje papier i inne materiały niezbędne do prawidłowej realizacji programu. Nie wspominając o tym, że nikt nauczycielowi nie dopłaci za prąd, który zużyje poświęcając się pracy. Ciekawa jestem, który inny pracownik dokłada z własnej kieszeni do firmy? Raczej słyszy się, że sprawy prywatne załatwia się telefonem służbowym, papier, długopisy i inne gadżety przynosi z pracy do domu, a nie na odwrót.
Niedługo kwiatek, który wdzięczni uczniowie przyniosą nauczycielowi w podziekowaniu za ciężką prace też będzie w oczy kłuł.
Niszczmy dalej autorytet nauczyciela, a wkrótce okaże się, że nikt tego zawodu nie bedzie chciał wykonywać.
I dlatego ja już dawno dałem sobie spokój z organizacją jakichkolwiek wycieczek. Owszem, proponuję atrakcyjne miejsca, opracowuję program, sprawuję opiekę, ale sprawami finansowymi ZAWSZE zajmuje się jeden z rodziców, który nie tylko jedzie razem ze mną na wycieczkę, ale również rozlicza się z niej przed innymi rodzicami.
A że dzieciaki rzadziej jeżdżą na wycieczki, bo rodzicom nie chce się w to angażować, to już nie moja wina. Trudno, nie mogę pozwolić, nawet kosztem moich wychowanków, aby byle frustrat wyrzucał mi, ile to ja korzyści czerpię z faktu organizacji czegokolwiek.
„Tekst ma taki tytuł, jakby redaktor obawiał się, że czytelnik nie zrozumie, kto jest przestępcą. Równie dobrze można było zatytułować: ?Nauczyciel okrada ucznia?. ”
Redaktor robi to samo co zarzuca nauczycielom. Tak konstruuje artykuł, aby sam mógł zarobić. W redakcyjnej pogoni za wykazaniem się przed czytelnikiem, a zatem przed zwiększeniem sprzedaży gazety, jest gotów zrobić dużo, a w szczególności oczernić inną grupę zawodową. Nazywa się to projekcją. Swoje naganne zachowania przypisuje innym. Bo czyż nie jest naganne zarabiać poprzez wykazywanie, że ktoś inny niemoralnie zarabia.
Organizując wycieczkę należy uświadamiać jaki jest koszt opieki nad dziećmi. Ile za godzinę, ile za nadgodziny, za godziny nocne itepe, żeby wytłumaczyć, że wyjazd na wycieczkę to dobra wola nauczyciela, a nie obowiązek.
Przestańmy dofinansowywać niewydolny system płacąc za ksero, telefony, dokupując pomoce dydaktyczne, bo też już istniej przekonanie, że się należy.
Pracuję w wiejskiej szkole więc pokus mam mniej. Wabiki które wysyłają mi wydawnictwa trafiają do szkolnej biblioteki, kalendarz wisi w klasie i w zasadzie nic więcej nie pamiętam. Czekoladki, które dostaje przy okazji świat zjadamy na godzinach wychowawczych. Prezentów na koniec roku nie przyjmuję chyba, ze uczniowie zrobili go sami.
To są jeszcze gdzieś szkoły, gdzie dają prezenty, czekoladki itp? Od lat jedyne co mi się trafiło, to mniej lub bardziej umordowany upałem kwiatek – zwykle róża, z tzw. przydziału. Samorząd szkolny (chyba) ustala kto kogo ma obdarowac kwiatkiem, ewentualnie złozyc życzenia.
Korzyścią może byc zaproszenie na studniówkę – jeśli się na nią pójdzie.
W jednej ze szkół gdzie pracuję, nauczyciele składają się na toner do ksero , papier oczywiście swój, a w drugiej – luksus, szkoła finansuje toner a papier każdy z nas (uczniowie też) kupują we własnym zakresie.
Na wycieczki nie jeżdżę.
Bardzo uważnie przeczytałam artykuł i doszukuję się jedynie ataku na Heliosa, nie zaś na nauczycieli. Ja rozumiem, że gdy jest się w ten sposób traktowanym przez państwo, samoocena spada, ale proszę nie przesadzać- nie jest tak, że cały świat jest przeciwko wam, nauczycielom, a każda wypowiedź na wasz temat jest paszkwilem. Obserwuję ostatnio jakiś masowy atak urojeń prześladowczych nabywający powoli cech histerii wśród belfrów, przekonanych, że są ofiarami jakiegoś ogólnokrajowego spisku. Opanujcie się.
No dobrze, być może prof. Chętkowski jest marnym nauczycielem, ale ma … ekhm… inne atuty 🙂
„Raz tylko dałem się skusić i uznałem, że korzyść jest moja.(…) Może i źle zrobiłem ale nie mogłem się oprzeć. Poszedłem do lokalu w towarzystwie żony. Zjedliśmy, wypiliśmy, pożartowaliśmy. Czy to grzech?”
Niepotrzebnie się Pan kryguje. Już za późno. Dziwką się nie bywa tylko zostaje.
Ale żeby za zaproszenie do restauracji?!
Żenua.
Coś w tym jest Cassandra…
Pracując w szkole trzeba mieć niezły zapas poczucia humoru i dystansu do siebie żeby nie popaść w paranoiczne przekonanie że społeczeństwo nas, poświęcających się dla niego belfrów, nienawidzi, kpi z nas, gardzi nami, i w dodatku ma czelność wymagać przykładania sie do pracy za tak marne pieniądze… skandal!
Pozdrawiam.
Cassandro, przeczytaj bardzo uważnie również tytuł tego artykułu. Może uda Ci się doszukać pejoratywnego wydźwięku słowa „lojalny”.
Id: Ok, jest krytykowane zjawisko, ale nie grupa zawodowa. To, że film jest dla LOJALNYCH (tu, zgadzam się, wydźwięk pejoratywny) nauczycieli, nie oznacza, że wszyscy nauczyciele są „LOJALNI”, w znaczeniu z tekstu. Zamieńmy „lojalnych nauczycieli” np. na bardzo jednoznaczne sformułowanie „skorumpowani politycy”. Czy wtedy jest to atak na wszystkich polityków na świecie? (pomijając, że być może na świecie rzeczywiście nie ma uczciwych polityków 🙂 , chodzi mi tylko o logikę rozumowania)
raf napisał: ‚Niepotrzebnie się Pan kryguje. Już za późno. Dziwką się nie bywa tylko zostaje’. – puenta tego tekstu . pozdrawiam 😉
trzeba było oddać bilety powołanemu komitetowi uczniów, który w drodze opisanej ustawą procedury, wyłoniłby dwóch przodowników pracy na których spadłby zaszczyt odwiedzenia restauracji. Ale pojawia się nieścisłość w kwestii poprawności politycznej: gdyby wysłano dwóch chłopców to była by dyskryminacja płci pięknej, tfu: płci wyzwolonej, natomiast gdyby wysłano zespół mieszany, to byłaby dyskryminacja homoseksualistów. Problem jest chyba nie do rozwiązania, więc wg mnie powinien Pan podrzeć zaproszenie
o tempora o mores
A ja powiem tak: chodzić do knajpy, gdy zapraszają, brać bezpłatny bilet, gdy takowy dają, przyjmować kwiaty, gdy nas nimi obdarowują, korzystać z darmowych podręczników, poradników, foliogramów i sprzętu laboratoryjnego. To nie prostytucja (jak się niektórym tu wydaje). W hipermarketach nazywa sie to promocją, marketingiem itp… Na pewno nie łapówką. Jeżeli poza tym nie można nas przekupić, naciągnąć, zabrać na wagary, ani w żaden inny sposób sprawić, że zawodowo sie zeszmacimy, to wszystko jest ok. No i powiem Wam Szanowni Państwo, co ja zrobię z tymi biletami: jak ZAWSZE podaruję najsprawniejszemu intelektualnie uczniowi. Ale to będzie moja decyzja o MOIM bilecie, za który NIKT nie zapłacił poza samym kinem:) I dobrze!
W Kilerze 1 poczciwy Czarek oddał całe pieniążki na Komitet Kinomatografii i później żałował…
Proponuję przejrzeć jakie prezenty otrzymywali najwyżsi rangą przedstawiciele III, IV i chyba już V RP, o czym pisano tęgie artykuły. Myślę, że jedno pióro jest więcej warte niż ta kolacja…Ciekawe, czy te pióra i szable otrzymane przy okazji pełnienia funkcji publicznych trafiły tylko na akukcje dobroczynne…
A czy szanownym Koleżanko i Kolegom tak łatwo odwołującym się do najstarszego zawodu świata, nie zdażyło się samym przekazać paczki kawy albo czekoladek dla pielęgniarki w dowód wdzięczności, albo kwiatków na dzien nauczyciela…
Dygresja natury ogólnej: jest taka zasada: jak dają – brać, jak biją uciekać/zbierać kolegów ( niepotrzenie skreślić) i jeżeli jak sądzę, do tej zasady stosuje się 95 % społeczeństwa, to zawsze można być w tych 5 %, ale Szanowni, nie dziwcie się skąd bierze się nazwa „Frajer”.
Choć zawsze można być bardziej papieskim od samego papieża.
Oczywiście mówię stanowcze NIE wszelkiego rodzaju próbom korupcji, szczególnie gdy granica dobrego smaku nie jest wyraźna.
Nie rozumiem tylko dlaczego nawet jeśłi niektórzy z Państwa lubią pić gorzką herbatę, to wymagają tego od innych.
Pozdrawiam
mkmk: Oj, jaki piękny komentarz. Aż się uśmiechnęłam 🙂