Polityka kadrowa bez pieniędzy
Kolejne pobożne życzenia Katarzyny Hall. A oto jedno z nich: „Dyrektor szkoły powinien samodzielnie prowadzić politykę kadrową zgodną z lokalnymi potrzebami”. Proponuję, aby minister edukacji przyjrzała się, jak ta polityka wygląda obecnie. Ponieważ dyrekcja nie ma żadnych pieniędzy na prowadzenie polityki kadrowej (50-100 zł dodatku motywacyjnego na osobę nie liczę, bo taką „premię” nauczyciel zarabia w godzinę-dwie na korepetycjach), musi stosować inne formy motywowania do pracy. Po pierwsze, czarna księga. Jeśli ktoś nie wypełnia obowiązków, jest wpisywany do czarnej księgi. Brak wpisu jest zatem nagrodą. Po drugie, długie rodaków rozmowy. Kto nie wypełnia obowiązków, jest wzywany na dywanik. Brak tego typu wezwań jest uznawany za nagrodę. Po trzecie, uśmiech i podanie ręki. Kto nie wypełnia obowiązków, jest witany groźnym spojrzeniem. Uśmiech i uścisk dłoni dyrektora, ewentualnie przyjazne „dzień dobry” to w szkole nagroda za dobrą pracę. Po czwarte, hospitacje. Kto nie wypełnia obowiązków, ten jest częściej hospitowany. A zatem więcej swobody w pracy to nagroda. Po piąte, kłody pod nogi. Kto nie wypełnia obowiązków, temu rzuca się kłody pod nogi, np. dodatkowy dyżur, obowiązek pisania sprawozdań, ewaluowanie sprawdzianów kompetencji itp. Dobry nauczyciel ma zatem w szkole mniej do roboty – czyli brak dodatkowej pracy jest nagrodą.
Polityka kadrowa dyrektorów wygląda więc tak, że najlepszym nauczycielom nikt głowy nie zawraca, mogą robić, co chcą. Natomiast o pieniądzach nigdy nie może być mowy, bo ich dyrekcja fizycznie nie ma. Na otarcie łez może przyznać tzw. nagrodę dyrektora (raz w roku) bądź comiesięczny dodatek (równowartość 1-3 godzin korepetycji). Czy Katarzynie Hall chodzi o wzmocnienie tej polityki kadrowej, czy też ma na myśli coś zupełnie nowego? Podejrzewam, że wśród wspaniałych narzędzi, jakimi może posługiwać się dyrekcja w ramach prowadzenia polityki kadrowej, brakuje jeszcze prawa do bezkarności. Teraz bowiem dyrekcję ogranicza Karta Nauczyciela. Nie może zatem powiedzieć nauczycielowi „zwalniam cię” i zabronić mu od jutra pojawiać się w szkole. Jeśli więc Hall chce, aby dyrekcja takie prawo miała, to niech pamięta o zasadzie kija i marchewki. Dając dyrekcji kij do ręki, trzeba dać także marchewkę. Wtedy bardzo zły nauczyciel usłyszy, że jest zwolniony, zaś bardzo dobry, że jego trud został nagrodzony wysoką premią, powiedzmy 2 tysiące złotych co miesiąc. Jeśli natomiast minister nie przewiduje żadnych pieniędzy na prowadzenie przez dyrektorów szkół samodzielnej polityki kadrowej, niechże w ogóle nie wypowiada się w tej sprawie. Za darmo to można prowadzić politykę dłubania palcem w nosie, a nie pozyskiwania najlepszych pracowników.
Komentarze
Karta nie jest dobrym rozwiązaniem, ale dopóki dyrektor nie odpowiada za efekty swojej pracy(a nie odpowiada!) to swobodę „polityki kadrowej” wykorzysta w swoim osobistym interesie(eliminacja potencjalnej konkurencji, promowanie zapewniających bezpieczne rządzenie i większość baaardzo przeciętnie pracujących nauczycieli, kupowanie „spokoju spolecznego”, kupowanie poparcia na zewnątrz dzięki zatrudnianiu i promowaniu różnych przyslowiowych już „siostrzenic wójta” i milczenia o ciemnych sprawkach!!!!Oczywiście jest grupa dyrektorów-pasjonatów swojej placówki – oni te uprawnienia wykorzystają odpowiednio.Ale to jakieś 10% wszystkich!!!
Ze wspomnianej strony:
„Każdy licealista z kolei wybierze wśród przedmiotów maturalnych dwa lub trzy i będzie się ich uczył w ramach znacznie rozszerzonego programu. Ponadto będzie miał do wyboru zajęcia poszerzające zainteresowania, co ma zapewnić mu wszechstronny rozwój. Dzięki temu szkoły średnie lepiej przygotują do podjęcia studiów, a uczniowie wcześniej zaczną świadomie poszukiwać wiedzy.”
To ja mam trzy pytania:
1. Co będzie, gdy licealista zmieni zainteresowania i zechce sobie zmienić zajęcia?
2. Kiedy „zajęcia poszerzające zainteresowania” będą się odbywać? Wieczorem?
3. Kto je będzie prowadził? Nauczyciel, który od lat nie poszerzał własnych? A właściwie kto zapłaci za przygotowanie tego typu zajęć? Rodzice?
Przepraszam, pytań wyszło więcej. Czarno to widzę.
Do Dachowca
Ad.1 To już będzie jego problem.Będzie musial dużo nadrobić.
I slusznie…
Akurat w sprawie normalnego, porządnego(jak jest w krajach rozwiniętch,bylo za cara(kajzera, cesarza) i w II RP(gimnazja realne(mat-fiz) i klasyczne(humanistyczne)) oraz do kretyńskiej „reformy” Handkego/Dzierzgowskiej po wojnie) sprofilowania popieram p.Hall.To chyba jedyna sprawa, w której ma rację…Tyle, że diabel siedzi w szczególach – nie wiem jak oni to w praktyce zrobią;-)
Tak jak Danka pisze, nie ma zadnego rozwoju w zadnej dziedzinie jesli jednostki decydujace nie ponosza odpowiedzialnosci. Odnosi sie to i do dyrektorow szkol i do urzednikow i do skarbowki itd,itp. Strach przed odpowiedzilnoscia wymusza racjonalne zachowania i decyzje a przeciez oczekujemy by strefa budzetowa racjonalnie wydawala pieniadze, ktore otrzymuje od nas podatnikow.
Szanowny Panie:
Otoż wielkrotnie pisze Pan hasła typu: ..bo taką ?premię? nauczyciel zarabia w godzinę-dwie na korepetycjach”…
to że w liceach miewacie korepetycje -to Wasza sprawa i już. Proszę tylko aby nie uogolniał Pan skali tego zjawiska – pracuję od 38 lat w podstawowce i gimnazjum I NIGDY piszę to słowo nigdy wyraźnie nie miałem korepetycji. Moi koledzy w gimnazjum też nigdy nie mieli płatnych korepetycji. Jedynie co się nam zdarzało we wsi gdzie uczę, to douczać BEZPŁATNIE naszych byłych absolwentow do matury i tyle i aż tyle. Proszę więc porzucić ten stały wątek godzino-korepetycji – bo te Pana informacje idą jak tsunami po Polsce i potem wysłuchujemy ile to mamy z korepetycji
Panie Piotrze,
ma Pan rację. Pisałem z perspektywy doświadczeń nauczyciela liceum, który uczy przedmiotu maturalnego, do tego w dużym mieście. Zdaję sobie sprawę, że to tylko część prawdy o dodatkowych zarobkach nauczycieli. Niewątpliwie część nauczycieli znajduje się w znacznie innej sytuacji: uczy gratis bądź za symboliczne pieniądze.
Pozdrawiam
DCH
PS: Świetne porównanie do tsunami.
Dzięki za list i za miłą odpowiedź. W moim liście była pomyłka – pracuję 28 lat a nie 38 – bo znowu ktoś powie, że zabiera młodym miejsca pracy. A faktem jest, że Ci co uczą przedmiotow maturalnych powinni mieć inne zarobki niż ja geograf w gimnazjum czy też Pani z tzw. nauczania zintegrowane (po polsku nauczania początkowego) bo Wasza odpowiedzialnośc za wyniki jest znacznie wyższa niż moja czy Pani z podstawowki