Co sprawdza matura?
Sprawdzam próbną maturę z języka polskiego i nie mogę przestać się dziwić. Po raz kolejny okazuje się, że na poziomie podstawowym nie ma różnicy między uczniami dobrymi i słabymi, między klasami humanistycznymi i matematyczno-fizycznymi. W wielu przypadkach jeśli różnica jest, to albo bardzo mała, albo nawet na korzyść uczniów, którzy z językiem polskim są na bakier.
Szczególnie dziwią wyniki w czytaniu ze zrozumieniem. Uczeń, który z przedmiotu uzyskuje oceny na poziomie dopuszczający-dostateczny (nie czyta lektur, nie rozwija się, nie pracuje nad swoim językiem), otrzymuje z testu tyle samo punktów, co osoba, która na świadectwie z języka polskiego ma tłustą piątkę. Różnice pojawią się dopiero na poziomie rozszerzonym, a właściwie pojawiłyby się, gdyby uczniowie słabsi z języka polskiego i z klas matematyczno-fizycznych w ogóle podchodzili do tego poziomu. Ponieważ jednak nie podchodzą, możemy się łudzić, że nie daliby rady.
Jak wytłumaczyć ten brak różnic? Nie wiem, ale mam wrażenie, że testy zostały tak wystandaryzowane, aby nie sprawdzały wiedzy, tylko inteligencję. I to tę inteligencję środka, czyli przeciętność, typowość, bycie średnim. Jeśli ktoś odbiega od przeciętnej – na plus bądź na minus – dostaje w łeb. Wyniki próbnej matury będą wielkim zaskoczeniem dla wszystkich. Słabi dowiedzą się, że wcale nie są tacy słabi, a mocni – że wcale nie są tacy mocni. Jedynie średniacy mogą być zadowoleni – bowiem tylko w ich przypadku próbna matura nie kłamie.
Komentarze
Panie Dariuszu, uczy Pan w szkole, do której uczęszcza wyselekcjonowana młodzież, więc refleksje o wynikach próbnych matur należy odnieść tylko do niej.
A rzeczywistość skrzeczy. Przykładowo, w moim zespole szkół, grającym w lidze podwórkowej, kto się przykładał do nauki – zaliczył, większość padła. I nie jest to dla mnie powodem do załamywania rąk, trzeba pracować z nimi dalej, szukać metod wsparcia, przecież większość z nich nie wynosi z domu kultu wiedzy, ani nie stać ich na korepetycje. A przecież dzięki nim niejeden młody człowiek ze szkół z wyższej półki napisze dobrze egzamin. I to jest dopiero zaskoczenie dla nauczyciela takiego ucznia.
@Ino
Tylko po co tym Twoim matura???Żeby iść, nie wiadomo po co, do Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie???;-) Przyszło Ci takie pytanie do głowy?
A może warto pojąć sens pojęcia „inteligencja”?
Jest to przecież umiejętność wykorzystania procesów poznawczych celem skutecznego dostosowania się do napotkanych warunków.
Jeśli inteligencja nauczycieli, wielokrotnie tu deklarowana, polega na uczeniu pod testy, to czyż dziwna jest nabyta w takich warunkach adekwatna inteligencja uczniów?
Nie sztuka (a kosztowna ekstrawagancja) w tym kraju być mądrym, sztuka to spożytkować. Tako rzecze nawet PISA.
Więcej wiary, nauczyciele, w misję sprawczą inteligencji na etacie publicznym!
I więcej wiary w inteligencję własnych uczniów!
Należy rozpatrzyć jeszcze 1 możliwość: że źle Pan swoich uczniów ocenił 😉
Ula-kula. Gdybym o tym myślał, obraziłbym ich. Idą siłą rozpędu,niewielu przecież absolwentów matury nie posiada, zwłaszcza po drugim podejsciu ( na poprawce była”Kamizelka”)
Niewiele naprawdę trzeba by ją mieć, więc niech moi próbują. Jutro im tak powiem, rozdając wyniki próbnej matury, chociaż wiem, że tematem numer jeden jest studniówka.
Co sprawdza matura? Dobre pytanie. Może autor, lub ktokolwiek kompetentny, wyjaśni co sprawdza matura z języka polskiego? Mam nadzieję że nie tylko umiejętność czytania ze zrozumieniem.
Ta a propos znienawidzonej w populizmie selekcji –
co Państwo czynicie, aby do Waszej szkoły TEŻ trafiała „wyselekcjonowana młodzież” (cokolwiek Wam pasuje pod tym względem)?
A co czynicie, aby taką została młodzież, która staje się absolwentem Waszej Szkoły?
Co Wasza Szkoła czyni, aby wyselekcjonować Was, nauczycieli w Niej uczących???
Bo brak to właśnie brak selekcji wśród nauczycieli powoduje ich brak możliwości selekcji uczniów.
Nie ma więc co wytykać Gospodarzowi doboru uczniów.
Nie da się zawrócić rzeki kijem i nie wrócą czasy, w których brak wyboru i brak wolności był nadrzędną ideologią.
Ewentualnie podróż w czasie jakże możliwa dla chętnych – przez Terespol, do Mińska i dalej w ten orientalny deseń.
Tam selekcji nie ma – wszyscy są szczęśliwi.
A na razie, potrzebna jednak inteligencja w domu i etatowej zagrodzie. Prosty, gminy spryt, bywa, że na skutek selekcji, nie wystarcza 😉
Testowano zrozumienie i praktyczne umiejętności matematyczne nastolatków. Najlepsze wyniki uzyskały dwie grupy; prymusi matematyczni oraz byli uczniowie, którzy porzucili szkołę kilka lat wcześniej. Od nich obu dużo gorsi okazali się „średniacy”, czyli zwykli uczniowie, normalnie uczęszczający na zajęcia.
Wytłumaczenie dla nieoczekiwanego wyniku dropouts? Duża część z nich utrzymywała się z handlu narkotykami, z paserstwa i z udzielania pożyczek na lichwiarski procent.
——————————————————————————
Miałem kiedyś znajomego, którego nie byłem w stanie „zagiąć” z angielskich słówek. Mało tego, nie byłem w stanie tego zrobić obłożony słownikami, w tym bardzo sławnymi i wielkimi. Z pamięci cytował fragmenty literatury angielskiej. Kiedyś, bardzo rozeźlony, poprosił mnie o pomoc w korespondencji z jakimś miejscowym urzędem. Od tej pory przestał mieć komunikacyjne kłopoty. Jego styl był dziwaczny ponieważ używał,- zawsze bardzo poprawnie – bardzo rzadkich, czasami trochę przestarzałych lub angielskich zamiast amerykańskich form gramatycznych, zwrotów lub idiomów. Mówiący po amerykańsku od dziecka ludzie mieli kłopoty ze zrozumieniem, o co mu chodziło.
A ja stylem gazetowym, z ograniczonym słownikiem, jednym, góra dwoma czasami. Prosto jak cep. I działało. Z matury podstawowej pewnie miałbym średnią, ale byłoby „do przodu” 😉
—————————————————————–
W szkole można „stawiać” na Dickensa albo na Hemingwaya. Ten drugi lepiej się sprawdza w życiu. Ten pierwszy na teście z trudnych słówek i ze złożonych zdań. 😉
—————————————————————–
Od pewnego poziomu bardzo przydatna staje się zdolność cytowania „Alicji w Krainie Czarów” oraz (czegokolwiek) Szekspira.
Co sprawdza matura? Głupie pytanie. Całe mnóstwo kompetencji częściowo potrzebnych, w dużej części niezbędnych, w ogromnej liczbie ważnych. Na pewno szlachetnych w zamiarze, a ze względu na cele – dalekosiężnych.
Szkoda tylko, że na tak siermiężnym poziomie wymagań, tak banalnie zredagowanych, tak głupio podanych. Tak bardzo zdegradowanych.
Wynika to z prostego faktu istnienia zjawiska „trzęsienia portkami” przed skutkami czegoś, co we wczesnej fazie było rozsądnym projektem mającym napędzać realne ludzkie marzenia o awansie, wymogach intelektualnych, obiektywnym ocenianiu stanu rzeczy w zakresie posiadanych kwalifikacji.
Choć blog czytam od kilku lat nigdy nie pisałem.
Jestem po klasie mat-fiz. Nie wiem jakie to zdziwienie ale za moich czasów z klas mat-fiz ludzie szli na wszystkie kierunki i zdawali od filologii polskiej po fizykę. ( Z byłej klasy mam kolegę prof. z fizyki, tłumacza przysięgłego z angielskiego i francuskiego, 4 lekarzy, itd. ) A jak ktoś pamięta to nie było łatwo dostać się na studia.
U nas w klasie wszyscy interesowali się wszystkim, jedni biologią inny fotografią itd.
Jak w tej chwili patrzę na córkę (klasa mat-fiz) to bierze mnie cholera. Oni i nauczyciele leją inne przedmioty, to kiedyś było nie do pomyślenia.
Matura teraz to tylko sprawdzian dla profesorów z przedmiotu maturalnego i nic więcej.
Ciekawi mnie to, że nikt albo prawie nikt ze środowisk nauczycielskich nie chce albo o tym nie mówi, żeby podnieść próg procentowy na maturze?
Ludzie, za naszych czasów 30 proc. to wariactwo, lufa jak drut!!!
3-4 lektury śmiech i tyle ale nauczycielom łatwiej nawet takim jak Pan!
LO to nie tylko wybrane przedmioty ale caałość.
A co do średniactwa jako tematy to się zgadzam, ale to właśnie później wychodzi.
Uczniowie klas matematyczno-fizycznych sa z natury bardziej inteligentni ,niz z klas humanistycznych. Matematyka jest dla inteligentnych , a przedmioty „jezykowe” dla pracowitych.
Wyniki sa takie jakie powinne byc.
Jest tak, jak Chętkowski pisze. Matura spłaszcza. Półanalfabeta ma 60%, oczytany, wygadany i piśmienny – też. Wynik matury majowej to wypadkowa ułomnego narzędzia i nacisków na egzaminatorów. Półanalfabetom, którzy zebrali 16-17 p. „szuka się” (czyli za nic ekstra dodaje) tylu punktów, żeby było przynajmniej 22-23 (broń Boże 21!). Średniakom i dobrym nikt niczego nie doda, ewentualnie coś weryfikator zetnie, żeby był ślad, że pracował… Każda brednia jest wybaczana, bo to rzekomo piszą „dzieci”, ha, ha.
I jeszcze: w mojej prześwietnej placówce w powiecie o narodowej i patriotycznej orientacji (rządzą, „żywią y bronią”) pierwszaki mają łącznie 6 godzin języków obcych w podziale na grupy oraz 4 godziny polskiego – cała klasa. Anglista po swoich lekcjach zrelaksowany biegnie dawać korki, polonista taszczy do domu zadania i klasówki całej gromady i tam ślęczy nad niby-polskim bełkotem do utraty wzroku.
Matura sprawdza – tylko i wyłącznie – umiejętność przewidywania, jakich wyników oczekiwali autorzy pytań. Czyli, de facto, zdolności telepatyczne uczniów. Jako że telepatia nie istnieje, to nawet nieuk ma szanse trafić raz na kilka razy, stąd ten trzydziestoprocentowy próg – tak, by jednak większość maturę zdawała, bo inaczej pokaże się, że król jest nagi. Dobre wyniki dobrych uczniów nie dziwią – inteligentny uczeń z dobrą pamięcią po prostu wypisze wszystkie prawdopodobne słowa-klucze. Ale uczeń mierny, a sprytny, też może sobie poradzić, robiąc podobnie – wypisując wszystko, co pamięta, z nadzieją, że chociaż część trafi w klucz: przecież punktowane jest użycie pewnych fraz. A ponadto… czy dobrze podejrzewam, że nie odejmuje się punktów za użycie fraz niewłaściwych?
„Jest tak, jak Chętkowski pisze”…
Kapitalne!
Oczywiście, że jaka praca i postawa nauczyciela (i nie tylko w tym zawodzie, a w każdym), takie wyniki.
Najzabawniejsze i tragiczne jednocześnie, że biegłość państwowych urzędników w separowaniu własnej roboty od jej wyniku to już sport narodowy.
No, chyba, że przypadkiem coś „się uda” (jak ranking ogólny PISA) – wtedy ojce sukcesu ochoczo widzą w tym swój udział… 🙂
Tragifarsa chochola, zaiste.
To właśnie ujawnia (a nie sprawdza) również matura i (jakże by inaczej!) …belferblog.
Znajoma – nauczycielka geografii w powiatowym gimnazjum, twierdzi, że „czytanie ze zrozumieniem” to oddzielna kompetencja, która wykształciła sie u uczniów w procesie edukacji (testów próbnych) i nie ma ona nic wspólnego z rozumieniem tekstu. Paradoks. To znaczy jej zdaniem uczniowie rzucają okiem na tekst i potrafią odpowiedzieć na pytania umieszczone pod nim. Kiedy jednak odłożą test, nie potrafią powiedzieć, o czym przeczytali. Próbowała na lekcjach pracować na tekstem w „normalny” nietestowy sposób – przez coś na kształt dyskusji. Porażka. Uczniowie nie potrafią w rozmowie użyć żadnych treści, które przed chwilą wyczytali. Jednocześnie owa nauczycielka zdaje sobie sprawę, że tylko to testowe „czytanie ze zrozumieniem” PRZYDA SIĘ nieszczęsnym uczniom aż do matury włącznie, bo z tego właśnie będą rozliczani na egzaminach. Zorientowała się także, że oni odpowiadają na pytania otwarte już tylko na polskim; na klasówkach czy nawet pracach domowych z geografii nie potrafią sformułować kilku łączących się w logiczną całość zdań – też dlatego, że nie muszą tego robić na testach. Kiedy próbuje w ten sposób z nimi pracować, słyszy w odpowiedzi, że to „nie jest wymagane na egzaminie”. Testy, zamiast być obiektywnym miernikiem wpływu szkoły (a nie „wrodzonej, średniej inteligencji”, która jest niczym więcej niż przystosowaniem do wymagań realności) zamieniły się w ponury cel edukacji.
Każdego narzędzia można użyć mądrze albo głupio.
Testy mogą sprawdzać umiejętności, albo same stanowić umiejętność.
To zależy od postawy i kompetencji tych, którzy testami się posługują w nauczaniu.
Tak samo narzędzie:przetarg w cywilizacji służy wyborowi najlepszych rozwiązań a na gumnie nadwiślańskim – przekręcaniu kasy.
Obwinianie narzędzi za wynik rąk, które się nimi posługują to właśnie ontologiczny wskaźnik poziomu ewolucji cywilizacyjnej.
Nauczyciele wskazują, co rozumieją z matury i cywilizacji i jak się nią umieją posługiwać.
To właśnie taki test… 🙂 Tylko trzeba czytać ze zrozumieniem, więc czytajmy belferbloga!
Matura, studia, inteligentny, nie inteligentny średniak lub wybitny. Odebrałem moją ukochaną terenówkę od mechanika , padła w moim maleństwie skrzynia biegów.
Koszt naprawy 3000 tyś . Pan mechanik specjalista od skrzyń biegów w swobodnej rozmowie powiedział że jego zarobek po odliczeniu kosztów wacha się od 23 do 28 tys mc . Zatrudnia 1 pracownika ma też 2 uczniów . ma ładny dom, ładną żonę ładny samochód i zawodowe wykształcenie . Nie trzeba mieć studiów aby zarobić 6 czy 7 tyś eu. Trzeba po prostu coś umieć .
@sam
3 miliony za naprawę skrzyni biegów??? To czym Ty jeździsz…;-)
Jeżeli matura ma sprawdzać inteligencję,a nie przede wszystkim wiedzę z określonych dziedzin,to po co siedzieć do prawie dwudziestu lat życia w szkole.
To jest opinia moja i zdania nie zmienię.W prawdziwej szkole na pewno IQ miałoby znaczenie,ale prawdziwa edukacja,naprawdę chcących,i będących w stanie być z czegoś dobrym.