Romantyzm po reformie
Był czas, kiedy romantyzm omawiano w szkole średniej cały rok. W czteroletnim liceum poświęcano na to całą drugą klasę. Gdy odjęto jeden rok nauczania, najbardziej stracił na tym romantyzm. Musiał bowiem ustąpić miejsca pozytywizmowi i młodej Polsce. W klasie drugiej omawiano już trzy epoki.
W tym roku wchodzi do liceów kolejna reforma. I znowu bardzo uderza w romantyzm. W wielu podręcznikach i proponowanych programach został on dołączony do klasy pierwszej, wypadnie więc na maj i czerwiec, obok antyku, średniowiecza, renesansu, baroku i oświecenia. Szósta epoka w klasie pierwszej, czyli nic ważnego.
Można, oczywiście, przerzucić romantyzm do klasy drugiej, ale wtedy nie byłoby co robić w klasie pierwszej. W podstawie programowej w obowiązkowym kanonie lektur jest bowiem tylko – na pięć epok – Bogurodzica, pieśni oraz treny J. Kochanowskiego i nic więcej. Plus, ma się rozumieć, dowolne książki, które nauczyciel może uczniom zalecić do przeczytania, ale nie musi. Matura na poziomie podstawowym będzie tylko z dzieł obowiązkowych, bo inaczej być nie może. Ponieważ w klasie pierwszej entuzjazm uczniów do czytania jest największy, należy go wykorzystać na poznawanie obowiązkowej klasyki. Później może być trudniej. Dlatego w wielu nowych podręcznikach romantyzm pojawia się właśnie w klasie pierwszej.
Chociaż maj i czerwiec nie sprzyjają nauce, raczej nie będzie problemów z omówieniem wszystkich obowiązkowych lektur z epoki romantyzmu. To bowiem tylko dwa dzieła – „Dziady cz. III” i „Pan Tadeusz”. Reszta jest dobrowolna. A ponieważ młodzież nie jest głupia, może przyjąć postawę: „jak nie muszem, to nie chcem”.
Różnie być może. Epoka romantyzmu przejadła się chyba bardziej MEN niż samym uczniom. W nowym kanonie lektur na poziomie podstawowym nie ma nawet wzmianki o dramatach Słowackiego czy Krasińskiego, a nie tak dawno była z tego matura dla wszystkich. Krasińskiego i Słowackiego omawiało się solidnie nawet w klasach matematyczno-fizycznych. Teraz nie trzeba. Ten rarytas zostawiono tylko dla humanistów.
Całą edukację licealną w zakresie romantyzmu można oprzeć na dwóch dziełach Mickiewicza – „Dziadach” i „Panu Tadeuszu”. Reszta – wola Boża. Po takiej edukacji możemy nie znaleźć Polaka, który będzie wiedział nie to, że Słowacki wielkim poetą był, tylko że w ogóle ktoś taki był.
Komentarze
Jestem wstrząśnięty tym kanonem i nie rozumiem tej postawy, że jak nauczyciel chce, to niech sobie omówi. Jak już się bawimy, to bawmy się w narzucanie nauczycielom lektur, a nie pozostawiając tak szeroką dobrowolność. W klasach słabszych, nauczyciel może powiedzieć: „A dobra, nie będę ich męczyć Słowackim, jak nie muszę”, a tak jak jest nakaz, to można być pewnym, że nauczyciel omówi, bo „góra” nad nim czuwa! Poza tym uważam, że reforma nie powinna dotyczyć języka polskiego, który i tak jest już ubogi w literaturę. Pozdrawiam
Kanon lektur do nowej podstawy programowej jest po prostu śmieszny i mówię to z perspektywy uczennicy szkoły technicznej, nienawidzącej Sienkiewicza i Orzeszkowej, a niegdyś Żeromskiego.
Pomijając to, że dzieciaki nie przeczytają nic, bo już teraz było z tym dość kiepsko to dodatkowo zostaną okaleczeni w postaci „A kto to w ogóle był?”. Żeromski do wyboru, Orzeszkowej brak, Słowacki znikł z podstawy. Cieszę się, że jedyna zmiana na mojej maturze z polskiego będzie dotyczyć jednego tematu maturalnego, a nie nowego kanonu lektur. Współczuje naprawdę dzieciakom, które teraz w większości się cieszą, a po latach przejrzą na oczy i zobaczą jaki są ofiarami systemu.
Ponieważ w klasie pierwszej entuzjazm uczniów do czytania jest największy, należy go go zabić przy pomocy poznawaniea obowiązkowej klasyki.
O, tak bym poprawił to zdanie:)))))))
Prawdziwie zreformowana szkoła powinna przygotowywać do życia, czyli uczyc sztuki nawiązywania i podtrzymywania przyjaźni. Jesteśmy kim jesteśmy zarówno „sami w sobie” jak i „zdefiniowani przez kontakty z otoczeniem”.
Obawiam się, że to, o czym pisze Gospodarz to tylko „samowsobna” nauka.
Czy uczniowie Gospodarza w czasie lekcji języka polskiego łączą się, np. przez Skype, ze swoimi kolegami z Petersburga? Czy mają okazję, wszystko jedno w jakim języku, zapytać się ich jaki jest kanon lektur w petersburskim liceum? Czy słyszeli o „Dziadach”, o Mickiewiczu, o zaborach Polski? Dowiedzieć się co też im się wykłada w szkole z języka rosyjskiego na temat romantyzmu? Nie droga wycieczka od wielkiego dzwonu, raz na liceum, chichy-śmichy i wałęsanie się po ulicach oraz „świąteczne zwiedzania szkół”. Dajmy na to cotygodniowe pytania i odpowiedzi, jakieś grupki Polaków w Łodzi i w Petersburgu stojące z włączonymi kamerkami, filmujące i przekazujące obraz z jakichś miejsc w swoich miastach, miejsc uwiecznionych przez pisarzy czy poetów obu narodów w tzw. „lekturach kanonicznych”, jeżeli takie wspólne wątki wogóle są. A jak ciężkie do znalezienia to od czego są polonista w Łodzi i rysycysta w Petersburgu? Obraz, komentarze, niedoskonałe, z błędami językowymi i rzeczowymi, ale świeże, swoje własne?
Ciężko widzę budowanie dobrych stosunków z Rosjanami na podglebiu „Dziadów”, szczególnie, gdy będą nauczane w odosobnieniu, tylko jako „dzieło literackie”.
Mickiewicz mówił iloma językami obcymi? Dlaczego i przy jakich okazjach miał się okazję/musiał się ich nauczyć? Jak wyglądało jego życie prywatne? Czy zajmował się polityką? Jakie miał poglądy religijne? Jak wyglądała chronologia jego życia?
Czy można spróbować „przetłumaczyć” Mickiewicza na współczesność i na problemy współczesnej młodzieży? W jakiej części? W jakim celu?
Wtedy technologia jest narzędziem a nie sztuką dla sztuki plus natychmiastową i oczywistą staje się konieczność łączenia nauki polskiego, historii, religioznawstwa (a nie katechizmu), geografii, języków obcych itd. w jednym ciągłym procesie a nie w poszatkowaniu na okresy i przedmioty.
Interesująco robi się w technikach w związku z wieloma zmianami w kształceniu zawodowym. Język polski w klasie pierwszej – 2 godziny, w klasie drugiej – 2 godziny, w klasie trzeciej – 4 godziny, w klasie czwartej w pierwszym semestrze – 2 godziny, w drugim (trwającym około 3 miesięcy) – 6 godzin tygodniowo.
W zasadzie nie wiadomo jak będzie wyglądać matura po kolejnej reformie. Pytałam o to tych, którzy są twórcami tejże reformy na spotkaniu polonistów w Bielsku-Białej. Nie wiedzą, bo to nie oni będą ją przygotowywać. Nie wiem co powiedzieć moim uczniom. Nie bardzo też wiem w jaki sposób ich uczyć, by przygotować do egzaminów.
Uzupełnię tylko treść wpisu Darka o informację, że w klasie pierwszej ilość godzin języka polskiego wynosi aktualnie 4 godziny tygodniowo dla klas kształconych z tego przedmiotu w zakresie podstawowym. Antyk, średniowiecze, renesans, barok, oświecenie i romantyzm w tym czasie należy wyłożyć, przeprowadzić sprawdziany a okrasić to testami maturalnymi (czytanie ze zrozumieniem) i lekcjami dotyczącymi zagadnień językoznawczych. 30 tyogodni dydaktycznych x ilość godzin = 120 jednostek lekcyjnych przy optymistycznym, acz fałszywym założeniu, że żadna lekcja nie przepadnie (wycieczki integracyjne, uroczystości szkolne, próbny alarm ppoż).
Polonistom godzin dołożyć nie można bo będzie trzeba za nie zapłacić. Co tu zrobić?
Skrócić wakacje do miesiąca i obciąć jeden tydzień ferii? To i tak zbyt mało!
Może dajmy spokój z udawaniem, że nauczamy literatury polskiej i poświęćmy te 120 godzin wyłącznie na testy maturalne i czytanie ze zrozumieniem? Wszak praktyka czyni mistrza! Po trzech latach średnie wyniki matury podstawowej skoczą do 70% i tym samym wszyscy osiągną sukces.
Należy przy tym pamiętać, że wszystko, co otrzymują nauczyciele z MEN to propozycje. Nie jest to narzucony wszystkim do realizacji program nauczania.
Z taką interpretacją zgodził się podczas wystąpień inauguracyjnych Mirosław Sielatycki, wiceminister edukacji. Najwięcej dziś zależy od nauczycieli. Podstawa programowa daje możliwość eksperymentowania i praktycznej edukacji.
Moim zdaniem, na polskim, powinno się przerabiać współczesna literaturę odpowiednia do wieku ucznia.
I nie tylko polską ale światową, wtedy dzieci by czytać lubiły.
A lektury szkolne począwszy od czwartej podstawówki, były pisane nie dla dzieci czy młodzieży, ale dla dorosłych a dzieciom i młodzieży się każe je czytać, toż to idiotyzm. Kto po takim kursie może lubić czytać, oj ludzie to głupie są a nauczyciele zwłaszcza.
To co każe sie przerabiać uczniom, powinno być zarezerwowane dla tych co historię literatury chcą poznać, ale uczyć wszystkich obywateli historii literatury? Kolejny idiotyzm.
W moim technikum mamy przeznaczone w każdej klasie (1,2,3,4) trzy godziny języka polskiego [w starej reformie: klasa 1 – 4h, klasa 2 – 3h, klasa 3 – 3h, klasa 4 – 4h]. W liceum tak, jak ktoś wyżej wspominał, czyli po 4 godziny języka polskiego we wszystkich trzech klasach [dawniej: 4 godziny w klasie 1 i 2, a w klasie maturalnej 6 godzin]. Obliczyłem, że według nowej reformy nie jestem w stanie zrealizować romantyzmu w klasie pierwszej, więc z czystym sercem przerzucę go na klasę drugą (wcześniej robiłem to z oświeceniem, który winien być omówiony w klasie pierwszej, a przerzucałem do drugiej).
Pozdrowienia
no, to pasuje jak ulał do III rp;
tylko tytuł drugiego dzieła bym zmienił…
na „ojciec tadeusz”.
„oj ludzie to głupie są a nauczyciele zwłaszcza”
Wybierałeś te władzę, pewnie tak, do nich miej pretensje nie do nauczycieli. MEN jest jawnie anty-nauczycielskie i głosu nauczycieli nie bierze pod uwagę. Ale ty jak zawsze o wszystko winisz nauczycieli.
Będziemy nieśli ten oświaty kaganiec, ale w ten sposób zjadaczy chleba w aniołów nie przerobimy. Zostanie nam do wykorzystania pomysł Marcina.
Pomysł, że cały naród ma się uczyć tego samego jest XIX wieczną utopią z czasów powstawania nacjonalizmu, która nigdy nie była możliwa w realizacji. Większość uczniów Słowackiego i Krasińskiego nigdy nie przeczytała, czy on był obowiązkowy, czy nie. Przeciętny uczeń nie przeczyta ze zrozumieniem książki starszej niż 100 lat i zawsze tak było. Naród potrzebuje różnych szkół, które będą uczyć czego innego. Potrzebne jest większe rozwarstwienie i różnorodność.
A Słowacki nie jest ważniejszy od Morsztyna, jak i Romantyzm od Baroku mojem skromnem zdaniem.
Filipie zazdroszczę! Nam powiedziano, że inaczej się nie da, bo łączna ilość godzin w tygodniu jest z góry przewidziana, a wszystkie przedmioty zawodowe muszą się skończyć w pierwszym półroczu klasy czwartej. W drugim semestrze uczniowie mają się uczyć wyłącznie przedmiotów ogólnokształcących. Podobna sytuacja co z językiem polskim dotyczy więc również matematyki, języka angielskiego… Chciałabym bardzo zobaczyć taką siatkę godzin, jaka obowiązuje w twojej szkole.
@ync
Minister swoje, a wizytator i CKE swoje. Jak uczniowie polegną na maturze, to nie pójdziesz do Sielatyckiego, szczególnie, że może już nie być wiceministrem w MEN…;-)
Chciałoby się za klasykiem od piłki nożnej powiedzieć: Program nauczania, Misiu, program nauczania! To w nim nauczyciel ustala co i w której klasie realizuje. Byleby całość zrealizować.
Co zresztą zauważył nie tylko minister ale i kilku tu wypowiadających się.
I chwała Bogu. Chciałbym się dowiedzieć ilu jest Polaków, którzy z własnej woli czytali te dzieła nie będąc już w wieku szkolnym. Czytać się tego po prostu dla przyjemności już się nie da, a pożytku w jakimkolwiek zakresie też się trudno doszukać. Tak jak kilkadziesiąt lat temu praktycznie pozbyto się łaciny i greki tak teraz nastał czas na romantyzm. Zapewniam, wkrótce nikt nie będzie płakał.
inżynier
Większość tych książek przeczytałem (ponownie lub po raz pierwszy) już długo po maturze. Słowacki, Norwid to cymes. Podobnie doceniłem historię a szczególnie relacje pomiędzy historią a ekonomią, choć w szkole to była zakała.
A też jestem inżynierem.
@ync
>Należy przy tym pamiętać, że wszystko, co otrzymują nauczyciele z MEN to propozycje. Nie jest to narzucony wszystkim do realizacji program nauczania.<
To wejdź na stronie MEN w hasło:"Podstawy Programowe", a potem opowiadaj bajki…;-)
Postrzegam to nieco inaczej, choć mogę się mylić, ale wydaje mi się, że zbliżamy się do dna. Nie da się chyba już bardziej obniżyć poziomu nauczania z języka polskiego i teraz nie pozostaje nam nic innego, jak poczekać kilkanaście lat na pełne owoce tej „reformy” i wtedy dopiero jakiś człowiek na tzw. górze ocknie się i stwierdzi, że jednak czas na zmiany. Tak było z matematyką, która została wycofana jako przedmiot maturalny ze szkół, czego efektem była (i jest) matematyczna niemoc znacznej części społeczeństwa.
Jakie będą efekty „reformy” kanonu lektur pana profesora Żurka? Cóż – wtórny analfabetyzm, inaczej się tego ująć nie da. Dyskredytacja języka polskiego pięknie nam zaprocentuje, musimy tylko trochę poczekać… To trochę smutne, jak widzi się, że na przykład uczniowie zasadniczej szkoły zawodowej mają w cyklu kształcenia więcej religii i wf-u, niż na przykład języka ojczystego, a uczniowie technikum wf-u mają tyle samo, co języka polskiego.
Jakich obywateli chcemy wychować? Pytanie retoryczne…
Nareszcie!!!
Jak wiele romantyzm wyrządził szkody w młodych umysłach, to widać po powstaniach i ich tragicznych skutkach – ‚na śmierć idą po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec’.
Typ bohatera romantycznego, zakochanego szaleńca, samobójcy i samotnika, cierpiącego za miliony, wystarczająco namieszał w literaturze i w życiu młodzieży, której przez lata wmawiano, że taka ma być właśnie postawa polskiego prawdziwego patrioty.
W pozytywizmie zaś, zamiast kłaść nacisk na pracę u podstaw, ‚historycznie’ serwowało się Kmicica i różne Janki Muzykanty, Antki i piwniczne izby, jakby nie było nic ciekawszego i bardziej wartościowego. Jak już „Lalka” – to oczywiście stary subiekt i rozważania – Wokulski – romantyk czy pozytywista?
Do uczenia mądrego pojmowania literatury potrzebni są genialni nauczyciele. A tych jak na lekarstwo. Pamiętam swoje lekcje polskiego.
Zdanie, że Mickiewicz to najwybitniejszy polski poeta powtarzam do dziś jak mantrę.
Ojcowie polskiej poezji i prozy, wbijanie schematów do uczniowskich głów, zakaz wszelkiej krytyki. Nie można było powiedzieć – to mi się nie podoba, nie zgadzam się.
Przez to szkolne ‚przerabianie’ lektur można było naprawdę wiele z nich znienawidzić.
A rozkładanie wiersza na czynniki pierwsze może i dobre było dla przyszłych polonistów, ale odzierało z poetyckiego liryzmu cały, najpiękniejszy nawet utwór.
Analiza i interpretacja – dwa straszne słowa mające służyć objaśnieniu, co poeta miał na myśli. Aż się tu proszą znamienne słowa bardziej współczesnego wieszcza:
„Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w d…”
P.S. Bardzo ciekawe – strona Ernesta Brylla. Można napisać do Poety, który pomaga maturzystom interpretować swoje wiersze:
„Powiem szczerze, męczy już mnie to szkolne omawianie mojego dawnego wiersza…”
http://bryll.pl/sciaga-dla-licealistow/wciaz-o-ikarach-glosza/
Dodam, że uczyłam się romantyzmu właśnie przez rok w klasie humanistycznej.
Gdy czytam , jak ktoś pisze, że zbliżamy się do dna, to wiem jedno: za chwilę usłyszymy pukanie z dołu i będzie większy dół 😀
Oczywiście, że „owoce” tej reformy będą widoczne za lat naście. I będą to raczej gorzkie owoce.
Pracuję w szkole 22 lata i pamiętam, ze od 22 lat ciągle jest reforma, w pierwszym roku mojej pracy w 1991 , moją szkołę odwiedził pan z ministerstwa i szumnie nam to ogłosił;
To w programach, nie podstawie, zawarte jest to jaki i kiedy oraz na jakim materiale uczyć. W podstawie są tylko wymagania (czego nauczyć trzeba). Chociaż w podstawie języka polskiego nie tylko, bo jest i wspomniany kanon.Szkoda. Gdyby go nie było polonista pomyślałby może. Jest – wićc myślec nie musi. Wie, że ma kanon „omówić” (znaczy tłumaczyć przez 15 lekcji, że Mickiewicz wieszczem był) a potem ponarzekać, że nie może Słowackiego „omówić” (znaczy wytłumaczyć, że Słowacki wierszem był przez 10 lekcji – no bo jednak mniejszym).
Piszą ludzie, którzy w większości brzmią jakby uczyli bo im za to płacą. Tak jak pielęgniarki czy lekarze. „Jakbym się bardzo przejmował to bym jutro zwariował od tego cierpienia pacjentów.”
Nauczciwsi szukają sensu w nakazach, podstawach i programach. Chcą w jakiś spójny sposób pogodzić to co pan dyrektor, to co ja w zeszłym roku, to jaka według mnie panuje pogoda w przekaziorach czyli atmosfera w powietrzu, to jak reagują moi uczniowie, to jak mnie uczono, to jakie książki stoją u mnie w domu na półce, itd.
Po co Polska?
Po co komu jest potrzebna Polska?
Jako urzednicy, jako przepisy, jako najlepsze miejsce na planecie do zarabiania pieniędzy, jako przymus bycia tu gdzie trzeba się zająć chorym rodzicem, jako konieczność bo nie zna się żadnego obcego języka i niczego sprzedawalnego poza jej granicami nie umie.
Dlaczego i komu jest potrzebny taki twór?
Jest komuś potrzebny?
Nie jako przypadek tylko jako autentyczna potrzeba?
A jakby w Polsce rządzili Niemcy mówiący po niemiecku, ale tym razem bardzo grzeczni, nikogo nie mordujacy, nie gazujący, kulturalni, oczytani, muzykalni, dobrze zorganizowani, przewidywalni, zaplanowani, czyści?
Przekonujący w spokojnych, zrównoważonych dyskusjach do swoich koncepcji rozwoju i tylko w momentach niezgody lokalnej ludności na ich pomysły nie poddający się tym pomysłom ale wprowadzający w życie swoje decyzje,- jak rodzic wobec głupiutkiego dziecka?
Dalej chcemy istnienia Polski?
Nawet z nemiecką organizacją i niemieckim dobrobytem?
Nie zamienilibyśmy się na niemiecki land?
Szwedzki? Duński? Francuski? Brytyjski?
Miliony już wybrały…dawno po wszelkich wojennych okropieństwach…
Postulat aby światową literaturę, i to tylko współczesną dawać dzieciom do czytania nie jest przecież taki głupi. W połączeniu z inną oczywistością, taką jak wyrzucenie nauki gramatyki i ortografii, co tej już było wielokrotnie tutaj postulowane – dlaczego trzymać się takiego przestarzale nauczanego przedmiotu jak „język polski”?
Może nazwać to-to „Literatura”? Albo „Język”? Albo „Komunikacja za pomocą słowa pisanego”?
Ile tej funkcji szczepienia dzieci polskim patriotyzmem ma być zadaniem „języka polskiego”? Ile nauki historii Polski za pomocą historii lieratury?
Ja to widzę raczej prosto. Jak ktoś się deklaruje jako polski patriota, widzący sens w istnieniu Polski jako kraju, jako państwa, jako pomysłu na życie, pomysłu lepszego od niemieckich czy brytyjskich pomysłow, jako szansy dla swoich dzieci, bardziej dumny z przeszłości aniżeli się jej wstydzący to wtedy raczej wiadomo, że chciałby wiedzieć „skąd przyszedł” bo bez tej wiedzy nie wie, kim jest. Historia literatury polskiej jest mu konieczna.
Jak ktoś ma watpliwości, to pierwsze dziesięć lat na emigracji (w dowolnym kraju), a już szczególnie posłanie własnych dzieci do zagraniczenj szkoły mu to uświadomi. Polacy, którzy nigdy nigdzie nie emigrowali a chcieliby sobie zaoszczędzić takiego sposobu zdobywania tej wiedzy mogliby uwierzyć emgrantom.
A jak ktoś inaczej odpowiada na powyższe pytania, niezależnie od swojego aktualnego względem granicy Polski przebywania,- będzie też inaczej widział i oceniał zawartość i sposób realizacji podstaw i programów.
Odnośnie zrozumienia nowej podstawy programowej – czy ktoś z Państwa przeczytał komentarz do niej? Liczy około 95 stron i jasno (jak Abel krowie) wyjaśnia co i jak.
Uczę od 3 września w klasach pierwszych i ze zdumieniem otwieram oczy, gdy słyszę od nowych uczniów, że w gimnazjum omówili między innymi: Antygonę, Syzyfowe prace iPana Tadeusza!!!
Przecież jasno i wyraźnie jest w tejże podstawie dla III etapu edukacyjnego napisane, że tych tekstów maja nie omawiać, ponieważ są one OBOWIĄZKOWE (oznaczone gwiazdką) w podstawie programowej dla IV etapu edukacyjnego!!!!
Skoro ktoś jest tak nadgorliwy i omawia te teksty z gimnazjalistami, to albo nie czytał podstawy w ogóle, albo specjalnie chce przytłoczyć ucznia ilością lektur.
Nie dość, że muszę omówić obowiązkowe teksty w szkole średniej (dzięki polonistom z gimnazjów niektóre kolejny raz), to jeszcze mam obowiązek przypomnienia i utrwalenia lektur obowiązkowych z gimnazjum.
Odnośnie romantyzmu w szkole średniej – nie wiem dlaczego większość z tutaj piszących tak płacze za skróceniem czasu na jego omówienie. Czyżby żaden z polonistów tutaj piszących nie czytał tekstów Marii Janion, w których w świetny sposób pokazała, jak myślenie romantyczne zatruło umysły kolejnych pokoleń Polaków?
TRZEBA Z ŻYWYMI NAPRZÓD IŚĆ!!!
Tak się zastanawiam a propos romantyzmu, jakie poeta ma papiery, żeby nam normy patriotyczne wskazywać?
Dziś Rymkiewicz nam wskazuje.
Jak sobie przypominam z dzieciństwa, to każde dzieło miało jakiś przekaz dydaktyczny, może to tak zniechęca młodych do lektur. Pamiętam, lektur mało czytałem a czytałem dużo. Część lektur w życiu dorosłym przeczytałem z przyjemnością, w innym wypadku wstyd się przyznać ale nie pamiętam fajnej książki, lektury obowiązkowej, same gnioty, bo wtedy były obowiązkowe i z pozostałych można było coś wybrać, wybierała klasa i wtedy coś fajnego się trafiło „Mistrz i Małgorzata”
I jaką odniosłem korzyść z tych wszystkich przeczytanych gniotów, ja parker, no jaką, ktoś mi odpowie, jakiś polonista? A może mi socjolog odpowie, jaką korzyść odniosło społeczeństwo z tych wszystkich przeczytanych a nie lubianych przeze mnie książek? To na cholerę ja się męczyłem, nie mogłem mieć fajniej i w miejsce tych nielubianych przeczytać sobie te lubiane?
Przecież książki są fajne, to czemu młodzież ich nie lubi czytać?
@ Erato
Szanowna Pani!
O ile dobrze zrozumiałem Pani powyższy wpis, to ma Pani dość romantyzmu, gdyż wszyscy późniejsi interpretatorzy i pisarze, sytuowali się wobec niego, powtarzając do znudzenia jakieś banalne frazesy typu „cierpienie za miliony” – czy może raczej „milijony” jak pisał Mickiewicz.
Frazesy głupie. Zgadzam się. Hasła zwykle są głupie, gdyż grzeszą powierzchowanością. A już romantyczne zrywy w dzisiejszych czasach to zdecydowana strata czasu.
Z tym, że romantyzm to nie tylko zrywy! To cały rozbudowany paradygmat, który ukształtował naszą narodową kulturę w takim stopniu, że od romantyzmu uciec Polakowi się dotąd nie udaje. Nawet twórcy, którzy otwarcie stawali w opozycji do romantyzmu typu wieszczowego – jednak sytuowali się wobec tego nurtu. Od czasów romantyzmu można albo mu się sprzeciwić albo mu się poddać, ale całkowite odejście jest mało możliwe – głównie dlatego, że nie bardzo mamy dokąd się zwrócić (jedną z niewielu szans dla polskiej kultury jest w mojej opinii nadal niedoceniony barok).
Tak jakoś się zdarzyło, że w kulturze europejskiej najwięcej namieszało oświecenie. W Polsce natomiast – romantyzm.
Zatem może zamiast urągać nauczycielom, że nauczają o tej epoce, należy poszerzyć zakre treści nauczania o konteksty współczesne. Uczniowie – w każdym razie ci, z którymi ja pracuję – są zdumiewająco bystrymi obserwatorami i odważnymi komentatorami rzeczywistości. Zapewniam Panią, że nie należy rezygnować z wykładania romantyzmu, lecz zastanawiać się DLACZEGO nadal, pomimo tylu przemian kulturowych, społecznych, ekonomicznych, jest on w naszym kraju aktualny dla sporej grupy osób.
Miłośnikom romantyzmu polecam Bratkowskiego – „Skąd przychodzimy? Opowieści z drugiego kwadratu”. Napisane z pasją, wyzierającą z każdego zdania.
Pozdrawiam.
@Marcin
5 września o godz. 21:10
„Uczniowie ? w każdym razie ci, z którymi ja pracuję ? są zdumiewająco bystrymi obserwatorami i odważnymi komentatorami rzeczywistości. Zapewniam Panią, że nie należy rezygnować z wykładania romantyzmu, lecz zastanawiać się DLACZEGO nadal, pomimo tylu przemian kulturowych, społecznych, ekonomicznych, jest on w naszym kraju aktualny dla sporej grupy osób.”
O to właśnie chodzi. Zamiast powielać schematy, gloryfikować martyrologię i współczesną bohaterszczyznę (z szablami na czołgi), tworzyć nowe mity (Westerplatte) i nowych romantycznych bohaterów (Kamienie na szaniec), lepiej pozwolić uczniom na własne komentarze. Niech będą nawet i głupie, ale własne.
Moje dorosłe już dzieci należały do typów niepokornych. czytały, co chciały, a nie to, co im kazano ( @parker). Używałam różnych, nie zawsze skutecznych argumentów, chcąc zmusić je do przeczytania III cz. Dziadów czy Kordiana. Ostatecznie przeważył argument obawy przed niezdaną maturą.
Pamiętam, jak któreś z dzieci po przeczytaniu Wielkiej Improwizacji skomentowało – Ten gość musiał być na niezłym haju, jak to pisał.
Może jakieś zioło popalał?
Ja nie uważam, że należy zrezygnować z romantyzmu. Wręcz przeciwnie. Z żadnej epoki nie można rezygnować.
Ale może dołożyć uczniom fragmenty krytycznych tekstów Marii Janion (sugestia @Władka) albo nawet popularnych (np. wywiad z p. Profesor dla GW).
A barok – jak najbardziej. I oświecenie. I Gombrowicz. I Mrożek.
I trochę literatury powszechnej, a może więcej, niż trochę…I uczyć tak, żeby zachęcić, a nie zniechęcić. Może odbrązowić trochę tych wieszczów narodowych i nadać im ludzkie cechy. Wady lepiej sprzedadzą się niż zalety.
***
„Romantyczny mit wojenny, heroiczny i martyrologiczny, trwa dalej w najlepsze, bez żadnego opamiętania…”
http://wyborcza.pl/1,97737,6977769,Maria_Janion_o_poczatku_wojny__Kleska_jest_kleska.html
I bardzo dobrze!
Nauczanie młodych Polaków literatury (i postawy!) romantycznej, odbywające się w 99,9% przypadków w sposób czołobitny (wielcy poeci! najwięksi! najmądrzejsi! a ich bohaterowie – wzorce osobowe!) jest propagowaniem chorego stylu myślenia i zachowań. Prosta droga do choroby umysłowej i krzywdzenia siebie oraz społeczeństwa. Dla najpilniejszych uczniów romantyzm to droga do przedwczesnej śmierci w najgorszym przypadku, w łagodniejszym – do zakładu psychiatrycznego albo penitencjarnego.
Po pierwsze: romantyzm każe się odrzucić rozum na rzecz emocji. Czyli rozhamować mechanizmy kontroli umysłowej i ulec wizjom („rozumni szałem”). Kiedy ma się 16 lat i tak ma się dość problemów emocjonalnych. Najlepsze, co można zrobić dla nastolatka w tym wieku, to nauczyć go rozumnych sposobów radzenia sobie z trudnościami („zrób coś, by rozwiązać problem”). Najgorsze – to podburzać do natychmiastowych, emocjonalnych gratyfikacji („zrób coś, by poczuć się dobrze”). Dlaczego więc się nie naćpać, nie upić się i nie jeździć samochodem ojca z muzyką na full? Przecież to takie romantyczne! Wiatr we włosach, fun, adrenalina – a potem wózek inwalidzki…
Po drugie: Chory stosunek do kobiet i miłości. Romantyzm propaguje stalking – zachowanie będące dziś czynem karalnym. Kochanek romantyczny (np. Gustaw) to typowy, obrzydliwy stalker. Próbuje wymusić miłość poprzez uporczywe prześladowanie kobiety (krąży wokół jej domu, narzuca się, nie uznaje odmowy związku, przy czym pogardliwie wyraża się o swojej wybrance – głównie z racji tego, ze jest kobietą).
Po trzecie: Właśnie! Ksenofobia, szowinizm, mowa nienawiści, machismo… Bohater romantyczny otwarcie gardzi kobietami („kobieto, puchu marny!”), cudzoziemcami – pogardza każdą nacją oprócz własnej, której, bez racjonalnych uzasadnień, przypisuje supremację nad resztą świata…
Po czwarte: Urojenia wielkościowe to clou postawy romantycznej („Ja – posąg człowieka na posągu świata!”), do tego dochodzi upodobanie do wizjonerstwa („widzę, gdzie? przed oczyma duszy mojej!”) czyli urojeń psychotycznych (romantycy często ćpali, by je mieć), omamów słuchowych – rozmowy z Bogiem, szatanem, aniołami… good luck! – i psychiatryk!
Mogłabym jeszcze długo wymieniać, ale nie chcę nudzić bardziej niż Slowacki w „Genezis z ducha”…
Brawo Kuka, ja by kontynuował, bez ironii, ciekawe.
Erato, zapewne są nauczyciele, którzy mając krytyczny stosunek do romantycznego patriotyzmu polecają krytyczne artykuły, moja pani na pewno by poleciła, choć nie pamiętam złego słowa na romantyzm? Ciekawe, czy nasz stosunek się ostatnio zmienił, po odzyskaniu niepodległości? Nie wyobrażam sobie lekcji o romantycznych postawach bez burzliwej dyskusji w klasie, tak by było dziś, ale wczoraj nie było, ciekawe, chyba się jednak trochę otrząsamy:)))
Erato 6 września o godz. 1:08
„O to właśnie chodzi. Zamiast powielać schematy, gloryfikować martyrologię i współczesną bohaterszczyznę (z szablami na czołgi),”
Suchej nitki nasza licealna klasa nie zostawiła na Wajdzie za „Lotną”. Historyk aż musiał się opędzać od kandydatów na łatwą piatkę za referat pt. „Żadnego z szablami na czołgi nie było”.
„tworzyć nowe mity (Westerplatte)”
Ja jeszcze w podstawówce policzyłem Gałczyńskiemu te „idące do nieba czwórki”. Poza tym nie widzę niczego idiotycznego w stawianiu oporu przez załogę Składnicy przez tyle czasu, ile stawiali. Jeżeli chodzi o dyskutowanie jakości dowodzenia to jest to osobny temat, ulubiony przez ludzi, którzy nigdy nikim nie dowodzili.
„i nowych romantycznych bohaterów (Kamienie na szaniec)”
1/ Co byś zrobiła, gdyby Niemcy aresztowali ci kumpla? Nic?
2/ Moje dzieci, rok w rok, a szczególnie z okazji okrągłych rocznic wprowadzenia stanu wojennego, mają „łatwe szóstki”. Niosą do szkoły kolekcję pozrywanych przeze mnie plakatów i obwieszczeń, które wtedy zrywałem z płotów i z tablic ołoszeniowych przy portierniach urzędów i zakładów przemysłowych. Kolekcja przetrwała domowe rewizje zwinieta w rulon w tapczanie, pod pościelą.
Jak się chcesz teraz ze mnie pośmiać, to wiedz, że moja ochota na dodanie do kolekcji zrobionych ze sklejki strzałek, kierujących ludzi do komisji wyborczych (które chciałem zerwać z płotu przy takiej komisji) zakończyła się strzelaniem z pistoletu przez milicjanta. Wiałem wtedy, czyli nad ranem, ile sił w nogach więc nie wiem, czy strzelał do mnie (wątpię) czy w powietrze (aby mnie wystraszyć). W każdym razie udało mu się,- po drugim czy trzecim wystrzale miałem takiego pietra, że się zatrzymałem i dałem złapać.
Strzelał ci milicjant za plecami w stanie wojennym? Robili ci w domu rewizję? Noszą twoje dzieci do szkoły coś poza klaserem z kartkami na żywność, kupionymi przez ciebie 10 lat potem na targu?
chciałam tylko nadmienić, że i tak w większości kierujemy się uczuciami a nie rozumem, choćbyśmy nie wiem jak zaprzeczali i mieli o sobie wysokie mniemanie;-)
@ Her
6 września o godz. 21:16
– – –
Droga Pani Her, proszę posłużyć się wiedzą psycho, socjo i fizjologiczną. Bywa, że jakakolwiek wiedza przydaje się nauczycielom także.
Dowie się Pani, że jedynie ok. 1/3 populacji ma fizjologicznie dominujący emocjonalny paradygmat behawioralny a w ontologii społeczeństw, dominacja emocjonalnego postrzegania rzeczywistości charaktaryzuje wspólnoty plemienne i przedoświeceniowe zbory narodowościowo-chałupnicze.
Krótko mówiąc, zarówno w rozwoju osobniczym jak i społecznym, faza emocjonalna jest odpowiednikiem cmokania za cyckiem u niemowlęcia.
Fakt, że medialna globalizacja promuje emocje, bo inteligentnym inaczej – łatwiej się wciska pap-kulturowy kit. Najlepszy przykład dał niejaki Goleman (polecam – taka Nurowska dla niezorientowanych, zakompleksionych snobów).
Ale szał promocji emocji w markecie to jeszcze nie obraz świata.
Na koniec smutna w kontekście Pani komentarza refleksja – pozostałe jednostki i społeczeństwa, czyli – większość, uzyskują dojrzałość pozwalającą korzystać z rozumu – i to nie tylko, gdy opadną emocje.
Ot – i cała prawda o romantyźmie, czyli aprecjacji narządów niewykształconych.
Tym bardziej należy rozdmuchiwać w ludziach tę iskierkę rozumu, która, tak naprawdę, trzyma ich przy życiu i zdrowych zmysłach. To jej możliwie wysoki udział decyduje o dobrym życiu.
Wyniki badań naukowych dowodzą, że wysoki współczynnik inteligencji i sprawne mechanizmy logiczno-rozumowe decydują o tym, że osoby o wybujałej emocjonalności zachowują zdrowie psychiczne. Inni, pozbawieni tak sprawnego przyjaciela – rozumu, łatwo przekraczają „cienką, czerwoną linię” – i pogrążają się w jakimś nieszczęściu (nałogi, choroby psychiczne i poważne zaburzenia emocjonalne…).
Typowy „bystrzacha” nie popadnie zatem w ekstazę po rozmowie z aniołem, ale też nie nałyka się proszków z rozkazu szatana. Będzie odrobinę sceptyczny i smętnawy (najinteligentniejsi ludzie nie funkcjonują często w nastrojach euforycznych), ale nie pogrąży się w głębokiej depresji. Będzie widział, a właściwie dostrzegał, wiele, ale nie będą to Jeźdźcy Apokalipsy czy Marylin Monroe rozwieszająca pranie.
Tak mówią badania i statystyki.
@ Kuka
7 września o godz. 5:56
– – –
A owszem, słuszna lekcja pani Kuki 🙂 – tyle, że „rozdmuchiwanie rozumu” to takie… romantyczne podejście i rozwiązanie problemu, podczas gdy nauka i cywilizacja już dawno sobie z tym poradziły.
Budowie i rozwijaniu (!) rozumu indywidualnego i społecznego służą tam szkoły, nikomu nie przyjdzie do głowy traktować szkół akurat, jako socjalnej przechowalni stada małp ugłaskiwanych wyposażeniem ich w brzytwy czy karty. Takim stadem są u nas rzesze osobników nieprzystosowanych cywilizacyjnie, a etatyzowanych belfrstwem.
Tramwaj prowadzony przez małpę to nie podróż w stronę rozumu, niezależnie od kierunku i konstrukcji torów reform i podstaw programowych.
To oczywiście jakże room-antyczna (bo pilotowana z zacofanego pokoju belferskiego) droga do społecznego wykolejenia 😉
Nie jedźcie tą drogą, dziatki!
🙂 🙂 🙂
nie wiem jak teraz wyglada nauka w szkole bo wiosna minelo 30 lat od mojej matury lecz wiem, ze dla mnie frajde stanowi czytanie literatury, która powstala w danej epoce w powiazaniu z historia polski i powszechna, koniecznie z mapami historycznymi i wspolczesnymi. takie powiazanie tamtów sprawilo, ze dopiero wtedy pojełam, iż nic z tego co sie dzieje wspolczesnie nie dzieje sie bez przyczyny tkwiacej w przeszlosci ani bez konsekwencji w przyszlosci, ktora tez nie dzieje sie w jednym miejscu, a efektem tych wszystkich wydarzen jest miedzy innymi ksiazka, która wowczas powstala.
ten sposob nauki sprawil, ze zarowno j.polski jak i historia oraz geografia sa dla mnie caloscia, a nie trzema oddzielnymi przedmiotami. moze to wlasnie jest sposob na zainteresowanie wspolczesnego ucznia literatura, historia i geografia?
Romantyzmu mi nie żal. Karmienie Dziadami, Nie- boskimi ( które to dzieło akurat osobiście lubię), tak naprawdę spaczyło całe pokolenia.
A Rydzyk i jego wierni pretorianie, na czym płynie? Na popłuczynach po ideach romantycznych.
I niech ten romantyzm wreszcie wyjedzie ze szkół, na amen.
Pozytywizmu więcej i pism Boya i Gombrowicza – to młodemu Polakowi nie zaszkodzi.