Trzydzieści i więcej
Tegoroczne 6- i 7-latki będą uczyć się w wielkim ścisku. W wielu łódzkich i podłódzkich szkołach klasy dla maluchów liczą 30 i więcej uczniów. Byłem dzisiaj w podstawówce w Rąbieniu, szkole, w której od lat były małe klasy. W tym roku będzie inaczej. Dyrekcja jest przerażona, gdyż z tak licznymi zespołami jeszcze nie miała do czynienia. Zresztą kto wie, czy klasy nie będą jeszcze liczniejsze, w rezerwie bowiem czeka sporo uczniów. Także klasy z 6-latkami są 30-osobowe (27 plus 4 rezerwowe – zob. info). Przepełniona szkoła niewątpliwie nauczy dzieci, że piekło to inni.
Zmniejsza się liczba mieszkańców Łodzi. Dramatyczne prognozy przedstawiają miejscowi uczeni (zob. tekst). W najbliższych latach, jeśli nic się nie zmieni, z Łodzi ucieknie kilkadziesiąt tysięcy osób. Zostaną starcy z głodowymi emeryturami. Tymczasem władze miasta, zamiast reagować, prowadzą politykę dalszego pogłębiania przepaści cywilizacyjnej. Oferują taką edukację, jakby dopiero co skończyła się wojna światowa. Przepełnione do bólu klasy w zaniedbanych, nierzadko walących się budynkach szkolnych. A już czarę goryczy przelała decyzja o utworzeniu dla 6-latków klas tak samo licznych jak dla licealistów. Szczęka opada i wali z hukiem o podłogę. Ludzie czują się oszukani – zob. tekst. Z taką edukacją Łódź może śmiało zajmować ostatnie miejsce w Polsce.
Komentarze
Gospodarz: „Z taką edukacją Łódź może śmiało zajmować ostatnie miejsce w Polsce.”
A jakies statystyki pokazujace ze to jest naprawde ostatnie meijsce?
No i jakas niekonsekwencja jest: skolo Lodz ma byc miastem samych emerytow, to skad te maluchy i to tak liczne?
A jak miasto nei ma pieniedzy bo ludzie sie wyprowadzaja a przemyslu nie ma, to skad brac pieniadze na oswiate?
Tak gwoli scislosci:
„Elżbieta Kukuła, urzędniczka wydziału edukacji UMŁ, przekonuje, że zawiniła dyrektorka SP nr 114, która nie dostała zgody na tak duży nabór. Szefowa podstawówki jest na urlopie, rodzice zdecydowanie jej bronią i twierdzą, że winny jest urząd.
? Przecież nie ma zakazu zapisywania dzieci do wybranej szkoły. Jeśli chcieliśmy dla naszych dzieci świetnych warunków w SP nr 114, nie można nikogo za to karać, zwłaszcza sześciolatków ? mówi Lubera.”
Ciekawe kto winien?…
to wydział edukacji w łodzi decyduje o tym gdzie powstaną klasy, szkoła może sobie chcieć lub nie chcieć, ale decyzję podejmuje samorząd
Czy w gminie, w której jest położona szkoła nr 114, były przeprowadzone konsultacje społeczne nad przyznaniem określonej ilości pieniędzy tej i innym, tamże ulokowanym szkołom? Czy mieszkańcy gminy rok temu zaaprobowali budżet szkoły nr 114?
Jeżeli w Polsce robi sie inaczej, bo jeszcze nie wprowadzono podatku katastralnego, to skąd gmina ma pieniądze na swoje szkoły? Z Warszawy? Od kogo? Skąd ten „ktoś” wie ile dzieci będzie chodziło do pierwszej klasy szkoły nr 114 od września 2011? Czy ma jakąkolwiek szansę wiedzieć, nawet jak ma taką wolę?
W USA mieszkańcy gminy mogą po prostu odrzucić propozycję wybudowania czy rozbudowania biblioteki lub szkoły. Tak samo z zatrudnieniem policjanta czy strażaka. I rodzice małych dzieci wiedząc to nie pchają się do gmin z przewagą emerytów, bo wiedzą, że tam nie będzie forsy na szkoły czy przedszkola a będzie raczej na policję i nową stację kolejową kolejki podmiejskiej lub na dofinansowanie do autobusu dowożącego do tejże kolejki czy do lokalnego centrum sklepowego.
Na marginesie, z fotografii wynika, iż pan Bogdan Lubera jest raczej rodzicem w mocno zaawansowanym wieku. Bliżej emerytury aniżeli matury. Pewnie Ksawery jest jego dziesiątym dzieckiem…
Jeżeli nie, jeżeli Ksawery jest jedynakiem, to ciekawa musi być dynamika stosunków pomiędzy rodzicem a nauczycielem w przypadku p. Bogdana.
Być rodzicem pierwszaka i jednocześnie być starszym od wszystkich w szkole, włącznie z dyrekcją? Nie zazdroszczę nauczycielom i dyrekcji, oj nie.
W szkole do której idzie moja córka (też w Łodzi) po prostu utworzono dodatkową klasę i zamiast dwóch są trzy klasy po 20 uczniów w każdej. Ale ta szkoła miała akurat takie możliwości lokalowe. A wszystko przez to durne obniżenie obowiązku szkolnego
Martwi mnie co będzie za rok. Jeśli sejm odrzuci projekt obywatelski będę zmuszona posłać sześciolatkę. Obawiam się, że wtedy szkole nie uda się obniżyć liczebności klas tworzeniem dodatkowego oddziału…
Co tam przepełnione klasy! Przecież minister edukacji zapewniła już, że zabawek dla 6-latków nie zabraknie. Śmiech.
Pani Hall dalej twierdzi,że szkoły są znakomicie przygotowane na przyjęcie 6-latków, które spotkają w nich superwarunki i,oczywiście, małe klasy;-)
Oto tekścik alter ego min.Hall i jej dyrektorki gabinetu politycznego Ligii Krajewskiej(wybiera się z warszawskiej listy PO do Sejmu):
http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:mdrrBD8gBzIJ:www.rp.pl/artykul/686427.html+ligia+krajewska+rp&cd=8&hl=pl&ct=clnk&gl=pl&source=www.google.pl
Nawet w liceum 36 czy – jak u nas 39- osób w klasie to stanowczo za wiele. Czasem myślę, że w takich warunkach wszyscy (łącznie z uczniami, którzy mają jeszcze mniej przestrzeni wokół) wpadniemy w nerwicę.
Pani minister i jej doradczyni z propagandą nieistniejącego sukcesu próbują wepchnąć się do sejmu.
Zapewne sławetna wiceminister, która likwidowała technika we Wrocławiu- podobnie.
Wszystkim trzem proponuję wspólne publiczne zdjęcie szarych gaci, co jeszcze bardziej wpłynie na ocieplenie ich wizerunków.
Moze to jest sposob?…
Moda na katolickie szkoły
To małe klasy z bardzo wyselekcjonowaną kadrą. Dobrzy nauczyciele, mimo że nie mają wielu przywilejów, które w innych szkołach gwarantuje im Karta nauczyciela, sami garną się do szkół katolickich ze względu na warunki pracy ? mówi Łoziński.
Kwestie wychowawcze są tam priorytetem, a jak mówi Łoziński, uczniom nikt nie odpuszcza. ? Druga sprawa to bezpieczeństwo, jakie gwarantują te szkoły ? wskazuje
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/541009,moda_na_katolickie_szkoly.html
Emilia: „Nawet w liceum 36 czy ? jak u nas 39- osób w klasie to stanowczo za wiele. Czasem myślę, że w takich warunkach wszyscy (łącznie z uczniami, którzy mają jeszcze mniej przestrzeni wokół) wpadniemy w nerwicę…”
Hm… Szkoly konczylem dawno, dawno temu. Podstawowa miescila sei w wynajmowanek kamienicy czynszowej. Nauka byla na dwie zmiany,. Uczniow w klasie wkasnie ze 30. Liceum juz mialo wlasny budynek. Uczniow w klasie – srednio 35.
No i nikt nie wpadl w nerwice. Prawie wszyscy dostali sie na studia, a konkurencja byla znacznie wieksza niz dzis. Sporo moich kolegow ze szkoly ma dzis nazwiska znane szeroko, nie tylko w Polsce.
Cos mam wrazenie ze obecne narzekania sa z gatunku o ktorym mowa w przyslowiu „zlej tanecznicy pzreszkadza rabek u spodnicy”
Do A.L.
>Hm? Szkoly konczylem dawno, dawno temu. Podstawowa miescila sei w wynajmowanek kamienicy czynszowej. Nauka byla na dwie zmiany,. Uczniow w klasie wkasnie ze 30. Liceum juz mialo wlasny budynek. Uczniow w klasie ? srednio 35. <
Jak chodziłem do szkoły(pewnie w zbliżonym czasie) był wyż i klasy były ponad 30-osobowe. Ale też w podstawówce było normalną rzeczą(uczyła mnie przedwojenna nauczycielka) wyzywanie i ciąganie za włosy przy tablicy "mniej pojętnych" lub przeszkadzających;-) W najlepszej w roczniku wyselekcjonowanej klasie renomowanego liceum w W-wie co roku zostawiano na drugi rok 2-3 osoby(wtedy w liceach było ok.15% rocznika po egzaminach wstępnych!). Teraz jest inaczej, więc twoje doświadczenie do tego nie pasuje;-)
A.L.
ale wtedy do liceum nie szedł pewnie byle kto, a teraz z łapanki jak leci, kiedyś by się nadawał co najwyżej do łopaty a teraz każdy musi mieć maturę, pewnie wtedy w tamtym towarzystwie latwiej się mozna było dogadać, a teraz wystarczy dwoch debili, ktorzy jedynie na ustawki sie nadają i w klasie nie da się żyć, ale nauczyciele tego nie dostrzegają
S-21: „Ale też w podstawówce było normalną rzeczą(uczyła mnie przedwojenna nauczycielka) wyzywanie i ciąganie za włosy przy tablicy „mniej pojętnych” lub przeszkadzających;-)”
U mnei nei wyztwan, ale jak klasa za bardzo szumiala i Pani Nauczycielka ryknela „SPOKOJ, Rece do tylu!” to cala klasa byla jak”trusia” z rekoma za placami. Coz, szkola roznila sie od dzisiejszej tym ze zawod nauczyciela mial wysoki prestiz spoleczny (a nawet bardzo wysoki) a dzieci dawaly posluch rodzicom i nauczycielom.
Niestety, disiejszy „liberalizm” w relacjach rodzic-dziecko i nauczyciel-uczen i zredukwoanie nauczyciela do pozycji urzednika panstwowego z jedna z najnizszych pensji do niczego dobrego nie prowadzi. Ani nie doprowadzi.
Zreszta, ow upadek prestizu spolecznego dotyczy profesorow uniwersyteckich tez. Podczas osostniej wizyty na Politechnice Warszawskiej… Siedze w gabinecie u kolegi, belwederskiego profesora. Nagle drzwi otwieraja sie, bez pukania, wchodzi student, bez ?dzien dobry?, podtyka koledze pod nos papier i mowi: ?Pan mi tu podpisze?. Po czym wychodzi?. Bez ?dziekuje? i bez ?do widzenia?.
Inny czlowiek opowiadal ze na wykladzie student sluchal radia. Dosyc glosno, wiec mu zwrocil uwage. Reakcja studenta byla szczera i bezposrednia: „ja ci ch… place za to zebys mnie uczyl a nei zwracal uwage, wiec sie zamknij”
Wyglada na to ze normalnie jst tylko w szkolach katolickich, a jedyny normalny uniwersytet to Uniwersytet Rydzyka…
Gospodarz pisze: „Zostaną starcy”
Podczas studiów (lata osiemdziesiąte) dorabialem sobie jako listonosz. W tamtych czasach wszystkie przekazy dostarczało się w formie gotówki. Renty, emerytury itp. także. Od tamtej pory nikt mnie nie przekona, że głównymi odbiorcami emerytur w Polsce są „starcy”. Większość była w sile wieku i całkiem zadbana. A jeżeli chodzi o „rencistów” to tylko nóż w kieszeni mi się otwiera. Listonosz (wtedy, nie wiem jak dzisiaj) po kilku miesiącach w swoim rejonie wiedział wszystko o adresacie. Więcej niż ksiądz, niż milicjant, więcej niż pomoc społeczna, w wielu wypadkach więcej niż najbliższa rodzina. Usprawiedliwionych rencistów było (może) z 25%. Nie dlatego, że się studenciakowi-listonoszowi „wydawało”. Wystarczyło słuchać szczerych zwierzeń adresatów opisujących sposoby nabycia praw do renty i kojarzyć z datą wypłaty, rodzajem przekazu i informacjami o nadawcy. Wcześniejsze i normalne, tylko wojskowo-milicyjno-esbeckie emerytury też stanowiły niemałą część wypłat. Polska Ludowa dbała o swoich funkcjonariuszy, oj dbała.
„z głodowymi emeryturami”
Chciałbym widzieć minę Gospodarza po zobaczeniu, jakie były moje zarobki jako listonosza, zarobki, których lwią część stanowiły „końcówki” rent i emerytur dawane przez odbiorców. I jakie kwoty nierzadko ludzie uważali za „końcówki”.
„Tymczasem władze miasta, zamiast reagować, prowadzą politykę dalszego pogłębiania przepaści cywilizacyjnej. Oferują taką edukację, jakby dopiero co skończyła się wojna światowa. Przepełnione do bólu klasy w zaniedbanych, nierzadko walących się budynkach szkolnych. A już czarę goryczy przelała decyzja o utworzeniu dla 6-latków klas tak samo licznych jak dla licealistów.”
Hm, ze strony internetowej szkoły podstawowej nr 114 w Łodzi nie wynika, iż pogrążeniu są w jakimś bólu…O ile dobrze policzyłem, gdyż wydaje mi się, że w galerii brakuje klasy IIIB, to do szkoły uczęszczało w zeszłym roku szkolnym około 230 uczniów w 13 klasach, co daje mniej niż 18 uczniów na klasę. Tzw. „grono pedagogiczne” to 26 osób + 2 osoby dyrekcji, 4 pracowników administracyjnych i 10 osób obsługi. Razem 42 osoby pracujace z lub dla 230 uczniów. Lektura tego blogu nauczyła mnie, że wiele z tych osób może pracować w szkole nr 114 tylko kilka godzin w tygodniu, więc nie będę niczego zakładał ani wnioskował, czy 42 osoby to dużo czy mało.
Niemniej 18 uczniów w klasie to moim skromnym zdaniem luksus. Moja szkoła podstawowa miała 8 klas a na każdym poziomie 5 albo 6 oddziałów. W każdej klasie minimum 30 uczniów. 8x5x30=1200 uczniów. A to była zwykła tysiąclatka. Nauka w budynku, nawet mniejszym od tysiąclatki, gdzie „kłębi sie” tylko 270-280 osób zamiast 1200 to marzenie.
W liceum liczność klas była bardzo podobna. 4x5x30=600 uczniów. Moja klasa była wyjątkowa, gdyż było nas tylko 17. I wszyscy nam zazdrościli przestrzeni a wyśmiewali się z tego, iż na każdej lekcji każdego przedmiotu każdy nauczyciel był w stanie odpytać dobre pół klasy… i nie było gdzie schować się i dzwonek nikogo nie mógł uratować. I jak nie było 100% „aktywności” to w klasie natychmiast zapadała krępująca cisza, gdyż poziom białego szumu był żaden.
Jako sześciolatek chodziłem do przedszkola ale jako siedmiolatek w klasie miałem 33 osoby, sądząc ze zdjęcia.
A.L. pisze: 2011-08-24 o godz. 21:22
„Niestety, disiejszy ?liberalizm? w relacjach (…) nauczyciel-uczen (…) do niczego dobrego nie prowadzi. Ani nie doprowadzi.”
Hm, nie tylko dzisiejszy. Moim pierwszym w życiu doświadczeniem tego rzekomo „dzisiejszego liberalizmu” było zetknięcie się z moimi nauczycielami matematyki w liceum w latach siedemdziesiątych. Obaj (ponieważ algebry uczył jeden a analizy drugi) niedawno wrócili po postdokach w USA i jako jeden z pierwszych pomysłów nakazali wszystkim nam zwracać się do siebie po imieniu a nie per „panie psorze”.
Trwało to jakis czas po którym obaj musieli z wielkim zażenowaniem wycofac się z tej fraternizacji przyznając, iż dyrekcja liceum dowiedziała się o nim i stanowczo zakazała „tykania”.
uczen: „ale wtedy do liceum nie szedł pewnie byle kto, a teraz z łapanki jak leci, kiedyś by się nadawał co najwyżej do łopaty a teraz każdy musi mieć maturę”
A kto mowi ze „musi” meic mature?…
A.L. – właśnie przez inwektywy takich jak Pan coraz rzadziej chce się zabierać głos pod naprawdę ciekawym i nieobrażającym nikogo blogiem pana Chętkowskiego. Postuluję większą kulturę dyskusji.
No i na co było Gospodarzowi tak reklamować ten Rąbień na końcu świata na popularnym blogu? Teraz muszą się oganiać od chętnych.