Prawa czy obowiązki?

Na pierwszych po wakacjach spotkaniach z nauczycielami dyrektorzy przypomną o obowiązkach. Na tym i głównie na tym się skupią. Podobny błąd popełni większość wychowawców. Przypomną oni uczniom o obowiązkach, a zapomną przeszkolić w prawach. Widocznie władza wychodzi z założenia, że o znajomość swoich praw niech się każdy martwi sam. A może prawa to fikcja, liczą się zaś tylko obowiązki?

Zanim zwierzchność zaleje nas przemową o obowiązkach, chciałbym pomyśleć o prawach. Jakie prawa mam jako nauczyciel w swoim miejscu pracy? Czy mam prawo domagać się czystości w szkole, w swojej sali, w toalecie, w pokoju nauczycielskim, czy też to fanaberia? Czy mam prawo do umytych szyb, pachnącego sedesu, mydła, ręczników, papieru toaletowego, czy też we łbie mi się pomieszało? Czy jeśli chcę mieć czysto, ładnie i przyjemnie, to muszę sam wziąć szczotkę i szmatę do ręki i pozamiatać oraz umyć? A może pomalować, wyremontować? Mam prawo wymagać, aby miejsce pracy nadawało się do pracy z dziećmi czy też powinienem być ślepy i głuchy na wszystko?

A co z prawem do pomocy dydaktycznych i innych narzędzi pracy? Czy mam prawo tylko do kredy i tablicy, czy także do czegoś więcej? Ale do czego? Czy o komplet podręczników mam wystąpić sam do wydawnictwa, czy też powinna to w imieniu nauczycieli zrobić placówka? A co z dostępem do komputera w miejscu pracy, kserokopiarki, papieru itd.? Czy mam do tego prawo? Czy raczej mam obowiązek sam sobie wszystko skombinować? Czy posiadanie narzędzi pracy to mój obowiązek czy też prawo? Czy dyrekcja ma obowiązek zapewnić takie rzeczy swoim pracownikom, czy raczej ma prawo wymagać od nauczycieli, aby wszelkie potrzebne pomoce jakoś sobie załatwili? Mam obowiązek siedzieć w szkole cicho czy też mam prawo mówić, co się dzieje w publicznej oświacie? Głowa w piasek i gęba na kłódkę czy śmiało i otwarcie całą prawdę prosto z mostu?