Nauczyć się starości
Coraz głośniej mówi się, że szkoła powinna przygotowywać uczniów nie tylko do odnoszenia sukcesów, ale także do bezrobocia, chorób i starości. Dzisiaj moi uczniowie uczyli się, jak to jest być starym. O radzeniu sobie z bezrobociem, biedą, chorobami itd. też będzie, ale kiedy indziej.
Za materiał pomocniczy do poznawania starości posłużył nam film Andrzeja Sapiji pt. „Poeta emeritus” (obejrzeliśmy go w Teatrze Powszechnym w Łodzi – zob info). Film jest o Tadeuszu Różewiczu, dzięki czemu mogę połączyć wiedzę o literaturze z nauką bycia starym. Może poetami zostaną nieliczni uczniowie, może nawet nikt z klasy, ale starcami prawie wszyscy.
Film o 90-letnim Różewiczu oglądali 17-latkowie. Oglądali z zainteresowaniem, o czym świadczyły spontaniczne wybuchy śmiechu i brawa. Nie będę jednak oceniał wartości artystycznych dzieła, gdyż nie do tego nam ono posłużyło. Chodziło o naukę starości. Jak to jest być starym?
Różewicz ciągle się na filmie uśmiecha, a kiedy chce płakać, to prosi, aby wyłączono kamerę. Mówi, jak ważne w życiu jest poczucie humoru. Cytuje pisarzy, którzy zachęcali do śmiechu. Roześmiany zdradza, że po pełnym śmiechu przychodzi podwójny smutek (i wtedy zaczyna płakać). Jego żona mówi, że są z pokolenia wojennego, czyli takiego, które cieszy się z drobnych rzeczy, ze wszystkiego.
Starzec Różewicz rozmawia o literaturze, recytuje wiersze, pali papierosy (mówi, że raz w roku), pije wódkę (kieliszek z młodszym bratem), rozmawia o pięknych kobietach, spotyka się z przyjaciółmi, spaceruje i w ogóle nie narzeka. Nie jest bigotem, nie jest faryzeuszem, nie wynosi się nad innych, nie zachowuje się tak, jakby zjadł wszystkie rozumy. Słucha, mówi, żartuje. Udowadnia, że duszę ma kompletnie nietkniętą przez starość. Nic, tylko się uczyć.
Komentarze
a tak właściwie po co młodzi mają się uczyć starości? czyżby to miało załagodzić odwieczny konflikt pokoleń?
Szanowny Panie Profesorze,
nie zrozumiałem lekcji…
Po pierwsze – jaki jest powód i cel uczenia kogoś „o starości”, co to znaczy „uczyć się, jak to jest być starym”? Jaka umiejętność kryje się za tymi słowami, dla której warto poświęcić czas i pieniądze (rodziców) z punktu widzenia 17latka (a nie dojrzałego pięknoducha na etacie nauczyciela)?
Po drugie – jakoś nie widzę w oglądaniu filmu sposobu na uczenie się, tylko na doznania i ekspozycję na informacje. Co w kwestii „umienia” wynika z tego, że coś zobaczymy, przeżyjemy czy dowiemy się? Otóż – nic. Przynajmniej nic, co mogłoby być wynikiem procesu uczenia. Ludzie nie zdobywają umiejętności w ten sposób (nie pozwala na to konstrukcja biologiczna człowieka i wynikająca stąd psychologia).
Po trzecie – co oznacza słowo „uczyć się ” – otóż oznacza, że w jakiś sposób staramy się osiągnąć stan umiejętności czegoś. Co umieją Pana uczniowie po tym spotkaniu, czego nie umieli wcześniej?
Chciałoby się dodać ponownie „sapienti sat” ale dodam coś innego.
W znanej mi szkole uczniowie (w czasie wolnym od…szkoły) każdego tygodnia odwiedzają hospicjum, dom dziecka niewidomego i dom spokojnej starości.
Wykonują tam czynności wynikających z różnorakich potrzeb pensjonariuszy (od duchowych po fizjologiczne).
Co konkretnie robią? Ano to, co zaspokaja także ICH potrzeby.
UCZĄ SIĘ tam… no, jak Pan myśli – czego?
I dlaczego robią to woluntarystycznie, zamiast oglądać w klasie fajne filmy o niewidomych czy zbierać pieniądze na starców do puszki?
Ja nie wiem, ale jedyne, co ich łączy to…renomowana szkoła, która wymaga od nich kompetencji nie o zdobycia w inny sposób.
Z uszanowaniami spod steranej życiem podkatedry 🙂
Słyszałem o przymusowym wolontariacie w szkołach.
Nie żartuję.
@ parker
Słyszałem o okradaniu staruszków i ślepców.
Przymus ekonomiczny.
Znikoma szkodliwość czynu.
Nie żartuję, ale na jaki temat?
Wolontariat nie idzie w parze z przymusem.
A słyszałem o szkołach, które od uczniów wymagały udziału w „wolontariacie”.
Był, że tak powiem obowiązkowy.
Ale to tylko dygresja.
Jak to dobrze, że są ludzie, którzy potrafią się pięknie zestarzeć, zanim odejdą.
Inni, być może młodzi metrykalnie, już odeszli albo stoją nad grobem swego życia zrzędliwi, stetryczali, zgorzkniali, bo dół za płytki albo za głęboki, a jeśli w sam raz grabarz utrafił z głębokością, to szerokość im nie odpowiada.
Oj, nie udała się Szefowi starość… albo niektóre tylko egzemplarze.
@ Eltoro
Wydaje mi się, że „uczenie się” polega właśnie na zdobywaniu wiedzy i obserwacji. Czy film nie jest właśnie jednym z najprzystępniejszych sposobów poznawania otoczenia i opinii innych? Odwołując się do twojego przykładu z hospicjum, mam wrażenie, że mało kto (o ile w ogóle ktoś) będzie miał szansę np. spotkać się z Tadeuszem Różewiczem i wymienić z nim poglądy. Możemy natomiast poznać je dzięki „fajnemu”, jak to nazwałeś, filmowi i nie widzę w tym nic złego. Tak samo jak nie widzę nic złego w poznawaniu starości, tak by nie zostać zgorzkniałym dziadkiem, a spędzić końcówkę swojego życia jak najlepiej.
Pomysł podoba mi się. Bo trochę niekonwencjonalny. Bo Pan lub ktoś inny musiał pomyśleć. A to szczególnie cenne. W pracy bardziej złożonej niż praca portiera bardziej cenię inwencję i myślenie niż 30-letni staż.
Szkoda, że ten wpis nie powstał jutro lub pojutrze. Dlaczego? Bo kończy się w połowie myśli, lub gdzieś obok. Bo brakuje mi w nim tego, co moim zdaniem jest najważniejsze w szkole, mianowicie uczniów. Pojawiają się gdzieś w połowie, by wybuchnąć śmiechem i równie szybko znikają. Zero informacji zwrotnych. Jedynie refleksje Pana Nauczyciela.
Jednak jakkolwiek byłby one ciekawe i oryginalne, bardziej interesowałyby mnie reakcje/refleksje/opinie uczniów, bo mam wrażenie (i nadzieję), że to dla nich odbyła się ta cała impreza.
Nie był to wieczór Pana Nauczyciela w Teatrze Powszechnym (samotnie lub z Osobą Towarzyszącą), ale niekonwencjonalna lekcja.
Nie rozstrzygam, na ile to wynik temperamentu, by napisać coś na gorąco, na ile wszechobecnej nauczycielskiej mentalności, której przejawy widać niemal w każdym kącie w szkole. Przejawia się ona – w największym skrócie – w przeświadczeniu, że centrum i istotą szkoły jest nauczyciel, zaś uczeń jest wyposażeniem szkoły, jak pokój nauczycielski, kreda (lub ekran multimedialny), ramy programowe itd. W tej konwencji rzeczywiście nie ma znaczenia, jakie wrażenie (i konkretne wnioski) wywołał na uczniach spektakl; ważne że nauczyciel spełnił się w niekonwencjonalnym pomyśle i sam wzbogacił się o własne refleksje – a ostatni akapit (którego zabrakło) o uczniach ? jest zbędny. Podobnie, jakby chirurg przyszył nogę i jest zadowolony, bo zgrabnie mu poszło, a czy pacjent jutro umrze, czy będzie na tej nodze chodził, to już wykracza poza zakres zainteresowania lekarza.
Więc jak to jest? Lekarz jest dla pacjenta, czy na odwrót, uczeń dla nauczyciela, zarośnięty dla golibrody, czy na odwrót?
@czp – nie dyskutuj z trollem, bo on się tym tylko podnieca. Ignorować – to najlepsza metoda.
Corleone, ale nie to jest tematem wpisu. Pan Chętkowski pisze o swoich uczniach dosyć często i trudno mu zarzucać, że traktuje ich jak „wyposażenie szkoły”. Nie widzę jednak powodu, aby w strefie zainteresowań nauczyciela była tylko szkoła i uczniowie.
@ czp
niestety, odpowiedź jest negatywna.
Nie rozumiesz, czym różni się uczenie, uczenie się, umienie czegoś i robienie tego z wynikiem – od „poznawania”, „spotkania się”, „wymieniania” czy „obejrzenia”.
Nic nie poprawia sytuacji, że jest to głęboko nieświadoma niekompetencja charakterystyczna dla całej naszej oświaty i nauczycieli, będąca źródłem takich jakie mamy wyników w rozwoju cywilizacyjnym (czyli retrogresji).
Zło, które Ty (a nie ja) sugerujesz, nie polega na robieniu tych rzeczy, które wymieniasz, ale na uważaniu tego za uczenie i uczenie się oraz pobieranie za to pieniędzy pod tym pretekstem w wieku XXI.
sorry.
Pozdrawiam 😉
@ cyrus,
bezlitośnie dopowiedziałeś to, co ja przemilczałem
ale skoro już – to oczywiście tak, spełnianie swoich potrzeb i wyobrażeń o kompetencjach zawodowych to właśnie istota takich „inwencji” metodycznych.
Uczeń jest tu tylko pretekstem i przedmiotem działania, dlatego nie dowiemy się – skąd pomysł aby to nazywać „uczeniem” skoro nikt ani nie wie i też nie pyta, czego się w ten sposób nauczono umieć.
Ale – szczytna idea nie wymaga realizacji i wiele usprawiedliwia.
To jest tzw. polska szkoła polskiej szkoły (i nie tylko).
Zresztą, do kin prowadzano uczniów, zamiast uczyć, od zawsze, kiedyś na sowieckie epopeje batalistyczne.
Moja nauczycielka rosyjskiego, próbująca nadać tym ekscesom jakiś wymierny cel (również lingwistyczny) i podyskutować o tym, uważana była przez inne, partyjne nb. pańcie groniaste za wariatkę, nie rozumiejącą o co w tym kretyniźmie propagandowym chodzi i zaburzającą solidarność w komforcie nieróbstwa.
Puff, sorry Gospodarzu miły… amicus Plato…:)
Z uszanowaniami za dobre chęci (nomem omen) spod katedry zasyłam.
@ corleone !!!
– och, to co napisałem jako do: @cyrus – było rzecz jasna
DO CORLEONE
@ przepraszam cyrus, nie ośmieliłbym się rozmawiać z kimś, kto obraża innych (nawet mnie).
@ parker,
Twoja dygresja, jak obaj wiemy i co widać, spełnia rolę aluzji.
Niepotrzebnie.
Piszę o wolontariacie, będącym sposobem zdobycia kompetencji wymaganych przez szkołę.
Nic w tym, co piszę, nie ma związku z Twoją dygresją, tak jak zdarzające się okradanie przez młodych ludzi staruszków z piór firmy Parker nie ma nic wspólnego z wolotarystycznym uczestnictwem w komentowaniu na blogu Gospodarza.
Prawda?
A teraz możesz napisać wprost i otwarcie, w jakim celu i/lub z jakiego powodu podzieliłeś się z nami tą dygresją w tym miejscu.
Będzie jakby, hmm… uczciwiej wiodąc do celu 😉
@Eltoro można Cię obrazić? Ciekawe, jesteś tak zakochany w sobie, że wydaje się to niemożliwe:-))) i moim zdaniem jest niemożliwe, obrazić można kogoś, kto posiada zdolność autorefleksji, u Ciebie takowa nie występuje – rozdęte ego nie przyjmuje krytyki i każdą będzie traktować na zasadzie – „psy szczekają karawana jedzie dalej”. Tak więc słowa o „obrażaniu” to zwyczajna kokieteria z Twojej strony i kolejna prowokacja; jestem taki wspaniały, cudowny, upajam się każdym swoim słowem, a te owieczki niech się cieszą, że je trochę popasę;-)))
A tak już nie „ad personam”, ale „ad meritum” – nie da się wszystkiego przeliczyć na pieniądze, choćbyś nie wiem jak tego pragnął, a wyjście do kina może uczniowi dostarczyć wielu przeżyć, których nie zmierzysz ani nie zważysz, ale ten brak odpowiedniej miary nie zaneguje bynajmniej ich istnienia. Czepianie się słówek niczego tutaj nie załatwi ani nie zmieni. Sorry – na koniec znowu było „ad personam”, ale taki wdzięczny z Ciebie obiekt;-)))
Nic z tych rzeczy, o które mnie podejrzewasz Eltoro.
Kręcisz sobie filmy:)
Ten blog Cię wykończy.
Obowiązkowy wolontariat mnie śmieszy, po prostu.
voluntarius – dobrowolny w zestawieniu z obowiązkowy, śmieszne.
Nic więcej.
Nie atakuję, Nie rywalizuje. Nic nie wiem.
I w ogóle, to zarobiony jestem.
Podobnie jak Buc:) z 2011-03-17 o godz. 00:24 mam wątpliwość czy piekna starość Różewicza jest realnym obrazem starości i czy dzieci nie wprowadza się w błąd tym filmem. Rzeczywista starość jest egoistyczna, pazerna, histeryczna. Jak pisze Buc:) starcy są „zrzędliwi, stetryczali, zgorzkniali, bo dół za płytki albo za głęboki, a jeśli w sam raz grabarz utrafił z głębokością, to szerokość im nie odpowiada.” Tak to widzę, takie jest moje starzejące się pokolenia i żaden dobrze nastawiony do życia i ludzi, pogodzony z losem staruszek tego nie zmieni.
Pozdrawiam
@ parker
Właśnie to ja chcę wyjaśnić jakiekolwiek podejrzenia – zaproszeniem do wyjścia poza aluzje i dygresje w rozmowie;
nic nie podejrzewam , lecz pytam Cię wprost, o co Ci chodzi w tym, co piszesz.
Czy zawsze na hasło „wolontariat” masz skojarzenia z przymusowością, czy tylko w kontekście tego, co napisałem, bo jak widać obaj trafnie rozumiemy, co to w rzeczywistości znaczy.
Blog zaś mnie bawi, jak każda zabawna dyskusja (również z Tobą:) i mam nadzieję, że Ciebie również 🙂
Co do kręcenia – wolę lody, pod katedrą 🙂
Pozdr.
@ cyrus
tak, można mnie obrazić, ale nie rozumiesz jak widać – dlaczego nie Ty, choć tak się bardzo i bezskutecznie starasz spodobać się w ten sposób samemu sobie, hihi 🙂
Szkoda, że nie na temat, bo nikt tu nie dyskutuje o pieniądzach ani przeżyciach – tylko o tym, co Gospodarz nazywa uczeniem i uczeniem się – pojęciach, jak widać ogromnie Ci obcych, skoro mylisz je z powyższymi.
@Eltoro – dziękuję za trafną ripostę, jak zawsze przenikliwą, głęboką i inteligentną – właśnie czegoś w ten deseń oczekiwałem i nie zawiodłeś mnie:-)
@Eltoro – „nikt nie dyskutuje o pieniądzach”? Sam przecież ten temat w swoim wpisie wywołałeś. Cytuję: „jaki jest powód i cel uczenia kogoś ?o starości?, co to znaczy ?uczyć się, jak to jest być starym?? Jaka umiejętność kryje się za tymi słowami, dla której warto poświęcić czas i pieniądze (rodziców) z punktu widzenia 17latka (a nie dojrzałego pięknoducha na etacie nauczyciela)?” Wybacz, jeśli źle odczytuję Twoje słowa, ale mój umysł jest zbyt ciasny, by zrozumieć głębię Twoich przemyśleń za co z góry przepraszam. Ja interpretuję to tak, że skoro uczeń – Twoim zdaniem – niczego się nie nauczy (bo nauczyć się nie może z założenia) oglądając film, to szkoda pieniędzy podatników i rodziców. A jeśli tak, to znaczy że przykładasz do tego wszystkiego jedną miarę – materialną. Zapewne jednak się mylę, bo jak mówię, głębi Twych przemyśleń nie jestem w stanie swym ciasnym umysłem ogarnąć;-)).
W końcu „granice mojego języka są granicami mojego świata”, nieprawdaż?;-)
@ cyrus,
tym razem przyznaję, masz rację.
Ja się zagalopowałem.
Można to, co napisałem zrozumieć, jako zaproszenie do ewaluacji kwestii pieniężnych, co nie było moją intencją, ale tak wyszło.
Zaprzeczałem więc w części sam sobie – i dobrze, że mi to wytknąłeś. Będę, dzięki Tobie uważniej czytał swoje teksty, jak na narcyza przystało. I nie popełnię kompromitujących sprzeczności, bo mi to nie leży w miłości własnej.
Dziękuję – uczyłeś mnie i nauczyłeś, zobaczymy czy skutecznie.
O tym właśnie rozmawiamy i w mojej lekcji nic do rzeczy nie ma, co dzięki Tobie „przeżyłem”, „zobaczyłem” czy „odczułem” – ważne, że dałeś mi nauczkę, z której opłaca mi się skorzystać.
Skoro już o tym aspekcie mowa – prześlij proszę rachunek pod katedrę 🙂
Pozdrawiam 🙂
„W końcu ?granice mojego języka są granicami mojego świata?, nieprawdaż?;-)”
Jak więc na osobę o znikomym języczku – robisz dużo hałasu.
@ cyrus raz jeszcze:
___PRZEPRASZAM________
moja uwaga NA KOŃCU poprzedniego wpisu do Ciebie jest głupia i nie powinna się zdarzyć.
Nawet dokument może być kreacją (vide Kapuściński) Tak mogłaby wyglądać starość, gdybyśmy się trochę bardziej starali.Byłam kilka lat temu na spotkaniu z Poetą i wyglądało to całkiem inaczej.Na szczęście młodzież ma obok siebie dziadków, pradziadków, swoich i obcych i może porównać. Na tym w gruncie reczyn polega „nauka”.Niestety, przykład jest mało skutecznym środkiem wychowawczym, dużo ważniejszym jest system wartości przekazywany niewerbalnie.
@Eltoro – wszystko w porządku, ja się nie gniewam i również przepraszam za zbyt ostre słowa. Pozdrawiam!:-)
@Eltoro@cyrus
To Wy teraz będziecie razem po blogu hasać?
Eltoro wymięka.
Cyrus też.
Mięczaki.
Eltoro!Pierwszy komentarz…Tak ja tej lekcji,też nie pojąłem.(Gospodarz się wypala).Jednak wyjaśnij mi nieświadomemu co znaczy pojęcie uczenie.W Twojej wypowiedzi(godź 14:58),uczenie się, zgoda.Przyjmuję „umienie czegoś”.Pytam jednak co to jest uczenie?
@ parker
taki z Ciebie killer a nie wiesz, że tylko mięczak boi się przyznać do błędu? 😉 🙂
Jak widzisz, wszystko u mnie po staremu, może tylko z dokładniejszym czytaniem…
@ jantra,
pod katedrą, uczenie (kogoś) to motywowanie i ułatwienie komuś powtarzalnego osiągnięcia celowych i mierzalnych umiejętności – czyli zdolności osiągania założonego celu uczenia.
Najlepszą, moim zdaniem, ilustracją zjawiska jest uczenie i nabycie umiejętności wykazania się np. empatią, logicznym wnioskowaniem czy zastosowaniem wiedzy w rozwiązaniu problemu.
Po prostu. Pozdrawiam.