Co najlepsze dla ucznia?
W dyskusji nad kształtem Karty Nauczyciela stawia się pytanie, co byłoby dobre dla ucznia. Karta, jak wiadomo, daje nauczycielom bezpieczeństwo zatrudnienia. Likwidacja Karty ma ułatwić zwalnianie belfrów. Skorzysta na tym niewątpliwie dyrekcja (większa władza nad pracownikami) oraz organ prowadzący szkołę (możliwość zatrudniania tańszego personelu). Czy skorzystają także uczniowie?
Zaobserwowałem, że dzieci wykazują znaczną skłonność do rozwiązywania problemów w relacjach międzyludzkich poprzez zrywanie więzów i nawiązywanie nowych. Jak z przyjacielem jest kłopot, to zmienia się przyjaciela. Zdarza się, że przy pierwszej kłótni dzieci mają ochotę zmienić także swoich rodziców. Pewien rodzic opowiadał, że jego dziecko, a mój uczeń, zaczęło się pakować w środku nocy. Na pytanie, dokąd pójdzie, odpowiedziało, że do wychowawcy. Szkoda, że istnieje Karta Rodzica. Gdyby nie ona, można by zwalniać rodziców pod byle pretekstem, wyprosić ich z domu i wziąć sobie nowych. A tak trzeba się starać dojść do porozumienia ze starymi.
Gdy pracowałem w szkole prywatnej, w której nie działała Karta Nauczyciela, uczniowie utożsamiali się z pracodawcą i mówili, chcąc sprawić mi przyjemność: „Nie zwolnimy pana. Napiszemy w ankietach, że może pan tu pracować”. Byłem też świadkiem, jak po źle napisanej klasówce z matematyki mówili, że trzeba zwolnić nauczycielkę tego przedmiotu. Padały słowa w rodzaju: „Trzeba ją zwolnić”. Naprawdę miałem wrażenie, że o moim losie decydują wyłącznie uczniowie. Nauczyciele w pewnym stopniu trochę bardziej się starali niż tam, gdzie działa Karta Nauczyciela, jednak to wcale nie przynosiło korzyści młodym ludziom. Miałem wręcz wrażenie, że uczniom poprzewracało się w głowach.
Kartę Nauczyciela możemy zostawić, zmienić albo całkowicie znieść. Jednak nie opowiadajmy nonsensów, że możliwość szybkiego zwalniania nauczycieli jest dobra dla uczniów. Obecnie w niejednej rodzinie ma miejsce terror nastolatków. Dzieci decydują o wszystkim, wymuszają na rodzicach, co tylko chcą, a dorośli dla świętego spokoju pozwalają na to. Czy chcemy, aby podobny terror odbywał się w szkołach? W prywatnej placówce, gdzie pracowałem, uczniowie terroryzowali mnie prośbami w rodzaju „zróbmy wolną lekcję” (tzn. pooglądajmy film albo porozmawiajmy o głupotach). Aby nabić sobie punktów, czasem się na to zgadzałem. W rzeczywistości na takiej lekcji bardzo tracili, ale nie mieli o tym pojęcia. Myśleli o teraźniejszości.
Nauczanie i wychowywanie dzieci to nie tylko dbanie o teraźniejszą przyjemność, ale przede wszystkim troska o przyszłość. Dziecko może mieć mylne wrażenie, że rodzice czy nauczyciele szkodzą mu, tymczasem oni troszczą się o jego lepszą przyszłość. Trzeba dojrzałości, aby docenić troskę tych, którzy opiekowali się nami w dzieciństwie. Dajmy dzieciom prawo wymieniania nauczyciela na lepszy model, a uczynimy z nich nieczułe potwory. O przyszłości Karty Nauczyciela można dyskutować, jednak bez mydlenia oczu naiwnym, że to dla dobra dzieci.
Komentarze
Cytuję z pamięci pewną dość dawno przeczytaną tezę: wszelka polityka oświatowa powinna chronić ucznia przed złym nauczycielem, a dobrego nauczyciela przed administracją szkolną wszystkich szczebli.
Ma Pan rację – nie dajmy się zwariować. Nie możemy pozwolić, aby to tylko uczniowie decydowali o ‚być albo nie być’ nauczyciela. Karta Nauczyciela – nie jest złem sama w sobie. Nauczyciel to osoba publiczna – tak zwykli mówić często pedagodzy i swoje prawa – jak często kończyli.
W tym roku kończę szkołę i nurtuje mnie problemy kadry nauczycielskiej. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, prawda?
Największy problem w Polsce to brak naturalnej selekcji wśród nauczycieli. Odnoszę wrażenie, że jeśli ktoś już dostanie pracę w szkole na pełny etat, to tą funkcję pełni dożywotnio. A co zrobić, kiedy nauczyciel minął się z powołaniem? Nie ma się co łudzić, część grona pedagogicznego ewidentnie się do wykonywania tego zawodu nie nadaję. Ludzie, którzy nie potrafią przekazywać wiedzy, albo gorzej nie wiedzą o czym tak naprawdę mówią – cytują tylko podręcznik.
Przez te kilkanaście lat życia udało mi się dojść do wniosku, że tak naprawdę to czy lubię dany przedmiot czy nie, czy zgłębiam wiedzę z danego temat zależy w dużej mierze od nauczyciela.
„Przeciętny nauczyciel mówi. Dobry wyjaśnia. Znakomity nauczyciel daje przykład, ale ten wielki – inspiruje.”
Czy może mi Pan powiedzieć czy jest jakaś naturalna selekcja wśród nauczycieli? Jestem tylko uczniem, nie mam pełnej wiedzy na ten temat.
Pozdrawiam,
Tegoroczna maturzystka,
Wasp
Drogi Panie Profesorze…
Ja już nie mogę się od tego Sokratesa uwolnić, stał się chyba moją cykutą.
Nie bacząc jednak na ewentualność zwolnienia mnie z obecności na blogu za niewygodne komentarze, zapytam:
W jaki sposób uzasadnia Pan tezę, że zmiany w KN mają na celu zwalnianie nauczycieli?
Co sprawia, że są ludzie widzący w każdej zmianie jedynie zagrożenie bytowe?
Czy strach to dobra forma motywowania do dyskusji, czy do manipulowania wnioskami?
Czy sensem istnienia szkoły i płacenia za nią jest zachowanie status quo zatrudnienia, czy też dobro uczniów w oczywisty sposób wymaga trafnego doboru kadr?
Jakie inne opcje wymiany kadr ze względu na dobro ucznia, niż na tańsze, są możliwe, dzięki zmianom w KN?
Czy żądania uczniów oraz ich opinia o nauczycielu są zawsze wiążące dla nauczyciela i jego przełożonych?
Kto jest zatrudniany w szkołach na pensji: nauczyciele czy rodzice – i jakie ma to konsekwencje dla logiki Pana paraleli?
Uprzedzając o bezwstydnie retorycznym charakterze pytań powyższych, zasyłam z pokornym pokłonem spod Katedry.
Uczniowie tracą na luźnych lekcjach? Nie zgadzam się z Pana stwierdzeniem, Gospodarzu. Może tracą wtedy, gdy oglądają filmy, których i tak mają w telewizorach/komputerach/DVD do wypęku, ale na pewno gdy idzie o rozmowę z drugim człowiekiem, nie jest to stratą. Wielu uczniów nie ma dzisiaj z kim porozmawiać! Nie każda rodzina jest dobra (to truizm), ale oprócz tego nie każdy wychowawca prowadzi takie świetne godziny wychowawcze jak Pan (duża część wychowawców w ogóle nie przekazuje uczniom żadnych wartości wychowawczych poza sprawami czysto organizacyjnymi). Jak sam Pan widzi, uczniowie to doceniają i na pewno wychodzi im to na korzyść – wszak uczeń, któremu na nauce zależy ostatecznie douczy się sam, a rozmawiać sam ze sobą? – niepodobna.
Ja bedac młodym nauczycielem bylem w ankietach oceniany przez swoich uczniow (robilem staz). Ankiety az pekaly od pochwał ocena srednia 5,16 w 6-stopniowej skali odniesienia. Obecnie robie mianowanego i przez 3 lata bede occeniany. Pomimo ze napewno moje zdolnosci pedagogiczne wzrosly to i surowosc oceniania również. Calkowicie podzielilem uczniow. mam juz średnia niecale 4 ale na nia skladaja sie sane wyrozniajace oceny i same zle.
Jak dojdzie do pajdokracji to zwijam manatki i idea na nauczać informatyki zamiast fizyki.
pozdrawiam
do: wsap
Uczę fizyki klasy matfiz – akurat będą zaraz zdawać maturę. Ułożyłem im nieszablonową maturę próbną z popularnego serialu pogromców mitów i jak to jest zrobione. Dalem odnośnik na youtuba aby sobie obejrzeli i dalem zadania ułożone na podstawie obserwowanych eksperymentów. Jakie opinie usłyszalem od nich to do tej pory nie zapomnę. Moze kilku sie podobało, Ci co oglądają program powiedzieli, że będą starali się układać nawet sami takie zadania na podstawie odcinków. Większość nie jest w stanie ZOSTAĆ ZAINSPIROWANA przez nauczyciela czymkolwiek jak traktuje naukę jako zło konieczne.
Myślę, że tu pasuje zasada siódma.
ZASADA PIERWSZA: nie mieć kłopotów.
ZASADA DRUGA: nie podpaść przełożonym.
ZASADA TRZECIA: unikać różnicy zdań, sporów i konfliktów.
ZASADA CZWARTA: nauczycielu, pamiętaj, że jak w teatrze grasz swoją rolę, jesteś obserwowany, a na Twoje miejsce jest wielu chętnych, bezrobotnych.
ZASADA PIĄTA: nauczyciel wykonuje swoją pracę tak jak chce i potrafi; nie musi konsultować i koordynować swoich działań z innymi nauczycielami (dzięki temu każdy może czuć się nauczycielem z powołania lub doskonałym).
ZASADA SZÓSTA: nie należy głośno i oficjalnie zadawać pytań typu: co robimy źle ? co się nie udało ? co wzbudza niezadowolenie ? co można by ulepszyć, poprawić ?
ZASADA SIÓDMA: nauczyciel traktowany jest jednakowo ? poczynając od tych, którzy pracują nadzwyczaj obficie, solidnie i skutecznie, a kończąc na takich, którzy robią tylko minimum i sprawiają dużo kłopotów.
Zazwyczaj zmiany i to, o czym nie wie się dostatecznie dużo, wzbudzają lęk. Nie ulega wątpliwości, że zmiany w polskiej oświacie są niezbędne, jednak tym, co mnie niepokoi jest dziwna cisza, w jakiej te zmiany są przygotowywane. Nie wiem najprostszej rzeczy – na czym mianowicie polegają tzw. konsultacje społeczne? Dlaczego na przykład nie prowadzi się szerokich badań na temat potrzeb szkół u samego źródła? Czy Wy – szanowni koledzy nauczyciele byliście przez kogokolwiek zapytani o Waszą wizję oświaty? Choćby w formie ankiety?
Nie boję się zmian, bo to naturalne i chcę, aby nowe było wrogiem gorszego, jednak chciałbym wiedzieć, w jaki sposób to nowe będzie wprowadzone, chcę jasnych zasad i szerokiej informacji. Tego mi brak i dlatego odczuwam niedosyt i dyskomfort. Nie czuję, że MEN traktuje mnie poważnie.
BelferWawa – domyślam się, że wsap to ja 😉
Owszem masz rację nie wszyscy dają się ‚zainspirować’, ale na pewno parę osób tak.
Jestem na matfizie od 6 lat i widzę wielką różnicę. W gimnazjum nauczyciel starał się inspirować i człowiek zgłębiał tą wiedzę, może nie wszyscy, ale parę osób tak się wciągnęło w tą fizykę, że startowało w olimpiadzie z dobrymi wynikami.
Teraz już kończę naukę fizyki w LO, nauczyciel podaje wzory, nie tłumaczy zjawisk. Na sprawdzianie podstaw do wzoru i tyle, tak się powinno uczyć? Teraz z mojej klasy przyszłych inżynierów będzie jak na lekarstwo, wszyscy znienawidziliśmy fizykę, która kiedyś była wspaniałą lekcją o otaczającym nas świecie.
Chyba jesteś bardzo dobrym nauczycielem, zobaczysz że uczniowie docenią to po czasie 😉 Fizyka to przedmiot, którym można w miarę łatwo zainteresować uczniów trzeba tylko trochę chęci, Ty je masz to widać. Zazdroszczę Twoim uczniom takiego nauczyciela. Zarówno Ty jak i Gospodarz jesteście tymi dobrymi nauczycielami, ale jak wyeliminować tych złych?
Przepraszam, że się wtrącam, ale ja cierpię na chroniczne nietrzymanie zainspirowania – można mnie zainspirować czymkolwiek, nie mogę bez tego spać.
A co dopiero przy dyskusji Wasp/BelferWawa.
Bardzo inspirującej.
Ja się zainspirowałem nią do takiej kwestii (bynajmniej nie retorycznej):
A d o c z e g o niby szkoła, nauczyciele i lekcje mają inspirować młodzież?
Co takiego może d a ć uczniom bycie zainspirowanym do udziału w lekcjach i poznawania ich programu?
Czy aby nie rozprawiamy o inspiracjach, tracąc z oczu sens tego stanu ducha?
Do Eltoro
Poza kursami na czołgowego strzelca-radiotelegrafistę(określona ilość umiejętności do nauczenia i wyegzekwowania i tyle-a tak zdaje się rozumiesz szkolną eduakcje,niestety podobnie ją rozumieja nasze oświatowe urzędasy) ludzie najwięcej uczą się sami, szczególnie na poziomie liceum i wyżej.Szczegolnie dotyczy to złozonych umijętności intelektualnych. Najlepszy nauczyciel to taki, ktory np.stawiając odpowiednie zadania i podpowiadając mozliwe drogi ich rozwiązania, dydskutując o wynikach tych poszukiwań doprowadzi ucznia do prawdziwego głębokiego zrozumienia przedmiotu oraz zdobycia umiejętnosci samodzielnego stawiania sobie zadań i pytań oraz poszukiwania dróg odpowiedzi jako pewnej wewnętrznej potrzeby czy wręcz przyjemności…;-)
Eltoro – pod pojęciem ‚inspiruję’ rozumiem między innymi to, że dany nauczyciel motywuję do zgłębiania tematu, mówi interesująco, tak że ma się ochotę zgłębić tajniki tej wiedzy. Wiem, że każdy może uczyć się sam. ‚Dobry uczeń nauczy się nawet u słabego nauczyciela’. Ale przecież nie o to chodzi, żeby chodząc do szkoły uczyć się wszystkiego samodzielnie, prawda? Podkreślam ‚wszystkiego’. Dobry nauczyciel potrafi zainteresować swoim przedmiotem. O to w tak skrócie mi cały czas chodzi z tym ‚inspirowaniem’.
s-21
rozumiem, że obrażasz mnie dzięki inspiracjom wyniesionym właśnie z kursów na czołgowego strzelca?
Trochę mało, jako kwalifikacja do rozmowy o inspirowaniu (a nie o edukacji, jak mniemasz).
Nie wszystko, czego nie rozumiesz, pochodzi od urzędasów…
Ale odpowiedź do jakiej mnie doprowadziłeś nie sprawia mi ani potrzeby ani przyjemności, więc lepiej będzie, gdy wrócisz z takimi wypowiedziami: do wozu!
Z czułym chuchem w hełmofon, zasyłam…
W projektach zmian Karty nauczyciela była też mowa o tym, że decyzja o przyznaniu nauczycielowi kolejnego stopnia awansu zależna byłaby m.in. od opinii uczniów i rodziców. Już widzę uczniów, którzy wymagającemu nauczycielowi wystawiają ocenę negatywną, bo im za dużo kazał robić, i rodziców, którzy pomiędzy jedną wyprawą po jabola a drugą eskapadą po czystą (mamy większość dzieci z rodzin patologicznych) – wpadają na chwilę do szkoły, żeby się ze znawstwem wypowiedzieć o pracy nauczyciela.
To może być nawet ciekawe!
Do eltoro
A co ty rozumiesz? Masz w glowie parę schemataów myslowych i stereotypów intelektualnych neoliberałów, dzięki czemu wydaje ci się, że świat nie ma dla ciebie tajemnic a wszyscy, którzy mają odrębne zdanie są idiotami. Problem w tym,ze świat to nie zawarość twojego mózgu(na szczęście!), a coś znacznie bardziej skomplikowanego, do czego neoliberalne wytrychy myślowe nijak nie chcą pasować…;-)
A tak w ogóle…
[usunąłem dalszą część wpisu, wulgarną, gdyż ktoś się podszywał pod Eltoro]
Gospodarz
Wasp,
dziękuję że zechciałaś odpowiedzieć;
ja chciałem zwrócić uwagę na to, że inspirować można jedynie wtedy, jeśli inspiracja służy zaspokojeniu jakiś potrzeb inspirowanego, prowadzi do jakiegoś celu.
Niekoniecznie to jest cel, z jakiego zdajemy sobie w pełni sprawę, ale dążymy do niego w praktyce.
Inaczej nie można zainspirować ani siebie ani innych.
Forma, w jakiej próbujemy zainspirować innych, jest sprawą drugorzędną.
Dla przykładu, jeśli potrzebą osoby jest wartość poznawcza („zgłębianie”), każda forma atrakcyjna w tym celu (np nie lektura podręcznika ale doświadczenie praktyczne, gra, teamwork) przysłuży się inspiracji.
Ale większość uczniów przebywa w szkole nie ze względu na potrzeby poznawcze (czy jakiekolwiek inne) ale z powodu przymusu i tyle.
Zadaniem szkoły (tu: liceum) w tym względzie jest rozbudzić i skrystalizować potrzeby, które wkrótce, po wejściu w dorosłe życie, staną się świadomą i konieczną kompetencją społeczną uczniów (np. zdolność do komunikacji z otoczeniem, osiągania celów, rozumienia mechanizmów finansowych, ustawicznego doskonalenia itd).
Oczywiście mowa tu o potrzebach możliwych do zaspokojenia drogą edukacji i osiągnięcia dzięki wykształceniu.
Potrzebny jest więc mądry system, który uwzględnia to wszystko, stwarzając warunki uczniom – do uświadomienia korzyści z edukacji a nauczycielom – do inspirujących to uświadomienie działań.
Bez powszechnego w systemie poczucia sensu i celu chodzenia do szkoły/ uczenia w szkole, próby inspirowania będą incydentami, czynionymi przez pasjonatów i odrzucanymi przez większość.
Przez co ich wartość, którą ja cenię, szanuję i wspieram, nie osiągnie zbiorowego sensu i mocy, jaki mają w cywilizowanych społeczeństwach.
Możemy to w skrócie nazwać naszym lokalnym syndromem Siłaczki.
Dlaczego jest u nas właśnie tak, dlaczego mamy system, który ignoruje społeczne i indywidualne cele edukacyjne?
Dlaczego tak trudno ‚zainspirować’ klasę en bloc do ‚pogłębiania’?
Ano właśnie dlatego, że, niestety, uczniowie mają słuszną świadomość, że edukacja nie wspiera żadnych realnych osobistych celów życiowych (poza tymi nielicznymi dziwadłami, którzy i tak będą chcieli wiedzieć więcej, bo to ich przymus osobisty).
W naszym społeczeństwie, ani pozycja, ani majątek, ani szacunek społeczny, ani nawet bezpieczna czy dobra praca nie zależą od poziomu (czy też ‚głębokości’) edukacji czy wykształcenia. Często nawet – zależą odwrotnie.
Nie ma mechanizmów społecznych określających cele i stąd generujących potrzeby edukacji a wręcz przeciwnie.
O czym niestety świadczy też mechanizm doboru do zawodu nauczyciela.
Nic w tym co napisałem nie miało na celu podważania chęci i zdolności do inspirowania innych i nie było w celu promocji samokształcenia.
Przeciwnie, życzyłbym nam wszystkim szkół, o jakich piszę, a które są na świecie raczej regułą.
A teraz, jeśli to wszystko przeczytałaś (uff!), to proszę, szybko zapomnij i na Boga – nie mów o tym nikomu, zanim nie będziesz miała własnych dzieci 😉
Powodzenia na maturze!
@Iza
Miałem szansę oceniać w ankietach swoich wykładowców w czasie studiów na politechnice. Wierz mi lub nie, ale ani ja, ani nikt z moich znajomych nie wystawiał oceny negatywnej nauczycielowi, który dużo wymagał… pod warunkiem, że równie dużo z siebie dawał.
Ankieta była natomiast szansą na rozprawienie się z wszystkimi miernymi wykładowcami, którzy przez pomyłkę jedynie zostali nauczycielami i swoje zakompleksione ego chcieli podbudować oblewając jak największą liczbę studentów.
Zgadzam się, że głos uczniów czy studentów nie jest w 100% obiektywny – ale warto go usłyszeć i przemyśleć płynące z ankiet wnioski.
Eltoro,
w Twoim wpisie objawiła się bolesna prawda, ze wiedza przestała byc wartością samą w sobie – musi mieć cel, byc przydatna (te ciagłe pytania w klasie :”Czy my musimy to wiedzieć?”, „Czy nam to się przyda na maturze?”, doprowadzające mnie do białej gorączki), co wyklucza chęć jej zgłębiania. Takie są tendencje w dzisiejszym świecie (polecam, nie pierwszy raz, „Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści” Franka Furediego) i jest to przykre. Całe szczęście, że są jeszcze tacy młodzi ludzie jak Wasp, którzy oczekują inspiracji i pragną wiedzieć więcej niz muszą, by zdać maturę czy dostac się na studia.
Wasp, zazdroszczę Twoim nauczycielom, mam nadzieję, ze potrafili docenić Twoją żądzę wiedzy. życzę powodzenia na maturze i pozdrawiam.
Resztę blogowiczów też pozdrawiam.
„W prywatnej placówce, gdzie pracowałem, uczniowie terroryzowali mnie prośbami w rodzaju ?zróbmy wolną lekcję? (tzn. pooglądajmy film albo porozmawiajmy o głupotach). Aby nabić sobie punktów, czasem się na to zgadzałem. W rzeczywistości na takiej lekcji bardzo tracili, ale nie mieli o tym pojęcia. Myśleli o teraźniejszości.”
\
ja się zgodzę z Hersylią 9acz nie do końca) a z panem w ogóle.
\na luźnych lekcjach nikt nie traci, miałem w liceum 6 godzin dojcza w tygodniu, mnóstwo z nich było przegadanych, po polsku:), o życiu, problemach, seksie, muzyce, filmie, nauczycielach, szkole, młodości, książkach itd
Dało mi to mnóstwo, dojcza nauczyłem się też świetnie, germanistykę skończyłem, w tłumaczenia się bawię, innych nauczam:) itd
Z przedmiotów, z których lekcji luźnych nie było nigdy, nie pamiętam nic.
I choć nauczyciele byli świetni i wymagający (np.. matematyczka) matematyki umiem tyle, co w szkole podstawowej jedynie.
Podobnie z wielu innych przedmiotów.
A z Hersylią też się nie zgodzę, nawet o złym filmie można porozmawiać z uczniami przed/po, można ich zachęcić do zgłębiania tematu, może się sami zachęcą, film można powiązać z dyskusją, z lekturami, z życiem w końcu itd
Pamiętam, jak ksiądz mój od religii, w liceum, dominikanin świetny, głosił, że po wizycie w kinie młodzież powinna wracać do domu, by film przemyśleć/przetrawić, wracanie do szkoły na inne lekcje wg niego było barbarzyństwem:)
kkk
twój celny skądinąd komentarz wymaga jednak mojego koreferaciku:
Nie do końca o to mi chodzi, w tym, co komentujesz.
Szkoła i edukacja publiczna publiczna nie jest powołana do krzewienia wiedzy jako takiej.
To inwestycja cywilizacyjna, wspólnym wysiłkiem budująca materię społeczną i kapitał ludzki.
Wiedza, jako wartość sama w sobie to domena innych zadań społecznych, niż publiczna edukacja.
Ponadto, poczucie sensu edukacji publicznej (również sensu jej formalnych metod inspiracji) jest warunkiem koniecznym skuteczności osobniczej. Po prostu tacy, jako ludzie, jesteśmy (o czym to matka obecnego systemu – komuna, naturalnie nie chciała wiedzieć).
Nie chodzi mi tu o sens wyłącznie utylitarny, co napisałem.
Szkoła i system o jakim piszę wcale nie wyklucza (przeciwnie!) rozwoju indywidualnych motywacji poznawczych, jednak nie mogą one, w nowoczesnym społeczeństwie zastępować systemowych celów organizacji oświaty.
Wiedza i intelekt nigdy nie będą powszechne i nie muszą – stąd częste kpinki z poziomu oświaty w USA i niepojęte dla tych krytyków, jednoczesne przywództwo tego kraju w innowacyjności i poziomie nauki. Po prostu to nie tak działa, że im więcej osób „zgłębi” wiedzę tym kraj będzie nowocześniejszy.
W skrócie – wymachiwanie Siłaczką, zaskoczoną że nie pociąga za sobą tłumów jest drastycznym nieporozumieniem i niezrozumieniem roli systemów powszechnej oświaty/edukacji we współczesnym świecie.
Naturalnie, to wiedza konieczna dla wykonywania edukacji a niekoniecznie potrzebna dla uczestnictwa w niej.
Akurat jednak Wasp, jak sądzę, żadna wiedza nie zaszkodzi, potrafi ona, co nie takie na tym blogu częste, wykorzystać ją w życiu i myśleniu 🙂
O czym, z uważaniem uprzejmym, donoszę spod katedry 😉
Drogi Gospodarzu i Moderatorze
Znalazł się na blogu chamski wpis, który podszywa się pode mnie.
Nie jest to mój wpis, ale świadczy, że to co piszę, drażni wrażliwość chama i prostaka, co mi bynajmniej nie przeszkadza.
Żądam usunięcia tego wpisu fałszywie podpisanego moim nickiem i zaznaczenia tego przez moderatora.
A oto prowokacyjna fałszywka, jak poniżej:
„# Eltoro pisze:
2011-01-08 o godz. 01:09
A tak w ogóle, to niech szanowne grono komentujących pocałuje mnię w szanownę doopę 😛
Foch z przytupem, o!”
„S-21 pisze:
2011-01-08 o godz. 01:06
Do eltoro…”
Aleś waćpan załadował przeciwpancernym! Zapomniałeś waść jeno wyjąć sobie lufę z … buta.
Jaki poziom, taki cel.
Z pożałowaniem… 🙁
Panie Eltoro,
już usuwam. Wszystkich komentujących proszę, aby każdy pisał pod własnym nickiem.
Pozdrawiam
Gospodarz
Podpisuje sie pod zdaniem Hersylii.
Uczniowie kochaja luzne pogadanki nie tylko dlatego, ze nie musza sie wtedy wysilac. Oni pop prostu nie maja nikogo do pogadania, wymiany mysli.
Uczniowie tracą na luźnych lekcjach? Nie zgadzam się z Pana stwierdzeniem, Gospodarzu. Może tracą wtedy, gdy oglądają filmy, których i tak mają w telewizorach/komputerach/DVD do wypęku, ale na pewno gdy idzie o rozmowę z drugim człowiekiem, nie jest to stratą. Wielu uczniów nie ma dzisiaj z kim porozmawiać! Nie każda rodzina jest dobra (to truizm), ale oprócz tego nie każdy wychowawca prowadzi takie świetne godziny wychowawcze jak Pan (duża część wychowawców w ogóle nie przekazuje uczniom żadnych wartości wychowawczych poza sprawami czysto organizacyjnymi). Jak sam Pan widzi, uczniowie to doceniają i na pewno wychodzi im to na korzyść – wszak uczeń, któremu na nauce zależy ostatecznie douczy się sam, a rozmawiać sam ze sobą? – niepodobna.
Wszystko zależy od tego co nazwiemy „luźną lekcją”!Jeśli po prostu dyskusję na wazki dla uczniówtemat(z zaangażowaniem nauczyciela!) niekoniecznie leżący w ramach podstawy programowej to uczniów rozwija, jeśli natomiast nauczyciel z lenistwa puszcza im np.filmik(który mogą obejrzeć kiedy indziej!) to tracą!
Tsubaki – ja wierzę, że dałoby się to zmienić. W jaki sposób? Otoż, na tzw. „godzinach karcianych” (przynajmniej na jednej w tygodniu) można by założyć jakiś „klub dyskusyjny”, gdzie uczniowie gadaliby na zadane tematy (można wziąć je chociażby z rozpiski godzin wychowawczych) z jakimś fajnym belfrem. I wilk byłby syty, i owca cała…
No tak, tylko to „pogadamy” bardzo często jest po prostu pozorem, pretekstem do nie robienia niczego i zerowego zaangażowania, a nie zaproszeniem do rzeczywistej wymiany myśli. Moi uczniowie więdzą, że mogą podczas lekcji rozpocząć rozmowę i jeżeli widzę jej sens, to nie waham się poświęcić tyle czasu, ile potrzeba, a nawet przygotować się do kontynuacji tematu w czasie póżniejszym. Ale na takie „pogadajmy o czymkolwiek”, to już nabrać się nie daję…
Wolne lekcje…
Ciekaw jestem, czy gdyby raz na dwa tygodnie, regularnie organizować na jednej z lekcji rozmowę w formie debaty (wszyscy biorą udział) na wybrany przez uczniów temat, to moglibyście przewidzieć ranking takich tematów z góry?
Może ktoś zdradzi swoje przypuszczenia?
Jak myślicie, które z umiejętności prowadzenia rozmowy / komunikacji społecznej byłyby dla Waszych uczniów atrakcyjne jako temat lekcji?
Jak ja byłam w podstawówce i gimnazjum (nie tak dawno – teraz jestem w liceum), modne były rozmowy na godzinach wychowawczych na temat homoseksualizmu, narkotyków i innych szeroko pojętych kontrowersji społecznych… Popularnością cieszyła się również przemoc w szkole (czasy słynnego samobójstwa dziewczyny z Gdańska). Nauczyciele po wielokroć powtarzali, że nie powinno się takich spraw zamiatać pod dywan, że możemy na nich liczyć. Poszłam do liceum -i, szkoda gadać… „Zaliczyłam” już kilka wychowawczyń i niezależnie od tego, czy są sympatyczne czy niesympatyczne, czy uczą dobrze czy też źle, w ogóle nie są skłonne do dialogu z młodzieżą, która jest przecież z ich klasy (w sprawach organizacyjnych zawsze są świetne). Wiadomo mi tylko o jednej nauczycielce, która realizowała tematy z typowej siatki godzin wychowawczych ze swoją klasą… Zresztą i z tymi, którzy do niej nie należeli nie stroniła od rozmowy nawet kosztem lekcji, np. o dopalaczach. Bardzo to ceniliśmy – niestety, pani (37 l.) odeszła na macierzyński, a nam pozostała szara rzeczywistość, z którą musimy zmagać się de facto sami.
Panie Dariuszu,
ZNP w Łodzi wysłał pismo do MENu w sprawie proponowanych zmian w Karcie Nauczyciela. Zachęcamy Rady pedagogiczne do wysyłania podobnych pism do Szanownej Pani Minister. Zaczyna się walka o nasz byt i warunki pracy, o dobrą szkołę publiczną i poziom nauczania. Jakie będą konsekwencje zmian w Karcie dla oświaty i jej pracowników można wydedukować z treści pisma (to dla niewtajemniczonych).
Pozwolę sobie poniżej zacytować fragmenty tego pisma.
Stanowczo sprzeciwiamy się proponowanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej zmianom w Karcie Nauczyciela.
Protestujemy przeciwko próbom decentralizacji ustalania warunków pracy i płacy nauczycieli oraz odebraniu nam niektórych uprawnień socjalnych. Uważamy, że czas pracy, wynagrodzenia i zasady awansu zawodowego nauczycieli powinny być ustalane centralnie i w ten sposób również gwarantowane. Przekazanie kompetencji w tym zakresie jednostkom samorządu terytorialnego spowoduje w konsekwencji zmniejszenie nakładów na oświatę, pogorszenie warunków pracy nauczycieli, redukcję etatów, a tym samym obniżenie poziomu nauczania.
Uważamy, że podstawowym celem proponowanych zmian są oszczędności w nakładach państwa na edukację, co świadczy o braku odpowiedzialności za przyszłość naszego kraju.
Nie zgadzamy się na:
? zmianę zasad zatrudniania nauczycieli,
? podział nauczycieli na ?pracujących przy tablicy? i wspierających pracę ?tablicową?,
? odejście od corocznego określania w drodze rozporządzenia wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego dla nauczycieli;
? przekazanie samorządom kompetencji dotyczących określania pensum dydaktycznego, wysokości wynagrodzeń oraz wymiaru urlopu wypoczynkowego,
? włączenie do systemu wynagrodzeń nauczycieli środków przeznaczonych obecnie na fundusz świadczeń socjalnych, urlopy dla poratowania zdrowia oraz dodatek wiejski i mieszkaniowy,
? zaproponowaną koncepcję uzyskiwania stopni awansu zawodowego.
Karta Nauczyciela powinna gwarantować nauczycielom stabilizację warunków pracy, a nie uzależniać je od zasobności budżetów samorządów lokalnych. Państwo nie może zdejmować z siebie odpowiedzialności za stan oświaty i sytuację jej pracowników.
Moi od czasu do czasu proponują tematy do rozmowy. Pierwsze pytanie, jakie mi zadają na początku gddw to: o czym będziemy dzisiaj rozmawiać, często sami pytają, czy mogliby przygotować temat.
Z ich inicjatywy było już o sporcie, tańcu, Gruzji(mam jednego pasjonata), deskorolkach, zasadach dobrego wychowania, grach komputerowych, kłopotach z rodzeństwem. (potrafią być naprawdę świetni, a metod prowadzenia zajęć nie powstydziłby się niejeden nauczyciel)
Przez ostatnie 6 lat nie miałam ani jednej godziny wychowawczej z prawdziwego zdarzenia, zawsze to była po prostu dodatkowa lekcja matematyki lub fizyki (zależy czy LO czy Gimnazjum) albo lekcja ‚róbcie co chcecie byle w miarę cicho’. O tym, że program godzin wychowawczych – tematy, które teoretycznie na tych lekcja należy poruszać, jest realizowany (?) dowiedzieliśmy się przeglądając dziennik, do którego od czasu do czasu mamy wgląd – sprawdzenie swoich nieobecności, ocen. Słynna lekcja o dopalaczach – uczennica czytała jakiś tam list o dopalaczach, nikt jej nie słuchał, a potem powróciliśmy do jakże ciekawych lekcji fizyki (wspominałam już, że mam ‚wspaniałego’ nauczyciela?)
Uczniowie pragną dyskusji. Tak, chcemy mieć możliwość wyrażania swoich sądów, opinii, myśli, ale na zasadzenie ‚równy z równym’. Najczęściej w moim wypadku takie dyskusje miały miejsce na historii lub wosie. Mam wrażenie, że teraz wiedzę tylko się wykładania, już się nie uczy. Teraz uczeń nie ma prawa powiedzieć, że w „Dziadach” może chodzić o co coś innego, niż jest podane w kluczu. Super reforma i klucze maturalne. „Słowacki wielkim poetą był” – nawiązując do „Ferdydurke” Gombrowicza. Wbrew pozorom niewiele się zmieniło, teraz chyba tylko zmieniono trochę formę.
A o czym chcemy rozmawiać? O życiu. Niby taki prosty temat, a jednak chyba nie da się go wyczerpać. O otaczającym nas świecie. O systemie oświaty. O tym jak radzić sobie z problemami. i jeszcze wiele, wiele innych tematów. Nie chcemy się ze wszystkim kłócić, pragniemy rozmawiać na normalnym poziomie. Tak jak rozmawiają ze sobą (powinni) dorośli ludzie.
System oświaty w Polsce to temat rzeka. Łatwiej znaleźć jego wady niż zalety. Reformy raczej ciągną w dół całą oświatę. Tylko co możemy zrobić, aby ten stan rzeczy zmienić? Co zrobić, aby wyeliminować tych niekoniecznie dobrych pedagogów? Co zrobić, aby dorośli ludzie (maturzyści już są) nauczyli się wyrażać swoje opinie i ich bronić, a nie tylko powtarzać jeden za drugim, co to w tym opracowaniu napisano?
Nie mam żadnego pomysłu. Może Państwo mają?
Przerażona, tym w jakim kierunku zmierza polski system edukacji,
Wasp
„Z tym DIALOGIEM to jest jeszcze inna sprawa. Zauważyłam, że jest on utożsamiany z przekonaniem kogoś do własnych poglądów. To bardzo blokuje. Wydaje nam się, że powinniśmy przekonać innych, a to przeszkadza w słuchaniu.”
Dlatego nauczyciele boją się dialogu. Boję się
że źle wypadnę
że stracę autorytet
że ktoś będzie miał rację, a ja nie
że zdenerwuję się
że ktoś mi coś wytknie lub skrytykuje
że wyjdzie na jaw, że nie jestem alfą-i-omegą
że nie mam wiedzy lub własnego zdania w danej sprawie
że nie potrafię myśleć zimno i racjonalnie
że nie potrafię mówić składnie i bez emocji
że drży mi głos, zacinam się, nie panuję nad dłońmi, dostaję wypieków na twarzy
że ……………
Więc milczę albo przemawiam lub monologuję.
O rozmawianiu w szkole mój głos w dyskusji.
Dialog to metoda, a nie cel.
Aby zrozumieć, dlaczego tak a nie inaczej dzieje się w szkole, trzeba zobaczyć, co jest tego przyczyną źródłową.
Celem rzeczywistym obecnego systemu oświaty jest imitacja funkcji państwa w nowoczesnym społeczeństwie.
Państwo udaje, że zapewnia edukację, co jest jedynie pretekstem pobierania (i sprzeniewierzania) podatków.
Skutkiem tej imitacji jest produkcja fikcji społecznej – zamiast budowy kapitału oświeconych obywateli, wynikiem tej gry pozorów jest masowa produkcja papieru zaświadczającego odbycie.
Koszty procederu państwo stara się stopniowo przerzucić w coraz większym stopniu na obywateli (podatki przestają wystarczać na wyżywienie przy tej okazji coraz liczniejszych partyjnych szajek rządzących).
Nazwa się to – reformami.
Taki model obowiązuje w każdej dziedzinie, finansowanej z podatków i taki jedynie sens mają wszystkie reformy po 1995 r.
Skutkiem tych mechanizmów jest petryfikacja archaicznych i zacofanych struktur oraz wynikających z tego relacji, o czym tu dyskutujemy.
System ten, jak za komuny, selekcjonuje do roli nauczycieli jednostki zdolne w nim przetrwać – czyli, żądne władzy nad słabszymi i bezbronnymi lub indyferentne i nacechowane oportunizmem. Takich, co lubią świata nauczać, a nie poznawać, zawłaszczać a nie osiągać. I takie, które na wolnym rynku pracy nie są w stanie się przebić, o kwalifikacjach przeciwstawnych do celów nowoczesnej edukacji.
To są mechanizmy sprawiające, że próżno szukać w szkole powszechnego dialogu, umiejętności komunikacji społecznej, innowacyjności, kompetencji przywódczych czy też tych, służących rozwojowi innych osób.
To sprawia, że nawet wrażliwi nauczyciele, nie potrafią wyobrazić sobie a tym bardziej – zbudować autorytetu opartego na czymś innym niż władza.
Jednostka o innych cechach, jeśli trafi do systemu, jest przezeń rychło łamana lub wypluwana poza jego obręb.
Tu leży przyczyna zjawisk, które tu dyskutujemy.
To dlatego Wasp pisze dokładnie to, co i ja widziałem w niedoszłych praktykach „edukowania” moich dzieci w szkole publicznej.
Wracając do dialogu.
Pytałem, jakie umiejętności komunikacji społecznej i rozmawiania w ogóle mogą być tematem lekcji.
Czy ktoś w ogóle wie, o co pytam?
Mam nadzieję że nauczyciele zakrzyczą mnie i udowodnią, że to ja nie ma pojęcia, czego im brakuje. Chętnie odszczekam pod stołem 😉
Z uszanowaniem.
Ync, znowu uogólniasz, pisząc:,, nauczyciele boją się dialogu”. Nieprawda. Robota belfra polega na rozmowach z uczniami, często na rozbijaniu muru milczenia, gdyż,np oni nie przeczytali lektury. Gdy nie ma dyskusji inspirowanej pytaniami nauczyciela odpowiednimi do poziomu klasy lub poszczególnych jej członków, wówczas zaczyna się najgorsze: dyktowanie. Czyli zamieniamy się w Bladaczki, mówiąc, że Słowacki wielkim poetą był.Myślę, że nauczyciel cieszy się ,że może z uczniami porozmawiać nawet o przysłowiowej dupie Maryny, byleby zechcieli oni wykazać się aktywnością.
Wymieniłeś parę objawów, które według Ciebie blokują nauczyciela w toczeniu dialogu z młodzieżą. Ja jednakże myślę, że one pasują do zachowania zaszczutego belfra przez swojego dyrektora.
Eltoro! Kim są, według Ciebie, czytający Twój wpis? Osobami o spłaszczonym intelekcie? Przecież piszesz: ,,Czy ktoś w ogóle wie, o co pytam? Nie w każdej szkole jest tak, jak w uczącej Twoje dzieci. Wielu belfrów podobnie jak uczniowie utożsamia szkołę z najgorszym miejscem na świecie i dlatego pragnie ją zmienić, padając nieraz na pysk przy tablicy, mając przed sobą niesforną mlodzież, o jakiej nie śniłeś pod Katedrą. A tak na marginesie: czy stoi w niej stół? Pytam dlatego, bo obraziłeś wielu nauczycieli, w tym również piszącego te słowa.
Ino.
Ty jesteś nauczycielem prowadzącym dialog. Pytanie: czy twoje działanie jest typowym, standardowym we wszystkich szkołach w Polsce ? Proponuję potraktować je jako retoryczne. Nie mamy odpowiednich narzędzi do badania, więc pozostają nam tylko: intuicja, własne doświadczenia, głosy w mediach.
Ino,
bardzo przepraszam, jeśli Ty, lub ktoś inny poczuł się urażony tym, co piszę.
Nie miałem w żadnym razie takiej intencji.
Po prostu, dla mnie świadomość własnej niewiedzy ani chęć dzielenia się posiadaną wiedzą z innymi nie stanowią powodu ani do wstydu, ani do dumy, lecz są normalnymi stanami sprzyjającymi wymianie myśli i doświadczeń.
Być może to jest właśnie przyczyna, że forma lub treść mojego pytania uraziła kogoś o innych doświadczeniach.
Naprawdę mi przykro z tego powodu i postaram się poprawić.
Bardzo by mi w tym pomogła informacja, jakie umiejętności komunikacji społecznej i rozmawiania w ogóle mogą być tematem lekcji, na którą nadal czekam.
Z wyrazami wstydu…Ino, pozdrawiam.
PS Nie wiem, co stoi w Katedrze, ponieważ nadal jedynie aspiruję do wstępu, który nie był mi dotąd dany. Podobnie jak sny o młodzieży – na to jestem jeszcze chyba za młody.
@ync
Nieuczciwe postawienie sprawy i manipulacja. W ten sam sposób zapytajmy „retorycznie”:
Czy uprzejmy i kompetentny lekarz to standard we wszystkich placówkach w całej Polsce?
Czy uprzejmy i pomocny urzędnik to standard we wszystkich urzędach w całej Polsce?
Czy dyrektor stosujący zasadę szacunku i dialogu to standard we wszystkich firmach i przedsiębiorstwach w całej Polsce?
Czy uczciwy, oddany pracownik to standard w całej Polsce?
A co jak moja intuicja i doświadczenia mówią coś innego niż Twoje? A głosy w mediach… przecież nigdzie nie usłyszysz o nauczycielu dobrze wykonującym pracę albo prowadzącym z młodzieżą dialog – to żaden temat. Z samej natury mediów, głosy w nich pojawiające się będą w przynajmniej 80% negatywne.
„Uczniowie pragną dyskusji. Tak, chcemy mieć możliwość wyrażania swoich sądów, opinii, myśli, ale na zasadzenie ?równy z równym?. ”
Popieram i dodaję:
Nauczyciele pragną dyskusji. Tak, chcemy mieć możliwość wyrażania swoich sądów, opinii, myśli, ale na zasadzenie ?równy z równym?.
Wasp
„Nie mam żadnego pomysłu. Może Państwo mają?
Przerażona, tym w jakim kierunku zmierza polski system edukacji,”
Takich przerażonych jest coraz więcej. Są wśród nich eksperci, profesorowie, wysocy urzędnicy MEN, a nawet byli ministrowie i wiceministrowie oświaty. I nic się nie dzieje, stoimy w miejscu od kilkudziesięciu lat, a szczególnie po 1989.
Jest kilka przyczyn tego stanu rzeczy, ale najgłówniejszą jest to, że twórcami projektów i inspiratorami działań reformatorskich są eksperci i urzędnicy oświatowi, a wykonawcami mają być nauczyciele.
Musi być ?odwrotnie?. Nauczyciele są ekspertami, więc oni powinni być twórcami i wykonawcami przemian. Dotychczasowi eksperci i urzędnicy niech będą doradcami, konsultantami, inspiratorami i zewnętrznymi kontrolerami.
Klucz do reformy oświaty leży w rękach ekspertów = nauczycieli.
silversun
Zgadzam się z Tobą. Wykonałem unik.
Zatem postaram się zdefiniować nasz spór.
Ja twierdzę, że w naszych szkołach nie obowiązuje zasada szacunki i dialogu (ZSZID).
Ty twierdzisz, że w polskich szkołach obowiązuje ZSZID.
Zasada 1. Podstawą wszelkich działań na terenie szkoły jest SZACUNEK.
Zasada 2. Podstawą wszelkich działań na terenie szkoły jest DIALOG.
„Karta Nauczyciela powinna gwarantować nauczycielom stabilizację warunków pracy, a nie uzależniać je od zasobności budżetów samorządów lokalnych. Państwo nie może zdejmować z siebie odpowiedzialności za stan oświaty i sytuację jej pracowników.”
Hmmm, to fajne jest. A co z resztą? Co z naszą stabilizacją i uniezależnieniem od zasobności państwa, w którym żyjemy, budżetu, firm w których pracujemy? U nas panuje kapitalizm – nie ma mowy o stabilizacji, dochody są ściśle powiązane ze stanem gospodarki i rosnącymi potrzebami budżetu państwa (to my go karmimy). Żadnej odpowiedzialności ze strony państwa, tylko ręka fiskusa coraz głębiej w kieszeni. Rozumiem trend, który każe uznawać wagę różnych dziedzin dla kraju i wspierać je (czy to w postaci Karty Nauczyciela czy to w postaci KRUS etc.). Ale czy nie dochodzimy w ten sposób do momentu, w którym wszyscy będą uprzywilejowani w stosunku do wszystkich innych, zaś garstka nieuprzywilejowanych będzie musiała na to wszystko zarobić? Właściwie już tak jest, niestety z braku żelaznej kurtyny nieuprzywilejowani zaczęli masowo uciekać. Skąd wziąć siłę roboczą, która zapracuje na słuszne przywileje? To co? Uszczelniamy granice? Poczekajcie aż wyjadę, pooglądam to zzewnątrz. Będę przysyłał paczki!
@ync
Jest szacunek i dialog i nie ma go. Bywa różnie.
Na szacunek trzeba ciężko zapracować.
Nie bajerujmy się w większości, ani nauczycielom ani rządowi czy rodzicom nie zależy na uczniach.
Chodzi o to kto wyrwie dla swojej korporacji więcej.
Przecież obecna szkoła to śmiech na sali w porównaniu do komuszej szkoły. Króliki KOR, S i Krk wiedza ze dobrze wykształceni i omamieni gównem w pudelku przez Zachód obalili komunę. Wiec sami tego błędu nie popełnią.
time
A czy jest zasada szacunku i dialogu ? Czy Ty, uczeń, inny nauczyciel, dyrektor możecie odwołać się do nie j w trakcie rozmowy ? Czy możesz powiedzieć, np. dyrektorowi: proszę pana, ależ to co pan powiedział i zrobił stoi w sprzeczności z ZSZID , których przestrzegania pan i ja ZADEKLAROWALIŚMY.
Kolosalna różnica jest między deklaracją a praktyką.
– Dlaczego mnie już nie kochasz ?
– A czy ja kiedyś mówiłem , że cię kocham ?
Poza tym, to co mówisz kojarzy mi się z: niektóre pociągi nie spóźniają się.
Reszta do uzgodnienia. Pozdrawiam szczerze – ync.
ync
Ja pracuję tak, jakby ta zasada była od zawsze. Pisana, czy nie.
time
Tymi słowami podkreślasz tezę, że zasada SZID nie jest zasadą fundamentalną Twojej szkoły, ani innych polskich szkół.
Ty tak pracujesz, Ino, Lidqa, pani Z., pani D., pan W. i jeszcze wielu innych nauczycieli. Ja też tak pracowałem. I właśnie Wy moglibyście spróbować przymierzyć się do próby tworzenie SZSZID. Tego życzę Wam, sobie, moim dzieciom i wnukom – z całego serca. Jestem gotów do współpracy – to nie żart ani ironia. Otrzymałem pierwsze zaproszenie na spotkanie „w tym temacie”. Jak coś z tego będzie – zawiadomię.
Z wyrazami szacunku – ync.
Sprawa łatwiejszego zwalniania ma swoje dobre i złe strony. Są sytuacje,
w których karta nauczyciela niszczy klasę np. z powodu zastępstwa za nauczyciela, który poszedł do kuratorium, daje się kogoś komu nie zależy na klasie (przecież jest na zastępstwie) i przedmiot jest na poziomie miernym. Mówi się trudno jeśli to geografia, ale jeśli tym przedmiotem jest matematyka? Albo 40% klasy nie zdaje matury z matematyki, czy nauczyciel nie powinien dostać jakiegoś ostrzeżenia? Czy ciepła posadka ma być ceną za obniżenie szans uczniom? Zawsze można powiedzieć, że to wina uczniów (nie uczą się, są mniej inteligentni) ale sam zauważyłem, że dobry nauczyciel potrafi przynajmniej podstaw nauczyć wszystkich.