Matematyka wpędza uczniów w choroby psychiczne, ale na maturze zostaje
Nie udało się przekonać władz oświatowych do usunięcia matematyki z egzaminu maturalnego. Wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer oświadczyła, że nie widzi różnicy między językiem polskim czy angielskim a królową nauk. To tylko przedmioty szkolne, trzeba je traktować jako pewne wyzwanie.
Matematyka jest jednak wyjątkowa: na potęgę stresuje uczniów, wpędza w olbrzymie lęki, wywołuje choroby psychiczne. Polski przy niej to pikuś, zaś angielski to pluszowy miś. Tylko co dziesiąte dziecko radzi sobie z matematyką, reszta rwie włosy z głowy, ma przez nią potwornego doła.
Dopóki młodzież była twarda, można było lekceważyć problem. Kiedy jednak nastolatki masowo podupadają na zdrowiu psychicznym, lepiej sprawę potraktować poważnie. Lubnauer nie rozumie problemu, skoro porównuje angielski do matematyki (szczegóły tutaj). Przedmioty te są do siebie tak samo podobne jak mini cooper do hulajnogi na pętli śmierci.
W mojej szkole dramatycznie rośnie liczba zaświadczeń od psychologów, aby na matematyce specjalnie traktować ucznia, wręcz obchodzić się z nim jak z jajkiem. To dopiero początek szukania pomocy u specjalistów, za chwilę może przejść przez szkoły lawina takich orzeczeń. Żeby tylko!
Komentarze
Po prostu głowa mała! Biedne mimozy nie mogą pojąć matematyki, więc się stresują! Niech pani Lubnauer nie popuszcza, bo dochowamy się jakichś mutantów psychicznych. Po prostu w głowie mi się nie mieści, mnie – humanistce, która dla przyjemności w wolnym czasie rozwiązywała zadania matematyczne w uroczym tomiku p.t. „Lilawati”
Fizyka jest jeszcze gorsza. Wybitny matematyk Vladimir Arnold uważał, że matematyka jest działem fizyki i tak należny jej uczyć — jako niezastąpionego narzędzia do rozwiązywania realnych problemów. Obawiam się jednak, że praktyka jest inna. Poza tym fizykę można olać, bo nie ma na maturze… Gdybym był nauczycielem postarałbym się o zaświadczenia od psychologów aby uczniowie obchodzili się ze mną jak z jajkiem.
Strzelam, że za 20, może 30 lat sztuczna ta, jak jej tam, będzie na tyle rozwinięta, że umiejętność pisania i czytania w ogóle stanie się zbędna. To, co trzeba przeczytać, usłużnie wyrecytuje aparacik. To, co trzeba napisać wystarczy podyktować do mikrofonu…
Matematyka?
No proszę:
‚matematyka jest działem fizyki i tak należny jej uczyć’
A gdyby tak odwrócić i orzec, iż to fizyka działem matematyki, to co wtedy? Wszyscy padniemy w zachwyt dla nauk ścisłych i matura z polskiego out the window?
Ten Arnold
Za Wiki:
„Do roku 1938 część pisemna egzaminu w gimnazjach klasycznych obejmowała: język polski lub historię do wyboru, język łaciński lub grecki do wyboru, fizykę z chemią lub matematykę do wyboru. Egzamin ustny składał się z następujących przedmiotów: obowiązkowej religii, łaciny, greki, kultury antycznej i fizyki z chemią.”
Nawet religia nie wygladala az tak glupio w takim towarzystwie. 😉
Matematykę wtedy będzie można zacząć traktować tak jak w obecnym stuleciu się ją traktować powinno, większość starych nauczycieli musi przejść w stan spoczynku. Nie wcześniej.
Matematyka to język. Dla polskiego dziecka, podobnie jak angielski, język obcy. Problem polega na tym jak tych języków uczyć, by dzieci zmotywować, zamiast przestraszać. Przypuszczam że w ostatecznym rachunku to nie dzieci, a poziom nauczycieli jest węzłem gordyjskim polskiej szkoły.
Arnold tak naprawdę nie wypowiadał się o matematyce, a raczej o jej nauczaniu. A jego wypowiedź, łatwa do znalezienia w internecie, to w dużym stopniu atak na Bourbakiego. Paryż, rok 1997, dość odległa historia.
Od lat matematyka jest postrachem uczniów. Zła metodyka, złe programy, a może źli nauczyciele, którzy potężnie nabijają sobie kabzę na korepetycjach, a pracę w szkole traktują jako zabezpieczenie socjalne?
Może jeden na 10 maturzystów nie bierze korepetycji z matematyki i nikogo to nie dziwi. Ten drugi system oświaty świetnie prosperuje, nauczyciele matematyki mają zaś w pogardzie innych przedmiotowców, bo i tak chętnych na korepetycje nie brakuje. To wszystko jest chore…
@Scarlett
15 marca 2024
6:19
„a może źli nauczyciele, którzy potężnie nabijają sobie kabzę na korepetycjach, a pracę w szkole traktują jako zabezpieczenie socjalne”
Bardzo ciekawa argumentacja: źli nauczyciele nabijają sobie kabzę. Jasno z tego wynika, że jak się znajdzie nauczyciel dobry, to Musk z Sorosem będą od niego pożyczać drobne, a
przemysł produkujący kabzy dla dobrych nauczycieli będzie
padał pod ciężarem zamówień. Tylko z tym zabezpieczaniem @Scarlett (O’Hara?, to by nawet pasowało)
zdaje się nie być na bakier z logiką: jałmużna faktycznie jest formą zabezpieczenia socjalnego.
@Stary Profesor
14 marca 2024
22:18
„Fizyka jest jeszcze gorsza.”
A praca jeszcze gorszejsza. A myślenie to już najgorszejszejsze jest… A nauka tańca na rurze z gwizdami najlepszejsze… Matematykę należy oczywiście zredukować do nauczania nazw cyferek na klawiaturze telefonika. Tylko co na to lobby psychiatryczne? Jak będzie sobie nabijało kabzy, kiedy wszyscy uczniowie nagle ozdrowieją psychicznie?
Ruski mir coraz bliżej (zamordować, obrabować i zgwałcić. Kolejność dowolna).
Dmitrij Miedwiediew zaprezentował „rosyjską formułę pokojową” dla Ukrainy. Były prezydent Rosji opublikował wpis, w którym zawarł skandaliczne „warunki”, na których – jego zdaniem – powinno opierać się zamrożenie obecnego konfliktu. Wśród nich znalazły się m.in. „całkowita i bezwarunkowa kapitulacja Ukrainy”, wypłata przez Kijów odszkodowań oraz de facto przyłączenia całego terytorium Ukrainy do Federacji Rosyjskiej.
Więcej: https://wiadomosci.radiozet.pl/swiat/polityka/miedwiediew-przedstawil-formule-pokojowa-dla-ukrainy-ma-skandaliczne-warunki
Źle uczymy matematyki i to od pokoleń.
I mówię to jako osoba która matematykę zawsze lubiła i nie miała z nią nigdy problemów.
Ale zawdzięczam to w dużej części tacie, który mi w podstawówce cierpliwie i po ludzku tłumaczył to, co było na lekcjach.
Ojciec był budowlańcem, niedokończonym inżynierem (ja mu przerwałam studia), matematykę miał opanowaną praktycznie i pewnie dlatego tłumaczył tak, że było widać po co ta matematyka jest.
Po lekcji matematyki w podstawówce wychodziłam z mętlikiem w głowie, tata po południu tłumaczył po ludzku, na następną lekcję miałam już poukładane i przećwiczone.
W liceum dla odmiany trafiła na świetnego matematyka i pedagoga – pierwszy nauczyciel u którego zadania domowe były dla chętnych. Warunek był jeden – nie robisz bo uważasz że umiesz i to nudne. I jak potem na kartkówce sie okaże że nie umiesz, to masz przechlapane. jak nie rozumiesz, to pytasz – na początku każdej lekcji zamiast sprawdzania zadań było sprawdzanie czy wszyscy zrozumieli ostatnią lekcję, bo inaczej nie ma sensu iść dalej.
Po matematyce u niego przejechałam gładko na studiach matematykę (dla ekonomistów, więc głownie macierze, układy równań linowych i takie tam), ekonometrię i statystykę.
(Na jego pogrzeb klika lat temu, pogrzeb nauczyciela matematyki w liceum, przyszły chyba wszystkie roczniki, które uczył przez 25 lat, dawni i niedawni uczniowie – od nastolatków do ludzi po czterdziestce, tłumy ludzi prawie zadeptały mały podmiejski cmentarz)
I cały czas widzę że w polskich szkołach fatalnie uczy sie matematyki, straszy się nią dzieci, zniechęca. I potem mamy zastępy „humanistów” którzy są na bakier z logiką formalną, rachunkiem prawdopodobieństwa a bywa, że z arytmetyką (SIC!)
Nie jest najważniejsze, czy matematyka będzie a maturze czy nie, ale czy dzieciaki w podstawówce nie zostaną sterroryzowane matematyką i wepchnięte do worka ‚humaniści”.
W klasie mojej córki na 30. maturzystów tylko moja pociecha nie ma zaświadczenia z poradni o problemach i nie bierze żadnych leków. Takie orzeczenie to wydłużony czas na egzaminach maturalnych. 2/3 klasy to laureaci konkursów, niektórzy z dwóch, a nawet z trzech konkursów kuratoryjnych. W niektórych, np. z j. angielskiego, konkurencja była mordercza, a co za tym idzie również stres. Kiedy zdobywali laury w tych konkursach nie potrzebowali takiego przywileju, a teraz potrzebują.
To pewien rys obyczajowy polskich matek: są naprawdę gotowe zrobić wiele, żeby załatwić fory dla swoich dziecina już na starcie w dorosłe życie. Skoro zwykła matura np.z matematyki trwa 180 minut, a przywilej daje dodatkowe 30 minut, wystarczy wszystkim dać ten przywilej: 210 minut. System zaświadczeń jest demoralizujący: narusza konstytucyjną zasadę równości wobec prawa. Jeżeli zostanie zniesiony ten przywilej, liczba zaświadczeń z poradni pedagogiczo-psychologicznie natychmiast zmaleje do poziomu odwzorowującego rzeczywiste potrzeby dzieci i młodzieży. Te naprawdę jej potrzebujące, zamiast realnej pomocy otrzymują zaświadczenia, gdyż wykwalifikowani terapeuci zaangażowani są w wyszukiwanie „pomroczności jasnych” dla dzieci rodziców mających rozmaite koneksje czy pieniądze.
W Wielkiej Brytanii fizyka to matematyka stosowana.
@Kalina
Podzielam Pani opinię z pewnym zastrzeżeniem.
Zmienił się sposób traktowania dzieci, a tym samym musiały nastąpić zmiany w ich zachowaniach i umysłach. Moje wydanie „Lilavati” to prawie 300 stron. Młody człowiek powinien do niej zajrzeć w szkole podstawowej czy średniej?
Nawet uczeń „piątkowy” z matematyki, 300 stron omija teraz łukiem.
Czy aby na pewno zna Pani realia współczesnej szkoły?
@Alista
„…dość odległa historia”
Wręcz przeciwnie, bardzo aktualna ponieważ dotyczy tego jak uczyć matematyki i w tej sprawie należy wciąż przypominać zalecenia Arnolda. Matematyki należy uczyć wykorzystując problemy z życia codziennego. Mogą one dotyczyć aplikacji biznesowych i finansów, zdarzeń społecznych jak epidemia, gier losowych itd. Na przykład:
„Inwestujesz 100 tyś na 5% rocznie na 5 lat, ale na koniec każdego roku płacisz 2% od kapitału? Ile zarobisz?”
Notabene, Einstein uważał procent składany za największe odkrycie matematyczne wszystkich czasów.
Matematyka jest ważna i potrzebna, i mówię to jako osoba, która z własnej woli zdawała ją na maturze, zdała na 6, a potem poszła na polonistykę 😉 Ale nie wiem, czy koniecznie powinna być obowiązkowa na maturze. Skłaniam się do myśli, że nie. W zupełności wystarczyłoby jej nauczanie przez cale liceum, w końcu trzeba coś tam z niej wiedzieć, żeby zdać do następnej klasy. Ale po co wszystkim matura z matematyki? To faktycznie jest stresująca sprawa. A nie zauważyłam w swoim pokoleniu, żeby komuś inteligencja spadła albo była ogólnie niższa, jeśli tej matmy na maturze nie zdawał…
Moja córa w pierwszej klasie liceum nie ma korepetycji z matmy, nie ma problemów z ocenami, choć matmy bardzo nie lubi, ale już się stresuje właśnie tą maturą.
,,Tylko co dziesiąte dziecko radzi sobie z matematyką, reszta rwie włosy z głowy, ma przez nią potwornego doła.”
Pytanie brzmi CO JEST NIE TAK? Już we wrześniu wszyscy korepetytorzy z matematyki są zabukowani do końca roku. Oczywiście można podejść tak jak Pani Kalina (,,mimozy”). To podejście ,,rosyjskie” jeżeli jest problem to rozwiązanie jest w człowieku. Zmienić człoeieka to ,,rozwiązać” problem. A.może problem tkwi w:
1. Nierealistycznych wymaganiach wobec uczniów? Np. moja 12letnia córka WSZYSTKIE przedmioty ogarnia na poziomie 4-5(głównie)-6 a matematyka ledwie 3. Zrozumiałbym, że intelektualnie nie dostaje ale wyniki w nauce pokazują, że jednak jest zdolna i inteligentna TYLKO ta matematyka. Pytanie brzmi – ilu zdolnym dzieciom ten przedmiot wykoślawił życie?
2. Nauczyciele – metody nauczania vs. wymagania? Nauczyciel w klasie mojej córki ,,leci” z materiałem a matematyka, niestety, to przedmiot w którym buduje się na tym co było poprzednio. Nie załapałeś jednego – leży kolejne. Gdy jeden z najlepszych uczniów z matmy z córki klasy, powiedział do nauczyciela, że czegoś nie rozumie tem mu powiedział (wg. mojej córki): niech mu w domu rodzice to wytłumaczą.
Czasem mam wrażenie, ze nauczanie, które w przyszłości mogą dać chleb: matematyka, chemia, biologia, fizyka, języki obce jest tak organizowana, by ,,korepetycje included in price”. Jakoś na korepetytorów z polskiego i historii szału nie ma…
@Krzysztof Cywiński
15 MARCA 2024
9:28
Nie znam:))) Mój syn zbliza sie do 50-tki. Co do „Lilavati” – przeciez nie jest konieczne rozwiazywanie wszystkich zadań. Ja – słabizna matematyczna – rozwiazywałam te, które umiałam. Wazne bylo to, ze sprawiała mi ta czynność przyjemność, jak wszystkie wyzwania, którym dajemy radę
@stary profesor
Bardzo dobre znalezisko z tym Arnoldem.
Podstawowe pytanie: po co uczyć matematyki w szkole. Żeby umożliwić obywatelom poruszanie się w świecie sklepowych cen i bankowych procentów? Czy może żeby przygotować do studiów inżynierskich? A może, by kształcić przyszłych matematyków? Każde z tych pytań, zaledwie 3 z niemal nieskończonej liczby, prowadzić będzie do innej odpowiedzi na pytanie „jak uczyć” i nawet „kogo uczyć”. Może rację ma kolega Belferxxx, że w szkole powinny występować nie dwa a co najmniej 3 poziomy nauczania matematyki, z podziałem na grupy, jak w językach obcych? Ale wtedy ja bym wolał mówić nie o poziomach, a o ścieżkach nauczania. Z zupełnie posobnym programem nauczania. Nie widzę bowiem powodu, dla którego ścieżka „rozszerzona” maiłaby zawierać w sobie ścieżkę „podstawową” – oczywiście poza zabezpieczeniem na wypadek niepowodzenia na egzaminie maturalnym – niemniej, to jest strata czasu.
Bo wszystko zaczyna się od psychologii i pedagogiki. Gdzieś czytałem, że człowiek zaczyna myśleć abstrakcyjnie mniej więcej w 15 wiośnie życia (a może w 12? nie pamiętam). Wcześniej matematyki trzeba uczyć na jabłuszkach, bananach i pieniążkach, później stopniowo należy wprowadzać abstrakcję, czyli „iksy”, jako metodę po prostu bardziej ekonomiczną, efektywną. Tyle że nie każde dziecko osiąga tę dojrzałość w tym samym wieku, i tu jest klops pogrzebany.
Osobiście na poziomie podstawowym (przyszli muzycy, budowlańcy, ekspedienci, rolnicy, dziennikarze) odszedłbym od rygoru formalnego na rzecz intuicji i „zastosowań”, i jakże pięknie by było, gdyby przyszli studenci polonistyki, socjologii czy rybactwa mieli wcześniej kurs kombinatoryki i elementów statystyki w zamian za wałkowany do nieprzytomności trójmian kwadratowy (który wystarczy omówić naprawdę elementarnie).
Czy zrezygnować z matury z matematyki? Mnie rybka, czy Świątek zdała maturę z matematyki i na jakim poziomie, jedynym problem jest to, że czego nie ma na maturze, to staje się michałkiem, a nie chciałbym by matematykę zdegradowano do michałka. Mogę sobie wyobrazić zniesienie tego obowiązku tylko pod warunkiem, że powstanie lista kierunków studiów na których państwo w warunkach rekrutacyjnych wymagać będzie matury z matematyki na z góry określonym poziomie. W szczególności, poziomu rozszerzonego na każdych studiach inżynierskich i wybranych kierunkach licencjackich (co najmniej mat-fiz-info-chem) i poziomu podstawowego na wszystkich innych kierunkach uczelni publicznych. Kto chce iść do szkoły pomaturalnej może rzeczywiście nie musi zdać akurat matematyki podstawowej, ale też nie bardzo widzę, czym by to można zastąpić.
@stary profesor
Ten spór o nauczanie „prawdziwej matematyki” znam z takiej anegdotki:
Nauczyciel-stażysta rozpoczyna swoją pierwszą lekcję. Drogie dzieci, dziś was nauczę, co to jest proporcjonalność. Otóż proporcjonalność jest wtedy, kiedy y równa się k razy x dla każdego x. W klasie cisza, po oczach uczniów widać, że nikt nic nie rozumie. No dobrze, kontynuuje nauczyciel, weźmy k równe 2. Proporcjonalność jest wtedy, kiedy y równa się dwa x. Teraz twarz części uczniów się rozjaśnia, coś zaczęli rozumieć, ale to wciąż mniejszość. Zdesperowany nauczyciel upraszcza problem jeszcze bardziej: no dobrze, weźmy k równe 2 i x równy 2. proporcjonalność jest wtedy, gdy 4 = 2*2. I teraz wszystkie twarze się rozjaśniają, Choć jednocześnie nauczyciel zupełnie zgubił sens proporcjonalności i niczego dzieci nie nauczył.
Czyli spór dotyczy tego, jak wcześnie i ile abstrakcji wprowadzać do metod nauczania. Inny przykład to teoria zbiorów. Coś, co jakieś 100 lat temu całkowicie przewróciło sposób uprawiania zawodowej matematyki, usiłuje się wprowadzać już do programu 1. klasy szkoły podstawowej. „pokoloruj banany na lewym i prawym rysunku”, „pokoloruj te owoce, które są jabłuszkami i mają kolor zielony” to zadania przemycające do programu pojęcia zbioru, podzbioru i podstawowych na nich operacji. Pytanie: po co. Dla 7-letniego dziecka to są łatwe zadania, z których jednak kompletnie nic nie wynika, więc nawet gdyby jakimś cudem one czegoś te dzieci nauczyły, to dzieci zaraz i tak usuną tę bezużyteczną wiedzę ze swoich głów.
Z fizyką czy chemią rozszerzoną jest łatwiej: one mają w szkole charakter propedeutyki, przygotowują do studiów wyższych. Ich program można więc ułożyć jako odpowiedź na pytanie, co powinien umieć typowy kandydat na studia inżynierskie. No dobrze, a po co w takim razie uczymy fizyki czy chemii na poziomie podstawowym? Czyż nie po to, by po osiągnięciu dojrzałości, uczniowie byli choć trochę odporni na szarlatanów w rodzaju fizyków smoleńskich, sprzedawców ozonatorów czy magnetyzerów wody, cudownych garnków czy szczęścia wiecznego? Jeśli tak, to czy takim uczniom bardziej potrzeba zajęć przedmiotowych (osobno fizyka, chemia, geografia, biologia,…) czy może jednak zintegrowanych (przyroda…)?
Czy to się nazywa „kontekst kulturowy”?
https://pbs.twimg.com/media/GItRrAtWoAA_uOH.jpg
@MaddyOfEsi
15 marca 2024
8:48
„Źle uczymy matematyki i to od pokoleń.
I mówię to jako osoba która matematykę zawsze lubiła i nie miała z nią nigdy problemów.”
Co do tego, to pełna zgoda. Dodałbym jeszcze, że źle uczymy przyszłych nauczycieli matematyki również. To są zaszłości siegajace pokoleń wstecz. I nie deotyczy to tylko matematyki, czy (jeszcze gorszej) fizyki, lecz również… i tu mozna kontynuować wyliczanie innych przedmiotów. Nie jest prawdą, że dzieci na samo slowo „matematyka” zapadaja na schizę dwubiegunową. W najmłodszych klasach, tak jak wszystkim innem, sa nią zaciekawione i chętne do nauki. Ino, że potem przychodzi moment, w którym trafiaja na jakąś barierę „nie do pokonania” i następuje blokada… Nie sa na poradzenie sobie z tym przygotowane, a i nauczyciele nie wiedza najczęściej jak ten moment rozpozanać i odpowiednio zareagować. Tego ich sie nie uczy. Sami na jakims tam poziomie wiedza, o co w matematyce chodzi, więc częstą reakcją jest: „no tylko idiota nie potrafi zrozumieć tak prostej rzeczy (NTINPZTPR)”. Nietstety, to raczej oni nie potrafią zrozumieć tak prostej rzeczy, że to oni powinni wiedzieć, jak sobie w podobnej sytuacji radzić. Tego powinni sie byli nauczyc na studiach nauczycielskich. Niestety tam tez najczęściej uczą fachowcy spod znaku NTINPZTPR. Bywją dobrymi teoretykami z przedmiotu, ale kiepskimi pedagogami, z niewielkim doświadczeniem praktycznym
w srodowisku szkolnym. No a przecież nie każdy student
kierunków pedagogicznych ma przyrodzone to „coś” w sobie, co czyni go nauczycielem jak ten w poniższym przykładzie. Pewnych rzeczy do sie jednak nauczyć i wytrenować. Jak się ma gdzie.
@MaddyOfEsi
15 marca 2024
8:48
„W liceum dla odmiany trafiła na świetnego matematyka i pedagoga – pierwszy nauczyciel u którego zadania domowe były dla chętnych. Warunek był jeden – nie robisz bo uważasz że umiesz i to nudne. I jak potem na kartkówce sie okaże że nie umiesz, to masz przechlapane. jak nie rozumiesz, to pytasz – na początku każdej lekcji zamiast sprawdzania zadań było sprawdzanie czy wszyscy zrozumieli ostatnią lekcję, bo inaczej nie ma sensu iść dalej.”
Słusznie! Zwracamm tylko uwagę, że w powyższem nie pada ani razu słowo „matematyka”. Słusznie po raz drugi:
albowiem te uwagi mozna by odnieść do wszystkich przedmiotów, od wf i tańca na rurze (z gwizdami) do hydrobiologii (bez rury) molekularnej kwantowej.
Z matematyka jest ten problem, że wyniki prac rozmaitych
moga w niej być oceniane z bezwzgledną scisłościa. Tutaj niczego nie da sie zrobić „po łebkach”, przeslizując sie po temacie, czy niezauwazenie podpierając (przy tańcu, na rurze, z gwizdami). W kazdym razie jest to raczej trudne.
Albo masz dobra odpowiedź, albo nie! I tu jest pewnie główne źródło psychologicznych załąmań młodych organizmów wychowanych w świecie, w którym wszystko jest jak w telewizyjnej reklamie: łatwe, ładne, bez wysiłku i oceny innej niż na 6+.
Rozwiązaniem problemu nie jest jednak kolejne likwidowanie czegoś niełatwego i nieprzyjemenego oraz przez nabijanie kabzy psychiatrom. Należałoby całkowicie przeorać zasady kształcenia nauczycieli. Tylko, że w przeoranej niekończacym się festiwalem reform szkolnictwie raczej na pewno nie znajdzie się wielu chetnych do podjęcia sie tego zadania. Nie za te dziadowskie pieniądze, którymi nie nabije sie nawet futerału od komórki!
Może należałoby to realizować stopniowo, wg rozłożonego na lata scenariusza, z ustawowo zagwarantowanym zakazem niedopuszczania (egzekwowanym pod karą wieloletnich ciężkich robót/ek, np. dożywotnie szydełkowanie) do tego polityków, osób duchownych, prawników, psychiatrów, psychologów, rodziców, pismactwa…
Na przykłqad cos w rodzaju Akdemii Oskarowej, ale tylko gdy chodzi o rekrutacje, bez hucpy gali i tańców (z gwidami, na rurze). Powinno się na przykład zrobić przegląd kadr w celu wyłonienia bazowego korpusu pedagogów praktyków takich, jak w wymienionym wyżej przykładzie. Uczynic z tego dobrze opłacane lecz otwarte grono, które dobierałoby
kolejnych członków ze środowiska. Równoczesnie powinni się oni zająć śweceniem przykładem, upowszechnianiem dobrych wzorców nauczania, doradztwem w najróżniejszej formie, ocena rozmaitych inicjatyw majacych na celu przywrócenie szkole możliwości wykonywania jej rzeczywistch zadań…
Może to być nawet w formie tańca (na rurze z gwizdami), jeżeli to tylko zagwarantuje dobry efekt…
I tak stopniowo przez ok. 100 lat.
No to do zobaczenia w XXII wieku! W Nowej Wspaniałej Szkole.
MaddyOfEsi
Obserwowałem nauczanie matematyki swoich dzieci. Z lekcji na lekcję zadawany do domu pierdylion nudnych zadań rachunkowych ze zbioru zadań. Znienawidziłbym tak prowadzony przedmiot.
@Płynna rzeczywistość
15 marca 2024
14:37
„„zastosowań”, i jakże pięknie by było, gdyby przyszli studenci polonistyki, socjologii czy rybactwa mieli wcześniej kurs kombinatoryki i elementów statystyki w zamian za wałkowany do nieprzytomności trójmian kwadratowy (który wystarczy omówić naprawdę elementarnie)”
Tu się nie zgodzę. Może trochu dlatego, ze nigdy nie widziałem porządnie rowałkowanego ani nieprzytomnego trójmianu.
Kombinatoryka? Owszem, statystyka — tym bardzej, Zwłaszcza na wypadek kolejnej paranoi kowidowej i towarzyszacej jej pandemii totalnej ignorancji (używając najprzywoitszego wyrazu, na jaki mnie stać) matematycznej, która przewaliła się przez (pardon za brzydkie slowo) media. Zacytuje jednak gościa, z którym wywiad ukazał sie w tutejszym tygodniku jakies pare lat temu, a który, jak sie zdaje, nabił sobie niezła kabzę w biznesie korepetycyjnym oraz publikując swoje spostrzezzenia wynikające z tej praktyki. Ototacytata: Nie nauczysz nikogo salto mortale, jeżeli wczesniej nie przeobisz z nim przewrotki na materacu (sportowym, a co myslliscie, swintuchy!).
Za dużo by o tym mówić. Trójmian,, jeżeli dobrze przedstawiony i dobrze osadzony w kontekscie całego programu, moze byc bardzo dobrym narzędziem,, przekazującym istote matematycznej intuicji od algebry elementarnej po rachunek różniczkowy i całkowy. Nawiasem mówiąc intuicję dotyczaca np. pochodnej mozna wydostać nawet z ucznia, który jakos potarfi sobie poradzic z czterema działaniami arytmetycznymi. Własnie – „wydostać” bo prawie kazdy jakoś ma w ją sobie ukształtowaną. Nie nalezy tylko zaczynać od sakramentalnego: A teraz przejdziemy do rachunku różniczkowego, czyli jednego z najtrudniejszych działó matmy, z którym nawet najtęższe umysły matematyczne
maja problemy. A co tam dopiero wy — głąby!
BTW. Kto to powiedział, że teoria fizyczna, której sie nie da opowiedzieć prostym językiem jest do dXYZ…? A teraz drogie dziatki zamieńcie X, Y, Z na odpowiednie literki.
Ok troche zmodyfikowałem wypowiedź geniusza.
@Gospodarz
A jak to wygląda z Pańskiej rodzicielskiej perspektywy?
Z tego co pamiętam miała chyb 100% z matematyki na egzaminie 8-kl.
Zgaduję, że chodzi do klasy z rozszerzonym angielskim, matematyka na podstawie, nie brała korepetycji z matematyki i niespecjalnie egzamin maturalny z tego przedmiotu spędza jej sen z powiek. Czy bardzo się pomyliłem?
@Krzysztof Cywiński
Córka chodzi do matchemu. Przedmioty b. dobrze prowadzone. Niepokojąca była tylko choroba nauczyciela i konieczność przejęcia klasy przez innego, ale na to nie ma rady. Jako rodzic i nauczyciel nie wtrącam się ani do nauki dziecka, ani do pracy koleżanek i kolegów po fachu.
Pozdrawiam
Gospodarz
@Płynna rzeczywistość
Matura z matematyki na co najmniej trzech poziomach, z mniejszą liczbą zadań zamkniętych. „Licealna matematyka” to nadal jej propedeutyka. To nieładnie przypisywać sobie przemyślenia innych – tym razem wyzbywam się złośliwości. Wielokrotnie na blogu i w wypowiedziach dla mediów wskazywałem na propedeutyczne usytuowanie nauczania w szkole średniej, tym samym liczę na takie czarodziejskie słowo.
Czyli, dosyć częste, odcięcie się od profesji rodzica – dziewczyna z osobowością 🙂
Tylko raz byłem na wywiadówce w szkole – w 1 kl. SP. Od tego incydentu, miałem „szlaban” na zebrania rodziców: żona z córką martwiły się, że dojdzie do karczemnych awantur z innymi rodzicami 🙂 Pracy poszczególnych koleżanek i kolegów również nigdy nie dyskutuję, z jednym wyjątkiem: wczesnoszkolnej edukacji matematycznej. Tam jest źródło tego, co Pan podniósł we „wstępniaku”
Cieszę się, że dobrze trafiła.
Troche jestem zaskoczony wiadomoscia, ze „..nastolatki masowo podupadają na zdrowiu psychicznym..”, a na taka sytuacje ma wplyw perspektywa egzaminu maturalnego z matematyki. Cos niedobrego dzieje sie w spoleczenstwie w Polsce jesli matura z matematyki staje sie problemem „psychicznym” dla mlodziezy. Moze postulat aby egzamin maturalny z matematyki nie byl obowiazkowy jest sluszny. Ale jesli obowiazek przystapienia do egzaminu maturalnego z matematyki zostanie zniesiony, to rowniez obowiazek przystapienia do egzaminu z jezyka polskiego, czy tez z jakiegokolwiek innego przedmiotu, rowniez powinien byc zniesiony. Moze nalezy zniesc obowiazek przystapienia do egzaminow maturalnych? Moze wystarczy swiadectwo ukonczenia szkoly ponadpodstawowej? Uczelnie wyzsze moga wznowic zwyczaj oferowania egzaminow wstepnych. Uczelnie rowniez moga przyjac na studia wszystkich chetnych i po pierwszym semestrze, czy pierwszym roku studiow, wprowadzic egzaminy kwalifikujace do kontynuacji studiow (kosztowne rozwiazanie). Moze takie modyfikacje poprawia zdrowie psychiczne uczniow i przyczynia sie do zwiekszenia wiedzy ogolnej mlodziezy w szkolch ponadpodstawowych. Na marginesie, czy absolwent szkoly ponadpodstawowej „podupada na zdrowiu psychicznym” z powodu perspektywy stawienia sie na rozmowe kwalifikacyjna z potencjalnym pracodawca?
@ Stary Profesor
“…dość odległa historia” dotyczy sporów Arnolda z bourbakistami.
Spory o nauczanie matematyki (oczywiście) zawsze żywe. Jak zdaje się wynikać z wypowiedzi na blogu, wszyscy zgadzają się, że pies pogrzebany jest bardziej w jakości nauczania matematyki niż w samej matematyce. Zdanie Gospodarza o matematyce i angielskim wydaje mi się przesadne. Nie bierze pod uwagę podstawowego podobieństwa: oba przedmioty dotyczą nauki języka obcego.
Arnold ma rację, że dla NAUCZANIA matematyki, to geometria i fizyka powinny stanowić model. Stwierdzenie z historycznego punktu widzenia raczej trywialne (poza właśnie Francją zaczadzoną przez pewien czas przez Bourbakiego).
Ale z takimi gośćmi jak Arnold czy Richard Feynman nauczyciele powinni być ostrożni. „Feynmana wykłady z fizyki” okazały się za trudne dla studentów, a oto kawałek z Arnolda: „Gdy byłem studentem I roku Wydziału Mechaniki i Matematyki Uniwer sytetu Moskiewskiego, wykłady rachunku różniczkowego prowadził L. A. Tu markin (…). Powiedział nam, że całki funkcji wymiernych wzdłuż krzywych algebraicznych można obliczyć, jeśli odpowiednia powierzchnia Riemanna jest sferą, ogólnie zaś nie można ich obliczyć, gdy jest to po wierzchnia wyższego rodzaju.”
No i po tej informacji wszystkie nasze dzieci na pierwszym roku studiów (albo w liceach o rozszerzonym programie) zaczęły gładko liczyć całki z funkcji wymiernych. Brawo!
@eche
1. Nie wierzę w istnienie geniuszy i kilka jeszcze innych rzeczy. W przebłyski geniuszu już tak.
2. Brak znajomości rzeczy u większości dyskutantów najlepiej ilustrują ich wpisy:
dyskutują o najlepszym sposobie zagospodarowania pietra 10, 12 lub wyżej wieżowca o nieskończonej wysokości, podczas gdy przyczyną problemu jest nieistnienie fundamentów, parteru i pierwszego piętra.
3. Rozumiem, że brakuje Panu/Pani cywilnej odwagi by wyrazić swoje własne opinie pod własnym nazwiskiem. Dlaczego jednak również obawia się wymienić mnie z nazwiska?
4.Aby zarabiać spore pieniądze trzeba zorganizować pracę innych ludzi, którzy w zamian oddają część swoich dochodów. Robi to mój syn. Mnie się nie chce, więc mam, jak miliony ludzi w Polsce jedynie przyzwoitą pensję. Sposób myślenia o zarobkowaniu innych ludzi: „nabija sobie kabzę” sporo mówi o człowieku – to nie jest komplement.
5.Wystarczy odrobina spostrzegawczości i można ułożyć listę najzamożniejszych Polaków, którzy dorobili się na nauczaniu. Podpowiadam: you tube, szkoły językowe, autorzy tablic maturalnych, podręczników z milionowymi nakładami , wydawcy …
6. Można nadal próbować uczyć dzieci, młodzież i dorosłych salt podwójnych i potrójnych z półśrubą nawet, bez konieczności nauczenia ich przewrotu w przód i w tył. Życzę udanych zakupów w Media Markt.
@Krzysztof Cywiński
16 marca 2024
7:59
Uderz w stół, a kredens ci odda.
Z wielką przykrością i skruchą zawiadamiam Pana Krzysztofa Cywińskiego, że pisząc swoje komentarze ani przez chwile nie miałem Go na myśli. Tak się niestety składa, że chodzą jeszcze po ziemi osobnicy, którzy chodząc, a nawet siedząc i leżąc, nie myślą nieustająco o Krzysztofach Cywińskich, ani o tym, czego oni dokonali lub napisali. Sorry!
„1. Nie wierzę w istnienie geniuszy i kilka jeszcze innych rzeczy. W przebłyski geniuszu już tak.”
Wiara i czucie… A ja natomiast wierzę, że człowiek, który ma przebłyski geniuszu jest geniuszem i istnieje. Osobiście nigdy nie spotkałem się z przebłyskami geniuszu, których źródłem był, na przykład — front atmosferyczny, albo latarnia morska. Moja wiara przeciwko Pańskiej wierze, Panie Krzysztofie C.
„3. Rozumiem, że brakuje Panu/Pani cywilnej odwagi by wyrazić swoje własne opinie pod własnym nazwiskiem. Dlaczego jednak również obawia się wymienić mnie z nazwiska?”
Źle Pan rozumie, Panie Krzysztofie Cywiński (właśnie Pana wymieniłem). Powody niewymieniania poprzednio miałem odwagę wyrazić powyżej. Swojego nazwiska nie wymieniam, bo zawsze na tym tracę. Na przykład, gdybym je wymienił na „Krzysztof Cywiński”. Zresztą odpowiednie Służby i tak je na pewno maja w swojej bazie danych. Prosze je zatem po koleżeńsku zapytać.
„4.Aby zarabiać spore pieniądze trzeba zorganizować pracę innych ludzi, którzy w zamian oddają część swoich dochodów. Robi to mój syn. […] Sposób myślenia o zarobkowaniu innych ludzi: „nabija sobie kabzę” sporo mówi o człowieku – to nie jest komplement.”
To może poprosi syna, skoro taki bystrzak, żeby w jakiejś przerwie w zarabianiu „sporych pieniędzy” przeczytał dyskusję w aktualnym wątku i wyjaśnił Panu, skąd się w nim wzięło „nabijanie sobie kabzy” w moich tekstach i o kim to może cokolwiek świadczyć.
No chyba, że Pański syn zarabia „spore pieniądze” nieprzerwanie. Wtedy sprawa jest raczej beznadziejna.
Tylko kiedy on ma czas, żeby je wydawać. Jakby co, służę pomocą.
„5.Wystarczy odrobina spostrzegawczości i można ułożyć listę najzamożniejszych Polaków, którzy dorobili się na nauczaniu. Podpowiadam: you tube, szkoły językowe, autorzy tablic maturalnych, podręczników z milionowymi nakładami , wydawcy …”
Bardzo się ciesze, że ma Pan tę odrobinę spostrzegawczości. której mi nie staje. Jakiś czas temu starałem się przez ponad godzinę dotrzeć w Internecie do jakichś informacji na temat struktury własności wydawnictwa z milionowymi nakładami, pod nazwiskiem (odważę się wymienić) Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne . Po wymienionej wyżej godzinie meandrowania pomiędzy różnymi egzotycznie brzmiącymi nazwami spółek, korporacji i innych organizatorów „pracy ludzkiej”, ulokowanych w najróżniejszych egzotycznych miejscach na planecie Ziemia, odpuściłem. Moja odrobina cierpliwości się wyczerpała. Kiedyś było prościej: Wydawnictwo o milionowych nakładach należało do Polaków; nie tylko tych z listy najbogatszych. Posługiwania się argumentem ad youtube’am pozostawiam bez komentarza.
„6. Można nadal próbować uczyć dzieci, młodzież i dorosłych salt podwójnych i potrójnych z półśrubą nawet, bez konieczności nauczenia ich przewrotu w przód i w tył.”
Czy ja napisałem, że nie można? Zalecałbym jednak, aby wybierać do tego dzieci i młodzież zarabiającyh „spore pieniądze”, żeby ich było stać odpowiednio wysoką polisę w firmie ubezpieczeniowej o milionowych wkładach i wynajem prawnika, który będzie ich reprezentował w sprawie o odszkodowanie przeciwko zarabiającym „przyzwoitą pensję” rodzicom lub innym opiekunom.
„Życzę udanych zakupów w Media Markt.”
Dziękuję. To po czym Pana tam poznam, żebym miał odwagę się Panu przedstawić, Panie Cywiński Krzysztofie, że się tak wyrażę?
Na razie straciłem przez Pana czas przeznaczony na zakupu
na ryneczku Od Chłopa Markt i pewnie już wykupiono tam
wszystkie te produkty spożywcze „od chłopa”, które spożywam z powodu, że nadają się do spożycia. Niestety korporacje Od Chłopa nie wydają ich w milionowych nakładach. Trudno, obejrzę je sobie na youtube.
@wojtek_ab – Może nie podupada z powodu perspektywy stawienia sie na rozmowe kwalifikacyjna z potencjalnym pracodawca, ale zdarzyło się, że się NIE STAWIŁ na tę rozmowę, po czym wyraził potencjalnemu pracodawcy swoje rozczarowanie, gdy ten nie wyraził ochoty na umówienie drugiego terminu na odbycie tejże.
eche 15 MARCA 2024 16:46 @Płynna rzeczywistość 15 marca 202414:37
1.”Zacytuje jednak gościa, z którym wywiad ukazał sie w tutejszym tygodniku jakies pare lat temu, a który, jak sie zdaje, nabił sobie niezła kabzę w biznesie korepetycyjnym oraz publikując swoje spostrzezzenia wynikające z tej praktyki. Ototacytata: Nie nauczysz nikogo salto mortale, jeżeli wczesniej nie przeobisz z nim przewrotki na materacu (sportowym, a co myslliscie, swintuchy!).”
Tak się składa, że to ja byłem kilka lat temu „wywiadowany” na łamach „Polityki” i jest to , ordynarnie plugawo, tak z kałuży, przekręcony cytat z tego wywiadu. Tak więc kłamie Pan: proszę podać nr „Polityki”, w którym był wywiad z korepetytorem, który użył w wywiadzie tych słów. Ja swój numer zatrzymałem sobie na pamiątkę.
2. Mogę zrozumieć, że ktoś chce wyrazić opinię na tematy ogólne, nie ujawniając swojej tożsamości. Jeżeli natomiast wypowiada się ad personam, i to w sposób dosyć plugawy kryjąc się za jednym ze swoich nicków, to jest nie tylko zwykłym, sfrustrowanym hejterem, to zachowanie kelnera, który na zwróconą sobie uwagę, pluje do zupy restauracyjnego gościa. Dostojewski nienawidził za to Polaków, a i sporo innych nacji bardzo nie lubi tej cechy u Polaków.
3.Każdy podręcznik ma swoich autorów. Rzadko wydawca i autor to ta sama osoba (chociaż są i tacy). Autorzy podręczników otrzymują pieniądze za swój „wyrób”. Jeżeli nakłady są kilkumilionowe, to relatywnie odpowiednie są honoraria z tego tytułu. Ponieważ jest to dobrze ponad 1000 pozycji, więc…
4. Reszta jest żenująca, po prostu za kałużę
@Krzysztof Cywiński
16 marca 2024
14:38
Próbował Pan jakiejś innej kuracji, innego specjalisty, innej tabletki. Aspiryna jest pdobno dobra na wszystko. Polecam
@eche
1.To są argumenty w dyskusji? Żałosne
2.Pisał Pan o wywiadzie ze mną w tygodniku Polityka, cytując mnie i po chamsku przeinaczając moje słowa, ale nie myślał Pan o mnie, hm… To albo niemoc w dyskusji albo jakieś rozszczepienie osobowości.
3.A. Einsteinowi swego czasu dziennikarka zadała pytanie o genialne myśli. Chciała wiedzieć, czy kiedy przyjdzie mu do głowy jakaś ważna myśl, to czy natychmiast stara się ją zapisać, żeby jej nie zapomniał. Fizyk odpowiedział jej: „Szanowna pani! Jeżeli człowiekowi przychodzi do głowy naprawdę ważna myśl, to z całą pewnością jej nie zapomni”. Genialne naleśniki i epicka piosenka to myślenie współczesnej młodzieży. Byli, są i jakiś czas jeszcze pewnie będą, ludzie wybitni, którzy pomyśleli i pomyślą o wielu ważnych rzeczach, „siusiu” będą robić tak jak cała reszta ludzi. Nie spodziewam się w takich sytuacjach przejawu geniuszu.
4. Po liście podręczników idzie lista autorów bryków, streszczeń, etc. Ogromna rzesza ludzi „przepaliła” i „przepala” środki z funduszy unijnych. Red. A. Pezda wspominała mi o ponad dwóch miliardach złotych (14 lat temu!) wydanych na poszukiwanie nowatorskich metod nauczania matematyki. Reprezentatywny zapewne jest tu projekt sfinansowany ze środków unijnych „Dokąd płynie moja kupa”. W Polsce funkcjonuje kilka tysięcy szkół językowych: angielski, niemiecki, hiszpański, francuski, włoski. Dalej, szkolenia dla nauczycieli, to kolejne „przepalane” miliardy. Wystarczy odrobina wyobraźni by listę znacząco wydłużyć.
@Płynna rzeczywistość
Pan nie słyszał o zadań optymalizacyjnych z wykorzystaniem funkcji kwadratowej?
Dla młodzieży, odpowiednio skonstruowan,powiem „bez Kozyry” nawet genialnie epickie zajęcia z zastosowań „trójmianów kwadratowych”.
Za rok emerytura. I dobrze. Głupie literówki jak u ucznia 4 kl SP, ale jak człowiek „ma secesję z chamskim kelnerem”, to irytacja emnauje na inne poczynania.
Przepraszam.
@Krzysztof Cywiński
17 marca 2024
9:18
@eche
„1.To są argumenty w dyskusji?” Żałosne
To nie jest dyskusja. Nie z Panem.
„Żałosne”
Niech się Pan tak nie rozczula.
„2.Pisał Pan o wywiadzie ze mną w tygodniku Polityka, cytując mnie i po chamsku przeinaczając moje słowa, ale nie myślał Pan o mnie.”
Proszę bardzo starannie skopiować to, co następuje, a potem poprosić syna, żeby na chwilę przerwał zarabianie „sporych pieniędzy” i słowo po słowie wytłumaczył Panu, w języku dla niego zrozumiałym, znaczenie. Dużo mu od tego nie ubędzie, bo napiszę krótko.
Nie nie myślałem o Panu.
Czy Pan naprawdę myśli, że ja nie mam nic lepszego do roboty, tylko zapamiętywanie nazwisk autorów jakichś banałów w jakimś kolorowym pisemku. I czy Pan w ogóle myśli?
„hm…”
No, wreszcie coś z sensem!
„To albo niemoc w dyskusji albo jakieś rozszczepienie osobowości.”
Chciałoby się powiedzieć: przyganiał kocioł…, ale to obrażałoby wszystkie kotły świata.
W sprawie rozszczepienia i manii urojeniowej ponownie doradzam udanie sie do dobrego specjalisty i aspirynę.
Dalsza dyskusje z samym sobą niech Pan prowadzi z kim innym.
@wojtek_ab
Dokładnie jestem tego samego zdania.
Podstawa programowa jest jednakową dla wszystkich ale patrząc z perspektywy pracy zawodowej, bo przygotowaniem do niej jest celem całego systemu kształcenia.
Zatem nie WSZYSTKO DLA WSZYSTKICH lecz DLA KAŻDEGO COŚ INNEGO.
Autentyczna historia – nauczycielka swojemu uczniowi ciągle powtarzała, że się nadaje tylko do zbierania śmieci.
Dwadzieścia lat później na spotkaniu szkolnym podchodzi do niej ktoś z wielkim bukietem kwiatów i mówi, że dziekuje jej za wskazanie miejsca tej drogi życia. W tym czasie, zaczynając od zbierania i zwożenia śmieci rozwinął firmę zajmującą się zbieraniem i sortowaniem śmieci obejmującą obszar kilku gmin zatrudniając 50 osób i przetwarzając rocznie 15 tys. ton śmieci. Mija 35 lat od kiedy zaczął
Myślę, że 80 – 90% wiedzy będącej w programie nauczania było jemu niepotrzebne .
Dodam jeszcze, że się na pewno nie stresował nieznajomością tego, pod jakim drzewem i na kogo czekał Filon miły .
A może lubi piosenki Wandy Warskiej to teraz wie!
@eche
Żałosna próba wybrnięcia z przerżniętej polemiki.
Wystarczy podać numer „kolorowego pisemka” na blogu, którego się Pan wypowiada i które to „kolorowe pisemko” Pan cytuje.