Będą przecieki na maturze?
Niektórzy do ostatniej chwili zwlekają z powtarzaniem do matury. Nie chcą się uczyć zbędnych rzeczy. Liczą na przeciek. Dzięki temu mogliby się nauczyć tego, co na pewno pojawi się na egzaminie. Tylko czy można liczyć na przeciek?
Poprzednie lata udowodniły, że system nie jest szczelny. W zeszłym roku cała Polska żyła informacją, że na Podlasiu wiedziano wcześniej, co będzie na maturze. Sprawą miała zająć się prokuratura. Dyrektor CKE grzmiał, że winni zostaną surowo ukarani. Sprawę chyba jednak zamieciono pod dywan, bo ani o karach, ani o winnych więcej nie usłyszeliśmy.
Tegoroczni maturzyści żartują, że może Podlasie znowu zdradzi, co będzie na egzaminach (szczegóły tutaj). Te żarty niektórzy biorą na poważnie i naprawdę czekają, aż w internecie pojawi się przeciek. Wtedy wezmą się do nauki. No cóż, każdy ma swoją strategię. Może uczenie się na ostatnią chwilę pewniaka to nie jest zły pomysł.
Komentarze
Róża 26 KWIETNIA 2022 19:08
To nie będzie słaby rocznik, bo jest przyzwyczajony do ostrej konkurencji, następny po nim tak samo. Słabszy przyjdzie na studia za 6 lat, bo składa się w bardzo dużej części z dzieci z tzw. „odroczeniami”. Ale z podwójnego rocznika, który teraz pójdzie do liceum, te zdolniejsze dzieci nie zamierzają potem studiować w Polsce, bo widzą, że nasz system edukacji jest już w takim stanie jak loty w maju z Warszawy i koniki w Janowie Podlaskim.
Studiowanie za granicą nie jest wcale takie proste i może rozwiązać problem paru osób, ale nie całego pokolenia. Studenci robią część edukacji za granicą, zaliczają erazmusy, a potem wracają. Wyjechać i zacząć życie gdzieś indziej to jest duża decyzja i to pokolenie chyba nie ma do tego motywacji. Co nie jest wcale krytyką.
Nie wątpię że jest ostra konkurencja, ale czy to jest konkurencja w solidnej wiedzy czy w religii i w fantazmatach? Cała Polska jest już jak stadnina koni w Janowie. Niestety. A my dorośli jesteśmy tak zaganiani i przemęczeni że nie mamy ani czasu ani siły walczyć o lepszą przyszłość (co za truizm). Jak to jest że energię i siłę mają prawicowe osiłki i naziole.
Ranking popularności warszawskich szkół średnich:
– Czacki
– Witkacy
– Mechatronik
– Hoffmanowa
– Dąbrowski
– Poniatowski
– Batory
– Żerom
– Kopernik
– Słowacki
@kobuz
Osiłki i naziole mają energię i siłę, bo mają dużo czasu, wysoki poziom frustracji osobistej, mało perspektyw i niski poziom poczucia obciachu, ja mam tak wysoki, że nawet na protesty się wstydzę chodzić. Głosuję na partię najbardziej znienawidzoną wśród komentatorów na tym blogu, nawet jak jest beznadziejna, ale jest największą partią opozycyjną i wszystkim znajomym tłumaczę, że żadnych Hołowni itp. , bo to zwiększa szansę PiS. Nie wyjedzie studiować za granicą całe pokolenie, ale te zdolniejsze dzieci wyjadą i te z zamożniejszych rodzin. Właśnie min.przez ten Janów w każdej dziedzinie. Niekoniecznie wyjadą na zawsze, ale będą mieć możliwość wyboru gdzie chcą żyć. A do religii młodzież ma tak obojętny stosunek, masowo się z niej wypisują, naprawdę ma na nich niewielki wpływ. HiT, który będzie od września, wypierze trochę mózgi dzieciom w branżówkach, ale nie w liceach, bo tam rodzice z ciekawości obejrzą co takiego nawypisywali w podręczniku i przy okazji wytłumaczą dzieciom to co sami przecież pamiętają. To nie są największe problemy polskiej szkoły.
@Płynna rzeczywistość
No i ? Tak niewinnie Pan przytacza ten ranking czy stęsknił się Pan za kimś bardzo obrażonym 😉
@Róża
” bo tam rodzice z ciekawości obejrzą co takiego nawypisywali w podręczniku i przy okazji wytłumaczą dzieciom to co sami przecież pamiętają.”
1.Być może 5% rodziców, z tych nadopiekuńczych 🙂
Jeżeli licealista potrzebuje nadzoru i wsparcia z takich „michałków” to jest niedojrzały intelektualnie i społecznie do nauki w liceum 🙁
2.Wytłumaczą to co sami pamiętają? Którzy z nich pamietają, że przed oddaniem władzy, gen. Jaruzelski układał się (i o co?) z Rockefellerem, od którego usłyszał:”nie odzywaj się. Ty lepiej milcz bo pogarszasz jedynie swoją sytuację?”
Ta lista jest bardzo długa do „pamiętania”. Polecam wszystkim rozmowę faszystki z lewicowym publicystą:
https://www.youtube.com/watch?v=PIIBokVStn0
Interesująca jest też część druga:odpowiedzi na pytania
@Krzysztof Cywiński
1. Żadnego myślącego rodzica (nawet nadopiekuńczego) nie będzie interesowała ocena dziecka z HiTu, będziemy oglądać podręcznik z ciekawości co i jak tam przedstawiono, ja w każdym razie to poczytam, prawdopodobnie w przeciwieństwie do mojego dziecka. Rodziców licealistów interesują dwa tematy: kontakt do korepetytora z rozszerzenia z przedmiotów ścisłych oraz (mniejszą grupę) kontakt do psychiatry, psychologa, a nie osiągnięcia dziecka (lub ich brak) z HiTu. 2. B.lubię tę faszystkę- bo to piękna, inteligentna, dowcipna kobieta z klasą i obdarzona empatią (kobiety bez empatii mają zawsze brzydkie twarze, więc ich brak empatii tłumaczę sobie frustracją kobiety wynikającą z braku powodzenia u mężczyzn- zwłaszcza ostatnio mocno zauważalne w mediach społecznościowych) . Lewicowych publicystów lubię trochę niestety mniej, ten jest chyba dowcipny , więc to już coś. Słucham jej programów zawsze jak mam fazę na sprzątanie, bo są b.długie, więc przyjdzie czas, że i tego odcinka w całości posłucham. A dzieciom każdy z nas przekaże wersję historii zmanipulowaną przez własne doświadczenia i wspomnienia. Ja przypominam, że nie miałam 18 lat w 89 r, więc miałam szczęście , że nie dokonywałam wcześniej żadnych poważnych wyborów, które musiałabym teraz jakoś usprawiedliwiać (nie mam też szczególnych skłonności do rozliczania innych), no i na dodatek nie byłam z PGR ani łódzką szwaczką, więc nie mogę mieć też nawet żalu do Balcerowicza. Wybory geopolityczne w ocenie mojego pokolenia też są jakby prostsze niż dla pokolenia starszego, z dwojga złego wybieramy mniej więcej to samo zło, w starszym pokoleniu są bardziej urozmaicone wizje w tym temacie, wynikające wcale nie ze szczególnej wiedzy, tylko z osobistej historii wypowiadającego się.
Róża
Co Pani tak z tymi korepetycjami bez przerwy. Naprawdę trzeba ciągle podpierać ten mit, że bez korepetycji się nie da. Albo, z drugiej strony, że jak ktoś niezbyt zdolny i pracowity to korepetycje cokolwiek pomogą. A potem minister cynicznie wmawia wszystkim, że korepetycje są z winy nauczycieli i on to zjawisko, dla dobra rodziców i uczniów, zlikwiduje rozporządzeniem.
@pasitek
Nie zajmuję się rozliczaniem winy, przyczyny leżą i po stronie uczniów niespełniających nadmiernych oczekiwań rodziców, i nauczycieli, i nienajlepszych zasad rekrutacji do LO, nawet źle sprofilowanych klas. Jeżeli tworzy się profil biol/chem/ang bez rozszerzenia matematyki albo fizyki, to z góry wiadomo, że dzieci , które idą na medycynę, tego trzeciego przedmiotu potrzebnego im w rekrutacji w całości muszą się nauczyć na korepetycjach. I wiedzą to zarówno rodzice jak i nauczyciele. Wg badań 1/3 uczniów korzysta z korepetycji. Na etapie szkoły podstawowej wnioski można wyciągnąć z wyników egz.8 klasisty. Najlepsze są z ang.( 66 proc.). Z polskiego wynik powyżej 90 proc.miało 2,8 proc.uczniów, z matematyki 7,5 proc., a z ang.aż 32,8 proc.(2021r.). Czyli egzaminy mają taki poziom trudności, że ok.1/3 uczniów mogłaby je napisać bardzo dobrze, ale piszą je tak, jeżeli uczą się prywatnie, bo angielskiego masowo uczą się poza szkołą na kursach i korkach. W szkołach średnich korepetycje do matury rozszerzonej nie są żadną tajemnicą, to wiedza powszechna wśród uczniów, rodziców i nauczycieli. Nie korzysta się z nich w najsłabszych szkołach średnich (bo nie miałoby to i tak sensu) i w niewielkim zakresie korzysta się w najlepszej, bo mają dobrych nauczycieli i w miarę najlepiej opracowane zasady rekrutacji. Czy jeżeli 1/3 uczniów ma korepetycje, to najlepiej o tym nie wspominać i wtedy przestaną je mieć? Dzieci nauczycieli, te naprawdę zdolne i ambitne, przecież też je mają.
Nie korzysta się z korepetycji w najlepszych szkołach, bo tam są uczniowie z automotywacją, zdeterminowani aby osiągnąć sukces na drodze żmudnej i wytrwałej pracy własnej. A w tym podejściu utwierdzają się w trakcie wzajemnych relacji. Być może nauczycieli też mają dobrych (co to pojęcia oznacza, by the way), ale ta kwestia nie ma tu nic rzeczy. O sukcesie , utożsamianym tu z osiągnięciem wysokich wyników na egzaminach, decyduje ilość czasu i jakość kontaktu z przedmiotem nauki. Korepetycje mogą być co najwyżej katalizatorem postępu w nauce, ale nie jego głównym źródłem.
@Róża
1.”Jeżeli tworzy się profil biol/chem/ang bez rozszerzenia matematyki albo fizyki, to z góry wiadomo, że dzieci , które idą na medycynę, tego trzeciego przedmiotu potrzebnego im w rekrutacji w całości muszą się nauczyć na korepetycjach. ”
A jaki ,w przypadku medycyny, jest ten trzeci przedmiot? 🙂
2.Zwycięzca Olimpiady Chemicznej z I LO sprzed 2 lat sam się przygotowywał do startu.
3.” Nie korzysta się z nich w najsłabszych szkołach średnich (bo nie miałoby to i tak sensu)”
Korzystają aby osiągnąć 30% z matematyki. 🙂
Nie wiem, ale się wypowiem? 🙂
@pasitek
Nawet w najlepszych szkołach korzystają z korepetycji: przede wszystkim z języka obcego ( głównie angielski), w klasach IB uczniowie planujący studia za granicą. Dochodzi grupa młodych ludzi, którzy nie musieliby, ale mają nadopiekuńczych rodziców lub „dmuchających na zimne”. Wreszcie w najlepszych liceach są uczniowie wykształceni ponad miarę swojej inteligencji i zdolności: bez korepetycji nie mieliby szans na promocję do następnej klasy. Wreszcie przewlekle chorzy i ciężko kontuzjowani (narty, rower i inne sporty ekstremalne). Pewnie kogoś jeszcze pominąłem. 🙂
@Krzysztof Cywiński
1. Ten trzeci przedmiot to właśnie matematyka albo fizyka, np.na WUM w rekrutacji wynik z matematyki (poziom podstawowy) jest przeliczany z zastosowaniem mnożnika 0,7 , a wynik na poziomie rozszerzonym z mnożnikiem 1,0. 2. Pisałam o korepetycjach do matury rozszerzonej, nie wiedziałam, że w najsłabszych szkołach porywają się na rozszerzenie z matematyki… 3. Poza tymi przypadkami korzystania z korepetycji, które Pan wymienił dorzuciłabym jednak olimpijczyków ze szkół nieolimpijskich, w których słyszą od swoich nauczycieli „ale po co, to jest za trudne, ucz się lepiej do matury”. No i jest też często problem w biol/ chemach, w których w rekrutacji do LO wystarczy ocena z biol., a nie chemii, bo tam trafiają do jednej klasy dzieci świetne z matematyki i chemii i dzieci nierozumiejące tych przedmiotów. Wtedy na zebraniu toczy się bój o chemię między rodzicami zgłaszającymi problem: „pani za dużo zadaje, za dużo wymaga, klasówki robi za trudne”, a rodzicami dzieci, które mają zdolności ścisłe i zależy im na wysokim wyniku z matury. Któraś z tych grup wygrywa, a druga idzie na korki i czasem właśnie ta lepsza grupa idzie, zwłaszcza jak jest nieliczna i poziom dostosowany jest do słabszych. 4. „Nie wiem, ale się wypowiem?”- no naprawdę Pan musiał? 😉
@pasitek
„Nie korzysta się z korepetycji w najlepszych szkołach, bo tam są uczniowie z automotywacją…Być może nauczycieli też mają dobrych, ale ta kwestia nie ma tu nic do rzeczy”
Ciekawa ocena najlepszych szkół, wynika z niej, że nauczyciele są w nich zbędnym elementem, wystarczy przeprowadzić rekrutację, wybrać najzdolniejszych z ambicjami, potem można zamknąć szkołę na 4 lata (można zostawić jakąś szkolną stołówkę jako miejsce do tego „utwierdzania się w trakcie wzajemnych relacji” , a po 4 latach ci autozmotywowani niech tylko przyjdą napisać na maxa matury, po drodze trochę olimpiad porobią. Nie wiem skąd u nauczycieli taki lekceważący stosunek do tych spośród własnej grupy zawodowej, którzy się w czymś wyróżniają. Niektórzy z kolei są świetni w relacjach z uczniami i to też nie budzi zachwytu pozostałych. Dla mnie to oryginalna koncepcja- nie należy wspominać o korepetycjach, nie należy wspominać o dobrych nauczycielach, wszyscy nauczyciele są tacy sami, to tylko uczniowie się różni trafiają. Domyślam się dlaczego nie należy. Tylko jak społeczeństwo ma doceniać nauczycieli, jak oni sami wzajemnie nie potrafią szanować swoich osiągnięć.
@Róża
Zaskakująca reakcja.
Gdzie w mojej wypowiedzi dopatrzyła się Pani:
1. Próby oceny najlepszych szkół?
2. Lekceważenia nauczycieli (zarówno najlepszych, jak
też jakichkolwiek)?
3. Że nie należy wspominać o korepetycjach i o najlepszych nauczycielach?
Powtórzę wobec tego, to co o co chodziło mi w kwestii korepetycji.
1. Korepetycje nie są panaceum na sukces edukacyjny. Rozwijam myśl – nie wystarczy posłać dziecko na korepetycje i już się załatwi to czego się oczekuje ( 30 % na podstawowej z matematyki, albo 95% na rozszerzonej z obcego). Potrzebne jest jeszcze zaangażowanie podmiotu.
Pytanie zasadnicze przy okazji – dlaczego tego zaangażowania nie ma na lekcjach, a na korepetycjach jest?
2. Korepetycje nie są zjawiskiem złym, jak usiłuje to przekazać społeczeństwu pan minister, wynikającym z niewłaściwego funkcjonowania szkoły, a zwłaszcza złej pracy nauczycieli.
Nota bene, czy w tym stanowisku nie ma zawoalowanego machiawelizmu (rodzice vs. nauczyciele)
No i jeszcze przy okazji – kto, wg Pani, jest tym dobrym/ najlepszym nauczycielem?
Jako przykład inspirujący do skupienia uwagi: nauczyciel historii w renomowanej szkole, laureaci olimpiad rok w rok, splendor, zaszczyty, etc. a z drugiej strony na lekcji w klasie biol – chem. stosuje wypowiedź „za jakie grzechy muszę się z wami męczyć, przecież wy, kujony, nic nie rozumiecie, szkoda na was czasu”.
A może jest nim ten, który ma najwięcej chętnych na korepetycjach?
@pasitek
Ta myśl, że nie wystarczy dziecko posłać na korepetycje to taka oczywista oczywistość, są powiedzonka na ten temat, ale zawierają brzydkie słowa. Nie uważam, że jedyną przyczyną szczególnych osiągnięć uczniów jest automotywacja i ich wzajemne oddziaływanie. I nie uważam, że jedyna przyczyna konieczności skorzystania z korepetycji leży zawsze wyłącznie po stronie ucznia. Ten nauczyciel historii z opowieści jest wg mnie dobrym nauczycielem, może jest zakutym łbem w dziedzinie stosunków międzyludzkich albo ekscentrykiem. A ci z tego biol/chemu może jednak trochę przewrażliwieni albo lubią się oburzać, bo dla nich historia to nie jakieś wyzwanie intelektualne, tylko „michałek”. Dobrze jak dziecko w szkole ma nauczyciela, do którego może przyjść i powiedzieć, że chce iść na olimpiadę. I jak ma nauczyciela, do którego może przyjść i powiedzieć, że nie chce mu się żyć. Jeden i drugi to dobry nauczyciel.
@Róża
Moja wspaniała dziewczyna, sporo energii włożyła w moją edukację nt. „ostatnie zdanie musi należeć do kobiety.” Od tamtej chwili obserwuję tego rodzaju zachowania ze zrozumieniem, z uśmiechem, ale bywa, że i z uśmieszkiem 🙂
Ponownie zacytuję Pani wpis:
„Jeżeli tworzy się profil biol/chem/ang bez rozszerzenia matematyki albo fizyki, to z góry wiadomo, że dzieci , które idą na medycynę, tego trzeciego przedmiotu potrzebnego im w rekrutacji w całości muszą się nauczyć na korepetycjach.”
1. Na 18 uczelni medycznych w 10 kwalifikuje się na podstawie dwóch przedmiotów R. Medycynę można studiować na podstawie 2 xR w Zielonej Górze, W Poznaniu, w Szczecinie, w Gdańsku, W Białymstoku, w Łodzi, w Kielcach, w Rzeszowie, w Katowicach i w Opolu, czyli w całej Polsce. Elitarna Warszawa, Kraków i Wrocław są dla uczniowskiej elity, a i to dotyczy wydziałów lekarskiego i stomatologii, czyli dwie spośród ok. dwudziestu medycznych specjalności i ok. 1000 studentów, z których pewnie 20% (lun więcej) to finaliści olimpiad. Chciałaby Pani finansować i uszczęśliwić całą ćwierćmilionową armię licealistów trzema rozszerzeniami ? Połowa „miauczy”, że musi mieć jedno.
2. W szkołach z międzynarodową maturą są 3 przedmioty R, ale wśród nich obowiązkowy jest język, więc zostają dwa R na medycynę w Polsce. W tych szkołach uczy się b. zdolna i pracowita młodzież.
3.W gliwickim I LO jest klasa o profilu mat-biol-chem + rozszerzony j.ang. dla całej szkoły (w czerwcu, jeszcze przed rekrutacją organizowany jest wymagający egzamin kwalifikacyjny z j. ang.). Za organizację odpowiednich siatek godzin odpowiadają samorządy. Mogę wskazać Technikum Informatyczne, w którym jest rozszerzona geografia z podstawową matematyką: „normalnie HiT” 🙂
Ponieważ Pani wpis był tak autorytatywny w tonie, więc nie mogłem sobie darować 🙂
@Róża
Cytat z Pani:
„Poza tymi przypadkami korzystania z korepetycji, które Pan wymienił dorzuciłabym jednak olimpijczyków ze szkół nieolimpijskich, w których słyszą od swoich nauczycieli „ale po co, to jest za trudne, ucz się lepiej do matury”.
Myślę, że naprawdę muszę: nie wie Pani o czym pisze. Olimpiady z języków obcych, matematyki, fizyki, astronomii i informatyki są dla nielicznych, powiedzmy, że dla tych, którzy legitymują się oceną celującą z tych przedmiotów. Kryteria dla tej oceny wymagają od ucznia sukcesów w konkursach i takim uczniom nauczyciele nie odmawiają wsparcia 🙂
@Krzysztof Cywiński
1. Znam studentów i absolwentów w większości tej „elitarnej” medycyny. Medycyną jest dla nich lekarski, a nie np.dietetyka. Wynikami z rozszerzenia z matematyki i chemii podnosili sobie punktację, bo słabiej zdawali biologię. Jak nie mieli rozszerzenia z matematyki, to uczyli się jej na korepetycjach.
2. Te Pana kłótnie z Pana wspaniałą dziewczyną z temperamentem muszą być ciekawe. Bo Pan lubi teksty: „nie wie pani o czym pisze”, „ nie wiem, ale się wypowiem”. Rozumiem, że uważa Pan, że wyłącznie od zdolności i pracowitości ucznia zależy czy nauczyciel pomoże mu przygotować się do olimpiady, nie ma zupełnie znaczenia w jakiej jest szkole i kto jest tym jego nauczycielem. Nie podzielam Pana poglądu. Nauczycieli, którzy to robią i potrafią jest niewielu w skali kraju, często się znają. W Rankingu Perspektyw 2022 w rankingu maturalnym np.szkoła na 20 miejscu ma WSK 85,14, a ta z 50 miejsca ma WSK 79,10. To niewielka różnica w stosunku do szkoły z miejsca I, prawdopodobnie jest w tych szkołach wielu uczniów o podobnych b.dużych zdolnościach. Ale jak przejdziemy do rankingu olimpijskiego różnice między szkołą z I miejsca a dwudziestą czy pięćdziesiątą stają się ogromne. WSK dla szkoły na miejscu 20 spada do 16,6, a szkoły na miejscu 50 do 6,08. Zna się Pan na matematyce lepiej ode mnie, czy takie samo lub zbliżone jest prawdopodobieństwo, że tak samo zdolni uczniowie zostaną olimpijczykami bez względu na to, w której z tych szkół się będą uczyć? Nie musi mi Pan tak dokładnie tłumaczyć na czym polegają olimpiady, ja wyszłam za olimpijczyka 😉