Nauczycielki chcą być członkiniami, a nie członkami
Protokoły przebiegu matury nie przewidują form żeńskich, mimo że to kobiety najczęściej je wypełniają. Nauczycielka jest więc przewodniczącym zespołu egzaminacyjnego, członkiem oraz nauczycielem. Uczennica także jest zawsze uczniem, a zdająca maturę jest wyłącznie zdającym. Przynajmniej w protokole, gdzie formy męskie są wydrukowane. Jak jest w mowie, zależy od prowadzącej lub prowadzącego.
Koleżanka, którą poprosiłem, aby podpisała, że jest „członkiem zespołu”, odmówiła. Stwierdziła, że jest „członkinią”, więc taką formę chce wpisać. Tak też zrobiła. W tym roku nie było mi dane pracować na maturze w towarzystwie mężczyzny, więc miałem do czynienia z nauczycielkami, członkiniami itd. Wszystkie osoby, które miały na to ochotę, przekreślały formę męską i wpisywały żeńską.
Zastanawiam się, jak ja bym się czuł, gdyby w protokole były wpisane wyłącznie formy żeńskie. Byłoby to nawet uzasadnione, gdyż mężczyzna trafia się rzadko. Gdyby padło na mnie, na pewno przekreśliłbym z oburzeniem wyraz „przewodnicząca” i zastąpił go formą męską. Tak samo nie zgadzałbym się, że jestem członkinią czy nauczycielką. W pełni więc rozumiem oburzenie kobiet. Najwyższy czas zmienić wzory protokołów i innych druków w szkole, bo budzą opór znacznej części nauczycielek.
Komentarze
Czy aby na pewno żeński odpowiednik członka to członkini? Co na to anatomki?
Czy naprawdę w polskiej ruinie edukacji nie ma poważniejszych problemów?
@Gospodarz
No i będzie Pan bronił miejskich urzędasów z PO czy TRANSPARENTNOŚCI wydatków rozrzutnego łodzkiego ratusza, który za to na szkoły skąpi … 😉
https://www.onet.pl/informacje/radiolodz/radni-kontra-miejscy-urzednicy-spor-na-sesji-rady-miejskiej-w-lodzi/dqsm5kd,30bc1058
@Gospodarz
A jak już wszędzie zmienimy język, to tak jak cieciom od zamiany w gospodarzy domów, a Cyganom od zamiany w Romów od razu zrobi się lepiej pod każdym względem … 😉
„Wszystkie osoby, które miały na to ochotę, przekreślały formę męską i wpisywały żeńską.”
Nie jestem fachowcem, ale mam nadzieję, że znajdzie sie taki i mnie oświeci. Otóż, jak ktoś nazywa się sam w rozmowie prywatnej ze znajomym (znajomczynią), to jego sprawa (spraw) i jego dżędera (dżędertyczki). Natomiast, w dokumencie oficjalnym, to już chyba nie. W pragmatyce biurokratycznej obowiązują chyba scisle określenia funkcji czy stanowisk słuzbowychi tak długo jak nie zostaną one zmienione zgodnym z prawem rozporządzeniem, lepiej chyba nie pozwalać sobie na dowolność w tej materii (nawet kosztem dżęderowych rozterek). Można się bowiem obawiać, że taki pokreślony, z pozmienianymi – co z tego że hiperpostępowo – przyrostkami, końcówkami i innymi członkiniami może być bowiem uznany z nieważny. Łatwo sobie, na przykład, wyobrazić, że jakiś niezadowolony z wyniku egzaminu maturzysta (maturzystczyni), mający cwanego prawnika za ojca, za jego poradą zakwestionuje legalność protokołu podpisanego przez ‚Przewodniczkę Komisji’ i zażąda powtórzenia całego tego cyrku maturalnego w skali kraju; czemu nie, jeżeli to będzie protokół (protkólówka) ogólnokrajowa. Czemu ja mam płacic za to z moich podatków, nawet jeżeli ubaw będę miał przedni?
plaskostopiec
14 MAJA 2021
11:33
Czy naprawdę w polskiej ruinie edukacji nie ma poważniejszych problemów?
„Zmiana” zaczyna się od języka. Aby coś zmienić, to trzeba zacząć od tego, aby to adekwatnie nazwać.
Nazwanie się „członkinią” zamiast „członkiem” to sygnał przemian jakie się dokonały w sposobie myślenia polskich kobiet. To sygnał, że przestają się godzić na drugorzędną rolę w przestrzeni społecznej. Sygnał, że chciałyby być traktowane po partnersku, tzn. aby ich poglądy w każdej sprawie były rozpatrywane na tym samym poziomie co poglądy mężczyzn i decyzje też od nich zależały.
Ale tego nie można pogodzić z nauką społeczną Kościoła i prawem kanonicznym.
I mamy pat, a nawet szach i mat.
Radziłbym ci uznać, że jednak to jest poważny problem. Zwłaszcza, że kobiety żyją dłużej i jest ich więcej. Również – są statystycznie lepiej wykształcone i mają przez to coraz większy wpływ na wszystkie dziedziny życia, co było widać na strajkach związanych z aborcją.
Jeśli ktokolwiek ma odsunąć od władzy hierarchię kościelną i PiS, to zrobią to one – kobiety. Sprzeczność interesów jest w tym wypadku nie do pogodzenia.
Kiedyś załatwiano to odpowiednimi tytułami, np. „07 zgłoś się”… 😉
Ale przecież nie tylko to – jak Mariusz Cieślik napisał wczoraj (za portalem dziennika „Rzeczpospolita”):
„Za komuny było lepiej – trzeba to w końcu jasno powiedzieć. Nie we wszystkim, rzecz jasna, ale jeśli chodzi o kulturę, to z pewnością.
Nie chodzi mi tylko o kulturę przez duże „K” spod znaku Andrzeja Wajdy czy Marka Grechuty. Polska popkultura czasów PRL-u była dużo ciekawsza i stała na wyższym poziomie niż współczesna, mimo że na zdrowy rozum tak być nie powinno.
No bo jakże to? Żyjemy w czasach, gdy w kulturze masowej liczy się tylko wynik finansowy. Produkty powinny być zatem maksymalnie dopracowane, by przynieść jak największy zysk. Niestety, nie w Polsce. U nas wybrano inną drogę: robić jak najtaniej, bo a nuż uda się zarobić. Jeśli się nie uda, to trudno, inwestycja nie była duża i można to jakoś przeboleć. Kto widział filmy Patryka Vegi albo polskie komedie romantyczne, wie, o czym mówię. Kto ogląda krajowe wyroby serialopodobne i słucha miejscowej muzyki pop – również.
Prawdę, że za komuny było lepiej, objawiły mi ostatnie, bardzo skądinąd smutne, wydarzenia. Oto w dniu śmierci Bronisława Cieślaka zdarzyło mi się obejrzeć jeden z odcinków serialu „07 zgłoś się”. Z autentyczną przyjemnością. Owszem, to propaganda, kreująca nieprawdziwy obraz milicji, ale jak to wszystko jest profesjonalnie podane! W 30-leciu wolnej Polski nie ma kryminalnego serialu, który osiągnąłby podobny poziom. Włącznie z „Ekstradycją”. A muzyka popularna? Czy widać gdzieś następców zmarłego niedawno Krzysztofa Krawczyka? Nie ma dziś w Polsce wokalisty o porównywalnej charyzmie i głosie, który śpiewałby równie dobre piosenki. Nie inaczej jest z literaturą popularną. W związku z wydaniem kontynuacji cyklu Alfreda Szklarskiego („Tomek na Alasce” opracowany przez Macieja Dudziaka na podstawie notatek) warto sięgnąć po stare „Tomki”. To literatura przygodowa na światowym poziomie. Po latach świetnie bronią się także powieści Edmunda Niziurskiego czy Adama Bahdaja (i kultowe seriale realizowane według nich, choćby „Stawiam na Tolka Banana”). Z dzisiejszych autorów podobny poziom osiągnął tylko Rafał Kosik.
Jaki z tego wniosek? Ano pewnie taki, że w czasach PRL-u nie mieliśmy dostępu do zachodniej popkultury i musieliśmy sięgać po własną. To z kolei stworzyło masę krytyczną i pośród wielu przeciętnych seriali, piosenek czy książek powstało też całkiem sporo wybitnych. O naszej współczesności nie da się tego, niestety, powiedzieć”.
@kwant25
>„Zmiana” zaczyna się od języka. Aby coś zmienić, to trzeba zacząć od tego, aby to adekwatnie nazwać.<
Warto się uczyć z doświadczenia – takie zabawy NIC nie zmieniają, co najwyżej zmiany ośmieszają … 😉 Co przetrenowano u początków bolszewickiej Rosji – Suworow/Rezun przytacza przykład "nowoczesnego" modnego wtedy skrótowca (żeby było INACZEJ niż w starym, zgniłym świecie) "zamnarkompomordie" czyli "zastępca ministra obrony do spraw morskich" (Zamiestitiel' narodnogo komissara po morskim diełam!) … 😉 Po 23 latach tow.Stalin uznał, że dość zabawy i wrócono do tradycyjnych stopni – lejtnantów, kapitanów, majorów, pułkowników i generałów oraz marszałków – za unieważnionymi dziwolągami nikt nie płakał …. 😉
Ej, ale „członkini”, to nie jest chyba nowość? Wydaje mi się, że słowo było w użyciu, odkąd pamiętam (jestem po 40). Nie mógłbym powiedzieć o kobiecie „pani członek”, bo to brzmi śmieszno-wulgarnie 🙂
Przypominam, że polska edukacja była w runie i poróbstwie z Tuska. Teraz wstaliśmy z kolan i znów liczymy, kto na bruk – nawet nafta się nie zestarzała:
Rżnij kałamarzem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
„Bujać – to my, panowie szlachta!”
https://tvn24.pl/premium/prestiz-pensje-pensum-co-minister-czarnek-chce-wywolac-kolejny-strajk-nauczycieli-5093866
Ci, którzy sztucznie zmieniając język uważają, że w ten sposób zmieniają rzeczywistość, przypominają mi osoby zabobonne usiłujące zmieniać rzeczywistość zaklęciami. Tylko dlaczego swoimi zabobonami i fobiami zawracają głowę innym? A podobno nauczycielki to osoby dobrze wykształcone…
„Nie mógłbym powiedzieć o kobiecie „pani członek”, bo to brzmi śmieszno-wulgarnie”
To są te subtylności: pani profesor i profesorka, niby to samo, a jednak…
„Członkini koła gospodyń wiejskich” brzmi OK, ale „członkini Senatu RP” albo „członkini plutonu egzekucyjnego”? Wracając do naszych baranów (baranek): „nauczycielka podstawówki/liceum” versus „nauczycielka akademicka”?
Z postępowczyniami jest wciąż ten sam kłopot – wciąż wpadają w zapętlenia logiczne. W rzeczonej kwestii twierdzą, że we wszytskim chcą być, a może już są, takie same jak chłopy, a w słownictwie akurat na odwyrtkę. Jakaż ta niekonsekwencja jest uroczo staromodnie kobieca.
Poza tym, czlowiek, który jak jaki idiota usiłuje trzymać się staromodnej logiki
belferxxx
14 MAJA 2021
17:24
Ryszard Kubaszko
14 MAJA 2021
19:56
Z jednej strony zestawianie zachowania kobiet z tym co przetrenowano w bolszewickiej Rosji, a z drugiej powątpiewanie, że nauczycielki to osoby dobrze wykształcone. Osobliwe macie poglądy.
@kwant25
W bolszewickiej Rosji, poza tym, że mordowano(się) na potęgę, w modzie był skrajny(!) PROGRESYWIZM w różnych dziedzinach, również obyczajowej i nazewniczej … 😉 Co nie dziwi, biorąc pod uwagę genezę tej rewolucji …
@Ryszard Kubaszko,
Zabieraj czarnuchu swoją czarną ****! wrzasnął gniewnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem – zgodnie z lokalną tradycją językową, czyli uzusem – czerwony kark z Karoliny Południowej do jakiegoś Czarnucha, który w kolejce po zasiłek stanął był kilka minut wcześniej. Czy Czarnuch ma prawo do skargi za zwrócenie się do niego z małej litery? W końcu każda próba wykorzenienia z języka polskiego czarnucha, żydka, chałaciarza, asfaltu, ciapatego, arabusa, pislamisty, k**** i pedała to sztuczny zamach na tradycję językową, jakże głęboko zakorzenioną w naszej ponadtysiącletniej narodowo-chrześcijańskiej cywilizacji. To zamach na polskość!
@ kwant25, 16.45:
,,„Zmiana” zaczyna się od języka. Aby coś zmienić, to trzeba zacząć od tego, aby to adekwatnie nazwać.
Nazwanie się „członkinią” zamiast „członkiem” to sygnał przemian jakie się dokonały w sposobie myślenia polskich kobiet. To sygnał, że przestają się godzić na drugorzędną rolę w przestrzeni społecznej.”
Zdecydowanie tak. Fakt, że słowo ,,jajnik” jest jeszcze rodzaju męskiego, to po prostu przerażające.
@plaskostopiec
Studentek jest już w Polsce z pewnością więcej niż studentów. Ostatnie bastiony męskości to informatyka, elektrotechnika, pewnie górnictwo. Nauczycielek akademickich na najniższych stopniach awansu zawodowego jest prawdopodobnie tyle samo lub nawet więcej niż akademickich nauczycieli. Dlatego „nauczycielka akademicka” brzmi już zupełnie neutralnie. Różnice występują jeszcze na starszych szczebelkach, wciąż jest więcej profesorów niż profesorek, język giętki nie musi chyżo nadążać za zmianami dostatecznie powolnymi.
Gdy czytał Pan Siłaczkę, co Pan o niej sobie myślał? Z ludu była czy zubożałej szlachty? A jakiż był jej status rodzinny? Ach, „Panna Stasia”. Do wybuchu II WŚ w niektórych regionach Polski, bodaj na Śląsku, szkolna nauczycielka z chwilą zajścia w ciążę traciła posadę. Albowiem, azaliż, nie będzie baba męża utrzymywać; ani stanowiska pracy zajmować innemu mężowi szlachetnemu, który z państwowej posady chciałby rodzinę utrzymać.
Kiedy kobiety dopuszczono do studiowania? Kiedy do uniwersyteckich katedr? Kiedy do kierowania laboratoriami badawczymi? Ile kobiet doliczy się Pan dziś, w XXI wieku, wśród członków rzeczywistych PAN? Ile razy usiłowano Marię Skłodowską-Curie wybrać do Francuskiej Akademii Nauk? Dwie nagrody Nobla to było mało na członka, jak się nie miało członka?
Czyżby więc był czas, gdy „studentka” była okazem jeszcze bardziej rzadkim niż dziś profesorka? Co na to ówczesny język polski? Po cóż tworzyć w nim byty niemające odzwierciedlenia w życiu? Ach, w XIX wieku, a wcześniej to już na pewno, nauczycielki były powszechnym zjawiskiem przyrodniczym i język polski w ogóle się tej żeńskiej formie męskiego zawodu nigdy nie dziwował!
Skąd brały się Siłaczki, powtórzę, i doktorzy Obareccy, a zwłaszcza tak znamienici profesorowie, jak doktor Wilczur? Z ludu pracującego miast i wsi, jak to upowszechniło się w PRL-u? No przecież wykształcenie przed PRL-em było tak piekielnie kosztowne, że z całą pewnością nie. Nie w Polsce. Prędzej Kopernik byłaby kobietą niż chłopem.
A kimże był chłop pańszczyźniany, jeśli nie białym niewolnikiem?
A stąd już tylko mały kroczek do Lennonowego Woman is the Nigger of the world – i tym sposobem zatoczyliśmy językowe koło, sukces dowodący kulistości Ziemi: od Czarnucha przez Siłaczkę do Niggera.
@Płynna nierzeczywistość
Niektórym się wszystko z d*** kojarzy. A tobie z łamaniem politpoprawności …. w USA … 😉
@Płynny rzeczywistość
„Studentek jest już w Polsce z pewnością więcej niż studentów. ”
Ależ już od dawna było ich całkiem sporo. Za moich studenckich czasów były kierunki, które zdaniem dżęderczyń, były podobno kulturowo ukierunkowane, nomen omen, na studentów z członkami, a które były wręcz sfeminizowane. Obecnie również znam takie, gdzie członkowie wśród członkiń są jak igły w stogu. No ale to było za komuny, więc skąd dzisiejsze bojowniczki (nie mylić z męskimi spodniami!) mogą o tem wiedzieć – one tamteczasy w Polsce znaja z propagandowych przekazów o nieiestniejącym kraju i czarnej dziurze historii; pardon- herstorii. Zamiast tego całkiem dobrze znają tamte czasy w US, które nawet w propagandowym przekazie rodem z Holywood faktycznie pokazują dość wyraźne niedoreprezentowanie,
czy wręcz brak reprezentacji, członków damskich na uczelniach. I z tym tak naprawdę walczą myślą, czynem i zwłaszcza słowem, niczem Kościuszka z Puławską. Kopernik w PRLi jak najbardziej była kobietą i wcale nie chciała być jak najprędzej chłopem ani chłopstwa członkiem. Wręcz przeciwnie! Znałem taką jedną; dzisiaj pewnie musiałbym ja nazywać Koperniczką.
Co zaś do kobiety zwanej Siłaczką…
„Gdy czytał Pan Siłaczkę, co Pan o niej sobie myślał?”
Gdy czytałem, to sobie myślałem, żeby się jak najprędzej skończyła. Za słaby byłem siłacz na takie lektury. Gdyby ktoś założył Akademię Ignorantów Literackich, pewnie jak najprędzej zostałbym jej członkiem.
Maciej2 Zgadzam sie.Nazywanie kobiety czlonkiem brzmi wulgarnie i smiesznie. Slowo to nabralo tak scisle anatomicznego kontekstu,ze i w odniesieniu do mezczyzn nie jest najlepsze 🙂 Jesli ktos tego ne dostrzega, to pewnie z powodu specyficznej gluchoty jezykowej.
@Płynna nierzeczywistość
Studentek nie JUŻ jest więcej niż studentów – tak było PÓŁ WIEKU temu już w PRL (to nie USA, gdzie na Caltechu pierwsze studentki pojawiły się koło roku 1965!) – chłopcy masowo szli do zawodówek i techników oraz prawdziwej dobrze płatnej roboty… 😉 Dziewczynki w LO (typowy wybór) byly staranniejsze i dojrzalsze od chłopców, ładnie prowadziły zeszyty i potem studiowały na jakimś SGPiS czy innych studiach administracyjnych, „humanistycznych” albo nauczycielskich żeby zrobić typową kobiecą karierę … 😉
belferxxx
14 MAJA 2021
22:52
Myślę, że „progresywizm” po prostu – jest nieunikniony. Zależy jednak to od tego, kto i w jaki sposób to zjawisko rozumie. Co mam na myśli ? Przeczytaj.
https://progg.eu/co-oznacza-dzisiaj-w-polsce-progresywizm/
Natomiast wiele wypowiedzi na blogu świadczy o kryzysie współczesnego mężczyzny, który nie wie jak się zaadoptować do rzeczywistości, która obecnie nas otacza.
@kwant25
W „progresywizmie” chodzi ZAWSZE o ZMIENIANIE w imię „postępu” (z angielska/rosyjska „progress”!) – nie ma znaczenia CENA, nie mają znaczenia SKUTKI (zwłaszcza te NEGATYWNE), pogląd na to co jest tym „postępem” też, ale najważniejszą wartością jest ZMIANA – jakakolwiek… 😉 RZECZYWISTOŚĆ zmieniać jest trudno i ona zmienia się powoli, za to SŁÓWA zmienia się łatwo i jednym ukazem – dlatego PROGRESYWIŚCI tak walczą o zmiany słów – choćby najgłupsze, byle RADYKALNE i SPEKTAKULARNE … 🙁
belferxxx
15 MAJA 2021
18:45
Ty to rozumiesz tak, a ja tak. W końcu na blogu chodzi o to, aby mieć nie pierwsze lecz ostatnie słowo. Teraz ja mam ostatnie – kolej na ciebie.
.
Progresywizm to faktycznie dość nowe pojęcie i za bardzo nie wiadomo, co się za tym kryje, tym bardziej, że najczęściej używa go Biedroń albo Śmiszek. Ale prawdziwa tragedia stała się ze znaczeniem pojęcia jak najbardziej przez lata ugruntowanego w polszczyźnie, mianowicie konserwatyzmu. I nie tu problem, że , przykładowo, progresywiści źle mówią o konserwatyzmie. Gorsze znacznie jest to, co o konserwatyzmie mówią ludzie sami mieniący się konserwatystami! To mniej więcej takie porównanie, jak konserwy do konserwatorium. No, ale jeszcze gorszy los spotkał biednego liberała i tylko trochę dziwne, że nie przytrafiło się to żadnej liberałce.