Wszystkie licea chcą być matematyczne
Współczuję absolwentom podstawówek, którzy mają zainteresowania humanistyczne. Niedługo nie znajdą w mieście liceum, w którym mogliby rozwijać swoje pasje. Szkoły nastawiają się bowiem na przedmioty ścisłe. Co klasa, to z rozszerzoną nauką matematyki. Łódź niedługo będzie zagłębiem matematyczno-fizycznym.
Idą więc humaniści do szkół, które chcą zrobić z nich dobrych matematyków. Cel słuszny, nie przeczę. Polsce brakuje inżynierów. Jednak wykonanie fatalne. Matematycy nie spodziewają się humanistów w matfizie, więc uczą po staremu – jakby mieli do czynienia z samymi umysłami ścisłymi. Po paru lekcjach okazuje się, że większość dzieci nie nadaje się do tej klasy. Jest płacz i zgrzytanie zębów. Wściekli są też nauczyciele, bo wyniki mają coraz gorsze. No cóż, koleżanki i koledzy, trzeba się urobić po pachy, a płacą marnie.
Humaniści muszą chodzić na korepetycje z matematyki, aby przetrwać w matfizach. Chodzą nieraz całe klasy. Każdy ma korki z matmy. Fama idzie w miasto. Co to za szkoła, w której wszyscy muszą brać korki z matematyki? Dobrą opinię diabli wzięli. Słynne humanistyczne liceum przeobraża się w przeciętne liceum niehumanistyczne. Okazuje się, że nie wystarczy przestawić się z humanistyki na przedmioty ścisłe, aby osiągać wielkie sukcesy. Trzeba jeszcze mieć pomysł, środki i ludzi, którzy będą chcieli i potrafili ten wzniosły cel osiągnąć. A tego w publicznej oświacie jak na lekarstwo. Więc po co te zmiany?
Komentarze
W Polsce nie brakuje inżynierów – jest wręcz ich nadprodukcja i na dodatek w 80% miernych a dla tych 20% brak pracy dającej szansę pełnego wykorzystania i rozwoju ich talentów.
Na Politechnikach ogranicza się specjalizacje, kształci się inżynierów „uniwersalnych” znających się po trochu na wszystkim a w praktyce na niczym dobrze.
Niedawno MEN opublikował listę najbardziej poszukiwanych zawodów.
Potwierdza on to, o czym jak pisałem z uporem maniaka.
Najbardziej brakuje pracowników o kwalifikacjach, które zapewniły dawniej technika i zasadnicze szkoły zawodowe.
Trzeba szybko się śpieszyć póki żyją jeszcze nauczyciele przedmiotów zawodowych oraz instruktorzy praktycznej nauki zawodu.
Do do zdolności matematycznych to spotkałem się ze stwierdzeniem , że w przedszkolu 80% dzieci wykazuje talenty matematyczne a po skończeniu SP tylko 20%. Gdzie te talenty giną ???
@Gospodarzo
No jest kilka szkół w Łodzi, które mają mat-fizy z prawdziwego zdarzenia… 😉 BTW – a jak z najbardziej deficytowym towarem – dobrymi do mat-fizu matematykami i fizykami w tej masie szkół co to niby chcą mieć mat-fizy… 😉
„W Polsce nie brakuje inżynierów – jest wręcz ich nadprodukcja i na dodatek w 80% miernych a dla tych 20% brak pracy dającej szansę pełnego wykorzystania i rozwoju ich talentów.”
W kraju, w którym zlikwidowano przemysł, prawdziwi inżynierowie nie są potrzebni. Tych paru, którzy jeszcze znajdują zatrudnienie właściwie potrzebuje wykształcenia humanistycznego: ze dwa języki, żeby mogli zrozumieć katalogi, instrukcje obsługi i faktury oraz polecenia szefostwa „polskich” firm. Talenty? cccmmon!
@kaesjot
„Do do zdolności matematycznych to spotkałem się ze stwierdzeniem , że w przedszkolu 80% dzieci wykazuje talenty matematyczne a po skończeniu SP tylko 20%. Gdzie te talenty giną ???”
To nie jest prawdą. Jest Pan inżynierem i zna krzywą przyrodniczą Gaussa: rozkład jest zbliżony do np. zdolności piłkarskich. Prowadzimy zajęcia z matematyki dla prawie 1000 przedszkolaków, od Gliwic po Kraków: rozkład jest właśnie taki. Natomiast 60 % dzieci, przy odpowiedniej pracy, może przez kilka lat uzyskiwać ze sprawdzianów oceny zbliżone do najbardziej utalentowanych. Co więcej, jeżeli utalentowani nie pracują (nie rozwijają się), to mogą zostać prześcignięci przez tych utalentowanych mniej. Jeżeli „naukawcy”
(to za Steinhausem) prezentują i narzucają taki paradygmat, a w ślad za tym rozwiązania programowo-organizacyjne i płacowe, to efekty są takie, jakie są. Jesteśmy mistrzami świata w uprawianiu działań pozornych. Zadekretowanie szkół jako matematycznych to prawdziwie polski pomysł rozwiązania organizacyjnego problemu: chcecie to macie…
@balferxxx
Gliwice z Katowicami i Bielskiem Białą i Opolem to ludnościowo zbliżone do Łodzi cztery miasta 🙂
@kaesjot
Te szokujące proporcje ginących talentów matematycznych to tylko autopromocja niejakiej pani Gruszczyk-Kolczyńskiej – szokujące dane zapewniają większy rozgłos po prostu … 😉
jcp, KSJ
Żyjecie jeszcze w świecie lat 90., Nirvana, Roxette, Myslowitz, Britney Spears i nawet nieco późniejszy Adaś Miałczyński.
Obecnie zapotrzebowanie na *dobrze wykształconych* inżynierów jest makabryczne. Ssanie jest głównie w IT, a z nowych w Polsce technologii dorzucić wypadałoby takie skróty, jak AI, IoT, Industry 4.0, a także zapotrzebowanie na wszelkiej maści analityków, od firm ubezpieczeniowych po wielki konsulting. Tak jest we wszystkich ośrodkach akademickich, wątpię, by w mniejszych też.
W latach 90. z polski masowo wyjeżdżali hydraulicy. Dziś przebicie na klejeniu rurek jest dużo mniejsze. Nie wiem, ilu wyjechało z Polski lekarzy czy specjalistów od AI lub IoT, ale martwiłbym się właśnie emigracją ludzi dobrze wykształconych.
Pokolenie obecnych maturzystów może być pierwszym, które będzie żyć w normalnym kraju, w którym o pozycji społecznej nie decydują znajomości rodziców (lub ich brak). W Polsce człowiek naprawdę dobrze wykształcony, dzięki temu wykształceniu a nie handlowi złomem, bez „pleców” i bez potraktowania własnego sumienia kwasem solnym, już w tej chwili może zarabiać, jak to się ładnie mówi, „godnie”. Od czasu wejścia Polski do UE, za czym nastąpiło wejście zagranicznego kapitału i otwarcie polskiego na zagranicę, zwiększa się udział liczby pracowników w sektorze R&D, Polska naprawdę nie jest już *tylko* krajem montowni czy usług księgowych (co jeszcze 15-10 lat temu było postępem!). Choć prawdą jest, że jednym z czynników napędzających wzrost usług w obszarze R&D jest ich cena, wciąż co najmniej 2 razy niższa niż w UK czy DE, ale że przy odpowiednio niższych kosztach życia, więc nie jest tak źle, jak to malowała propaganda „Polski w ruinie”.
Czwórkowi (czwartkowi?) czy piątkowi absolwenci studiów info-mat-fiz-chemicznych, którzy tak szerokim łukiem omijać zaczęli szkołę, nie robią przecież tego z niechęci do niej, tylko dlatego, że życie oferuje im coraz więcej coraz bardziej atrakcyjnych możliwości. Szkołom zostają absolwenci trójkowi (środowi), których nawet w korpo nie chcą, oraz przekwalifikowane katechetki.
Posyłanie zaś całych klas na korki jest sprawiedliwym społecznie, choć bardzo nieefektywnym, wtórnym podziałem 500+, częściowo niwelującym skutki szaleństwa 500+ dla każdego, a zwłaszcza tego, który nie płaci podatków, choć miałby z czego.
@KC
Nawet w samym Opolu&Bielsku jest porównywalna ilość b.dobrych szkół jak w Łodzi … 😉
@Krzysztof Cywiński & @belferxxx
Liczyłem na to, że zweryfikujecie tą tezę, która mi także wydawała się mało prawdopodobna. Żadna ekipa z rządzących po 1989 roku nie przedstawiła ŻADNEGO długofalowego, strategicznego kierunku rozwoju Polski i planu jego osiągnięcia. To miało się „samo zrobić”, miał to ustawić tzw. „wolny rynek”.
Dlaczego tak ?
Bo ci rządzący nie wiedzieli, że coś takiego trzeba zrobić nie mówiąc o tym jak to trzeba zrobić. Bramuje jeszcze by MEN postanowił to, co kiedyś powiedział niejaki Syryjczyk, że ” najlepszą polityką gospodarczą rządu jest brak jakiejkolwiek polityki w tym zakresie.”
Czyżby w dziedzinie oświaty to rozwiązanie także będzie najlepsze ?
To tak, jakby wódz swym wojom powiedział – „róbta co chceta – kto chce, to na Szweda, albo Tatarzyna, albo Germańca albo Czecha , albo Rusa – byle nie na Lecha !” Po prostu ” każdy wój na swój strój!”
@Płynna Rzeczywistość
”
Obecnie zapotrzebowanie na *dobrze wykształconych* inżynierów jest makabryczne. Ssanie jest głównie w IT, a z nowych w Polsce technologii dorzucić wypadałoby takie skróty, jak AI, IoT, Industry 4.0, a także zapotrzebowanie na wszelkiej maści analityków, od firm ubezpieczeniowych po wielki konsulting. Tak jest we wszystkich ośrodkach akademickich, wątpię, by w mniejszych też. ”
No przecież pisałem, że w Polsce będzie zapotrzebowanie na specjalistów od czytania instrukcji obsługi, katalogów sprzedaży, faktur i rozumienia prostych komend gruppenfuhrerów z takich skrótów jak AI, IoT, Industry 4.0 i temu podobnych korpo… Tylko ja ich nie nazywam inzynierami… Juz prędzej nazwałbym w ten sposób hydraulika od sklejania rurek.
BTW, nie zyję w świecie „Nirvana, Roxette, Myslowitz” Zwłaszcza w świecie Nirvana cięzko się utrzymać przy życiu. A masz może cos do zaproponowania w zamian, cos ze świata korpo? Może kolejnego klona holograficznego 7D Whitney?
@Płynna Rzeczywistość
„Czwórkowi (czwartkowi?) czy piątkowi absolwenci studiów info-mat-fiz-chemicznych, którzy tak szerokim łukiem omijać zaczęli szkołę, nie robią przecież tego z niechęci do niej, tylko dlatego, że życie oferuje im coraz więcej coraz bardziej atrakcyjnych możliwości”
Jednym z powodów, dla których poprawa poziomu nauczania matematyki w polskich szkołach nie może sie udać jest przekonanie, pokutujące od pokoleń, że dobrze nauczyć matematykę może tylko dobry matematyk (niekoniecznie talent matematyczny). Jest wręcz przeciwnie: właśnie trójkowicz może najlepiej to zrobić, bo rozumie problemy „niematematycznych” umysłów. Zaś prawdziwemu talentowi matematycznemu nie powierzyłbym nawet nauczania zmywania naczyń. Jak ktoś to wreszcie zrozumie, to możemy mozolnie zacząć wychodzić z ruin kataklizmu pod nazwą polska szkoła.
@Płynna Rzeczywistość
Oczywiście, że jest inna struktura kształcenia spowodowana postępem technicznym ale jest jeszcze wiedza elementarna. Teoria względności nie unieważniła praw Newtona, które nadal w 99,99% przypadków są wystarczające.
Można zatrzymać tych zdolnych, wykształconych nakazując odpracować bezpłatne studia – 1-3 lat za rok studiów zależnie od rodzaju i ich kosztu. Ale trzeba zapewnić im pracę z wynagrodzeniem pozwalającym na spokojne życie.
Jak to wygląda w przypadku nauczyciela z prawie 40-letnim stażem nadal pracującym na ok. 5/4 etat. ?
Otóż odpowiada ono ( łącznie z nadgodzinami!) średniej krajowej! Bez nadgodzin byłoby to poniżej średniej a praca nie jest łatwa , bo to zajęcia dodatkowe z uczniami „specjalnej troski”.
A tak jak „kiepski surowiec”, „kiepski fachowiec ” to i „produkt finalny” kiepski !
@jcp
Bzdura! Żeby samemu czegoś dobrze nauczyć trzeba samemu to dobrze umieć i, przede wszystkim ROZUMIEĆ! Tak nie jest z większością pań od nauczania początkowego – one nie rozumiejąc, uczą schematów i algorytmów a nie matematyki. Skutki widać, słychać i czuć 🙁 Drugim zagrożeniem w kolejności jest wprowadzona za czasów min. Hall przez „profesorów” Konarzewskiego i Marciniaka konstrukcja paznokciowej podstawy programowej egzekwowanej biurokratycznie czyli według wpisów tematów w dzienniku. Co wymusza uczenie temat po temacie, a nie matematyki jako takiej, która nie jest zestawem tematów do wyłożenia (jak na uczelni!) tylko strukturą połączonych różnymi związkami oraz sekwencyjnych pojęć i umiejętności. Trzecim pisane już po raz 3 (a czasem 4 – vide eleMENtarz!) w ostatnich 20 latach na kolanie (po wyrzuceniu poprzednich na śmietnik!) podręczniki. No i wreszcie zdolnych, tym bardziej b.zdolnych, mogą dobrze uczyć matematyki tylko porównywalni do nich zdolnościami. Akurat w mat-fizach mamy ten przypadek … 😉
@kaesjot
Przeczytaj tę interpelację (a szczególnie odpowiedź nieudolnego i leniwego urzędasa – chodziło o dotarcie MEN do nauczycieli znanych z nazwiska i SZKOŁY 20-30 uczniów w skali roku!) z czasów rządów Kluzik-Drożdżówki w MEN. Odpowiadał niejaki Jakubowski z lobby PISA w Polsce (pracował kiedyś tam, potem, za dobre unijne pieniądze przy psuciu dobrego pomysłu(!) EWD, a teraz ma własny biznes konsultingowy i robi za „eksperta” m.in. w TVN … 🙁 No to już masz odpowiedź na temat zaangażowania MEN i kolejnych rządów w te kwestie…;-) http://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/interpelacja.xsp?typ=ZAP&nr=5726&fbclid=IwAR16A8qCoc6MVy_ILKcefO8mEaxI930_RnPMQwbMcLiDeHxSQoQxjw0QAuo
Widać politycy i licea zapomniały, że maszyna prędzej czy później się zużywa i jest już nieużyteczna. Jeżeli naprodukujemy samych inżynierów (ścisłowców) to nie zdziwmy się, że za 30 lat będziemy mieć ogrom samobójstw, nerwic i depresji, których nie będzie miał, kto leczyć. Człowiek to nie maszyna, lecz istota myśląca i czująca, a więc potrzebuje przede wszystkim socjalizacji. Tak naprawdę USA i Japonia już to przerobiły i skutki są opłakane, bo właśnie brakuje tam humanistów nie inżynierów.
@jcp,
Dlaczego uważa Pan, że tylko trójkowi studenci są w stanie przyswoić sobie arkana sztuki pedagogicznej? Ja z kolei obawiam się, że trójkowi absolwenci są bardziej skłonni niereagować na dzielenie przez zero czy też bezwolnie poddawać się naciskom dyrekcji, jak to np. było z Niebieskim wielorybem, o którego istnieniu dowiedziałem sie na wywiadówce mojego dziecka. I że z większym prawdopodobieństwem są ludźmi, którzy znaleźli się w szkole tylko dlatego, że gdzie indziej nie daliby sobie rady. I że z większym prawdopodobieństwem będą kształcić schematycznie i pod testy.
Zgodzę sie natomiast z tym, że kształcenie nauczycieli leży i kwiczy i że to będzie taka piękna katastrofa. Jednym ze źródeł tej katastrofy jest wydzielenie nauki i szkolnictwa wyższego z ministerstwa edukacji, czego konsekwencją jest totalne zepchnięcie kształcenia nauczycieli na margines działalności uczelni wyższych. Typowy młody nauczyciel jest przeedukowany uniwersytecką wiedzą formalną z przedmiotu kierunkowego, dramatycznie brakuje mu zaś podstaw teoretycznych a zwłaszcza praktycznych niezbędnych do wychowywania i kształcenia dzieci. Praźródłem tej sytuacji jest zaś to, że kształcenie studentów jest na uczelniach wyższych celem zupełnie pobocznym większości pracującej tam kadry.
Na razie najbardziej obiektywna jest krzywa Gaussa. I tu się zgadzam z belferxxx. Do pewnego poziomu szanse są wyrównane, ale w 7 i 8 klasie widać jak krzywa działa. Odpadają ci, którzy doszli do ściany, a tych jest około 50%. Dalej już materiał jest za trudny. Jednak polska szkoła ma to do siebie, że prowadzi wychowanie tylko pozorne, więc jednostki przeciętne, ale przystosowane społecznie czyli przejmujące kontrolę nad innymi rówieśnikami tępią tych wybitnych, zagrażających ich komfortowi i kompetencjom w sprawowaniu władzy. Pozostaje tworzenie klas dla ponadprzeciętnie zdolnych co z kolei godzi w wyznawany przez społeczeństwo egalitaryzm. Tu się talent gubią, poza dużymi miastami, gdzie jest zapotrzebowanie na takie szkoły ze względu na inteligenckie rodziny mające pieniądze i wpływy. Z 80% robi się 20%, ale 20% za którymi stoją wpływy i pieniądz. Pozostałe 30% się gubi w beznadziei szykan i braku pieniędzy.
@Matrix 19
W Polsce tzw.”humanista” to po prostu niezbyt kumaty kujon, powtarzający po „autorytetach” różne bzdury …. 🙁 Zresztą nie tylko w Polsce – miłej lektury … 😉
https://monoskop.org/images/6/62/Sokal_Alan_Bricmont_Jean_Modne_bzdury.pdf
@belferxxx
„Bzdura! Żeby samemu czegoś dobrze nauczyć trzeba samemu to dobrze umieć i, przede wszystkim ROZUMIEĆ! Tak nie jest z większością pań od nauczania początkowego – one nie rozumiejąc, uczą schematów i algorytmów a nie matematyki”
Idiotyzm! (chciałbym tutaj pochwalić umiejętności nauczycielskie belferxa – błyskwicznie opanowałem jego sztukę erystyki; co to znaczy dobry przykład!)
Nigdzie nie napisałem, że nie trzeba dobrze opanować przedmiotu nauczanego. Owszem trzeba dobrze plus jakieś 30% ponad poziom, na którym się ma wykładać. To naprawdę niewiele. Natomiast na nic wiedza i rozumienie, kiedy ma się do czynienia z kompletnie nie komunikującym audytorium. Żeby do audytorium dotrzeć trzeba mieć natomiast bardzo dobrze opanowaną sztukę nauczania, znać metodykę przedmiotu własnego i nie tylko. Nie chce się tutaj wypowiadać na temat nauczania początkowego – to jest obszar zupełnie inny niż dalsze etapy kształcenia i od dłuższego już czasu tak jest traktowany w krajach cywilizowanych. Nigdy nie miałem do czynienia z tym rodzajem nauczania. Natomiast trochu chałturzyłem z konieczności (nie lubię zdychać z głodu) pomagając osobnikom i czkom w wieku lat 13+. Na tej podstawie twierdzę, że u podłoża większości fobii matematycznych, blokad z tym związanych, a nawet poważnych powikłań mentalnych leży nie czyjeś lenistwo, brak zdolności, czy niematematyczny umysł, a właśnie nieznajomość lub nieumiejętność wyposażenia ucznia przez nauczyciela w zasób stosunkowo niewielu algorytmów (tak bardzo pogardzanych przez belferxa) pomocnych w rozwiązywaniu relatywnie prostych technicznych problemów. Na nic cała wiedza, posłannictwo, poczucie misji i bajanie o pięknie platońskich bytów, jeśli będzie się miało do czynienia z kimś, kto nie potrafi sobie poradzić z np. elementarnym przekształceniami algebraicznymi! No i na dodatek, jeżeli jeszcze ten ktoś odbierze wyrażony wprost lub pośrednio sygnał, że „trzeba już być skończonym głąbem, żeby czegoś tak oczywistego nie opanować”… Oczywistego oczywiście dla wybitnego matematyka zatrudnionego w charakterze belfra (bez x). Młody człowiek po paru tego typu doświadczeniach wykształca w sobie niemożliwą do samodzielnego przezwyciężenia blokadę, przez która nie przedostaną się żadne starania wybitnego matematyka mające na celu wykształcenia w nim rozumienia, poczucia piękna, samodzielnego myślenia twórczego etc…
I teraz najlepsze: algorytm, który pozwala nawet niezbyt lotnym umysłom przełamać te niemożność to jest zbiór kroków na poziomie instrukcji obsługi odkurzcza mieszczący się na połowie strony zeszytu szkolnego!
(mowa tutaj o operacjach algebraicznych, ale w innych działach jest podobnie)
Trzeba to wykuć, owszem, bo jak każdy algorytm ma być stosowany automatycznie. Jest jednak tyle tego wkuwania, co przy uczeniu się „Ojcze nasz, któryś jest…” A jak zysk z tego,
ile kasy nie odprowadzonej do kieszeni jakiegoś fachury z biznesu medycznego!
Potem można się zająć przyswajaniem prawdziwej, wielkiej Matematyki. Aha, w szkole nie uczy się matematyki, uczy się O matematyce. To też warto sobie uświadomić.
Inaczej pozostaje tylko modlitwa. Ojcze nasz… I korki.
belferxxx
13 lutego o godz. 13:31
Przeczytałem.
Nie wypada chyba używać tutaj „języka klasy robotniczej” by skomentować odpowiedź przedstawiciela MEN.
Zdarza się czasami, że w sukcesie laureata olimpiady zasługa uczącego go nauczyciela jest jest nikła albo nawet żadna ( znam taki przypadek ) ale są to incydentalne wyjątki.
Postawa MEN jest jak bezmyślnego kamieniarza z kamieniołomu dla którego wszystko to kruszywo a nie dostrzega w nim kamieni szlachetnych i półszlachetnych, które wyselekcjonowane i odpowiednio obrobione mogą dać dochód większy niż całe to kruszywo.
Podobnie było ze srebrem w miedzi. Strażnik na bramie przypadkowo sprawdził, co ma w garnkach na obiad wychodzący z nimi pracownik huty. Okazało się , że szlam z procesu elektrorafinacji miedzi. Po zbadaniu okazało się, że w tej „obiadowej” porcji szlamu było srebra wartości ok 30 tys. zł. Była to równowartość rocznych zarobków inżyniera – stażysty w tamtych czasach.
Ale kiedy rządzą „nieuki” to tak jest.
@jcp
Owszem jest w nauce matematyki ważny(!) element zwany przez samych matematyków „idiotenapparat”. Pewne umiejętności trzeba przećwiczyć i zinternalizować czy zautomatyzować. Ale samo zautomatyzowanie bez ZROZUMIENIA powoduje, że każde rozwiązanie jakiegokolwiek problemu wychodzącego prostego wykorzystania algorytmu przekracza możliwości ucznia. Czyli zostaje on sprowadzony do roli pralki, która ani sobie nie pisze programów ani ich nie wybiera. Do czego mu jest potrzebny taki automatyzm? W (efektywnej!) nauce matematyki nie da się oddzielić ZROZUMIENIA pojęć i procedur oraz ćwiczeń mających na celu sprawne wykorzystanie otrzymanych wyników by nie odkrywać za każdym razem(!) ponownie w każdym problemie matematycznej Ameryki … 😉
„…wychodzącego poza proste wykorzystanie…”
@jcp @belferxxx
Sadzę, że polemika panów wynika z nieostrości pojęć, których używa się w języku potocznym. „Trójkowy” sprzed 40-50 lat, w dobrym mat-fizie to coś diametralnie innego niż trójkowy z obecnego przeciętnego liceum na podstawie. @belferxxx wielokrotnie na blogu podkreślał istotną różnicę między predyspozycjami nauczyciela pracującego z uczniami o ponadprzeciętnej inteligencji(elitarna mniejszość), a tymi pracującymi z mniej uzdolnionymi uczniami (99%), które również nie jest jednorodne. Co więcej, po bardziej precyzyjnym zdefiniowaniu różnych zakresów znaczeniowych pewnych słów, panów stanowiska, co do tego, kto, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w polskich realiach powinien uczyć matematyki, byłyby zdumiewająco zbliżone 🙂
@kaesjot
Taki bardziej oryginalny”smakosz”. Znałem spawacza, który codziennie wynosił z zakładu paczkę elektrod. W 1989 r., gdy ten rodzaj odwagi „mocno potaniał”, zarzucał dyrektorowi, że z materiałów firmy i rękami jej pracowników wybudował sobie dom.
Krzysztof Cywiński
14 lutego o godz. 9:58
Nie o to mi chodziło. Zarząd KGHM po prostu nie zbadał wcześniej, co zawierał żużel z pieca hutniczego a Japończycy już wiedzieli, bo oferowali wykup prawa do korzystania z hałd żużla na 20 lat. Wcześniej wykorzystywano na podsypki pod asfalt a teraz jest wielką tajemnicą, które to były ulice w Legnicy.
To samo ze szlamem po elektrorafinacji – pracownicy wcześniej to odkryli że zawiera dużo srebra niż dyrekcja huty czy zarząd Kombinatu lub choćby OBR.
@ Krzysztof Cywiński
14 lutego o godz. 9:58 270940
„Sadzę, że polemika panów wynika z nieostrości pojęć, których używa się w języku potocznym. „Trójkowy” sprzed 40-50 lat, w dobrym mat-fizie to coś diametralnie innego niż trójkowy z obecnego przeciętnego liceum na podstawie.”
Właśnie miałem coś w tym duchu napisć: kiedyś ocena 3+ świadczyła o jednak jakichś umiejętnościach, nad którymi warto wszak trochę popracować, żeby ich poziom poprawić. Dzisiaj 3+ (czyli pewnie 2+ w skali 1-5) świadczy wyłącznie o chęci szkoły pozbycia się jak najszybciej kłopotliwego – inaczej nieusuwalnego – delikwenta przez tzw. kopa w górę.
„@belferxxx wielokrotnie na blogu podkreślał istotną różnicę między predyspozycjami nauczyciela pracującego z uczniami o ponadprzeciętnej inteligencji (elitarna mniejszość),”
Uczeń o ponadprzeciętnej inteligencji nie powinien absorbować czasu pracy nauczyciela, któremu nie za to powinno się płacić. Uczeń o ponadprzeciętnej inteligencji od razu powinien być odesłany do jakiegoś cyrku pokazywanego w tv, na jutjubie i Stadionie Narodowym. Nauczyciel „z predyspozycjami” natomiast powinien być zwolniony w trybie natychmiastowym, żeby nie okaleczał psychicznie normalnych dzieciaków wymyślając im od „idiotenappartów”. Nie stanie się mu krzywda – jako trener akrobaty matematycznego zarobi na poczatek 1000 razy więcej.
Co zaś do idiotenapparatów, to nie wykluczają one przecież nauczania ZROZUMIENIA i temu podobnych guseł. Natomiast nieopanowanie idiotenapparatów w większości przypadków wyklucza
jakakolwiek chęć dalszego kontaktu z przedmiotem, nieważne – z ROZUMIENIEM czy BEZ. I jeszcze jedno: idiotenapparaty biorą się właśnie z ROZUMIENIA – pochodzenie poszczególnych kroków należy przódy uczniowi wyjaśnić, wystarczy raz. Liczenie na to, że jak się odpowiednio długo poczeka, to on sam sobie sformułuje treść algorytmu daje takie właśnie skutki, jakie widać, słychać i czuć.
” Co więcej, po bardziej precyzyjnym zdefiniowaniu różnych zakresów znaczeniowych pewnych słów, panów stanowiska, co do tego, kto, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w polskich realiach powinien uczyć matematyki, byłyby zdumiewająco zbliżone”
A broń panie boże – zbliżenie z poglądami belferxa to jak zbliżenie z wirusem! Takim wybitnie uzdolnionym, w koronie, bo beleferx z innymi wirusami się nie zadaje!
@kaesjot
>Zdarza się czasami, że w sukcesie laureata olimpiady zasługa uczącego go nauczyciela jest jest nikła albo nawet żadna ( znam taki przypadek ) ale są to incydentalne wyjątki.<
Właśnie – zdarza się czasem! Tym niemniej choćby z motywacyjnego punktu widzenia lepiej żeby ktoś został za (wielki międzynarodowy!) sukces niż zostawić sukces bez nagrody. Bo nauczyciel, nawet jeśli sam wybitnemu uczniowi pomóc merytorycznie nie jest w stanie, może, odpowiednio zmotywowany, na różne sposoby taką pomoc "zorganizować", wyszukując odpowiednie materiały drukowane i w internecie, zajęcia pozaszkolne, obozy, jakiegoś kompetentnego mentora, choćby online… Znam przypadek, gdy tak prowadzony uczeń wygrał Olimpiadę Fizyczną – prezydent Ostrołęki ogłosił wtedy(koło roku 2005!), że za każdego finalistę ogólnopolskiej licealnej olimpiady daje nagrodę w wysokości 10 tys. zł… 😉
@KC
Nie zadawaj się z idiotą bo sprowadzi Cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem … 😉
@kaesjot
>… za (wielki międzynarodowy!) sukces nagrodzony „ponad zasługi” niż … <
Uogólnianie problemu na podstawie liceum humanistycznego miasta (jednego, dwóch ?)i klasy mat-fiz (innych nie było?) jest, jak się to mawia, „nieuzasadnione poznawczo”. Idąc tym torem argumentacji pozwolę sobie na stwierdzenie – możliwe, że nie całkiem odległe od prawdy – że prawdziwie utalentowany humanista da też sobie radę z matematyką. Fakt, że niekoniecznie z nauczycielem. Humanista, a już szczególnie zdolny, też zrozumie matematykę, tylko trzeba mu ją inaczej tłumaczyć. I najczęściej nie wymagać sprawnego opanowania algorytmów bez zrozumienia pojęć, co dla trochę bezrefleksyjnych umysłów nie jest wielkim problemem. Mózg to mózg, jeśli jest sprawny, to tak samo szybko przetwarza u humanisty, jak i u matematyka. Tylko inaczej sobie przekłada napływającą informację na swój wewnętrzny język. No ale znajdź pan nauczyciela matematyki, który sobie z tym poradzi.
Partia rządząca ma dla nauczycieli jasny przekaz:
https://pbs.twimg.com/media/EQsG4eMXsAA0OB-?format=jpg&name=small
@prokrastyna
Bzdura! Znam wybitnych dziś humanistów (specjalistów z tej branży) – niektórzy wręcz najpierw kończyli studia matematyczne, fizyczne czy techniczne. Inni w szkole należeli do czołówki z przedmiotów ścisłych dopóki … im się chciało, wielu do matury. Wielu polonistów uważało/uważa za lepsze właśnie humanistycznie (ach ta logika!) akurat klasy mat-fiz. Ich uczniowie wygrywają również olimpiady filozoficzne, językowe a i polonistyczne … 😉 To jest kwestia stosunku do myślenia i logiki oraz ścisłości wywodu …
belferxxx
14 lutego o godz. 19:39
Oczywiście wynagradzać trzeba ale nie tylko za samą pracę lecz za jej efekty bo wkład pracy może być ten sam ale efekty różne.
Nie musi to także praca wykonana w całości osobiście – liczy się także talent organizacyjny czyli umiejętność wykorzystania kwalifikacji innych fachowców. W tym znanym mi przypadku ani jedno ani drugie nie miało miejsca ale owa przypadkowa opiekunka olimpijczyka jego sukces przypisała sobie w CV.
@prokrastyna – moje doświadczenia są inne – to rzadziej ścisłowcy mieli problemy z przedmiotów humanistycznych niż humaniści ze ścisłych.
Jeśli już mieli gorsze wyniki to dlatego, że mniej się do tych przedmiotów przykładali. Można było sobie na to pozwolić w czasach gdy o dostaniu się na studia decydowało zdanie egzaminu początkowego a nie średnia ze świadectwa.
kaesjot
15 lutego
„Oczywiście wynagradzać trzeba ale nie tylko za samą pracę lecz za jej efekty bo wkład pracy może być ten sam ale efekty różne.”
Prawodawca rozróżnia dwa podstawowe rodzaje umów: umowę o dzieło i umowę o prace (zlecenie). Nauczyciel w szkole, w krajach cywilizowanych, pracuje najczęściej na podstawie drugiego rodzaju umów. Już chociażby z tego powodu nie powinien być wynagradzany za „wypromowania laureata olimpiady”. Nic pewnie nie stoi na przeszkodzie, żeby dodatkowo do umowy o pracę zawarł umowę o dzieło. Ciekaw jestem w ilu przypadkach tak faktycznie jest. A nawet jeżeli tak jest, pozostaje nadal do rozstrzygnięcia kwestia, czy poświęcając się treningowi laureata in spe nie zaniedbuje aby obowiązków wynikających z umowy o pracę. Osobiście mam takie wrażenie, że w ogóle zjawisku pod nazwą „szkoły olimpijskie” powinien się przyjrzeć jakiś prawnik z NIKu, specjalista od prawa pracy i ustaw dotyczących edukacji powszechnej.
jcp
15 lutego o godz. 17:41
Jednym z elementów umowy o pracę jest określenie warunków płacy a te mogą być różne.
Jest wynagrodzenie za ilość wykonanej pracy – tzw. „akord” czyli stawka za jednostkę określonego przedmiotu pracy ( [zł/szt] lub [normogodzin/szt.]) albo za czas jej wykonywania z określoną stawką godzinową lub „ryczałt miesięczny” czyli stała miesięczna płaca (jeśli zostanie przepracowany normatywny czas pracy.)
Wynagrodzenie ( poza systemem akordowym ) składa się z tzw. „części stałej” – czyli godzinowej lub ryczałtu miesięcznego oraz „części ruchomej” czyli premii uzależnionej od efektów pracy. Jest ona naliczana wg określonego algorytmu lub też uznaniowa wg oceny i decyzji zwierzchników. Zasady te zwykle określone w Regulaminie Wynagradzania obowiązującym w danym zakładzie pracy. Trudno dwom pracownikom wykonującym tę samą pracę płacić takie same wynagrodzenie jeśli uzyskują znacząco różne efekty swej pracy.
W szkole jest różnie – jeden ma grupę zdolnych i pracowitych i bardzo dobre wyniki niemalże „przychodzą same” a inny na uczniów „mniej zdolnych” i wiele pracy wymaga osiągnięcie choćby wyników dostatecznych.
Tego się nie da zadekretować się w ustawie. nie są w stanie ocenić pracownicy kuratorium czy samorządowych wydziałów oświaty.
Można oceniać szkoły – najbardziej obiektywnym wydaje się być ( obok ilości laureatów czy średniej egzaminów końcowych ) wskaźnik postępu, , „wartości dodanej” czyli porównanie jakości „wsadu” z jakością „produktu finalnego”. Jaki w tym „wyniku szkoły” jest wkład poszczególnych nauczycieli powinien określić dyrektor.
Tylko prawdziwych klas mat-fiz w Łodzi prawie nie ma. Można powiedzieć, że jedyną szkołą z wysokim poziomem nauczania matematyki jest liceum PŁ. Reszta tylko udaje, że uczy matematyki. Przede wszystkim brakuje dobrych nauczycieli. Sądząc po liczbie olimpijczyków z matematyki to w województwie łódzkim najlepsze jest liceum w Piotrkowie Trybunalskim. Co do humanistów, to rzeczywiście klas w łódzkich liceach o takim profilu jest coraz mniej. Najbardziej popularne są chyba klasy o profilu biologiczno-chemicznym. Najwięcej młodzieży wybiera się na medycynę. Tylko dlaczego ciągle brakuje lekarzy?
@lusia24
Masz rację co do Łodzi – wystarczy porównać z innymi miastami i województwami… 😉
https://om.mimuw.edu.pl/post/34
@lusia24
Zresztą w innych olimpiadach też … 😉
http://www.kgof.edu.pl/lista_iietap_d.php
https://www.oi.edu.pl/l/27oi_1etap_wyniki/
@lusia
U nas w 2 liceach przyszłych olimpijczyków przygotowują wykładowcy z Instytutu Matematycznego, i to nie byle jacy, tylko dawni finaliści Międzynarodowej Olimpiady Matematycznej. Podobne umowy są i z innymi przedmiotami, ale dokładnej skali nie znam. Zajęcia są nieobowiązkowe. „Zwykli” nauczyciele na „zwykłych lekcjach” koncentrują się na przygotowaniu do mutry.
Jeśli w mieście nieakademickim jest szkoła, której uczniowie systematycznie osiągają sukcesy w jakiejkolwiek olimpiadzie nieideologicznej, to tamtejszego nauczyciela trzeba by ozłocić.
@Płynna nierzeczywistość
Teraz w Polsce w każdej wsi WSI, a w każdym powiecie po uniwersytecie, ale jest np.np.takie LO w Wieluniu, niezbyt daleko od Łodzi. Skądinąd znam jakąś setkę nauczycieli z systematycznymi sukcesami olimpijskimi uczniów (poziom laureat polskiej czy medalista olimpiady międzynarodowej) – i to są ich sukcesy, a nie podnajętych wykładowców uczelnianych. Owszem są klasy z uniwersyteckimi wykładowcami matematyki (!) w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i Toruniu (może jeszcze gdzieś?) – tzw. „matexy” wg. koncepcji prof. Mazura sprzed pół wieku, ale to wszystko ….
@Płynna nierzeczywistość
A w tym liceum w Wieluniu fizyk Urwanowicz. Czasem bywam w Wieluniu, ale jakiegoś ozłoconego nawet tam nie widziałem … 🙁