10 wyjątkowych lekcji roku 2019
Na pytanie, jaka lekcja w poprzednim roku była najbardziej wyjątkowa, uczennica odpowiedziała, że żadna. Wszystkie były jednakowo nudne. Z perspektywy nauczyciela wygląda to czasem jeszcze gorzej. Jednak w roku 2019 parę lekcji zapadło mi w pamięć.
10. Uczeń, którego wziąłem do odpowiedzi, wpadł w szał. Wykrzyczał, że nie będzie odpowiadał na pytania, ponieważ szkoła niczego ważnego go nie nauczyła. Same bzdury. Ma tego dość. Niczego nie będzie mówił, niczego pisał. Koniec z tym.
9. Zwróciłem uwagę, że postać na okładce zeszytu przypomina mi… Niemożliwe, czy naprawdę narysowałeś Hitlera? Potem role się odwróciły i ja byłem uczniem, a on nauczycielem. Dowiedziałem się, że Hitler to największa postać w historii. Niestety, wszędzie pełno Żydów… Dużo jest w szkole osób o podobnych poglądach? – zapytałem. Zdziwiłby się pan.
8. Całkiem fajną prezentację o Petersburgu przerwała uczennica, mówiąc, że nie życzy sobie spojlerowania „Zbrodni i kary”, bo ona zamierza tę lekturę przeczytać. Przepraszam, nie pomyślałem.
7. Na moją lekcję weszła nauczycielka, tak po kilku minutach od dzwonka, nie zwróciła na mnie uwagi i zaczęła prowadzić swoje zajęcia. Poczekałem chwilę, aż zrobi pauzę, i wciąłem się ze swoim tematem. Koleżanka spojrzała na mnie zdziwiona, co robię na jej lekcji. Ktoś się przyznaje do pomyłki, czy robimy dwa w jednym?
6. Na lekcji poświęconej „Panu Tadeuszowi” jeden z uczniów bez pytania wstał, podszedł do szafki, wyjął czajnik, podszedł do zlewu, nalał wody do czajnika, przeszedł na drugą stronę sali, odstawił, włączył, wyjął kubek, nasypał kawy, zalał wrzątkiem i wrócił na swoje miejsce z pachnącą kawą. Nie uwierzycie, ale kilkanaście lat temu, no może dwadzieścia, wygrałem w kategorii „nauczyciel, którego najbardziej się boję”. Było, minęło.
5. Nikt nie przyszedł na moją lekcję. Wcześniej w drodze do pracy widziałem, jak ktoś pługopiaskarką odśnieżał drogę, mimo że nie było ani grama śniegu. Jeśli robotnik nie potrzebuje śniegu, aby odśnieżać, to ja mogę prowadzić lekcję bez uczniów. Tak też zrobiłem. Dobry nauczyciel nie potrzebuje uczniów, aby uczyć.
4. Pewnego razu przyszedł tylko jeden uczeń. Lekcja jak lekcja. Nic specjalnego. Jednak w połowie chłopak poprosił mnie, czy może odebrać telefon, ponieważ dzwoni ojciec. Nie wiem, co mówił rodzic, ale chłopca słyszałem bardzo dobrze: „Tato, jestem w szkole. Tak, mam lekcję. Tak, to etyka. Tak zdecydowałem, chcę chodzić. Ale ja będę chodzić. Wiem, że jest późno. Dam radę. Zdążę. Tato, to moja decyzja…” i tak dalej jeszcze przez kilka minut.
3. Powiedz mi – zapytałem ucznia, który na moich lekcjach uparcie pisze wszystko ołówkiem – czy u innych nauczycieli też tak się zachowujesz? „Nie”. A dlaczego? „Boję się ryzykować?” A co oni ci robią, że się boisz? „Nie mogę powiedzieć”.
2. Zadałem uczniom trudne pytanie. Zapadła cisza. Nagle otworzyły się drzwi i wszedł nauczyciel matematyki. Coś chciał wziąć z sali. Zadałem pytanie ponownie. Nikt nie wie? Czy na sali jest ktoś, kto wie? Cisza. Nagle odwraca się matematyk i odpowiada. Świetnie – mówię. Widzicie, żeby rozumieć literaturę, musicie uczyć się matematyki.
1. Do mojej sali wchodzi pani woźna i wyciera tablicę. Żadnej literki ma nie być. Kurczę, tam były bardzo ważne treści. O szczęściu, o odwadze, o wolności – jak to na etyce. Woźna uparcie wyciera tablicę od paru dni na każdej lekcji. Wpada i wyciera. Ale dlaczego? Podobno ma być w szkole kontrola, więc lepiej nie ryzykować.
A co się działo na Waszych lekcjach w tym roku?
Komentarze
Iiii co? I Samorząd zapłacił panu za te dziesięć lekcji? Ładnie jesteś pan nienaruszalny w tej oświacie. Ci, którzy panu płacą, Samorząd, nie mają prawa pana oceniać… Mają tylko obowiązek: płacić bez względu na to, jak i co pan robi. Bravissimo!
@ontario CAN
„płacić bez względu na to, jak i co pan robi”
ontario, zbliża się dzień podejmowania noworocznych postanowień. Może tym razem zobowiążesz się do nauki czytania ze zrozumieniem (poprzedzającym emocjonalność, a nie vice versa). Wtedy może zauważysz, że we wszystkich podanych sytuacjach nauczyciel wykonywał dokładnie to, co do niego należy, tzn. nauczał. No chyba, że samorządy uważają obecnie, iż dodatkowo powinien on był, na ten przykład, wylać kawę na łeb tępego debila aka uczeń, lub kazać innemu kretynowi zeżreć okładkę z wizerunkiem pana Hitlera, itd…? Aaa, to w takim razie
to ja pochwalam samorząd i piętnuje belfra, sugerując mu w nadchodzącym NR staranniejszego przykładania się do zarządzeń samorządu.
Ależ zrozumiałem, zrozumiałem: nie mam prawa oceniać, nie mam prawa nawet zapytać… No, bravissimo!
Ale błagam cię na kolanach wskaż fragment jakiejkolwiek mojej wypowiedzi, w której kiedykolwiek pisałbym, ze Samorząd ma prawo oceniać i wydawać zarządzenia. A może znasz Samorząd, który ocenia pracę nauczycieli i wydaje zarządzenia? Błagam, podaj konkret, fakt.
Na marginesie, bo jednak nie kapuję, jakim cudem nauczyciel autor bloga kogoś nauczał, czyli robił to, co do niego należy, skoro sam pisze, że nie nauczał, a nawet na jednej lekcji nie miał nikogo, żadnego ucznia… To mam wmawiać autorowi, że jednak nauczał?
Czytanie ze zrozumieniem… Wiem, wiem, trzeba mieć klucz czytania ze zrozumieniem, klucz, czyli zestaw możliwych odpowiedzi, odpowiedzi przetestowanych naukowo na wybranej grupie uczniów, a nie jak np. w Familiadzie… Przyznaję, nie mam takiego klucza. Tuszę, że ty masz.
jcp
30 grudnia o godz. 19:49 270618
Jesteś z PiSu? Popierasz PiS? Nakazujesz mi, co mam robić, dlatego pytam. Postanowień noworocznych zaś nie czynię nigdy i czynić nie będę, po prostu, nie interesują mnie żadne święta, żadne Nowe Roki, żadne Tradycje… Nic a nic. Nie mam Wigilii, nie mam 3-Maja, nie mam 22 Lipca. Nic a nic. Nie mam choinki, nie mam święconego jajka, nie mam sierpa i młota… Nic a nic.
Zabawne podsumowanie. Ok. roku 1972/73 trzecioroczny (byliśmy w klasie 6. lub 7. SP) zapalił papierosa. Był maj lub czerwiec, ponieważ okna przy ostatnich ławkach były otwarte na oścież. Była to lekcja matematyki, prowadzona przez groźną, dla nas kurdupli, matematyczkę. Prowadziła lekcję, jakby nigdy nic. Chłopak zmarł w trzy lata póżniej: ponoć zapalił się w jego organizmie spożyty spirytus. Na lekcjach mogą wydarzyć się „rzeczy, które fizjologom się nie śniły”.
ontario
30 grudnia o godz. 21:38 270619
Pan Chętkowski opisał jak teraz jest w szkole. Jak się zachowują uczniowie i jaki mają stosunek do swoich obowiązków. Nie bierze się to stąd, że zaniedbuje swoje obowiązki, a stąd, że uczniowi wolno to wszystko o czym napisał. Wolno, bo takie są przepisy, np. nie można ucznia zawiesić, przenieść do innej szkoły czy ukarać w inny sposób jak obniżyć ocenę z zachowania. I wiele innych – powszechnie wcześniej stosowanych kar również stosować mu nie wolno, bo grozi to zwolnieniem z pracy lub odpowiedzialnością karną.
Skąd to się bierze ? Stąd, że z jednocześnie z jakiejkolwiek odpowiedzialności za zachowanie ucznia w szkole zwolnieni są rodzice. Pomyśl – jeśli dziecko narozrabia gdziekolwiek indziej, to rodzice są wzywani na policję i odpowiadają za jego zachowanie. Jedyne miejsce, gdzie nie są pociągani do odpowiedzialności, to szkoła. Jeśli dziecko rozrabia w szkole, to odpowiada szkoła. Chyba, że wyciągnie nóż i i zrani innego ucznia. Ale wtedy też wszyscy mają pretensję do szkoły za to, że nie dopatrzyła, że on na terenie tej szkoły ma nóż. I że wcześniej nauczyciele nie zaobserwowali symptomów, że on mógłby na teren szkoły wnieść nóż. Że nie są jasnowidzami, że nie zastąpili mu ojca i matki, nie otoczyli go opieką jakiej potrzebował, nie przekonali, że istnieje jasna strona mocy.
A jak niby mieli by temu zapobiec, jeśli nie mają prawa, aby się w wychowanie dziecka wtrącać ? Bo nie życzą sobie tego rodzice.
Można jeszcze robić notatki służbowe opisujące to, jak uczeń zachowywał się na lekcji. Ale do kogo je kierować ? Jedyny kierunek, to dyrektor szkoły. Ale dyrektor nic z tym nie zrobi, bo na pewno nie zechce mieć programu naprawczego w szkole przez jednego ucznia, a tak to się kończy, gdy dowie się Kuratorium.
Krzysztof Cywiński
31 grudnia o godz. 8:12 270621
Bardzo smutne podsumowanie. Tekst pokazuje patologię oświaty. System nie do naprawienia obecnie i jeszcze przez wiele lat (bo nie miał swego Balcerowicza), naprawa możliwa jedynie ewolucyjnie i to nie przez nauczycieli.
Tak jest, jak pisze autor: mamy i u nas w Gminie takie lekcje, wiele, nie dziesięć, a setki w roku szkolonym… W tej samej szkole o jednej godzinie jeden nauczyciel ma na lekcji dwoje dzieci, podczas gdy drugi – dwadzieścioro. Proszę bardzo, ale obaj dostają taką samą zapłatę. Czy też powiemy: proszę bardzo? Są też zajęcia, gdy nie ma ani jednego ucznia (bo nie przyszli), ale nauczyciel musi dostać forsę. Jedni nauczyciele mają wyniki, inni – żadnych – ale pensja taka sama. Jedni pracują co do minuty, ani chwili nie poświęcą uczniom, inni – przeciwnie – ale pensja taka sama dla jednych i drugich.
Nic nie możemy zrobić, bo nie mamy prawa (Samorząd) oceniać, mamy tylko obowiązek: bulić, bulić coraz więcej.
Ale skąd brać forsę? Dochodzimy do kolejnej ściany i nie ma już złudzeń, w 2020 będziemy łączyć oddziały i wysyłać na bruk… Karta Nauczyciela w takiej sytuacji nas nie obowiązuje. Kolejna ściana, bo przy pierwszej, gdy do niej doszliśmy, musieliśmy unicestwić jedną szkołę i dzieci dowozić…
Ten patologiczny system nie ma racji istnienia. Żeby było jasne: nie winię nauczycieli, ale polityków. Nauczycieli rozumiem, zwłaszcza tych, którzy nie pracując albo pozorując pracę, biorą co miesiąc tyle samo, jak ci, którzy harują i swoją pracę traktują jako powołanie… Któż nie chciałby pracować mniej niż kolega, a dostawać tyle samo…
Balcerowicz oświaty: gdzie jest?
W socjalizmie przy głównej ulicy w mojej Gminie było 17 sklepów, towaru prawie nic i opryskliwe ekspedientki, bo kolejki pragnących coś kupić. Cokolwiek.
Po Balcerowiczu (w kapitalizmie) przy tej samej ulicy jest sześć sklepów, towaru, że hej, z całego świata, wsio, czego zapragniesz. Żadnych kolejek i ekspedientki pełne życzliwości, a nie zarabiają więcej niż w socjalizmie…
Padła piekarnia. Cóż, padła… Od razu w sklepach pojawiły się piekarenki, setki bułeczek ciepluteńkich i za grosze, popyt od ręki. Piecze w nich ta sama ekspedientka, która jest i przy kasie… Proszę bardzo.
W szkole mamy socjalizm i to na dodatek jak za Gomułki. Ale nie mamy prawa ocenić nauczycieli, dobrać fachowców, zapłacić im godziwie, bo urawniłowka. mamy obowiązek bulić, pomimo patologii oświatowej, która narasta. Nie będę zmieniać systemu, ani mi się śni. Poczekamy, sam się zapadnie.
Oj, panie Ontario… Pie…lisz pan jak młody narodowiec po przeszkoleniu u Bosaka i Mikkego. Przecież jasna sprawa, że za takich 10 lekcji belfer powinien iść do zwolnienia, a szczerze mówiąc, to i skarbówka powinna się nim zająć. No, nie wiadomo, czy tam nie było propagowania faszyzmu, a nie daj boże, może i komunizmu, to już bliska kryminału.
prokrastyna
31 grudnia o godz. 12:04 270625
Zgoda, pie…ę jak ów narodowiec po przeszkoleniu u Bosaka, Mikkego oraz (!) Giertycha wszechpolaka.
W drodze rewanżu – proszę wybaczyć – ty z kolei pie…lisz jak Balcerowicz po swoim ostatnim wykładzie z marksizmu i tuż po wprowadzeniu (przez siebie jako burżuazyjnego wicepremiera Polski) kapitalizmu.
Pozwól, że jeszcze raz wyjaśnię: my, samorządowcy, mamy obowiązek płacić nauczycielom (ustawa!!), ale nie mamy prawa oceniać nauczycieli.
Dlatego też np. nie podpisaliśmy umowy (dyrektor jako swego rodzaju podwładny Wójta a poprzez Wójta Rady Gminy) osoby idealnej do uczenia, a musieliśmy podtrzymać umowę z osobą, która sobie nie radzi…
kwant25
31 grudnia o godz. 9:35 270622
Dziękuję za obszerne i jasne wyjaśnienie relacji nauczyciel – uczeń.
Pozwól, że teraz ja wyjaśnię: nie zajmuje mnie ani metodyka, ani psychologia, ani relacja, o której piszesz. W ogóle o tym nie piszę i nie zamierzam pisać.
Dla mnie liczy się relacja inna: Samorząd (jako dający zapłatę nauczycielom, tak, niedawno głosowałem uchwałę budżetową Gminy, w niej każdy detal dotyczący płac nauczycieli) – nauczyciel (jako biorący wypłatę, którą zatwierdziłem w głosowaniu, zagwarantowałem mu pensję od stycznia do grudnia 2020, nie mając prawa do oceny pracy nauczyciela).
Nauczyciel – mający mgr, spec od metodyki, wychowania i psychologii – podpisał z nami samorządowcami umowę, zobowiązał się do czegoś, nie określiliśmy mu w żaden sposób niczego (ani jak ma uczyć, ani czego ma uczyć, ani nie daliśmy żadnych innych wytycznych co do jego pracy – nie mamy, Samorząd, do tego prawa).
My, Samorząd, mamy obowiązek bulić bez prawa wglądu do tego, jak nauczyciel wywiązuje się z umowy, którą z nami podpisał. Z nami, czyli dyrektorem szkoły swego rodzaju podwładnym Wójta, z nami, czyli tymi, którzy zatwierdzili budżet, zagwarantowali nauczycielskie pensje. To patologiczna sytuacja: musimy zapłacić w ciemno, bez prawa oceny pracy.
Wracam do relacji nauczyciel – uczeń. Tę relację opisują przepisy nie przez nas ustalane (nie mamy takiego prawa), a przez Rząd/Kuratoria. Patologia do kwadratu.
Jako płatnicy obowiązkowo mający zapewnić nauczycielskie pensje nie mamy prawa do niczego, co dotyczy relacji nauczyciel – uczeń. Ja nie chcę oceniać nauczycieli, ale inni samorządowcy nieco się pienią…, gdy mają bulić nauczycielom, ale często widzą, że rzucają pieniądze w błoto… Nie mają innego wyjścia. Ustawa nakazuje mi i moim kolego zapłacić (poprzez przegłosowanie uchwały budżetowej) bez względu na to, jak kto pracuje…
Gdy płacisz, to czegoś oczekujesz, czegoś żądasz. I to jest normalne, oczywiste. Gdy Samorząd płaci nauczycielom, nie ma prawa niczego oczekiwać, niczego żądać…
@ontario
Wolałbym, żeby osoba pokroju pana Balcerowicza, nie reformowała czegokolwiek w Polsce, gdyż obawiam się podobnych efektów. Natomiast zgadzam się z Panem, że system musi paść, aby nastąpiło przyzwolenie społeczne na niezbędne reformy. Zróżnicowanie płac jest niezbędne i powinno być powiązane z kosztami utrzymania i cenami mieszkań. Wygrywa opcja „trwałej prowizorki”: pensja + dodatkowa praca. Jakość pracy szkoły nie odbiega od jakości innych działów budżetówki. Najwyżej oceniam kulturę obsługi urzędników samorządowych, ale moje kontakty od kilku lat są b. rzadkie i dotyczą rutyny, więc być może to odczucia mocno subiektywne. Natomiast obserwuję nową cechę wśród nauczycieli: zalęknienie.
@ontario
A o czymś takim jak dodatki motywacyjne/nagrody słyszałeś – dla dyrektora i nauczycieli – tu możesz/możecie sobie różnicować jak chcecie??? 😉 Taki Trzaskowski w stolicy nawet ma to zapisane w uchwałach, ale i tak przydziela po równo i szkołom i nauczycielom i dyrektorom – więc może o co innego chodzi – np. tę wyśnioną przez Konfederację i Nowoczesną prywatyzacją oświaty metodą TINA (There IS NO Alternative!) opisaną dla hiperliberalizmu typu Balcerowicza w książce Naomi Klein … 😉
Na początek – trzy typy z liceum:
– Oddaję i omawiam oceniony test czytania ze zrozumieniem. Tłumaczę, dlaczego niektóre odpowiedzi uczniów były niepoprawne itp. Licealiści są zainteresowani tylko kwestią punktów, które można było uzyskać. Jedna z uczennic wyciąga kalkulator i ostentacyjnie sprawdza, czy dobrze ma przeliczone uzyskane punkty na procenty, a co za tym idzie – zgodną z obowiązującą w szkole skalą – ocenę z testu.
– Ze sprawdzianu uczennicy klasy pierwszej dowiaduję się, że jednym z języków, w którym spisano „Biblię”, jest… język migowy.
– Podczas dyktanda informuję uczniów, że osoby piszące na papierze w kratkę mają nie pisać kratka w kratkę, ale mają zostawić odstęp jednej linii. Zbieram prace i widzę, że jedna z uczennic oddaje dyktando napisane niezgodnie z moim poleceniem. Proszę zatem, aby tekst przepisała raz jeszcze, zachowując stosowny odstęp. Licealistka przepisaną pracę odkłada na stos innych dyktand, a ja – tym razem nie patrząc – zabieram wszystko do domu, by sprawdzić. Okazuje się, że znowu jest tak, jak było pierwotnie, tj. bez odstępów. Na drugi dzień oddaję dyktanda, a tę licealistkę informuję, że znowu nie zastosowała się do mojego polecenia, więc będzie przepisywać pracę jeszcze raz. Oburzona uczennica próbuje mi wmówić, że odstępy zrobiła. Proszę, by pokazała, gdzie ma odstęp jednej kratki. Skrupulatnie pokazuje na niezapisane kratki – odstępy między wyrazami.
Na koniec – bonus z technikum budowlanego:
– Jeden z uczniów pije na lekcji napój gazowany. Proszę, by przestał i schował picie. Chłopak bardzo powoli schyla się w kierunku plecaka stojącego na podłodze. Widzę, jak jego głowa znika poniżej poziomu blatu ławki szkolnej. Po chwili moim oczom ukazuje się jego twarz dziwnie zdeformowana bułką, która wystaje mu z ust. Moje spojrzenie mówi samo za siebie, na co uczeń reaguje tymi słowami, bełkocząc: „No co? Przecież mówiła pani, że nie wolno pić”.
@Gospodarz
Moja reakcja, w niektórych przypadkach byłaby relatywnie adekwatna + komentarz dot. chamstwa.
@kwant25
Mam raz w tygodniu wolontariat w szkole: kto przeszkadza za karę wędruje na lekcję religii. Może warto starać się o taki zapis w regulaminie szkoły? 🙂
Zaintrygował mnie jeden z pańskich wpisów. W mojej ocenie to minimum rok dodatkowej pracy z uczniem, przy założeniu, że mam z nim 4-5 lekcji w tygodniu w szkole.
belferxxx
31 grudnia o godz. 16:12 270629
Dodatki motywacyjne u nas od niepamiętnych lat PRZYZNAJE dyrektor szkoły. Samorząd zaś to, co zwykle: daje forsę i określa ogólne wytyczne. Nie wiem, jak to się stało, że nasz Samorząd przed laty zrzekł się swojej kompetencji Organu Prowadzącego. Oczywiście, nie podejmę tego tematu podczas prac komisji, raz, że są to niewielkie kwoty, dwa, nie będę wsadzać kija w mrowisko, trzy – jeszcze chcę – mówię w przenośni – trochę pożyć: byłbym wrogiem nr 1 nauczycieli…
@ontario
„Na marginesie, bo jednak nie kapuję, jakim cudem nauczyciel autor bloga kogoś nauczał, czyli robił to, co do niego należy, skoro sam pisze, że nie nauczał, a nawet na jednej lekcji nie miał nikogo, żadnego ucznia…”
No fakt – autor pisze, że na lekcji, na której nie miał nikogo, „prowadził lekcję”, czyli niekoniecznie- nauczał. Mam jednak wrażenie, że w obecnie w większości szkół zamiast nauczania raczej „prowadzi się lekcje”, a nawet że to raczej lekcje same się prowadzą, albo raczej są prowadzone przez źle prowadzących się uczniów. Czego dowody w lamentacji Gospodarza.
Co zaś do samorządowego prawa do decydowania, albo nie, to faktycznie się na tym nie wyznaje, ponieważ ostatni raz miałem do czynienia z samorządem (szkolnym akurat), kiedy odmówiłem w nim uczestnictwa, mimo demokratycznego wyboru przez klasę potwierdzonego dodatkowo autorytarnym nakazem dyra. Swoją obstrukcje tłumaczyłem tym, że interesuje mnie tylko władza rzeczywista a nie – pozorowana.
W przypadku komentowanego przeze mnie wystąpienia ontaria mogłem się zatem pomylić. Na swoje usprawiedliwienie prztaczam tę okoliczność , że ontario nie tylko czyta z emocjami raczej niż ze zrozumieniem, ale też pisze podobnie, co niestety utrudnia zgodną z jego intencjami egzegezę tekstu. Albo też – jak kto woli – ułatwia to wysnuwanie kilku egzegez, często o sprzecznej wymowie. Ja na przykład zrozumiałem, że ontario postuluje wywalenie nauczyciela na pysk przez samorząd (co chyba zresztą sugeruje w któryms z następnych postów), albo przynajmniej nie wypłacanie mu tych kroci pod nazwą pensja nauczycielska za 10 lekcji, których urodę tenże barwnie opisywał. Do oceny Wysokiego Sądu pozostawiam interpretacje, czy niepłacenie komuś za prowadzenie lekcji niezgodnie z wyobrażeniami płacącego jest decydowaniem o tym, co płacobiorca powinien, czy też decydowaniem nie jest.
A co do moich relacji z PiSem, POłem, Konferderatem i temu podobnej menażerii… to proszę sobie ich opis (nomen omen) własnoręcznie samemu wypikać (bo jest jeszcze przed 22.00).
Krzysztof Cywiński
31 grudnia o godz. 16:11 270628
Efekty terapii Balcerowicza są bardzo dobre. Oczywiście, po reformie przez ok. 10 lat dostawaliśmy w d…, że hej, ale teraz już wiemy, jak sobie radzić. Wystarczy wyjść na drogę gminną: dziesięć lat temu ledwo kilka aut się telepało, a teraz trudno przejść: niemal każda rodzina w Gminie ma po dwa auta. Co ciekawe, złomy z Niemiec znikają, mnóstwo aut dobrych marek, a szpan się zaczął dwa, trzy lata temu: BMW, kabriolety… Dziesięć lat temu przy szkole nie było parkingu, zaledwie parę aut. Teraz każdy nauczyciel wjeżdża autem i to niezłej klasy. Również pracownicy obsługi, np. niedawno pani tuż przed emeryturą zrobiła prawo jazdy… Oczywiście, tak trzymać! Po to się pracuje, aby coś mieć. Aby BYĆ, trzeba MIEĆ.
rezystancja
31 grudnia o godz. 16:12 270630
Hm, moi koledzy z podstawówki (lata 70-te) przywiązywali do butów lusterka i tak podchodzili do młodych nauczycielek w mini… Pomimo przenoszenia do innych szkół, zostawiania na drugi rok, bicia, wyzwisk itp. potwornych kar stosowanych wobec nas, żadnych rezultatów wychowawczych, jeszcze bardziej dokazywaliśmy… Dzisiejsza młodzież to aniołki wobec nas – dziś dziadków…
@ontario
Wysokość dodatku motywacyjnego średnio – to od rady zależy. A kto dyrektorowi daje dodatek, który może uwzględnić jakość przyznawania motywacyjnych, kto mu daje nagrody? 😉 „Kto CHCE szuka sposobów, kto NIE CHCE – szuka powodów!”
jcp
31 grudnia o godz. 17:00 270633
Wyczytałeś u mnie to, co wyczytałeś, to tak jest. Wybacz, że nie mam ani twojego polotu, ani twojej precyzji i klarowności. Wybacz, że piszę i czytam emocjonalnie, wybacz, że niczego nie rozumiem. Wybacz, słowem, że nie jestem tobą. Ale nawet gdybym jakimś cudem mógł się wznieść na twoje poziomy, to nigdy bym nie skorzystał, bo wolę być największym durniem na świecie (i takim jestem), byle tylko nie mieć ani krzty twojego geniuszu…
Na lekcjach Henryka Pawłowskiego wolno jeść. Wolno popijać herbatę.
Matematyk pozwolił na to, kiedy przypomniał sobie czasy, kiedy sam był
uczniem. Podkradał z biurka kawę nauczycielom, bo tak suszyło go w
gardle.
https://nowosci.com.pl/kuznia-kujonow-nic-z-tych-rzeczy/ar/11297043
Zacząłem googlować bo nie pamiętam, aby któryś z nauczycieli matematyki w moim liceum robił wielkie problemy gdy uczeń cośtam chciał przełknąć na lekcji. Ale może mi się już w głowie wspomnienia całkiem pomerdały.
Czajnik był, ale raczej do użytku na przerwach, nie na lekcji.
Gdyby to ode mnie zależało to wolałbym aby uczeń zwracał uwagę na to co się dzieje na lekcji, brał aktywny udział, no – myślał. A czy on przy okazji coś wypije lub przekąsi to już jego sprawa. Zdolniejsi mogą robić, no prawie, co im się podoba. Wolniej chwytającym nie doradzam robienia sobie kawy bo nie dadzą rady podzielić uwagi między ekspress do kawy a treść wykładu.
Jestem „obciążony” bo wczoraj po raz drugi obejrzałem film pt. „The Man Who Knew Infinity” o Ramanujanie. Niech jedzą, nawet na lekcji, bo jeszcze zemrą na gruźlicę… 😉
@zza kałuży
Akurat Henryk Pawłowski już nie żyje …
@ontario
„Wybacz, że nie mam ani twojego polotu, ani twojej precyzji i klarowności.”
No cóż – wybaczam.
Powiedzmy: 45 min. klęczenia na grochu w kącie klasy i sprawa załatwiona.
” wybacz, że niczego nie rozumiem.”
Ja bym sie nie przejmował – to się zdarza.
„Wybacz, słowem, że nie jestem tobą. ”
No trudno!
„bo wolę być największym durniem na świecie (i takim jestem)”
To trochę zakrawa na manie wielkości. Sugerowałbym ograniczenie się raczej do terytorium RP, chociaż tutaj konkurencja w tej dziedzinie raczej spora.
” byle tylko nie mieć ani krzty twojego geniuszu…”
Spokojnie, to naprawdę nie boli!
I w ogóle Dosiego!
Ech, panie Ontario… żali się pan, że wykiwał pana, znaczy, i samorząd, belfer i nijak nie można się mu dobrać do skóry. A pan płaci, to i wymaga i lepiej wie. A ileż ja historii znam o wójtach, co to rodzinę zrobili nauczycielami – wie pan, jak to na wsi z pracą – a nawet że specjalnie likwidowali szkoły, żeby zatrudniona rodzina mogła wziąć odprawę. A później szkółka prowadzona przez stowarzyszenie, z niepłaconymi wakacjami, z pensjami podstawowymi na poziomie minimalnej… Ale pańska prawda jest przecież oczywistsza… Kto te racje wyważy?
@ontario
Istotę wolności przywrócili Polakom premier Rakowski i minister Wilczek. Można dyskutować przyczyny, dla których każdy Polak mógł otrzymać paszport lub rozpocząć działalność gospodarczą na własny rachunek w dowolnej branży. Zastopowanie inflacji to powielenie rozwiązań pradziadka p. Kidawy-Błońskiej, zaproponowane przez PP.Sorosa i Sachsa, dla celów marketingowych i dosyć ordynarnej propagandy nazwane planem Balcerowicza. Wszystkie inne decyzje były mocno krytykowane. Ponieważ prowadzę działalność na własny rachunek od 1987 r. miałem okazję wielokrotnie odczuwać skutki tych decyzji i dyskutować je z b. poważnymi obecnie przedsiębiorcami, którzy sporo energii włożyli by nie znajdować się na liście 100 najbogatszych. Efektem i konsekwencją tego planu jest m.in. obecna sytuacja finansowa nauczycieli.
Kurcze, taki fajny wpis, napisany przez nauczyciela z poczuciem humoru i dystansu do siebie, aż zachęcony ostatnim zdaniem spojrzałem na komentarze, może coś ciekawego ktoś od siebie dodał, ale tam jak zwykle te same idiotyczne wpisy tego samego pana co zawsze, który poza czubkiem własnego nosa nic nie widzi… Szkoda…
tinafan2
Fajnie, że to napisałeś. Tez rozbawił mnie wpis gospodarza. Komentarzy nie dałam rady przeczytać. A z lekcji gospodarza, chyba najbardziej podobała mi się nr 2.
tinafan2
W internecie nic nie ginie. Spadek aktywności na blogu to pokłosie m.in. ostrożności: jak w sądzie, wszystko może być użyte przeciwko autorowi wpisu. Anonimowość jest jedynie iluzoryczna i dla ogółu. Każdy nauczyciel, ale i uczeń również, mógłby przytoczyć zdumiewające historie. Chętnie poczytam o Pańskich przygodach
🙂