Podwójny nabór oddzielnie
Ze względów bezpieczeństwa podwójny nabór do liceów powinien być prowadzony tak, aby rodzice postgimnazjalistów nie stykali się z rodzicami absolwentów ośmioletniej szkoły podstawowej. Inaczej mogłoby dojść do dantejskich scen.
Drzwi otwarte licea także powinny organizować dwukrotnie: dla każdego rocznika oddzielnie. Dzięki temu uniknie się ewentualnego konfliktu. To, co powie się jednej grupie rodziców, nie musi słyszeć druga grupa. Bezpieczeństwo pracowników najważniejsze.
Nie byłyby potrzebne takie zabezpieczenia, gdyby rodzice rozumieli, kto jest winny tej sytuacji. Niestety, żaden się nie pofatyguje do MEN, żaden nie wystąpi przeciwko twórcom reformy, za to każdy z ochotą rzuci się na nauczycieli. To tak, jakby za niską jakość produktów w hipermarkecie odpowiadała kasjerka i to jej w razie czego trzeba przyłożyć.
Rodziców można oddzielić od siebie i jakoś uspokoić. Gorzej będzie, gdy do szkół przyjdą ich dzieci i codziennie będą się ze sobą stykać. A czeka je horror. Bałagan w planie lekcji, pisany na kolanie program nauczania, ciasnota na korytarzach, walka o sale lekcyjne, nerwowi nauczyciele, poczucie marnowania czasu. I tak przez cały rok, a może i trzy. Incydenty murowane. Aby nie doszło do mocniejszych wybuchów niezadowolenia, proponuję wydzielić piętro tylko dla postgimnazjalistów i drugie tylko dla absolwentów ośmioletniej szkoły podstawowej. Może to coś da.
Komentarze
Czy wasze liceum to kęs mięsa rzucony między dwa wygłodzone stada wilków ?
Niby o co i dlaczego post-gimnazjaliści mają się gryźć z absolwentami 8 kl. SP ?
Po co ta panika ?
kaesjot 10 grudnia o godz. 10:10 258766 😉
Dariusz Chętkowski
Na jakich to empirycznych i racjonalnych podstawach wyciąga Pan aż tak katastroficzne, żeby nie powiedzieć wręcz apokaliptyczne wnioski? Czy nie chodzi tu aby o obronę swego stołka i tych nieszczęsnych gimnazjów, tego sanacyjno-feudalnego przeżytku?
Poza tym, to ponad 90% absolwentów podstawówek powinno kierować się do szkół zawodowych (zasadniczych zwanych dziś branżowymi i techników), a nie do liceów, gdyż te ostatnie nie uczą zawodu, a wiadomo przecież, że najwyżej 10% do 20% absolwentów szkół średnich nadaje się do podjęcia studiów wyższych.
Oj nieładnie Panie Dariuszu. To frukty z wysokiego uposażenia nauczycielskiego można zajadać, pierś po ordery wypinać a jak fala dwurocznikowa idzie to chowamy się po kątach? To do kogo rodzice mogą się poskarżyć jak nie do konduktora, kasjera, nauczyciela? Rodzice podświadomie wiedzą, że Wy jako przedstawiciele oświaty macie identyczny wpływ na dygnitarzy jak i oni. Proszę jednak o obywatelską postawę i pocieszanie rodziców odbierających dzieci z trybu zmianowego.
Edukacja: rodzice rodzą kłopoty, a kasjerki kasują kasę.
–
Ja wiedziałem że tak będzie: za armageddon krętactw spuszczony jak szarańcza za cudze grzechy na zacnych etatowców nauczycielskich, z braku liderów odpowiadają …rodzice.
Jasne, że kasjerka za te niegodne piniondze, co jej płacą, realizuje tylko zlecone jej przez zwyrodniały kapitalizm manko.
Jak niewolnicza armia janczarów, chłostana batem głodu i wyklęcia.
No, po prostu, kasjerka-belferka wykonuje tylko rozkazy, wysoki sądzie, a ręka nie jej, tylko niewidzialnego rynku internacjonalistycznej międzynarodówki robociarskiej, odartej z godności przymusem pracy w szkole.
Rodzice! Ci, nie spętani rozkazami, powinni bronić belferstwa jak Ojczyzny niebroniącego Broniarza.
Oto liderzy, winni winom Tuska.
Oto szkoła za którą płacimy, a na belferblogu czytamy.
Rację ma w tym kontekście Krzysztof Varga, że uczenie czytania prowadzi do złudzenia umiejętności pisania, bez wstydu za to, co się ma do powiedzenia.
Rodzice powinni zażądać od belfrów zwrotu pieniędzy za te na nice wydymane przez nich, a pobrane na koszt społeczny nauki …i problem manka zniknie.
Wtedy kasa będzie się wreszcie, przy tak zlustrowanym „nauczycielstwie” zgadzać.
Tylko po co komu zgoda, skoro szczucie się tak opłaca?
@Gospodarz
To nie będą 3 lata- akurat jak TEN podwójny rocznik odejdzie z liceów, to przyjdzie kolejny zdublowany rocznik – dzieło prawdziwych „mistrzyń” w reformowaniu – Hall/Szumilas/Kluzik-Drożdżówki&Berdzik – efekt PRZYMUSOWEGO, doktrynalnego, posłania do szkoły 6-latków bez stworzenia odpowiednich warunków i realistycznego kalendarza … 😉
Belferxxx 10 grudnia o godz. 10:49 258774
W sytuacji, gdy postęp techniczny, a więc mechanizacja, automatyzacja, robotyzacja, komputeryzacja i sztuczna inteligencja (AI) odbierają ludziom coraz to większą ilość realnych czyli produktywnych miejsc pracy, sens ma przyjmowanie do szkoły podstawowej dopiero 8-latków, wydłużenie obowiązkowego okresu nauczania do wieku co najmniej 21 lat i skrócenie wieku emerytalnego do 55-60 lat, aby jak najmniej osób pojawiało się rynku pracy, na którym przecież niedługo zabraknie, dla ogromnej większości ludzi, realnych, czyli produktywnych miejsc pracy. Przecież większość obecnych 7-latków, którzy poszli w tym roku do szkoły, znajdzie się po osiągnięciu dojrzałości w zupełnie innej niż dziś sytuacji, w której tylko geniusze będą mieli realną szansę na znalezienie realnego, czyli produktywnego miejsca pracy. Szkoła powinna więc przegotowywać uczniów nie jak dawniej i dziś do pracy, a tylko do życia w przyszłości, w której dla ogromnej większości ludzi nie będzie już realnych czyli produktywnych miejsc pracy. Przecież już dziś produkuje się w Polsce autonomiczne lokomotywy, które nie potrzebują maszynisty, a na drugiej linii warszawskiego metra maszynista jest już tylko dekoracją, jako że pociągi jej jeżdżą na niej same, w trybie autonomicznym. A to jest przecież dopiero początek nowego, wspaniałego świata, jaki nas czeka dosłownie za rogiem.
Belferxxx 10 grudnia o godz. 10:49 258774
P.S. Powyższe odnosi się na razie tylko do szkół podstawowych, jako iż obecnie wciąż jeszcze jest zapotrzebowanie na pracowników do produkcji, a więc należy nadal szkolić robotników wykwalifikowanych i techników, ale za jakieś 10 lat, to sytuacja zapewne radykalnie się zmieni, a więc uczniów podstawówki należy już dziś zacząć przygotowywać do życia bez sensownej pracy.
No, coś nieprawdopodobnego: takie dantejskie sceny w Łodzi rządzonej przez PO?
ontario 10 grudnia o godz. 12:36 258781
To chyba nie jest ta sama Łódź, która rządzona jest przez prezydent Zdanowska?
JohnKowalsky
W czasach prehistorycznych każdy członek stada od stawiających pierwsze kroki brzdąców po mogących jeszcze się ruszać starców połowę każdego dnia poświęcał na zdobycie pożywienia. Dzisiaj jeden rolnik potrafi wyprodukować żywność dla kilkudziesięciu ludzi.
W fabrykach wypierają nas roboty i automaty, w biurach komputery czyli na zaspokojenie potrzeb ludzkich potrzeba coraz mniej pracy ludzkiej.
To nie dóbr nam brakuje tylko miejsc pracy przy ich wytwarzaniu to zamiast dawać zasiłki tym, co pracy nie mogą uzyskać podzielić się z nimi pracą.
Po co 15 ludzi ma zasuwać po 40 godz./tydz. a potem oddawać 25% tego co wytworzą dla owych bezrobotnych lepiej niech 20 ludzi pracuje po 30 godz./tydz.
Zwiększona ilość wolnego czasu wykreuje dodatkowy popyt na różne rozrywki czyli stworzy nowe miejsca pracy.
Kaesjot 10 grudnia o godz. 12:50 258783
Oczywiście, że w realnym kapitalizmie, to nie dóbr nam brakuje, a tylko popytu na nie i miejsc pracy przy ich wytwarzaniu. Niestety, ale kapitaliści wolą dawać zasiłki tym, co pracy nie mogą uzyskać, zamiast podzielić pracę pomiędzy osoby potrafiące i chcące ją zrobić. Zgoda też, że zwiększona ilość wolnego czasu wykreuje dodatkowy popyt na różne rozrywki czyli stworzy nowe miejsca pracy. Odsyłam tu do książki pod tytułem „Seven Bad Ideas: How Mainstream Economists Have Damaged America and the World” („Siedem złych idei czyli jak ekonomiści głównego nurtu zniszczyli Amerykę i świat”) autorstwa znanego amerykańskiego ekonomisty Jeffa Madricka, autora ekonomicznych komentarzy w takich renomowanych amerykańskich liberalnych pismach głównego nurtu (mainstream) jak np. „Harper’s” i „The New York Times”, a więc nie można mu zarzucić lewactwa czy też pro-komuszych sympatii. Także ostatnio, lecąc samolotem z Melbourne do Dohy, widziałem bardzo dobry film p.t. „Christopher Robin” („Krzysiu, gdzie jesteś?”) z doskonałą rolą Ewana McGregora jako owego Krzysia, tyle że już dorosłego Film opisuje historię Krzysia, czyli Christophera Robina, który wyjeżdża do szkoły z internatem. Główny bohater żegna się ze wszystkimi przyjaciółmi ze Stumilowego Lasu – Kubusiem Puchatkiem, Prosiaczkiem, Tygrysem, Kłapouchym, Królikiem, Sową, Kangurzycą oraz Maleństwem i wyrusza do świata dorosłych, aby rozpocząć nowe życie. Przyjaciele z dzieciństwa widzą go po raz ostatni. Christopher (Ewan McGregor) dorasta i zakłada rodzinę. Mieszka w Londynie razem ze swoją małżonką Evelyn (Hayley Atwell) oraz córką Madeline. Pracuje on całymi dniami i nocami jako ekspert od wydajności pracy w fabryce walizek, która ma kłopoty ze zbytem, a więc rozważa redukcję zatrudnienia, którą ma przeprowadzić właśnie ów tytułowy Christopher Robin. Obiecał on swojej żonie i córeczce, że wybiorą się razem na wymarzone wakacje, ale jego szef Giles (Mark Gatiss) znów każe mu zostać w pracy, aby dokończyć plan redukcji zatrudnienia. Niespodziewanie jednak odwiedza go jego najlepszy przyjaciel z dzieciństwa, czyli Kubuś Puchatek, który wraz z Prosiaczkiem i resztą zwierzątek przybyli ze Stumilowego Lasu do Londynu, aby przypomnieć mu magię dzieciństwa i wtedy wpada on na pomysł, aby zamiast zredukować zatrudnienie w firmie, w której on pracuje jako ekspert od wydajności pracy, dać jej pracownikom więcej czasu wolnego, aby mogli oni częściej jeździć na urlopy i tym samym kupowali oni więcej walizek. Tyle, że to wszytko dzieje się w latach 1950-tych, kiedy to walizki były jeszcze produkowane przez ludzi…
Malkontenctwo, wieczne nieukontentowanie, zgorzkniałość, osowiałość. JAK można tak na co dzień funkcjonować? Od 2 lat chyba wpisy p. Chętkowskiego są na maksa narzekające.
kaesjot
10 grudnia o godz. 12:50 258783
No, ale w kapitalizmie marksistów Balcerowicz-Kuroń bezrobocie to mus, inaczej kto chciałby zapierniczać na śmieciówkach lub tyrać za 6 euro na godzinę. Trzeba mieć straszak: nie podoba się, won, za bramą zakładu stoją inni, wezmą robotę z pocałowaniem ręki, a innych zabraknie, to się ściągnie tanią siłę robocza z państw, gdzie ludzie tyrają za euro na godzinę (Ukraina, Gruzja, Białoruś, Wietnam itd.)
Nie bój się, marksiści dobrze wiedzieli, jak w Polsce budować burżuazyjny kapitalizm. Tania siła robocza i bezrobocie: wystarczy, aby ludzi trzymać na kagańcu.
Anna
10 grudnia o godz. 14:29 258788
Spokojnie, wróci biała chabeta i Tusk, pan autor tego bloga odzyska wigor, zapał i frajdę. Nawet gdy mu każą zasuwać na hallówkach- tzw. karciane (za darmo godzinę lub dwie), będzie tryskać optymizmem.
@Ontario
Och, pewnie tak będzie 🙂 i wtedy powie na Sędzią:”Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele, i? – jakoś to będzie…”. Zaczną się pełne optymizmu słowa p.Broniarza itd. itp.
Kurczę, w mojej szkole będzie to samo, nabór 2 roczników, ale żeby to widzieć aż w taki sposób? Czarnowidztwo na całego.
@Anna
W małych i średnich miejscowościach z kumulacją nie będzie problemu – tylko w WIELKICH miastach!!! Dlatego nie rozumiesz problemu … 😉
Ontario 10 grudnia o godz. 14:55 258789
Tak, w realnym kapitalizmie to bezrobocie służy zdyscyplinowaniu ludzi pracy i ograniczaniu ich żądań płacowych, w celu zwiększania zysków kapitalistów. Stąd też rządy burżuazyjne takie jak np. POPiS walczą z bezrobociem tylko „podkolorowując” statystyki owego bezrobocia. Przecież gdyby stopa bezrobocia w Polsce realnie wynosiła tyle, ile to podaje GUS, czyli zaledwie 5.8%, to bylibyśmy świadkami szybkiego wzrostu płac i imigracji zarobkowej do Polski z takich państw z wysoką stopą bezrobocia jak np. Grecja (18.6%), Hiszpania (14.5%), Włochy (10.6%), Francja (9.1%), Cypr (8.5%), Słowenia (7.8%), Austria (7.6%) czy Portugalia (6.7%). A że te zjawiska nie zachodzą, to wniosek jest prosty – prawdziwa stopa bezrobocia w Polsce wynosi co najmniej dwa razy tyle ile podaje GUS, czyli co najmniej jakieś 10 do 12 procent.
Poza tym, to przeciętna płaca realna na Białorusi wnosi 1,422 USD (PPP) a w Polsce tylko niewiele więcej, czyli 1,948 USD (PPP). Natomiast prawdziwa bieda jest na Mołdawii (640), w Armenii (846), Gruzji (900), na Ukrainie (954) czy w Albanii i Kosowie (1150) – wszystko w USD (PPP) – en.wikipedia.org/wiki/List_of_European_countries_by_average_wage.
Belferxxx 10 grudnia o godz. 15:35 258792
W małych i średnich miejscowościach, szczególnie położnych daleko od dużych miast, to poziom szkół jest dziś poniżej najniższego minimum z możliwych, poza nielicznymi wyjątkami potwierdzającymi regułę (np. bogate gminy kopalniane).
Anna 10 grudnia o godz. 14:29 258788
Bo ten Pan ma przecież mentalność z czasów PRL-u – uważa on, że należy mu się podwyżka za sam tylko staż pracy i że „oni” czyli władze mają mu płacić tylko dlatego, że ma on etat. Ale te czasy się już dawno temu skończyły, dzięki pewnemu księdzu-prałatowi i jego ekipie złożonej m. in. z Lecha W., Adama M., Jacka K., Tadeusza M.. Leszka B i Donalda T. oraz Braci K. 😉
@JohnKowalsky
Są różne szkoły w małych i średnich miejscowościach – czasem fatalne, czasem niezłe albo nawet świetne, ale najczęściej przeciętne. Kumulacja dotyczy jednak WIELKICH miast z zupełnie innych powodów niż sam poziom szkół – to kwestia rynku pracy i demografii … 😉
Belferxxx 10 grudnia o godz. 16:41 258796
A ja naiwny myślałem dotąd, że dla nauczyciela, nieważne czy przedszkolnego czy akademickiego, nie ma nic ważniejszego niż poziom (jakość) nauczania…
@JohnKowalsky
Do wielkich miast ściągają ludzie do pracy, z drugiej strony jednak, w epoce niżu akurat tam racjonalizowano wykorzystanie budynków ( a raczej samo się racjonalizowało! 😉 ]. Z trzeciej – tam są NAJWYŻSZE i średnie płace i koszty utrzymania. Więc o nauczycieli b.trudno … 😉
Belferxxx 10 grudnia o godz. 18:09 258798
Wszędzie i zawsze trudno jest o dobrych nauczycieli. A co do budynków, to wiele starszych budynków szkolnych nie spełnia już współczesnych wymogów. Nawet tysiąclatki trzeba generalnie remontować, aby nadawały się na współczesne szkoły. Przecież kiedy je budowano, to komputery były czymś, co nazywano „mózgami elektronowymi ” i co zajmowało co najmniej powierzchnię M3. Nikt wówczas nie myślał o klimatyzacji etc.
@JohnKowalsky
Oczywiście, tylko w NIECAŁE 9 miesięcy nikt nie wybuduje np. tysiąca nowoczesnych budynków szkół średnich. Zresztą i te, które budują, nie są nowocześniejsze od 1000-latek – raczej bardziej tandetne …
Anna
10 grudnia o godz. 15:22 258791
Dramat to będzie u nas na wsi: zniknie gimnazjum, czyli 2 oddziały. Nie uda się uniknąć zwolnień nauczycieli, w tym roku poradziliśmy sobie, nie łącząc oddziałów, mając bardzo mało uczniów w klasach, ale tu już się wyczerpały możliwości radnych i wójta.
Pan autor bloga zaś biadoli, że będzie w szkole więcej uczniów, więc więcej etatów, pracy i zarobku. Niech choć raz wejdzie w skórę swoich wiejskich kolegów, którym widmo braku pracy zagląda w oczy, podczas gdy w mieście nadmiar pracy…
JohnKowalsky
10 grudnia o godz. 16:13 258793
Mnie chodzi o to, że MARKSIŚCI z robotniczej PZPR zgotowali robotnikom ten podły los: śmietanka marksistowska: Balcerowicz, Jaruzelski, Kiszczak, Kuroń, Michnik, Modzelewski… No, „Polityka” zdjęła motto „Proletariusze…” – pod którym występowała jako organ KC PZPR – i teraz tez pełną parą za burżuazją przeciw robotnikom…
Belferxxx 10 grudnia o godz. 18:46 258800
A po co budować w Polsce nowe budynki szkolne, skoro ubywa w niej uczniów, jako iż przecież Polska się wyludnia, gdyż iż od roku mniej więcej 2000 mamy ujemny albo praktycznie zerowy przyrost naturalny a od roku 1990 a szczególnie zaś 2004 masową ucieczkę Polaków z Polski? ? I nic dziwnego, że w kapitalizmie realnym buduje się tandetniej niż w realnym socjalizmie jako ze w kapitalizmie liczy się przede wszystkim maksymalizacja zysku, a nie jakość finalnego wyrobu czy też jego dostępność.
Ontario 10 grudnia o godz. 20:09 258801
Czasami potrzebna jest taka kreatywna destrukcja, a pisał o tym Schumpeter. Może pomoże nam tu mój ex-kolega ze studiów, obecny prezes NBP, który jest przecież znawcą poglądów tego wybitnego ekonomisty, jako że ten mój ex-kolega habilitował się przecież z Schumpetera i jest on członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Schumpeterowców (International Joseph A. Schumpeter Society)? Kto wie, może niedługo będzie miał on (czyli Adam G.) wiele wolnego czasu na takie działania?
10 grudnia o godz. 20:16 258802
Balcerowicz, Jaruzelski, Kiszczak, Kuroń, Michnik, Modzelewski, Kwaśniewski, Miller etc. to przecież NIE byki marksiści, a tyko tacy jak Józef Piłsudski RENEGACI z ruchu lewicowego. Nic więc dziwnego, że organ owych renegatów czyli „Polityka” zdjęła motto „Proletariusze…”, pod którym występowała jako organ KC PZPR i teraz już pełną parą występuje ona za burżuazją a przeciwko robotnikom a generalnie ludziom pracy.
Ontario 10 grudnia o godz. 20:09 258801
Balcerowicz, Komorowski czy Rostowski powiedzieliby – dlaczego nie przeniosą się oni do wielkich miast? ;-)
@JohnKowalsky
A co licealistom w Łodzi czy Warszawie po pustych budynkach w Suwałkach czy Chełmie etc.? 😉
Straszliwe panikarstwo, a przecież problem już został rozwiązany przez ministerstwo: uczniowie, którzy się nie zmieszczą w szkołach w dużych miastach pojadą do mniejszych miast. Wprawdzie nie zostało jeszcze ogłoszone co zrobić z uczniami, którzy się nie zmieszczą w szkołach w małych miastach, ale ministerstwo liczy na naszą inteligencję. Oczywiście ci uczniowie pojadą do dużych miast. A jak po dotarciu na miejsce okaże się, że tu i tam szkoły są już zapchane? Wtedy wrócą z powrotem. Ale nie myście, że będą tak jeździć w nieskończoność. Zanim zdążą wrócić, będzie już wieczór i dużo miejsca w szkołach, o których marzyli.
Ale gdyby jednak z jakichś niewyjaśnionych powodów problemu jednak nie udało się rozwiązać, to myślę, że wśród 40+ par rodziców w każdej klasie znajdzie się ktoś, kto obserwował wydarzenia w ostatnich latach i powie gdzie składać reklamacje: w urnie.
@rzm
No jeszcze nie rozstrzygnięto kwestii KASY za te wędrówki uczniowskich ludów … 😉
Dla równowagi kuratoria podniosły wymagania w konkursach wojewódzkich i laureatów będzie o połowę mniej. Będą zatem w cenie punkty za świadectwo. Co za wyborna sytuacja do sprawdzonego w socjalizmie systemu powiązań i koneksji. Palce lizać, a właściwie pewne części ciała tym, którzy decydują o tych punktach. To nowa stara jakość przeprowadzonej reformy.
Naukowy dowód na potrzebę zaorania polskiej szkoły, a przynajmniej jednego z przedmiotów: https://www.tandfonline.com/doi/abs/10.1080/01425692.2017.1304205?journalCode=cbse20
No, ale Ślamazarność to dopiero ma przy0wódctwo!
„S” oczekuje 15-procentowej podwyżki. Zbiera też paski z wynagrodzeniami nauczycieli, by przekazać je Morawieckiemu. – Bo może premier nie wiem, ile zarabiamy – mówi z przekąsem Olga Zielińska, rzeczniczka związku. Co widzimy na paskach? Stażysta z dwuletnim doświadczeniem – 1956,03 zł netto, nauczyciel kontraktowy po dziewięciu latach – 2052,58 zł, mianowany po 16 – 2437,11 zł, dyplomowany z 34-letnim stażem – 2775,89 zł na rękę.
Proksa zamierza rozmawiać z Piotrem Dudą, szefem „S”. Oczekuje, że zorganizuje on spotkanie nauczycieli z premierem. W planie są też rozmowy z posłami z komisji edukacji.
@Płynna nierzeczywistość
No to proponuję taką „analizę” programu szkoły w UK, USA, Hiszpanii, Francji, na Litwie, Łotwie etc. Nie mówiąc już o UPA-inie …. 😉 To dopiero byłaby dla ciebie uczta duchowa!!!
Ontario
Poza tym, to 50% Polaków zarabia zaledwie około 2,5 tys. zł na rękę miesięcznie. Średnie wynagrodzenie podawane przez GUS, czyli wynoszące ok. 4,5 tys. zł miesięcznie, jest więc mocno mylące. Dominanta, czyli najczęściej występujące wynagrodzenie, jest zaś w Polsce jeszcze niższe i wynosi zaledwie około1500 zł netto (na rękę). Wielu Polaków jest w więc sytuacji takiej jak poniżej: „za kredyt w jednym z banków płacę 255 zł miesięcznie. Zostało mi do spłacenia 7,5 tys. zł. W drugim banku płacę 250 zł i zostało mi do spłacenia 12 tys. zł. Do tego chwilówka na 5,6 tys. zł – spłata 245 zł miesięcznie a do spłaty pozostało mi jeszcze 5,6 tys. zł i druga, 255 zł i 3,7 tys. do spłaty. Dochody mam 1600 zł. Czy jest ktoś w stanie mi pomóc? Poradzić? Czy jestem w sytuacji już tak beznadziejnej, że nie ma dla mnie ratunku?” (Oczywiście, że jedynym legalnym i etycznym wyjściem jest w takim przypadku, czyli dochody 1600 zł a spłaty kredytów 1005 zł tylko ogłoszenie bankructwa konsumenckiego, gdyż nie da się przecież, nawet w relatywnie taniej Polsce wyżyć przez miesiąc za mniej niż 600zł, wliczając w to szczegolnie czynsz i opłaty za media – LK).
Według najnowszego raportu Deutsche Bank, to w ocenie Polaków wystarczy zarabiać od 5 do 10 tys. zł netto, by być uznawanym za dobrze sytuowanego. Zarobki od 10 do 19 tys. są w ocenie Polaków powodem do uznania kogoś za zamożnego. Pod względem średnich zarobków netto Polska na tle Europy nie wygląda przecież dobrze, jako iż przeciętna pensja u nas to jest równowartość ok. 780 euro. Mniej zarabiają w UE tylko Słowacy (722 euro), Litwini (691 euro), Łotysze (660 euro), Węgrzy (654 euro) i Rumuni (517 euro). Nawet Czesi, Chorwaci i Estończycy, uwzględniając tylko kraje naszego regionu, zarabiają więcej. O zarobkach w okolicach 2000 euro, którymi cieszą się Belgowie, Holendrzy czy Brytyjczycy możemy jeszcze pomarzyć. Zarobki Duńczyków, Norwegów, Szwajcarów – 3500-4500 euro, są chyba poza naszym zasięgiem. Osób w Polsce, które takie zarobki uzyskują jest niewiele - ok. 10%.
(http://next.gazeta.pl/next/7,151003,24247623,polacy-coraz-czesciej-korzystaj-z-lombardow-i-firm-pozyczkowych.html#s=BoxOpImg2)
Dodam jednak, że mniej niż Polacy zarabiają jednak w Europie (podaję średnią płace miesięczną PPP w USD) na Mołdawii 620, w Armenii 846, Gruzji 900, na Ukrainie 954, w Albanii 1,150, Kosowie 1,150, Serbii 1,203, Macedonii 1,205, Bośni i Hercegowinie 1,239, Kazachstanie 1,272, Rosji 1,331, Bułgarii 1,384, Czarnogórze, 1,400, na Białorusi 1,422, w Turcji 1,435, Grecji 1,510, Rumunii, 1,520, Portugalii 1,554, na Węgrzech 1,741, Łotwie 1,754 i w Chorwacji 1,782. Podobne do naszych (1,948) zarobki mają Słowenia 1,790, Czechy 1,832, Słowacja 1,850, Azerbejdżan 1,901, Litwa 1,912 i Estonia 2,005. Natomiast znacznie więcej niż w Polsce zarabia się w takich państwach jak Italia 2,382, Belgia 2,450, Hiszpania 2,670, Niderlandy 2,690, Francja 2,753, Cypr 2,763, Finlandia 2,787, Szwecja 2,874, Niemcy 2,977, Austria 3,018, UK 3,035, Irlandia 3,130, Islandia 3,194, Dania 3,239, Norwegia 3,678, Luksemburg 3,843 i Szwajcaria 4,280.
(https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_European_countries_by_average_wage)
Przy czym należy tu dodać, że zarobki w Irlandii i na Cyprze oraz do pewnego stopnia Luksemburgu i Szwajcarii a nawet i w UK są sztucznie zawyżone, o czym już tu chyba pisałem. Głównym powodem jest to, iż są to pralnie brudnych pieniędzy. PKB i nawet średnie zarobki są tam bowiem sztucznie zawyżane przez manipulacje i sztuczki statystyczno-prawne, a więc np. irlandzki GUS przestał liczyć PKB, jako że nie ma on w przypadku Irlandii nic wspólnego z rzeczywistym poziomem zamożności i dochodów zwyczajnych Irlandczyków. Irlandia to jest przecież, według Banku Światowego, raj podatkowy i pralnia brudnych pieniędzy, który także chroni przemytników i handlarzy narkotykami i „dzięki” temu na ona aż tak wysoki „papierowy” PKB, ale nie oznacza to przecież, że Irlandczycy (oficjalny PKB per capita PPP w USD 72,632) są bogatsi od takich np. Norwegów ($70,590), Szwajcarów ($61,360), Amerykanów ($ 59,495), Holendrów ($53,582), Szwedów ($51,264) czy Niemców ($50,206) – dane IMF (MFW) za rok 2017. Tak więc Irlandia przestała niedawno używać PKB, jako iż stał się on niewiarygodnym miernikiem jej gospodarki i utworzyła zastępczą statystykę zwaną Zmodyfikowanym Dochodem Narodowym Brutto (Modified Gross National Income), w skrócie GNI. A stało się tak ponieważ dane gospodarcze dla tego państwa stały się tak zniekształcone przez (głównie amerykańskie) międzynarodowe strategie unikania opodatkowania (patrz pod „ekonomia krasnoludków” – „leprechaun economics”), znane również jako działania BEPS, jako że Irlandia stała się jednym z największych na świecie rajów podatkowych i jedną z największych na świecie pralnią brudnych pieniędzy, tyle że Komisja Europejska udaje, że tego nie widzi.
Ontario
Poza tym, to 50% Polaków zarabia zaledwie około 2,5 tys. zł na rękę miesięcznie. Średnie wynagrodzenie podawane przez GUS, czyli wynoszące ok. 4,5 tys. zł miesięcznie, jest więc mocno mylące. Dominanta, czyli najczęściej występujące wynagrodzenie, jest zaś w Polsce jeszcze niższe i wynosi zaledwie około1500 zł netto (na rękę). Wielu Polaków jest w więc sytuacji takiej jak poniżej: „za kredyt w jednym z banków płacę 255 zł miesięcznie. Zostało mi do spłacenia 7,5 tys. zł. W drugim banku płacę 250 zł i zostało mi do spłacenia 12 tys. zł. Do tego chwilówka na 5,6 tys. zł – spłata 245 zł miesięcznie a do spłaty pozostało mi jeszcze 5,6 tys. zł i druga, 255 zł i 3,7 tys. do spłaty. Dochody mam 1600 zł. Czy jest ktoś w stanie mi pomóc? Poradzić? Czy jestem w sytuacji już tak beznadziejnej, że nie ma dla mnie ratunku?” (Oczywiście, że jedynym legalnym i etycznym wyjściem jest w takim przypadku, czyli dochody 1600 zł a spłaty kredytów 1005 zł tylko ogłoszenie bankructwa konsumenckiego, gdyż nie da się przecież, nawet w relatywnie taniej Polsce wyżyć przez miesiąc za mniej niż 600zł, wliczając w to szczegolnie czynsz i opłaty za media – LK).
Według najnowszego raportu Deutsche Bank, to w ocenie Polaków wystarczy zarabiać od 5 do 10 tys. zł netto, by być uznawanym za dobrze sytuowanego. Zarobki od 10 do 19 tys. są w ocenie Polaków powodem do uznania kogoś za zamożnego. Pod względem średnich zarobków netto Polska na tle Europy nie wygląda przecież dobrze, jako iż przeciętna pensja u nas to jest równowartość ok. 780 euro. Mniej zarabiają w UE tylko Słowacy (722 euro), Litwini (691 euro), Łotysze (660 euro), Węgrzy (654 euro) i Rumuni (517 euro). Nawet Czesi, Chorwaci i Estończycy, uwzględniając tylko kraje naszego regionu, zarabiają więcej. O zarobkach w okolicach 2000 euro, którymi cieszą się Belgowie, Holendrzy czy Brytyjczycy możemy jeszcze pomarzyć. Zarobki Duńczyków, Norwegów, Szwajcarów – 3500-4500 euro, są chyba poza naszym zasięgiem. Osób w Polsce, które takie zarobki uzyskują jest niewiele - ok. 10%.
(http://next.gazeta.pl/next/7,151003,24247623,polacy-coraz-czesciej-korzystaj-z-lombardow-i-firm-pozyczkowych.html#s=BoxOpImg2)
Ontario
Dodam jednak, że mniej niż Polacy zarabiają jednak w Europie (podaję średnią płace miesięczną PPP w USD) na Mołdawii 620, w Armenii 846, Gruzji 900, na Ukrainie 954, w Albanii 1,150, Kosowie 1,150, Serbii 1,203, Macedonii 1,205, Bośni i Hercegowinie 1,239, Kazachstanie 1,272, Rosji 1,331, Bułgarii 1,384, Czarnogórze, 1,400, na Białorusi 1,422, w Turcji 1,435, Grecji 1,510, Rumunii, 1,520, Portugalii 1,554, na Węgrzech 1,741, Łotwie 1,754 i w Chorwacji 1,782. Podobne do naszych (1,948) zarobki mają Słowenia 1,790, Czechy 1,832, Słowacja 1,850, Azerbejdżan 1,901, Litwa 1,912 i Estonia 2,005. Natomiast znacznie więcej niż w Polsce zarabia się w takich państwach jak Italia 2,382, Belgia 2,450, Hiszpania 2,670, Niderlandy 2,690, Francja 2,753, Cypr 2,763, Finlandia 2,787, Szwecja 2,874, Niemcy 2,977, Austria 3,018, UK 3,035, Irlandia 3,130, Islandia 3,194, Dania 3,239, Norwegia 3,678, Luksemburg 3,843 i Szwajcaria 4,280.
(https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_European_countries_by_average_wage)
Przy czym należy tu dodać, że zarobki w Irlandii i na Cyprze oraz do pewnego stopnia Luksemburgu i Szwajcarii a nawet i w UK są sztucznie zawyżone, o czym już tu chyba pisałem. Głównym powodem jest to, iż są to pralnie brudnych pieniędzy. PKB i nawet średnie zarobki są tam bowiem sztucznie zawyżane przez manipulacje i sztuczki statystyczno-prawne, a więc np. irlandzki GUS przestał liczyć PKB, jako że nie ma on w przypadku Irlandii nic wspólnego z rzeczywistym poziomem zamożności i dochodów zwyczajnych Irlandczyków. Irlandia to jest przecież, według Banku Światowego, raj podatkowy i pralnia brudnych pieniędzy, który także chroni przemytników i handlarzy narkotykami i „dzięki” temu na ona aż tak wysoki „papierowy” PKB, ale nie oznacza to przecież, że Irlandczycy (oficjalny PKB per capita PPP w USD 72,632) są bogatsi od takich np. Norwegów ($70,590), Szwajcarów ($61,360), Amerykanów ($ 59,495), Holendrów ($53,582), Szwedów ($51,264) czy Niemców ($50,206) – dane IMF (MFW) za rok 2017. Tak więc Irlandia przestała niedawno używać PKB, jako iż stał się on niewiarygodnym miernikiem jej gospodarki i utworzyła zastępczą statystykę zwaną Zmodyfikowanym Dochodem Narodowym Brutto (Modified Gross National Income), w skrócie GNI. A stało się tak ponieważ dane gospodarcze dla tego państwa stały się tak zniekształcone przez (głównie amerykańskie) międzynarodowe strategie unikania opodatkowania (patrz pod „ekonomia krasnoludków” – „leprechaun economics”), znane również jako działania BEPS, jako że Irlandia stała się jednym z największych na świecie rajów podatkowych i jedną z największych na świecie pralnią brudnych pieniędzy, tyle że Komisja Europejska udaje, że tego nie widzi.
Rzm 10 grudnia o godz. 22:33 258807
Czy aby naprawdę jesteś aż tak naiwny, że myślisz, iż głosownie zmieni w Polsce cokolwiek poza kolejną zamianą PO na PiS czy też odwrotnie, a wszystko to w ramach jednego i „jedynie słusznego” POPiS-u? Przecież gdyby głosownie mogło coś zmienić, to byłoby zakazane. Realne zmiany zachodzą więc tylko drogą rewolucyjną, a przynajmniej masowych protestów, tak jak dziś np. we Francji.
Kwant25 11 grudnia o godz. 0:02 258809
System powiązań i koneksji doskonale sobie radzi w realnym kapitalizmie i z niego przecież on pochodzi (via niewolnictwo i feudalizm). Poczytaj też coś o układach w przedwojennej Polsce.
Płynna Rzeczywistość 11 grudnia o godz. 7:51 258811
Jaka praca, taka płaca. May przecież realny kapitalizm, a więc nikt nie broni niezadowolonym ze swoich zarobków nauczycielom założyć np. własne, prywatne szkoły i tam zarabiać krocie. Chyba, że nauczyciele chcą socjalizmu, ale jeśli tak, to dlaczego pozwolili oni na rozwalenie PRL-u przez tzw. demokratyczną opozycję z KSS KOR i NSZZ Solidarność, czyli przez obecny POPiS?
Belferxxx 11 grudnia o godz. 7:57 258812
Każdy kraj ma inna kulturę, inną strukturę gospodarki etc., a więc inne potrzeby edukacyjne.
10 grudnia o godz. 21:02 258806
A o to, to zapytaj się naszych czołowych ideologów wolnego rynku z Balcerowiczem na czele.
Rzm 10 grudnia o godz. 22:33 258807
Czy aby naprawdę jesteś aż tak naiwny, że myślisz, iż głosownie zmieni w Polsce cokolwiek poza kolejną zamianą PO na PiS czy też odwrotnie, a wszystko to w ramach jednego i „jedynie słusznego” POPiS-u? Przecież gdyby głosowanie mogło coś zmienić, to byłoby zakazane. Realne zmiany zachodzą więc tylko drogą rewolucyjną, a przynajmniej masowych protestów, tak jak dziś np. we Francji.
Ontario
Poza tym, to 50% Polaków zarabia MNIEJ niż około 2,5 tys. zł na rękę miesięcznie a więc średnie wynagrodzenie podawane przez GUS, czyli wynoszące ok. 4,5 tys. zł miesięcznie, jest mocno mylące. Dominanta, czyli najczęściej występujące wynagrodzenie, jest zaś w Polsce jeszcze niższe i wynosi zaledwie około 1500 zł netto (na rękę).
Ale to wiem, że tak niskie są zarobki, że nie wspomnę o emeryturach (tu od lat jest bandytyzm, rabowanie emerytów bez żadnej żenady), dlatego wczoraj np. głosowałem, aby pomad 30 % naszych uczniów miało dożywianie.
Płynna Rzeczywistość
11 grudnia o godz. 1:18
–
Naukowym dowodem na społeczne znaczenie i wydźwięk „zaoranej” już przecież od zarania polskiej edukacji, są treści i skład komentarzy pod wpisami Gospodarza.
Nie ima się jej ani transfer w cywilizacje, ani ekspozycja na realia poznawcze otoczenia (światowej sławy polski syndrom zakutej pały+żarówka do wkręcenia).
Same wpisy także świadczą: o jakości i dostępności zawodowej pomocy psychologicznej (to norma w cywilizowanych społecznościach, że tę pomoc, a nie rozgłos, świadczy się potrzebującym).
Generalnie więc, nauka i cywilizacja z polską edukacją przegrywa w całym zakresie i spektrum dowodu społecznego.
O niesłuszności i bezcelowości rzeźbienia piórkiem w materiale organicz(e)nie …płynnym, a niepowstrzymanym.
Przyjmijmy, że płynnym jak rzeczywistość w której siedzimy po uszy.
🙂
–
Nb link istotnie, znamiennie trafny.
Pozdrawiam.
Gekko
11 grudnia o godz. 11:28 258823
No, ale żeby aż tak ostro samego siebie krytykować za jakość swoich wpisów na tym forum??? Tego się od ciebie nie spodziewałem.
Przecież dwukrotnie liczniejsze powojenne roczniki ( 1953 i następne ) też uczyły się 12 lat do matury i jakoś się pomieściły. Teraz do szkół chodzą ich wnuki.
A przecież w tym czasie wiele nowych szkół pobudowano.
Miejsca więc nie powinno brakować tylko trzeba „ruszyć głową ” !.
kaesjot
Miejsce dla tych uczniów oczywiście jest. W gimnazjach.
A swoją drogą – skąd weźmiesz nauczycieli? Na jak długo?
Jaki procent młodzieży uczył się w odpowiednich grupach szkół 30 lat temu, a jaki obecnie?
Gekko,
To niespodziewana i dość odkrywcza interpretacja płynnej rzeczywistości. Jak w dowcipie o owsikach.
kasejot,
Proszę zapytać się Gospodarza, ile lat zajęło mu ogarnięcie się w roli nauczyciela licealnego. Proszę się zastanowić, ilu licealnych nauczycieli już teraz do tego zawodu się nie nadaje, zwłaszcza jak się spojrzy na Polskę gminno-powiatową.
Jedynym rozsądnym wyjściem jest OGRANICZENIE naboru do liceów docelowo do 75% stanu obecnego. Jeżeli komuś marzą się zaś elitarne licea z lat 70. czy 80., to nabór trzeba ograniczyć 2-3 RAZY. I wtedy ciąć także po nauczycielach, niech wspierają podstawówki. Cale szczęście, że punktem odniesienia do tych dyskusji kadrowych nie są szkoły przedwojenne.
Przed wojną bowiem zamężna nauczycielka z mocy prawa traciła pracę w szkole.
@ Płynna Rzeczywistość
–
I otóż to, w ty polo-edukacji.
W jej wyniku postrzeganie odkrywczości kręci się wokół przeczucia wynalazku koła, a niespodzianki, wbrew desygnatom, nie wykraczają poza horyzonty wyuczonych skojarzeń.
Tak więc, to musiał być jakiś dowcip edukacyjnie formacyjny?
🙂
Płynna Rzeczywistość
11 grudnia o godz. 13:06
A gimnazja to nie są obiekty szkolne ?
Wie ktoś jaka część uczniów chodziła do gimnazjów które były samodzielnymi w sensie organizacyjnym i fizycznym szkołami ? To one mają problem – muszą wybrać – albo SP albo średnia.
Najczęściej gimnazja były częścią zespołów szkól czyli wspólnie z podstawówką albo szkołą średnią.
12 kolejnych roczników poczynając od 1953 ( pierwszy, którego w całości objęła 8-letnia SP) liczyło łącznie ponad 8,2 mln uczniów. Obecnie roczniki szkolne ( 1999 – 2010 ) to ponad 3,4 mln czyli mniej niż połowę ( dokładnie 41,9% ) liczebności tych „wyżowych” roczników.
Gekko 11 grudnia o godz. 11:28 258823
O sobie piszesz? 😉
Ontario 11 grudnia o godz. 11:44 258824
To samo chciałem napisać… 😉
kaesjot 11 grudnia o godz. 13:38 258831
Otóż to!
kaesjot
11 grudnia o godz. 13:38 258831
W moim powiecie – o ile się nie mylę – zero, ani jednego samodzielnego gimnazjum czy to na wsi, czy w mieście. W mojej wsi: jeden dyrektor dla podstawówki i gimnazjum, ci sami nauczyciele, na ogół nauczyciel był wychowawcą od klasy V podst. do III gim, uczył np. polskiego od V podst. do III gim.
Płynna Rzeczywistość
11 grudnia o godz. 13:06 258826
A co to za problem przenieść część nauczycieli z gimnazjów do podstawówek i liceów, a przede wszystkim do szkół zawodowych, które powinny zastąpić ogromną większość liceów. Ściślacy powinni iść do techników przemysłowych, np. mechanicznych, elektrycznych, budowlanych, informatycznych etc. a ci, którym Bozia rozumku poskąpiła, do liceów np. księgarskich.
11 grudnia o godz. 13:19 258828
A tu się zgadzamy. Moim zdaniem, to góra jakieś 10% do 20% licealnych nauczycieli nadaje się do tego zawodu, zwłaszcza jeśli spojrzy się na Polskę gminno-powiatową. I pisałem już, że jedynym rozsądnym wyjściem jest OGRANICZENIE naboru do „tradycyjnych” liceów („niezawodowych”) docelowo do 75% stanu obecnego, a nawet i mniej, jako że do liceów „niezawodowych” nadaje się, tak samo jak na studia wyższe, góra 10-20% maturzystów. Miejsce dla reszty uczniów jest w szkołach zawodowych. Oczywiste też jest, że punktem odniesienia do tych dyskusji kadrowych nie mogą być szkoły przedwojenne, gdyż struktura gospodarki Polski bardzo się zmieniła w porównaniu do tych czasów. Zatrudnienie w rolnictwie spadło bowiem w Polsce, według oficjalnych danych statystycznych, z 77% w roku 1921, do 70% w roku 1931, 57% w roku 1950, 48% w roku 1960, 39% w roku 1970, 29% w roku 1982, 27% w roku 1995 i 19% w roku 2005 do 11% w roku 2016. Tak więc przed wojną praktycznie 2/3 polskich dzieci skazane było na pozostanie na wsi, a więc wystarczały im aż nadto 4 klasy podstawówki, szczególnie w ówczesnych warunkach bardzo prymitywnej technologii stosownej praktycznie na całej polskiej przedwojennej wsi (widły, cepy, zaprzęgi i pługi konne, praktyczny brak dostępu do energii elektrycznej etc.).
11 grudnia o godz. 13:19 258829
Tylko w szkołach państwowych obowiązywał ten celibat nauczycielek. W międzywojennej Polsce stopniowo znoszono jednak prawo zabraniające nauczania kobietom zamężnym, jeśli jednak niosąc „kaganek oświaty” pani nauczycielka zaszła w ciążę, to musiała się pożegnać z państwową posadą, i to nawet w przypadku, gdy sprawcą owego „nieszczęścia” był jej własny mąż. Co więcej, najbardziej restrykcyjny był tu Śląsk, mający wówczas swój własny sejm, a owa ustawa celibatowa uzyskała mocne poparcie od hierarchów kościoła rzymsko-katolickiego, którzy na łamach „Gościa Niedzielnego” apelowali, aby w szkolnictwie zatrudniać wyłącznie mężczyzn. Została ona uchylona przez Sejm RP dopiero w roku 1938.
Kaesjot 11 grudnia o godz. 12:58 258825
Miejsca jest aż nadto – przecież państwowe szkoły maja tyle wolnych pomieszczeń, że wynajmują je różnym prywatnym WSGnG. Sęk w tym, że na tym wynajmie zarabiają dyrektorzy, inspektorzy i kuratorzy…
Ontario 11 grudnia o godz. 10:53 258822
A więc tu się zgadzamy, Dodam tylko, że u mnie na warszawskich Starych Bielanach, to śmietniki cieszą się nieustającym zainteresowaniem jakże licznych w III-IV RP „nurków” śmietnikowych, a to jest przecież ogromny wstyd zarówno dla POPiS-u jak też i PSL a szczególnie zaś „lewicowej” SLD, ponieważ to politycy tych partii czynnie wsparli tzw. Plan Balcerowicza, który niemalże z dnia na dzień przywrócił do Polski tzw. lumpenproletariat. Wstyd i hańba, że samym środku Europy, ponad pół wieku po ostatniej wojnie, ludzie żyją z tego, co znajdą na śmietnikach. A tymczasem priorytetem rządów POPiS-u dalej są zbrojenia, które przecież nie mają w obecnych polskich warunkach żadnego sensu, jako że przecież doskonale wiemy, iż w wyścigu zbrojeń nie mamy szans z Rosją, a do wojny z jakimś innym przeciwnikiem to się chyba od dawna nie szykujemy?
JohnKowalsky
11 grudnia o godz. 16:32 258838
Sobie my możemy pogadać… Sprawa zaklepana na amen.
Ontario 11 grudnia o godz. 17:44 258840
Wiem to. Potrzebny jest nam polski ruch żółtych kamizelek.
Ontario 11 grudnia o godz. 17:44 258840
Francję też jest stać na utrzymywanie broni masowego rażenia i środków jej przenoszenia oraz na wysłanie wojsk do swoich byłych kolonii, ale nie jest jej stać na zapewnienie godnych warunków życia dla Francuzów mieszkających we Francji. Ale przecież tak jest zawsze, kiedy do władzy dochodzą bogacze wiadomego wyznania czyli „handlowego” – osobniki typu Rotszyldów i ich marionetki takie jak Macron we Francji, May w UK, Merkel w Niemczech, Trump w USA czy u nas dawniej Wałęsa, Kwaśniewski, Miller i Tusk a dziś Morawiecki jr. i J. Kaczyński. :-(
Gekko,
Nie znasz dowcipu o owsikach? Kontekst: koniec lat 80. Kto nie pamięta tamtych czasów, nie zaznał prawdziwego życia.
Dwa owsiki wychodzą na chwilę z żopy. Tato, tato, co to takie piękne, to zielone? To trwa, mój synu. A co to jest to niebieskie? To niebo, mój synu. Tato, skoro tu tak pięknie, to dlaczego całe życie siedzimy w tej żopie? Bo to nasza ojczyzna, synu!
Kasejot,
Czy nauczyciel gimnazjalny to towar, który można układać raz na dolnej, raz na dolnej półce w supermarkecie?
Patrząc na liczby, polskie szkoły nie powinny mieć żadnych problemów z edukacją polskiej młodzieży. Ale system składa się nie z liczb, a ludzi. Liczby można by bowiem dowieść z Warszawy do Otwocka albo choćby do Pruszkowa. Warszawiacy, Poznaniacy, Łodzianie nie chcą jednak się kształcić w okolicznych powiatach czy na wsiach, mimo że sa tam wolne miejsca.
Reforma odsłoniła też nieprzyjemną prawdę, że w stosunku do obecnej populacji uczniów nauczycieli jest w Polsce zwyczajnie za dużo. Ale tych dobrych jest za mało.
W Polskiej szkole niepostrzeżenie zaszła ciekawa zmiana społeczna, którą przeżyli już księża, choc ani jedni, ani drudzy chyba jeszcze sobie wniosków z tego nie zinternalizowali: wobec upowszechnienia edukacji wyższej, nauczyciel nie jest już najlepiej wykształconą osobą w okolicy. Nawet jeśli więc dziś nauczyciel jest lepiej przygotowany do zawodu niż 30 lat temu, oczekiwania są jeszcze większe. Nie idą za tym jednak proporcjonalnie większe środki.
Płynna Rzeczywistość
11 grudnia o godz. 20:00
–
No, istotnie, dowcip nie był mi znany, może dlatego że trudno go uznać za przedni.
Wygląda z niego, że i owszem, ma jakieś znaczenie formacyjne dla edukacji (nie tylko patriotycznej).
Tłumaczy też istny, stadny wysyp na belferblogu postów oderwanych cieleśnie i umysłowo, a mających znamiona powrotu do ojczyzny.
Szkoda tylko, że akurat z nią im się beferblog kojarzy, w roli wrót.
No i proszę, jednym malutkim ciałkiem dowcipka-owsika, tak wiele nam edukcji przybyło.
I to pomimo wydalenia gimnazjów z ojczyzny etatowej edukacji.
Szapo-ba, płynna rze! 😉
Płynna Rzeczywistość
11 grudnia o godz. 20:17
–
A jeśli środki nie mogą być większe od formatu opakowania?
Nie chcemy chyba, aby w ciele zaszły dalsze nieforemne wzdęcia godnościowo-krzywdowe, grożące rozpukiem?
Hm…
Istotnie, perspektywa zacytowanego przez Cię dowcipu jest nieodparta, gdy spojrzeć edukacji w głąb od właściwej strony.
Płynna Rzeczywistość 11 grudnia o godz. 20:09 258844
W kapitalizmie człowiek, a dokładniej jego praca, jest towarem, który można więc układać raz na dolnej, a raz na dolnej półce w supermarkecie. Poza tym, to w realnym kapitalizmie nie ma żadnej gwarancji zatrudnienia czy też otrzymania czegokolwiek, a więc Polacy, którzy przecież niemalże jednomyślnie wybrali kapitalizm na przełomie lat 1980-tych i 1990-tych muszą wreszcie zrozumieć, że jeśli chcą się oni kształcić, to muszą być oni przygotowani na to, że będą musieli podróżować i płacić w celu zdobycia owego wykształcenia.
I oczywiste jest, że w warunkach wieloletniego niżu demograficznego i masowej ucieczki Polaków z Polski, to w stosunku do obecnej populacji uczniów, nauczycieli jest w Polsce zwyczajnie za dużo. A że tych dobrych jest za mało, to nic dziwnego, gdyż tak jest przecież i to zawsze na całym świecie.
Płynna Rzeczywistość 11 grudnia o godz. 20:00 258843
Piękno jest w oku, a właściwie umyśle patrzącego („beauty is in the eye of the beholder” – Margaret Wolfe Hungerford w książce „Molly Bawn” z roku 1878), a więc dla owsika czy tasiemca obiektywnie piękne jest gówno, które go otacza i z którego oni szczęśliwie sobie żyją.
Płynna Rzeczywistość 11 grudnia o godz. 20:17 258845
Oczywiście, ze od wielu lat, już od czasów mniej więcej Gomułki a nawet i późnego Bieruta, to z powodu upowszechnienia edukacji, ksiądz i nauczyciel nie są od dawna najlepiej wykształconymi osobami we wsi. Dawniej to był np. kierownik POM-u, dyrektor PGR-u czy też lokalny agronom, a dziś to nawet co bardziej postępowi gospodarze mają wyższe wykształcenie rolnicze. Nawet jeśli więc dziś nauczyciel jest lepiej przygotowany do zawodu niż np. 30 lat temu, to oczekiwania wobec niego są jeszcze większe. A że nie idą za tym jednak proporcjonalnie większe środki, to głównie dlatego, że państwo ma inne, jeszcze pilniejsze potrzeby do zaspokojenia, choćby np. związane z opieką medyczną, która staje się coraz to droższa i która jest coraz bardziej potrzebna, ze względu na starzenie się ludności, a więc na jej coraz to większą zachorowalność.
Gekko,
Charakterystyczną mowę osób chorych na schizofrenię określa się terminem schizofazja. Przejawia się w niej:
1) myślenie symboliczne magiczne – właściwe jest mu niezwykłe zestawienie wyrazów, przez co treść wypowiadana jest dziwaczna i niezrozumiała;
2) rezonerstwo (myślenie niezdyscyplinowane) – mowa jest pozornie logiczna, ale zamiast odpowiedzi na pytanie występuje pseudo-filozofowanie na temat zawarty w pytaniu;
3) werbigeracje – łączenie słów podobnych brzmieniowo, bawienie się słowami, np.: brata, bata, rata;
4) neologizmy – wyrazy dziwaczne;
5) echolalia – automatyczne powtarzanie usłyszanych wyrazów;
6) pełne rozkojarzenie – całkowicie porozrywane logiczne związki między wyrazami w zdaniu, wypowiadane są niepowiązane ze sobą wyrazy lub fragmenty zdań;
7) mutyzm psychotyczny – brak potrzeby, by skontaktować się z otoczeniem; jest to raczej zaburzenie kontaktu a nie mowy (przy mutyzmie nerwicowym kontakt z otoczeniem jest zachowany).
Osobliwość języka schizofreników zwróciła uwagę nie tylko psychiatrów. Szczególnie w okresie romantyzmu wielu pisarzy i poetów obierając sobie za bohaterów szaleńców starało się upodobnić ich wypowiedzi do sposobu mówienia chorych psychicznie.
Wicej tu: Ewa Pazdro (Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna Nr 1, Wrocław) „Zaburzenia w procesie porozumiewania się językowego słownego u chorych psychicznie”
Gekko
Mowa osoby chorej na schizofrenię jest świadectwem specyficznego sposobu myślenia. Zdarza się, że język schizofrenika nie odbiega od przyjętych norm, jednakże prezentowana treść wypowiedzi świadczy o paranoidalnym myśleniu. Chory nadaje słowom szczególne, symboliczne znaczenie. Nieraz zdarza się, że chory nie znajduje odpowiednich słów, aby opisać swoje przeżycia, dlatego tworzy własne określenia, nadając im magiczny charakter. Antoni Kępiński zauważył, że w toku jednej wypowiedzi schizofrenika narastają lub pulsują fragmenty rozkojarzenia. Mimo tego zostaje zachowana poprawność artykulacyjna, gramatyczna,
składniowa, a nawet słowotwórcza, pełna niezwykłych zestawień wyrazów. Ten specyficzny rodzaj wypowiedzi nazwano schizofazją. Termin ten oznacza rozszczepienie mowy, czyli brak logicznego związku między fragmentami wypowiedzi, które zawierają bezmyślnie wypowiadane bezsensowne dźwięki, słowa, głoski oraz fragmenty zdań. Schizofazja przejawia się jako zaburzenie toku mowy u osób chorych psychicznie oraz nadużywających substancji psychoaktywnych. Jest ona jednym z objawów procesu schizofrenicznego. Bardzo często osoba ze schizofazja mówi o sobie w drugiej lub trzeciej osobie z dominującą formą monologu. Dochodzić może również do całkowitego zerwania kontaktu z otoczeniem. David Forrest na podstawie własnych badań doszedł do wniosku, że nie istnieje swoisty „język schizofreniczny”. Jego zdaniem język używany przez schizofreników jest zbliżony do aktu poezji. Chory tworzy, a nie tylko opisuje, komunikuje, odgrywa. Specyficzne są jednak pewne zjawiska językowe, stosowane przez chorych.
Więcej w:
Renata Tomaszuk-Wieczorek. Centrum Zdrowia NZOZ Szpital Powiatowy w Mikołowie,
Dawid Larysz. Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach. Centrum Leczenia Zaburzeń OUN i Wspierania Rozwoju Dzieci „Kangur” w Sosnowcu
„Zaburzenia dyskursu w schizofrenii”