Poprawiają maturę
Ruszyła sesja poprawkowa egzaminu maturalnego. Niestety, tylko dla tych, którzy nie zdali jednego przedmiotu. Jak ktoś oblał więcej, kolejną szansę ma za rok.
Wielu młodym osobom się nie chce przychodzić na poprawkę. Nie zdali i już. Do zdawania zachęcają nie tylko rodzice, ale przede wszystkim uczelnie. Co roku prawie 40 tys. młodych ludzi oblewa egzamin w pierwszym podejściu. Gdyby zrezygnowali w ogóle, wbiliby gwóźdź do trumny niejednej szkoły wyższej.
Niedaleko mojego liceum jest taka szkoła, która przyjmuje wszystkich i nawet nie wymaga obecności na zajęciach. Wystarczy się zarejestrować, a studiowanie będzie się niejako robiło samo. To bardzo atrakcyjna oferta. Ambicje rodziców zaspokojone, dziecko przecież studiuje. Nauka po szkole średniej jest szczególnie ważna dla osób, które otrzymują rentę rodzinną albo alimenty. Trzeba zdać maturę i zapisać się gdzieś na studia, inaczej dochody przepadną.
Próg 30 proc. potrzebny do zdania matury może nie jest wysoki, ale i tak co piąty przystępujący do egzaminu nie jest w stanie go przeskoczyć. A przecież gdy tworzono zasady egzaminowania, wahano się, czy próg nie powinien być 50-procentowy (wg zasady pół na pół). Aż strach pomyśleć, ile uczelni by padło, gdyby tak się stało. Na szczęście ktoś zadbał o interesy szkół wyższych, bo czy to jest dobre dla młodych ludzi, mam wątpliwości.
Komentarze
Czyli taki socjalizm: mało wymagamy od uczniów, którzy z mierną wiedzą zapewniają pracę nauczycielom akademickim.
pomieszanie z poplątaniem !
Środek stal sie celem a cel niczym .!
System edukacji zamiast przygotowywać fachowców dla potrzeb gospodarki i społeczeństwa stał się źródłem dochodów dla nauczających.
Jakość przeszła w ilość.
@Gospodarz&Płynna nierzeczywistość
To po prostu wynik ukochanego przez GW&Co ZBĘDNEGO a KOSZTOWNEGO upowszechnienia kształcenia maturalnego do 80% populacji. W II RP to były UŁAMKI procenta, w PRL zwiększono ten odsetek do kilkunastu(!!!) procent. I komu to przeszkadzało … 😉
sorki, będzie off-topic:
O tym, że Zalewska nie będzie wiecznie kierowała resortem edukacji, wiadomo było niemal od początku jej pracy w ministerstwie. Już jej wybór na to stanowisko był zaskoczeniem – przymierzała się do ministerstwa zdrowia, a jako posłanka, choć z zawodu jest polonistką, nie należała nawet do sejmowej komisji edukacji.
Za podjęcie się likwidacji gimnazjów obiecano jej „jedynkę” w wyborach do europarlamentu. Czemu miałaby zostać odsunięta już teraz? Jak taran przeprowadziła reformę, ale przestała być już potrzebna. A likwidacja gimnazjów nie przebiega tak bezproblemowo, jak minister deklaruje. – Do tego nie jest dobrze odbierana przez nauczycieli, więc lepiej ją wymienić i pokazać, że stawiamy na nowe otwarcie – słyszymy w PiS. Odwołania Zalewskiej domaga się już nie tylko Związek Nauczycielstwa Polskiego, ale również przychylna jej dotąd nauczycielska „Solidarność”.
Minister edukacji w rządzie PiS Anna Zalewska
Nasze źródła zbliżone do MEN mówią o trzech potencjalnych następcach. Obok Sipiery – który miał sam się zgłosić na to stanowisko – to obecni wiceministrowie: Marzena Machałek i Maciej Kopeć. Oboje są nauczycielami.
Sipiera zasłynął niezbyt skuteczną dekomunizacją ulic i tym, że wystarczyły mu ledwie trzy dni, by wydać tzw. decyzję lokalizacyjną dla pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej.
Według naszych źródeł bardziej realne jest, że Zalewską zastąpi Kopeć. Jest skromny i pracowity, bez parcia na szkło. Uważany za jedynego merytorycznego wiceministra – również przez krytyków MEN.
…
Ale dymisja Zalewskiej w czasie jesiennej rekonstrukcji rządu wcale nie jest przesądzona.
http://wyborcza.pl/7,75398,23806671,zalewska-odejdzie.html
@Płynna nierzeczywistość
Wiedza pani Sucheckiej, skądinąd sympatycznie pisującej o sukcesach polskich wybitnych uczniów (i chwała jej za to!!!) , o tym co się dzieje naprawdę w MEN i, tym bardziej, PiS, jest taka jak twoja czyli ZEROWA. Więc to są czyste spekulacje z Czerskiej … 😉 Zalewska odejdzie , bo już się zużyła, a już by zostać ministrem zrezygnowała(!) z przypadającego jej miejsca w Brukseli – teraz dostanie rekompensatę. Ale o jej potencjalnych następcach nie radzę czytać w GW …
Jestem długoletnim nauczycielem akademickim i nasunęła mi się taka refleksja.
Globalna polityka naszego państwa odnośnie edukacji wcale nie została stworzona na podstawach merytorycznych, a była i jest tworzona doraznie pod wplywem potrzeb chwili. Głównym czynnikiem był tu nacisk zjawiska „bezrobocie”. Otóż, żeby złagodzić i rozciągnąć w czasie socjalne i polityczne jego efekty wymyślono masowość wykształcenia wyższego – zamiast borykać się z bezrobociem stworzono bufor dla młodych ludzi – zamiast na socjal idzcie na studia. Stąd te wszystkie ruchy pośrednie: 80% zdawalności matur, poziom 30%, wprowadzenie gimnazjów, brak egzaminów na studia oraz dodatkowe regulacje typu „pieniądze za studentem” i pomniejsze z nich wynikające. Efekt każdy widzi: mnóstwo pseudouczelni i bzdurnych kierunków kształcenia. Teraz ad rem:
1. Wielu z moich kolegów i koleżanek z różnych uczelni (łącznie ze mną) zaobserwowało znaczące obniżenie poziomu intelektualnego studentów z pierwszego naboru po skończeniu gimnazjum
2. Powszechne przekonanie wśród małych i średnich przedsiębiorców w dziedzinie elektroniki, że obecny inż. elektronik nie dorasta do pięt technikowi kształconemu w epoce Gierka. Wyjątek: informatyka, gdzie jest całkiem niezle.
3. Nie będzie lepiej dopóki nie przywróci się 50% progów, egzaminów wstępnych na studia i naprawdę rozsądnych podstaw programowych. Nie każdy musi mieć maturę i studia.
4. Ponoć są (ja do nich nie dotarłem) opracowania socjologów dotyczące optymalnego pod względem wykształcenia składu społeczeństwa
Martyrologia szkolnictwa dziecięciem pisana, albo belferblog na tropach spisku, prequel sezonu.
–
„Na szczęście ktoś zadbał o interesy szkół wyższych, bo czy to jest dobre dla młodych ludzi, mam wątpliwości.”
–
Trwa na belferblogu nieustająca transmisja krzywd i spisków, czynionych belferstwu przez okrutny świat – w tym odcinku w wersji szkolnictwa wyżsego (łech, łech, panie Muszalski: wyższego!)
Pokrzywdzone komercyjnym dostępem do magisterek, dzieciaki o(b)lewają najpierw matury, a potem poprawki.
Winna jest ta komercha i cynizm dzieciaków.
Nie to, co rzetelna praca u podstaw w szkołach, których belfrzy NIE POTRAFIĄ OSIĄGNĄĆ ze swoimi uczniami zdolności i motywacji do zdawania 30% tego, za co im, belfrom się komercyjnie z kasy podatnika płaci.
Winne sa szkoły wyższe i złe dzieciaki; tak psują belfrów w tym polonistów, że aż warto o tym donieść na bloga.
Tak to już jest w edukacji modo polo, że zwycięstwem (moralnem, sie rozumie) pokrzywdzenie, sukcesem – wina (cudza) a satysfakcją – donos na dzieciaki.
Kto to wymyślił, wart mauzoleum po wsze czasy które w istocie nadeszły, a mauzoleum ich twórcy, pod Kremlem trwa, wraz z jego rezydentem, patronem takich postaw i siatopoglądów.
Tylko czego i dlaczego to ma być szkoła?
–
marpan,
Powszechność edukacji wyższej jest zjawiskiem ogólnoświatowym i nie ma dużego związku z naszym wyżem czy niżem demograficznym.
Dobra szkoła czyni cuda!
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/39734949_2312332009000814_3867411157178384384_o.jpg?_nc_cat=1&oh=88aca488ab08d030299e51a685df9cb5&oe=5C05438D
@Płynna nierzeczywistość
>Powszechność edukacji wyższej jest zjawiskiem ogólnoświatowym i nie ma dużego związku z naszym wyżem czy niżem demograficznym.<
1.Cierpisz na europocentryzm … 😉
2.W Europie Zach. (i Ameryce Płn.) też wydłużając okres pobytu ucznia w szkole/na "studiach" walczono z bezrobociem. Tyle, że tam szkoły są elastyczne i zapewniają WYBÓR i przedmiotów i poziomów na jakim odbywa się ich nauczanie (oraz stosownych egzaminów, jeśli delikwent chce je zdawać!) – mało zdolni i zmotywowani i ci z drugiego bieguna spotykają się na WF(a i to nie zawsze!), w szkolnym autobusie, na szkolnych akademiach etc., ale nie na WSPÓLNYCH lekcjach … 😉
https://read.oecd-ilibrary.org/education/education-at-a-glance-2017_eag-2017-en#page46
np. figurynka A1.2. Sieroty po PRL-u tęsknią tak naprawdę za Meksykiem?
Natomiast figurynka A2.3 mówi, że co prawda w Polsce szkoły średnie kończy (to znaczy, że zdaje maturę?) za pierwszym podejściem ok. 85% młodzieży, a w Meksyku tylko 55%, co świadczy o wysokim poziomie szkół meksykańskich; odsetek ten dla Korei i Finlandii wynosi ok 90%, ergo, tam edukacja leży w ruinie!
@Płynna Rzeczywistość
Mnie nie interesuje jakie szkoły, z jakim tytułem kandydat do pracy ukończył tylko czego go w tej szkole nauczono ( albo sam się nauczył ), co potrafi zrobić i na ile jest to przydatne w pracy, która ma wykonywać.
Twój przykład z Meksykiem i Koreą Płd i Finlandii to bzdura. Porównywać można wtedy, gdy ma się jedną miarę, tzn. gdyby nasi, Meksykanie, Finowie i Koreańczycy zdawali ten sam egzamin.
Nie jest potrzebne, by np. na budowie 50% pracujących tam pracowników stanowili inżynierowie – wystarczy 1 inżynier + 3 techników na 15 robotników.
Miałem kiedyś mechanika utrzymania ruchu, który miał skończoną tylko szkołę podstawowa ( tą 7-letnią ) ale był lepszy od tych młodych inżynierów.
Czym więc ma być nasz system edukacji narodowej – ‚kuźnią fachowców” w ilości , strukturze i poziomie odpowiadającej potrzebom społeczno – gospodarczym, czy „przechowalnią bezrobotnych”
Obecna reforma, wtłaczając dodatkowy rocznik na rynek akademicki w perspektywie 4 lat pozwoli podtrzymać taniec św. Wita.
@Płynna nierzeczywistość
Ludzkość to Chiny(!), Indie i jeszcze wiele innych bardzo ludnych krajów – UE i USA&Kanada to drobna część o malejącym(!) znaczeniu … 😉 Szczególnie wobec azjatyckiego aideologicznegopragmatyzmu …
I jeszcze jedno. CKE tak poczarowała zadaniami, że bystrego analfabetę można przygotować do poprawki z matematyki w tydzień, mniej bystry potrzebuje aż dwóch tygodni 🙂 Uczeń, który nie powinien skończyć podstawówki może potrzebować nawet trzech miesięcy.
@Płynna nierzeczywistość
Jeszcze w latach 70-tych WSZYSCY Koreańczycy Płn. mieli średnie wykształcenie. Bo w tych statystykach każdy kraj reprezentują dane, które SAM podaje. BTW – wykształcenie średnie w Korei Płn. (miałem kiedyś ucznia Koreańczyka Płn.) to nasza SP + szkolenie wojskowe … 😉
@Krzysztof Cywiński
>Obecna reforma, wtłaczając dodatkowy rocznik na rynek akademicki w perspektywie 4 lat pozwoli podtrzymać taniec św. Wita.<
Akurat ta reforma tego dodatkowego rocznika nie wtłacza na rynek akademicki tylko licealny wyłącznie – ci co zaczną LO za rok maturę będą zdawać w 2(!) kolejnych latach – "starzy" po 3 , a "nowi" – po 4. Za to później na rynek licealny (a później akademicki!) zdwojony rocznik "6-latkowy" … 🙁
@marpan 21 sierpnia o godz. 17:24 256147
obecny inż. elektronik nie dorasta do pięt technikowi kształconemu w epoce Gierka.
Powiem wiecej, inżynier elektronik w czasach Gierka też nie dorastał do pięt ówczesnemu technikowi! 😉
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach; za czasów Gierka technik elektronik miał o niebo wyższą elektroniczną wiedzę praktyczną od elektronicznego hobbysty-absolwenta liceum.
Bieda – dla techników – polegała na tym, że przez pierwsze dwa lata studiów te praktyczne wiadomości przydawały im się tylko na laboratoriach a egzaminy zdawać trzeba było z matematyczno-fizycznej teorii.
Co zresztą (taka organizacja studiów za Gierka), czyli selekcja odbywająca się za pomocą sita wiedzy teoretycznej i sprawności żonglowania matematycznymi wzorami prowadziło do gubienia – jestem o tym mocno przekonany – bardzo zdolnych inżynierów. Być może wynalazców, z całą pewnością bardzo zdolnych projektantów.
Wtedy celem nie był „inżynier” tylko od razu „magister inżynier”.
Chyba trochę za duży nacisk był położony na to, aby wszyscy elektronicy byli koniecznie mgr inż.
@Płynna nierzeczywistość
Ukończenie szkoły zwanej średnią (nasza zawodówka też byś kwalifikowała jako choćby jako lower secondary school, ale nie tylko) nie oznacza matury (np. w takim kraju jak USA nie ma czegoś takiego!) tylko określoną ilość LAT nauki. A co w tych latach MOGĄ robić uczniowie, to już zależy od kraju – mogą również(!) zdobywać umiejętności zawodowe …;-)
>Sieroty po PRL-u tęsknią tak naprawdę za Meksykiem?<
Dlaczego Meksykiem, a nie np. choćby Niemcami czy Czechami (nie robią na łapu capu "reform" co 10 lat jak III RP !!! 😉 ] ???
kaesjot,
Przecież nie rozmawiamy o jednolitym egzaminie, tylko że w szkole obok szkoły gospodarza każdy może studiować i czy próg 30% jest za niski, że oświata w ruinie, bo wypuszcza głąby. Czyli o tych 80-85% młodzieży, która otrzymuje świadectwo dojrzałości, choć powinno być co najwyżej kilkanaście procent jak w PRL-u.
A przecież w szkole mojej żony dzieci kiedyś zaalarmowały ją, że nauczyciel „źle się poczuł”. Wiadomo, problem alkoholowy na stanowisku pracy. Czy z jednostkowego tego przykładu wynika, że nauczyciele to pijusy?
Czy dzisiejsza gospodarka oferuje wiele pracy na stanowiskach służącej, woźnicy, lokaja, parobka? Chciałby Pan mieć nieumiejącego czytać i pisać lokaja?
Czy edukacja ma działać jak sito czy akcelerator?
W klasie o dwa lata starszej był bardzo zdolny matematyk. Polonista zmusił go do zmiany szkoły. I to tamta szkoła zebrała medale krajowych i międzynarodowych olimpiad matematycznych. Jakoś w tej drugiej szkole zdał maturę, tę PRL-owską, dziś jest co najmniej doktorem matematyki, pracuje na wyższej uczelni.
Ale nie, należało głąba zatrzymać, aż nauczy się samodzielnie pisać rozprawki! Wtedy Polska rosłaby w siłę, a ludzie żyli dostatniej.
A czy mało jest sytuacji odwrotnych, gdy zdolny humanista nie radzi sobie z matematyką?
Więc powtarzam pytanie: czy szkoła ma rozwijać czy dbać o „czystość dyscyplinarną”, oczywiście tylko w odniesieniu do plebsu, bo dzieci z warstw uprzywilejowanych jakimś cudem zawsze dostawały promocję.
Czy szkoła promuje mobilność społeczną jako podstawę merytokracji czy też służy do petryfikacji istniejących struktur społecznych i grup trzymających władzę na zasadzie „dziedziczenie prestiżu”?
@Płynna nierzeczywistość
1.W PRL-owskiej szkole nie trenowano rozprawek – rozprawki to skutek schematyzmu matur i egzaminów gimnazjalnych CKE. Za to na każdej maturze był tzw. wolny temat, gdzie w miarę oczytany (choć niekoniecznie w lekturach!) człowiek mógł sobie swobodnie poradzić… W liceach wtedy było PONIŻEJ 10% populacji czyli sama intelektualna śmietanka wg dzisiejszych standardów. I ona miała, w założeniu, ZAWODOWO wykonywać w przyszłości prace intelektualne!!BTW – doktor matematyki i uczelniany wykładowca też powinien umieć poprawnie wyrażać swoje myśli w OJCZYSTYM JĘZYKU … 😉
2.Zdolny matematyk w JEDNEJ klasie z totalnymi matematycznymi głąbami się najczęściej zmarnuje – bo nauczyciele skupiają się na WIĘKSZOŚCI, a ta w szkole uczącej 80% populacji musi składać się z ludzi, dla których matematyka ani ciekawa ani życiowo ważna nie jest. A szaleni poloniści w naszym „patriotycznym” kraju trafiają się do dziś … 🙁
@Płynna nierzeczywistość
>Czy szkoła promuje mobilność społeczną jako podstawę merytokracji<
Mobilność społeczną jako podstawę merytokracji to promuje szkoła w Singapurze(i generalnie w kulturze chińskiej!) – im lepszym/zdolniejszym/wybitniejszym uczniem jesteś, na tym lepsze warunki edukacji zasługujesz – lepszych nauczycieli, sprzęt, indywidualizację etc. W Polsce mamy motywowaną ideologicznie(lewacką tezą o równości umysłów!) urawniłowkę z równaniem wszystkich(!) do najsłabszego/najgorszego/najmniej uzdolnionego czyli W DÓŁ 🙁
@Płynna Rzeczywistość
„Czy dzisiejsza gospodarka oferuje wiele pracy na stanowiskach służącej, woźnicy, lokaja, parobka”
Więcej niż w czasach PRL-u tyle, ze inaczej ich teraz nazywają – „pracownik najemny”.
@Płynna nierzeczywistość
>Czy dzisiejsza gospodarka oferuje wiele pracy na stanowiskach służącej, woźnicy, lokaja, parobka? Chciałby Pan mieć nieumiejącego czytać i pisać lokaja?<
Pisać i czytać oraz liczyć uczyła pruska POWSZECHNA 4-latka. Co to ma wspólnego z upowszechnianiem na siłę do 80 i więcej procent szkół maturalnych, szczególnie w polskim wydaniu (do liceum mającego obsłużyć potrzeby górnych max. 10% kazano chodzić ponad 80% populacji) . A choćby w takich Biedronkach etc. jest masa miejsc pracy dla umiejących tylko czytać – pisać już nie muszą … 🙂
Może to jest dziwna sytuacja ale pracuję w szkole, którą sam kończyłem ćwierć wieku temu, może to jeszcze dziwniejsze, ale do tej samej szkoły posłałem własną latorośl. Może i to jest dziwne, ale właściwie nie miałem wyboru – w moim mieście jest jedna taka szkoła, która łączy w sobie szkołę ogólnokształcącą i artystyczną i daje wykształcenie od pierwszej do dwunastej klasy (czyli aż do matury). Gdy ja chodziłem do tej szkoły pomysłem Państwa było aby wypuszczać w świat wybitnych specjalistów w dziedzinie sztuki kosztem wiedzy ogólnej. Pisaliśmy inną maturę, czasem nawet w innym terminie, program nas obowiązujący był ścięty bo i lekcji zajęć ogólnokształcących mieliśmy mniej. Mieliśmy czas na szkolenie się w dziedzinie artystycznej i przygotowania do dyplomu artystycznego. W klasie maturalnej mieliśmy tylko przedmioty maturalne i artystyczne przez co mieliśmy nawet jeden dzień w środku tygodnia wolny. Tworzący siatki godzin i minima programowe zdawali sobie sprawę z tego, że doba ma 24 godziny i wyśrubowane wyniki artystyczne osiągaliśmy kosztem wiedzy ogólnej. Bardzo trudno było przejść przez sito egzaminów na studia „nieartystyczne”.
A dziś? Dziś moje dziecko w podstawówce pracuje często na lekcjach od 8 do 15, jeszcze ma czas na ćwiczenie ale pasje czy hobby musi poczekać do weekendu lub dni wolnych.
Ja borykam się z przemęczonymi uczniami, którzy w domu bywają jedynie na nocki i zamiast się rozwijać artystycznie to zakuwają niepotrzebną wiedzę. Żeby się wyrobić to robią to bezrefleksyjnie i na ostatnią chwilę (bo wcześniej już coś trzeba było zaliczać). Zmorą wielu uczniów są przedmioty typu „Michałki” zabierające sporo czasu a właściwie nie rozwijające i nie dające satysfakcji.
Jako nauczyciel widzę, że zamiast artystycznych zajęć warsztatowych robią się zajęcia informacyjne – brak jest czasu na ćwiczenie materiału, na próby i dochodzenie do rezultatów twórczych; zamiast tego trzeba gonić z materiałem. Przykładem może być tu jeden z przedmiotów, którego uczę: w ostatnim czasie dodano treści całego XX wieku nie dodając ani jednej lekcji. Akurat z tego przedmiotu są to treści trudne, zawiłe i dla większości uczniów zbędne. Gdyby jeszcze treści te były skorelowane z innymi przedmiotami…
Jednym z efektów tej sytuacji jest także to, że uczniowie oblani na egzaminie dyplomowym nie podchodzą do poprawki. Na ich świadectwie maturalnym nie ma wtedy śladu, że przez 12 lat chodzili do szkoły artystycznej, pewnie im szkoda, ale nie mają czasu na refleksję bo muszą zdać maturę aby iść na jakieś studia. Na jakie studia (jeśli nie artystyczne) też nie mają czasu pomyśleć – bo się uczą.
Smutne to.
Dwakretki,
Szkoła muzyczna? Moje dziecko na powitanie usłyszało taki żarcik: w pierwszej klasie ćwiczymy grę na instrumencie godzinę dziennie, w drugiej – dwie, w trzeciej trzy i tak dalej aż do klasy dwunastej.
Wbrew pozorom w tym żarcie jest całkiem żywe ziarno prawdy. Dlatego lubię muzyków, bo wiem, że się nie lenią.
Szkoły muzyczne to szkoły zawodowe nastawione na kształcenie przyszłych Blechaczy już od 6., 7. roku życia, ale rzeczywistość szybko weryfikuje te ambicje. Najważniejszą decyzją, jaką powinni podjąć rodzice w porozumieniu z dziećmi i nauczycielami, jest czy kontynuować naukę w takiej szkole po gimnazjum/podstawówce, czy uciekać do normalnych szkół publicznych. Gimnazja nieco ułatwiały sprawę, bo wtedy istniały dwa naturalne „okienka transferowe”.
@Płynna nierzeczywistość
1.Pudło! Akurat szkoła muzyczna nie stoi w sprzeczności z niczym, a uczy wewnętrznej dyscypliny. Jeden z moich uczniów wygrał stosowną (ścisłą!) olimpiadę, uczęszczając cały czas równolegle do szkoły muzycznej. Po czym skończył odpowiednie ścisłe studia po czym … został dość znanym nowojorskim jazzmanem. Ma zespół, koncertuje w całym świecie. Drugi, chodząc równolegle do szkoły muzycznej, uzyskał maksymalny wynik Matury Międzynarodowej (IB) – 45 p. – i, po studiach w Holandii, został ekonomistą. Można ? Można!!!
2.Akurat Blechacze są potrzebni. Podobnie jak Sierpińscy, Banachowie, Rotblatowie, Ulamowie, Infeldowie czy Feynmanowie … 😉
@Płynna Rzeczywistość 22 sierpnia o godz. 12:36 256163
W klasie o dwa lata starszej był bardzo zdolny matematyk. Polonista zmusił go do zmiany szkoły.
Czy data urodzenia tego matematyka to 987+654+321?
@Płynna Rzeczywistość
Przeanalizuj sobie rozkład IQ w społeczeństwie. Jest to rozkład normalny czyli Gaussa.
Średnia wartość wynosi IQ=100 ale w całej populacji rozkłada sie to tak :
1/6 posiada IQ
1/3 posiada IQ = (100; 110 >
1/6 posiada IQ>110
Tylko jeden na 40-tu ma IQ > 120.
Na tej podstawie można przyjąć, ze te 10% rocznika, które w czasach PRL-u studiowało to byli ci, z IQ>115. Można też przyjąć, ze 80% obecnie studiujących posiada IQ = (100; 115).
SZANSA to jedno a ZDOLNOŚĆ do jej wykorzystania to drugie.
Użyję prostego przykładu:
Pan Wuefista określił , że na bdb trzeba przeskoczyć 115 cm ale zdołał to osiągnąć tylko co 10-ty uczeń i dyrektor był niezadowolony, bo niska była średnia z WF-u. Zatem obniżono kryteria, że wystarczy przeskoczyć 100 cm i ma się bdb i to zdołał co drugi.
Oczywiście cześć z tych co „mogli więcej” zrezygnowała z dalszych skoków skoro te 100 cm wystarczy.
Czy te „drugie” bdb ma taka sama wartość jak to „pierwsze”?
Czy dyplom z WSGnG jest tyle samo wart co np. dyplom z AGH z czasów PRL-u ( pomijam naturalny postęp techniczno- cywilizacyjny ).
Jestem przeciwnikiem „urawniłowki” w nauczaniu.
Jestem za zróżnicowaniem zapewniającym maksymalne wykorzystanie potencjału każdego ucznia.
Pytam kiedyś przyjaciela, dyrektora Zespołu Szkół ( przedszkole, SP i wtedy jeszcze Gim.) czy nie mógłby wprowadzić selekcji – w jednej klasie ci mniej zdolni a w drugiej ci bardziej zdolni.
Odpowiedział mi – to byłoby pożyteczne ale nigdy tego nie zrobię z własnej inicjatyw, bo zadziobaliby mnie rodzice. Co innego, gdyby obligowały mnie do tego przepisy.
Ja mu się nie dziwie – został mu tydzień do zdania obowiązków i emerytura. Już mu ciśnienie spadło, śpi spokojniej ….
Poprawka, bo coś umknęło z zestawienia;
Powinno być ja poniżej :
1/6 posiada IQ
1/3 posiada IQ = (100; 110 >
1/6 posiada IQ>110
Poprawiłem ale „weszło” z tym samym błędem
Powinno być ja poniżej :
1/6 posiada IQ
1/3 posiada IQ = (100; 110 >
1/6 posiada IQ>110
Co jest ?
Poprawiałem dwa razy i zawsze ten sam błąd.
Ok – kto sie zna zrozumie.
Płynna Rzeczywistość, belferxxx
W moim LO w latach siedemdziesiątych wiadomo było, że do mat-fizu chodzą ci uczniowie, którzy chcą iść na studia. Tak to rozumieli też rodzice. Skoro oficjalnie nie można było dzieci różnicować intelektualnie, to tworzono pozory, ale w ten sposób różnicowano. Wszystkim wyszło to na dobre, bo wszyscy z mojej klasy ukończyli studia. I to, jakie kto miał zainteresowania nie było ważne. Ważne, że mógł rywalizować z uczniami o podobnej inteligencji. Teraz zdolny uczeń nie rywalizuje, a uczestniczy w farsie. Dopiero w dobrym LO być może trafi do klasy gdzie tak jest. Obecna reforma wydaje się, że zniszczy nawet te dobre klasy LO. I to jest smutne, bo działamy wbrew naturze. Zdolne dzieci nie integrują się ze słabszymi intelektualnie, a właśnie to wprowadziły do szkół panie, na których nazwiska tak nerwowo reaguje belferxxx. To był początek prawdziwego „zjazdu poziomu w dół”. Co do matematyki. Tu wielkie znaczenie ma genetyka lub mikrourazy mózgu. Z drugiej strony jest dziedziną rozwijającą myślenie koncepcyjne, bez którego nie ma kreatywności w późniejszym życiu zawodowym. Dlatego nie przeszkadza, a wręcz pomaga nie tylko muzykom, ale nawet tak zwanym humanistom.
kaesjot, Naprawdę wierzysz, że wyniki testów IQ czy też wszelkich egzaminów wstępnych odzwierciedlają wyłącznie czyjeś IQ? I Że IQ powinno być jedynym kryterium selekcyjnym dopuszczania młodzieży do edukacji? O Chryste!
W mojej PRL-owskiej szkole podstawowej były dwie zmiany, poranna i popołudniowa. Do pierwszej uczęszczały dzieci urzędników, powiatowych partyjnych dygnitarzy, nauczycieli, do drugiej fabrycznych roboli, krawców, ekspedientek. Gdzie tu IQ?
Nigdy nie spotkałeś młodzieńca (lub dziewczyny), który za młodu się lenił, a później coś mu w głowie zaskoczyło i w dorosłości, jako inżynier, jest fantastycznym ojcem/matką?
kwant25,
Jaka jazda w dól? Z matematyki? Masz na to dowody?
W liceach nie ma rejonizacji. Jest zabójcza konkurencja o miejsca w tych najlepszych. Samo dostanie się do liceum Gospodarza jest sukcesem, a i parcie młodzieży w tych szkołach na sukcesy ogromne.
Zjazd zapewne jest w fizyce ale dlatego, że rola fizyki w edukacji szkolnej jest mniejsza niż kiedyś, dziś życiowy sukces nie kojarzy się z inżynierem Karwowskim, raczej z Dodą albo Misiewiczem, poza tym fizyka i częściowo matematyka bardzo odczuwają konkurencję ze strony informatyki.
Płynna Rzeczywistość
23 sierpnia o godz. 9:07 25617
„poza tym fizyka i częściowo matematyka bardzo odczuwają konkurencję ze strony informatyki.”
O jaką konkurencję ci chodzi ? Nie ma dobrego informatyka bez znajomości matematyki. Matematyka pełni rolę „służalczą” wobec innych dziedzin życia. Tu nie ma żadnej konkurencji – wręcz jedno wynika z drugiego.
A wracając do „zjazdu”. Gdyby obcowanie zdolnego z mało zdolnym przynosiło korzyści, to wystarczyłoby, abyś przespał się z panią chirurg i już byś mógł wykonywać operacje.
@Płynna nierzeczywistość
Testy IQ są pewną miarą. Ale możesz w nie nie wierzyć – za to w rozkład Gaussa raczej ci wierzyć wypada. Więc zdolności/potencjał intelektualny (jaką miarą by ich nie mierzyć – można prawdopodobieństwem trafienia na taką jednostkę) jako losowe rozkładają się w populacji według krzywej Gaussa!!! Czyli ZAWSZE są ludzie o wybitnym potencjale , tacy o przeciętnym i tacy o wyjątkowo marnym, w opisywanych przez rozkład Gaussa proporcji … 😉
@Płynna Rzeczywistość
Przykład z IQ miał na celu tylko pokazać jak ZRÓŻNICOWANE są możliwości ( pomijam chęci) poszczególnych ludzi.
Pingwin i jaskółka to ptaki ale ten pierwszy nigdy nie pofrunie a ta druga nie będzie pływać.
Podobnie jest z ludźmi.
Tak trudno to pojąć ?
Płynna Rzeczywistość
23 sierpnia o godz. 9:01
W mojej SP w czasach PRL-u liczyło się , kto miał miejsce w kościele bliżej ołtarza.
Nasz system oświaty jest drożny – nie ma ślepych uliczek. Oczywiście trzeba poszczególne etapy zaliczyć lecz gdy ktoś wybierze szkole zawodową może kontynuować naukę w technikum, potem studia a jak zdolności i wytrwałości starczy to i doktorat może zrobić i profesorem zostać.
@belferxxx
Dziękuję za zwrócenie uwagi, ale nie po to mi chodziło. Podane terminy egzaminów (10. kwietnia) to praktycznie 3 miesiące edukacji pozorowanej + 2 miesiące wakacji. Gdyby szukać analogii do sportu, to jak ciężka kontuzja, po której kilka miesięcy zajmuje rehabilitacja. Wspominał o tym @kaesjot: najlepsi, z braku konkurencji, nie chcą się za bardzo wyłamywać z tłumu. Program nauczania matematyki w SP został sprowadzony do 6 lat dawnej podstawówki. Przed ’89 rokiem program obecnej matury podstawowej w pełni mogło zrealizować co najmniej 10% uczniów, a przekroczyć poziom zdawalności mogło spokojnie kolejne 20 -30%. Bez dokonania zróżnicowania poziomów nauczania tańca św. Wita nie przerwie żadna reforma, a nauka polska, poza enklawami będzie na poziomie piłkarzy nożnych.
@Płynna nierzeczywistość
>W mojej PRL-owskiej szkole podstawowej były dwie zmiany, poranna i popołudniowa. Do pierwszej uczęszczały dzieci urzędników, powiatowych partyjnych dygnitarzy, nauczycieli, do drugiej fabrycznych roboli, krawców, ekspedientek. Gdzie tu IQ?<
1.Chodziłem w okresie wyżu do stołecznej podstawówki – niczego takiego nie było. Owszem zmiany były – czasem szedłem na 8, a czasem na 12, ale to wszystko.
2.Bogaci/ustosunkowani z "jednakową" szkołą PUBLICZNĄ równającą W DÓŁ w imię (rzekomej równości) sobie poradzą, a nawet to będzie dla nich lepsze. Oni sobie dodatkową/lepszą edukację DOKUPIĄ – kursy, korepetycje, dodatkowe zajęcia,drogie szkoły płatne (tu nie ma ograniczeń, prawda?) etc. Później (przy poszukiwaniu zajęcia choćby!) pomogą układy i znajomości. Za to zdolną a biedną konkurencję, która może liczyć tylko na publiczną szkołę i siebie szlag trafi w publicznym uniformistycznym kołchozie … 😉
@Płynna Rzeczywistość
Skonfabulował Pan swój przykład: nie ma takiej możliwości, aby medalista Ogólnopolskiej Olimpiady Matematycznej i Międzynarodowej Olimpiady Matematycznej, z powodu akurat polonisty, musiał aż zmienić szkołę: matematyk i dyrektor nie pozwoliliby na to, również polonista nie doprowadziłby do takiej sytuacji. Byłaby to patologia, w której istnienie, w takiej trójcy, nie wierzę.
@Krzysztof Cywiński
I to jest najbardziej smutne – zamiast promować najlepszych ściąga się ich do poziomu przeciętniaków dla których poprzeczkę się celowo obniża jeszcze.
Do tego nie potrafimy zagospodarować osiągnięć i wynalazków tych nielicznych geniuszy.
Lepszy jeden geniusz niż 100 „przeciętniaków” choć i oni sa przydatni ale na poziomie odpowiadającym ich możliwościom.
@belferxxx, @płynna rzeczywistość
Obydwaj Panowie wiecie, że przywoływanie takich „fuctów” to przede wszystkim lewacka (chociaż oczywiście nie tylko) specjalność propagandowa. Ludzie wierzą tylko w wielkie (i często powtarzane!) kłamstwa. Czyim wymysłem jest urawniłowka historycy już raczej wykazali. Lewica nie pozwalająca na dogonienie bogatych to nie jest lewica, tylko lewactwo spod znaku Pol Pota, Kimów, a i nie tak dawnej znowu historii Europy.
Edukacja to także, a może przede wszystkim wieloletni wysiłek, a potem zdolności: „nie ma niczego gorszego, niż człowiek wykształcony ponad miarę własnej inteligencji”.
Krzysztof Cywiński
23 sierpnia o godz. 11:22
Masz rację – w moim liceum gdy polonistka chciała „uwalić” najlepszego matematyka z uczniów to nauczyciel matmy zaraz podał jej kilka nazwisk dobrych z polskiego , których mógłby z czystym sumieniem uwalić z matmy.
Mój matematyk po egzaminie pisemnym poprawił mi na arkuszu oceną z bd na bdb gdyż zrozumiał, że ostatnią klasówkę dopuszczająca do matury pisałem z priorytetem zadań kolegów dla których to było ” być albo nie być”. Na pisemnym też obrócił się specjalnie tyłem do sali , bym mógł przekazać ściągę siedzącej za mną koleżance z innej klasy.
Nikt z tego nie robił problemu bo egzaminy wstępne na studia i później one weryfikowały wiedzę .
@kaesjot
Chyba bym to ujął nieco inaczej. Przeciętniacy są rdzeniem społeczeństwa. Każdy człowiek powinien, w miarę możliwości, kształcić sie w warunkach odpowiednich dla swoich możliwości i, przede wszystkim, chęci. Jest to jednak taki sam postulat, jak np. demokratyczne państwo: coś takiego nie istnieje. Wszyscy mamy jakieś mgliste wyobrażenie (każdy człowiek inne 🙂 ). Czysta logika podpowiada więc rozwiązania możliwe: na innym poziomie uczę się angielskiego, na innym chemii a na innym matematyki. Młodzi ludzie mogliby uniknąć przynajmniej części demoralizacji, jaka jest ich udziałem w przejętym paradygmacie. To z tymi przeciętniakami obcujemy na co dzień: przeciętny lekarz, urzędnik, pracownik a nawet pisujący na blogu, znający swoje możliwości, ale i ograniczenia.
@Krzysztof Cywiński
>Skonfabulował Pan swój przykład: nie ma takiej możliwości, aby medalista Ogólnopolskiej Olimpiady Matematycznej i Międzynarodowej Olimpiady Matematycznej<
Oczywiście – to aż bije po oczach! Szczególnie, że w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Matematycznej NIE MA medalistów – są tylko laureaci (ew.wyróżnieni finaliści)… 😉
Owszem znam przypadek, że przyszły olimpijczyk (choć nie międzynarodowy!) zmienił liceum bo musiał, ale to był skutek jego generalnego sposobu bycia i nieschodzącego z ust ironicznego uśmieszku, co wywołało kontrakcję wielu (!) nauczycieli. Sam polonista nie miałby szans – obowiązywała, jak słusznie Pan zauważył, stara zasada "Ty bijesz mojego Żyda, ja biję Twojego Żyda" 😉
Ho, ho. Toż 1000 str. wstęp do poruszanych zagadnień nie obejmowałby wszystkich problemów.
1. To czy kryterium ma wynosić 30% czy 50% określa nam charakterystyka rozkładu. Oceny winny tworzyć rozkład Gaussa, zaś jego silne skośności czy inne defekty – dyskwalifikują testy. Rzecz znana już w XIX wieku. Jeśli stosowne opracowania nie są wykonywane corocznie to oznacza, że polskimi szkołami rządzą kościeni nieucy.
2. Programy nauczania. To jest tragedia. Układają je ludzie,którzy nie mają potem żadnego kontaktu z absolwentami, posiadanymi umiejętnościami i potrzebami w życiu prywatnym i zawodowym. Argumentacja – bo mi się tak wydaje jest jeszcze uczciwą. Do tego dochodzą naciski biskupie, komisarzy kościelnych by to Biblia była „jedynym źródłem wiedzy”.
3. Zabicie indywidualnego podejścia do nauczania. Nawet za komuny nie było tak źle.
4. W Polsce już pod koniec XVIII wieku wiedziano, że głównym źródłem nieszczęść jest przejęcie szkolnictwa przez Kościół. Zadaniem „ministry” było wytępienie pozostałych jeszcze rozsądnych pierwiastków i zagarnięcie przez Kościół reszty, tam gdzie władza mu się wymknęła.
Za komuny nauczyciel miał jakieś prawa – dziś wywala się każdego, kto choć tylko oddycha inaczej.
Niech żyje Kościół, wniebowzięta matka dziewica, bogi, bożki, aniołki, forsa i wieczna władza namaszczonych.
@belferxxx
Poruszył Pan b. istotną kwestię. Młodzieży, z którą pracuję, tłumaczę, że w zasadzie wolno im prawie wszystko, lecz zanim to uczynią, niech sobie odpowiedzą na pytanie: czy mam świadomość, że być może za swoje zachowanie będę musiał ponieść konsekwencje? Czy jesteś gotów zapłacić taką cenę? Jeżeli tak,to skoro odczuwasz taki imperatyw, zrób to. Jeżeli nie…
Krzysztof Cywiński
23 sierpnia o godz. 11:49
Oczywiście – zgadzam się.
Jest takie powiedzenie – ‚”kto się zna na wszystkim, ten nie zna się na niczym”.
Dlatego potrzebna jest specjalizacja i preferowanie tych przedmiotów, które w danej specjalizacji są potrzebne.
Oczywiście pewne minimum wiedzy z każdej dziedziny jest niezbędne w codziennym życiu ale my to dyskutujemy o wyższym poziomie.
Co do oceniania populacji pod katem IQ i kategoryzowania na nadających się i rokujących oraz tych „innych”, to służę własnym przykładem. Dobra, solidna uczennica szkoły podstawowej – świadectwa z paskiem itp. nie zdała egzaminu wstępnego z matematyki do bardzo dobrego liceum (zjadł ją stres). Dostała drugą szansę od szkoły i zdała egzamin ustny poprawkowy. Wśród zdających ten egzamin było około 15 osób: dziewczęta i chłopcy. Ale po zakończeniu rekrutacji okazało się, że dyrekcja dokonała segregacji ze względu na płeć, i chłopcy trafili do potencjalnie lepszych klas (biol-chem, mat -fiz) a dziewczęta do słabszej, żeńskiej klasy (ogólnej). Dokonano więc swoistego podziału na tych „rokujących” na studia medyczne itd. i „nie rokujących”. Na szczęście miałam nauczycieli, którzy nie różnicowali uczniów ze względu na klasy i uczyli oraz wymagali tak samo i w tej „lepszej” i „słabszej”. Dzięki temu w klasie maturalnej zostałam finalistką olimpiady z przedmiotów przyrodniczych (i choć minęło już 25 lat, w mojej szkole z tego przedmiotu, nikt nie powtórzył mojego sukcesu). A maturę z matmy zdałam bez problemu na mocne 4
30% z matury dla nieuków. I dziwić się, że to potem pracy nie dostaje
@Krzysztof Cywiński 23 sierpnia o godz. 11:22 256185
@Płynna Rzeczywistość
Skonfabulował Pan swój przykład: nie ma takiej możliwości, aby medalista Ogólnopolskiej Olimpiady Matematycznej i Międzynarodowej Olimpiady Matematycznej, z powodu akurat polonisty, musiał aż zmienić szkołę: matematyk i dyrektor nie pozwoliliby na to, również polonista nie doprowadziłby do takiej sytuacji. Byłaby to patologia, w której istnienie, w takiej trójcy, nie wierzę.
Czekam na odpowiedź @Płynna Rzeczywistość na moje pytanie co do daty urodzenia tego zmuszonego do zmiany szkoły licealisty.
Jestem na czarnej liście „do moderowania” i moje komentarze ukazują się tak, jak pozwala na to czas i łaskawość @Gospodarza, a więc moja mozliwość uczestniczenia w dyskusji jest żadna.
Jeżeli odpowiedź @Płynna Rzeczywistość bedzie pozytywna, to inicjały owego matematyka to J.W.
@bez_k(l)asy
1.Nie przypominam sobie by w Polsce w rekrutacji do LO używano testów IQ.
2.Znając szkoły podejrzewam, że dyrekcja kierowała się w dyslokacji tych dodatkowo(!) przyjętych (BTW – jaki to bardzo dobre liceum, które MUSI robić dodatkową rekrutację?) raczej kwestiami podziału na grupy na WF niż seksizmem, choć to też jest z płcią związane… 😉 Skądinąd w klasach biol-chem zwykle przeważały i przeważają dziewczyny.
3. >Dzięki temu w klasie maturalnej zostałam finalistką olimpiady z przedmiotów przyrodniczych ,i choć minęło już 25 lat, w mojej szkole z tego przedmiotu, nikt nie powtórzył mojego sukcesu. <
To naprawdę była znakomita szkoła, w której od ĆWIERĆ WIEKU nie było finalisty olimpiady z biologii czy chemii … 😉
Krzysztof Cywiński,
Oczywiście, że taka osoba istnieje. „laureat III miejsca, I klasa”. Być może sam się przeniósł, ale z pewnością przez polonistę. To szkolna legenda z pewnością mająca oparcie w faktach. Od drugiej klasy reprezentował – z powodzeniem – konkurencyjne liceum.
zza kałuży
Tak, to on.
Kałużyńki*,
Tak, mamy wspólnych znajomych, choć ja tego człowieka nigdy na oczy nie widziałem – dawno temu wymieniliśmy kilka maili.
*Faktycznie, Pana nick jest na czarnej liście
@Płynna nierzeczywistość
1.Jak z tym medalem polskiej Olimpiady Matematycznej?
2.To, że komuś może bardzo jakiś nauczyciel/nauczyciele nie odpowiadają(a innym może bardzo!) i się przenoszą jest zupełnie normalne. Sam w pierwszych miesiącach klasy I LO byłem zszokowany nauczycielem mojego ulubionego przedmiotu i chciałem zmiany, a na koniec roku poszedłem w delegacji klasowej do dyrektorki (jednocześnie naszej polonistki!), żeby nadal uczył naszą klasę. Niektórym takie przewartościowanie zajmuje więcej czasu albo po prostu, co NATURALNE, preferują inny styl nauczania. Miałem kiedyś przyjemność kontaktować się ze zmarłym już legendarnym polonistą z Reytana, a potem z jego wybitnymi dziś w mediach uczniami – oni uważali, że dziś by go dawno ze szkoły usunięto, choć, a może właśnie dlatego, że był WIELKI.
Skądinąd wybitni uczniowie są indywidualnościami i mają wybitnie wyrażone cechy zarówno pozytywne jak i … mniej przyjemne zwykle … Vide choćby aspergerowców, ale nie tylko
Aby ucieszyc „suwerena” czy rzad „dobrej zmiany” nie mógłby nadawać noworodkom tytułu magistra zaraz po urodzeniu?
Pieknie poprawiłoby to statystyki i wysunęło Polske na czoło tabeli.
@belferxxx 24 sierpnia o godz. 12:22 256201
2.To, że komuś może bardzo jakiś nauczyciel/nauczyciele nie odpowiadają itd.
To co pan tutaj pisze stoi w całkowitej sprzeczności z pana dotychczasowymi poglądami na temat specjalizacji zarówno pod względem kierunku jak i stopnia trudności pobieranych nauk.
@Płynna nierzeczywistość, zza …
J.W. – czyli zapewne Jarosław Wróblewski zmienił jedną znakomitą szkołę (III) z dwóch rywalizujących we Wrocławiu o prymat na drugą równie znakomitą (XIV). Cóż w tym nadzwyczajnego … 😉 Skądinąd XIV „wypączkowała”z III …
@belferxxx. Nie odniósł się pan do meritum sprawy tylko kontestuje pan czy to była „dobra szkoła”. Zwracam uwagę, że opisuję przeszłość, schyłek lat 80, kiedy nie było rankingów Perspektyw i pojęcie „dobra szkoła” było oparte na przeświadczeniu opinii publicznej. Do porównania były tylko 3 licea, a najlepszym kryterium był odsetek przyszłych studentów.
Tak, nawet do „dobre szkoły” nie miały nadmiaru chętnych, bo większość ówczesnych ośmioklasistów wybierała technika i szkoły zawodowe. Dzisiaj „ bardzo dobre” liceum w Poznaniu ma jeszcze 1 wolne miejsce a inne, również uznawane za dobre kilkanaście.
Czy „dobra szkoła” może nie mieć olimpijczyków, a kiedyś miała?. Oczywiście, znam placówki które „produkowały” olimpijczyków do czasu kiedy był nauczyciel-mistrz, a kiedy odszedł na emeryturę, od kilkunastu lat nie ma nikogo kto umiałby go zastąpić. Brak olimpijczyków w danej szkole nie musi w końcu oznaczać, że poziom kandydatów się obniżył. Dzisiaj udział w olimpiadzie z jakiegokolwiek przedmiotu nie wiąże się z realnymi korzyściami jak kiedyś (wstęp na wybraną uczelnię bez egzaminów). Bardzo dobry uczeń bez trudu napiszę rozszerzenie z matury na 90 % i znajdzie się w najwyższej staninie. Tytuł finalisty czy laureata daje mu „tylko” 100% przy nieporównywalnie większych wymaganiach.
@bez_k(l)asy
A jakie jest to meritum- ja o WIELU rzeczach napisałem. Bo chyba nie stres egzaminacyjny u niektórych … 😉 Skądinąd stres może popsuć i maturę i egzaminy na studia i rozmowę kwalifikacyjną … 😉 I co z tego wynika …???
Proponuję zerknąć na stronie CKE jak wygląda centylowo (!) 90% na maturze rozszerzonej z matematyki, biologii, chemii czy fizyki, a potem pogadamy na ile łatwo to uzyskać … 😉 Ranking Perspektyw&RZepy ma już prawie 30 lat, równolegle był też jakiś czas ranking UNESCO – w tych warunkach mamy sprzężenie zwrotne – (brak wyników – brak dobrych uczniów – brak dobrych nauczycieli – brak wyników) itd. W Warszawie tak się stało z takim renomowanymi kiedyś liceami jak Reytan, Rej, Lelewel, Zamoyski itd.Skądinąd w końcu lat 80-tych też była, choć nieformalna, lista rankingowa. Jej wyrazem była po prostu liczba kandydatów na miejsce. Pojedyncze miejsca w naprawdę dobrych i obleganych liceach (zawsze ktoś zrezygnuje) zapełnia się i zapełniało nie dodatkowym egzaminem, a kolejnymi kandydatami z listy rankingowej … 😉
@bez_k(l)asy
https://cke.gov.pl/images/_EGZAMIN_MATURALNY_OD_2015/Informacje_o_wynikach/2018/20180703%20B%20Wstepna%20informacja%20o%20wynikach%20matury%202018%20CENTYLE.pdf
@belferxxx 24 sierpnia o godz. 14:07 256204
Cóż w tym nadzwyczajnego
Zamieńmy się; ja panu dam tysiąc złotych a pan mnie da trzy tysiące.
@Płynna Rzeczywistość
To jest prehistoria i nawet nie fakt, a jedynie legenda miejska: musiał – chciał zmienić szkołę z powodu polonisty. Od 1976 r. w szkołach naprawdę wiele się zmieniło. Mój matematyk – dyrektor rzucał w uczniów kilogramowym pękiem kluczy, a nawet cyrklem tablicowym. Pamiętam, że w mojej klasie licealnej rozpoczynało edukację 32 uczniów, w listopadzie było nas już 29, do matury dotarło jeszcze kilka mniej. Kilka osób rozważało zmianę szkoły. Nauczyciel, który miał pięcioletnią przerwę w nauczaniu, nawet najwybitniejszy, musi obecnie pójść na kurs pedagogiczny i po powrocie czuje się w szkole, jak tytułowy Hibernatus z komedii Luisa de Funesa. Polonista dręczący ucznia mógłby zostać jako funkcjonariusz publiczny oskarżony o mobbing. Ponieważ historyków i polonistów jest nadmiar, więc ryzykowałby utratę pracy, proces i mnóstwa zdrowia ? Maturzyści legitymujący się wiedzą ogólną z filmików „matura to bzdura” kończą licea bezproblemowo. Nauczyciel musi tłumaczyć się z dwóch ocen: jedynek i szóstek. To, co możliwe było 50 lat temu, obecnie jest niemożliwe.
@bez_k(l)asy
Projekcje szkoły znanej nam z doświadczeń sprzed kilkudziesięciu lat to nieporozumienie. W tym roku maturę bardzo dobrze zdało 45 osób na 250 000.
@Chicago
Ponieważ Pańskie wpisy są cenzurowane (na czarnej liście, banowane lub inne eufemizmy), a ja mam sporo zajęć, więc wyłapywanie ich sprawia pewien problem. Szkoda, gdyż uważam, że blog na tym traci. W wielu kwestiach zapewne się różnimy, może nawet we wszystkich, ale staram się je jakoś wyłapywać. W roku szkolnym nie mam czasu na nic więcej, niż lektura, dlatego komentuję sporadycznie. Z przyjemnością, w rozmowach z rodzicami, opowiadam Pańską historię o podawaniu tranu dzieciom 🙂
@Płynna Rzeczywistość
W każdej legendzie ponoć jest jakieś kwantum prawdy. Człowiek z Chicago: zdolny matematyk w szkole, a polonista może go „uwalić” 🙂
Projekcja.
–
Rzeczywiście, dyskusja na belferblogu to projekcja mentalnych wychowanków peerelu w klasie mechanik samochodowy o tym, jak rozumują że świat buduje wodorowe hybrydy (napedzane IQ Gaussa).
Nie mówiąc o tym, jak one, z kumplem, lepiej by te karoserie wyklepały.
Trudno się dziwić że z tak ukadrowanego „warstatu” wyjeżdżają wartburgi bez zajumanego silniczka.
Film i sam film śmieszny jak Bareja i straszny jak lokalny Potwór Do Przyszłości.
🙂
„Zajumany” – co za słownictwo. Troll to skaza charakteru lub obracanie się w kręgach grypsery i kryminalistów. Jakie czasy, taki Katylina.
@Krzysztof Cywiński
„Projekcje szkoły znanej nam z doświadczeń sprzed kilkudziesięciu lat to nieporozumienie. W tym roku maturę bardzo dobrze zdało 45 osób na 250 000.”
Rozumiem, że za „bardzo dobrze”uznaje Pan tylko tych którzy wszystkie egzaminy zdali na 100%, na 98 % już nie. Na jakich danych opiera Pan wniosek, że 20-30 lat temu liczba takich „bardzo dobrych” byłaby większa?. Wszyscy wiemy, że maturę sprawdzali „swoi” nauczyciele i na niejedną ściągę przymykali oko.
@bez_k(l)asy
Polecam dane CKE w skali centylowej (link tu podawałem) i ustalenie, od ilu procent z matury z rozszerzonej matematyki, fizyki, biologii i chemii maturzysta mieścił się w NAJWYŻSZYM jednym(!) procencie zdających. Na tej samej stronie CKE są informacje o liczbie zdających poszczególne przedmioty – rozumiem, że wiedza o procentach jeszcze nie stała się Pani obca… 😉 Coraz wyższe wyniki oczywiście uzyskiwało nawet w tym jednym procencie coraz mniej osób …
Dolne granice najwyższego procenta najlepiej zdających – biologia – 83%, matematyka – 84%, fizyka – 90%, chemia – 95%. Przy czym co roku są to inne granice i inna (!) kolejność przedmiotów … 😉
@bez_k(l)asy
Za wynik b. dobry można uznać uzyskanie 90-100 %. Pod tym samym linkiem, który podał @belferxxx (trochę dalej) CKE podaje, że 45 maturzystów uzyskało taki rezultat ze wszystkich zdawanych przedmiotów.
Jestem z rocznika 1960 i zdawałem 4 przedmioty: polski, matematyka (tematy zewnętrzne i obowiązkowe) oraz dwa wybrane ustnie. Kilkadziesiąt osób w moim liceum miało 4,75, a kilkanaście 5,0 w skali ocen 2-5. Gdyby przeliczyć na procenty, to z jednego, ewentualnie dwóch zabrzańskich liceów uzbieralibyśmy wspomnianych 45 osób. Kilka wpisów temu wspominałem o liczbie 45 w kontekście „Dziadów” i liczby 44 🙂
Obecny maturzysta to obowiązkowe dwa egzaminy ustne w szkole i dwa pisemne zewnętrzne na podstawie + min. jeden z rozszerzenia (zewn.)
@Krzysztof Cywiński
Egzaminy są 3 na poziomie podst. (j.pol. j.ob. i matma), ale za to egzamin z poziomu rozszerzonego jest pro forma – nie ma progów i wystarczy PRZYSTĄPIĆ czyli podpisać wg reguł arkusz … 😉
@belferxxx
Pośpiech – nie usprawiedliwia, dziękuję za zwrócenie uwagi 🙂
@Krzysztof Cywiński
Na stronie CKE w prezentacji o wynikach matury:
45 osób to osoby, które ze wszystkich egzaminów, do których przystąpili –zarówno obowiązkowych, jak i dodatkowych –w części ustnej i części pisemnej uzyskały
od 90% do 100% punktów
727 osób – osoby, które ze wszystkich egzaminów obowiązkowych w części ustnej oraz pisemnej uzyskały
od 90% do 100% punktów
1417 osób – osoby, które ze wszystkich egzaminów dodatkowych w części ustnej oraz pisemnej uzyskały
od 90% do 100% punktów
Nadal nie czuję się przekonana, że możemy porównywać średnią z matury sprzed 30-40 lat z obecną maturą. Powtórzę: tzw. stara matura, którą sama zdawałam, oceniana była przez własnego nauczyciela, który uczył delikwenta 4 lata i wiedział jak ten pracował. Prace nie były kodowane i nauczyciel znał nazwisko – nie jestem przekonana, że nauczyciel był w pełni obiektywny. Ówczesna skala oceniania od 2- 5 była bardzo wąska i w każdej szkole, ba u każdego nauczyciela progi na te oceny były inne. W dawnej „5” mogły znaleźć się prace „genialne” i zaledwie „solidne” albo „lepsze” od innych prac. Pana 5 z polskiego i 5 kolegi z innej szkoły to nie było to samo! Na maturze z matematyki trwającej 5 godzin należało rozwiązać obowiązkowo zaledwie 4-5 zadań? Jak wspomniał ktoś wcześniej, matura nie była przez uczniów ani nauczycieli traktowana super poważnie, bo i tak należało zdać egzamin wstępny na studia. Uzyskanie obecnie progu 80-90% jest znacznie trudniejsze. Jeden punkt w teście, za który można uzyskać 60 pkt to już 1,6 %. Ktoś kto uzyskuje 90% na obecnej maturze „stracił” 6 pkt z 60, przy czym większość zadań punktowana jest za 1-2 pkt chociaż wymaga od ucznia zapisania np. kilku przykładów. Matura rozszerzona trwa 180 minut, zadań jest około 40 czyli na jedno ma pan średnio 4,5 minuty.
Matura 2018
biologia : z numeracji 22 zadania, faktycznie większość to wiązki zadań łącznie 57 poleceń ! na 180 minut.
chemia : z numeracji 40 zadań, faktycznie 49 poleceń na 180 minut.
Oczywiście, duża część to zadania prawda- fałsz, zadania wyboru ale nie zmienia to faktu, że wymaga to przeczytania i chwili zastanowienia.
bez_k(l)asy
Przy takim rozłożeniu akcentów jesteśmy zgodni, co do stopnia trudności egzaminów i ich obiektywizacji.
Matura IB wymaga rozliczenia się z wiedzy w co najmniej w 5 obszarach. Politechnika w Lozannie wymaga ponad 90% ,ze wszystkich obszarów, przy przyjęciu na pierwszy rok studiów, a ponad 80 % przy przyjęciu na rok zerowy. Aspiracje młodzieży już na starcie pokazują, że w odniesieniu do światowej czołówki jesteśmy w rankingach na pozycji takiej, w której plasują się polskie uczelnie wyższe.
Teraz proszę się przyjrzeć swoim statystykom:
727 osób – osoby, które ze wszystkich egzaminów obowiązkowych w części ustnej oraz pisemnej uzyskały
od 90% do 100% punktów
Mówimy o trzech egzaminach zewnętrznych na poziomie podstawowym, elementarnym: język ojczysty, język obcy i matematyka oraz język ojczysty i język obcy ustnie na warunkach dawnej matury. Praktycznie nikt z tej grupy w zakresie rozszerzonym nie osiągnął 90% w przedmiotach, w których uważał, że celuje, są jego pasją. No dobrze, niech będzie, że 45 osób pokazało, że ich pasja, została uhonorowana wynikiem egzaminacji na poziomie wymagań niższym niż matura IB.
Z jednej strony, zgadzamy się, że poziom obecnej matury jest wyższy obecnie, lecz poziom maturzystów po wielokroć niższy: w realiach egzaminów z lat 70-ych na akademie medyczne czy politechniki pewnie nie zostaliby przyjęci 🙂
@Krzysztof Cywiński
W tej maturalnej statystyce są też finaliści (i laureaci) olimpiad, którzy, z automatu, mają 100%. Więc np. na ok.200 maturzystów z fizyki z najwyższego centyla jest 80 z OF. Na procenty od 84 do 100 zostaje 120 osób – oczywiście zdecydowana większość poniżej i około 90% … 😉
@belferxxx
10/10