Szkoła zdezorganizowana
W ostatnich dniach dyrektorzy szkół nie mieli na nic czasu, ponieważ pracowali nad arkuszem organizacyjnym na rok szkolny 2018/2019. Od tego dokumentu zależy los wszystkich pracowników. Jest czego się bać, ponieważ godzin znowu będzie mniej (info o arkuszu organizacyjnym tutaj).
Niektórzy nauczyciele nie czekali, aż dyrektor zapowie im mniej pracy w przyszłym roku. Sami zapowiedzieli odejście. Ulżyło pozostałym. Dyrektorom mniej, ponieważ odchodzą zwykle najmłodsi, najodważniejsi, a często także najlepsi. Zostaje szara masa oraz seniorzy (oburzone tym twierdzeniem wyjątki najmocniej przepraszam).
Niskie pensje, brak godzin, łatanie etatu w kilku szkołach i poczucie, że jest się na zawodowym dnie zrobiły swoje. Motywacja do pracy jest żadna. Dyrekcja odwołuje się do poczucia przyzwoitości, co na krótką metę działa. Działa też wstyd przed dziećmi. Jednak gdy znowu dowiadujemy się, że w przyszłym roku będzie gorzej, etat niepełny, niektórzy tracą panowanie nad sobą i zaczynają gadać takie rzeczy: „Ja tu tylko jestem, aby mieć ZUS, a pracuję zupełnie gdzie indziej”.
Komentarze
Dopóki społeczeństwo w większości nie będzie wymagało od władz edukacji na jeżeli nie na najwyższym, to choć na przyzwoitym poziomie, a za tym zawsze stoją a) zaplecze techniczne, b) pracownik (o materiałach chociaż tej średniej jakości nie wspominając), a obecnie większość zadowala się szkołą jako przechowalnią, gdzie rodzic- panisko może w twarz napluć nauczycielce- służącej przy poklasku reszty wielce państwa, to będzie jak będzie, ze szkodą dla biednych zdolnych. W końcu szkoła prywatna będzie taką jak na zachodzie- nie przechowalnią bachorów bogaczy kupujących oceny, ale szkołą po której będzie się robić karierę, a podstawą będą wymagania i praca. A biedni zdolni, zostaną w masówce nastawionej na przechowywanie i przetrwanie. Przecież 500+ nie miało iść na wyrównywanie czy polepszanie szans edukacyjnych. Ja o siebie się nie boję. Pracy się nie boję, stąd i cera jak u Pracującej Kobiety w Czterdziestolatku („na wygląd trzeba zapracować”), a papierów i umiejętności mam dość, aby wypłynąć czy w szkole prywatnej dla wybrańców ze stosowną pensją, czy na zagranicznym rynku pracy. Jeszcze trzymam się państwowki. Jeszcze nie jest AŻ tak źle, no i ten ZUS. Ale jeżeli przyjdzie część etatu, czy w ogóle pożegnanie: to budo moja droga, o mnie się nie martw, ja sobie radę . Tyle że faktycznie o to ma chodzić? Aby nauczyciele, specjaliści, z poczuciem ulgi trzaskali za sobą drzwiami?
Sposób narracji tego wpisu jest niesamowity, tytuł także. No tak, bo dotychczas to dyrekcja nigdy tego w tym czasie robić nie musiała, a do tego wykonywanie swoich obowiązków to dziki heroizm albo co najmniej jak w łagrach cięzka robota.
To prawda, nie mieli na nic czasu. Dla szkoły to dobrze, bo nie wtrącali się do tego co robią nauczyciele. Nie było narad, Dodatkowych popisów. Nauczanie potrzebuje spokoju i nie wtrącania się osób z zewnątrz.
Nie zazdroszczę dyrektorom. Dyrektor szkoły to taka marionetka, od której wymaga się kompetencji w sprawach wszystkich – włącznie ze znajomością przepisów budowlanych czy przeciwpożarowych. Gdy jest sukces, to zasługa wójta, pana lub plebana – parafrazując znany utwór literacki, gdy porażka winny jest dyrektor. Mimo, że nie ma on żadnego wpływu na finanse jakie otrzymuje szkoła, lub na to, na co może on je wydać. Właściwie dyrektor jest samodzielny tylko w sprawach personalnych – komu dowalić, a komu uprzykrzyć. Jednak w sprawie – kogo zatrudnić – już nie. Pensja dyrektora zależy od kaprysów samorządu. Od zdania nauczycieli, rodziców lub uczniów już nie. Jak w takiej sytuacji nie „obijać gruch” panie Jacku NH ?
Jacuś – co ty pier….sz ?
Moja żona jest wicedyrektorem zespołu szkół. Rzadko kiedy jest w pracy mniej niż 8 godzin dziennie a te pół etatu to dodatkowo w domu na to , czego nie miała możliwości zrobić w szkole.