O Smoleńsku w szkole

Pech chciał, że w rocznicę katastrofy smoleńskiej odwiedzili nas Niemcy. Wprawdzie chciałem przeprowadzić lekcję patriotyczną, ale uczniowie zwrócili mi uwagę, że w sali są goście, więc może by tak o czymś zrozumiałym.

Może germanista dałby radę zrozumiale po niemiecku opowiedzieć Niemcom o tym, co wydarzyło się osiem lat temu. Ja nawet po polsku nie potrafię. Mówię jakoś nieskładnie, gubię się w faktach, w ogóle mam niewyrobione zdanie. Więcej nie wiem, niż wiem. Najwyższy poziom, na jaki potrafię się wznieść, to chwila ciszy. Pomilczmy więc chociaż dzisiaj o tej tragedii, bo zagadaliśmy ją bezwstydnie przez ostatnie lata.

W innej klasie uczniowie od razu mnie uprzedzili, że albo zrobię zabawną lekcję, albo oni wyjdą z gośćmi na korytarz. Z pozoru to niegrzeczna propozycja, ale proszę zrozumieć uczniów. Jako gospodarze odpowiadają za samopoczucie gości, a goście najwidoczniej mieli już dość atmosfery smutku i powagi. Gość – zgodnie z zasadami gościnności – może wszystko, nawet zjeść obrus. Jeśli chce wyjść, proszę bardzo. Może innym nauczycielom poszło lepiej i udało im się jakoś wytłumaczyć obcokrajowcom, o co nam z tym Smoleńskiem chodzi.