Podwyżka na miskę ryżu
Podwyżki w oświacie będą, ale bardzo liche. Najmłodsi stażem nauczyciele nawet nie osiągną płacy minimalnej. Dlatego ZNP negatywnie opiniuje projekt podwyżek i żąda więcej (nowe stawki i opinia tutaj, komentarz Głosu Nauczycielskiego tutaj).
Mnie bardziej interesuje, czy za negatywną opinią pójdą jakieś działania. Bo jeśli skończy się tylko na pismach, to trzeba powoli się przyzwyczajać do zarobków na poziomie miski ryżu.
Oczywiście, są też dobre strony niskich wynagrodzeń. Za takie pieniądze nie będą chcieli pracować w szkole młodzi, czyli my, starzy, nie musimy obawiać się konkurencji. Pensja w sam raz na gnuśnienie i nicnierobienie. W szkołach średnia wieku nauczycieli powoli przesuwa się w stronę 50 lat. Jak tak dalej pójdzie, to w zawodzie zostaną tylko starcy. Współczuję uczniom.
Komentarze
Co można w szkole dostać za miskę ryżu.
Cytowana we wpisie „opinia ZNP” zawiera i taki passus.
„…wzrost wynagrodzenia zasadniczego, a zwłaszcza sposób jego finansowania ze zlikwidowanych składników wynagrodzenia nauczycieli, ograniczonych etatów, wydłużenia ścieżki awansu zawodowego, zdaniem ZNP, uwłacza godności zawodu nauczyciela…”
Nie zamierzam znęcać się nad etatystami edukacji, przywołując wszelkie inne zawody publiczne, finansowane budżetowo, które żadnych podwyżek w ogóle nie dostają.
Osobiście, będąc ongi i krótko zatrudniony w tym trybie, otrymałem obniżkę płacy za podniesienie kwalifikacji zawodowych.
O wiele bardziej ciekawym jest, z czego etatowcy szkolni wywodzą swe nadnaturalne w tym kraju prawo do wzrozstu wynagrodzeń, bo przecież nigdy i ani słowa o tym, że jedyne motywujące i sprawiedliwe podwyżki płac musza wynikać nie z godności, ale wyników i jakości pracy.
O tej jakości i wynikach warto porozmawiać, aby zyskać poparcie społeczne.
Ale, może się okazać, że w szkole dzieci w wyniku pracy etatowców otrzymują znacznie mniejsze miseczki, niż najmniejsze ziarnko ryżu.
– – –
A w tym kontekście, o godności ryżu z omastą można przeczytać tu:
„Z badań przeprowadzonych przez CBOS wynika, że w całej Polsce blisko połowa rodziców posyła swoje dzieci na płatne korepetycje.
Nawet 60 zł inkasuje anglista z Wrocławia za 45 minut prywatnej lekcji udzielonej własnemu uczniowi.
Podobnie jest w innych miastach.
Przedstawiciele kuratoriów twierdzą, że to proceder uwłaczający godności nauczyciela.
Trudno ustalić, czy nauczyciel uczy za pieniądze dzieci ze swojej klasy, co jest nieetyczne, czy też zupełnie obce, które może douczać za pieniądze. Nikt tego nie kontroluje. Nauczyciele zaś powtarzają, że bez udzielania korepetycji, nie mogliby związać końca z końcem.
Problem w tym, że prywatne lekcje zazwyczaj udzielane są na czarno. Bo nauczyciele się z nich nie rozliczają, mimo że powinni…”
‚http://www.skarbowcy.pl/blaster/extarticle.php?show=article&article_id=1072
–
PS. sam tego chciałeś, D. Dyndało 😉
Gekko
być może płace powinny być podnoszone za wyniki, ale zapewniam, że z pensją 2300 do ręki po dwóch kierunkach uniwersyteckich i latach pracy nie jest łatwo się pogodzić. Kocham tę pracę, jestem świetnym nauczycielem i nie ma to żadnego wpływu na wysokość zarobków. Tak więc dlaczego nie mogę liczyć na więcej?
PS Co do korepetycji udzielanych własnym uczniom- zgoda, to faktycznie klęska.
W kwestii formalnej. Czy za podwyżkę można kupić miskę z ryżem czy tylko sam ryż bez miski? 🙂
@ aniki
–
Kilka uwag pozwolę sobie zamieścić w odpowiedzi.
z pensją 2300 do ręki po dwóch kierunkach uniwersyteckich i latach pracy nie jest łatwo się pogodzić
Właśnie dlatego, że nauczyciele ludu pracującego, jak za komuny, wiążą wyskość ‚pensji’ z latami pracy i zgromadzonymi papierami, przez 27 lat wolnej Polski, nadal dla tutejszego społeczeństwa, co w cywilizacji jest oczywistością, płace podnoszone za wyniki dla nauczycieli są tylko „być może” powinnością.
Tak wygląda związek przyczynowo skutkowy i z tym dopiero pogodzić się trudno.
Mimo to, jakoś łatwiej godzić się rzeszom nauczycieli z wykreowaną sobie własnym sumptem rzeczywistością, bo jakoś sami z etatów nie odchodzą.
Coś urzekającego w tym pogadzaniu się widać być musi, a przykro, że najcześciej to, co nazywasz ‚klęską’.
„Kocham tę pracę, jestem świetnym nauczycielem i nie ma to żadnego wpływu na wysokość zarobków.”
Widocznie miłość do pracy i poczucie świetności jest warte niedopłaconych(?) pensji. Tak rozumują w cywilizacji ludzie wykształceni i dorośli (i tacy tam uczą innych).
Tak więc dlaczego nie mogę liczyć na więcej?
Oczywiście że z tą świadomością możesz i powinnaś. Tylko dlaczego to „więcej” ma przynieść Ci ktoś inny (związek, podatnik), skoro sama „się godzisz” z nadpłatą w walucie jw.?
Dlaczego, aby zarobić więcej wszyscy inni pracownicy muszą sami znaleźć pracę i płacę im odpowiadającą, a nauczycielom miałoby to być dane – „za poczucie i uczucie”? Niejeden zawód publiczny jest przez Polskę niedopłacany, a nigdzie nie było tylu podwyżek i takiej niechęci do wyjścia uczciwie(!) na rynek w poszukiwaniu lepszej doli.
Dwa fakultety i doświadczenie to naprawdę świetny kapitał (ale nie tytuł do roszczeń sam przez się).
–
Na zakończenie – moje dowiadczenie nie wynika z pracy w szkole publicznej; mam jednak w rodzinie i wokół siebie 4 pokolenia belfrów; żaden po zmianie ustroju nie czuje i nie czuł się uprawniony do roszczeń z tytułu etatu, a nawet z tytułu zawodu (nb z licznymi przekwalifikowaniami).
Może mieliśmy dobrych nauczycieli – bo po tym właśnie się ich poznaje? 😉
Serdecznie pozdrawiam.
Witold
13 marca o godz. 17:16
–
Jak donoszą media, pracownicy polskich fabryk IKEi uważają, że 2400 na rękę ‚nie wystarcza na miskę ryżu’.
Podobno, jak zbadał GN, na kasie w dyskoncie można dostać o kilkaset złotych więcej, niż na etacie początkującego belfra.
Z tego wynika że w Polsce powinno brakować belfrów a puchnąć od nadmiaru kasjerów.
Jest odwrotnie – i niech to będzie samozagadka edukacyjna dla parających się etatami edukacyjnymi.
–
Nb, kultura i umiejętności społeczne oraz arytmetyczne wyszkolonej i zmotywowanej kasjerki w Biedronce nierzadko biją na głowę panią wychowawczynię i jej koleżanki ze szkoły podstawowej, gdzie bywam na wywiadówkach rodzinnych wnuków/kuzynów. Nie jest to bynajmniej przypadek.
Smacznego.
@Gekko
Dorzucę jeszcze o czym się nie mówi, że dziewczyna na kasie musi patrzeć mninimum osiem godzin w monitor w zasadzie komputerowy (oczy) i do tego mieć jeszcze bardzo sprawne ręce. Widziałem też jak profesjonalnie „załatwiła” agresywnego klienta z problemami psychicznymi (nie jest to rzadkością) , a też wymaga sporych umiejętności.
No nie wiem, przecież nauczycielom się już tak przelewa, że żakietu dopiąć nie mogą…
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/29176995_2175495516017798_7634976883209142272_n.png?oh=acc4434c0898d7bc206a0037d1acf0cc&oe=5B3BBAD1
Podwyżka choć mała to jednak jest realna. W moim przypadku mam z nią taki problem że nie pokryje ona utraty dodatku mieszkaniowego. Nie wyjdę więc na zero.
Autor bloga pyta „czy za negatywną opinią ZNP pójdą jakieś działania”. Ja wyleczyłem się ze złudzeń już w 2008 roku po tym jak ZNP bronił moich praw emerytalnych. Żeby była jasność to uczestniczyłem w strajku 2007 roku.
Byle do wiosny
@ Witold
–
Pełniącym etaty nauczycieli nie jest dobrze, dlatego że zostać pełniącym jest łatwo, stąd tak niewielu na etacie stało się nauczycielami, a jeszcze mniej nauczycieli uczy, za to wszyscy wychowują tak, że żadne pieniądze nie są tego warte.
Kasjerka jednak wychowuje lepiej, bo częściej niż etatysta szkolny jest kompetentna w tym co robi – i to wychodzi na dobre zmiany w hierarchii społecznej.
Ta wesoła karuzela polo-wartości moralnych sprawia, że szkoła bawi, a zakaz widzenia z kasjerką w niedziele – oducza.
Ale na niedzielnej sumie bilans się zgadza – w dni szkolne i handlowe suweren się bawi i uczy.
Nagroda w niebie, u Króla tej Polski.
–
PS Do równie zdegenerowanego, co szkolnictwo, systemu „opieki zdrowotnej” dorzucono w ostatnich 15 latach DWUKROTNIE WIĘCEJ pieniędzy podatników (obecnie ok. 76 miliardów zł rocznie).
Spowodowało to dynamikę SPADKU jakości usług, lokującą nas obecnie poza standardami UE, w pobliżu Albanii i Bułgarii.
Więcej sera! I podwyżek.
@Witold i ten drugi, płatny troll o wielu nickach „G….. ”
Rozumiem, że gdzieś pod Giewontem jest jaskinia, w której śpi PÓŁ MILIONA nauczycieli – superprofesjonalistów zarówno pod względem merytorycznym jak i wychowawczym, którzy za marne pieniądze z entuzjazmem wykonają najgłupsze nawet polecenie z MEN (każdy minister zarządza, jakby był dyrektorem szkoły!) i wypełnią wszystkie możliwe bezsensowne papierki (a jest ich multum), rubryczki i statystyki, pracując po 16 godzin na dobę. Będą też mieli podobające się wszystkim (!) poglądy polityczno-społeczno-religijne. I wystarczy tylko odpowiednie hasło, a oni się obudzą i zastąpią te pół miliona leniwych dyletantów i nieudaczników, którzy teraz pracują w szkołach … 😉
>„Z badań przeprowadzonych przez CBOS wynika, że w całej Polsce blisko połowa rodziców posyła swoje dzieci na płatne korepetycje.
Nawet 60 zł inkasuje anglista z Wrocławia za 45 minut prywatnej lekcji udzielonej własnemu uczniowi.Podobnie jest w innych miastach. Przedstawiciele kuratoriów twierdzą, że to proceder uwłaczający godności nauczyciela.<
1.Słowa są tańsze nawet od kartofli, jak mawiał rosyjski dysydent Aleksander Zinowiew. Urzędasy w kuratoriach, jako niekompetentne dydaktycznie, same nie są w stanie nikogo uczyć, więc liczą pieniądze nauczycielom i się frustrują …
Znajoma właścicielka przychodni płaci swoim REJESTRATORKOM w W-wie 25 zł za godzinę na rękę – więc 60 zł za godzinę anglisty(!) to nie jest dużo. Pewnie, a nawet na pewno, gdzieś jakiś ordynator przyjmuje prywatnie pacjentów, którzy potem trafią na jego oddział. Podobnie z tym, najprawdopodobniej mitycznym, anglistą z Wrocławia – możliwe, że jest taki. I co z tego wynika? Akurat angliści na brak korepetycji/zajęć nie narzekają, więc ….
2. W liceum lekcji tzw.pierwszego języka są 3 godziny lekcyjne tygodniowo, drugiego – 2 godziny. Czy ktoś w dość licznej grupie o różnych umiejętnościach jest w stanie DOBRZE nauczyć się języka obcego??? A ludzie chcą – no to fundują dzieciom dodatkowe zajęcia – często u nauczycieli (bo oni głównie uczą języków!)w formie zorganizowanej i nie. Co w tym "uwłacza … "??? Może to jednak wina MEN, że na różne takie michałki typu wiedza o kulturze czy bezpieczeństwie albo "przedsiębiorczość" lub WoS marnuje godziny, które mogłaby szkoła przeznaczyć na naukę języków obcych
3.Korepetycje są na całym świecie – byłem, widziałem, mam uczniów, którzy też takie szkoły "zwiedzali". W Polsce nawet w drogich(ASW Warszawa – ponad 23 tys USD (!) rocznie np) i rzekomo prestiżowych szkołach typu Bednarska/Raszyńska&Co czy II SLO też są korepetycje- ze wszystkiego. No gdzie jak gdzie, ale tam można za tę ciężką kasę dobrać najlepszych za najlepszych … 😉
W Polsce zjawisko jest nasilone, bo MEN ze względów politycznych utrzymuje nawet na poziomie liceum aż 15 obowiązkowych przedmiotów bez szans WYBORU(na świecie – od 3 do 6!). No to jest są one w wymiarze 1-2 godz. tygodniowo i nie zawsze przez 3 lata. Na dodatek RAZEM w jednej klasie uczą się ich zainteresowani choćby maturą(!) z przedmiotu i tacy o odwrotnych zainteresowaniach. A WYNIK matury z części przedmiotów jest ważny i związany z KONKURENCJĄ – no to ludzie biorą korepetycje. Tak, że jeżeli to czemuś uwłacza, to godności i możliwościom intelektualnym takich tuzów jak Hall Katarzyna (żona własnego mężusia!), Szumilas (byle do eurowyborów!) czy wielopartyjna była gwiazda PiS (nieudana Szydło model 2010!) Kluzik-Drożdżówka oraz ich przyboczne Krajewska i Berdzik. Wszystkie stanowią wzorzec z Sevres uczciwości, kompetencji i intelektu…. 😉
– – –
Och, nieuchronnie rozwinęła się toaletowa rolka wyniku poixxowania edukacyjnego, świadcząc do jakiej to miski wstyd ryżu dosypywać.
Kto jeszcze wątpi w nonsens podwyżki pod publiczkę jakości edukacji, niech się tym nieleczonym bełkotem otrzeźwi.
– – –
Szkoda dzieci, ratujcie małe i duże maluchy przed takimi straszakami.
Bez komentarza – „tekst” wyżej mówi sam za siebie i za trolla (płatnego!) na „G …. ” 😉