Zastępstwo czy opieka?
Uczniowie nie mogą zrozumieć, dlaczego nauczyciele przychodzący na tzw. zastępstwa (za nieobecnych) raz prowadzą lekcję, a innym nic nie robią, tylko po prostu siedzą. Tymczasem sprawa jest prosta.
Wszystko zależy od decyzji dyrekcji. Jeżeli w planie zastępstw nauczyciel widzi literę „p” (płatne), znaczy, że szef oczekuje prowadzenia lekcji. Jeżeli takiej literki nie ma, znaczy, że szef zamawia tylko opiekę nad uczniami, za co nie płaci ani grosza. Zgodnie z przepisami, pracownik powinien wykonać polecenie przełożonego.
Niektórzy nauczyciele realizują temat, mimo że pracodawca tego od nich nie oczekuje. Trafiają się też nauczyciele, chociaż dużo rzadziej, którzy nie prowadzą lekcji, mimo że dostali takie polecenie i za swą pracę wezmą pieniądze.
Problemem są wszyscy nauczyciele, którzy zachowują się wbrew poleceniom dyrektora, tzn. zarówno ci, którzy prowadzą lekcję, mimo że szef tego od nich nie oczekuje (zamówił opiekę), jak i ci, którzy nie realizują tematu, chociaż im to nakazano. Ci pierwsi przyzwyczajają dyrektora do sytuacji, że może mieć wykonaną pracę i za nią nie płacić. A ci drudzy biorą pieniądze za nic, co też jest złe.
W mojej szkole karta zastępstw jest publicznie dostępna. Rodzice i uczniowie widzą więc, jakie zadanie ma do wykonania nauczyciel. Jeśli zachowuje się odwrotnie, warto mu zwrócić uwagę, że źle robi.
Komentarze
Jeśli klasa 1 wyjechała na wycieczkę z nauczycielem A a tego dnia miała w planie także zajęcia z nauczycielami B i C, którzy tych zajęć nie mogą przeprowadzić , bo klasy 1 nie ma w szkole. Ale nauczyciel A miał w tym czasie w planie lekcje w innych klasach lecz nie może ich przeprowadzić bo jest na wycieczce z klasą 1. Wtedy zajęcia te przeprowadzają w jego zastępstwie nauczyciele B i C w ramach tych zajęć, ktorych nie przeprowadzili.
I to są zastępstwa bezpłatne.
A jeśli wypadnie tak, że polonista ma zastąpić matematyka, to nić dziwnego, że „tylko siedzi”.
Pozostałe zastępstwa przed i po planowanych zajęciach oraz w „okienkach” są płatne.
Zasięgnąłem porady przypadkowego prawnika tutaj: http://oswiataiprawo.pl/porady/dodatkowe-obowiazki-zlecane-nauczycielowi-przez-dyrektora/
Pisze tam m. in.:
Zgodnie z przepisem art. 42 Karty Nauczyciela (tekst jedn. DzU z 2014 r., poz. 191 z późn. zm.) nauczyciel zatrudniony w pełnym wymiarze zajęć w ramach czasu pracy oraz ustalonego wynagrodzenia jest zobowiązany do realizacji:
– zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, prowadzonych bezpośrednio z uczniami lub wychowankami lub na ich rzecz w wymiarze określonego pensum,
– innych zajęcia i czynności wynikających z zadań statutowych szkoły, w tym zajęć opiekuńczych i wychowawczych uwzględniających potrzeby i zainteresowania uczniów, do których zalicza się tak zwane „godziny karciane” wynikające z art. 42 ust. 2 pkt 2 lit. a i b,
– zajęć i czynności związanych z przygotowaniem się do zajęć oraz z samokształceniem i doskonaleniem zawodowym.
Ponadto zgodnie z przepisem art. 42 ust. 1 przywołanej ustawy czas pracy nauczyciela zatrudnionego w pełnym wymiarze zajęć nie może przekraczać 40 godzin tygodniowo.
******************
Pytanie: te zajęcia oznaczone literką (p) to są zajęcia w ramach pensum, czy też wręcz odwrotnie poza pensum a więc w formie dodatkowych płatnych nadgodzin dydaktycznych?
Drugie pytanie, czy te drugie zajęcia są w ramach 40 godzin zajęć obowiązkowych a więc płatnych w ramach umowy o pracę, lecz o charakterze wychowawczym i opiekuńczym (domyślam się, że nie wolno w tych ramach nakazywać działań dydaktycznych).
Wywody Autora są pod tym względem niejasne. Z praw chyba wynika, że zadania opiekuńcze mogą być nadawane w ramach pensum i poza pensum, ale działania dydaktyczne muszą zawierać się w ramach pensum.
PS. Nawiasem mówiąc przy okazji kompromituje się mit o nauczycielskim pensum jako o faktycznym czasie pracy nauczycieli. Nauczyciel według umowy ma 40 godzinny tydzień pracy i tylko od woli dyrektora zależy jak i czy ten czas ma być wykorzystywany. Układny nauczyciel może liczyć na dyrektora względy. Nieukładnego dyrektor może „upupić”. To po części wyjaśnia zjawisko konformizmu w stanie nauczycielskim.
@snakeinweb
Godzin „karcianych” już nie ma – to akurat była dobra zmiana … 😉
W Polsce badaniem objęto 4413 uczniów z 246 klas czwartych w 148 szkołach. Ponad 800 badanych dzieci rozpoczęło naukę jako sześciolatki. W wynikach nie widać różnicy między nimi a dziećmi, które wystartowały jako siedmiolatki. Jak jednak zwraca uwagę prof. Konarzewski, te sześciolatki rodzice posłali do szkoły dobrowolnie.
http://wyborcza.pl/7,75398,22740916,nasze-madre-dzieci-doskonaly-wynik-polskich-dziesieciolatkow.html
Czy ja dobrze rozumiem, że po 4 latach nauki czytania nie widać statystycznej różnicy między dzieckiem, które poszło do szkoły (dobrowolnie, ok. 20% rocznika) w wieku 6 lat a tym, które poszło do szkoły w wieku 7 lat i jest od tego pierwszego średnio o 1 rok starsze?
Tu ciekawsze omówienie w onecie: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/pirls-polscy-iv-klasisci-w-swiatowej-czolowce-swiatowej-w-umiejetnosci-czytania/hxb6kts :
Badanie przyniosło też informacje na temat nauczycieli uczących języka ojczystego. Polska i Słowacja przodują pod względem odsetka uczniów nauczanych przez nauczycieli z wykształceniem wyższym II stopnia (magisterskim). Na świecie tacy nauczyciele nauczają języka ojczystego 26 proc. uczniów, w Polsce prawie 100 proc. Znaczna część naszych magistrów nie zetknęła się na studiach z zagadnieniami ważnymi w codziennej pracy – metodami pomiaru osiągnięć w czytaniu (37 proc.), metodyką zajęć wyrównawczych z czytania (29 proc.) i pedagogiką specjalną (37 proc).
Uprzejmie proszę o wyjaśnienie czy wyżej wymienione ‚godziny’ to tzw. ‚godziny zegarowe’ (60 min) czy tzw. ‚godziny lekcyjne’ (45 min). Bo to jednak nie to samo…
zwf,
lekcja trwa 45 minut. Między lekcjami są przerwy, podczas których nauczyciel wykonuje inną pracę niż prowadzenie zajęć. To nie jest dla niego czas wolny w rozumieniu prawa pracy. Pensum nauczyciela składa się z 18 godzin lekcyjnych (45-minutowych), które mieszczą się w 40-godzinnym tygodniu czasu pracy. Osobie, która nie zna specyfiki branży, może się wydawać, że chirurg pracuje tylko wtedy, gdy operuje pacjenta, czyli np. dwie godziny dziennie.
Pozdrawiam
Gospodarz
@Płynna nierzeczywistość
Prof. Konarzewski jest tu ewidentnie NIERZETELNY naukowo i próbuje manipulować – może dlatego, że, niebezinteresownie, popierał w medialnych spotach PRZYMUS posłania 6-latków do szkoły. ZAWSZE do szkoły mogły iść NAJWYŻEJ rozwinięte 6-latki, najczęściej ze środowisk inteligenckich. Porównywanie kilkunastu procent najwyżej rozwiniętych(!) i najbardziej zadbanych w chwili pójścia do szkoły 6-latków z CAŁĄ populacją 7- latków jest naukowym NADUŻYCIEM 🙁 Prof. Konarzewski dał zresztą też próbkę swoich realnych(!) możliwości intelektualno-moralnych jako dyrektor CKE … 😉
Panie Dariuszu,
bardzo serdecznie dziękuję za odpowiedź. O ile dobrze zrozumiałem: 18 razy 45 plus przerwy to (mniej więcej) 18 godzin zegarowych z 40-godzinnnego tygodnia pracy. Jeśli mogę jeszcze spytać: co nauczyciel robi w czasie pozostałych 22 godzin i w jaki sposó jest to rozliczane? Wiele osób – jak pan słusznie zauważył – ‚nie zna specyfiki branży’ i myśli, że nauczyciele sie w tym czasie ‚obijają’ (o wakacjach to już nawet nie wspomnę). Sądzę, że powinno się znacznie więcej mówić i pisać na ten temat, żeby wyjaśniać nieporozumienia i wątpliwości.
Chciałbym dodać, że bardzo lubię pana blog, czytam wszystkie wpisy i polecam znajomym nauczycielom:)
@Płynna Rzeczywistość
Mnie bardziej niż wyniki IV-klasistow interesuje ich wiedza i umiejętności, gdy po zakończeniu edukacji trafiają do pracy. Często absolwent PRL-owskiej zawodówki więcej wiedział i potrafił niż niejeden dzisiejszy inżynier po politechnice.
Po to jest ten cały system oświaty – ma szkolić FACHOWCÓW przydatnych gospodarce i społeczeństwu.
zwf,
dziękuję za uprzejmość.
Co robi nauczyciel poza lekcjami, czyli na co poświęca więcej niż drugą połowę swojego czasu pracy? Decyduje o tym dyrektor, który powinien umieć odpowiednio obciążyć swoich pracowników zadaniami. Trudno mi mówić o kolegach, gdyż nie wiem, czym się zajmują nauczyciele innych przedmiotów, jako polonista mam za zadanie zadawać uczniom prace pisemne i je sprawdzać. Jeśli to są wypracowania, to komplet jednej klasy zajmuje ok. 10 godzin czytania i poprawiania. Jeśli dorzucę do tego kartkówki i inne prace, to właściwie mam cały tydzień wypełniony na rzecz jednej klasy (zadaję klasie np. raz w miesiącu – klas kilka, czasem pięć). Do tego dochodzą prace w zespołach nauczycieli (działam w trzech), prowadzenie zajęć dodatkowych (prowadzę dwa w tygodniu). Konsultacje dla rodziców (minimum godzina w tygodniu), dodatkowe spotkania z uczniami (zdolnymi, mającymi problemy z opanowaniem materiału, nieobecnymi z powodu choroby, z problemami wychowawczymi itd.), Bywa, że jeden tydzień jest luźniejszy, czyli tylko 40 godzin, a następny zawalony pracą (60 godzin w tygodniu). Żaden nauczyciel nie liczy, o ile przekracza normę godzinową, gdyż odbije sobie w ferie i wakacje. Zdarza się, że nauczyciele mniej pracują na rzecz uczniów, np. za pracę uważają tylko prowadzenie lekcji, a reszty unikają. To już zadanie dla szefa, aby dyscyplinować pracowników, nagradzać wyróżniających się i karać obiboków. Szkoła pod tym względem nie różni się wiele od innych zakładów pracy. Każdy chciałby mało robić, dużo zarobić.
Pozdrawiam
Gospodatz
@Gospodarz
No zapomniał Pan o samym przygotowaniu się do lekcji – to nie jest tak, że nauczyciel przychodzi „gada z głowy” 45 minut, po czym wychodzi. Jeśli robi sprawdzian, to też go trzeba nie tylko sprawdzić, ale i przygotować wcześniej. No i nie opisał Pan całej nieprawdopodobnej biurokracji związanej z „ewaluacją” Pań Berdzik i Kluzik-Drożdżówki czy IPETAMI paniuś Hall&Kluzik-Drożdżówki albo całą papierkową pracą wychowawcy. Długo jeszcze można wymieniać … 🙁
@Gospodarz
Nieobecnymi z powodu choroby? What? U nas jeśli choroba jest długa, np. jeśli uczeń siedzi na oddziale 2 miesiące to przychodzi do szkoły z nauczaniem indywidualnym, jeśli 3 tygodnie to jeszcze normalnie, ale tak… sama teraz siedzę w domu bo jestem mocno chora… ktoś słyszał w ogóle o takiej praktyce że tym uczniom się w czymkolwiek pomaga (poza daniem czasu)? Chorowitką byłam, jestem i będę, taki już mój los, wiem jak to wygląda od podszewki.
A ja znam szkołę, w której od kilkunastu lat nie było żadnych płatnych zastępstw, opieka się zdarza, ale przeważnie są lekcje wdż, a uczniowie na wolnych lekcjach albo mają okienka, albo (jeżeli to są ich ostatnie zajęcia) idą do domu.
Dyrekcja twierdzi, że organ prowadzący nie zgadza się na zastępstwa, bo nie ma na nie pieniędzy. Można? Można!
Tylko co na to przepisy?
Panie Dariuszu,
bardzo serdecznie dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Jako polonista mam pan rzeczywiście mnóstwo pracy. Podejrzewam jednak, że nie wszyscy nauczyciele tak się do swoich obwiązków przykładają.
Dla porównania może opowiem jak wygląda moja praca. Jestem prywatnym nauczycielem j. angielskiego (nie mylić z Polglishem/polgielskim, którego uczą w większości szkół) w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej. Muszę płacić wszystkie składki i podatki zgodnie z obowiązujacymi przepisami. Nie mam żadnych płatnych wakacji ani urlopu – kiedy nie pracuję to po prostu nie zarabiam. A zarabiam tyle, ile godzin przepracuję. To z kolei zależy od ilości uczniów, których muszę sam zdobyć i następnie zmotywować do kontynuowania nauki. Jeśli nie są zadowoleni, to po prostu rezygnują (na szczęście takich jest niewielu). Z drugiej strony nikt nade mną nie stoi i nie mówi mi co i jak mam robić. Nawet z domu nie muszę wychodzić. Choć nie mam dochodów w stałej wysokości, ani pewności, że zawsze będę miał chętnych do nauki, to nigdy nie zamieniłbym swojej działalności na pracę w szkole. Chciałbym jeszcze dodać, że należę do tych raczej nielicznych szczęściarzy, którzy kochają to co robią… i jeszcze im za to płacą:)
@belferxxx
I gdzie tu nierzetelność? Trzeba umieć czytać, co jest napisane, a nie wymyślać.
@mpn
Jak ktoś porównuje nieporównywalne (świadomie!), to jest w sposób oczywisty NIERZETELNY. Dzieci idące(te kilkanaście procent populacji) wtedy, z woli rodziców(!), do szkoły w wieku lat 6, to były najzdolniejsze i najlepiej ‚zaopiekowane” 6-latki. Często umiejące i lubiące czytać już PRZED rozpoczęciem szkolnej nauki!!!Porównywanie ich z CAŁĄ populacją 7-latków jako dowodu na pozytywne skutki wcześniejszego PRZYMUSOWEGO pójścia do szkoły CAŁEJ populacji jest właśnie nadużyciem … 🙁
mpn,
Badania sprzed kilkunastu lat, gdy tylko niewielki procent 6-latków trafiał do szkół, pokazywały, że różnica między nimi a dziećmi rozpoczynającymi szkołę jako 7-latki zaciera się – w sensie statystycznym – dopiero w liceum. Więc obecny wynik wydaje się znakomity.
Istnieje też inny bardzo dobry miernik: porównanie osiągnięć naszych 19-latków po 12 latach kształcenia z wynikami 18-latków z krajów, w których obowiązek szkolny rozpoczyna się w wieku 6 lat, Wyników takich porównań niestety nie znam. Przy czym główną korzyść z posłania 6-latków do szkół upatruję w wymuszeniu wczesnej socjalizacji dzieci wiejskich czy też z innych środowisk edukacyjnie „trudnych”. Projektow „6-latek w szkole” towarzyszył przecież plan objęcia powszechną opieką przedszkolną wszystkich 5-latków.
@Płynna nierzeczywistość
>Przy czym główną korzyść z posłania 6-latków do szkół upatruję w WYMUSZENIU wczesnej socjalizacji dzieci wiejskich<
1.Czy skrajni lewicowcy(lewacy), jak ty, innych narzędzi poza PRZYMUSEM nie znają i nie uznają??? 😉
2.Pytanie o CENĘ i sposób przygotowania takiej operacji was nie interesuje:-(