Prezenty dla nauczycieli
W piątek koniec roku szkolnego. Znajomi pytają, jak powinni podziękować ulubionemu nauczycielowi swojego dziecka. Czy kwiatki wystarczą? Odpowiadam w taki sposób, że chyba koleżanki i koledzy po fachu obedrą mnie ze skóry.
To bardzo piękne, gdy uczeń bądź jego rodzice chcą podziękować nauczycielowi. Kto mnie pyta o sposób wyrażenia wdzięczności, temu odpowiadam niezmiennie, że wystarczą słowa i uścisk dłoni. Nie potrzeba żadnego materialnego dodatku. Przyjazny gest i serdeczna mowa w zupełności wystarczą. Nic więcej nie trzeba.
To prawda, że dawniej dziękowało się wystawnie – po królewsku, koniecznie jakimś prezentem, nieraz bardzo kosztownym. Nauczyciele starszego pokolenia zapewne wspominają z rozrzewnieniem czasy, gdy po rozdaniu świadectw wracali do domu obładowani kwiatami i prezentami. Niektórzy nawet wtedy narzekali, twierdząc, że „kwiatów nie piją”. Sporo bukietów zostawało na weekend w pokoju nauczycielskim i więdło.
Zapewne niektórzy nauczyciele i w tym roku liczą na podobną wystawność w okazywaniu wdzięczności. Obawiam się, że wielu amatorów kwiatów i prezentów może się zawieść na swoich uczniach. Trochę to przez mnie. Komu tylko mogłem, temu doradzałem, aby ograniczył się do słów i nie dawał nic więcej. Za to przyjaznych słów niech nie żałuje. Jeśli jest za co dziękować, niech przyjdzie i o tym powie. Może być bez kwiatka – „dziękuję” w zupełności wystarczy.
Komentarze
Na ofiary kataklizmu w Nepaul!
Tak sie wychowuje obywateli w jednej z lodzkich szkol.
Te kwiaty i prezenty to straszny obciach, pamiętam jak obładowany na zakończenie roku chodziłem, do dziś czuję zażenowanie jak sobie przypomnę. Cała celebra z zakończeniem roku jest jakaś beznadziejna a ostatnie dwa tygodnie w szkole można sobie darować. Stopnie dawno wystawione, lekcji praktycznie nie ma, rozprężenie totalne. Bo stopnie trzeba wystawić wcześniej, rady poodbywać, żeby się na wakacje nie spóźnić, bo krótkie przecież.
Parker, daj sobie spokój ze złośliwościami. Terminy wystawienia ocen wynikają z zarządzeń ministerstwa, a nie z decyzji arbitralnych szkoły. Pomiędzy wystawieniem ocen a końcem roku musi upłynąć czas określony w procedurach, potrzebny na ewentualne odwołania i egzaminy komisyjne. A prezenty, a nawet kwiaty od osób podobnych tobie w gardle by pewnie belfrom stawały. Kwiatek z ogródka to piękny gest, nikt nie oczekuje bukietów za kolosalne pieniądze. To nie nauczyciele wyglądają owych prezentów, to często rodzice licytują się na pomysły. I to w „elitarnych” szkołach, pełnych uczniów z tzw dobrych domów.Pamiętam, jak w klasie maturalnej (lata
80-te) pewna nawiedzona mamusia poważnie rzuciła pomysł kupienia mojej wychowawczyni odkurzacza. Skończyło się na jakimś gustownym kilimie. W zeszłym roku moja klasa obdarowała mnie na „do widzenia” kolażem ze zdjąć klasowych. Bardzo mnie wzruszyli. I tyle.
To jest jakies okropne z tymi „znakami wdziecznosci” . W amerykanskich szkolach jednym stosownym prezentem dla nauczyciela jest… jablko. Tak, jedno ladne, wypolerowane na blysk jablko. I jablko sie przynosi na poczatek roku, nie na koniec. I tez tylko przez mlodsze dzieci, nie uczniow szkol srednich.
Kartka – kartka podpisane przez wszystkich ucziow opuszczajacych szkole jest mile widziana.
A, jeszcze. Nie ma co winy zwalac na „nawiedzona mamusie”. Wina jest nauczycieli zezwlajacych na dawanie sobie prezentow. Nie ma najmniejszego znaczenia czy jest to odkurzacz czy gustowny kilim czy drogi bukit z kwiaciarni. Najmniejszego. Prezenty powinny byc verboten, koniec, kropka. A jesli trudno jest to wytlumaczyc rodzicim, to to co uczynil nauczyciel z lodzkiego ogolniaka, proponujac pieniadze przeznaczne na prezent pezekazac na fundacje pomagajaca ofiarom trzesienia ziemi w Nepalu, jest jedynym honorowym wyjsciem.
Heleno, masz rację, obawiam się jedynie, że potrzeba czasu, aby rodzice zrozumieli. Apel o przekazywanie pieniędzy na ofiary trzęsienia ziemi jedni przyjmą z entuzjazmem, inni potraktują jako dodatkową daninę, obok nieszczęsnej czekolady czy bukietu, z którym i tak przyjdą do szkoły. To zmiana mentalności, a nie zakazy, pomogą. Apele nauczycieli o nie obdarowywanie na koniec roku odbierane są często jako zwykłe krygowanie się. Wiem, bo sama przerabiałam ten temat wielokrotnie.
Tak samo jak „wyrazy wdzięczności” dla lekarzy, którzy uważają je często za rzecz naturalną ( pod warunkiem, że nie wyrażana jest ta wdzięczność awansem 🙂 ) , a i pacjenci traktują je jak normę, tak i podarunki na koniec roku nie znikną, dopóki nie zmieni się sposób myślenia obywateli tego kraju. Nie tylko względem powinności nauczycieli, ale tez standardów urzędów, służby zdrowia itd.
Mysle, ze i rodzice zrozumieja jesli nauczyciel odmowi przyjecia prezentu, albo np kaze okazaly bukiet zaniesc do najblizszego w okolicy domu starcow. The penny should drop then, jak mowia Anglicy,
A tutaj dlaczego prawdziwe jablko, a nie np. Apple iPod:
http://www.cliffsnotes.com/study-break/school-survival/giving-your-teacher-an-apple
A ja, niestety, obawiam się, ze potraktują pomysł zaniesienia kwiatów do najbliższego domu starców, jeśli taki w ogóle w okolicy jest, jako objaw wymyślactwa szurniętego belfra, gardzącego kwiatkami od dzieci. Obym się myliła. Po prostu- trzeba zmieniać obyczaje, a nie wykonywać nagłe, dramatyczne gesty, bo te mogą być kompletnie opacznie zrozumiane.
Opowiem anegdote sprzed paru lat z dawaniem prezentow lekarzowi.
Moj londynski chirurg-plastyk-onkolog byl przeuroczym czlowiekiem. Dr Eccles, jeden z nieliczych w Londynie, ktorzy wowczas potrafili robic rekonstrukcje po mastektomii, ze rodzona matka by nie poznala ze cos tu bylo masjtrowane. No i moja ogromna potrzeba serca bylo mu cos zaniesc – kwiatki, czekoladki, koniak. A wiedzac, ze nie jest to praktykowane w tym kraju, zadzwonilam do bryryjskiego meza kolezanki, Jeffa, mojego guru od komilfo. Prawdziwy brytyjski dzentelmen, ktory wie co i jak.
Rozmowa nasza odbywala sie nastepujaco:
Ja: -Jeff, czy myslsz ze moglabym zaniesc drowi Eclcesowi butelke bardzo drogiego koniaku. wczesniejszy prezent od kuzyna z Walii, ktorego nie rozpakowalam.
Jeff po chwili milczenia: -Nooo, mysle, ze byloby to raczej…. mmmm… nieobyczajne….
Ja: – Czy chcesz mi powiedziec, ze absolutnie nie wypada?
Jeff: – Eeeh, yes….
Ja: -OK, skoro tak, czy moglabym zaniesc mu duze pudelko Leonidasow (belgijskie recznie robione czekoladki).
Jeff z westchnueniem – Male!
Ja: – Jak male?
Jeff: – Najmniejsze.
Ja: – Blagam, Jeff! Czy moge zanesc pol funta Leonidasow (240 g)?
Jeff: No, jesli musisz.
I na tym stanelo. Na ostatnia wizyte kontrolna zanioslam pudeleczko Leonidasow, kazda czekoladla starannie przeze mnie wybrana. Dr Eccles byl szczerze zaskoczony, ale przyjal, dziekujac mi wylewnie . Dwa dni pozniej przyszedl zwyczajna poczta pieknie napisany na czerpanym papierze list: Dear Helena, ani ja ani moja zona nigdy nie jedlismy tak wspanialych czkoladek, jak te, krore zostawilas w moim gabinecie z very gracious kartka. Nie wiedzialem nawet, ze taka czekolada wystepuje w przyrodzie. Od dzis bedziemy kupowac wylacznie Leondasa.
Etc. etc. List byl na dwie strony!
Uważam, że nie ma nic złego w takim prezencie od klasy(!) byleby on był dowcipny (i tani lub samodzielnie wykonany!) – przy odrobinie inteligencji to się daje zrobić, szczególnie, że teraz istnieją sklepy z artykułami za parę złotych, tanimi książkami itd. Natomiast pomysły żeby w ogóle nic i kropka to popadanie w skrajności po prostu.
No widzisz, to tkwi w naszej mentalności- chęć ozdobienia podziękowań jeszcze czymś. Czujemy się niewygodnie, gdy brak nam w łapce choć kwiatka. Oczywiście nie wszyscy, ale często tak zostaliśmy wychowani, że u nas „wypada”. Nie wyżywajmy się więc na belfrach, jesli sami nie pptrafimy pozbyć się tego wewnętrznego przymusu w wielu sytuacjach. Jestem nie tylko nauczycelką, także matką, której dzieci zawsze zanosiły na koniec roku kwiatka wychowawczyniom. I nie tylko im, same kupowały po kwiatku ulubionym nauczycielom. Nie z potrzeby „podlizania się”, nie musiały, ani nie byłyby w stanie. Po prostu, uważały ten gest za naturalny. Powtarzam: nim nie zmieni się mentalność, apele nauczycieli niczego nie dadzą.
Od wielu już lat nie dostałem żadnych prezentów czy choćby kwiatów (i bardzo dobrze). Natomiast co roku na forach czytam, jakie to prezenty dostają nauczyciele…
Jestem nauczycielką od 25 lat i jedyne prezenty, które nie wprowadzały mnie w zakłopotanie to te, które uczniowie sami zrobili – kartki, zdjęcia z podpisami. Niestety, w dobrej wierze dopadali mnie często z czekoladkami, których nie jadam i nie lubię, oraz z kwiatami. na szczęście nie wciskali mi żadnych drogich prezentów. Wiem, że niektórzy nauczyciele sami sugerowali uczniom, jaki prezent ucieszy ich, lub np panią dyrektor (drogie kosmetyki). Jestem i zawsze będę przeciwko. Słowa i uścisk dłoni wystarczą.
Owszem, jest rzecz ktora bardzo lubilem (wlasnie po raz ktorys przeszedlem na emeryture) dostawac: recznie pisane karteczki od uczniow z podziekowaniem, jakies wspominki, wspolne zdjecia itp. Uzbieralo mi sie tego spore pudelko i od czasu do czasu przegladam to z ogromna przyjemnoscia.
„Odpowiadam w taki sposób, że chyba koleżanki i koledzy po fachu obedrą mnie ze skóry.”
Od pewnego czasu czytam wpisy na blogu Kolegi po fachu, przyznam jednak, że z coraz większą niechęcią. Mam wrażenie, że jedynie Kolega jest prawym, rzetelnym i dobrze wykształconym nauczycielem, no i może nieliczni wybrani. Pozostali – pożal się Boże – łapówkarze, krętacze, kompletne beztalencia pedagogiczne. A ten tekst? Któż w dzisiejszych czasach oczekuje upominków od uczniów? Po co to szczucie na nas, jeszcze w taki sposób – wybielając siebie i kontrastując ze swoją „świetlaną” postawą tych wszystkich pozostałych?
Małgorzato75,
proszę się nie gniewać i za karę nie „obdzierać mnie ze skóry”. Obiecuję, że następnym razem napiszę o sadzeniu grochu w szkolnym ogródku, a żadnego kontrowersyjnego tematu nie poruszę.
Pozdrawiam
Gospodarz
Drogi Gospodarzu,
zdaje się, że Pan nie uchwycił sensu mojego oburzenia. Proszę spojrzeć na komentarze na Facebooku. Większość Pańskich czytelników przeczytała początek wypowiedzi i rozpoczął się kolejny sąd na nauczycielami, sprowokowany prze ton wypowiedzi. Temat kontrowersyjny – proszę bardzo, ale czy jest Pan pewien, że właściwie i rzetelnie ujęty, a nie tylko tak, aby wywołać jak najszerszy odzew? A Pan w odpowiedzi ironizuje i „sadzi groch”. Cóż za oryginalny tok polemiczny…
Masz racje, Belferzyco, ze to tkwi w naszej mentalnosci – ze, trzeba jakos szczegolnie sie „odwdzieczyc”, a prznajmniej pokazac, ze doceniamy uslugi ponad oczekiwania. Niestety gdy staje sie to rutyna, tak jak np dawanie napiwku w restauracji, niezaleznie od jakosci uslugi, nalezy jakos polozy temu kres. W przypadlu szkoly, zaczac nalezy od nauczycueli. Jesli beda konsekwentnie odmawiac, tez zwyczaj sie skonczy.
Każdemu, kto daje prezent drugiej osobie – bo trzeba – współczuję. Ja przychodzę z kwiatkiem, kartką, czekoladką czy innym prezencikiem do tych, którzy są dla mnie ważni, których chcę wyróżnić, do tych, w których pamięci chcę pozostać. Okropnie byłoby mi przykro, gdyby taka osoba odmówiła przyjęcia mojego serca na dłoni. Dlatego wszystkim, którzy podchodzą do mnie z dobrym słowem, gestem i prezentem zawsze dziękuję zakładając, że przyszli bo chcieli, a nie dlatego że wypadało. Nie jestem przekonana czy chcę walczyć z takimi gestami. Ale może, jeśli Pan Chętkowski napisze jakiś sensowny tekst w tym temacie, to mnie przekona. Co do tego powyżej – bardzo zgadzam się z oceną Pani Małgorzaty75.
Kiedy mój syn kończył gimnazjum ofiarowali swojemu wychowawcy własnoręcznie zrobiony album ze zdjęciami z wszystkich ważniejszych imprez klasowych, karykaturami, wycinankami i dowcipnymi (ale nie głupio dowcipnymi) podpisami. Nikt z rodziców im nie pomagał, sami go zrobili. Wiem, że dawny wychowawca ma go do dziś, a już minęło z 15 lat.
Ja do dziś pamiętam słoik jagód uzbierany przez uczennice, ładnie zapakowany, i bukiet konwalii.
Nie lubię tonu tekstów p.Chętkowskiego,jakkolwiek problemy,które poruszają, są istotne.Bardzo łatwe jest przypinanie komuś łatek.I wyrażanie pewności,że za jedynie słuszne poglądy będzie się krytykowanym. (Przypomina mi się postać księcia z „Lalki”,który uważał się za Prometeusza).Ta metoda nie dopuszcza do polemiki,ponieważ z góry jest założone,iż niezgadzający się z p.Chętkowskim to nauczyciel do pięt mu niedorastający – nieuczciwy,interesowny i w ogóle be! A przecież dzieci i ich rodziców można w dość prosty sposób nauczyć,że jesteśmy nauczycielami a nie np.kelnerami( oni zwyczajowo dostają napiwki za dobrą obsługę). Kiedy pewnego roku otrzymałam na ostatnim spotkaniu z uczniami 19 (dziewiętnaście!) bombonierek,otworzyłam wszystkie i zjedliśmy je wspólnie. I myślę,że nie mają tu nic do rzeczy moje preferencje smakowe – wolę śledzie.Nie mogłam przed końcem roku powiedzieć: nie przynoście mi czegokolwiek, bo być może nikt nie miał takiego zamiaru.
Gdy rok temu byłem wychowawcą w klasie maturalnej, mogłem z przyjemnością przypisać sobie chociaż ten jeden sukces wychowawczy – nikt nie przyniósł mi na rozdanie świadectw żadnego kwiatka, żadnego prezentu. Kto miał potrzebę powiedzieć coś od serca, powiedział, krótko, zwięźle, acz treściwie, ale bez upominków. Kilka godzin później znalazłem dyskretnie podrzuconą jedną, dosłownie jedną różę.
Z drugiej strony, znam niestety nauczycieli, którzy wprost artykułują oczekiwania dotyczące prezentów, jakie sprawiłyby im radość. Może jest już tak coraz rzadziej, ale niestety nadal to funkcjonuje.
Dlaczego zaraz „obedrą ze skóry”? Może czasy się zmieniły i większość podziela poglądy Gospodarza?
@pani od polskiego i inne nauczycielki z tego forum ( bo nauczycielów płci męskiej tutaj nie widzę) przecież jest na to prosty sposób. Wystarczy zakomunikować wszystkich rodzicom, ze nie możecie przyjąć od nich żadnych prezentów, gdyż w obecnych czasach grozi wam oskarżenie o przyjęcie łapówki. Przez co zarówno wy jak i rodzice będziecie mieli nieprzyjemności związane z częstymi wizytami u prokuratora. Można??? Ale wydaje mnie się , ze tu nie w tym sek. Sęk tkwi w Kobiecej naturze. Kobiety potrzebują adoracji, pielęgnacji powtarzania raz na jakiś czas słów lub gestów świadczących o tym jaka to jesteś Kobieto wspaniała. Potrzebujecie tego jak roślinka wody. Zarówno w domu jak i w pracy. Gdy wasz mężczyzna podaruje wam chociażby drobny prezencik raz na pół roku czujecie się docenione. Tego samego potrzebujecie w pracy. Prezent=docenienie mojego kobiecego wysiłku wkładanego w edukację młodzieży. I jak tu zrezygnować z tego pięknego gestu tak silnie podbudowującego Kobiece ego?
@belfrzyca 24 czerwca o godz. 16:21 245287
„Terminy wystawienia ocen wynikają z zarządzeń ministerstwa, a nie z decyzji arbitralnych szkoły.”
Na całe szczęście ZNP już zwołuje swoich członków na demonstrację pod Sejmem w celu zmiany tych zarządzeń. Nauczycielki z całej Polski przyjadą i będą się biły o takie zarządzenia aby uczniowie nie tracili końcowych tygodni czy miesięcy (matury!) roku szkolnego.
„Pomiędzy wystawieniem ocen a końcem roku musi upłynąć czas określony w procedurach, potrzebny na ewentualne odwołania i egzaminy komisyjne.”
Jak wiadomo rok w rok odwołuje się i jest komisyjnie egzaminowana większość uczniów. Jasnym jest iż mniejszość musi się dostosować. Jak to w demokracji.
„(lata 80-te) pewna nawiedzona mamusia poważnie rzuciła pomysł kupienia mojej wychowawczyni odkurzacza.”
Chwila moment. Należy młodszym wyjaśnić, że clou tej historii wcale nie polega na cenie tylko na intencji. Wtedy kupienie = zdobycie przez „dojścia”. Owa mama akurat miała „dojście” do odkurzacza. Cena wtedy była trzeciorzędnym problemem. Rodzicielka chciała okazać temperaturę swoich uczuć a że takie a nie inne miała „doście” no to zaproponowała odkurzacz. Trzeba się cieszyć, przecież mogła mieć znajomą w sklepie z nawozami albo z kafelkami.
@_sens. Dywagacje o „Kobiecej naturze” jakies przeterminowane o co najmniej 60 lat. 🙂
An apple for the teacher
Will always do the trick,
Not if you don’t know
Your lesson in arithmetic
**https://www.youtube.com/watch?v=eJ2LL9F6n_s
Na popularności zwyczaju oparto też wymowną reklamę:
**https://www.youtube.com/watch?v=9IYdxtPpnOQ
Niestety dawanie ślicznie wypolerowanych jabłek dorobiło się też niezbyt miłej konotacji, czyli stało się synonimem podlizywania się, jak w wyrażeniu „apple polisher”. Bliskoznacznym z „ass-kisser” oraz „brownnose”. Nasz nos brązowieje od wtykania go zbyt blisko szefowi do ….
A co do policyjnych zakazów dawania sobie prezentów, zakazów jakoby motywowanych nieistnieniem takich zwyczajów wśród cytrynek, to artykuły w Guardianie ilustrują coś zupełnie innego:
**http://www.theguardian.com/education/2011/jul/22/presents-for-teacher
„On the blogosphere teachers said the most common gifts are wine, chocolates, flowers, toiletries, and crafts made by the child. And they had few complaints about receiving them.”
zza kałuży, wybacz, ale pleciesz. Fakt, że incydentalnie uczniowie odwołują się od ocen nie zmienia faktu, że taka procedura jest i być musi. Wiele przepisów prawnych dotyczy tylko nielicznych, co nie oznacza, ze należy je znosić. Co do matur? Jakieś konstruktywne pomysły? Przesuwamy na czerwiec? Uczelnie się zachwycą. Robimy po godzinach pracy? Maturzyści będą przeszczęśliwi posząc wieczorami, gminy zadowolone, bo będą musiały płacić nadgodziny. Aha, jeszcze egzaminatorzy zewnętrzni- z ochotą przesiedzą pół lipca skoszarowani w szkołach, aby wyniki spłynęły na koniec sieprnia, kiedy to uczelnie zaczną nabór (rekrutacja podstawowa to ok.3tyg w wersji optymistycznej). Znaczy, przesuwamy rok akademicki? Na listopad? A może po Bożym Narodzeniu?
Moje pierwsze pol roku w gimnazjum to byla praca na zastepstwo. Miesiac po obronie. To byl jeden z najtrudniejszych okresow w mojej pracy nauczycielskiej, jak ja wtedy harowalam… Mialam dwie klasy trzecie i egzamin gimnazjalny. W dzien zakonczenia roku szkolnego dostalam tyle kwiatow, ale po prostu tyle, ze nie bylam w stanie ich uniesc, a co dopiero zaniesc do domu!!! Nigdy nie zapomne tego uczucia, siedzielismy w pokoju nauczycielskim i co chwile pukal jakis uczen, a ja ciagle podnosilam sie z krzesla po kwiaty. Inni nauczyciele patrzyli na mnie jak na raroga, musze przyznac, ze to byl rowniez moj osobisty tryuf, bo jako nowa, mloda kolezanka, czesto bylam traktowana z wyzszoscia. Ale poza tym nie spodziewalam sie, ze dzieci az tak mnie lubia! To bylo cos niesamowitego, po prostu nie do opisania.
@belfrzyca 25 czerwca o godz. 12:19 245317
„Jakieś konstruktywne pomysły?”
Żartujesz. Konstruktywne pomysły. Po pierwsze gdzie na tym blogu jest link do tabelki porównującej maturalne systemy i związane z nimi kaledndarze w innych krajach na świecie? Być może niczego nie trzeba wymyślać a wystarczy odgapić. Po drugie to takie polskie. Ta niedookreśloność. Niby rok trwa tyle a tyle a nie trwa. Niby nie uczymy się dla stopni a uczymy i uczymy się.
Lepiej zapytać po co ta matura? „Ta” w sensie jej jakości na poziomie, na którym sprawdza i „ta” w sensie wyznaczanego poziomu. „Ta” w sensie ciągłych zmian stopnia trudności i cyrków z rozkładem wyników. A kilka sąsiednich roczników konkuruje o te same miejsca na studiach i o te same miejsca pracy.
No ale skoro na studia biorą z łapanki a praca jest w Anglii to cały ten cyrk na kółkach i tak ma niewielki sens. c.b.d.o.
Małgorzata75 i Dariusz Chętkowski,
Zgadzam się z Państwem po części z każdym, a tak przy okazji jestem przedstawicielem płci męskiej skoro taka była potrzeba w jednym z komentarzy. Prawem autora tego bloga jest poruszać jego zdaniem niewygodne tematy. Zdaniem innych mogą one być próbą jedynie skierowania uwagi na siebie samego. Tak czy inaczej dobry komentarz rzeczywistości, tym razem moim zdaniem, nie może być do bólu obiektywny. Skoro Pan Dariusz wieloma tekstami uderza w liczne grono nauczycieli, warto byśmy odpowiedzieli. Też się na ten czy inny temat wypowiedzieli. Jak w każdym zawodzie, także w naszym są osoby, które są w nim z powołania jak i te z zasiedzenia.
I jeszcze zdanie na temat pomocy Nepalowi…ja się pytam, czemu nasi uczniowie nie mogliby pomóc swoim biednym kolegom i koleżankom z rozbitych, dotkniętych różnymi niesprawiedliwościami losu rodzin. Śródmieście, gdzie mnóstwo wspaniałych dzieciaków „stara się” żyć i bawić ze swoimi rówieśnikami bez kompleksów, jest dużo bliżej. W sercu Łodzi i tego serca warto by było im dawać więcej. Nepal też, ale lokalna pomoc zasługuje na zauważenie.
@Gospodarz
Dziękuję w imieniu wielu. Stanowczo jestem za dobrym słowem na koniec roku szkolnego. Na początek też
@Helena nie masz racji
Ja niczego nie oczekuję, nawet za dziękuję dziękuję. Niech kiedyś dobrze wspomną swoją matematycę. Wystarczy. Nie proszę o wpłaty na szczytne cele, uważam, że to powinno być darem z serca. Dostawałam i kwiaty, czekoladki i karty wykonane przez uczniów podpisane przez każdego z komentarzem od serca – te trzymam do dzisiaj. Osobistym dzieciom też pozwalam na zakup „podziękowań” jeżeli tylko mają życzenie.
@pani od polskiego
Też lubię śledzie…
@sens
a tak wiele wypowiedziane bez sensu
W zeszłym roku moja klasa kończąca liceum zapytała, co bym chciała od nich dostać. Poprosiłam o małe zdjęcie każdego ucznia, tak na pamiątkę i do powieszenia na tablicy korkowej w mojej sali. Dostałam kubek z kolażem zdjęć całej klasy. Było mi bardzo miło i codziennie pijąc kawkę patrzę na roześmiane buzie moich urwisów.
Drogi Gospodarzu, zainspirowana wypowiedzią Małgorzaty poczytałam sobie posty na Facebooku. Jeśli chciał Pan wywołać taki odzew to gratulacje. Dominisia Wielowieyska nie zrobiłaby tego lepiej 🙁
@matmynauczycielka
kobiecej natury nie oszukasz wpis @Kaja potwierdza doskonale me słowa 🙂
@Malgorzata75
Juz dawno zwracalam uwage autorowi bloga, ze jego styl poruszania kontrowersyjnych tematow zawsze kogos obraza, ale nic nie dalo. Niestety w Polsce bardzo rozpowszechniony styl. Jak bez zlosliwosci i sarkazmu to malo inteligentnie, a ze wszyscy chca byc inteligentni to mamy w mediach koncert ponizania. Jak ktos zostal „inteligentnie” ponizony, jest OK. Dlatego juz nie czytam Polityki, zostawili tam sobie Wojewodzkiego zamiast dac mu nauczke i jednoczesnie ksztaltowac postawy czytelnikow.
@_sens
W moim wpisie pokusilam sie o spontanicznosc, ktorej prozno by szukac na tym blogu steranych zyciem nauczycieli – filozofow – od – systemu – ktorych – system – ten – sam – stworzyl. Nie, no w sumie spontanicznosc sie zdarza, ale zbyt rzadko, dlatego wchodze tu tylko nieraz, co wpis Gospodarza nie dalabym rady, wpadlabym w depresje (mam tu na mysli komentarze czytajacych, nie teksty Gospodarza).
@_sens, podsune Panu interpretacje moich wczesniejszych slow: nauczyciele tez sa ludzmi i bez zbednego filozofowania moga sie po prostu z tych kwiatow ucieszyc. Tak
zwyczajnie. I wazne, zeby uczniowie o tym wiedzieli. mam nadzieje, ze niektorzy (uczniowie) to przeczytaja. WASZE KWIATY SA MILE, SPRAWIAJA PRZYJEMNOSC. PO PROSTU.
@Kaja
Oczywiście, że cieszą i oczywiście, że nie oczekujemy.
Za nietakt uważam odmowę przyjęcia, gdy uczeń ma życzenie dziękować