Wyniki i rankingi

Na wyniki egzaminu gimnazjalnego czekali nie tylko uczniowie, którzy ten egzamin pisali. Z jeszcze większą niecierpliwością czekali rodzice uczniów, którzy po wakacjach rozpoczną naukę w gimnazjum. Wszystko po to, aby wybrać dla dziecka najlepszą szkołę (info tutaj).

Najpierw publikowane są wyniki egzaminu, a zaraz potem miejsce szkoły w rankingu. Dotyczy to wszystkich typów szkół. Inne kryteria przestały się liczyć – ważne jest miejsce w rankingu. Gdy wysokie, ludzie walą drzwiami i oknami.

Dyrekcja podstawówki, do której chodzi moja córka, ogłosiła na spotkaniu z rodzicami, że do pierwszej klasy nie przyjmie dzieci spoza rejonu. Nie ma miejsca. Mnóstwo ludzi chce tu posłać swoje dziecko, gdyż szkoła świetnie wypada w rankingach. W tym roku zajęła siódme miejsce w Łodzi, a gdy się odejmie szkoły artystyczne, to czwarte (tutaj info).

Kilka lat temu było zupełnie inaczej, nikt tu się nie pchał, szkoła była w ogonie rankingu. Widać to po liczbie klas: trzecich są dwie – tak nieliczne, że grozi im połączenie, drugich – dwie, ale liczne, obecnych pierwszych są trzy, po wakacjach będą cztery pierwsze załadowane do pełna. Można by pomyśleć, że to eksplozja demograficzna.

Kiedy wybierałem szkołę dla dziecka, rodzina i przyjaciele pukali się w głowę, iż decyduję się na rejonową placówkę. Aby mnie nie oskarżali o brak serca, udałem się do jednej ze szkół z pierwszych miejsc rankingu. Dowiedziałem się, że klasy będą bardzo liczne (więcej niż 30-osobowe), lekcje wychowania fizycznego raz na korytarzu, raz na sali gimnastycznej. W ogóle ciasno jak na meczu Widzewa z Legią w dawnych czasach. O bezpieczeństwie można zapomnieć.

Wybrałem szkołę rejonową: gorszą wg rankingu, ale za to kameralną, z małą liczbą dzieci w klasach. Dzisiaj w tej szkole zrobiło trzy razy tyle uczniów – i wciąż rośnie. Tak oto ranking zmienił wszystko – jeszcze trochę i będzie tu piekło, ale notowane wysoko.