Zakazane piosenki
Grupa przedszkolaków, która mijała mnie w parku, głośno i bez fałszowania śpiewała „f…ck you” (non stop to samo). Nauczycielki próbowały uciszyć artystów, ale oni odbierali to jak zachętę. Dzieci szły więc i chóralnie zawodziły. Forma piękna, treść dyskusyjna.
Trochę było mi smutno, że nie śpiewają tego samego po polsku. Obcy język wypiera polszczyznę nawet na terenie wulgaryzmów. Następna w kolejce jest już tylko wiara. Jak usłyszymy spontaniczny pacierz po angielsku, można będzie ogłosić koniec języka polskiego.
Jak to się stało, że dzieci z przedszkola śpiewają akurat „f…ck you”, a nie np. „pocałuj mnie w d…”? Moim zdaniem, to wina ambicji rodziców. Widocznie dla dobra dzieci, aby je od małego oswoić z obcą mową, starzy rozmawiają w domu po angielsku. Ponieważ słówek znają mało, w ciągłym użyciu jest poręczne „f…ck you”. Jak się rodzice bardziej podszkolą w mowie Szekspira, to i maluchy zaczną śpiewać inaczej. Dlatego na miejscu nauczycielek z przedszkola zorganizowałbym kurs języka angielskiego dla rodziców, a dzieciom dałbym spokój.
Komentarze
No po prostu „fuck you” się po prostu łatwiej wymawia niż „odpieprz się”. A pewnie było to powiązane z jakimś topowym hitem, który był tłuczony bez końca przez starsze rodzeństwo owych przedszkolaków.
Brawo! Bardzo celny tekst.
Dawno temu zauważyłem, że przekleństwa po angielsku „spływają po mnie jak po kaczce”. Rozumiem treść, oops, rozumiem mesydż, ale w warstwie emocjonalnej nie są w stanie mnie dotknąć. Ciekaw jestem, czy inni podobnie reagują? Czy przekleństwo musi być wypowiedziane w języku pacierza, aby zabolało?
Super-celna uwaga o tym pacierzu. Z dwóch powodów.
Od dzieciństwa aż po dorosłość słyszałem poważne rady anglistów i emigrantów z 30-letnim stażem aby czytać Biblię po angielsku. Że jak mało co buduje słownik. To tak gdyby ktoś, tzn. rodzic, chciał nauczyć się mowy Szekspira.
A powód drugi, to rzeczywiście nie wyobrażam sobie spowiedzi po angielsku.
Kiedyś miałem podobne zahamowania jeśli chodzi o wizytę u lekarza i opowiadanie o bolączkach po angielsku, ale w porównaniu z emocjami wyzwalajacymi się podczas spowiedzi to pestka.
Zdolne maluchy! Nasza przyszlosc!
Prozaicznie, chóralne śpiewanie „pierdol się” po angielsku (bo to jest dosłownym tłumaczeniem „fuck you”) przez grupę przedszkolaków jest dopuszczalne, bo po polsku nie jest. Ja bym akurat zastanowił się co w tym takiego złego, żeby bluźnić po polsku, bo w obchodzeniu idiotycznych norm społecznych nie widzę nic nadzwyczajnego.
Bez przesady, polskie bluzgi (niestety) nie zanikają
„Następna w kolejce jest już tylko wiara. Jak usłyszymy spontaniczny pacierz po angielsku, można będzie ogłosić koniec języka polskiego.”
Co też Pan wypisuje? :-8
Nawet Kot Mordechaj się zbulwersował!
Z annałów szkolnych opowieści.
Na pierwszą lekcję religii w szkole z wykładowym niemieckim wchodzi siostra zakonna (z doktoratem i z biegłą znajomością kilku języków obcych) i zaczyna lekcję modlitwą.
„Father unser…”
I słyszy…
Siostro… Ojcze nasz nie będziemy mówili po niemiecku!
A ja nigdy nie rozumiałem, co jest złego w przeklinaniu, lubię od zawsze (znaczy od podstawówki), acz co dziwne (i obłudne) czasem razi mnie u innych, ale komentarz ( w myślach) jest zazwyczaj „k….a, co za prymitywne zj…y, nie znają innych słów?”:)
Lubię przeklinać i jestem z tego dumny:)
Ooo, trafny wpis, podobne sceny widziałem nieraz, ale lepiej bym tego nie ujął. Szanowny Gospodarzu, to nadaje się do filmu Marka Koterskiego.
A ja czasami przeklinam, ale nie jestem z tego dumna. Nie jestem też dumna z tego, że puszczam bąki, bekam albo dłubię w nosie – po prostu czasami mam taką potrzebę i wtedy to robię, ale, podobnie jak z przeklinaniem, nigdy publicznie. Nie tylko my mamy wolność do „wyrażania siebie”, inni ludzie mają prawo do wolności OD naszych popisów i wyrażeń. Jak z większością rzeczy – decyduje kultura osobista i szacunek do innych, nie tylko do siebie.
Można jeszcze podrzucić maluchom – „wal się”.
Też krótko a treściwie. I po polsku.
Nieraz też sobie bluzgnę, ale nie przy dzieciach i nie w każdym towarzystwie.
Ot, czasem trzeba sobie ulżyć, by właściwe oddac rzeczy słowo.
Mój teść, dżentelmen w każdym celu, powiadał o kimś, gdy właśnie słowa mu jakby nie stawało, by określić czyjeś podłe zachowanie – wiesz, to wyjątkowo nikczemny skurwysyn.
„wtedy to robię, ale, podobnie jak z przeklinaniem, nigdy publicznie. ”
Publicznie tylko takie mądrości.
„inni ludzie mają prawo do wolności OD naszych popisów i wyrażeń.”
Święte słowa, święte:)
job twoju mat´…
………………………………..
uwaga, tu @byk
” Overdrive 3 lipca o godz. 19:07
„pierdol się” po angielsku (…) jest dosłownym tłumaczeniem „fuck you”
Jak wiadomo z tłumaczeniami jest jak z kobietami, ale jak już chodzi o „dosłowność” to w języku polskim w/g mnie bliższe znaczeniowo oraz lepiej oddające anatomiczne konotacje jest „….ci w dupę”. „Się” tego zrobić nie da.
klakier 3 lipca o godz. 20:42
„Z annałów szkolnych opowieści. (…)
I słyszy? Siostro? Ojcze nasz nie będziemy mówili po niemiecku!”
Z annałów Festiwalu Piosenki w Opolu, rok 1980:
**http://www.youtube.com/watch?v=PfcMpDh7EyY
3 min 47 sek.
„Nieraz też sobie bluzgnę, ale nie przy dzieciach ”
A kocham się tylko po zmroku i przy zgaszonym świetle.
Ponoć nawet po trzydziestu latach emigracji wciąż wolimy liczyć, modlić się i bluzgać w ojczystym języku.
„A kocham się tylko po zmroku i przy zgaszonym świetle.”
Jasne, bo przecież istnieją tylko ekstrema – albo się bluzga zawsze, wszędzie i przy każdym i wtedy jest się wyzwolonym, szczerym i w zgodzie ze sobą, albo się nie przeklina w ogóle albo tylko prywatnie i wtedy jest się frustratem z zahamowaniami 😀
Nawet jak na trolling wyszło to marniutko, oj marniutko.
„Jasne, bo przecież istnieją tylko ekstrema…”
Atenka, jeśli dla Ciebie bluzganie przy dziecku to ekstremum, to wpis ignoranta jest jak najbardziej wskazany. Przekleństwa są naturalną częścią naszego języka wyrażającą emocje związane z danym tematem i nie widzę powodu dla którego dzieci miałyby ich nie używać, bądź miałyby za wszelką cenę być chronione przed usłyszeniem jakiejś „kurwy” bądź innego „ja pierdolę”. Nie wiem czemu to miałoby służyć. Może żeby sąsiedzi nie gadali jakie to dzieci niewychowane masz? Osobiście guzik mnie obchodzi co ludzie sądzą na temat moich dzieci. W szkole i tak nauczą się kląć jak szewcy, równie dobrze mogą nie wstydzić się swoich starych i mówić w domu to co myślą. Jedna frustracja mniej.