Zakazane piosenki

Grupa przedszkolaków, która mijała mnie w parku, głośno i bez fałszowania śpiewała „f…ck you” (non stop to samo). Nauczycielki próbowały uciszyć artystów, ale oni odbierali to jak zachętę. Dzieci szły więc i chóralnie zawodziły. Forma piękna, treść dyskusyjna.

Trochę było mi smutno, że nie śpiewają tego samego po polsku. Obcy język wypiera polszczyznę nawet na terenie wulgaryzmów. Następna w kolejce jest już tylko wiara. Jak usłyszymy spontaniczny pacierz po angielsku, można będzie ogłosić koniec języka polskiego.

Jak to się stało, że dzieci z przedszkola śpiewają akurat „f…ck you”, a nie np. „pocałuj mnie w d…”? Moim zdaniem, to wina ambicji rodziców. Widocznie dla dobra dzieci, aby je od małego oswoić z obcą mową, starzy rozmawiają w domu po angielsku. Ponieważ słówek znają mało, w ciągłym użyciu jest poręczne „f…ck you”. Jak się rodzice bardziej podszkolą w mowie Szekspira, to i maluchy zaczną śpiewać inaczej. Dlatego na miejscu nauczycielek z przedszkola zorganizowałbym kurs języka angielskiego dla rodziców, a dzieciom dałbym spokój.