Uczeń bez maski
Pierwsze klasy przygotowują się do złożenia ślubowania. Uczą się na pamięć hymnu szkoły oraz tekstu przysięgi. Będą dbać o dobre imię liceum, szanować pracowników, chronić mienie placówki, kochać wiedzę, współpracować z koleżankami i kolegami itd. Fikcja kuta na cztery nogi i oszustwem podszyta. Dzieci wkuwają tekst przysięgi, a na ławkach ryją „ch…”, „k…”, „jeb…”, „pier…” i inne przejawy namiętnego stosunku do szkoły.
Odkąd pojawiły się pierwsze klasy, w szkole przybyło wulgarnych napisów. Tak jest co roku, więc nie ma co rozpaczać, że młodzież coraz gorsza. Napisy na ścianach stanowią najstarszą formę komunikacji, dlatego nie należy przeklinać młodzieży, najwyżej ludzkość. Dzisiaj może nas razić treść napisów i przerażać zniszczenie materii, jednak za jakiś czas jedynym wartościowym elementem budynku mogą okazać się owe napisy. Chociaż z drugiej strony, ścian trochę szkoda.
Przyznam się, że mniej mnie rażą napisy na ławkach i krzesłach niż ścianach. Przekaz na ścianie jest dla wszystkich, więc czy człowiek chce, czy też nie chce, czyta. Jak odwróci głowę, to czyta na drugiej ścianie. Korytarze szkolne są dość wąskie, trudno więc spojrzeć w dal. Natomiast nad przekazem na ławce czy krześle trzeba się pochylić. Kto nie chce, może nie czytać. Zasłoni w razie czego zeszytem albo książką i może niczego nie widzieć. Dlatego uważam, że właściwym miejscem komunikowania się w szkole jest ławka i krzesło, a nie ściana.
Podczas ostatniego dyżuru zagłębiłem się w lekturę nowych napisów i parokrotnie oblałem się rumieńcem niczym dziewica. Wiele już widziałem w swojej karierze, ale nadal zachowałem zdolność do wzruszeń. Zresztą siła uczniowskich opinii na temat szkoły z każdym rokiem potężnieje. Meble w liceum mamy stare, więc każdy może porównać, jak „ceniono” i „kochano” szkołę w przeszłości, a jak obecnie.
Komentarze
To jest przemoc wobec przedmiotów (tak, jest taka). Na bieżąco należy napisy usuwać, zamalowywać (mogą to robić uczniowie), trzeba reagować natychmiast i stanowczo jak na każdą przemoc.
Rozumiem, że to co Pan napisał to tylko wysmakowany żart… a ja się dałam wkręcić
Napisy na szkolnych murach i przedmiotach są swoistą formą odreagowania szkoły, z którą należy walczyć, ale także trzeba uważnie je czytać. Stanowią one także dla ucznia zajęcie podczas nudnie prowadzonych lekcji, są dosadną charakterystyką nielubianych nauczycieli. Uczniowie je sporządzają podczas lekcji, pisząc, np. trudno ścieralnymi markerami na pulpitach ławe
Jeżeli nauczyciel nie traktuje obszaru sali lekcyjnej jako terytorium nad którym sprawuje władzę i stoi całą lekcję przy tablicy, wówczas uczniowie mają nieograniczone pole do działania. W każdej klasie są punkty zapalne, wiadomo, bardziej dziarscy uczniowie wybierają miejsca strategiczne, dające im duże pole obserwacji i manewru. To stwarza im okazję do testowania nas, nauczycieli.
Feminizacja grona pedagogicznego skutkuje niewielkimi szansami na kontrolę męskich ubikacji tonących w oparach tytoniowego dymu. Pół biedy, gdy puszczając dymka, nasi milusińscy dyskutują o meczach piłkarskich. Niestety, kibel jest często miejscem załatwiania porachunków. Oczywiście należy reagować na wybryki uczniów, pełne chamstwa, jednakże napisy typu: „Szkoła jest jak WC, chodzę, bo muszę”, powinny wywoływać naszą refleksję. Czy rzeczywiście dobrze i taktownie wykonujemy swoją robotę, czy też traktujemy swoje miejsce pracy jak w powyższym haśle…………
Teraz jest lepiej, bo napisy mozna zetrzec/zamalowac. Gdy ja bylem uczniem, nie bylo pisakow, flamastrow i innych takich nowinek. Cielo sie wiec scyzorykiem. Czym glebiej, tym lepiej.
Jednak postep jest.
A napisy byly, sa i beda. Byly nawet na murach szkol w starozytnym Rzymie. Kopalnie dla historykow.
Wszystkich miłośników napisów zapraszam do nas czyli do Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii „KĄT” 🙂
1. http://www.moskat.pl/galerie/2009_2010/bartek_murale/
2. http://www.moskat.pl/galerie/graffity/graffity.php
3. I jeszcze kilka zdjęć tutaj: http://www.moskat.pl/galerie/2011_2012/rozne/
„Wszystkich miłośników napisów zapraszam”
Tutaj gdzie meiszkam, wszystkich „milosnikow napisow” zaprasza sie do aresztu. Na rok. Plus zwrot kosztow zamalowania/usuniecia
A. L. , zależy gdzie i co piszą/rysują/malują. Graffity może być świetne. I czasami jest.
W żadnym wypadku nie popieram wandalizmu i wątpię aby robił to Grzegorz.
Moje dawne liceum było czyste i schludne. Nie pamietam żadnych graffiti na zewnątrz, pobazgranych ścian wewnątrz ani tym bardziej cięcia ławek. Całekiem możliwe, że moja pamięć wyparła te fakty, ale bardzo bym się zdziwił. Boisko szkolne było upstrzone napisami. Podobnie sciany budynków je okalajacych.
Krzeseł ani ławek nie ciąłem, pewnie dlatego, że kiedys wywarła na mnie wrażenie historia opowiedziana przez mojego ojca. Miał on mianowicie zaraz po wyzwoleniu, chodzić po gruzach miasta i wraz z kolegami i przyszłymi nauczycielami zbierać i znosić do szkoły krzesła aby było na czym siedzieć. W dzień mieli zbierać a w nocy pilnować przed szabrownikami. Ojciec coś nawet wspominał o pilonowaniu tych krzeseł z karabinem. Wiem, że zaraz gdy usłyszałem ową historię to policzyłem sobie lata i coś mi się nie zgodziło. Albo wojna musiała skończyc się później albo ojciec urodzić wcześniej, ale co tam. 😉 Bardzo podobne historie opowiadał (o tym samym mieście) mój wujek, ale on był o kilka lat starszy, więc może „generalnie” sprawa się zgadzała.
Sam ani nie malowałem mojego pokoju ani ścian okolicznych budynków. Nie odczuwałem takiej potrzeby. Ale już moje dzieci chciały malować swoje pokoje na różne wzory i dzikie kolory i ja byłem temu przeciwny. Duży błąd. Dobrze, że w końcu moja żona im pozwoliła i przynajmniej kilkoro z nich skorzystało z okazji. Zresztą niektórym z nich wyszło to bardzo ładnie. Np. jedna z córek pokój pomalowała na biało i udekorowało go malowanymi czarnym pędzelkiem, bardzo szczegółowymi i rozbudowanymi, głównie roślinnymi motywami w stylu secesyjnym. Jedna para chłopców pomalowała swój pokój na wściekle fioletowy kolor i byli szczęśliwi.
Inny napisał flamastrem na ścianie ileśtam wzorów matematycznych. Krzywo jak cholera.
Teraz jestem zwolennikiem pozwalania na malowanie przez dzieci swoich pokojów na jakikolwiek kolor i wzór, pod warunkiem, ze dziecko zobowiąże się do doprowadzenia danej sciany do „ludzkiego” wyglądu przez wyprowadzeniem się z domu.
A co do szkolnych graffiti to nie powiem tu nic nowego. Wszystkie są próbą oznaczenia terenu. Takie wizualne obsikanie. Czasami i u niektórych obsikanie oznacza próbę „wzięcia na własność” w całkiem dobrym sensie. Jako antidotum na zimno i obcość. Pozwolić na to znaczy okazać się niecałkowicie straconym i beznadziejnym dorosłym.
Czasami jest to oznaczenie terenu w sensie „to jest moje stoisko i będę tu sprzedawał smierć”. Czyli np. narkotyki. Albo miał wyłączność na kradzieże. Pozwolić na to znaczy okazać się słabym, który sam sie prosi o dokopanie i lekceważenie.
Najważniejsze jest umiec zobaczyć różnicę i reagować odpowiednio.
AdamJ :”A. L. , zależy gdzie i co piszą/rysują/malują. Graffity może być świetne. I czasami jest.”
Owszem. Ale te ktore widzimy na ulicach, to w 99% nie tam gdzie posinny byc.
W wielu amerykańskich miastach (jest to zresztą coś, co bardzo zaskakuje świeżych przybyszy z Polski), przewody instalacji elektrycznych, zarówno telefonicznych (co nie jest nowością dla Polaków) jak i energetycznych (co dla bardzo wielu jest) są poprowadzone na drewnianych słupach, na wysokości kilku metrów nad ziemią. Takie girlandy kabli i kabelków.
Nic dziwnego, że po każdym mocniejszym wietrze przekaziory upodabniają się do PRLu ogłaszając ile to tysięcy ludzi nie ma prądu. Ale to dygresja. Bogatsze przedmieścia w większości zakopały te przewody w ziemi, tak jak w Polsce.
Od jakiegoś czasu popularne stało się zarzucanie pary sportowych butów („adidasów”, chociaż tutaj panuje raczej nike) na te druty. Związuje się sznurówki i podrzuca buty tak, aby zaplątały sie tymi sznurówkami i zwisały z drutów.
„Miejskie legendy” mówią, że jest to znak gangu. Że jest w tej okolicy.
Policja zaprzecza, mówią, że nie ma korelacji między obecnościa gangów a butami na drutach.
Inna legenda mówi, że buty zarzucaja na druty nastoletni chłopcy, którzy w ten sposób celebrują swój pierwszy „home run”.
Nb. starsze pokolenie powiedziałoby tutaj dojście do „second base” a „home run” to dzieci…cóż, czasy sie zmieniają 😉
http://www.rossiprojects.com/Blog/files/category-urban-art-creative-process.html
wystarczy wpisać „sneakers on wires” w google images
Dziwie sie, ze sobie tu tak Panstwo dowcipkujecie. Szkola to jest obiekt pubiczny. Dorabianie smiesznych ideologi jest dziecinne. Idac dalej moze pozwolmy na wybijanie szyb, bo moje dziecko to akurat w ten sposob objawia swiatu „próbę ?wzięcia na własność? w całkiem dobrym sensie”.
Wszyscy sie na te krzesla i stoly skladamy. Wandalizm trzebie nasze kieszenie, czyli okrada nas i rodzicow tej mlodziezy. A jak oblesnie wyglada!, Br…
Niech kazdy rodzic zaplaci za te zniszczone sciany, zobaczymy co bedzie.
tsubaki pisze: 2011-10-06 o godz. 16:41
„Idac dalej moze pozwolmy na wybijanie szyb,”
1) JA nie poszedłbym AŻ tak daleko. Szyb wybijac bym nie pozwolił.
2) Gospodarz napisał:
„Podczas ostatniego dyżuru zagłębiłem się w lekturę nowych napisów i parokrotnie oblałem się rumieńcem niczym dziewica. ”
A co mają powiedzieć czytelnicy Pańskiego bloga?
Ja przed chwilą mało co z krzesła nie spadłem po przeczytaniu ostatniej sprośności, jaką Pan puścił a pontyfikujący tsubaki raczył napisać:
„Szkola to jest obiekt pubiczny.”
Ktoś, kto na co dzień mówi po angielsku, nie może nie zauważyć. Dziękuję tsubaki, bardzo dziekuję. You’ve made my day.
;-))))))
Ha, ha, ha. To sie smiej.
A czy na Twoim biureczku tez mizna wyryc cos oryginanego? Obiecam nie zapomniec jednej literki. Pewnie pozwolisz mi tak objawic moj bunt. A w domu u Ciebie na slole w jadalni, mozna?
Nie rozumiem ludzi, ktorzy nie szanuja cudzej wlasnosci.