Studia na jedną nóżkę
Tysiąc polonistów kształci Uniwersytet Łódzki i wciąż nie traci impetu. W tym roku oferował 200 miejsc na pierwszym roku filologii polskiej (zob. info). To więcej niż w tłustych latach 90., kiedy pracę znajdowało się z palcem w nosie. Drugie tyle polonistów kształci się na łódzkich uczelniach prywatnych. W sumie co roku społeczność Łodzi i okolic zasilana jest grupą ok. 500 absolwentów polonistyki. Czy jesteśmy wyjątkowym miejscem w Polsce, czy tak jest wszędzie?
Wykładowcy narzekają na niski poziom absolwentów liceów, ale przyjmują każdego z pocałowaniem ręki. Rozmawiałem ostatnio z pewnym profesorem, który najpierw ponarzekał, jak zwyczaj każe, na indolencję umysłową studentów, a potem wyraził zdumienie, że był problem z naborem. Mogli bowiem przyjąć jeszcze więcej, ale nie było chętnych. Uważam, że chętni by się znaleźli, tylko jeszcze nie wiedzą, że nadają się do studiowania literatury. Trzeba do nich dotrzeć i przekonać.
Uniwersytet Łódzki do podjęcia studiów polonistycznych zachęca informacją, która niezmieniona funkcjonuje od lat 90. ubiegłego wieku. Brzmi ona tak:
„Absolwenci FILOLOGII POLSKIEJ to osoby o rozległej i wszechstronnej wiedzy humanistycznej, a przy tym wysoko wykwalifikowani specjaliści, którzy znajdują zatrudnienie w wydawnictwach, w środkach masowego przekazu, w szkołach (również tych, które nauczają cudzoziemców) oraz w różnych placówkach życia kulturalnego.”
Wierzę, że absolwenci filologii polskiej są doskonale przygotowani i że znajdą zatrudnienie, ale nie w liczbie 200 rocznie (czy 500, jeśli uwzględni się wszystkie łódzkie uczelnie kształcące polonistów). W szkołach na przykład co roku znajduje pracę tylu nauczycieli, że można ich policzyć na palcach jednej ręki, a reszta musi czekać latami. Nie ma bowiem żadnego zapotrzebowania na nowych, zresztą ze starymi nie bardzo wiadomo, co robić. Dlaczego więc tolerowana jest taka nadprodukcja polonistów? Dlaczego liczba studentów polonistyki zwiększa się, a nie zmniejsza? Czy jest jakiś pomysł na zagospodarowanie tego bogactwa talentów? W Łodzi nie ma żadnego pomysłu, a informacja o wydawnictwach, ośrodkach kultury i środkach masowego przekazu to kpina. Równie dobrze można by uruchomić filologię księżycową – absolwentów tego kierunku czekałaby taka sama przyszłość jak polonistów.
Komentarze
http://www.topuniversities.com/university-rankings/world-university-rankings/2011
Gdyby w Polsce pobierano chociażby relatywnie niskie opłaty za studia tak jak na niemieckich, szwajcarskich czy francuskich uczelniach, które znalazły się na czołowych miejscach powyższej listy to zjawisko nadprodukcji niepotrzebnych studentów nie byłoby takie wielkie. Potrzebny byłby oczywiście normalny system stypednialno-kredytowy.
No ale w Polsce obowiązuje Art. 70. p. 2 Konstytucji z 1997 roku.
Poza tym uczelnie finansowane są proporcjonalnie do liczby studentów.
Kraj Zulu Gula (pod tym względem).
napisze krótko: myślę, że problem dotyczy nie tylko polonistów, ale i innych kierunków, pedagogika, ekonomia, marketing, informatyka, itd…
zgadzam sie z przedmowca – jest wiele kierunkow, glownie humanistycznych, ktore przyjmuja zbyt wielu studentow, z kolei na niektorych kierunkach, glownie scislych, brakuje chetnych. Trzeba by stworzyc jakis system uzalezniajacy ilosc otwieranych miejsc na wyzszych uczelniach od zapotrzebowania rynku pracy. No ale wtedy podniesie sie lament, ze to ograniczanie niezaleznosci szkolnictwa wyzszego, podcinanie skrzydel, segregacja i ograniczenie wszelkiej wolnosci w ogole. OK, tylko potem niech absolwenci nie narzekaja, ze pracy nie moga znalezc… Chyba czlowiek 18-19 letni powinien byc na tyle odpowiedzialny, zeby zastanowic sie zanim wybierze studia o tym, co chce i co moze robic po ich ukonczeniu. A jesli nie jest w stanie sie zastanowic, to moze szkola srednia mu cos podpowie, np. na lekcjach przedsiebiorczosci albo godzinie wychowawczej? Takie tematy sa w ogole przewidziane w planie? Bo ja ja chodzilam do liceum, nie tak dawno temu, nic na ten temat nie slyszalam od nauczycieli…
za kaluzy: „Gdyby w Polsce pobierano chociażby relatywnie niskie opłaty za studia ”
W USA studia kosztuja co najmniej w okolicy 10 tysiecy dolarow rocznie. W tych najtanszych uniwetytetach. A ludzie wala jak w dym na „communication”, „creative writing”. „politology” i tak dalej.
Niestety, duze koszta nie sa rownowazne z wymuszaniem zdrowego rozsadku.
Ukazala sie niedawno ksiazka „Real Education: Four Simple Truth for Bringing America’s Schools Back to Reality”, Charles Murray. Dosyc znany autor.
Tezy?
1. Amerykanskie szkoly ksztalca pzrede wszystkim kandydatow do studiow
2. Amerykanskie szkoly nei daja zadnech podstaw zadnego zawodu ani podstaw do obracania sie w spoleczenstwie
3. Za duzo ludzi studiuje na uczelniach wyzszych
4. Ci co studiuja, studiuja kierunki latwe i przyjemne, ale za to z niklymi szansami znalezienia pracy
5. Mniej osob powinno studiowac a wiecej uczyc sie zawodu. Byliby szczescliwsi i bogatsi niz po studiach po ktorych nei moga znalezc pracy.
Brzmi znajomo?…
Gospodarz: „Wierzę, że absolwenci filologii polskiej są doskonale przygotowani i że znajdą zatrudnienie, ale nie w liczbie 200 rocznie ‚
Gorzej – tylu kelnerow tez nie potrzeba…
O to właśnie chodzi, studiuje zbyt dużo osób, brakuje fachowców lub pracowników kierunków technicznych, inżynierskich, na mamy nadprodukcję: politologów, socjologów, pedagogów, polonistów itp.A ponieważ są subwencje, uczelnie za nim nie ograniczą przyjęć, nawet gdy przyszły student nie nadaje się do tego intelektualnie.
Wydaje mi sie, że nasza nadprodukcja absolwentów polonistyki, zarządzania, filozofii itp. wynika z tego, że każda mamusia i tatus z podstawowym/zawodowym (maks.) wykształceniem chca mieć potomka z tytułem „magister”. Dlaczego ci młodzi ludzie nie ida na politechnikę? Bo za trudne?Dlaczego nie zdobędą sredniego technicznego wykształcenia, z którym bez problemu znależli by pracę w przemyśle? Jak wyżej napisano, jakaś minimalna odpłatność za studia mogła by sprawę załatwić. Tylko kto ma tę odpłatność wprowadzić? Nasi populistyczni politycy?
cvb: „napisze krótko: myślę, że problem dotyczy nie tylko polonistów, ale i innych… informatyka”
Informatyki – nie. Na Politechnice Warszawsikiej, na kierunkach zwiazanych z informatyka, na 3 roku i wyzej prawie wszyscy studenci juz pracuja. I zarabiaja wiecej niz ich pofesorowie. A po korytazrach przechadzaja sie rekruterzy i lapia za guzik: „Czy nei szuka pan pracy?”
Oczywiscie, to jest Politechnika Warszawska. Nie wiem jak jest na informatyce w Uniwersytecie Rydzyka, czy Wyzszej Prywatnej Szkole Biznesu, Zarzadzania, Informatyki, Gotowania i Praw Jazdy w Pcimiu Dolnym.
W ogole zreszta, po Politechnikach nei ma klopotow z praca. Ostatnio Budownictwo i Inzynieria Ladowa maja sie bardzo dobrze
Prawie każdego roku mam problem: co powiedzieć maturzystom, którzy chcą studiować kierunki humanistyczne. Jednak słyszą słowa, kóre uderzają w nich niczym grom: nie liczcie na szybkie znalezienie pracy po studiach. Gorzej ma mój czterdziestoletni kolega, polonista, nauczyciel dyplomowany, który stracił pracę w szkole nie ze swojej winy lecz niżu demograficznego. Pisał do wielu szkół – bez. żadnego odzewu, a przecież mieszka w dużym mieście wojewódzkim. Podrzuciłem jemu parę korepetycji, dałem namiary na znajomego, szefa agencji ochrony. Tyle mogłem dla niego zrobić. A przecież potencjał intelektualny zwalnianych nauczycieli, ich doświadczenie by można było wykorzystać w pracy z dziećmi wychowywanymi przez ulice, kórych jest coraz więcej,
W pełni zgadzam się z wpisem Cvb. Boję się, że pewnego dnia w naszych miastach dojdzie do sytuacji, które były w Londynie lub Atenach…..
Andzrej52: „wynika z tego, że każda mamusia i tatus z podstawowym/zawodowym (maks.) wykształceniem chca mieć potomka z tytułem ?magister?. Dlaczego ci młodzi ludzie nie ida na politechnikę? Bo za trudne/”
Po Politechnice tez sie dostaje magistra. Ale jak powiedzial moj kuzynek gdy zapytalem go dlaczego nie idzie na Politechnike: „Bo zycie jest za krotkie zeby zap… na studiach a potem zap… po studiach”.
No a poza tym, „politolog” to brzmi dumnie. Inzynierem moze byc kazdy idiota. Tyle ze… Zeby zostac inzynierem tzreba miec jakie takie zdolnosci do matematyki i fizyki. A jak je miec po dzisiejszej szkole sredinej?…
A.L. nie mam na myśli politechnik, te zakładam, że kształcą na poziomie,
ale wiele szkółek i prywatnych wyższych, czy państwowych średnich wychodzi z założenia, że do wykształcenia informatyka wystarczy zakupić trochę komputerów. „Informatyków” naprawdę kształci się teraz w ogromnej liczbie, tylko czemu potem trudno znaleźć dobrego?
Odpowiem od razu, bo niewielu ludzi się do tego nadaje.
W każdej klasie, która uczę na około 30 uczniów przypada 2-3 z powiedzmy „powołaniem” 10 się stara, a cała reszta marzy o tym aby przetrwać jakoś na przedmiotach informatycznych i skończyć tą szkołę. W technikach niezbyt trudny egzamin zawody w skali kraju zdaje około 60% uczniów, którzy ukończyli szkołę.
Ale ministerstwo postanowiło zlikwidować egzaminy zastępując je czymś jeszcze bliżej nieokreślonym.
Na studiach było podobnie. Na politechnice. Ok. 50% odpadło w trakcie studiów, z tego 50% ledwo dotarło do końca i obroniło pracę.
Na prywatnych uczelniach wygląda to trochę inaczej. Płaci więc trzeba go jakoś pociągnąć do przodu. A oni nie zamierzają się przemęczać.
Potem ludzie kończą takie studia i wielkie rozczarowanie. Nieraz czytałem na forach skargi, że jako informatycy zarabiają marne pieniądze. Ale jak się do niczego nie nadają to pracodawca nie zapłaci im 5000 na rękę.
Problemy w/g mnie są dwa. Widziane z pozycji studenta („biorcy”) i społeczeństwa („dawcy”).
Jeden to koszta podejmowanej decyzji o studiowaniu tego czy tamtego kierunku ponoszone przez samego studenta. Koszta w sensie perspektyw zawodowych, satysfakcji lub jej braku, etc. Uważam, że nic mi do tego, o ile student samodzielnie, lub przynajmniej w znaczącej części samodzielnie sfinansował swoje studia. Ja nie mam totalitarnych ambicji sterowania myśleniem i działaniem całych społeczeństw. Chcą studiować to co studiują to niech sobie studiują. Polonistykę, archeologię czy politologię. Nic mi do tego. Ich życie, ich wybór., oni będą ponosili konsekwencje. Pobierane podatki są niższe o część finansującą studia.
Sprawa się w mojej opinii zmienia proporcjonalnie do stopnia pomocy finansowej udzielanej studentom przez tzw. „zwykłego podatnika”. Jeżeli studia są „darmowe”, jak teoretycznie jest w Polsce, to wtedy mają sens narzekania Gospodarza oraz, z tego samego powodu, mają uzasadnienie specjalne rozwiązania. Państwo=podatnik zapłaciło, państwo wymaga. Urzędnik (idealnie = doskonały przedstawilciel podatnika) powinien wiedzieć ile miejsc na studiach stworzyć i ilu studentów jakich kierunków przyjąć. Urzędnik powinien być mądry i wiedzieć jakie są potrzeby społeczeństwa i w swoich decyzjach kierować się tymi potrzebami.
Płacisz sam – sam decydujesz.
Płaci podatnik – podatnik (=urzędnik) decyduje.
W praktyce jak było i jest wszyscy wiemy.
W praktyce urzędnik decydował nie tylko o ilości miejsc na danym kierunku ale jeszcze na koniec studiów orientował się, że musi ręcznie sterować absowentami. Były zatem nakazy pracy i minimalny okres „spłaty” kosztów studiów przez przepracowanie określonego czasu przez absolwenta.
Ciekawostką jest, że współcześnie rząd Singapuru, selekcjonując najzdolniejszą i najpracowitszą młodzież i opłacając jej studia w USA jako rekompensaty żąda zobowiązania się do odpracowania po studiach iluś lat w Singapurze. Wiele przedsiębiorstw w USA także żąda podisania podobnego cyrografu i jeżeli pomaga w kosztach studiowania to żąda zwrotu tej sumy w wypadku wcześniejszej niż to „stało w umowie” zmiany pracy przez dofinansowanego pracownika. Identycznie było też kiedyś w Polsce; też były tzw. „stypendia fundowane”, inna sprawa, że z tego co wiem to w większości nie egzekwowano ich zwrotów.
Wątpię, czy Polskę stać na całkowicie darmowe studia fundowane młodzieży, choćby nie były aż tak drogie jak w USA.
A te bazowanie funduszy dla uczelni na liczbie studentów jest gwoździem do trumny racjonalności.
Ino: „Tyle mogłem dla niego zrobić. A przecież potencjał intelektualny zwalnianych nauczycieli, ich doświadczenie by można było wykorzystać w pracy z dziećmi wychowywanymi przez ulice, kórych jest coraz więcej,”
Slusznie. Mozna by. Poczekamy za ONI zorganizuja, A ONI sa niedobrzy i nei organizuja.
W malej galerii handlowej niedaleko miejsca gdzie miszkam (w USA, tak na marginesie) byl pusty lokal. Nagle pokazal sie szyld: Palac Matematyki. Z ciekawosci zaszedlem. Ucialem sobie pogawedke z faciem. Nauczyciel matematyki, stracil prace. Postanowil zalozyc wlasny biznes – zachecac uczniow do matematyki. Placa rodzice.
Widac biznes ma sie dobrze skoro rozmawialem z nim ponad rok temu, a bisnes istnieje nadal. Pzreniosl sie tylko do wiekszego lokalu obok.
Noze i w Polsce ONI by cos takiego zorganizowali?
„Rozmawiałem ostatnio z pewnym profesorem, który najpierw ponarzekał, jak zwyczaj każe, na indolencję umysłową studentów, a potem wyraził zdumienie, że był problem z naborem. Mogli bowiem przyjąć jeszcze więcej, ale nie było chętnych.” a może to w tym problem ?
Może nasi kochani pedagodzy jak ten profesor niczego nie rozumie ?
Dba o swoją kasę i tylko robi nieświadomym maturzustom wodę w głowie.
Mam córkę w LO i naprawdę boję się o jej przyszłość. Poziom tak niski a wymagania programowe jeszcze niższe.
Jestem 50 latkiem mam już sklerozę, ale te wymagane wiadomości podstawowe
to pamiętam z lat ogólniaka. Porównałem podręczniki obecne i z moich lat (kilka na strychu się zachowało). Ludzie, o jakim DUŻYM I OBSZERNYM materiale wy mówicie ? Kto zmęczony? Uczniowie czy „kadra niby pedagogiczna „. Ktoś się zatrzymał w czasie tak jak informacja na szanownej uczelni.
Konstytucja Art. 70 mówi że „Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna”, i może dobrze. W Stanach Zjednoczonych w których jest odpłatność za edukacje również jest ogromny problem, popyt na studia był ogromny to i ceny wzrastały, dziś mało komu studia się zwracają.
Odpłatność jest traktowana jak jedyne rozwiązanie problemu, a przecież zmiany w systemie finansowania można poczynić na wiele sposobów.
Jednym z sposobów mogło by być wspieranie uczelni przez firmy, które wybierały by kierunki, tryb studiów i uczelnie, na które miały by być wykorzystane powiedzmy 5% podatku przez nie płaconego. To wprowadziło by konkurencje w systemie edukacji. Zwłaszcza gdyby obniżono sumę pieniędzy jaką uczelnie dostają pogłownie, czyli bez względu na to jaka jest jakość edukacji.
Dziś w podobny sposób wspierane są NGO, w przypadku systemu edukacji działało by to lepiej właśnie dlatego że firmy są świadome jakości poszczególnych kierunków i uczelni.
Dobrze było by gdyby o pieniądze konkurowały również szkoły zawodowe i technika.
Można by publikować dane o tym jakie kierunki na jakich uczelniach uzyskały największe wsparcie w przeliczeniu na studenta. Co mogłoby być najlepszą wskazówką przy wyborze kierunku.
To firmy są konsumentem systemu edukacji, to one wiedzą czego potrzeba rynkowi.
A nie studenci na których dziś kierowana jest nagonka, za to ze mieli marzenia i wierzyli w możliwość ich realizacji.
Gość
„Ludzie, o jakim DUŻYM I OBSZERNYM materiale wy mówicie ? Kto zmęczony? Uczniowie czy ?kadra niby pedagogiczna ?. Ktoś się zatrzymał w czasie tak jak informacja na szanownej uczelni.”
Należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik. Dawniej uczył się w szkołach średnich osobnik, który miał do tego predyspozycje. Obecnie uczą się wszyscy, począwszy od podstawówki, poprzez gimnazjum. Wiele trudu kosztuje nauczyć niekumatego.
Uczęszczałem do ośmioklasowej szkoły. W klasie ósmej już był wyraźny rozdział na osoby idące do szkół średnich i do szkoły zawodowej. Z mojego rocznika około 15% zdecydowało się na dalszą naukę. W dzisiejszych czasach proporcje się odwróciły. „Na siłę” wtłaczamy do głów wiedzę, często z marnym efektem.
Krzywej Gaussa nie da się oszukać.
Do stary
>W dzisiejszych czasach proporcje się odwróciły. ?Na siłę? wtłaczamy do głów wiedzę, często z marnym efektem.<
Największy problem, to to czy akurat do tych "dodatkowych"głów powinniśmy wtłaczać to co wtłaczamy [o ile w ogóle powinniśmy "wtłaczać";-)] czy może coś innego jednak! I czy wszystkim przez 12 lat to samo w praktyce, wbrew ich woli, zainteresowaniom, planom,zdolnościom, interesom;-)
Tylko Panie Kudrycka i Hall to rozwiążą! A tak na marginesie, może przywrócić wystarczy egzaminy wstępne, dajmy na to dyktando oceniane jak dawniej matura z j. polskiego – do trzech błędów ortograficznych. Byłby pogrom chętnych!!! A jaki śmiech!
Andrzej52 napisał, iż nadprodukcja absolwentów…: ?wynika z tego, że każda mamusia i tatus z podstawowym/zawodowym (maks.) wykształceniem chca mieć potomka z tytułem magister”.
Nie tylko. Znam osoby z wyższym wykształceniem, które są zażenowane, że córka jest „tylko” pielęgniarką” albo syn skończył „tylko” technikum, nieważne, że mają pracę i są cenionymi pracownikami. W polskiej mentalności postszlacheckiej ukończenie wyższych studiów to swego rodzaju nobilitacja z roszczeniem o pracę „odpowiednią do statusu”. Za mało w Polsce szacunku do każdej pracy i kwalifikacji. Skażone są też tym polskie reformy edukacyjne.
Salomeo, mądry wpis.
Ino, ja otwartym tekstem odradzam swoim uczniom (a także dzieciom własnym i znajomych) studia humanistyczne. Przecież pracy w szkole (ale także w urzędach, wydawnictwach, sądownictwie…) nie ma i nie będzie przez co najmniej 20 najbliższych lat.
Oczywiście, nie każdy chce przyjąć to do wiadomości. Trudno, podzieli los absolwentów opisanych w reportażu „Czyszczę fugi szczoteczką” (ostatni „Duży Format”).
cvb: „wiele szkółek i prywatnych wyższych, czy państwowych średnich wychodzi z założenia, że do wykształcenia informatyka wystarczy zakupić trochę komputerów. ?Informatyków? naprawdę kształci się teraz w ogromnej liczbie, tylko czemu potem trudno znaleźć dobrego?”
Tak. O poziomie „szkolek wyzszych” swiadczy ilosc wolan o gotowce na grupach usenetowych poswieconych programowaniu
AL, przeczytaj w internecie artykuł, o którym wspomina Emilia. Koszmar. To jest w Polsce, tak na marginesie, a nie w Ameryce. Tam możesz zakładać pałac matematyki. W moim dużym mieście wojewódzkim trzeba mieć duże przebicie, aby zaistnieć na bardzo obleganym rynku korepetycji. Dlatego odstąpiłem mojemu koledze parę korków, aby nie tracił kontaktu z dydaktyką. Napisz, czy w Ameryce jest taki kurewski zwyczaj nieodpowiadania na pisma osób szukających pracy ? O tym też wspomina wielu moich uczniów, szukających zatrudnienia po studiach humanistycznych.
Ino: „AL, przeczytaj w internecie artykuł, o którym wspomina Emilia. Koszmar”
Dawno przeczytalem. Koszmar. Jak dla mnie, koszmar polega na tym ze: a. Wmowiono mlodym ludziom ze studia automatycznie zapewniaja dobrze platna prace, b. „wyksztalcono” tylu mlodych ludzi nei dajac im zadnego zawodu, c. koszmarem ejst to ze ci ludzie nie zdaja sobie sprawy z tego ze zadnego adowu nie posiadaja i ze zadnej pracy nei znajda, i maja pretensje do nie wiadomo kogo
„W moim dużym mieście wojewódzkim trzeba mieć duże przebicie, aby zaistnieć na bardzo obleganym rynku korepetycji” A co, konkurencja zatrudnia palkarzy i bije po twarzach w ciemnej ulicy? Tutej tez tzreba miec przebicie i inwencje zeby konkurowac.
„Napisz, czy w Ameryce jest taki kurewski zwyczaj nieodpowiadania na pisma osób szukających pracy”. Tak. To jest powszechnie przyjety zwyczaj. Na listy nie odpowiada sie. Rekruter podejmuje decyzje w ciagu okolo 30 sekund czy CV zostaje na stole czy wedruje do kosza.
Gdy bylem w pewnym komitecie rekrutacyjnym, dostawalismy 30 listow dziennie, pzrez 3 miesiace. Tzreba by zatrudniac osobne biuro do odpowiadanai na listy.
Odpowiada sie gdy facio znajdzie sie na „krotkiej liscie”, zawierajacej 10 – 15 osob ktore przeszly kilka cykli interview. Takim ludzim sie odpowiada ze nei ida dalej. Ale na masowke – nie odpowiada sie. Gdy kandydat dostanie taki list, do dobrego wychowanai nalezy przeslanie ewentualnemu a neidoszlemu pracodawcy listu z podziekowaniem za zainteresowanie
Ino: ?AL, przeczytaj w internecie artykuł, o którym wspomina Emilia. Koszmar?
Tak na marginesie owego artykulu… Pocieszajace sa komantarze czytalnikow, przywolujace owych „pokrzywdzonych” do porzadku. Radze sie skoncentrowac na dyskusji na forum, a nie na artykule. Duskusja dowodzi, ze jest jeszcze sporo mlodych ludzi majacych w glowie przyslowiowy olej
Największe spustoszenia w polskim systemie edukacji poczynili teoretycy nauczania, odlegli o lata świetlne od przedmiotu swoich tzw. rozważań i badań naukowych – czyli od uczniów i szkoły. Czy chciałbyś być operowany przez chirurga, kształconego przez profesora, który nigdy tego nie robił? W Polsce godzimy się na funkcjonowanie hucpy pt. pedagogika; profesor pedagogiki uczy(?) nauczycieli, jak powinni uczyć(?) uczniów w szkole, chociaż sami nigdy w szkole nie pracowali, nie pracują i pracować nie będą. Oni są powołani do rzeczy wyższych: na kilku tysiącach konferencji, które odbyły się w ostatniej dekadzie w Polsce- koszt pewnie z miliard, postulują i wprowadzają nowe reformy, które reformują te sprzed roku. Efekt? W roku ubiegłym próbna maturę z matematyki oblało 40 % maturzystów. Wszystkie media z „Polityką” włącznie nie wspomniały o tym. W tym roku i latach następnych będzie jeszcze lepiej. Już żałuję, że poświęciłem na to pisanie czas.
No dobra, winni są pedagodzy, ministrowie, programy, uczelnie, szkoły itd. Ale prawda jest też taka, że młodzi świadomie wybierają najłatwiejsze studia, żeby był czas na imprezowanie, żeby sobie „pożyć”, żeby nie być „kujonem”. Prześlizgują się przez kolejne szkoły ściągając, kombinując, oszukując. Pogardzając tymi, od których przepisują pracę domową, którym coś się chce, którzy mają jakieś pasje, zdolności albo chociaż tylko ambicje. Przekonani są, że to jest właśnie najlepszy sposób na życie. O, jak bym chciała, żeby nie mieli ani trochę racji… Niestety, w naszej kochanej ojczyźnie taki jakiś klimat jest…. Czasem poważnie się zastanawiam, czy aby nie ma w tym racjonalnego jądra…
„Tysiąc polonistów kształci Uniwersytet Łódzki..”
To w końcu kto kogo kształci? Uniwersytet polonistów, czy poloniści uniwersytet? Bo z formy zdania informacja ta nie wynika.
hmmm…. ale jako obecny student i jednocześnie tegoroczny maturzysta muszę stwierdzić że obecnie nawet wybierając kierunki techniczne za 5 lat możemy mieć np. nadmiar budowniczych bo jak skończymy budować te wszystkie autostrady to pieniędzy na nowe pewnie już nie będzie i pozostanie nam tyko remontowanie tych które powstaną (o ile powstaną) natomiast co do kształcenia to obecnie panuje stereotyp że w liceum ogólnokształcącym jest najwyższy poziom i dlatego potem mamy tylu absolwentów którzy potem siłą rzeczy lądują na studiach i mamy mgr z du*py którzy tylko narzekają że nie maja pracy
Drodzy państwo
Chciałbym zabrać głos, jako osoba która kończy studia. Jestem na 5 roku obecnie zarządzania – specjalność rachunkowość. Wcześniej skończyłem ekonomię i stosunki międzynarodowe. Obecnie równocześnie ze studiami realizuje kurs księgowego. Proszę mnie poprawić jeśli się mylę ale mam 23 lata, skończyłem 3 kierunki teoretycznie modne i popularne ale o swoją przyszłość się nie martwię i wiem, że jeśli pracy nie znajdę to sam miejsce pracy sobie stworzę. Dlatego proszę mi wytłumaczyć, czym jest lepszy ode mnie student inżynierii? Ja państwu odpowiem NICZYM, ponieważ to do człowieka zależy czy w życiu będzie sobie dawał rade czy nie. Biadolicie nad tymi biednymi studentami, którzy nie mogą znaleśc pracy. Prawda jest taka, że nie chcesz pracować to roboty nie znajdziesz!
Brawo Soriskien.
Soriskien pisze: 2011-10-04 o godz. 10:04
„mam 23 lata, skończyłem 3 kierunki”
W radio słyszę reklamy „szkoły kołczingu”. Po polsku, tak właśnie wymawiane, bo radio jest polonijne. O, tutaj jest link do ich strony:
http://www.nlp-center.net/institutes/poland/524_The_Neuro-Linguistic_Programming_Training_Institute_of_Chicago_and_School_of_Life_&_Business_Coaching_.html
Nie wiem co to jest Neuro-Lingwistyczne cośtam cośtam i nie chcę wiedzieć.
Panienka w radio zachwala, że po kursie dostaniesz 9 zaświadczeń, certyfikatów i dyplomów PO ANGIELSKU i że będzie na nich stało, że uczęszczałeś na zajęcia w AMERYCE.
Dziewięć dyplomów, masz pojęcie?!
To te twoje 3 to przy nich wysiadają…chyba sam rozumiesz.
Jak komuś skończenie 3 fakultetów zajeło tyle samo czasu co regularne studia na jednym kierunku to:
a) jest geniuszem i moje gratulacje,
b) wartość wszystkich 3 fakultetów jest taka sama jak 1 porządnego/normalnego (wariant optymistyczny),
c) jest patentowanym leniem i powinien skończyć nie 3 a 9 fakultetów, gdyż właśnie tyle są one warte.
Tak jak mówisz, życie pokaże.
zza kałuży: System edukacji w Polsce jest na tyle kulejący, że nie zapewnia odpowiedniego startu po jednym czy kilku kierunkach. Jednak co ambitniejsi decydują się na studiowanie 2 kierunków dziennie z prostej przyczyny – dla takich ludzi studia to nie czas imprez tylko kształcenia się i zwiększania swoich szans na rynku, a studiowanie 1 kierunku choćby to była fizyka kwantowa ogranicza się do iluś tam przedmiotów które po rozłożeniu na przestrzeni tygodnia pozwalają na wygospodarowaniu czasu na 1) pracę 2) drugi kierunek.
A prawda jest taka przy doświadczenia i kursach zawodowych i 9 fakultetów jest nic niewarte, ja o tym wiem i coś z tym robię, a Ty?
Acha i tak w gwoli ścisłości podaj mi nazwę tego 1 normalnego/porządnego kierunku po którym pracodawcy zabijają się o studenta bo ja jak studiuję o takim nie słyszałem a chętnie go rozpocznę.
@Soriskien
znaleźć
Soriskien pisze:
2011-10-04 o godz. 18:38
„Acha i tak w gwoli ścisłości podaj mi nazwę tego 1 normalnego/porządnego kierunku po którym pracodawcy zabijają się o studenta bo ja jak studiuję o takim nie słyszałem a chętnie go rozpocznę.”
Np. Elektrotechnika, Automatyka i Robotyka, Budowa Maszyn, Informatyka, Mechatronika … – oczywiście na porządnych uczelniach politechnicznych typu Politechnika Warszawska, AGH, Politechnika Wrocławska,Politechnika Gdańska, Politechnika Poznańska.
Pewnie spektrum kierunków politechnicznych, po których absolwenci w 100 % znajdą pracę zarówno w Polsce jak i za granicą jest szersze i może A.L coś jeszcze dorzuci?
post wyżej potwierdza obecnie panującą modę, która zastąpiła poprzednią „tytuł magistra da Ci pracę” teraz panuje przekonanie tytuł „inżynier” da Ci pracę. Jestem bardzo ciekaw kiedy nastąpi nasycenie rynku panami inżynierami geodezji, budownictwa czy informatyki o ile to już nie nastąpiło.
Najbardziej razi jednak dalej wszechobecne przekonanie, że studia coś gwarantują. Ja znam ludzi, którzy po studiach mają pracę nie dzięki samemu skończeniu ich a robieniu kursów praktyk zawodowych i pracy w trakcie studiów.
I szczerze mówiąc rzucanie nazwami kierunków technicznych twierdząc że gwarantują one pracę moim zdaniem jest błędne tak jak po jakimkolwiek innym.
A może by, gdy wygra PiS, zapakować nadprodukcyjnych polonistów w mundury i hajda- cywilizować Moskwę, albo nieść wartości do Niemiec? I jak nie kochać tego kraju? Gdy Edward towarzysz Gierek tuzinami produkował profesorów narzekano: nie po tej linii, brak dorobku itd. A on poprawiał statystyki Polski w cywilizowanym świecie. Gdy teraz mamy zupełnie niezłą średnią obywateli z wyższym wykształceniem też źle! A że marna jakość? nie nauka lecz chęć szczera…
Parę lat temu słuchając audycji radiowej usłyszałem profesora polonistyku Uniwersytetu Łódzkiego, który zawsze akcentował w trybie przypuszczającym i w czasie przeszłym na ostatniej sylabie:
chodzillib-Y-śmy, byl-I-śmy, mówil-I-śmy it.d.
Wszystkim młodym ludziom studia na tym wydziale ODRADZAM.
CZY MOZE KTOS ZAUWAZYL I USLYSZAL ,JAK REKTOR UNIWERSYTETU JAGIELLONSKIEGO MOWIL NA INAUGURACJI ROKU AKADEMICKIEGO DO NOWYCH STUDENTOW : A TERAZ U B I E R Z C I E CZAPKI! ZDEBIALAM .DO CZEGO DOSZLO ,ZE NAWET PROFESOROWIE UJ NIE UMIEJA POPRAWNIE MOWIC PO POLSKU ! HANBA!
Do hager
To jest galicyjska odmiana polszczyzny po prostu;-)
Sorisken – skoro jesteś po ekonomii to rachunkowość już miałeś, dla przypomnienia i utrwalenia wystarczy zrobić podyplomowe. Przecież 90% przedmiotów Ci się powtarza.
Bo cholerę studiować dwa razy to samo? I co tu jest do podziwiania?
A stosunki międzynarodowe to kolejna wylęgarnia bezrobotnych.
Soriskien pisze: 2011-10-04 o godz. 18:38
„System edukacji w Polsce jest na tyle kulejący, że nie zapewnia odpowiedniego startu po jednym czy kilku kierunkach. Jednak co ambitniejsi decydują się na studiowanie 2 kierunków dziennie”
Kiedyś też tak było. Nazywało sie to indywidualnym tokiem studiów.
Ale jednak przedłużalo termin ukończenia studiów o jakieś dwa lata. Nawet przy uwzględnieniu zaliczania pokrywających się przedmiotów.
Miałem takiego kolegę, bardzo zdolna bestia. Najpierw skończył matematykę na PPT. Potem dodał informatykę, bo taka była wtedy moda no i jego zainteresowania. Pojawiły sie komputery osobiste. Zaczął pracować w górnictwie i pisać programy modelujące i optymalizujące wybuchy (strzelania) w kopalniach. Powiedziano mu, że tak długo, jak długo nie będzie górnikiem to „prawdziwi górnicy” nie będą brać poważnie jego obliczeń i modeli. No to dodał jeszcze górnictwo.
Ale ten trzeci kierunek był już niejako „wymuszony” przez „rynek” a nie był efektem zgadywania kolegi.
„z prostej przyczyny ? dla takich ludzi studia to nie czas imprez tylko kształcenia się i zwiększania swoich szans na rynku,”
I za to należy ci sie szacunek i podziw. Wielu młodych ludzi tego nie rozumie.
„a studiowanie 1 kierunku choćby to była fizyka kwantowa ogranicza się do iluś tam przedmiotów które po rozłożeniu na przestrzeni tygodnia pozwalają na wygospodarowaniu czasu na 1) pracę 2) drugi kierunek.”
Czasami tak, czasami nie. Uważam, że prawdziwe studiowanie jest czymś więcej od zaliczania na termin tego, co kazali. Tak robi się w szkole a nie na studiach.
Studiowanie to samodzielne wynajdowanie sobie roboty i dziobanie pięć razy głębiej aniżeli „kazali”. I wtedy nie ma czasu na cokolwiek innego. Ale zgadzam się, że można całkiem sprawnie zaliczać jeden kierunek, choćby i inżynieryjny i godzic to z pracą.
„A prawda jest taka przy doświadczenia i kursach zawodowych i 9 fakultetów jest nic niewarte, ja o tym wiem i coś z tym robię, a Ty?”
Punkt dla ciebie. Zgadzam się, że i mnie przydałoby się odrdzewienie głowy.
Powodzenia i (jak to mówi młodzież teraz) „szacun” za dotychczasowy wysiłek. 😉
A ja mam lat 30, w życiu żadnych studiów nie skończyłem, bo to strata czasu i pieniędzy. Pracuję od lat 11, przewinąłem się przez kilka międzynarodowych koncernów, pracowałem 3 lata za granicą, mówię płynnie 2 obcymi językami i znam jeszcze 2 kolejne, poza polskim. Nigdy nie byłem w Stanach, a z pracą nie mam problemu nigdzie, zarabiam jakieś 10 brutto. Jak chcesz coś umieć to się naucz, a nie idź na studia.
Soriskien: „Chciałbym zabrać głos, jako osoba która kończy studia. Jestem na 5 roku obecnie zarządzania ? specjalność rachunkowość. Wcześniej skończyłem ekonomię i stosunki międzynarodowe. Obecnie równocześnie ze studiami realizuje kurs księgowego.”
Owszem, zarzadzanie-rachunkowosc a potem kurs ksiegowosci to logiczny ciag. Cala resta Panskich studiow, zwlaszca stosunki miedzynarodowe to rozrywka na koszt podatnika. Moze Pan wytlumaczy po co ksiegowemu „stosunki miedzynarodowe”? Oraz ekonomia?
A tak w ogole – wydaje mi sie ze kurs ksiegowosci by wystarczyl.
Polakom sie wydaje ze czym wiecej fakultetow sie pokonczy tym lepiej. A moze chodzi o to zeby odwlec czas kiedy przyjdzie sie usamodzielnic?
Moze gdyby ukonczenie kolejnego fakultetu kosztowalo tyle co dobry samochod, podejmowane decyzje bylyby bardziej racjonalne?
A.L. pisze: 2011-10-06 o godz. 15:11
Moze gdyby ukonczenie kolejnego fakultetu kosztowalo tyle co dobry samochod, podejmowane decyzje bylyby bardziej racjonalne?
————————————————————————————————–
ten sam (?) A.L., tyle że 5 dni wcześniej:
————————————————————————————————–
A.L. pisze: 2011-10-01 o godz. 18:25
za kaluzy: ?Gdyby w Polsce pobierano chociażby relatywnie niskie opłaty za studia ?
W USA studia kosztuja co najmniej w okolicy 10 tysiecy dolarow rocznie. W tych najtanszych uniwetytetach. A ludzie wala jak w dym na ?communication?, ?creative writing?. ?politology? i tak dalej.
Niestety, duze koszta nie sa rownowazne z wymuszaniem zdrowego rozsadku.
——————————————————————————————————
Pochlebiam sobie, że Pana przekonałem. Gdyż inaczej znaczyło by to, że goni Pan w piętkę.