300 poległo
Jak zaczynałem studia, zwolniono w Łodzi 10 tysięcy szwaczek. Teraz w tym mieście wylatuje z pracy 300 nauczycieli. Reakcja w obydwu przypadkach taka sama: krótki tekst w prasie (zob. materiał) i powszechna niechęć do tych grup zawodowych (zobacz forum pod tekstem). Po co Łodzi szwaczki, komu potrzebni są nauczyciele?
Kiedy ponad 20 lat temu zwalniano szwaczki, ludzie uważali, że miasto zmieni wizerunek z włókienniczego na jakiś lepszy, czyli na tym zyska. Tak się jednak nie stało. Łódź stała się miastem upadłego przemysłu włókienniczego i do tej pory na miejscu tego upadku nie powstało nic nowego. Przez pewien czas wprawdzie wydawało się, że powstało tu zagłębie edukacyjne, ale po aferach w kilku prywatnych szkołach wyższych okazało się, że i z edukacją tu krucho. Zwolnienie 300 nauczycieli w Łodzi, mieście, gdzie jest tyle zaniedbanych dzieci, biedy i nędzy, to przybicie gwoździa do trumny. Jeśli ktoś myśli, że zwalnianie nauczycieli wyjdzie Łodzi na zdrowie, bardzo się myli. Niedługo Łódź będzie miastem nie tylko upadłego włókiennictwa, ale także upadłej edukacji.
Na fotografii w linkowanym wyżej tekście „Dziennika Łódzkiego” zobaczyłem koleżankę z mojej szkoły. Akurat ta osoba nie została zwolniona. To jedna z najbardziej zasłużonych nauczycielek w Łodzi. Wychowała masę olimpijczyków, a nagrodami dyrektora, kuratora, prezydenta i ministra mogłaby wytapetować wszystkie pokoje w swoim mieszkaniu. To bardzo głupie, że dziennikarze wykorzystali jej wizerunek do tekstu o zwalnianiu łódzkich nauczycieli. Jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że ta zacna osoba też wylatuje na bruk, bo uznano ją za najmniej potrzebną. Zresztą wcale nie mam pewności, że zwolniono najgorszych. Raczej takich, których się dało zwolnić.
Komentarze
A kto przy zdrowych zmysłach czyta fora na onecie? Toż to wylew najczęściej umysłowej gnojówki, nieważne jaki temat, wiadomo, w jakim chamskim stylu zostanie skomentowany. Od długiego czasu nie czytam na onecie żadnego forum, teraz zerknęłam- dalej nic się nie zmieniło.
A sytuacja ze zwalnianymi nauczycielami przykra, tym bardziej, że jak widać jak rządząca w mieście światła PO też traktuje oświatę nie jak inwestycję, a koszt, upierdliwy koszt. I to chyba o Łodzi czytałam o gigantycznej kasie, którą nowa pani prezydent wraz z otoczeniem przeznaczyła na wypasione gadżety.
ale za to inni dostali zatrudnienie na półtora etatu i się cieszą z wyższych pensji, a Łódź kolejny raz uchroni się przed koniecznością wypłacenia dodatku wyrównującego pensje
Zeby nie bylo ze tylko u nas.. Ponizszy tekst po angielsku, ale liczby po polsku 🙂
Pink slips were sent out to 22,000 teachers in California, 17,000 in Illinois, and 15,000 in New York. The jobs of 8,000 school employees in Michigan, 6,000 in New Jersey, and 5,000 in Oklahoma may also be axed.
These numbers are expected to increase in coming months. Officials in Illinois report that as many as 20,000 educators could lose their jobs in the state. In California, an additional 4,000 people may be put on notice.
US Secretary of Education Arne Duncan stated earlier this week that between 100,000 to 300,000 public education positions in the US are in danger.
I co wiecej, nie ma tutaj PO i Tuska zeby mozna bylo na nich zwalic wine, jak Pani mada zwala. To pod swiatlymi rzedami Noblisty Obamy
Widac wszedzie nauczycielom kiepsko sie dzieje…
To jest żenujący obraz polskiej edukacji:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,10130899,Wybory_2011__Minister_Hall_w_tabloidzie___odwazna.html
A.L., liczby też są po angielsku. 🙂
ale takie rzeczy daje się przewidzieć na wiele lat do przodu, da się to zorganizować tak aby nie trzeba było nikogo zwalniać, ludzie przecież cały czas odchodzą na emerytury, tylko po co?
Oczy przecieram ze zdumienia!
A.L. @ 2011-08-17 o godz. 22:15 cytuje lekko „zalatujące”, bo sprzed roku, materiały Global Research, czyli mocno lewicującej organizacji. Koniec świata…zeby parker lub Gospodarz to rozumiałbym, ale A.L.?!
http://www.globalresearch.ca/index.php?context=va&aid=18816
Fragment przytoczony powyżej przez A.L. pochodzi z artykułu kończącego się następującym stwierdzeniem:
„Obrona edukacji publicznej w związku z tym wymaga przekształcenia struktury amerykańskiego oraz światowego społeczeństwa. Kapitalizm – społeczeństwo poświęcone zasadzie prywatnego zysku i indywidualnego bogactwa znikomej warstwy musi być zastąpione socjalizmem – demokratyczną i racjonalną kontrolą produkcji w interesie potrzeb społecznych.”
Czytanie ?Małej Encyklopedii Filozofii? PWN z 1958 roku nie pozostaje jak widać bez konsekwencje. Mało tego, A.L. znowu zaprzeczył sobie i rozwiązanie dla Czerwonej Łódzi znalażł w Ameryce. Wprawdzie tym razem nie w USA tylko w Kanadzie, ale zawsze to za kałużą.
A co do praktycznej rady na kłopoty zwalnianych nauczycieli województwa łódzkiego to znowu popatrzenie na Amerykę sie przyda.
Trzeba iść na wybory i wyrzucić tych polityków, którzy zwalniają nauczycieli w Łodzi.
Pani Michelle Rhee przez kilka lat była jasno błyszczącą gwiazdą promującą walkę o jakość nauczania i płacenia nauczycielom za postępy uczniów w nauce. Żelazną ręką rządziła systemem oświaty publicznej w stolicy, czyli w Waszyngtonie, zamykając „złe” szkoły, zwalniając „złych” nauczycieli a sowicie nagradzając „dobrych” edukatorów.
W pewnym momencie media w USA bardzo nagłośniły jej propozycję aby nauczyciele w zamian za jednorazowe super-wysokie podniesienie zarobków zrezygnowali z gwarancji zatrudnienia i z gwarantowanej i negocjowanej wysokości corocznych podwyżek.
Związki zawodowe nauczycieli odrzuciły tę propozycję i stały się natychmiast ulubionym celem oskarżeń konserwatywnych mediów, wskazujących na przedkładanie przez „złych” nauczycieli dotychczasowego systemu broniącego „miernej średniej” i strachu przed promowaniem indywidualnego doskonalenia się oraz płacenia za mierzalną poprawę wyników.
Koniec okazał się dla pani Rhee mało pomyślny, gdyż tak zalazła za skóre miejscowemu związkowi nauczycieli iż ten przyczynił się w znaczny sposób do przegrania przez jej pryncypała, burmistrza Waszyngtonu, kolejnych wyborów. Nowy burmistrz odciął się od jej metod i pani Rhee zrezygnowała z pracy.
Szybko okazało się też, iż duża część cytowanych przez nią osiągnięć na dowód skuteczności swoich, raczej brutalnych metod, oparta jest na dwukrotnie zawyżonych liczbach a w części nagrodzonych za rzekome postępy w nauce szkół dokonano fałszerstw wyników testów.
Pani Rhee nie zatonęła całkowicie i nigdy nie zatonie gdyż jest typem teflonowego samochwały, ale też z szefowania oświacie publicznej w Waszyngtonie musiała zrezygnować.
Proletariusze Wszystkich Szkół Łączcie Się!
„Zwolnienie 300 nauczycieli w Łodzi, mieście, gdzie jest tyle zaniedbanych dzieci, biedy i nędzy”
A skąd się te zaniedbane dzieci wzięły skoro nauczycieli dopiero zwolnią?
Jeżeli od ilości nauczycieli zależy ich zadbanie, to zadbane powinny być.
Zaniedbać powinny się dopiero po zwolnieniu.
Oczywiście dobro dzieci jest zagrożone a nauczycieli trzymać w pracy za publiczne pieniądze mimo, że pracy nie ma.
To dziwić się niechęci do tej grupy zawodowej?
Nie dość, że ludzie maja wspomnienia ze szkoły jakie mają, różne, bo pamiętają na przykład układanie planu lekcji pod nauczycieli, niesprawiedliwe ocenianie będące wynikiem braku kompetencji pedagogicznych, nie sprawdzane na czas prace będące wynikiem zwykłego lenistwa i lekceważenia dzieci które na ocenę czekają itd, to teraz czytają takie opinie jak ta.
Powinniśmy ich utrzymywać za nasze pieniądze, bo biedne dzieci..
Ludzie wiedzą skąd się biorą pieniądze w większości, że to ich pieniądze za które się oświatę utrzymuje.
To tylko nauczyciele tego nie rozumieją.
I szwaczki powinniśmy wcześniej z publicznych pieniędzy utrzymywać.
A miałyby szyć czy tylko pensję pobierać?
A co z uszytymi rzeczami?
Do Chin chyba eksportować.
A czemu tylko szwaczki?
Wszystkich utrzymywać, trzeba było socjalizmu nie likwidować i dobrobyt by był jak był.
Ale ludzie pamiętają ten dobrobyt stąd ta niechęć.
O przepraszam , Panią Hall bez spodni to już wczoraj linkowałem 🙂
Żeby Amerykańcom łatwiej było tych nauczycieli „axing” – (cóż za piękne słowo swoją drogą nie „ciąć” etaty a „siekierować”) jednocześnie produkuje się komedię pt. „Zła kobieta” z Cameron Diaz w roli głównej. Jest to, jak większość już zapewne wie, historia nauczycielki pijącej i palącej na lekcjach a przede wszystkim poszukującej jelenia gotowego zafundować jej nowy biust. Zgroza. Ale tak właśnie Hollywood idzie na rękę władzom stanowym zwalniającym nauczycieli. Widz nieedukowany będzie głupszy to i na gorsze gnioty pójdzie z zadowoleniem. Nie od dziś wiadomo że każdy chce sobie wychować klientelę na swoją miarę. „Stowarzyszenie umarłych poetów” to ramota jakiej już nikt nie ogląda a Robin Williams grywa psychopatów i głupków choć stać go na role inteligentniejsze przecież. I tam mi się to skojarzyło z Miłoszem i jego wierszem „tam mało” – „Tak mało powiedziałem/krótkie dni”. Mało – rzecz względna – większość populacji nie wyczyta więcej jak trzy strofy a i to ich nie zajmie
Co do pustki po szwaczkach w mieście naszym Łodzi (i prządkach, których było nawet więcej) to zapełnili ją monterzy lodówek, kuchenek i komputerów. Z tym, że te montownie są na peryferiach i tak nie odznaczają się w „pejzażu społecznym” miasta. Jednak jak się powłóczyć po Dąbrowie przemysłowej to można jeszcze takie dość liczne „relikty ery industrialnej” zobaczyć 🙂
@parker
„Nie dość, że ludzie maja wspomnienia ze szkoły jakie mają, różne, bo pamiętają na przykład układanie planu lekcji pod nauczycieli, niesprawiedliwe ocenianie będące wynikiem braku kompetencji pedagogicznych, nie sprawdzane na czas prace będące wynikiem zwykłego lenistwa i lekceważenia dzieci które na ocenę czekają”
i ty śmiesz twierdzić, że nie nienawidzisz nauczycieli? Każde słowo okapuje tą nienawiścią a ty jesteś hipokrytą.
„Ja nie nienawidzę nauczycieli. Nienawiść w ogóle jest mi obca.”
Właściwie twoje teksty nie warte są nawet przeczytania a a co dopiero komentowania.
Parkerze, Twój wpis jest jadowicie złośliwy. To prawda, że część nauczycieli postępuje nieprofesjonalnie, tak jest jednakże w każdej grupie zawodowej. Przyczyn tego jest wiele, np. chory system awansu zawodowego dla belfrów nie powiązany z wynikami ich pracy.
Poszerza się krąg dzieci zaniedbanych, pochodzących ze środowisk ubogich, patologicznych, ufających w swój spryt i silne pięści, traktujących szkołę jako zło, które należy omijać, używających wulgarnego języka. Rodzice się nimi zbytnio nie interesują, rozkładają bezsilnie ręce, albo mówią jak matka jednego z moich wychowanków: ” nie chce się uczyć, niech skończy w ;poprawczaku, może wówczas zmądrzeje”. Do takiej młodzieży trzeba dotrzeć. Mogą to zrobić nauczyciele zatrudniani jako pedagodzy ulicy, wychowawcy świetlic osiedlowych, dworcowych, wspomągąjacy belfrów prowadzących lekcje z trudnymi klasami. Ale u nas jest inaczej: jest niż, a więc nauczycieli jest za dużo.
Parkerze, jechałeś kiedyś zatłoczonym tramwajem, wśród rozwydrzonych młodocianych, wulgarnych pseudokibiców, widziałeś w internecie chamskie zachowanie młodzieży depczącej godność nauczyciela zawodówki w Rykach? Te zjawiska mają swoje żródła, o których wspomina Gospodarz. A wspomniane przez Ciebie szwaczki nie mają z tym nic wspólnego.
Śmiem, cvb, śmiem.
Wiesz Ty człowieku co to nienawiść?
W domorosłego psychoanalityka się bawisz imputując mi co jakiś czas powody i intencje zamieszczania komentarzy.
Kim Ty jesteś, dajesz dowody na blogu i jakoś Twojego jestestwa staram się nie obnażać mimo, że klawiatura świerzbi.
To prawda, że panuje zła opinia na temat stanu nauczycielskiego w społeczeństwie.
Nie twierdzę, że jest ona sprawiedliwa, bo dla wielu szalenie krzywdząca.
Ale zasłużona, bo pracują na nią pokolenia nauczycieli, którzy nimi nigdy nie powinni zostać. I za nich cierpią ci porządni, z powołania, mądrzy, kochający i oddani dzieciom. Bo tak już jest, że patologia jest lepiej widoczna.
Nauczyciele mają mylne wyobrażenie na temat opinii na ich temat ze strony rodziców i uczniów.
Wszyscy przecież dostają na koniec roku kwiatki, czasem książki, wszystkim rodzice i dzieci życzą miłego wypoczynku i dziękują za trud i wysiłek.
Widziałeś wyjątki, bo ja nie.
To skąd się bierze ta rozbieżność opinii w społeczeństwie i wśród rodziców i uczniów otaczających nauczycieli?
Spotkałeś się kiedyś z krytyczną opinią na temat pracy nauczyciela ze strony rodziców? Rodziców, nie rodzica.
Jak tak się dzieje, to jak przez was nauczycieli jest taki rodzic określany?
Zdaje mi się, że padało to określenie pod moim adresem z Twojej strony.
A wiesz dlaczego te kwiatki, życzenia, i podziękowania bez wyjątku?
Bo macie zakładnika.
Ja mimo tak krytycznego stosunku do wielu nauczycieli, też nigdy się nie odważę na słowo krytyki.
Na koniec roku szoruję z życzeniami, i podziękowaniami.
Bo mi mojego dziecka szkoda a wiem,że i tak nic nie wskóram.
Dopóki relacje rodzic-nauczyciel będą się opierały na strachu o własne dziecko opinia o nauczycielach się nie zmieni.
Polska szkoła to opresja dla uczniów i rodziców, proszę nie oczekiwać zatem,żebyśmy kochali oprawców.
A wycieczki pod moim adresem proszę sobie darować, bo poproszę gospodarza i siebie o dyspensę na ripostę i Ci się naprawdę przykro zrobi.
Dawałem dowody na tym blogu, że potrafię dopiec.
Obiecałem sobie tego więcej nie robić, bo to słabe jest i zawsze potem siebie nie lubię.
zza aluzy: „A.L. @ 2011-08-17 o godz. 22:15 cytuje lekko ?zalatujące?, bo sprzed roku, materiały Global Research, czyli mocno lewicującej organizacji. Koniec świata?zeby parker lub Gospodarz to rozumiałbym, ale A.L.?!”
Trudno Panu dogodzic. Jak cytowalem Heritage Foundation, to Pan narzekal ze cytuje prawicowe zrodla.
Liczby sa liczby, niezaleznei jaka byla intencja ich publikacji. Dlatego tez nei zameiscilem linku. Zameisicl link Pan, domyslam sie ze to link to Panskiej ideowej organizacji.
Zas jak idzie o liczny „nei zalatujace” – tu gdzie meiszkam – w tym roku – 510, w Nowym Jorku 4100.
W odroznieniu od Pana nie sugeruje ze recepta na uzdrowienie polskiej edukacji jest w USA. Chcaielm tylko zwrocic uwage ze cos jest nei w porzadku z edukacja w tak zwanej „cywilizacji zachodniej”. Jezeli bez problemu zwalnia sie nauczycieli na lewo i prawo. A juz Wladimir Ililicz Lenin mawial: „Panstwo policyjne to takei w ktorym policjant zarabia wiecej od nauczyciela” oraz „Po pierwsze, uczyc sie. Po drugie – uczyc sie. I po tzrecie – uczyc sie”
Natomiast ciekawi mnei zo wspolnego z polska edukacja maja opisy Panskiej kariery w firmie jakiejs tam czy opisy karier kandydatek na politykow..
Wtrącenie zupełnie obok tematu.
Dlaczego filmików o znęcaniu się nad nauczycielem w Rykach nie usunięto z youtube? Sprawa wylądowała w sądzie a filmy w dalszym ciągu są drogowskazem dla kolejnych dojrzewających roczników nastolatków.
parker pisze:
2011-08-18 o godz. 12:42
„Polska szkoła to opresja dla uczniów i rodziców, proszę nie oczekiwać zatem,żebyśmy kochali oprawców.”
Mocno przesadzona i bardzo emocjonalna, więc mało obiektywna ta opinia o polskiej szkole.
Czy Ty Parker rzeczywiści widzisz świat tak naiwnie w czarno- białych barwach? Nie dostrzegasz, że przyczyny złego stanu oświaty polskiej są bardziej złożone?
Właściwie jesteś bardzo przewidywalny w swoim opiniowaniu stanu polskiej oświaty – zawsze winni są tylko i wyłącznie nauczyciele – to już powoli staje się nudne.
Mam do czynienia z różnymi rodzicami. Z większością można współpracować.
W przypadku jednak uczniów sprawiających problemy dydaktyczne rodzice owych najczęściej nie interesują się w ogóle ani samymi problemami, ani tym bardziej ich przyczynami. Po co się wgłębiać w problem, dociekać, szukać pomocy fachowców?
Przecież wiadomo, dlaczego dzieciak ma problemy – to wina nauczycieli.
Przypuszczam, że w zaciszu domowym większość rodziców za niepowodzenia szkolne swoich pociech winą zawsze obarcza nauczyciela.
Większość uczniów za swoje niepowodzenia szkolne obwinia tez nauczycieli.
Nie ma leniwych, krnąbrnych, niezdyscyplinowanych, niezdolnych, patologicznie agresywnych itp. itd. uczniów .
Są tylko nieudolni nauczyciele.
Za całe zło świata odpowiadają nieudolni nauczyciele.
Taki to już człowiek jest, że „widzi drzazgę w oku brata swego, a belki w swoim nie dostrzega”.
A tak naprawdę dziecko większość czasu spędza w domu i to rodzice powinni, tylko często nie chcą, mieć największy wpływ na to, co ich dziecko osiągnie w życiu i jakim stanie się człowiekiem. I żadna, najgorsza nawet szkoła i najgorszy nawet nauczyciel nie staną takiemu dziecku na przeszkodzie.
Idealnie byłoby ( to moje marzenie, które pewnie się nie ziści), gdyby rodzice zamiast uprawiać często zwykłe nie wnoszące nic pozytywnego „krytykanctwo” wobec nauczycieli, a potem obłudnie się im podlizywać, współpracowali z nauczycielami w nauczaniu i wychowaniu swoich pociech. Ale współpracować z „oprawcami”?
To przecież niemożliwe!
parker pisze:
2011-08-18 o godz. 12:42
„Dopóki relacje rodzic-nauczyciel będą się opierały na strachu o własne dziecko opinia o nauczycielach się nie zmieni.
Polska szkoła to opresja dla uczniów i rodziców, proszę nie oczekiwać zatem,żebyśmy kochali oprawców.”
Straszny hipokryta z Ciebie Parker.
Dlaczego nie jesteś tak odważny w wyrażaniu swoich opinii w szkole Twoich dzieci?
Co niby nauczyciele mogą Twoim dzieciom zrobić w dzisiejszych czasach, kiedy najczęściej boja się nawet zwrócić uwagę niesfornemu dzieciakowi, bo zaraz rodzice lecą na skargę do dyrekcji, kuratorium, ministra?
Nie bądź śmieszny z tym swoim wyimaginowanym strachem przed „nauczycielami – oprawcami”.
Polska oświata powoli zmierza w kierunku zachodnim- niedługo będzie jak w szkołach brytyjskich, czy niemieckich, gdzie nauczyciel drży ze strachu przed bezkarnymi wyrostkami, którym wszystko wolno.
Najlepszym wyjściem byłoby zlikwidować w ogóle publiczną oświatę – ta zawsze skazana będzie na niepowodzenie, zwolnić wszystkich nauczycieli i oddać nauczanie i wychowanie dzieci w ręce ich rodziców. I wtedy każdy rodzic stanie sie w końcu „kowalem losu” własnych dzieci.
hilda: „Czy Ty Parker rzeczywiści widzisz świat tak naiwnie w czarno- białych barwach?”
ja mysle ze parker w szkole przeszedl jaka starszna traume, moze go bili, a moze sie wysmiewali, a moze stopnie mial takei sobie, i dlatego teraz tak nauczycieli nienawidzi
Niestety, zwalniane nauczycieli nikomu nie wyjdzie na dobre. Już teraz widać pierwsze skutki, do których można zaliczyć zbyt dużą ilość uczniów w klasach (ostatnio spotkałam się z liczbą 36), z drugiej strony zbyt mało atrakcyjnych zajęć. Przykre jest to, że zazwyczaj na stanowiskach utrzymują się Ci, którzy nigdy nauczycielami być nie powinni.
hilda pisze: 2011-08-18 o godz. 17:03
„Przypuszczam, że w zaciszu domowym większość rodziców za niepowodzenia szkolne swoich pociech winą zawsze obarcza nauczyciela.”
Moja żona wielokrotnie wypowiadała w domu przy dzieciach bardzo krytyczne słowa o kompetencji zawodowej nauczycieli. Do tego stopnia, że czasami dochodziło do „potępiania w czambuł” i „wyrywania sobie z głowy włosów” z powodu „głupoty nauczyciela”.
Zawsze, gdy byłem przy tym obecny stawałem w obronie nauczyciela i jeżeli nawet dowody były ewidentne i na piśmie (na przykład w postaci błędnie poprawionej czy ocenionej pracy, wewnętrznie sprzecznych poleceń, rozporządzeń działających z mocą wsteczną i stawiających na głowie całe znane do tej pory reguły gry, zawiadomień dawanych z zerowym wyprzedzeniem, gdy można było zrobić to miesiąc wcześniej, niechęci do ułatwienia kontaktów ze szkoła rodzicom posiadającym dużo więcej aniżeli te przysłowiowe jedno czy dwoje dzieci czyli wywiadówki o tej samej porze we wszystkich klasach ) to chciałem chociaż osiągnąć to, aby dyskutowała takie sprawy ze mną na osobności a nie wyrywała sobie włosy przy dzieciach.
Ponieważ to żona, pracująca przez większość czasu w domu wychowując nasze dzieci w dużo większym stopniu aniżeli ja miała do czynienia z nauką dzieci, na niej też skupiły się konsekwencje tego krytykowania.
Podrywanie autorytetu szkoły i nauczyciela, przed czym ostrzegałem, zawsze wracało jak bumerang w postaci większych kłopotów szkolnych aniżeli te początkowe sygnały.
Żony jednak nigdy nie byłem w stanie przekonać aby zaprzestała krytykowania nauczycieli w domu. Nie można jej jednak zarzucić tchórzostwa. Twarzą w twarz, podczas spotkań w szkole tez zdarzyło się jej „wybuchnąć”, czyli nie kryła się za podlizywaniem. Na całe szczęście jako „niepracująca” mama była dla nauczycieli zbyt cenna w tuzinie różnych ról aby odbiło to się jakoś na dzieciach. Poza tym jej trzydziestoletni „staż rodzicielski” w wielu szkołach wszystkich szczebli dał jej taką wiedzę w temacie, że młodsi nauczyciele wysiadali.
hilda
Dlaczego nie jesteś tak odważny w wyrażaniu swoich opinii w szkole Twoich dzieci?
Przecież napisałem dlaczego?
Bo ucierpią moje dzieci.
Nauczyciele mają swoje metody uprzykrzania życia uczniom.
Potrafią to robić w białych rękawiczkach.
Nic im zarzucić nie można a dziecko z lubianego przez panią staje się nielubiane. Dziecko to czuje i przestaje lubić szkołę.
I tak się zaczynają kłopoty.
Zająłem stanowisko raz, jak się pozbywano ze szkoły dwójki dzieci które sprawiały trudności.
Dzieci usunięto a na moje dzieci się patrzy krzywo od tamtej pory.
Za sprawą nauczycieli ale też rodziców.
Bo po co mieć w klasie trudnych uczniów?
Nauczyciel woli dobrych i grzecznych i rodzice tak samo.
Moje dzieci nie wiedziały, że jako jedyny protestowałem jak rodzice na zebraniu domagali się usunięcia ich z klasy więc nie mogły się sugerować, a z ich relacji wiem,że stosunek klasy i nauczycielki do nich się zmienił od tamtej pory.
Raz po zebraniu, żeby nie przy innych rodzicach, zwróciłem nauczycielce uwagę, że moje dziecko się zaniedbuje matematycznie, że obserwuję u niego regres zdolności i zainteresowań matematyką, poprosiłem,żeby zwróciła na to większą uwagę. Życzliwie, z uśmiechem, najdelikatniej jak potrafię.
Pani to oczywiście odebrała osobiście, odpowiedziała mi,że z polskiego się powinien podciągnąć, bo błędy ortograficzne robi.
Ale ja nie o polskim chciałem rozmawiać odpowiadam, tylko o matematyce.
Myślisz że ta rozmowa się nie odbiła na relacjach pani z dzieckiem.
Ależ oczywiście.
Był jednym z najlepszych uczniów w klasie, od tamtej pory, pani stara się jemu a raczej mnie udowodnić, że nie jest z niego taki orzeł.
Syn mówi,że pani go przestała lubić.
To wywołuje u niego reakcję sprzeciwu bo ma silne poczucie sprawiedliwości więc sytuacja się pogarsza.
Mam interweniować u dyrekcji?
Pani dyrektor jak idzie korytarzem nie odwzajemnia uśmiechu a dzień dobry odburkuje.
Pani dyrektor oglądała szopkę noworoczną w której była jawnie antysemicka scenka i nie zareagowała.
Byłem namawiany żebym ja zareagował.
A w nos się proszę pocałować.
Nie będę naprawiał świata kosztem moich dzieci.
Wystarczają mi wasze reakcje na blogu.
Pani dyrektor pozbyła się dwu uczniów którzy sprawiali trudności, bo to z racji lokalizacji, mimo że podstawówka to elitarna jest.
Czekam aż się trzecia klasa skończy i zmieni wychowawcę. Do szkoły na zebrania żona chodzi.
Dziecko zapisałem na dodatkowe zajęcia matematyczne poza szkołą.
Opisuję klasy 1-3 w podstawówce w dużym mieście.
Więc nie pieprz mi proszę o hipokryzji.
Z kliką nikt nie wygrał.
Mam koleżankę która ma wybitnie zdolne dziecko.
Sama je wychowuje, dziecko ma fobię szkolną a ona problemy wychowawcze Zawinione przez nią, albo przez trudną sytuację rodzinną, ale przez szkołę też.
Nie miał szczęścia do dobrej nauczycielki w pierwszych klasach podstawówki.
Prawdę mówiąc na idiotkę trafił, która nie potrafiła do niego trafić.
Wzięła się na metodę i go olewała.
A on chciał zwrócić na siebie uwagę po prostu więc eskalował swoje zachowanie.
Co szkoła zrobiła żeby pomóc temu dziecku?
Kuratora jej nasłała bo dużo lekcji opuszczał.
A, jeszcze tytułem uzupełnienia.
Oprawcy napisałem ironicznie.
O czym świadczy jak nie o złej woli niedostrzeżenie tego jako ironii.
Pierwszy raz czytasz moje komentarze?
Ale się zastanowiłem na tymi oprawcami i wiesz, czasem można tak was nazwać bez ironii.
Tak można nazwać „wychowawców” z państwowych domów dziecka, którzy sobie załatwili trwanie na stanowiskach przez zablokowanie procesu likwidacji tych nieludzkich placówek.To też nauczyciele. Tak, żeby mieli pracę, nadal się będą zajmować „wychowywaniem” nowych pokoleń wykluczonych społecznie i nie przystosowanych do życia młodych ludzi.
Swoimi metodami.
Znasz historię, czy nie czytałaś bloga jak podnosiłem tę kwestię?
Bo mogę poszukać specjalnie dla Ciebie linków do artykułów i audycji które wtedy zamieściłem:)
@parker
” i Ci się naprawdę przykro zrobi. Dawałem dowody na tym blogu, że potrafię dopiec.”
grozisz mi? śmieszny jesteś i odważny jedynie w przed klawiaturą. Typowy trol internetowy. Szkoda, że nie ma tu opcji ignoruj.
zza kałuży pisze:
2011-08-18 o godz. 19:31
„Zawsze, gdy byłem przy tym obecny stawałem w obronie nauczyciela i jeżeli nawet dowody były ewidentne i na piśmie”
Bardzo mądrze, gdyby wszyscy rodzice tak reagowali mniej by było zapewne problemów dydaktycznych i wychowawczych.
Sama jestem jednocześnie rodzicem i słuchając skarg moich własnych dzieci na szkołę, zawsze starałam się im wytłumaczyć, ze nauczyciel tez człowiek może sie pomylić, mieć gorszy dzień itp. Zawsze starałam się znaleźć obiektywna przyczynę takich, a nie innych zachowań.
Faktem jest, że jakoś nigdy nie zdarzyło się w całej 12 letniej edukacji moich dzieci, żeby ewidentnie czuły się skrzywdzone przez jakiegoś nauczyciela „oprawcę”.
Nigdy nie miały kłopotów ani z nauką, ani z zachowaniem w szkole.
Raz syn miał w LO jednorazowy wybryk, za który groziło mu wydalenie ze szkoły. Trafił na bardzo mądrą wychowawczynię, która broniła go jak lwica i bardzo mądrego, doświadczonego dyrektora – pedagoga z powołania, który obdarzył go zaufaniem i dał szansę. Nigdy więcej potem nie było już żadnych problemów.
Więc jeśli chodzi o własne dzieci i ich szkolną edukację mam raczej dobre doświadczenia. Nigdy jednak nie uważałam, że szkoła ma zastąpić mnie w wychowaniu moich dzieci.
Również szkoła w której obecnie pracuję, choć nieelitarna jest przyjazna uczniowi. Pewnie, że zdarzają się lepsi i gorsi nauczyciele, ale nie ma w niej „oprawców”, o których pisze Parker.
Ważne, żeby rodzic słuchając subiektywnej opinii dziecka zdawał sobie sprawę z tego, ze nie jest ono tak naprawdę do końca w stanie obiektywnie ocenić kompetencji nauczyciela.
Czy natomiast rodzice są zawsze w stanie na podstawie jedynie opinii dziecka dokonać takiej oceny? Zawsze trzeba dać szansę drugiej stronie na wyjaśnienia. Pewnie, że patologie się zdarzają, ale nie są one, wbrew temu, co twierdzi Parker normą w polskiej szkole.
Uczestnicząc jako rodzic w zebraniach rodziców niejednokrotnie byłam świadkiem roszczeniowej postawy innych rodziców wobec szkoły i nauczycieli. Bardzo łatwo – zwłaszcza w elitarnym LO – przychodziło lekarzom, prawnikom, inżynierom dokonywanie oceny kompetencji nauczyciela na podstawie jedynie opowiadań własnych dzieci o tym, co na lekcjach się dzieje i na podstawie własnych, najczęściej stereotypowych wyobrażeń o nauczycielach. A dzieci często były rozpuszczone jak „dziadowskie bicze” – to wiem z opowiadań córki o tym jak się ta „elitarna” młodzież potrafiła zachowywać na wycieczkach lub z jaką pogardą wypowiadała się o niektórych nauczycielach.
Najczęściej wypowiadana opinia przez rodziców lub uczniów – bo ta pani / pan nie umie uczyć i dlatego ja teraz nic nie umiem.
Czy ja jako nauczyciel mam np. kompetencje by oceniać pracę inżyniera i wydawać autorytatywne opinie na temat tego czy jest „udolny” czy „nieudolny”?
W naszym społeczeństwie natomiast każdy ma pojęcie o tym, jak należy uczyć i jak należy leczyć. Niepotrzebni są zatem ani lekarze, ani nauczyciele.
parker pisze:
2011-08-18 o godz. 20:42
„Sama je wychowuje, dziecko ma fobię szkolną a ona problemy wychowawcze Zawinione przez nią, albo przez trudną sytuację rodzinną, ale przez szkołę też.”
A skąd wiesz, że przez szkołę też? Jesteś psychologiem albo psychiatrą? Temu dziecku potrzebna jest fachowa pomoc specjalisty – może lekarza.
Nauczyciel i szkoła nie są od tego, żeby leczyć, lecz żeby uczyć.
Zwykły nauczyciel nie ma ani kompetencji, ani możliwości aby udzielić takiej specjalistycznej pomocy. On ma przede wszystkim uczyć i ma na głowie nie jedno problematyczne dziecko, ale całą, często ponad 30- osobowa klasę.
O leczenie swojego dziecka powinni zadbać rodzice.
Swoją drogą – czemu posyłasz swoje dzieci do elitarnej podstawówki,która jest w dodatku opresyjna – przecież jesteś przeciwnikiem segregacji?
Może w normalnej szkole nie miałbyś takich „nienormalnych” problemów z nauczycielami i dyrekcją? Przyznam szczerze, że zachowania nauczycieli, które opisujesz są dla mnie co najmniej dziwne i zupełnie niezrozumiałe. Nigdy się z czymś takim w normalnych szkołach nie spotkałam.
sama jako nauczyciel nigdy nie „obrażam” się na ucznia za zachowanie rodzica. Jestem dorosłym, zrównoważonym człowiekiem, mającym udane życie rodzinne, fajną pracę, dlaczego miałabym się „wyżywać” na dzieciach?
Sądzisz, że większość nauczycieli to psychopaci, którym radość sprawia znęcanie się nad dzieciakami? Jeśli tak, to smutne to jest i żal mi Ciebie.
Trochę więcej optymizmu i wiary w człowieka by Ci się przydało. Może Twoja „negatywna” energia, którą emitujesz w stosunku do nauczycieli odbija się rykoszetem i po prostu do Ciebie wraca? Nawet, jeśli się z tą niechęcią do nauczycieli obłudnie kryjesz, to i tak jest ona z pewnością wyczuwalna. Dlaczego ktoś się ma do Ciebie uśmiechać, skoro wie, że nim gardzisz i uważasz za nieudacznika?
Wiem jedno – jeśli do kogoś odnosisz się z niechęcią i brakiem szacunku, on odpłaca najczęściej tym samym.
I mam prośbę osobistą – nie używaj wulgaryzmów, bo jako kobieta nie nawykłam do nich.
„czemu posyłasz swoje dzieci do elitarnej podstawówki,która jest w dodatku opresyjna”
Bo mam najbliżej, mogą piechotą chodzić.
A jakby najbliższa była poprzez selekcję wyselekcjonowana w dół to bym do tej lepszej woził.
Bo mi na dzieciach zależy.
Bo jakby nie było segregacji to by szkół dla marginesu nie było.
To że się sprzeciwiam segregacji to nie znaczy że mam o dzieci nie dbać.
Ty to nazywasz hipokryzją.
A to jest dostosowanie się do warunków które się zwalcza.
„Dlaczego ktoś się ma do Ciebie uśmiechać, skoro wie, że nim gardzisz i uważasz za nieudacznika?”
A dla tego, że ja się do niej uśmiecham, że mnie widuje często, bo jest naszą mamą, jak lizusowsko się o niej wyraziła na akademii jedna z wychowawczyń.
A do tego mnie nie zna bo nigdy ze mną nie rozmawiała, więc się nie mogła zrazić.
„sama jako nauczyciel nigdy nie ?obrażam? się na ucznia za zachowanie rodzica.”
No i co z tego, o tobie piszę?
Co z tego że takich jak Ty jest większość.
Ale jest też ta mniejszość.
To o niej piszę.
I jak się dziecku trafi ta mniejszość i do tego niewydolna matka sama wychowująca dziecko, to system może matkę i dzieciaka załatwić na amen.
A to bardzo zdolne dziecko.
Bardzo kreatywne ale już ze skrzywioną osobowością.
Czy sobie poradzi w życiu zobaczymy.
Ale szkoła sobie z nim nie poradziła a szczególnie pewna pani w szkole.
Metoda olewania dzieciaka, nie jest dobrą metodą.
Znam to dziecko i wydaje mi się,że dobry pedagog by sobie z nim poradził.
A może by i matki do siebie nie zraził.
To nie jest osoba z którą kontakt jest utrudniony.
Mogę nie mieć racji, ale tak widzę tę sprawę.
A z tym emitowaniem energii jej wracaniem,wracaniem, to już w takie klimaty wpadłaś..
Pokręciło cię, co ty u cioci na imieninach jesteś?
To poważny blog.
cvb
Grozisz?
Wiesz Ty co to groźba?
Straszę Cię co najwyżej, bo nie wiem jak ci napisać żebyś się odczepił.
Czy ja cię człowieku atakuję?
Przyczepi się taki i od trolli wyzywa.
W realu bym wezwał straż miejską.
Parker,
proszę,przeczytaj post Hildy! I może zabierz dziecko ze szkoły- można przecież (prawo pozwala) uczyć własne dziecko w domu. Jesteś taki mądry,że na pewno dasz radę ,a zaoszczędzi Ci to kolejnych powodów do frustracji, no i oszczędzisz dziecku traumy. Sam wiesz, z własnego doświadczenia, jak trudno się z nią uporać. Poza tym wychowujesz chyba ,jak na razie, jakiegoś straszliwego konformistę, dając dziecku taki przykład, jak to opisujesz (te kwiatki,czekoladki-brrr!)
parker pisze: 2011-08-18 o godz. 20:42
„Bo po co mieć w klasie trudnych uczniów? Nauczyciel woli dobrych i grzecznych i rodzice tak samo. Moje dzieci nie wiedziały, że jako jedyny protestowałem.”
Takie oceny bardzo zależą od tego, co rozumiemy pod „trudny”, parker.
Nie zawsze bycie „trudnym” polega na gadaniu na lekcji i ciągnięciu dziewczynek za warkocze.
Moi „trudni” koledzy (klasy od 5 do 8) prowokowali bójki na pięści, z kopaniem leżącego włącznie. Rzucali w innych uczniów otwartym, metalowym cyrklem. takim z igłą, nie wiem czy takich się jeszcze używa. Moczyli w ubikacji bułki w wodzie i na przerwie rzucali takimi bułkami w innych, w głowę. Strzelali wirującymi żyletkami zakładanymi na wszystkie dziesięć palców. W szkole, na korytarzu, w „żartach” celowali w brzuch. Po szkole, na boisku, w twarz.
Ty piszesz o klasach 1-3. Jak w mojej starej szkole pojawili się Cyganie (ach, wiem, zaraz oberwie mi się za antycyganizm) to wraz z nimi pojawiła się nowa technika wymuszania od uczniów pieniędzy. Pierwszak, drugak albo trzeciak, zawsze Cyganek lub Cyganeczka, podchodzili do ofiary (bez przenośni i bez przesady) na szkolnym korytarzu w czasie przerwy i żadali pieniędzy. Ofiara mogła albo natychmiast dać, jeżeli miała w kieszeni jakieś drobne, albo dostawała termin do „końca szkoły”, w sensie „spotkamy się dzisiaj po szkole, jak będziesz wychodził do domu”.
Pod szkołą czekali starsi bracia, kuzyni lub tylko znajomi Cyganeczki, w wieku od kilkunastu do dwudziestu kilku lat i zwykle kilkuosobową bandą. Cyganeczka wskazywała palcem, kto nie zapłacił. Żarty się skończyły jak kilku uczniów zostało poważnie pobitych kastetami.
Chciałbyś mieć w klasie czy w szkole takie Cyganiątka?
Chcesz czekać na to, kiedy tacy w starszych klasach zaczną strzelać w twarze twoich dzieci żyletkami?
Nie są to tylko wspomnienia z lat siedemdziesiątych zeszłego wieku.
Moje dzieci dopiero niedawno przyznały się przy jakiejś okazji jak dały sobie radę z podobnym zagrożeniem w swojej młodości, czyli jakieś dziesięć, pietnaście lat temu. Otóż podobno (bo ani ja ani żona nie wiedzieliśmy o tym) nasz czwarty syn został wzięty na celownik szkolnego bandziora i zaczęły sie wymuszenia pieniędzy, jedzenia i bicie. Mały nie skarżył się, brał w skórę, bo jak potem powiedział, „nie chciał wciągać nikogo w kłopoty, gdyż wiedzał co zrobią bracia.”
Przypadkowo jego najlepszy przyjaciel z klasy powiedział o tym, co się dzieje któremuś ze starszych braci mojego syna. Bracia sprawę załatwili jak to starsi bracia potrafią.
Rodzice bandziora poskarżyli się wszędzie ale szkoła i uczniowie stanęli w obronie moich dzieciaków i tamtego przeniesiono gdzie indziej. I chwała bogu. Skończyło się wymuszanie i codzienny strach dla maluchów.
A w ogóle to myślę, że jak ktoś ma zaledwie cztery dziecio-lata doswiadczenia ze szkołą i już tak płacze to jest bardzo przewrażliwiony. Wyczuwam późne, tzw. rozsądne rodzicielstwo.
Parker, jako bonus, z dobrego serca dam ci radę na wypadek, gdyby któreś z twoich dzieci miało kłopoty z jedzeniem. Niejadek czy coś w tym guście. Zamiast zamieniać się w dietetyka, psychologa i klimatologa albo obwiniać szkolną stołówkę, upewnij sie, czy dziecko jest zdrowe. Jeżeli tak, to w razie najmniejszego kręcenia nosem na jakąś potrawę – zapytaj się go z wielkim entuzjazmem w głosie, czy ty możesz zjeść jego porcję?
Zaskoczone dziecko zwykle pozwala a ty masz wtedy pożreć jego jedzenie w pięć sekund, jakbyś był głodnym wilkiem. Oczywiście wszelkie prośby o jedzenie przed następnym posiłkiem mają być odrzucone. Takiego manewru zwykle nie trzeba powtarzać więcej, aniżeli kilka razy. Brutalne, ale skuteczne.
Miało być: (klasy od pięć do osiem) a z ósemki wyszedł emotikon, nie wiem dlaczego…
gatta
Daj spokój, to zabieranie ze szkoły, i uczenie w domu ta stare propozycje.
Co jakiś czas jakiś nauczyciel mi to proponuje.
Najpierw się mnie ustawia jako nienawidzącego nauczycieli.
Pomijam sam fakt, że posądzić o coś takiego może tylko ktoś kto myśli takimi kategoriami, można nie nawiedzić jakiejś grupy.
No ale jak się w pokoju nasiąknie odpowiednią atmosferą to tylko o nienawiści można myśleć i innych posądzać.
Ilu wśród was jest ksenofobów? 10% 20% czy 30% jak w społeczeństwie?
Problem z nasza szkołą polega na tym, że nauczyciele przez brak selekcji którą tak lubią dzieci poddawać, sami na nią się nie godząc, są czystą reprezentacja społeczeństwa. Konformizm zarzucają bo sami na co dzień takiemu konformizmowi poddani, bo przecież przy takim narzekaniu, każdy nonkonformista by sobie zakład rzemieślniczy otworzył.
Ja bym wolał na przykład fryzjerką zostać niż nauczycielem.
Powiedział ktoś z was przez całe swoje zawodowe życie coś dobrego o ministrze edukacji, o poprzednim, że był lepszy od obecnego.
Wy nienawidzicie na przykład ministra edukacji. Każdego, kto by nie mnie był.
Najbardziej to wam się rzeczywiście Giertych podobał.
Jak bym był bogatszy, to bym ankietę zrobił wśród nauczycieli dla przyjemności. Nie mam wątpliwości, że Giertych by wygrał.
Bo macie takie same myślenie.
Zero tolerancji.
Może jakaś gazeta zrobi.
Nawet złodziei nie można nienawidzić jako grupy.
Można tego co nas okradł.
Po ocenie mnie przyszła kolej na moje dzieci.
Kogo chowam.
Straszliwego konformistę.
Powstańca warszawskiego mam nadzieję nie chowam.
A na jakiej podstawie to mówisz i po co, chcesz żebym się poprawił.
Tak właśnie jak mnie traktujecie uczniów.
Dzieci nie znają mojego krytycznej oceny stanu nauczycielskiego.
Nie rozmawiam z nimi o tym, bo są za małe.
Nie zrozumiałyby i bym im krzywdę zrobił zniechęcając do szkoły.
Muszę wszak korygować tę niechęć którą staracie się wywołać u uczniów swoimi metodami pedagogicznymi.
Nie podważam autorytetu nauczycieli bo to nie jest w interesie moich dzieci.
Widzisz mój konformizm aż tak głęboki jest.
No to jak już o mnie, moich dzieciach porozmawialiśmy, to może teraz o moich rodzicach?
Od kogo zaczniemy?
Od ojca?
Że pewnie pił?
I że przemoc musiała być w domu?
Proszę się nie krępować.
A dlaczego my o mnie i mojej rodzinie rozmawiamy?
parker pisze:
2011-08-19 o godz. 00:31
„A jakby najbliższa była poprzez selekcję wyselekcjonowana w dół to bym do tej lepszej woził.
Bo mi na dzieciach zależy.”
To w końcu zdecyduj się – ta szkoła do której chodzą Twoje dzieci jest zła, czy dobra? Czy oceniasz ją przez pryzmat dyrektorki, która się do Ciebie nie uśmiecha i jednej nauczycielki, która ponoć „nie lubi” Twojego dziecka ? Po czym to poznajesz? Tylko krzywo się na niego patrzy? Trochę to trąci przewrażliwieniem lub urojeniami.
Tez miałam ucznia, który mnie kiedyś oskarżył, że się „krzywo na niego patrzę”, tylko dlatego, że jako wychowawca usiłowałam skłonić go do chodzenia do szkoły, za każdym razem, kiedy wagarował zawiadamiałam pedagoga i rodziców i dużo z nim rozmawiałam. Nie robiłam tego, by się na nim mścić, tylko uważałam, że to mój obowiązek jako wychowawcy. Oczywiście w jego opinii byłam mściwa i się czepiałam, bo go nie lubiłam.
Poza tym Parker, kto posyła dzieciaka, który chodzi do kl. I-III na korepetycje z matematyki, bo uważa, ze się dziecko w szkole nie rozwija? To dla mnie chore. Daj dzieciakowi żyć i nie zamęczaj jego dzieciństwa korepetycjami! Przecież na tym etapie sam, jako rodzic mający wyższe wykształcenie i mający niezłe pojęcie o matematyce (sądząc po Twoich wpisach) jesteś w stanie popracować / pobawić się ze swoim dzieckiem rozwijając jego zdolności matematyczne.
Czytając od jakiegoś czasu tego bloga i Twoje wpisy mam wrażenie, że Twoja niechęć i pogarda do nauczycieli jest tak silna, że ekstrapolujesz negatywną opinię na całe środowisko i niezależnie na jakich nauczycieli byś nie trafił, zawsze będziesz miał do nich zastrzeżenia.
Świadomie pomijasz dobre przykłady, bo nie pasują do Twojej wyrobionej już opinii. Natomiast skupiasz się na złych przykładach wyolbrzymiając ich znaczenie i wpływ na edukację również własnych dzieci. Ty nigdy nie będziesz zadowolony ze szkoły. A to niedobrze rokuje dla Twoich dzieci, bo muszą w niej spędzić jeszcze kilkanaście lat.
Myślę, że Twoja pogarda dla nauczycieli, którą tu tak epatujesz, jest tak silna, ze nie wyobrażam sobie, żebyś był w stanie ukryć ją w rozmowie z nauczycielem, nawet próbując być miłym. Można z uśmiechem na ustach i w miłych słowach dać komuś do zrozumienia, że jest obibokiem i nie wypełnia swoich obowiązków jak należy. Robisz to pewnie nawet nie uświadamiając sobie tego. Pewnie tak było w przypadku pani od matematyki.
Oczywiście powinna być uodporniona na „roszczeniowych” rodziców i sobie z nimi również z „uśmiechem i najdelikatniej jak tylko można” radzić, ale może ma zbyt mało jeszcze doświadczenia?
Tobie jednak szczerze (piszę naprawdę w dobrej wierze i bez ironii) radzę zmienić nieco nastawienie – choćby jedynie dla dobra Twoich uczęszczających do szkoły dzieci. Jeszcze raz powtórzę – więcej optymizmu i wiary, że wszyscy nauczyciele w gruncie rzeczy chcą dobra dla Twoich dzieci, tylko może nie wszyscy robią to w sposób umiejętny.
parker pisze:
2011-08-19 o godz. 00:31
„Pokręciło cię, co ty u cioci na imieninach jesteś?
To poważny blog.”
Co nie przeszkadza jakoś Tobie robić wycieczek osobistych ( u cioci na imieninach nie bywam), nazywać nauczycieli „oprawcami”, konkretną nauczycielkę „idiotką”, a moje wpisy nazywać „pieprzeniem”.
Hmm, rzeczywiście bardzo to „poważne”.
To tylko przykłady z niedawnego Twojego postu, jest ich jednak o wiele więcej, ale nie chce mi się ich szukać.
„zza kałuży” – bardzo mądre wpisy – bardzo lubię je czytać i w dużej części się zgadzam, nawet z tymi krytycznymi wobec polskiej szkoły i nauczycieli. Pozdrawiam 🙂
@parker Straszenie i grożenie to co innego? Uspokój się pan. Sorry wodzu ale jeszcze raz panu napiszę, że jesteś pan zwykłym pieniaczem, i nie ważne jak ma pan wysokie mniemanie o sobie, ale osobiście ludzie wygadujący pierdoły działają mi trochę na nerwy.
I proszę nie zwracać się do mnie na ty bo wódki razem nie piliśmy i sądzę, że nie pilibyśmy bo poziom masz pan żenująco niski.
Parker pisze:
„A to jest dostosowanie się do warunków które się zwalcza.”
Piękne! Będę to podawać jako przykład paradoksu:) To coś jak : „walka o pokój”?
zza kałuży pisze:
2011-08-19 o godz. 03:28
Jak jesteśmy przy cyganiątkach jak pieszczotliwie nazywasz małych Romów, to w Polsce jest taka praktyka,że cygańskie dzieci się w szkołach specjalnych umieszcza.
Dla niepełnosprawnych umysłowo.
Zupełne w pełni pełnosprawne intelektualnie dzieci.
To nie jest trudne, bo wobec niskiej świadomości potrzeb edukacyjnych w romskich rodzinach, bez trudu się tłumaczy matce pełnosprawnego dziecka, że mu łatwiej nauka będzie przychodziła.
I nauczyciele tych specjalnych szkół krzywdzą te często zdolne romskie dzieci.
A co roboty się będą pozbawiać?
To ujawniła prasa.
No ale ta też nienawidzi nauczycieli, jak ja.
A te dzieci które usunięto, miały jakieś problemy.
Ale je ze szkoły usunięto nie na podstawie orzeczeń przychodni tylko presji na rodziców.
I żeby nie było, że nie sprawiedliwie oceniam.
Presji dokonywali inni rodzice tej elitarnej szkoły.
Ale szkoła swoją elitarność chcąca utrzymać, nic nie zrobiła żeby te dzieci chronić.
Szkołą nie jest od tego żeby dzieci chronić tylko je uczyć i 30 uczniów w klasie jak pisze pani nauczycielka.
Rodzice są od chronienia.
A jak rodzice nieudolni, to dziecko ma przerąbane.
Łącznie z zasileniem państwowego domu dziecka jak farta nie ma.
Asystenta rodzinnego lobby pracowników socjalnych uwaliło.
Muszą dostarczać wychowanków „wychowawcom” domów dziecka.
Nauczyciele są od uczenia i trzymania poziomu.
Nauczycielka nie powinna pozwolić na samosądy na zebraniach rodziców.
Tyle jej winy, nie słyszałem żeby naciskała na rodziców dzieci,żeby je zabrały.
Ale tez nie broniła.
Tak samo dyrekcja, choć nie wykluczam, że taka rozmowa zachęcająca pokazująca jasne strony zabrania dzieci do innej szkoły, mogła się odbyć.
parker pisze:
2011-08-19 o godz. 11:04
zza kałuży pisze:
2011-08-19 o godz. 03:28
„Szkołą nie jest od tego żeby dzieci chronić tylko je uczyć i 30 uczniów w klasie jak pisze pani nauczycielka.
Rodzice są od chronienia.”
Jeśli to mój wpis masz na myśli, to nie przekręcaj proszę.
Napisałam „szkoła nie jest od leczenia dzieci” i miałam na uwadze konkretny, opisywany przez Ciebie, nieco zdawkowo zresztą, przypadek Twojej znajomej, z którego jak dla mnie wynika, że powinna ona się udać ze swoim dzieckiem w pierwszej kolejności do poradni psychologiczno – pedagogicznej, a potem być może do psychiatry.
Być może należałoby poszukać przyczyn w dysfunkcyjnej rodzinie i próbować naprawić przede wszystkim sytuacje rodzinną, a nie od razu winę zwalać na szkołę i nauczycielkę „idiotkę”. Ani szkoła, ani pojedynczy nauczyciel nie załatwią za rodziców problemów wychowawczych, które oni sami ze swoim dzieckiem mają i które rzutują zapewne również na funkcjonowanie tego dziecka w szkole masowej.
Ale rodzice oczywiście oczekują od szkoły cudów, bo sami najczęściej nie mają czasu, aby się swoim osobistym dzieckiem i życiem zająć.
Kiedy w końcu ludzie pojmą, że od nich i tylko od nich zależy los ich dzieci?
A co do Twojej elitarnej szkoły – przecież masz, co chciałeś- rodzice mają tutaj jak widać decydujący wpływ na jej funkcjonowanie. Przecież o to Ci min. chodzi i w tym upatrujesz receptę na uzdrowienie polskiej oświaty?
Miało być oczywiście tylko:
„parker pisze:
2011-08-19 o godz. 11:04”
Przepraszam „zza kałuży” 🙂
a gdyby twoje dziecko zostało pobite przez sprawiającego problemy ucznia albo gdyby się nad nim znęcano?
tez byś go bronił przed usunięciem ze szkoły? czy może zabrałbyś swoje dziecko aby napastnika nie krzywdzić?
czy może byś poszedł z awantura do dyrektora i wezwał policję?
a przecież może wystarczy porozmawiać i pogłaskać po główce.
‚Bad Teacher’ komedia – polecam ten film wszystkim, a przede wszystkim ‚poległym’ (co za heroiczne określenie – niczym z lekcji o Westerplatte)
„To w końcu zdecyduj się ? ta szkoła do której chodzą Twoje dzieci jest zła, czy dobra?”
Jak wódka, dobra i nie dobra jednocześnie.
O nauczycielach rozmawiamy i o patologiach polskiej szkoły publicznej.
Co ma z tym wspólnego szkoła do której chodzą moje dzieci?
Miało nie być ogólnie to zilustrowałem przykładem.
Jak piszę ogólnie, to uogólniam, jak szczegółowo to się mnie psychoanalizie poddaje.
Nie atakuje nikogo personalnie samemu będąc przedmiotem takich ataków.
A wiarę w nauczycieli, to we mnie bardziej blogowe doświadczenia, niż te z realu podkopują.
Nie zafundowałem dziecku korepetycji.
Są zajęcia w Pałacu Młodzieży, zabawy matematyczne z elementami informatyki.
Źle że chodzi?
Mam nadzieję wychować i wykształcić dzieci mimo warunków jakie stwarza polska szkoła.
Jak im się trafia dobrzy nauczyciele, to ok.
Ale jestem przygotowany na tych, którzy nauczycielami nie powinni być bo i takich w życiu spotkają. Statystyka jest nieubłagana.
Jak uznam, że potrzebne są korepetycje to im zafunduję, jak mnie będzie stać.
I nie dla przygotowania do zdania egzaminu.
Uczenia testów szkoła uczy, można powiedzieć, że wręcz się w tym specjalizuje.
Ale trzeba jeszcze nauczyć myślenia. Pracy zespołowej, współdziałania w grupie korepetycje nie załatwią, ale jest na szczęście paru pasjonatów na tym świecie którzy organizują zajęcia w grupach dla dzieci w różnych dziedzinach. Tu za bardzo na szkołę nie liczę, choć żadnym dobrym nauczycielem nie pogardzę.
Nie zmuszam dzieci do nauki, wystarczy ze to szkoła robi, próbuję je zainteresować.
Na razie mi się udaje, na wszystkie zajęcia dodatkowe chodzą z przyjemnością.
Jak stracą przyjemność to sobie zmienią na inne.
To one decydują, ja tylko pokazuję.
nie od razu winę zwalać na szkołę i nauczycielkę ?idiotkę?.
Winę zwalam w zakresie winy nauczycielki.
Za nic więcej jej nie obwiniam jak za to, że przyjęła metodę olewania dzieciaka.
O brak kompetencji ją obwiniam.
I być może, zaznaczam być może, o skonfliktowanie się z matką.
Znam matkę i można z nią normalnie rozmawiać choć nie jest to łatwe bo wiele błędów wychowawczych sama popełniła i podejrzewam ma tego świadomość.
Jak się chce dziecku pomóc, to się tych błędów nie wytyka matce, tylko stara z nią współpracować. Swoje można oczywiście sobie myśleć, ale dobro dziecka się
liczy.
To za duże wymagania w stosunku do nauczycielki?
Psychiatra od razu potrzebny?
Bo poradnie szkolne to były oczywiście, ale co one mogą wskórać jak nie ma współpracy między matką o nauczycielką.
A nie ma , bo nauczycielka matkę próbowała wychowywać.
Trafiłaby się lepiej przygotowana do zawodu nauczycielka i problemu być może by nie było.
Być może, byłaby szansa.
Matka ma prawo popełniać błędy, z różnych powodów źle wychowywać dziecko.
Bo nie ma papierów na rodzicielstwo.
Nauczycielka ma obowiązek być przygotowana do zawodu, bo ma na to papiery i bierze za to pieniądze. Jest przez społeczeństwo zatrudniana, za pieniądze społeczeństwa i w interesie społeczeństwa.
Czy jak piję i palę to powinienem być przez lekarza gorzej leczony, bo to moja wina?
A to dziecko było gorzej uczone ba, w ogóle nie było uczone, bo było olewane.
@zaza sugerujesz tym, że nauczyciele tacy są? 🙂
„Elizabeth Halsey (Cameron Diaz) jest nauczycielką, której nie zależy. Jest wulgarna, bezwzględna i zupełnie nieodpowiednia na to stanowisko. Pije, pali i marzy tylko o tym, żeby jak najszybciej rzucić tę robotę. „
parker pisze:
2011-08-19 o godz. 14:54
„Nie atakuje nikogo personalnie samemu będąc przedmiotem takich ataków.”
Czyżby? A czym jest ten poniższy wpis, jak nie atakiem personalnym?:
„Pokręciło cię, co ty u cioci na imieninach jesteś?”
parker pisze:
„A wiarę w nauczycieli, to we mnie bardziej blogowe doświadczenia, niż te z realu podkopują.”
Jesli opinię o nauczycielach i polskiej szkole wyrabiasz sobie na podstawie anonimowych wpisów internautów, o których nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście są nauczycielami, to należy tylko współczuć.
parker pisze:
„O nauczycielach rozmawiamy i o patologiach polskiej szkoły publicznej.”
A ja myślałam, że w ogóle o problemach polskiej oświaty.
Ale dla Ciebie „patologia polskiej szkoły publicznej”= nauczyciel polskiej szkoły publicznej. A przykłady na poparcie tej tezy z realu, to „pani od matematyki, która nie lubi Twojego dziecka albo pani dyrektor, która jakoby nie reaguje na treści antysemickie.
Wszystkie poruszane na tym blogu problemy sprowadzasz do jednego – winni sa tylko i wyłącznie nauczyciele. Jesteś bardzo nieobiektywny w swoich sądach i dlatego nieprzekonujący niestety.
Zastanawiałeś się dlaczego jesteś tu tak atakowany?
Prowokujesz te ataki swoimi często obraźliwymi wpisami i zrażasz w ten sposób do siebie większość internautów.
Mimo, że ani razu Ciebie personalnie nie zaatakowałam i próbuje z Tobą rozsądnie dyskutować, Ty już sobie wyrobiłeś o mnie pogardliwą, stereotypowa opinię. I swojej pogardzie dajesz wyraz w podtekstach odnosząc się do moich wpisów.
W sumie współczuję, bo pewnie ciężko jest takiemu człowiekowi, który nie lubi innych ludzi i tylko czyha na ich potknięcia, z satysfakcją je punktując.
parker pisze:
„Ale jestem przygotowany na tych, którzy nauczycielami nie powinni być bo i takich w życiu spotkają. Statystyka jest nieubłagana.”
A znasz jakieś badania statystyczne pokazujące jaki % nauczycieli w Polsce to tacy, którzy nimi być nie powinni?
Jakie kryteria wg. Ciebie powinien taki ktoś spełniać?
Tylko proszę o obiektywne przykłady z realu, a nie z blogu lub subiektywne, niemożliwe do zweryfikowania opinie w stylu – „odburkuje dzień dobry” lub „nie lubi mojego dziecka”.
parker pisze:
2011-08-19 o godz. 17:02
„Nauczycielka ma obowiązek być przygotowana do zawodu, bo ma na to papiery i bierze za to pieniądze. Jest przez społeczeństwo zatrudniana, za pieniądze społeczeństwa i w interesie społeczeństwa.
A nie przyszło Ci do głowy, że być może ta nauczycielka nie została dobrze przygotowana do pracy z dzieckiem „specjalnej troski”?
Może to nie jej wina, tylko systemu kształcenia nauczycieli?
Może nie miała po prostu na studiach odpowiedniej porcji wiedzy z zakresu psychologii, psychologii klinicznej, psychiatrii, metod postępowania z dzieckiem z zaburzeniami itp. itd.?
Ja akurat elementy takiej wiedzy posiadam, ale ja oprócz swoich kierunkowych studiów ukończyłam jeszcze drugie 5- letnie z zakresu pedagogiki specjalnej.
Na studiach z mojego kierunkowego przedmiotu nie było żadnych przedmiotów, które by dawały choćby elementarną wiedzę z tego zakresu.
I mimo swojej wiedzy uważam, że w opisanym przypadku – dziecku które cierpi na „fobię szkolną” jak to określiłeś, niewiele potrafiłabym pomóc w warunkach normalnej szkoły masowej, nie mając doświadczenia w tego typu pracy, bez współpracy z psychologiem czy nawet psychiatrą.
I zgadzam się – bez współpracy z matką nic się by nie dało zrobić, a skoro matka uważała, że nauczycielka próbuje ją wychować, to widać też nie była skłonna do współpracy.
I mimo, że matka „papierów na rodzicielstwo” nie ma, to nie usprawiedliwia to jej błędów wychowawczych, bo jako rodzic ma obowiązki, w których szkoła jej nie wyręczy . To ostatecznie rodzic, a nie szkoła ponosi odpowiedzialność za swoje dziecko. Warto, by rodzice pamiętali o odpowiedzialności, jaka na nich ciążyć będzie przez długie lata zanim podejmą decyzję o dziecku
parker pisze:
2011-08-19 o godz. 17:02
„Czy jak piję i palę to powinienem być przez lekarza gorzej leczony, bo to moja wina?”
Nie, ale jak Cie boli kolano, to nie oczekujesz chyba od ginekologa, ze ci je wyleczy?
Choć wg. wymagań jakie stawiasz nauczycielom i na zasadzie analogii, to i ginekolog to przecież też lekarz i teoretycznie powinien się na kolanach znać. 😀
Ja akurat elementy takiej wiedzy posiadam, ale ja oprócz swoich kierunkowych studiów ukończyłam jeszcze drugie 5- letnie z zakresu pedagogiki specjalnej.
No to jakbyś się jeszcze podszkoliła w zakresie psychologi ogólnej i lepiej rozumiała rodziców, bo wpisy na blogu świadczą, że słabo u ciebie z tym, mnie też pouczasz, to można powiedzieć, ideał wykształcenia dla nauczyciela.
No oczywiście liczy się jeszcze umiejętność wykorzystania w praktyce tej wiedzy ale życzliwie założę że posiadasz.
To znaczy można w polskim szkolnictwie uzyskać niezbędne kompetencje.
No to mnie tylko zależy, żeby tych bez należytego wykształcenia nie przyjmować do pracy.
A teraz jak jest niż, to ich wywalać w pierwszej kolejności.
Ale to trzeba system zmienić.
Kartagina musi zostać zburzona.
Zlikwidować Kartę Nauczyciela a sprawdzać kwalifikacje.
Musi być konkurencja i rywalizacja o pracę.
To zdrowiej dla wszystkich.
A jak ci lekarz postawi złą diagnozę i zdrowia odbierze, to powiesz że widocznie był źle uczony?
parker pisze: 2011-08-19 o godz. 11:04
„Jak jesteśmy przy cyganiątkach jak pieszczotliwie nazywasz małych Romów,”
Zgadza się, dobrze wyczułeś sarkazm. W życiu nie miałem jednego dobrego doświadczenia z Romami. A doświadczeń tych miałem aż za dużo, wszystkie w czasie chodzenia do szkoły podstawowej i wszystkie, co do jednego, z Romami złodziejami i bandytami.
Polaków często i tendencyjnie oskarża się o antysemityzm kpiąc przy tym, że „nienawidzą tych, których nie znają, bo Żydów w Polsce współczesnej praktycznie nie ma”. I wyciagając z tego błędne wnioski o „mleku matki” oraz roli Kościoła (jasełka w szkole!) jako jedynym możliwym (i oczywiście irracjonalnym) źródle polskiego antysemityzmu.
Informuje ciebie, że tych Romów, których nie lubię i których określam jako „złodziei i bandytów” znałem aż za dobrze. Poznałem na odległość pięści na skroni. Od nich nauczyłem się co to jest kastet i jak go (próbować) zrobić na szkolnych zajęciach ZPT.
Kolega, który przyszedł do nas w szóstej klasie, typ flegmatyka, bardzo przyjemny i zrównoważony chłopak, miał duże kłopoty jak kiedyś został napadnięty podczas dużej przerwy na szkolnym korytarzu. Widziało to dziesiątki uczniów i potem musiało świadczyć. Rom skoczył mu na plecy, zawinął ramię dookoła szyi i próbował dusić. Oczywiście była to romska zabawa. Kolega nie poznał się na romskim żarcie i zareagował automatycznie, tak jak mu nakazywał kilkuletni trening judo. Machnął Romem o betonową podłogę korytarza tak, że szkolna pielęgniarka Roma ratowała, bo oddech stracił.
I pogotowie wzywała, bo podejrzewała wstrząśnienie mózgu.
„to w Polsce jest taka praktyka,że cygańskie dzieci się w szkołach specjalnych umieszcza.
Dla niepełnosprawnych umysłowo.
Zupełne w pełni pełnosprawne intelektualnie dzieci.
To nie jest trudne, bo wobec niskiej świadomości potrzeb edukacyjnych w romskich rodzinach, bez trudu się tłumaczy matce pełnosprawnego dziecka, że mu łatwiej nauka będzie przychodziła.”
Nie tylko w Polsce i nie tylko względem Romów. Z radia polonijnego dowiedziałem się o kilku przypadkach dzieci świeżych imigrantów, którym albo na początku szkolnej edukacji albo przy pojawianiu sie pierwszych trudności jako remedium zaaplikowano miejscowe testy zdolności szkolnej. Takie testy na szkolną inteligencję. Bo to jest standardowa procedura, którą stosuje sie wobec wszystkich mających jakieś trudności w szkole. Niektóre nowoprzybyłe z Polski dzieci miały fatalne wyniki na takich testach i szkolna administracja była bardzo chętna z przesuwaniem ich do „specjalnego programu”.
„Dla niepełnosprawnych umysłowo.
Zupełne w pełni pełnosprawne intelektualnie dzieci.”
Zgadza się. Mające tylko trudności językowe albo adaptacyjne. Albo i jedno i drugie.
I skutecznie niszczące późniejsze szanse na dobrą edukację bo jak mówili w radio rodzice, takie „specjalne kursy idą w papiery i każda następna szkoła je widzi”.
Nie pisałem wcześniej na tym blogu. Raczej rzadko pisuję, choć sporo czytam (nie tylko blogi…). Chciałbym jednak poprzeć Parkera, który jako jedyny pisze tu z sensem. Blog o nauczycielach, w którym piszą tylko nauczyciele to dosyć jednostronne. Można powiedzieć: towarzystwo wzajemnej adoracji. Trudno tu o obiektywizm, czy interesujące opinie.
Czy ktoś z piszących tu nauczycieli zainteresował się danymi demograficznymi. Kto wie, o ile zmniejszała się w ostatnim dziesięcioleciu liczba liczba mieszkańców Łodzi (ok. 70 tyś.)? O ile zmniejszył się współczynnik dzietności(z 1,7 do ok. 1.0)? Kto zainteresował się jak zmieniała się liczebność siedmiolatków w ostatnich 20 rocznikach. Jak wyglądają prognozy na przyszłość? Przecież owych 300 (nie Spartan) a nauczycieli nie zostało zwolnionych, bo były dla nich godziny. Zostali zwolnieni, bo w szkołach jest mniej dzieci, więc mniej pracy dla nauczycieli. Jestem dziwnie pewien, że wszystkie dzieci w szkołach łódzkich będą miały nauczycieli w nadchodzącym roku szkolnym.
Nadmierne zatrudnienie jest marnotrawne podwójnie: nie tylko ta sama praca może być wykonana przez mniejsza ilość pracowników, ale ci nadmiarowi mogliby wykonywać inną społecznie użyteczną pracę, będąc nie balastem a ludźmi produktywnymi i pożytecznymi dla ogółu. Kto jak kto, ale nauczyciel powinien być intelektualnie na tyle wydolny, by takie rzeczy rozumieć…
Popieram też w całej rozciągłości opinie Parkera dotyczące poziomu intelektualnego i moralnego nauczycieli w Polsce. Większość nauczycieli w Polsce – szczególnie ci po czterdziestce – powinna mieć zakaz zbliżania się do szkoły na odległość bliższą niż jeden kilometr.
parker pisze: 2011-08-19 o godz. 17:02
?Czy jak piję i palę to powinienem być przez lekarza gorzej leczony, bo to moja wina??
Troche odchodząc od tematu, ale przewrotnie odpowiem, że niezaleznie od tego, co myslisz, życie odpowiada, że jak najbardziej.
W życiu bowiem, w takim USA, a przypuszczam, że i w Polsce jest podobnie, „leczenie” składa się conajmniej z dwóch składników. Z porady fachowej udzielonej przez lekarza w najlepszej wierze i z finansowych mozliwości zastosowania się do takiej porady.
W wielu programach ubezpieczeniowych wynagrodzenie lekarza jest uzależnione od „optymalizowania metod leczenia”, co jest efemizmem dla obniżania kosztów swojego pracodawcy, czyli ubezpieczalni. Czyli owa „porada fachowa” może nie być udzielona całkowicie w dobrej wierze.
O kosztach leczenia i zdolności pacjenta do ich poniesienia nie będę pisał bo to całkiem inna sprawa.
Co łączy się z faktem, iż bardzo dużo ubezpieczalni zadaje swoim klientom (bo kim niby jesteśmy, jak nie klientami, pomijając świętobliwą retorykę prospektów reklamowych ubezpieczalni?) pytanie o nałogi, bardzo dotkliwie penalizując palenie, picie i narkotyki. Twoja składka (opłata miesięczna) jest ustalana o setki dolarów wyżej gdy przyznasz się, że palisz.
A lekarz może wyczuć od ciebie zapach papierosów i to wystarczy, aby albo skierował cię na test wykrywający produkty palenia w organiźmie albo zaproponował przyznanie się do palenia. Bo jest w jego finansowym interesie zwiększenie wpływów pracodawcy.
Nie wiem, czy będziesz „gorzej leczony’ ale z pewnością drożej.
parker pisze:
2011-08-19 o godz. 18:46
„No to jakbyś się jeszcze podszkoliła w zakresie psychologi ogólnej i lepiej rozumiała rodziców, bo wpisy na blogu świadczą, że słabo u ciebie z tym, mnie też pouczasz, to można powiedzieć, ideał wykształcenia dla nauczyciela.”
I znowu ta pogarda, która przebija z Twojego wpisu.
No właśnie wyobraź sobie, że miałam wystarczająco dużo godzin psychologii ogólnej, psychologii klinicznej i psychiatrii, żeby przeanalizować i zrozumieć skąd się biorą Twoje frustracje i problemy ze szkołą i nauczycielami. Oczywiście tylko hipotetycznie, bo przecież nie wiadomo, nie wiadomo, czy to co piszesz w ogóle jest prawdziwe.
Jesteś w sumie tylko wirtualnym bytem, o którym wiadomo tyle, ile sam o sobie napisał.
Ja bowiem w przeciwieństwie do Ciebie mam dystans do tego, co tu wypisujesz 😛
Może to taka literacka kreacja tylko na potrzeby dopieczenia chociażby wirtualnego nielubianym nauczycielom?
Bo zdaje się w prawdziwym życiu nie masz odwagi głośno nazwać nauczycieli idiotami lub oprawcami. Raczej dajesz kwiatka i obłudnie się uśmiechasz, co też jest symptomatyczne.
A tak w ogóle to jakich ja niby rodziców nie rozumiem?
Po moich wpisach na blogu to poznajesz? 😀
Mylisz rzeczywistość wirtualną z prawdziwym życiem, to Twój największy problem.
A w którym miejscu Cie pouczam?
„Popieram też w całej rozciągłości opinie Parkera dotyczące poziomu intelektualnego i moralnego nauczycieli w Polsce. Większość nauczycieli w Polsce ? szczególnie ci po czterdziestce ? powinna mieć zakaz zbliżania się do szkoły na odległość bliższą niż jeden kilometr.”
parker bis?
pracujesz 15 lat w szkole a potem na bruk z zakazem zbliżania do szkoły bo się zużyłeś? Bo społeczeństwo cię wykorzystało i już jesteś niepotrzebny?
Człowieku, weź się ogarnij trochę.
„Mylisz rzeczywistość wirtualną z prawdziwym życiem, to Twój największy problem.
A w którym miejscu Cie pouczam?”
A tam wyżej 🙂 🙂 🙂
Diagnozowanie problemu to nie pouczanie?
„kto posyła dzieciaka, który chodzi do kl. I-III na korepetycje z matematyki, bo uważa..To dla mnie chore. ”
To nie pouczanie?
„Daj dzieciakowi żyć i nie zamęczaj jego dzieciństwa..
A to?
Twierdziłaś też, że nie atakujesz mnie personalnie.
Żartowałaś?
Też mam Ci wkleić?
A teraz na koniec.
Mówisz, że masz kompetencje psychologiczne?
A nie masz.
Ale jedno prawda.
Dwie wirtualne istoty tu dyskusje toczą.
Bo to wirtualny świat.
A jak to się ma do meritum?
Czy to wszystko o czym piszę nie mogło się zdarzyć?
Czy taki jak ja, nie może istnieć?
Ja tam sobie Ciebie na luzie w realu wyobrażam.
Czy chcesz powiedzieć, że ma znaczenie czy ja jestem tym za kogo się przedstawiam dla meritum dyskusji?
Prawdę chcesz poznać?
A po co?
Zapewniam, że nie piszę nieprawdy, czasem coś podkoloruję.
Blog to oczywiście kreacja.
Dlatego się dziwię, że budzę tak żywiołowe reakcje.
Nie chodzicie do teatru?
Ale bycie nieuczciwym na blogu uważam za psucie sobie zabawy.
Ja ufam ludziom.
Gdybym podchodził do nich nieufnie, to bym miał gorsze życie.
Bo cały czas w jakimś napięciu, zagrożeniu, ze ściśniętymi pośladkami.
Znam takich ludzi. Muszą się męczyć.
A więc ufając ludziom postępuję tak, żebym na zaufanie zasługiwał.
Nie kłamię zasadniczo choć..
Czy wiec uśmiecham się fałszywie do pani którą krytycznie oceniam?
Nie, szczerze.
I jak składałem życzenia, to też były one szczere.
Bo krytyczna ocena pracy nauczyciela, się nie przekłada na życzenia dla człowieka.
Bo ja lubię nauczycielki moich dzieci zasadniczo.
To ten konformizm tak z człowiekiem robi.
Konformiści lubią ludzi przez wygodę i przez wygodę im ufają.
Lubisz spotykać na swojej drodze nonkonformistów?
Ja tam się ich boję.
Jakoś mi się źle kojarzą osobiście ale i w ujęciu szerszym, historycznym.
@ cvb godz. 21:34
‚Człowieku, weź się ogarnij trochę.’
Zawód nauczyciela (i księdza) ma to do siebie, że łatwo można się nabawić poczucia własnej wyjątkowości i nieomylności. Bierze się to stąd, że żaden uczeń nie ma prawa krytykować nauczyciela, braków jego wiedzy i metod, które stosuje. Nie odważy się go krytykować nikt z rodziców uczniów w trosce o swoje dzieci, które jak słusznie zauważył Parker są niejako zakładnikami. Co więcej, wielu rodziców bezwstydnie schlebia nauczycielom, utwierdzając ich w przekonaniu własnej wyjątkowości. Schlebiają sobie nawzajem wreszcie sami nauczyciele powtarzając legendy o tym jak to polska szkoła jest wyjątkowa i jak świetnie kształci.
Obserwuję to na wielu płaszczyznach. Pamiętam to dobrze z czasów, gdy byłem uczniem. Pamiętam to, gdy jako rodzic bałem się chodzić na wywiadówki bojąc się, że nie wytrzymam. Wreszcie znam to z pracy zawodowej. Większość starszych nauczycieli przychodząc do lekarza, nie dopuszcza go do głosu wiedząc lepiej od niego na co chorują i jak należy ich choroby leczyć.
Tymczasem szkoła jest taka sama jak inne nasze instytucje państwowe. To znaczy kiepska. I nie jest to przytyk do poszczególnych nauczycieli, ale do systemu. Nauczyciele są jedynie produktem tego systemu. Mógłbym to zapewne wytłumaczyć dokładnie, ale uczciwie mówiąc,sam nie lubię czytać długich wywodów na blogach. Ludzie światli to rozumieją, a nauczyciela i tak nikt nie przekona. To środowisko nie jest zdolne do autorefleksji, w czym nie jest z resztą odosobnione. W Polsce – w zasadzie żadne środowisko zawodowe nie jest zdolne do krytycznej oceny samego siebie.
Dlaczego natomiast ja mam się ogarnąć, nie bardzo rozumiem. Przyzwyczajony jestem do dyskutowania przy pomocy argumentów i logiki. Co ma ogarnianie się do mojej wypowiedzi, tego nie jestem w stanie pojąć. Być może autorowi chodziło o frazę ‚człowieku, opamiętaj się!’
Moja teza o toksyczności wielu (nie wszystkich) nauczycieli po czterdziestce jest poparta obserwacją i logicznym myśleniem i mógłbym ją zapewne gruntownie uzasadnić, ale patrz wyżej.
Dr Skues pisze: 2011-08-20 o godz. 00:10
„Większość starszych nauczycieli przychodząc do lekarza, nie dopuszcza go do głosu wiedząc lepiej od niego na co chorują i jak należy ich choroby leczyć.”
„To środowisko nie jest zdolne do autorefleksji, w czym nie jest z resztą odosobnione. W Polsce ? w zasadzie żadne środowisko zawodowe nie jest zdolne do krytycznej oceny samego siebie.”
Mama ma 81 lat. Kilka dni temu od lekarza wróciła zapłakana i roztrzęsiona. Lekarz na nią nawrzeszczał. Nie upomniał, nie pouczył, nie nakrzyczał ale nawrzeszczał. Tak, że inny lekarz zaglądał do gabinetu sprawdzić, co się dzieje. Moja wina, bo kupiłem mamie komputer. Wnuków wina, bo pokazały, jak używać internetu. Mamy wina, bo znalazła w internecie, że lekarstwa, które jej lekarz przepisał nie powinny być podawane razem. Lekarz nawrzeszczał na mamę, że ma urojenia i że ma rozstrojone nerwy i że powinna pójść po pomoc do psychiatry a nie do internisty.
Na koniec wizyty, chcąc jakoś uspokoić płaczącą mamę dał jej karteczkę z kontaktem do lekarza psychiatry mówiąc: „Polecam pani tego lekarza, bardzo dobry specjalista, sam się u niego leczę.”
Dr Skues pisze:
2011-08-20 o godz. 00:10
„Moja teza o toksyczności wielu (nie wszystkich) nauczycieli po czterdziestce jest poparta obserwacją i logicznym myśleniem i mógłbym ją zapewne gruntownie uzasadnić, ale patrz wyżej.”
Tak sie składa, że jestem nauczycielem po 40-stce. Dzieci odchowane, na studiach w duzych miastach, mąż pracuje od świtu i nocy, żeby zapewnić jako taki byt i możliwość utrzymania dwójki dzieci poza domem
( gdybyśmy oboje nauczycielami byli, to dzieci nigdy nie miałyby możliwości studiowania wymarzonych kierunków, bo po prostu nie stać by nas było na to), więc mam mnóstwo czasu, który z przyjemnością poświęcam na moje „hobby” czyli pracę nauczyciela w małej, „kiepskiej” – „wyselekcjonowanej w dół”, powiatowej szkółce. Mam grono znajomych nauczycieli, mniej więcej w moim wieku, wszyscy kształceni jeszcze przed reformami i „transformacjami”, które wstrząsnęły naszym krajem w latach 90-tych.
Prawie wszyscy rzetelnie i z zaangażowaniem podchodzimy do pracy ( tak zostaliśmy nauczeni w bardzo „opresyjnych” socjalistycznych szkołach) – no może jeden z naszych „starszych” kolegów trochę odstaje i się az tak nie angażuje, ale to mężczyzna, oni zazwyczaj trochę bardziej dystansują się do tego co robią (przynajmniej w zawodzie nauczyciela, jak zaobserwowałam) .
Obserwujemy „młodych”, którzy zaczynają pracę w tym zawodzie. Oni nie mają już tego zapału, który my mieliśmy kiedyś.
My nie pytaliśmy od samego początku o pieniądze, my szliśmy do pracy, bo czuliśmy „powołanie”?
Oni nie zostają w szkole, jeśli nie muszą. Oni pytają: „Dlaczego mam pracować za darmo?”
Oni nie chcą pracować społecznie dla „dobra dzieci”.
Oni są wychowani w „kapitalizmie”, a najważniejsza wartość to „kasa”‚.
Oni kończyli „nieopresyjne” szkoły, w których uczeń ma więcej praw niż nauczyciel. Oni są często roszczeniowo nastawieni do świata, im się wszystko należy od razu, bez wysiłku.
Coraz częściej też niestety „młodzi” prezentują gorszy poziom tzw. „kultury osobistej”, który moim zdaniem w tym zawodzie jest niezbędny.
Oczywiście to nieco przerysowany obraz i nie wszyscy młodzi są tacy, jak nie wszyscy „starzy nadają się do zwolnienia. Ale różnice pokoleniowe faktycznie są zauważalne. Czy na korzyść „młodych”, czy „starych”?
Zależy od punktu widzenia.
Jak zdawałam przed laty maturę, to w moim 300 – tys. mieście było 9 ogólniaków.
Jak zdawałam kiedyś egzamin wstępny na studia, to było kilku kandydatów na jedno miejsce i nie wszyscy sie dostawali.
Teraz w moim dawnym mieście jest kilkadziesiąt ogólniaków, a na studia kształcące przyszłych nauczycieli dostają się wszyscy, jak leci.
Stąd i poziom przyszłych nauczycieli pozostawia często wiele do życzenia.
Nie jest tak, że jesteśmy – my nauczyciele wobec siebie bezkrytyczni.
Niestety, zawód nauczyciela przestaje być „powołaniem”, staje się faktycznie dla niektórych wygodną i w miarę bezpieczną przechowalnią.
Jako nauczyciel rejestruję ze smutkiem ten stan rzeczy.
Na pewno jednak ta postawa nie jest jeszcze normą, jak niektórzy usiłują tu insynuować.
Może i dobrze, że teraz jest duża konkurencja i nie wszyscy „młodzi” dostaną pracę.
Nadzieja jest w mądrych dyrektorach, którzy będą do pracy przyjmowali tylko tych najlepszych.
Może i niektórzy „starzy” powinni odejść?
Jestem za konkurencją w tym zawodzie – sama się jej nie boję, bo wiem, że z moim doświadczeniem i kwalifikacjami jestem dobrym nauczycielem i śmiało mogę konkurować i z tymi młodymi i z tymi „starymi”.
Tylko niech to będzie konkurencja uczciwa, gdzie wygra faktycznie lepszy „fachowiec”, a nie ten, który jest tylko młodszy i tańszy, lub ten, który ma znajomości w gminie lub wśród dyrekcji.
Na razie w obecnych warunkach szans na uczciwą konkurencję moim zdaniem nie ma. Więc to dobrze, że ci najstarsi, najbardziej doświadczeni i często, choć nie zawsze, bardzo dobrzy, choć tez najdrożsi fachowcy są chronieni.
W tym zawodzie, jak zresztą w każdym najważniejsze jest bowiem doświadczenie, bo żadne studia nie nauczą praktycznie jak uczyć.
W tym zawodzie, w przeciwieństwie do wielu innych liczy się też postawa wobec drugiego człowieka i kultura osobista, bo ucząc powinniśmy jednocześnie również „wychowywać”, a tego żadne studia nie nauczą.
Parker – to nie było „pouczanie”. To były tylko „dobre rady”, z których nie musisz korzystać. Odniosłam mylne, jak się po Twoich wyjaśnieniach okazuje, wrażenie, że masz nadmierne ambicje wobec własnych dzieci. A jeśli uważam, że dziecku krzywda się dzieje, to próbuję interweniować, choćby i wirtualnie tylko 🙂
Jeśli w gruncie rzeczy naprawdę „lubisz nauczycielki Twoich dzieci i to co piszesz tu to tylko pewna kreacja i przerysowany nieco na potrzeby dyskusji obraz, to w porządku.
Nigdy nie pisałam, że mam kompetencje psychologiczne.
Wręcz przeciwnie, gdy mam do czynienia z dziećmi „problematycznymi”, zawsze zwracam się z tymi problemami do „fachowców” w tej dziedzinie, bo mimo skończenia studiów nigdy w tym zawodzie nie pracowałam i nie mam w związku z tym potrzebnego doświadczenia.
A lekarze też są różni – najgorsi w traktowaniu pacjentów są przeważnie ci z renomowanych i obleganych klinik. Ale oczywiście nie wszyscy – pozdrawiam lekarzy, bo też w środowisku zawsze staję w ich obronie. A opinii niestety, podobnie jak nauczyciele też nie mają najlepszej. 🙂
zza kałuży pisze:
2011-08-20 o godz. 00:57
„Na koniec wizyty, chcąc jakoś uspokoić płaczącą mamę dał jej karteczkę z kontaktem do lekarza psychiatry mówiąc: ?Polecam pani tego lekarza, bardzo dobry specjalista, sam się u niego leczę.?
Kolejny – bardzo mądry i refleksyjny „wpis zza kałuży”
Lekarze powinni przechodzić na studiach specjalne kursy psychologiczne, żeby nauczyć się, jak należy postępować z różnego rodzaju pacjentami.
Lekarze bardzo nie lubią dociekliwych, zadających pytania pacjentów, a tacy w dobie internetu zdarzają się coraz częściej. Pewnie przodują w tym nauczyciele, którzy z racji wykonywanego zawodu lubią zadawać pytania 😀 – nie neguje tego faktu.
Również nauczyciele powinni przechodzić na studiach specjalistyczne, psychologiczne warsztaty, jak postępować w przypadku dzieci z problemami, oraz jak postępować i rozmawiać z rodzicami, zwłaszcza tymi prezentującymi nieprawidłowe postawy wobec własnych pociech.
Dziś robią to często na „wyczucie”, które może przez rodziców być odbierane jako „pouczanie” i wzbudzać od razu negatywne emocje.
Bo któż lubi być „pouczany”, zwłaszcza jak ma nadmiernie rozbudowane „ego”?. Ani rodzic, ani pacjent tego nie toleruje.
Lekarze bardzo nie lubią, jak się podważa ich kompetencje stwierdzeniami, że ten lekarz nie potrafi leczyć. Oni często podobnie jak nauczyciele są przekonani o nieomylności swoich sądów.
Nie przeszkadza to im (lekarzom) jednak zupełnie jako rodzicom podważać kompetencje nauczycieli.
Nauczyciele nie lubią, jak się podważa ich kompetencje, ale często łatwo im przychodzi ocena kompetencji lekarza.
Te dwie grupy zawodowe mają wiele wspólnego, bo w obu zawodach bardzo ważne są umiejętności interpersonalne, empatia, szacunek do drugiego człowieka, których na studiach nie „uczą”.
W tych zawodach, oprócz niezbędnej fachowej wiedzy trzeba jeszcze lubić ludzi, zarówno tych mądrych, ładnych i bogatych, jak i tych biednych, zaniedbanych, i czasem niezbyt „rozgarniętych”.
To się nazywa „powołanie” do pracy w „posługiwaniu” drugiemu człowiekowi, jakim jest zarówno praca lekarza, jak i nauczyciela.
nn pisze:
2011-08-19 o godz. 17:16
@zaza sugerujesz tym, że nauczyciele tacy są?
?Elizabeth Halsey (Cameron Diaz) jest nauczycielką, której nie zależy. Jest wulgarna, bezwzględna i zupełnie nieodpowiednia na to stanowisko. Pije, pali i marzy tylko o tym, żeby jak najszybciej rzucić tę robotę. ?
@nn
znowu nieprawda. Marzy żeby mieć duże cycki.
@nn
nie widziałeś tego filmu, myślisz, że jesteś cwańszy niż twoi uczniowie? Streszczenie nie wystarczy.
Może to złe porównanie, ale nasuwa się samo. 300 Spartan też poległo kiedyś bohaterską śmiercią pod Termopilami do końca wiernie walcząc u boku dzielnego Leonidasa – króla Sparty. 300 Spartan to byli ówcześnie najlepsi wojownicy może nawet na całym globie. Teoretycznie 300 zwolnionych nauczycieli to powinni być najgorsi z najgorszych, ale czy tak na pewno jest w praktyce? Czy osoby, które zwalniały nauczycieli były na tyle kompetentne, aby ocenić, którzy belfrowie są słabi? Ciekawe czy w przypadku nauczycieli liceum brano pod uwagę jak jego uczniowie zdają matury. Interesujące jest również czy na przykład nauczyciel, którego uczniowie zdają matury na poziomie rozszerzonym na około 75% nie został zwolniony. Natomiast jego kolega, który miał mniej zdolnych uczniów, bo np. uczył klasę, gdzie były niższe progi, aby się dostać, został zwolniony, ponieważ jego wychowankowie zdali matury rozszerzone „tylko” średnio na 60%. Czy taka sytuacja byłaby sprawiedliwa? Gdyby drugi belfer miał zdolniejszych uczniów to wtedy oni też pewnie mieliby zdane matury w okolicach 75%, ale pech chciał, że tak się nie stało i został bez pracy. Czy drugi nauczyciel był gorszy od pierwszego? Bo ja myślę, że nie. Sądzę, że wśród tych 300 tylko teoretycznie najgorszych nauczycieli byli także prawdziwi i dzielni Spartiaci do końca walczący o jak najlepsze wyniki swoich uczniów. Dlatego na zakończenie cytuję: „Przechodniu powiedz Sparcie że leżymy tutaj posłuszni jej prawom.”