300 poległo

Jak zaczynałem studia, zwolniono w Łodzi 10 tysięcy szwaczek. Teraz w tym mieście wylatuje z pracy 300 nauczycieli. Reakcja w obydwu przypadkach taka sama: krótki tekst w prasie (zob. materiał) i powszechna niechęć do tych grup zawodowych (zobacz forum pod tekstem). Po co Łodzi szwaczki, komu potrzebni są nauczyciele?

Kiedy ponad 20 lat temu zwalniano szwaczki, ludzie uważali, że miasto zmieni wizerunek z włókienniczego na jakiś lepszy, czyli na tym zyska. Tak się jednak nie stało. Łódź stała się miastem upadłego przemysłu włókienniczego i do tej pory na miejscu tego upadku nie powstało nic nowego. Przez pewien czas wprawdzie wydawało się, że powstało tu zagłębie edukacyjne, ale po aferach w kilku prywatnych szkołach wyższych okazało się, że i z edukacją tu krucho. Zwolnienie 300 nauczycieli w Łodzi, mieście, gdzie jest tyle zaniedbanych dzieci, biedy i nędzy, to przybicie gwoździa do trumny. Jeśli ktoś myśli, że zwalnianie nauczycieli wyjdzie Łodzi na zdrowie, bardzo się myli. Niedługo Łódź będzie miastem nie tylko upadłego włókiennictwa, ale także upadłej edukacji. 

Na fotografii w linkowanym wyżej tekście „Dziennika Łódzkiego” zobaczyłem koleżankę z mojej szkoły. Akurat ta osoba nie została zwolniona. To jedna z najbardziej zasłużonych nauczycielek w Łodzi. Wychowała masę olimpijczyków, a nagrodami dyrektora, kuratora, prezydenta i ministra mogłaby wytapetować wszystkie  pokoje w swoim mieszkaniu. To bardzo głupie, że dziennikarze wykorzystali jej wizerunek do tekstu o zwalnianiu łódzkich nauczycieli. Jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że ta zacna osoba też wylatuje na bruk, bo uznano ją za najmniej potrzebną. Zresztą wcale nie mam pewności, że zwolniono najgorszych. Raczej takich, których się dało zwolnić.