Jak pomagano uczniom na maturach
Nie po raz pierwszy nauczyciele są zamieszani w ściąganie na maturze (zob. tekst). Od dawien dawna szkoła starała się ułatwić swoim uczniom osiągnięcie jak najlepszych wyników. Przy starej maturze to była oczywista oczywistość, że nauczyciele pomagają. Sposobów było wiele.
Pamiętam ze swoich czasów uczniowskich, że nauczyciel miał zwyczaj podchodzić na maturze do swojego pupila, aby sprawdzić, jak mu idzie. Taki uczeń dostawał od uczynnego belfra cenną podpowiedź. Potem pupil miał koleżeński obowiązek przekazać właściwe rozwiązania dalej. Na matematyce sprawa była naprawdę prosta. Rozwiązania krążyły po całej sali, a komisja udawała, że nie widzi, jak ludzie ściągają. Jeśli chodzi o polonistów, to ci brali prace do domu. Cała szkoła plotkowała, że nauczyciele zapraszają wybrańców do siebie, aby własnoręcznie poprawili swoje błędy. Mnie ten zaszczyt nie spotkał, ale koledzy chwalili się, że u nauczyciela byli.
Gdy byłem studentem, wynajmowano mnie, abym w trakcie matur napisał wypracowanie. W akademiku działała komórka sprawnych pisarzy, do której miałem zaszczyt należeć. Czas matur to były nasze żniwa. Rano grupkę studentów polonistyki wpuszczał nauczyciel do szkoły, zamykał w specjalnej sali i kazał czekać, aż przyniesie tematy. Potem kilkanaście minut po godzinie zero mieliśmy tematy i zaczynaliśmy pisać. Każdy student pisał na jeden temat, a nauczyciel powielał materiał i dostarczał na salę. Mnie napisanie wypracowania zajmowało godzinę, uczniom pozostawały więc prawie cztery godziny na przepisanie. Byłem w tym naprawdę dobry, więc co roku miałem robotę. Gdy zostałem nauczycielem, przestałem pisać dla uczniów. Inni zajęli moje miejsce.
Wydawało się, że nowa matura zlikwiduje wszelką nieuczciwość. Wprowadzono zasadę, że na egzaminie pisemnym nie mogą być obecni nauczyciele tego przedmiotu. Nawet nie wolno im przebywać na terenie szkoły. Przez trzy lata miałem więc dodatkowy dzień wolny. Potem okazało się, że na terenie szkoły przedmiotowcy mogą być, ale nie w komisji, tylko poza salą. Gdy siedzę na korytarzu, to kusi mnie, aby się dowiedzieć, jakie są tematy. Dzwonią nawet do mnie koledzy z innych szkół, aby zapytać, czy już wiem. A gdy uczeń wychodzi do toalety, to naprawdę trzeba wielkiej siły woli, aby nie zapytać, na jaki temat pisze i jak mu idzie. Zresztą o czym ma rozmawiać uczeń z nauczycielem dyżurującym, jeśli nie o maturze. W mojej szkole przestrzega się procedury, że uczniowie nie chodzą sikać (oprócz tych, co mają zaświadczenie od lekarza, że muszą), a w innych placówkach panuje pod tym względem większa swoboda. Im gorzej ma się szkoła, tym większa pokusa, aby swoim uczniom pomóc. Tak było, jest i będzie. Systemy się zmieniają, ale mentalność ludzi ani trochę.
Komentarze
Panie Dariuszu, pomijam komentowanie wątku wspomnieniowego, który już czytałem w formie fragmentu artykułu w jednym ze zbiorów wypowiedzi naukowców i nauczycieli. Natomiast prawdą jest stwierdzenie: „Im gorzej ma się szkoła, tym większa jest pokusa, aby swoim uczniom pomóc”. Jednakże Pana wpis należy uzupełnić stwierdzeniem: „Są granice, których nie wolno przekroczyć”. Szkoła nie jest sentymentalnym romansem, w obliczu likwidacji szkół zawodowych, przyzakładowych, licea stały się przechowalnią dla tych, którzy nie powinni w nich być. I wszystko się kręci, aż do matury: my mamy pracę, a młodzież miejsce w często egzotycznie nazwanej klasie, np. o profilu prawno-dyplomatycznym, policyjnym. Można ucznia promować z jedynką, niech przystępują do egzaminów klasyfikacyjnych-klasy przecież nie rozwalimy, zlecą wówczas nam godziny… A póżniej pokusa, o której Pan pisze……
a mnie szlag trafia, kiedy to czytam, bo moja matura 25 lat temu była uczciwa i długo żyłam tą naiwnością, że wszędzie tak jest. Teraz jestem belfrem i nie pozwalam na oszustwa. A Gospodarz tak lekko o nieuczciwości, jakby to nie był wstyd. Dlaczego? Bo wszyscy? Jesteśmy beznadziejni…
Szczerze mówiąc, dziwi mnie, że pan tak lekko pisze o oszukiwaniu i o swoim udziale w nim.
Nie oburzam się na ściąganie, ale udział w tym nauczycieli?
Zdawałem starą maturę i nikt mi nie pomagał z żadnego przedmiotu, choć byli na sali moi nauczyciele.
Więc proszę nie oceniać wszystkich według siebie.
Zgadzam się z herem.
szcerze mówiąc na miejscu pana uczniów, którzy ten blog czytają, to bym już w ogóle żądał zgody na ściąganie/plagiaty itd
Gospodarz: „Tak było, jest i będzie. Systemy się zmieniają, ale mentalność ludzi ani trochę.”
Doskonaly tekst! Niestety, wlasnie tak jest.
Nie tylko w szkole, zreszta… A czym skorupka za mlodu… itd…
Nie zgadzam się. Każdy pisze o sobie.
Her ma rację. Na mojej maturze komisja złapała ściągę. Kto z niej korzystał musiał poprawiać maturę. Około 80% się załapało.
Nie jest prawdą, że wszyscy ściągają. Nie jest prawdą, że każda komisja pomaga. Nie jest prawdą, że tak było, jest i będzie.
Prawdą jest tylko to, że niektórzy poszli na łatwiznę i zamiast złapać i ukarać winnych przymykają na wszystko oko.
A.L. pisze:
2011-07-02 o godz. 19:24
Gospodarz: ?Tak było, jest i będzie. Systemy się zmieniają, ale mentalność ludzi ani trochę.?
Doskonaly tekst! Niestety, wlasnie tak jest.
Nie tylko w szkole, zreszta? A czym skorupka za mlodu? itd?
A.L
‚Systemy się zmieniają, ale mentalność ludzi ani trochę.’ to o nauczycielach:)???
A tekst Gospodarza tendencyjny, jak i cały blog.
„Wydawało się, że nowa matura zlikwiduje wszelką nieuczciwość.” W dużej mierze zlikwidowała. Zdyskwalifikowane prace to ułamek procenta.
Można narzekać na obecny egzamin, ale akurat w tym przypadku jego wprowadzenie spowodowało korzystne zmiany.
Jednej rzeczy odmawiałam zawsze jako studentka polonistyki kiedyś, a nauczycielka potem- pisania za kogoś prac, a teraz- pisania za kogoś prezentacji maturalnej. Wydawało mi się to oczywiste- jak widać- myliłam się.
Na dodatek jak czytam, że gdzieś w szkole na maturze (nowej, z innymi procedurami!) podpowiadali, rozwiązywali- to jest to dla mnie chora sytuacja, w mojej szkole dyrekcja bardzo rygorystycznie podchodzi do procedur, bo to jedyna rzecz, od której maturzysta może się odwołać.
Kolejny kraj idzie po rozum do głowy.
http://wyborcza.pl/1,75248,9874734,Austria_konczy_z_segregacja_uczniow.html
zaza: „A tekst Gospodarza tendencyjny, jak i cały blog”
A jakie sa owe „tendencje” wedle „zaza”? … Ja dostzregam – i owszem. Mianowicie krytyke nienormalnosci i nonsensow w polskiej edukacji. I za to blog i Gospodarza cenie
Oczywiście, skala ujawnionych nadużyć to ułamek procenta wszystkich prac maturalnych. Najbardziej niepokoi stanowisko wyrażane przez środki masowego przekazu i cześć społeczeństwa (także niektórych polityków ). Ten ton obrazonej niewinności. Jest to komentarz to stanu mentalności społeczeństwa polskiego, które akceptuje oszustwo. Moze nawet – uznaje je za naturalne i oczywiste.
Bo jak wytłumaczyć to powszechne przyzwolenie na nieuczciwosc?
„Bo jak wytłumaczyć to powszechne przyzwolenie na nieuczciwosc?”
– chorobą, ciężką chorobą społeczną.
Nie usiłuję usprawiedliwiać czy bagatelizować zaistniałych nieprawidłowości. Niemniej oczekiwanie, że wszystko będzie przebiegać idealnie jest nierealne.
Tutaj przykład z Francji: „Przeciekł” temat matury, ale nie będzie jej powtórki.
Myślę, że jak dobrze poszukać, do da się znaleźć inne z różnych krajów. Pytanie, po co? Istotna jest moim zdaniem analiza problemu w ujęciu statystycznym.
grześ pisze: 2011-07-02 o godz. 19:09
Mogę się tylko podpisać obiema rękami.
Dziękuję serdecznie Gospodarzowi za tę notkę – z ogromną radością będę wysyłał linka do niej, ilekroć przeczytam bądź usłyszę zdanie z cyklu „chcę powrotu starej matury”.
parker: „(Austria) Kolejny kraj idzie po rozum do głowy”
„uczniowie mają się w nich lepiej i szybciej uczyć. Do następnej klasy będzie można przechodzić nawet z trzema niedostatecznymi”
No tak. Znakomite usprawnienie. Przepuszczanie z trzema „lufami” zdecydowanie przyczyni sie do podniesienia poziomu nauczania. No, moze nei beda sie uczyc lepiej, ale na pewno szybciej. Ale jezeli sie to nawet nie przyczyni do lepszej nauki, to zadowoli „parkera” tesknote aby „wszyscy mieli po rowno”.
Dosyc ciekawy artykul w GAzataPrawna.pl. Teza? Nauczyciele w Polsce nie umieja uczyc matematyki, co odbije sie negatywnie na rozwoju kraju. Cytaty:
„To dlatego w naszym kraju wciąż trudno znaleźć kompetentnego inżyniera. Pracodawcy żalą się, że absolwenta przez pół roku trzeba szkolić, by mógł wykonywać swoje zawodowe obowiązki
…
Według ostatnich badań Międzynarodowego Stowarzyszenia Badań Osiągnięć Edukacyjnych umiejętności polskich studentów pedagogiki w zakresie matematyki i dydaktyki matematyki należą do najniższych spośród przebadanych krajów..”
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/527386,w_matematyce_wleczemy_sie_w_europejskim_ogonie_polska_musi_zreformowac_ksztalcenie_nauczycieli.html
A ja napisałem swoją maturę prawie 20 lat temu sam, bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz. I wkurza mnie ów wpis Gospodarza, który sprawia wrażenie, że wszyscy i wszędzie ściągali i oszukiwali. Jako nauczyciel uczestniczący w starej maturze nigdy nie przyłożyłem ręki do tego procederu.
A.L. pisze:
2011-07-03 o godz. 02:01
Przez parę dni nie zabierałem głosu,żeby nie trąbić, bo rzeczywiście może już za dużo wałkowania tego tematu, szczególnie że z mojej strony, to raczej głos wołającego na puszczy. No ale Gazeta zatrąbiła, więc link wkleiłem.
Po ponad dwuletniej obecności na blogu nauczycielskim, dochodzę do coraz smutniejszych wniosków. To że Ty, jak mniemam człowiek starej daty, jesteś za zachowaniem status quo jeśli chodzi o selekcję, metody nauczania, cele jakie przed sobą stawia oświata, można zrozumieć. Szczególnie u emigranta, który odważnie wziął los w swoje ręce i udał się do kraju, gdzie o byt trzeba walczyć.
Ale cisza ze strony nauczycieli, którzy powinni mieć bardziej otwarte głowy na współczesność, na nowe myślenie o oświacie, jej cele, jest przerażająca.
Nauczyciele, którzy są za limitowaniem dostępu do nauki.Zwrócę uwagę na kretynizm takiego myślenia, to tak, jakby piekarz uważał, że nie każdy powinien mieć możliwość chleb jeść, że nie każdy zasługuje. Piekarz ma piec, i się cieszyć jak ludzie chcą jeść, a nie zajmować się tym kto jest godny a kto nie.
Mówiło się kiedyś, że z niewolnika nie ma pracownika. Dlatego zniesiono niewolnictwo, bo okazało się nieefektywne. Pozostawało w tyle za systemem ekonomicznym opartym o wolnych ludzi.
Nasza szkoła nie może jakoś zrzucić z siebie tego anachronicznego, przypominającego właśnie niewolnictwo myślenia o oświacie. Kiedyś się uważało że chłopu w ogóle szkoła nie jest potrzebna, potem, że mu trzy klasy wystarczą. A robotnikowi sześć. Wykształcenie potrzebne było inteligentowi. Inteligentem się stawało w chwili urodzenia. Podobnie jak chłopem i robotnikiem. Może wtedy i wystarczało. Ale dziś, w tak szybko zmieniającym się świecie, wszystkim potrzebna jest matura. Ale S-21 nadal uważa, że ekspedientce w supermarkecie dobry nauczyciel nie jest potrzebny. I chciałby jak rozumiem, o tym kto z dzieci wyląduje w supermarkecie na kasie, stosunkowo wcześnie zadecydować. No raczej nie będą to dzieci z dobrych domów. Może niech się odezwie jakiś nauczyciel, który uważa, że jego dziecko jest na tyle mało zdolne, że nie warto żeby traciło czas na naukę, i niech się zmywać uczy.
Skąd się zatem bierze ta próba limitowania dostępu do edukacji. Przecież nauczycieli nie brakuje, ma kto uczyć. Szkół nie brakuje. O co chodzi?
Edukacja nie jest jakimś rzadkim dobrem, które jak się rozda wszystkim, to dla niektórych zabraknie, dostaną go mniej.
Moim zdaniem to atawizm, to myślenie społeczne w kategoriach gry o sumie zerowej. Jak się ktoś bogaci, to inny musi biednieć.
To myślenie w kategoriach mentorki gospodarza blogu, „albo my ich, albo oni nas.”
Ale to świadczy po prostu o braku wykształcenia grona i niestety o niskim poziomie intelektualnym. Selekcja doprowadziła do degeneracji, taki społeczny chów wsobny.
Tak jak z niewolnika niema pracownika, tak szkoła opresyjna, do której się chodzi z niechęcią, bo nudna i nieciekawa, bo zniechęca do czytania, bo uczy pod presją. Nawet małe dzieci są straszone marnym gimnazjum i zaprzęgnięte do rywalizacji o ograniczone nie wiedzieć czemu dobra.Taka szkoła przegra w konkurencji ze szkołą w której uczniowie się uczą, bo chcą i lubią.
Ale takiej szkoły się boją belfrowie. Bo to wymaga umiejętności uczenia, zainteresowania przedmiotem. Nie czuja się kompetentni, wiec dlatego optują za opresją, jako skuteczna metodą zachęcania do nauki. To nie wymaga kwalifikacji.
To rezygnacji z presji ma służyć przepuszczanie z trzema lufami, możliwość wybierania przedmiotów, nadrabiania materiału. Co daje kiblowanie w klasie?
Uczeń do pełnoletniości ma obowiązek się uczyć, jeżeli w takich warunkach, nieopresyjnych się nauczy więcej, to dobrze. Wynik nie jest ważny, bo wynik nie jest celem samym w sobie. Czy tegoroczni maturzyści są gorzej nauczeni od ubiegłorocznych?
Tak samo, a wynik mają gorszy.
Celem jest nauczenie każdego ucznia maksimum tego, na co jego zdolności pozwalają.
Straciłam szacunek dla autora blogu. Do głowy mi nie przyszło, że mógł pisać prace maturalne dla zdających, a jego spokojne opisywanie własnych doświadczeń jest szokujące. W mojej szkole nikt nikomu nie podpowiadał na maturze (1976 rok) i nie było praktyki poprawiania prac w domach sprawdzajacych nauczycieli. Nie jestem w stanie spokojnie czytać tekstów osób, dla których oszukiwanie jest społeczną normą.
„Nie jestem w stanie spokojnie czytać tekstów osób, dla których oszukiwanie jest społeczną normą.”
– prawdę mówiąc jest to dla mnie jeden z bardziej przygnębiających wpisów na blogu- ta niby ułańska fantazja „czego to się nie robiło, gdy było studentem”, jak „fajnie” wyglądały u niektórych stare matury. I jak to ma się do niedowierzania, gdy na pytanie, dlaczego nie napiszę za niezłe pieniądze prezentacji, odpowiedziałam: bo to nieuczciwe, po prostu nieuczciwe.
I wiem też, dlaczego jako nauczyciel z 20-letnim stażem za Chiny nie chcę powrotu do starej matury- nie widziałam „takich kwiatków”, jak opisane, ale widziałam dostatecznie dużo, aby widzieć, że wolę formułę- mimo wieeeelu niedoskonałości- nowej matury, gdzie nie mam wpływu na ocenę swoich uczniów, ja ich tylko do tej matury przygotowuję, a sprawdzam innych uczniów, nawet nie wiem, z jakiego miasta.
Do najmity internetowego parkera
>Nauczyciele, którzy są za limitowaniem dostępu do nauki.<
Jakiego limitowania???Do dalszego etapu nauki nadaje się po prostu ktoś, kto opanował w wystarczającym stopniu niezbędne do tego umiejętności! I tak się składa,że nie każdy może wszystko….;-) Dotyczy to zarówno ciała jaki i umysłu!Nie każdy może być skoczkiem narciarskim i nie każdy może być pianistą albo śpiewakiem lub choćby piosenkarzem. Podobnie jest z intelektem – jedni sięgają po Marqueza, nawet w wieku 12-13 lat, a inni nawet "Faktu" nie są w stanie czytać ze zrozumieniem, jedni potrafią w wieku 14-15 lat różniczkować, całkować itd., a inni nawet dodawać ułamków nie są w stanie!
W całkiem niepublicznych szkołach językowych też dzielą na grupy według poziomu zaawansowania i raczej nikt nie zostanie klientem takiej szkoły wpychającej wszystkich do jednego wora!!!Matematyka to też język, na dodatek wymagający większej staranności przy jego opanowywaniu, bo precyzyjny bardzo jest! A bez tego języka trudno o nieco choćby bardziej zaawansowane zapoznanie się z fizyką czy chemią bo to ich język!!!
Znowu ideologię, najmito, stawiasz przed rzeczywistością!!!;-)
Parker
„Po wprowadzeniu zmian najzdolniejsi będą mogli zaliczać po kilka modułów naraz i zdać maturę szybciej od reszty. Dla słabszych w szkołach ma działać specjalny system pomocy – problemy w nauce mają być szybko wykrywane przez nauczycieli, tak by uczniowie jak najszybciej nadrabiali braki.
By podejść do matury, uczniowie będą musieli mieć zdane wszystkie moduły – negatywną ocenę będzie można poprawić w trakcie nauki.”
Warto się przyjrzeć praktycznej realizacji tego projektu, jeśli nastąpi (organizacja zajęć, dodatkowe lekcje, zapewnienie dodatkowej opieki, ilość zaangażowanych nauczycieli). W teorii brzmi nie najgorzej.
PS S-21,”Do najmity internetowego parkera” – byłoby zabawne (raz), ale jest niestety obraźliwe.
parker: „Nauczyciele, którzy są za limitowaniem dostępu do nauki”
„Skąd się zatem bierze ta próba limitowania dostępu do edukacji.”
Gdzie jest to „limitowanie”?… Nikt nikomu nie limituje „z gory”. Limituje jego glowa. Nie kazdy jest tak samo zdolny. Nie kazdy moze zostac Einsteinem. Moga tylko niektorzy. A jezeli sie bedzie na sile robic nich Einsteinow, to sie ich tylko unieszczesliwi.
A ten kto ma dobra glowe, sam sobie poradzi. Wspolczesny swiat dostarcza dowolna ilosc informacji i wystarczy tylko z niej korzystac.
„.Taka szkoła przegra w konkurencji ze szkołą w której uczniowie się uczą, bo chcą i lubią.”
Niestety, 90% uczniow nei chce i nie lubi. Koncept ze „nauka ma byc rozrywka i przyjemnoscia” skompromitowal sie dawno. Nauka jest ciezka praca, i zadne nowoczesne michalki tego faktu nei zmienia. A jak ktos nie chce parcowac, to neistety, trzaba go do tego zmusic.
parker: „Co daje kiblowanie w klasie?”
Parker, czy Pan ma w ogole jakiekolwiek pojecie o edukacji, to znaczy czy pracowal Pan kiedykolwiek jako nauczyciel szkolny czy akademicki? Bo mnie sie wydaje ze Pan to wszystko pisze tylko z pozycji agitatora polityczno-spolecznego
Otoz, tzreba Panu wiedziec ze program nauczana to nie worek do ktorego wrzuca sie bezladnie to i owo. Program jest skonstruowany w okreslony logiczny sposob. O czym wiem, bo co najmniej trzy razy takiego programu bylem wspolatorem.
Otoz, Panie parker, aby siie nauczyc C, to na ogol najpierw tzreba umiec B, a aby moc sie nauczyc B tzreba najpierw sie nauczyc A. Zwlaszcza w naukach „scislych” – matematyce, fizyce, chemii, biologii. Jak ktos nie nauczy sie ulamkow, to nie zrozumie rachunku rozniczkowego, nawet gdyby go uczyl nie wiem jak motywowany nauczyciel. I na tym polega rola systemu ocen: zaliczenie przedmiotu X jest certyfikatem ze student/uczen moze przejsc do studiowania przedmiotu Y dla ktorego pzredmiot X jest „prerequisite” – wymaganiem niezmednym do tego aby ucen rozumial co mowi nauczyciel nauczajac Y.
Jeeli sie bedzie puszczalo z”lufami”, raz, drugi i tzreci, bedzie rosla ilosc uczniow ktorzy w klasie siedza jak na przyslowiowym „tureckim kazaniu” – i nie rozumieja nic.
Nie wiem czy recepta „przepuszczania” to recepta na dobre nauczanie. Na „polityczna poprawnosc” byc moze. Ale polityczna poprawnoscia Polski nie zbudujemy
Do Adama J
Odporność parkera na argumenty oraz uporczywe powtarzanie pewnych tez dla mnie jest oczywistym dowodem, że nie jest on „samoistnym” myślącym bytem tylko wynajętym internetowym agitatorem. Zwrot, który Ci się nie podoba, ma o tym przypominać.Wszystkim!;-)
P.S.Trudno obrazić magnetofon…;-)
popieram stanowisko Teresy -ja też pracuję w szkole i nie chcę powrotu starej matury -bo dochodziło już do takich paradoksów ,że egzamin na prawo jazdy było trudniej zdać niż uzyskać świadectwo maturalne -ilu nieudaczników nauczycieli -sztucznie podnosiło swój autorytet ,nie stawiając ocen niedostatecznych na maturze -sam uczył i sam egzaminował ,to można sobie wyobrazić do jakich sytuacji dochodziło- gdy wprowadzono nową maturę większość z nich odeszła , znam niejedną taką osobę
Gdzie jest to limitowanie?
Ano w poglądzie, że nie każdy kto chce, powinien mieć średnie wykształcenie, że nie wszyscy się nadają do matury. Czym się to różni od poglądu, że chłopu trzy klasy wystarczą?
Gdzie limitowanie, ano w podziale na dobre i złe szkoły.
Czy ci ze złych, nie są pozbawiani szans na dobrą edukację?
Nie limituje im się dostępu do edukacji?
Gdzie limitowanie?
Ano w wyścigu do dobrej edukacji?
W ograniczonej liczbie miejsc w dobrych szkołach.
W wyścigu, w którym szanse są nierówne. Bo jak wiadomo, warstwy wykształcone i zamożne maja przewagę nad konkurencją.
W wyścigach konnych, jak koń ma zbyt lekkiego jeźdźca, to otrzymuje handikap do dźwigania, żeby szanse były równe.
Tam, to ludzie jakoś rozumieją.
Wiem, że różnic w starcie nie da się wyeliminować. Ale ponieważ się nie da wyeliminować, to trzeba skończyć z zawodami.
A nie obłudnie do nich wzywać twierdząc, że szanse są równe.
Bo wzywają ci co maja przewagę.
Oczywiście, że nie wszyscy są tak samo zdolni. Ale program powinien być tak skonstruowany, żeby ludzie nie upośledzeni, mogli go na te 30% zaliczyć.
Jeżeli nie zaliczają, to znaczy są źle uczeni lub źle do nauki motywowani.
Najprawdopodobniej, jedno i drugie.
Wyścigi mogą się zacząć na studiach.
Te nie są obowiązkowe.
A.L. pisze:
2011-07-03 o godz. 18:00
„Pan to wszystko pisze tylko z pozycji agitatora polityczno-spolecznego.”
Co to znaczy agitatora?
A Pan pisze z pozycji patrioty zatroskanego o los kraju, który wyemigrował, żeby nam było lżej?
Było lżej, ale teraz internet wymyślili i musimy słuchać mędrków zza oceanu i ich złotych myśli.
„A jak ktos nie chce parcowac, to neistety, trzaba go do tego zmusic.”
Pan rozumie pojecie, „polityczna poprawność”?
Przecież Pan nie wie o czym mówi.
Nie wiem czy ma Pan prawa wyborcze w Ameryce, ale jak tak, to rozumiem, że ze zwolennikiem Sarah Palin rozmawiam?
AdamJ pisze:
2011-07-03 o godz. 16:46
Oczywiście, że warto się przyjrzeć. Warto się przyjrzeć jak to robią w Finlandii.
W ogóle warto się przyglądać, bo społeczeństwa są różne, różne maja doświadczenia społeczne i modele są nieprzenoszalne.
Trzeba wypracować swój model w oparciu o doświadczenia innych.
Ale do jasnej cholery, trzeba to zmienić, bo tak jak jest dłużej być nie może.
Zacofanie polskiej szkoły, jest poważną bariera naszego rozwoju.
To jakaś straszna, schizofreniczna mieszanka, konserwatyzmu z socjalizmem.
Najbardziej mnie śmieszą zarzuty o lewackość ze strony nauczycieli.
Tereso, zwróć uwagę, że Gospodarz opisuje przekręt, w którym brał udział będąc studentem, pomagał jemu nauczyciel. Natomiast w trzecim akapicie opisuje już pobożne zachowanie, zgodne z procedurami, o czym świadczy zdanie: „Gdy siedzę na korytarzu……
Gdy kiedyś czytałem tę sama wypowiedż Gospodarza, pisaną w konwencji wspomnienia, początkowo miałem takie odczucia jak Ty. Jednakże po przemyśleniu doszedłem do wniosku, iż trzeba rozgraniczyć etap dorabiania( niezbyt etycznego) od prezentowanego obecnie stanowiska. Piszę to smutny i sam pełen winy: oto zaczynając pierwszą pracę w zakładzie poprawczym, zaraz po studiach, gdy usłyszałem od agresywnego dwudziestolatka, którego słusznie ukarałem:” Jak stad wyjdę, to zobaczymy, wtedy,kurwa, się z tobą policzę”. Zareagowałem natychmiast, nietaktownie, niepedagogicznie, patrząc jemu w oczy i mówiąc:”Jak dam ci w pysk i wbiję w ścianę , to wtedy, kurwa, zobaczymy”. Dzisiaj zareagowałbym inaczej. Gospodarz także obecnie nie dorabia w opisany przez siebie sposób.
A tak tytułem uzupełnienia do komentarza A.L bo nie jest tak, że z niczym co pisze, się nie zgadzam.
Na przykład zdanie ” A ten kto ma dobra glowe, sam sobie poradzi.”
Pełna zgoda. Pomagać trzeba tym co sobie nie radzą, ergo tym ze słabszą głową. Wielokrotnie wyrażałem ten pogląd. To oni potrzebują lepszego nauczyciela bo zadanie do wykonania trudniejsze.
Tym co maja „dobrą głowę” trzeba umożliwić rozwój tej głowy.
Ale to nie jest tak, że im ten rozwój głowy utrudniają ci ze słabszą głową.
Ci z lepszą głową, zazwyczaj się nie uczą i często osiągają podobne wyniki jak ci ze słabszą, po prostu mniej wysiłku wkładają.
Ale to jest skutek, właśnie takiego opresyjnego systemu.
Skoro się mnie zmusza do nauki, bo przecież pracowitość to cecha która idzie obok zdolności, a jak jest z nimi skorelowana, to raczej negatywnie, to jak nie muszę, to się nie uczę.
Po co zdolny ma się uczyć?
Czy to nie dowodzi, że system w którym ” Niestety, 90% uczniow nei chce i nie lubi.” jest niewydolny?
Bo zgadzam się,że w obecnych warunkach 90% a może więcej nie chce i nie lubi.
Zastanawiał się Pan dlaczego?
Czy naprawdę uważa Pan, że dziecko nie lubi się uczyć?
Bo ja mam inne doświadczenia. Dzieci lubią się uczyć.
One się nie lubią uczyć w takich warunkach.
Kiedy nauka kojarzy im się ze stresem i opresją właśnie.
Czy uważa Pan, że ludzie nie lubią pracować?
Przecież nie ma gorszej kary dla więźnia, jak zakazać mu pracować.
Wszystko co Pan pisze, stoi w jaskrawej sprzeczności ze współczesna wiedzą.
To dziewiętnastowieczne poglądy.
Pisze Pan: „Nauka to ciężka praca”
A co to znaczy ciężka?
Jak praca jest lekka?
Przyjemna jest lekka.
A nieprzyjemna, ciężka.
To czemu nauka jest nieprzyjemna?
A bo tak Pan uważa, że taka powinna być.
Bo wtedy jest efektywna.
Przecież to sprzeczność.
parker: „Ano w poglądzie, że nie każdy kto chce, powinien mieć średnie wykształcenie, że nie wszyscy się nadają do matury.”
No, nie wszyscu musza miec wszystko co chca. Konstutucja tego nie gwarantuje. Ludzie maja takie mozliwosci intelektualne jakie maja, i niektorzy maja takie mozliwosci ktore nie wystarczaja do tego aby opanowac material niezbedny do zdanai egzaminu maturalnego. Nie widze powodu aby „dawac” mature tylko dlatego ze ktos bardzo pragnie takowej. Matura jest SWIADECTWEM posiadania pewnego wyksztalcenai i potencjalu intelektualnego.
Ja nie mam zdolnosci aby byc pisarzem, na przyklad, i nie mam do nikogo pretensji ze nie jestem czlonkiem Zwiazku Literatow Polskich, mimo ze bardzo chce nim byc.
„Ale program powinien być tak skonstruowany, żeby ludzie nie upośledzeni, mogli go na te 30% zaliczyć.
Jeżeli nie zaliczają, to znaczy są źle uczeni lub źle do nauki motywowani”
To jest Panska „urawnilowka”. Kazdemu sie nalezy. Nie Panie parker, program powinien byc skonstruowany tak aby mature zdali ci ktorzy posiedli odpowiednia wiedze. Idac panskim rozumowaniem, dyplomy inzynierskie bedziemy wydawac „jak leci” dlatego tylko ze ktos chce byc inzynierem.
Mielismy juz taki okres w naszych dziejach gdy obowiazywala zasada: „Nie matura lecz chec szczera zrobi z ciebie inzyniera” To co Pan proponuje to wariant tej spiewki.
„A Pan pisze z pozycji patrioty zatroskanego o los kraju, który wyemigrował, żeby nam było lżej?
Było lżej, ale teraz internet wymyślili i musimy słuchać mędrków zza oceanu i ich złotych myśli.”
Gratuluje argumentow personalnych. Czekam na porownanie do Hitlera. Prosze sie nie krepowac. Niech Pan nie zapomni uzyc argumentu ze „w Ameryce bija Murzynow”. Dobry na kazda okazje. Moim zdaniem byloby lzej gdyby nie tzreba bylo sluchac osobnikow ktorzy nie moga odzalowac idealow ustroju ktory pzreminal.
„Nie wiem czy ma Pan prawa wyborcze w Ameryce, ale jak tak, to rozumiem, że ze zwolennikiem Sarah Palin rozmawiam?”
Prawa wyborcze w Ameryce mam, i aczkolwiek nie jestem zwolennikiem Sarah Palin to jestem zarejstrowanym czlonkiem Partii Republikanskiej. Chcialem rowniez Pana poinformowac, ze mam rowniez prawa wyborcze w Polsce, ktory to przywilej bardzo sobie cenie i korzystam zawsze gdy sa wybory. Gdyby Pana interesowaly moje poglady polityczne w Polsce, to uprzejmie Pana informuje ze ejstem zwolennikiem PO.
Zas jak idzie o „sluchanie medrkow” – Internet nie zmusza Pana do czytania tego co pisze. A komputer ma wylacznik. Wie Pan, taki guzik z napisem „off”
„Warto się przyjrzeć jak to robią w Finlandii.”
Poza pieśniami pochwalnymi i ogólnymi informacjami trudno coś znaleźć.
Z tego, co wyczytałem, egzamin maturalny także tam funkcjonuje. Próbuję znaleźć konkretny zestaw z matematyki, jak również wyczerpujący opis egzaminu/ów. Póki co, bezskutecznie. Być może źle szukam, ale jeśli ten system jest taki dobry i wszyscy się nim zachwycają, to informacji powinna być cała masa.
Parker, co to znaczy zła szkoła wg. Ciebie?
Ja uczę w prowincjonalnym LO, do którego dostają się słabi / przeciętni uczniowie, praktycznie prawie każdy, kto chce – więc o żadnym limitowaniu w dzisiejszych czasach, gdzie „przeciętne” szkoły walczą wręcz o jakiegokolwiek ucznia nie ma tu mowy. O tym zaś, że szkoła jest kiepska świadczyć mają niby rozmaite rankingi – czyli np. przeciętne / kiepskie wyniki egzaminów maturalnych – w porównaniu z tymi renomowanymi ogólniakami. No ale jakie mają być, skoro do nas przyjmowani są uczniowie ze średnią powyżej 2 i kiepskimi wynikami z testów – czyli łączna punktacja z testów kompetencji i średniej ocen w okolicach 60 pkt, a do tych najlepszych szkół trzeba mieć najmniej 160 pkt. żeby się dostać?
Przecież z kiepskiego ucznia, choćby nie wiem co nie da się zrobić geniusza, chyba, ze w amerykańskim filmie.
Co ciekawe – w naszym rejonowym gimnazjum, bo jest to zespół szkół, w którym pracują ci sami nauczyciele co w LO już wyniki egzaminów gimnazjalnych są wyższe niż średnia województwa i średnia krajowa.
Więc szkoła kiepska czy dobra?
W szkole pracują różni nauczyciele – jak wszędzie i kiepscy i przeciętni i bardzo dobrzy.
Sama uważam siebie np. za bardzo dobrego fachowca i pewnie gdybym tylko chciała to z moim doświadczeniem, umiejętnościami, zaangażowaniem dostałabym prace w dobrym LO w pobliskim dużym mieście. Ale nie chcę z kilku powodów:
1. Uważam, że prowincjonalnym uczniom też należy się przyzwoity nauczyciel
2. Dużą satysfakcję odczuwam, gdy moi przeciętni uczniowie osiągają całkiem przyzwoite jak na nich wyniki na maturze. Często są też o wiele bardziej wdzięczni za trud i pracę włożoną w ich przygotowanie niż roszczeniowe „snoby” z elitarnych szkół. To wspaniała uczucie, gdy możesz spotkać na ulicy swojego absolwenta, usłyszeć słowa wdzięczności, porozmawiać o tym jak jemu / jej się obecnie powodzi. W dużym mieście na takie spotkanie szanse byłyby znikome.
3. Pogodziłam się z tym, że części uczniów nie da się zmotywować do nauki, choćby się na rzęsach stawało, bo po prostu mają w życiu inne priorytety niż nauka i nie rwę sobie włosów z tego powodu. Pewnie w renomowanej szkole byłoby podobnie, może jedynie łatwiej byłoby osiągnąć przyzwoity wynik – bez zbytniego wysiłku z mojej strony, bo zdolny uczeń nie wymaga aż takiego nakładu sił nauczyciela, jak słaby.
4. Nawet na prowincji zdarzają się uczniowie „perełki”, którym opinia „kiepskiej szkoły” nie przeszkadza w osiąganiu rewelacyjnych wyników. Mieliśmy już i takich uczniów, którzy z powodzeniem rywalizowali w olimpiadach przedmiotowych z tymi „miastowymi” z najlepszych szkół.
5. Aspekt finansowy i czasowy – po prostu nie opłaca mi się tracić czas i pieniądze na dojazd do szkoły gdzieś kilkadziesiąt km. od mojej miejscowości, skoro pracę mam pod nosem.
Więc ten Twój podział na kiepskie i dobre szkoły ze względu na podobno występującą w nich selekcję dobrych i kiepskich nauczycieli jest chyba dosyć naciągany. Myślę, że dobór nauczycieli jest raczej przypadkowy, bo w sumie dyrektor obecnie – ze względu min. na Kartę Nauczyciela ma znikome możliwości prowadzenia jakiejś spójnej polityki kadrowej, chyba, że jest na tyle cwany, że robi to obok obowiązującego prawa.
Poza tym – jak w praktyce wyobrażasz sobie zniesienie tej „segregacji”?
Zabronisz np. uczniom mieszkającym w mojej mieścinie wyboru szkoły w dużym mieście i zmusisz do wyboru LO w ich miejscowości? Czy też zlikwidujesz LO w mojej miejscowości i zmusisz uczniów z okolicznych wiosek do wyboru szkoły w mieście oddalonym o kilkadziesiąt km. od ich miejscowości, gdzie mają kiepski dojazd i będą zmuszeni do zamieszkania w internacie lub wynajęcia stancji?
Nie widzę jakoś możliwości realizacji tych, jak dla mnie „utopijnych” postulatów w praktyce.
Poza tym jestem ciekawa tych badań na temat wyższości braku selekcji- może podasz jakieś linki, czy naukowe opracowania?
Przykład Finlandii – tam zdaje się uczniowie uczą się w kilkuosobowych zespołach, a nie często w ponad 30 osobowej grupie ?
Wtedy na luksus pracy z różnorodnym pod względem umiejętności zespołem można sobie pozwolić. W naszych polskich, siermiężnych ze względu i na bazę i na finanse warunkach przeniesienie tego wzoru nierealne.
Moim zdaniem – nie da się wszystkim dać po równo, a selekcja jest i była podstawą istnienia gatunku, a nie jego degeneracji jak piszesz.
Co do możliwości ściągania na maturze, czy też „pomocy” nauczycieli w czasie egzaminów – w mojej „kiepskiej”, prowincjonalnej szkole opisane sytuacje nadużyć są nie do pomyślenia i nigdy się z takimi od czasu wprowadzenia nowej matury nie spotkałam. Podczas gdy w czasie starych matur różne rzeczy się tutaj działy – łącznie z naciskami miejscowych notabli na dyrekcje i nauczyciela sprawdzającego pracę podpisaną odpowiednim nazwiskiem w celu wymuszenia oceny pozytywnej.
Na szczęście tamta „stara” kadra już odeszła na emeryturę.
Dlatego uważam, ze sama forma i procedury nowej matury są o wiele lepsze i mimo wszystko dające mniej okazji do przekrętów niż to było kiedyś…
parker: „Wyścigi mogą się zacząć na studiach.
Te nie są obowiązkowe.”
A od kiedy matura jest obowiazkowa?…
Ile wyrównywania szans a ile konkurencji i „niecg najlepszy wygrywa”.
Bardzo chcę sympatyzować z poglądami parkera, chociaż myślę, że są za bardzo idealistyczne, aby mogły być wprowadzone w życie w całości.
Może moje myśli nie będą całkiem idiotyczne. 😉
Szkoła zasadniczo jest konieczna tylko dla tych, których rodzice są mniej wykształceni, mówiąc prymitywnie: głupsi, oraz mają mniejszy talent pedagogiczny od średniego nauczyciela a także tym, którzy nie mają kontaktu z rówieśnikami, czyli np. jedynakom bez kolegów na tzw. „podwórku”. Oczywiście także tym, którzy z powodu biedy nie mogą zapewnić dziecku przynajmniej takiego kontaktu z kulturą i nauką jaki może zapewnić szkoła na „średnim” poziomie.
Szkoła jest przydatna tym, których rodzice zasadniczo mogliby samodzielnie zapewnić swoim dzieciom lepsze warunki kształcenia i wychowania aniżeli typowa szkoła, ale ze względu na konflikt pomiędzy koniecznością pracy zarobkowej a opieką nad dziećmi nie mogą tego zrobic.
W miare zamożnym, mogacym i chcącym zostać w domu z dziećmi wykształconym matkom, które umieją i lubią uczyć szkoła jest raczej zbędna. Wiele dzieci w domu plus ich znajomi z rodziny, kościoła, MDKu czy „podwórka” zapewniają wystarczające uspołecznienie a skoro poziom wykształcenia otrzymywany w domu jest wyższy, aniżeli w typowej szkole, to takie rozwiązanie ma sens.
Tak jak parker mówi, dobra szkoła jest najbardziej potrzebna najsłabszym czyli najbiedniejszym i „najgłupszym”, a poważnie mówiąc tym, których kapitał rodzinny jest najmniejszy. Najzamożniejszy Amerykanin polskiego pochodzenia jakiemu miałem okazję podać rękę, pan Filipowski, podsumował to brutalnie w ten sposób: „Dlaczegoś biedny? Boś głupi! Dlaczegoś głupi? Boś biedny!” Pochodzi on z niezamożnej rodziny polskich imigrantów i do (wtedy) głupich kilkuset milionów dolarów osobistego majątku doszedł sam.
Tak jak zwraca uwagę A.L., Filipowski uczył się cały czas pracując i płacąc za swoje utrzymanie nie tylko na studiach ( oraz ZA studia) ale też w szkole średniej. Zbudował Platinum Technology od zera do wysokości 1 mld $ sprzedaży rocznej aby w końcu sprzedać całą firmę za około 3.5 mld $.
Za głosem parkera, będąc królem, 😉 przesunąłbym środki tak, aby powiększyć liczbę przedszkoli i zapewnić w tych przedszkolach miejsca szczególnie dla najslabszych pod względem owego kapitału społecznego. Według mnie odstawanie od czołówki zaczyna się bardzo wcześnie, pewnie właśnie w wieku przedszkolnym.
Natomiast później, stopniowo w kolejnych klasach szkolnych, zwiększałbym konkurencyjność i stopień „skwantowania” populacji uczniowskiej. Innymi słowy, w rezultacie egzaminu/klasówki z fizyki o stopniu trudności „A” w kolejnych klasach powinien rosnąć próg odsiewający młodzież i stopniowo przesuwający ją do potoku o niższym stopniu trudności, czyli „B”. Podobnie w „B” do „C”.
Oraz (przeciwnie do tego, co postuluje parker) nastawiłbym wielkość oczek systemu na wyłapywanie diamentów. Jestem bowiem zdania, że zdarzaja się tak utalentowani uczniowie, których nie ma sensu opóźniać nauką w zwykłej klasie. Ja miałem szczęście być uczniem naprawdę elitarnej klasy w elitarnym liceum i miałem okazje zetknąć się z kilkoma takimi diamentami. Takich uczniów należy właśnie wyławiać i budować z nich klasy dla „geniuszków”, jak wielokrotnie nas opisywano. Oczywiście pojawiaja się problemy związane właśnie z socjalizacją, szczególnie w wypadku dużej różnicy wieku „zdolnego” i „reszty”, ale akurat u nas takich drastycznych przypadków nie było.
Nie izolowałbym jakoś może całych grup w specjalne klasy czy szkoły, ale starałbym się homogenizować szkoły pod względem jakości nauczycieli, narybku i wyposażenia, ale raczej przez wprowadzenie kilku poziomów nauczania danego przedmiotu (A, B, C) grupował ciężej pracujących i bardziej utalentowanych od tych mniej no i bardziej leniwych Z DANEGO PRZEDMIOTU. Uważam, że dobry nauczyciel zawsze potrafi wykrzesać w nawet najgorszym uczniu zainteresowanie CZYMŚ i w ten sposób odbudować jego wiarę w siebie. Tak, jestem matoł z tego i z tego i z tego, ALE Z TEGO JESTEM ŚWIETNY! Czyli nie jestem matołem totalnym. A z takiego wniosku tylko krok do bardziej optymistycznego podejścia i do naprawy.
Znowu, przy zachowaniu na samym szczycie opcji tworzenia elitarnych szkół z elitarnymi klasami. Nie wiem, jedna na 100 czy na 200 tysiecy mieszkańców? Z internatem.
Nauczyciele powinni być stosunkowo dobrze płatni (na równi z inzynierami o podobnym stażu) i mieć podobne przywileje. Żadne branżowe przywileje nie powinny miec miejsca.
Cały pomysł jest oczywiście funta kłaków niewarty gdy w gospodarce panuje bezrobocie i nie wiadomo po co i komu kształcimy naszą młodzież. Bo jeżeli na eksport, to należałoby zapytać się finalnego odbiorcy, jakiego produktu sobie życzy i ile nam za niego zapłaci.
No ale tutaj zapachniało nam Kubą wysyłającą lekarzy czy innych „doradców” za granicę w zamian za wenezuelską ropę… Polska jest milion razy bogatsza od Kuby i stać ją na nielimitowany eksport wykształconej młodzieży. Chociaż, jak tak dalej pójdzie, może zostać oskarżona w ONZ albo przynajmniej w Brukseli o sabotaż…
„Jeśli chodzi o polonistów, to ci brali prace do domu. Cała szkoła plotkowała, że nauczyciele zapraszają wybrańców do siebie, aby własnoręcznie poprawili swoje błędy.”
W którym roku zdawałeś maturę?
I tak padł mit wspaniałej starej matury.
Czy w swojej szkole praktykujesz takie rzeczy? Właściwie to przyznałeś się do przestępstwa tym wpisem.
Po chwilce zastanowieni. Ponieważ te moje elitarne licea powinny być rzeczywiście elitarne i nie spijać „całej smietanki” z populacji, podwyższam limit do jednego takiego liceum na 300 tysięcy mieszkańców.
a może ten wpis tłumaczy też tak dobre wyniki XXI LO?
Pozwalam sobie skopiować wpis MiszyBerlioza zamieszczony pod artykułem E. Bendyka pt.”Szkoła polska – lepsza, ale nie dość dobra?”
Wynika z tego, że niektóre moje pomysły już zastosowano w Kanadzie, z nienajlepszym skutkiem;
2011-07-01 12:38 | MiszaBerlioz
Re:Szkoła polska – lepsza, ale nie dość dobra?
Mieszkam w Kanadzie od dwudziestu lat. Polskie liceum konczylem w 1987 roku.
Oboje z zona jestesmy nauczycielami. Mamy dzieci ktore ucza sie w regularnych kanadyjskich. I oboje jestesmy wstrzasnieci niskim poziomem wymagan kanadyjskiej szkoly.
Wszystko pieknie funkcjonuje do klasy trzeciej szkoly podstawowej.
Dzieci szybko ucza sie czytac i pisac. (nauka zaczyna sie w wieku 5 lat w junior kindergarden). Do klasy trzeciej dzieciaki lubia szkole i chetnie do niej chodza, a ta przygotowuje je lepiej niz nasza polska ( taka jak ja pamietamy z polowy lat 70tych).
Od klasy 3/4 do klasy 10 dzieci marnuja czas.
Widac to dobrze przy porownaniu materialu matematyki i literatury — innych
przedmiotow nie sposob porownywac bo ich w Kanadzie po prostu nie ma:
Historii Geografii Fizyki Chemii Biologii po prostu nie ma tu az do klasy 11
(dla wyjasnienia dodam ze klasa 12 jest klasa ostatnia w szkolach srednich).
Sa za to: Social Sciences ( polaczenie Historii i Geografii, Psychologii i Socjologii); Earth Sciences (Geografia i Geologia) I sciences ( Biologio Chemia i elementy Fizyki).
Literatura:
Ilosc wymaganych lektur jest znikoma:
(objetosciowo okolo 10% tego co pamietamy z podstawowki czy liceum),
nieznajomosc kontekstu historycznego/ niskie wymagania interpretacyjne.
Matematyka:
Nie mam pojecia co sie tak naprawde robi w klasach nizszych ale np. rowniania kwadratowe i funkcje kwadratowe
(material za moich czasow klasy: 6/7) jest przerabiany w klasie 10 tej).
Pojecie funkcji jej dziedziny i zbioru wartosci to klasa 11
(advanced functions) — ja bylem z tego cwiczony na ustnym egazminie do liceum w 1983 roku.)
Inna sprawa jest polaczenie szkol zawodowych i technikow z liceami (by zniesc „odium gorszosci”) ze tych pierwszych. Podzial powraca tylnymi drzwiami poprzez wprowadzenie klas akademickich i zawodowych z wielu przedmiotow. Mlodziez o rozmaitym stopniu intelektualnego zaawansowania jest ze soba doskonale wymieszana co owocuje dominacja jelopow.
Dodac trzeba ze nie ma odpytywania na ocene: wszystkie oceny sa doskanale utajnione (prawo do prywatnosci!), i ze jedyna dziedzina w ktorej otwarta rywalizacja jest dozwolona jest sport.
Za moich czasow, przynajmniej w szkole sredniej, otyli okularnicy mieli szanse zdobyc uznanie kolegow dzieki swoim akademickim osignieciom — czym chocby czesciowo kompensowali swoja sprotowa niewydolnosc. Tutaj lidearami sa tylko sportowcy.
Dodajmy do tego jeszcze system kredytowy w klasach 9 -12 i mamy prawie pelen obraz tego co sie dzieje.
Nauczyciele i ich wyksztalcenie
Kanadyjscy nauczyciele zarabiaja dobrze.
Nauczyciel szkoly sredniej (z najwyzszymi kwalifikacjami)
z dziesiecioletnim stazem ma roczna pensje rzedu 85tys na rok.
Dyrektor duzej szkoly (2000 uczniow) okolo 150tys.
Wszyscy nauczyciele musza miec bakalureat plus Teacher’s College (roczny kurs po regularnych studiach)
W klasach 7 – 10 by uczyc przedmiotu trzeba miec z tego przedmiotu minimum akademickie (ekwiwalent 6 zaliczonych przedmiotow z pierwszych dwoch lat uniwersytetu). Aby uczyc w klasach 11 -12 trzeba miec minimum 12 zaliczonych wykladow za danego przedmiotu.
Magisterium jest wsrod nauczycieli rzadkie ( <20% nauczycieli je ma)
Acha, mase srodkow pochlaniaja ( w Ontario) cztery kuratoria:
Angielski publiczne
Angielskie katolickie
Francuski publiczne
Francuskie katolickie
( w sumie 72 kuratoria w Ontario)
w kazdym kuratorium jest min 200 ludzi ze srednia pensja okolo 100tys na glowke + dodatki)
Mozna sobie wyobrazic jakie sumy grzezna w tym ukladzie i ilu nauczycieli moznaby wprowadzic do szkoly za te pieniadze)
Eksperymentem finskim interesuje sie od jakiegos czasu — podobno zaczeto od likwidacji kuratoriow (nie ma nic pomiedzy ministerstwem a szkola – zadnych pieniadze ssacych buforow). Uwolnione fundusze mozna bylo, miedzy innymi, wydac na potrzeby specjalne uczniow ktorzy sobie nie radza (korepetycje udzielane przez nauczycieli w systemie 1-1 oplacane przez szkole).
No nic rozgadalem sie — w kazdym razie jestem bardzo ciekaw tego raportu i dziekuje autorowi za podanie zrodla.
Lacze wyrazy szacunku.
M.B.
Strasznie jestem rozczarowana- nauczyciel, podobno renomowany.
Byłam nauczycielką i nie pomagałam czynnie w ściąganiu maturalnym /jednak nie węszyłam gorliwie/. Widziałam to maturalne ściąganiowe wariactwo rodziców i nauczycieli i uważałam i uważam, że to zwyrodnienie. Moim zdaniem, lepiej byłoby gdyby Pan,mając takie własne doświadczenie, nie potępiał procederu, ale i nie wypowiadał się ‚w temacie’.
Jako bardzo dobra polonistka byłam podłamana swoją oceną z pisemnego polskiego /matura 1967/, tylko 4, a to z powodu 1 błędu ortograficznego; ani do siebie, ani do nauczyciela nigdy nie miałam pretensji, on robił swoje, ja pisałam o ‚żądzy’ i ‚rządach’ co w gorączce egzaminacyjnej może się pomieszać. Być może to doświadczenie pomogło mi rozumieć błędy moich uczniów. A na polonistykę i tak się dostałam. Owszem, ściągałam na maturze z matmy, ale bez pomocy nauczycieli i żałuję, ze to było potrzebne.
hilda pisze:
2011-07-03 o godz. 22:02
Selekcja dotyczy dużych miast przede wszystkim.
Prowincji o tyle, że statystyki mówią, że na bezpłatne studia na państwowych uczelniach, znikoma ilość maturzystów z prowincjonalnych szkół się dostaje, podobnie jak z tych gorszych, miejskich.
Przecież nie będziemy dyskutować z faktami.
Opisywałem kiedyś przypadek oddanego nauczyciela gimnazjalnego, który się sprzeciwiał metodom selekcji stosowanym w szkole. Ponieważ gimnazjum było elitarne, a jak wiadomo prawo nakazuje przyjmować uczniów z rejonu, to się tych rejonowych zniechęcało wysokim poziomem i wymaganiami. W okolicy większość wiedziała ,ze nie należy tam składać papierów, że lepiej do oddalonego dojeżdżać, ale nie wszyscy. Więc dyrekcja musiała co roku jakąś klasę rejonową utworzyć. Czasem dwie. Ale uczniom w tej klasie się stawiało te same wymagania jak tym wyselekcjonowanym, więc szybko uciekali do innych szkół. Oczywiście z poczuciem „sukcesu” i roztrojonymi nerwami. To nauczyciela który miał olbrzymie sukcesy w tej szkole i się na to nie godził, się pozbyli.Podobnie jak uczniów.
Zdaje sobie sprawę z trudności zniesienia selekcji. Ale pomiędzy trudnościami w zniesieniu a poglądem,że nie należy jej znosić, jest jednak mała różnica.
To, że mamy niż i problem się sam rozwiąże, to nieprawda.
System sobie poradzi i z niżem. Bo on w głowach siedzi. Ludzie chcą mieć elitarne szkoły za publiczne pieniądze a nauczyciele do tej grupy należą, bo też są beneficjentami tego systemu.Też maja dzieci i są uprzywilejowani z racji wykształcenia. Są tacy, którym sprawia satysfakcję praca z trudnymi uczniami, ale większość woli lepszych do ćwiczenia.
Co do selekcji nauczycieli w szkołach to nigdy takiego poglądu nie wyraziłem. Wręcz przeciwnie. Uważam,że ci co szukają zatrudnienia w tych elitarnych trochę się z powołaniem minęli.
AdamJ pisze:
2011-07-03 o godz. 22:02
Nie mam innych informacji poza tym artykułem.
Jak wspomniałem nie da się przeszczepić modelu z kraju do kraju, ale warto się przyglądać i wyciągać wnioski.
U nas problem polega na tym, że nikt systemu nie chce zmienić. Bo on odpowiada wielu, a ci którzy na nim tracą nie mają świadomości możliwości zmiany a często nie rozumieją, że tracą.
Chłop sam sobie pańszczyzny nie zniósł.
To światły pan musiał zrobić.
Ale musiał zrozumieć najpierw swój interes.
http://www.polityka.pl/swiat/obyczaje/1514600,1,finlandia-szkoly-na-szostke.read
A.L. pisze:
2011-07-03 o godz. 22:00
Najpierw sobie wyjaśnijmy sprawę ataków personalnych.
W wielu Twoich komentarzach wciskałeś mi w brzuch leninizm, komunizm czy coś tam jeszcze. To co prawda poglądy, ale niczym się nie różniący od ataków personalnych, bo cel się liczy. Nie jesteśmy przed sądem, żebym to musiał udowadniać, tak to odbieram.
Podobnie jak ostatniego agitatora.
Nie jestem żadnym agitatorem Mam swoje poglądy na funkcjonowanie publicznej oświaty, leży mi na sercu jej dobro, bo uważam je za kluczowe w pomyślności moich dzieci w tym kraju.
A na mój brutalny język najczęściej skarżą się właśnie ci, którzy wcześniej w niewybredny sposób mnie atakują.
To się odgryzłem, nie płacz.
Nasza dyskusja nie ma sensu, bo nie odnosisz się do argumentów.
Piszesz obok.
Jakby celem nie było przedyskutowanie zagadnienia, tylko pozorne zwycięstwo w jakiś zawodach.
Powtarzasz truizmy typu jak się uczeń nie nauczy A, to nie zrozumie C a B jest jeszcze po drodze. O sprzecznościach Twojego rozumowania pisałem wcześniej.
Z konserwatystami nie ma rozmowy na temat zmian.
Gdyby była rozmowa, nie byliby konserwatystami.
parker pisze:
2011-07-04 o godz. 08:14
http://www.polityka.pl/swiat/obyczaje/1514600,1,finlandia-szkoly-na-szostke.read
Faktycznie – godne naśladowania. Tylko są pewne róznice , między nami i Finami:
1. U nas równiez 90 % nauczycieli legitymuje się wykształceniem wyższym mgr tylko jakos ten fakt nie zapewnia im poważania w społeczeństwie. Prestiż zawodu z roku na rok jest coraz mniejszy, chociaż kandydatówna studia pedagogiczne ponoć również nie brakuje i na niektóre jest więcej kandydatów niz miejsc.
2. Nauczyciele nie mają żadnego wpływu na treść wprowadzanych reform, a szkoda, bo wiele pomysłów nie mających realnego kontaktu z oświatą urzędników nie powinno w ogóle wejść w życie
3. Nie am u nas testów psychologicznych przed przyjęciem na studia, a szkoda, bo część nauczycieli faktycznie nie ma predyspozycji do tego zawodu. Coraz bardzie jestem przerażona poziomem zwłaszcza młodej kadry – nastawionej wybitnie roszczeniowo i nie rozumiejącej, że w tym zawodzie potrzeba zaangażowania i nie można pracować tylko w ramach godzin lekcyjnych.
Poza tym nie uważam, że większość nauczycieli jest kiepska, choć i tacy niestety w obecnym systemie mają sie nie najgorzej. Myślę, że spora część jest po prostu mimo 5- letnich studiów kiepsko do zawodu przygotowana.
4. Wydaje mi się w związku z tym również, że należałoby zreformować w końcu szkolnictwo wyższe i kształcenie przyszłych nauczycieli ( mi nie tylko nauczycieli) dostosować do współczesności i wymogów 21 wieku, bo mam wrażenie, że nie zmieniło się ono w ogóle od czasów socjalistycznych. Poza tym, to co obecnie się dzieje na uczelniach wyższych – myślę o chałturze wielu wykładowców, którzy aby zarobić poświęcają się pracy na kilku etatach na rozmaitego rodzaju wieczorowych kursach udających studia wyższe też do tego fatalnego stanu się przyczynia.
5. Czy mamy w ogóle szansę, żeby nakłady na oświatę wynosiły tyle co w Finlandii?
Czy nasi politycy i społeczeństwo zdają sobie sprawę z tego, że sukces państwa zależeć będzie od jakości nauczania? W końcu „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, to już stwierdził A. F. Modrzewski już w 16 w. Jakoś jestem sceptyczna w tym względzie – jak na razie króluje populizm i sypanie obietnicami bez poparcia.
A tak w ogóle – zgoda, że z polska oświatą, zwłaszcza w ostatnich latach nie jest najlepiej i trzeba się zastanowić nad przyczynami i nad możliwościami zmiany tego stanu rzeczy..
Do A.L.
>A ten kto ma dobra glowe, sam sobie poradzi.<
Nieprawda! Nawet genialny Stefan Banach musiał spotkać(a ilu nie spotkało? swojego Steinhausa,…;-)
Oczywiście b.zdolny sobie jakoś(!) poradzi! Tylko czy osiągnie, a to jest w jego przypadku b.istotne, maksimum tego co mółby w swojej najmocniejszej dziedzinie???
Samouctwo to bardzo niefektywna droga, prowadząca często do ukształtowania się szkodliwych nawyków itp.itd.
Można się od biedy,przy dużej sprawności ruchowej, nauczyć odbijać piłkę na korcie tenisowym, ale naprawdę dobrej gry można się nauczyć jedynie przy pomocy trenera. Podobnie judo z samouczka raczej słabo zadziała w ciemnej uliczce…;-) Tak samo jest z umiejętnościami o charakterze intelektualnym, takimi jak (szczególnie!) matematyka czy fizyka!!!
Do zzakaluży
Sądząc po tym „Kwancie” do czytania i innych opisach, to maturę zdawał Pan(jeśli to było w W-wie) w Gottwaldzie(dziś Staszic), Trauguttcie lub Poniatowskim;-)
To nie oświata ma problemy, teraz to już oświata jest problemem. W zasadzie jest juz tylko wyłudzaczem pieniędzy podatników na pseudooświatę. Rozwiązać MEN ale i dalej
hilda pisze:
2011-07-04 o godz. 10:36
Za spadek prestiżu zawodu odpowiadają sami nauczyciele. Kogo za to winić?
Poważanie w zawodzie się zdobywa nie przez wykształcenie, tylko przez rzetelne wykonywanie pracy. Kandydatów nie brakuje, bo nie ma takiego drugiego zawodu, który by dawał takie gwarancje pracy, jak zawód nauczyciela właśnie. Dzięki swojej Karcie, jak się już załapie do pracy i uda awansować do stopnia nieusuwalnego, to jest zawód bezkonkurencyjny. W czasach w których nikt zatrudnienia nie może być pewnym. Do tego nikt kwalifikacji nie sprawdza. Dyplom wystarcza, a w dzisiejszych czasach co to znaczy dyplom? Wystarczy czesne opłacać, tak jest w wielu szkołach. Stąd garną się do zawodu a wcześniej na studia ludzie niepewni swoich możliwości i kwalifikacji. To jak tu utrzymać prestiż?
Nauczyciele nie mają wpływu na kształt reform?
A kto jak nie nauczyciele w ministerstwach zasiada?
Z drugiej strony, gdyby pytać nauczycieli którzy czynnie swój zawód uprawiają o zdanie, to jedyna reforma na jaką by się zgodzili, to reforma pensji, żeby prestiż oczywiście podnieść.
Czy większość jest kiepska?
Pewnie większość jest średnia, jak to w życiu.
Rzecz w tym, żeby się tych słabych pozbyć i selekcję uczniów zastąpić selekcją nauczycieli. Żeby tak się mogło stać, trzeba KN zlikwidować i zatrudniać na zasadach rynkowych. Wtedy dobrzy nauczyciele zyskają, o uczniach nie wspominając. I zgadzam się co do testów. Tylko nie tylko psychologicznych. Egzamin na nauczyciela powinien być. Potem realna ocena jego wyników pracy w trakcie kariery, a wraz z nią możliwość awansu, ale też zwolnienia ze szkoły.
Co do reformy szkolnictwa wyższego, to dokonała się w tym roku. Ma usuwać te patologie o których piszesz. Zobaczymy.
Co do nakładów na oświatę , to są one niemałe. Nie zdziwiłbym się jakby się okazały wyższe niż w Finlandii. Po uwzględnieniu oczywiście tego wszystkiego, co na edukację wydają rodzice ze swoich kieszeni i siły nabywczej społeczeństwa. Niestety spora cześć tych środków jest marnowana lub niepotrzebnie, bez głowy wydawana.
Bum edukacyjny jaki się w Polsce dokonał w ostatnich dwudziestu latach to przede wszystkim ogromny wysiłek rodziców.
Nieprawdą jest, że nasze społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z potrzeby dobrej edukacji.
Wręcz przeciwnie, zdaje sobie jak mało które i nie szczędzi środków.
Ogromnych jak się uwzględni możliwości.
Problem w tym, że te proste rezerwy już się wyczerpały.
Trzeba zmian systemowych, żeby się rozwijać.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest że przy tym poziomie (chodzi o podstawowy) na którym mamy maturę są osoby które potrzebują ściągać by ja zaliczyć.
parker: „Nasza dyskusja nie ma sensu, bo nie odnosisz się do argumentów.
Piszesz obok”
Sorry, Panie parker – jakos nie moge sie doczytac Panskich argumentow – oprocz generalnego argumentu „sie nalezy”
„Z konserwatystami nie ma rozmowy na temat zmian.
Gdyby była rozmowa, nie byliby konserwatystami.”
Jezeli to sa Panskei argumenty, to dajmy sobie spokoj z dalsza dyskusja. Ja nie bede komentowal moich odpowiedzi a ja Panskich
S-21: „Nieprawda! Nawet genialny Stefan Banach musiał spotkać(a ilu nie spotkało? swojego Steinhausa,?;-)”
Znam sporo osob ktore nie mialy tyle szczescia co Banach aby na swego Steinhausa napatoczyc sie na lawce w parku, ale byly na tyle pzredsiebiorczy aby owego Steinhausa znalezc samemu.
Przyklad – znajoma panienka z okolic Nowego Jorku. Chodzila do szkoly dobrej, ale nie nadzwyczajnej. Ze zwyczajnej rodziny, nie naukowcow. Dostala bzika na punkcie fizyki. Ogladalac telewizje publiczna. W szczegolnosci dostala bzika na temat urzadzenia zwanego „cyklotron”. To jest urzadzenie do przyspieszanai czastek. Chyba zaden uniwersytet w Polsce takiego nie ma. Postanowila zbudowac cyklotron w piwnicy. Wszyscy pukali sie w glowy, lacznei z nizej podpisanym. Kosz takiego urzadzenia to cwierc miliona dolarow. Na poczatek.
Panienka nie dala za wygrana. Poslugujac sie internetem znalazla ze Rzad Federalny daje granty dla „mlodych naukowcow”. Skontaktowala sie z entuzjastami budowy podobnych urzadzen. Skontaktowala sie z pewnym laboratorium rzadowym zajmujacym sie przyspieszaczami czastek. Znalazla tam ludzi ktorzy ja poparli i poparli wystapienie o grant. No i grant dostala. Przy braku poparcia z zewnatrz i „cudownego przypadku’
Ni i cyklotron zbudowala. W zeszlym roku dostala sie bez egzaminiw na MIT. Wystapila o patent dotyczac ypewnych szczegolow cyklotronu. Zanim zaczela studia ma juz publikacje z profesorami u ktorych bedzie studiowac.
Jak pisal „zza wody” – zwyciezaja nie ci ktorym „sie nalezy” czy ci ktorzy czakaja na „cudowne olsnienie” i przypadek. Zwyciezaja ci ktorzy biora los w swoje rece i ciezko pracuja nad tego losu uksztaltowaniem
Do A.L.
Mylisz siłę przebicia (bardzo ważna, zgoda!) z wyszlifowaniem za pomocą kompetentnego trenera/instruktora/nauczyciela swojego talentu!!!
1.Siła przebicia owszem pomaga i warto ją cenić, ale talenty niesamowite mają nie tylko ludzie-buldożery! Wolę mieć najlepszych pianistów, inżynierów, matematyków niż specjalistów o największej sile przebicia!!!
2.Pisałem o tym, że drogą samouctwa(!!) szczególnie umiejętności nie sposób na szczyty doprowadzić…;-)
Nie przypadkiem szkółki tenisowe czy pływackie w USA są oblężone ludźmi z całego świata choć baseny i korty są wszędzie. Ale w USA jest know-how i fachowcy od szlifowania. W naukach ścisłych szczyt możliwości to , jak w sporcie, 35 lat.Mówi Ci to coś?;-)
Do A.L.c.d.
Akurat jestem fizykiem więc wiem co to cyklotron-małe są w Polsce, na większe, o innej nazwie, polscy fizycy jeżdżą do CERN-u.
Ta panienka jedynie doprowadziła do budowy, ale Twoja historia milczy o tym co ona z tym sprzętem zrobiła!!!;-)
A.L. pisze:
2011-07-04 o godz. 18:50
Ja mam nie komentować Pańskich a Pan moich wypowiedzi?
To po co na blogu siedzieć?
Pan jest nie tylko konserwatystą, Pan nie rozumie sensu uczestniczenia w blogu i przyjemności które można z tego czerpać.
Oczywiście, że będę komentował Pana wypowiedzi i liczę na rewanż.
Łaskowie milczeniem mogę pomijać tylko te, które będę uważał za rozsądne.
PS. E-tykita pozwala sobie mówić po nicku na blogach.
To pretensjonalne zwracać się do kogoś panie parker, albo Panie A.L.
Odpisuje tak czasami, bo nie chce być niegrzeczny w oczach interlokutora, ale zdaje się, że jakiś czas tu posiedzisz, więc się dostosuj z łaski swojej.
To nie jest propozycja bruderszaftu.
S-21: „Ta panienka jedynie doprowadziła do budowy, ale Twoja historia milczy o tym co ona z tym sprzętem zrobiła!!!;-)”
Na razie nic nei zrobila bo jeszcze nei jest w 100% skonczony. Ona pracuje nad tym tylko w wakacje; w zeszle wakacje pracowali nad podlaczeniem pompy prozniowej ktora dostali za darmo od producenta, i nad wzmacniaczem mocy RF ktury kupili z demobilu. Ze wzmacznaiczem mocy byly jakeis problemy. najwazniejsze ze maja elektromagnes (rdzen i uzwojenia) i komore, oraz zasilanie.
Tu jest wiecej informacji
http://www.sura.org/news/2010/JSAF6.pdf
Nie myle sily pzrebicia z niczym. Owszem, mentor jest wazny ale zeby go znalzc, tzreba miec wlasnie owa sile pzrebicia. A nie czekac az sam przyjdzie.
parker: „liczę na rewanż.”
Niestety
S-21: „2.Pisałem o tym, że drogą samouctwa(!!) szczególnie umiejętności nie sposób na szczyty doprowadzić?;-)”
Nei chce stzrelac z grubych rur, ale proponuje zastanowic sie nad kariera takich osobnikow jak Tesla, Edison, Steinmetz, Pupin, Einstein. Mieli „mentorow”?…
S-21: „Ale w USA jest know-how i fachowcy od szlifowania. W naukach ścisłych szczyt możliwości to , jak w sporcie, 35 lat.Mówi Ci to coś?;-)”
Mowi. Thecyclotronkids buduja ten cykllotron w Jefferson National Accelerator Facility (JLab)
http://en.wikipedia.org/wiki/Thomas_Jefferson_National_Accelerator_Facility
Ale jescze raz: sami sie tam „wephali” i to ze swoimi funduszami
Do A.L.
>Nei chce stzrelac z grubych rur, ale proponuje zastanowic sie nad kariera takich osobnikow jak Tesla, Edison, Steinmetz, Pupin, Einstein. Mieli ?mentorow???<
Akurat Einstein otrzymał dość staranną edukację i dość łatwo wszedł w środowisko naukowe fizyków,które wtedy było kilkusetosobowym "klubem hobbystów". Na dodatek miał ponoć niegorszą od siebie intelektualnie żonę-fizyczkę!
Wystraczy poczytać wspomnienia takiego geniusza jak Richard Feynman żeby zobaczyć rolę kolejnych nauczycieli!
Ostatnio zmarł twórca fraktali Mandelbrot(skądinąd polski Żyd). Otóż jego edukacją matematyczną zajmował się … wuj, znany profesor matematyki!
A całe rody matematyczne-fizyczne!
Ja nie neguję Pana przykładów, ale jest wielka ciemna liczba tych, którzy przy wielkim talencie nie mieli aż takiej siły przebicia;-)
Wielki talent w jakiejś dziedzinie nie musi automatycznie oznaczać takiej siły-dlatego nawet w USA szukają tych wybitnie zdolnych i im pomagają (byłem widziałem i nawet, na swoim dziecku, sprawdziłem eksperymentalnie!)
Przy czym im bardziej zaawansowana cywilizacja tym takim samotnikom trudniej się przebić!!!
A.L. pisze:
2011-07-04 o godz. 22:14
To znaczy, że się obraziłeś?
A moja babcia mówiła, że obrażają się tylko kucharki i służące.
Oczywiście miała na myśli mentalność, nie profesję.
Nie była konserwatystką, wręcz przeciwnie.
Nie wytrzymasz, mogę się założyć.
S-21: „Akurat Einstein otrzymał dość staranną edukację i dość łatwo wszedł w środowisko naukowe fizyków,które wtedy było kilkusetosobowym „klubem hobbystów”.
Wszedl?… Nei mogl znalezc innej pracy niz w Biurze Patentowym, gdzie napisal swoje najslynniejsze papiery. No a po tych papierach rzczywiscie wszedl 🙂
„Ostatnio zmarł twórca fraktali Mandelbrot(skądinąd polski Żyd). Otóż jego edukacją matematyczną zajmował się ? wuj”
Mandelbrot uzyskal niezla edukacja matematyczna w calkiem niezlych szkolach i uniwersytetach. jakos w zadnym ze zrodel nie natrafilem na informacje o znacacym wplywie owego wuja, aczkolwiek ow wuj jest wymieniany.
„Wielki talent w jakiejś dziedzinie nie musi automatycznie oznaczać takiej siły-dlatego nawet w USA szukają tych wybitnie zdolnych i im pomagają (byłem widziałem i nawet, na swoim dziecku, sprawdziłem eksperymentalnie!)”
Tak. To jedna z zalet USA i jeden z powodow dla ktorych ten kraj ciagle jest przodownikiem w nauce i technologii. Zreszta, wystarczy wspomniec moja znajoma nastolatke od cyklotronu… W jakim innym kraju nastolatka dostalaby lekka reka 5 cyfrowa sume w dolarach i „ucho” oraz poparcie dyrektora duzego instytutu?
musze przyznac ze jestem zaszokowany :-(( ……przepraszam ! ale do jakiej szkoly pan chodzil ??? ja sobie nie przypominam takich zjawisk w moim „ogolniaku” …wrecz przeciwnie…..matura byla „ostra”, z polaka wylecialo 3 maturzystow za proby sciagania, do domu mnie pani prof od polaka nie zaprosila, mimo ze bylem jej ulubiencem, (przyznam ze gdyby nie bylo tzw tematu wolnego, bylbym polaka walnal na 100%) z maty wylecialo 2 facetow za sciagi a ja dostalem dobry z angielskiego tylko dlatego ze mialem slaba wymowe THE………mature robilem w 75 roku, w miescie wojewodzkim sredniej wielkosci na zachod od wisly 🙂 srednia 4,5. zaskoczyl mnie pan totlanie.
ps..mam starszego brata ktory w tym samym miescie ale innym ogolniaku prawie zawalil polaka bo pani go nie lubila i to przez 4 lata…wiec nie rozumiem o jakiej normalnosci pan pisze ze wowczas cos nadciagano, pomagano..etc…..
Pewnie, że dobrze mieć mentora. Ale jak się nie ma, to trzeba jak ta dziewczyna od cyklotronu. Rodzina żony miała znajomego, sąsiada z działki. Znajomy dostał bzika na punkcie samodzielnej budowy (i projektu, czyli wszystko od zera!) samolotu. Zaczynał od zupełnego zera wiadomości lotniczych. Był inżynierem mechanikiem. Blachę aluminiową (bo rzecz działa się w Polsce w latach sześćdziesiątych) właściwie w nocy ukradł, a raczej podmienił na stalową tak, że ogrodzenie jakiejś fabryki zmieniło materiał z aluminium na zwykłą ocynkowaną blachę. Nity robił sam. Trabanta użył jako obciążnika w teście na siłę zrywającą nita. Jak miał problemy ze znalezieniem jakichś wiadomości niedostępnych w podręcznikach budowy i konstrukcji samolotów to napisał do Antonowa. Tak, do tego słynnego konstruktora. Pokazywał rodzinie żony listy od Antonowa z radami i odręcznymi szkicami wyjaśniającymi. Widocznie rady były dobre, bo samolot zbudował, poleciał i się nie zabił. 😉
Do zzkaluzy
> Zaczynał od zupełnego zera wiadomości lotniczych. Był inżynierem mechanikiem.<
To,coś tam[;-)], szczególnie w tych latach,jako inżynier mechanik wiedział i umiał…;-)
Do A.L.
>Wszedl?? Nei mogl znalezc innej pracy niz w Biurze Patentowym, gdzie napisal swoje najslynniejsze papiery. No a po tych papierach rzczywiscie wszedl <
Cały epizod z Biurem Patentowym (na owe czasy całkiem przyzwoita instytucja;-)] trwał dość krótko!
A teraz niech Pan sobie wyobrazi,przez pryzamat np. doświadczeń osobistych z PW, że polski 25-latek nawet zatrudniony na uczelni ot tak sobie trafia od razu do naukowej czołówki świata;-)
Nawet jakby był Einsteinem do kwadratu…
Do A.L.
>jakos w zadnym ze zrodel nie natrafilem na informacje o znacacym wplywie owego wuja, aczkolwiek ow wuj jest wymieniany.<
Akurat w 1936 roku jego rodzina wraz z nim wyjechała z Warszawy właśnie do tego wuja – profesora matematyki w College de France, wspóludziałowca projektu BOURBAKI. Dopiero po wojnie Mandelbrot skończył Ecole Politechnique- w latach 1940-1944 jego formalna edukacja matematyczna we Francji nie bardzo była możliwa;-)
do „dziwne rzeczy tu czytam”
A ja robiłem maturę w 1988 w średnim mieście wojewódzkim i było dokładnie tak, jak pisze nasz gospodarz. I wszyscy uczniowie bardzo się cieszyli. Tematy maturalne z polskiego poznalismy dzień wcześniej drogą jakiegoś „przecieku”. Tak było.
A na studiach (studniowałem filologię) to nawet niektórzy na egzaminy chodzili za innych. Nikt się nie połapał, albo nie chciał.
Co do moralności: młody człowiek bierze przykład ze starszych. Nietkórzy po jakimś czasie przeoprowadzają refleksje, inni nie. Gospodarz pisze o błędach młodości. I bardzo dobrze
zza kaluzy: „Znajomy dostał bzika na punkcie samodzielnej budowy (i projektu, czyli wszystko od zera!) samolotu”
W 1979 roku sensacje wywolalo ladowanie na lotnisku w Wiedniu, Autria, samolotu zrobionego pzrez 18 letniego mlodzienca z NRD. Zrobiony byl z rur aluminiowych sluzacych oryginalnie jako maszty namiotowe, a pokrycie skrzydel mial z plaszczy ortalionowych. Silnik od Trabanta.
Mlodzieniec, oczywiscie pzresluchiwany przez wszystkie media, mowil ze zbudowal samolot w 3 miesice i uciekl dlatego ze chcial studiowac inzynierie na amerykanskim uniwersytecie. Natychmiast 3 amerykanskie uniwersytety zaoferowaly mu bezplatne studia. Wybral Stanford.
skarlet: „A na studiach (studniowałem filologię) to nawet niektórzy na egzaminy chodzili za innych. Nikt się nie połapał, albo nie chciał’
Gdy „robilem za profesora” na pewnym amerykanskim uniwersytecie, studenci napisali na mnie donos do wladz – ze na egzaminie odchodzilo sciaganie a ja nie zauwazylem/nie zareagowalem. Dostalem od wladz spory op… Od tego czasu uwazalem
Co kraj to obyczaj…
DO skarlet pisze:
Szanowna Skarlet….ja nie neguje tego co napisal autor ! chcialem wyrazic tylko zdumienie. podobny rygor panowal u nas na egzaminach wstepnych na wyzsze uczenlnie,,,na egraminy szlo sie z dowodem osobistym, ktory przy wejsciu na sale byl sprawdzany !!!!!!:-) No to tyle…jakos czasy sie zmienily 🙂 a moze ludzie …jejejjej