Trybunał Konstytucyjny broni Karty Nauczyciela
Nie spełniły się marzenia samorządowców, którzy podważali sens Karty Nauczyciela, szczególnie konieczność zatrudniania nauczycieli na umowę o pracę i wypłacania im jednolitych w całym kraju pensji. Trybunał Konstytucyjny uznał, że Karta jest zgodna z Konstytucją, a zadaniem władz samorządowych jest zapewnienie obywatelom dostępu do edukacji publicznej prowadzonej na odpowiednio wysokim poziomie. „A nie da się tego zrobić bez jednolitego i spójnego systemu wynagradzania nauczycieli.” (zob. źródło)
Samorządowcy omijają Kartę jak mogą. Jak przyznał jeden z urzędników, w szkołach, które nie podlegają Karcie, „nauczyciele najczęściej pracują więcej godzin i za niższą pensję, nie mają urlopu dla poratowania zdrowia. Ponadto zatrudniani są na czas określony (najczęściej od września do końca czerwca).” Inny zaś dodał: „Zgłaszają się do nas nauczyciele poszukujący pracy, którzy pracowaliby za niższe stawki i dłużej.” (zob. źródło)
Nie wątpię, że zdesperowani ludzie zgodzą się na każde warunki, byleby tylko mieć pracę. Gdyby pozwolić samorządowcom na całkowitą swobodę, sobie przyznawaliby najwyższe pensje i sowite premie, zaś obywatelom fundowaliby edukację prowadzoną przez nauczycieli, którzy pracują za psie pieniądze i jeszcze po rękach całują władzę w podzięce za szczęście, że w ogóle mają pracę.
Samorządowcy chcą zatrudniać nauczycieli od września do czerwca. W wakacje trzeba by było chodzić do uczniów na zupki albo zatrudniać się przy zbieraniu owoców. A to przecież dopiero początek zmian. Równie dobrze można by zatrudniać nauczycieli od poniedziałku do piątku, bo w sobotę i w niedzielę nie ma lekcji. Po co więc płacić nauczycielom za cały tydzień? Nie ma sensu płacić też za święta. A tak w ogóle to może należy zatrudniać nauczycieli na 45 minut, a za przerwę już nie płacić? Zlikwidujmy wszystkie przywileje socjalne, takie jak prawo do zwolnień lekarskich w czasie choroby, prawo do przerwy podczas pracy, prawo do urlopu. Po co to wszystko? Wprowadźmy wściekle dziki kapitalizm i wyciśnijmy nauczycieli jak cytrynę, a w zamian nie dajmy im nic: ani pieniędzy, ani urlopu, ani nawet zwolnień lekarskich na czas choroby. Niech się cieszą, że w ogóle mają robotę.
A żeby było jeszcze taniej, to sprowadźmy nauczycieli z Ukrainy albo z Chin. Naprawdę jest wiele sposobów, aby edukacja obywateli kosztowała budżet tyle co nic, tylko nie pozwala na to wstrętna Karta Nauczyciela. Do tego ten durny Trybunał Konstytucyjny wymyślił – jak czytamy w uzasadnieniu decyzji – że „Jednolite zasady wynagradzania nauczycieli szkół gminnych gwarantują odpowiedni poziom nauczania i możliwie równy dostęp do oświaty mieszkańców gminy”. Coś takiego! Nauczyciele muszą mieć jakieś prawa. To się po prostu nie mieści w głowie żadnego wójta czy burmistrza. Samorządowcy są oburzeni!
Komentarze
Obrzydliwym jest i zupełnie niezasadnym, moim zdaniem, oszczędzanie na dwóch dziedzinach: na edukacji i służbie zdrowia. Co do nauczycieli z Chin i Ukrainy, drogi Panie Dariuszu, byłbym nieco ostrożniejszy – praktykę tę stosują już wyższe uczelnie w Polsce, także te renomowane, ale nie ze względu na oszczędność, a ze względu na ich niewątpliwe kwalifikacje.
Szanowny Gospodarzu,
Bardzo ciekawy tekst. Może Pan go użyć na lekcji w klasie maturalnej. Temat lekcji: Przejawy postawy homo sovieticus na progu drugiej dekady XXI wieku.
Wystarczą młodzi z pasją 🙂 Im Kartą N blokuje się wejście do zawodu, o którym marzą.
Tyle refleksji było w komentarzu redakcyjnym.
Trybunał nie broni KN tylko uznał, że jest zgodna z Konstytucją.
Dokonał tez wykładni KN i zgodnie z nią powinien obowiązywać jednolity i spójny system wynagradzanie nauczycieli.
Powiedział, że zadaniem władz samorządowych jest zapewnienie obywatelom dostępu do edukacji publicznej prowadzonej na odpowiednio wysokim poziomie.
Nie powiedział, że nie da się tego zrobić bez jednolitego i spójnego.
Da się i uważam, że ten jednolity i spójny to urawniłowka socjalistyczna choć to obowiązujące dzisiaj prawo jak orzekł Trybunał.
Dlatego KN należy zlikwidować.
Cytuję za źródłem:”Gdyby Trybunał Konstytucyjny przychylił się do skargi Stoszowic, nauczyciele praktycznie straciliby wszelkie uprawnienia, jakie daje im Karta i musieliby zostać zatrudnieni w szkołach zgodnie z Kodeksem pracy.”
No i zgodnie z Kodeksem Pracy to wszystko czym ironicznie straszy Gospodarz nie mogłoby mieć miejsca.
A jak sobie radzi ta znakomita większość którą właśnie KP obowiązuje?
Gorsi są od nauczycieli?
Trzeba pamiętać, że „zgodna z konstytucją” nie znaczy dobra, rozwiązująca problemy nauczycieli. Legislacyjna zgodność wiele nie znaczy: Trybunał ani nie ma kompetencji ani możliwości sprawdzać skutków ustawy. A Karta to jeden wielki koszmar…
Ci inni przeważnie na starcie bez porównania lepiej zarabiają. Oczywiście mówimy o odpowiednikach nauczycieli, czyli osobach z wyższym wykształceniem pracujących w swoich specjalizacjach.
A akurat Gospodarz nie straszy bezpodstawnie. Dowodem na to chociażby sposób wyliczenia wynagrodzenia za matury ustne dla językowców.
Czyli co parker, likwidujemy przywileje, zwiększamy czas pracy (najlepiej osiem godzin dydaktycznych dziennie w trzydziestoosobowych klasach), 1500 na rękę i komu się nie podoba, to won?
I jacy to nauczyciele niedobrzy, że im się taka perspektywa nie uśmiecha.
A jeśli zatrudnimy nauczycieli od września do czerwca, to kto wtedy dokończy rekrutację w lipcu? Kto w sierpniu przeprowadzi egzaminy poprawkowe? Może specjalne firmy zewnętrzne?;)
?Zlikwidujmy wszystkie przywileje socjalne, takie jak prawo do zwolnień lekarskich w czasie choroby, prawo do przerwy podczas pracy, prawo do urlopu. Po co to wszystko?? – przesadza Pan. Kodeks Pracy również zapewnia te przywileje. Jestem nauczycielem, obowiązuje mnie Karta Nauczyciela, ze związanych z nią przywilejów korzystam i mimo to uważam, że jest to rozwiązanie patologiczne. Taki wybór mniejszego zła. Przede wszystkim rekompensata za niskie zarobki. Podobnymi szkodliwymi rozwiązaniami są np. przywileje dla Służb Mundurowych (w wielu przypadkach nieuzasadnione) czy KRUS. Nie twierdzę, że nauczyciele nie zasługują na pewnego rodzaju przywileje ale obecnie obowiązujące przepisy prowadzą tylko do zachowywania w tym zawodzie status quo wywodzącego się z PRL.
Grażka: nie tak dawno byłam bardzo młodym nauczycielem. I wzięłabym każdą pracę. Pracowałam w gimnazjum na umowie o zastępstwo- od września do końca czerwca. Potem lipiec i sierpień … Ale i tak byłam szczęsliwa że mam pracę.
Teraz mam lat 33. Nadal jestem młodym nauczycielem w mojej szkole. Ale inaczej na to patrzę. Teraz nie chcę mieć jakiejś pracy. Chce mieć pracę pewną. Nie znaczy to że się opieprzam a mi się płaci. Ale np wzięłam kredyt mieszkaniowy. Rata jest taka jak cała moja płaca. Jak się ma lat 25 to się o tym nie myśli, przy 33 i owszem.
Po drugie młodzi nauczyciele z pasją i ideałami nie zawsze sobie radzą. Ja miałam pasję i ideały przez jakies 3 miesiące- potem juz miałam raczej depresję że sobie zupełnie z tym nie radzę 😀 Teraz to wszystko jest spokojniejsze, lubię swoją pracę, chcę dużo, ale jakoś bardziej widzę co się da a co trzeba odpuścić, czego się spodziewać. Nie zawsze ci młodzi są tacy najlepsi na świecie.
A co do karty… może i należy ją zmienic. Tylko że ja nie wierzę że to by była dobra zmiana.
Polecam komentarz numer 53, autorstwa Hanny do wpisu „Bez Karty
Nauczyciela?” 🙂
Decyzja w sprawie Karty potwierdza zbiorową mądrość Trybunału Konstytucyjnego. Mędrzec kiedyś powiedział” „Głupiec, który obwieszcza wszystkim swoje głupstwa, jest tylko śmieszny. Głupiec na stanowisku, który robi to samo, jest niebezpieczny”. Orzeczenie Trybunału (wierzę, że skutecznie) ochroniło społeczeństwo przed kolejnym niebezpieczeństwem.
Szkoda, że skarżące się Kierownicze Kadry Samorządowe nie stać na obiektywną refleksję nad ustawową wysokością własnych wynagrodzeń podstawowych i ich składników oraz zadanie sobie pytania: Nauczyciele mają „dobrze”, ale za co My mamy trzy do sześciu razy lepiej? Może Związki Zawodowe Nauczycieli, w solidarnej akcji, nie pozostawią tego pytania retorycznym?
@tez belfer – wklejam linka: http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=1025#comment-77578
Myślę, że realizacja choćby postulatu Hanny „niezabierania pracy do domu” i sprawdzania wszystkiego w szkole spowodowałaby, że tak na oko dla 50% szkół trzeba by zbudować nowe siedziby, bo w starych brakuje klas, w pokoju nauczycielskim nauczyciele się nie mieszczą, nie mówiąc o braku warunków do pracy biurowej.
Tak naprawdę zmniejszanie wydatków na oświatę to zwiększanie poziomu fikcji w szkolnictwie. Np. następnym etapem będzie uczenie przez całą podstawówkę wszystkich przedmiotów przez jednego nauczyciela. Dojdziemy w końcu do etapu, kiedy jedyną formą edukacji będą kursy zawodowe, a jedynymi gałęziami naszej gospodarki będą handel i usługi.
To nieuctwo jest już obecne – kiedy pracowałem na uniwersytecie był tam student fizyki (po co on szedł na fizykę), co całkę z tdt liczył komputerem. Takie coś powinien policzyć gimnazjalista po przeczytaniu artykułu w Wikipedii.
Nie da się sprowadzić nauczycieli z Chin albo z Ukrainy – utrzymanie jednego Chińczyka/Ukraińca w Polsce kosztuje gdzieś tyle samo co utrzymanie Polaka, no chyba że zakwaterujemy ich w przyczepach kempingowych albo w namiotach i będziemy im płacić tyle tylko żeby starczyło na zakup chińskich zupek.
Piękny wpis zaiste…
Mi akurat pasuje w tej chwili zabieranie pracy do domu bo mam synka i nie musi siedzieć w przedszkolu (a w przyszłym roku w świetlicy) bardzo długo. Ale jak mi sie marzy urlop w czasie kiedy go potrzebuję… chociaż kilka dni…
W tej chwili wielu nauczycieli w naszej szkole bierze ze sobą laptopa do szkoły. I naszym marzeniem jest router bezprzewodowy 🙂 Mała rzecz…
Wydaje mi się, że nie można porównywać sytuacji nauczycieli i przedstawicieli innych zawodów wprost. Kodeks Pracy, owszem, dotyczy wszystkich zawodów i zapewnia niezbędne prawa pracownicze. Jednak jest nagminnie łamany, zwłaszcza przez zatrudniające niewiele osób małe firmy. Państwo nie wypracowało jeszcze metod (i być może nie wypracuje) interwencji w przypadkach niewielkich firm, bo jest ich dużo oraz – dziś firma jest, jutro jej nie ma. Podobna sytuacja zostałaby stworzona w przypadku nauczycieli. Samorząd by Kodeks Pracy w tym przypadku omijał. Dlaczego ?
Opowiem krótką historyjkę, która zdarzyła się 10 lat temu. Miasto, ok. 80 tyś. mieszkańców. Prezydent – były nauczyciel. Na radzie stanęła wnioskowana przez prezydenta propozycja podniesienia dodatków nauczycielskich o 20% oraz wnioskowana przez „komunalkę” propozycja podniesienia wynagrodzenia grabarzom o 500 zł brutto, gdyż się buntują. Z początku prezydent uzasadniał, że oświata jest bardzo ważna i nie wyobraża sobie, aby nauczyciele takich podwyżek nie dostali. Głos zabrał sekretarz miasta i wraz z główną księgową zreferowali ile by to miasto kosztowało. Prezydent złapał się za głowę i wnisek prezydenta przepadł (zaznaczę, że ten dodatek wynosiłby tylko niecałe 200 zł brutto na nauczyciela). Gdy doszło do sprawy grabarzy od razu księgowa zapytała się ilu ich jest. Czterech ? – phi ! – drobiazg, podwyżka przeszła jednogłośnie.
Historyjka ta oddaje w całej okazałości główny problem jaki mają z oświatą samorządy. Chodzi o to, że w wielu przypadkach oświata „pożera” ponad 80% budżetu gminy. Natomiast wynagrodzenia nauczycieli 80% tej kwoty.
Czy wynika z tego, że nauczyciele tak dużo zarabiają, albo zbyt wielu nauczycieli się zatrudnia ? Nic bardziej mylącego. To Państwo tak niewielką część swojego budżetu przeznacza na oświatę. Sprytnie przerzucając koszty funkcjonowania szkół na samorządy i zostawiając im niezbyt dużą część wpływów z podatków samo stworzyło taką sytuację.
Z drugiej strony, szkoły jako podmioty budżetowe nie mogą pobierać opłat – ani za wynajem sal, ani za cokolwiek innego. Firma wynajmująca sale w szkole za ten wynajem powinna wpłacić na konto samorządu, a nie szkoły. Komitet Rodzicielski, to twór nielegalny, albo półlegalny i taka wpłata na jego konto to igranie z Urzędem Skarbowym. Szkoła jest finansowo całkowicie uzależniona od kaprysów samorządu. Dyrektor ma w sprawach finansowych niewiele do powiedzenia.
Gdyby nie Karta, to nauczycielskie pensje podstawowe byłyby jeszcze niższe, a dla wielu nauczycieli wiejskich uwłaczające ich godności.
Parker słusznie rozumował, że ci lepsi powinni być lepiej wynagradzani, powinny być pod uwagę brane warunki życia (miasto, wieś, region) itp. Zapewniam, że w realiach gminnych to tak nie działa. Nie działa, bo jak wójt słyszy „oświata”, to już jest nerwowy i chodzi mu po głowie – a ile to będzie kosztować. Dzięki Karcie wójt zakłada, że tak musi być i nawet mu do głowy nie przyjdzie, że w tym zakresie możliwe są jekieś oszczędności, bo rzeczywiście nie są możliwe. Gdyby Karty nie było, to z takimi myślami chodziłby dzień w dzień – do skutku.
Ależ szkoły wynajmują pomieszczenia. I wszystko z tego wynajmu idzie do kasy miasta (przynajmniej w moim mieście). Szkoła- z tego że wynajmuje salę- ma tylko rachunki za prąd wyższe. Wiem np że w Krakowie te pieniądze idą do szkół i można z nich np dofinansować remonty.
Kwant zgadzam się z Tobą ale przyznasz, że jest to sytuacja nienormalna. Karta Nauczyciela (niezbyt dobre rozwiązanie) jako bufor ograniczający możliwość stosowania jeszcze gorszych rozwiązań.
Do kvant
>To Państwo tak niewielką część swojego budżetu przeznacza na oświatę.<
To nie do końca tak jest.Raczej biedne państwo pod wpływem demagogów funduje sobie kosztowną (kosztem nauczycieli) atrapę systemów szkolnych w krajach bogatych.Ba chce je przegonić wskaźnikami;-)))))A te wszystkie wskaźniki np.scholaryzacji czy procent populacji w szkołach maturalnych albo „upowszechninia”wyższego wykształcenia grubo powyżej(!) docelowych(tak!)wskaźników bogatej UE kosztuje.Płacą prawdziwi nauczyciele, bo żeby tę fasdę realizować państwo musi tłumy niskopłatnych a przez to byle jakich najemników !!!
System eduakcji powinien być bardziej realistyczny, a nauczycieli mniej a lepszych!!!
Zamiast dyskutować o ekscesach samorządowców należałoby przyjrzeć się im samym. Moim zdaniem już w pierwszych wyborach samorządowych w 1989 roku uwidoczniło się dobitnie zjawisko wówczas dosadnie nazwane skrótem myślowym TKM. Do samorządów wówczas najczęściej kandydowali ludzie o dużym mniemaniu o sobie lecz o żałosnym poziomie intelektualnym. Do dziś ta sytuacja trwa. Co więcej nasila się. Już wówczas w 1989 roku świadomość tego zjawiska istniała wśród opozycjonistów – polityków. Od jednego z nich (po wyborach sejmowych – posła na Sejm) działacza OKS, wtedy doktora socjologii potem profesora usłyszałem taką opinię: „Musi minąć parę pokoleń by ludzie wybierali swoich reprezentantów spośród tych najświatlejszych a nie tylko z pretensjami do świata, pyskatych i z parciem na stołek i tyle też czasu musi minąć by ci najmądrzejsi i zdolni chcieli kandydować. Naród musi się najpierw zmęczyć samorządową i polityczną tandetą swych reprezentantów. Musi do obywateli dotrzeć, że warto by mieć we władzach osoby o więcej niż jednym działającym zwoju mózgowym”. Prorocze słowa! Jak wyglądają nasi samorządowi reprezentanci (sejmowi także) jacy ludzie chcą kandydować – każdy widzi.
Stąd jak sądzę bierze się absencja w czasie wyborów na każdym szczeblu.
W małych społecznościach lokalnych wygrywają nader często nie ci, którzy mają pomysły i dar ich wdrażania a także horyzont umysłowy sięgający nieco dalej niż „do płota” lecz ci, którzy mają liczne rodziny i znajomych. Skutki tego widać gołym okiem mimo, iż propaganda państwowa opowiada dyrdymały o tym jak świetnie działają samorządy.
Poza tym przypatrzmy się jakie są priorytety samorządowców często posiadających tylko podstawowe czy co najwyżej średnie wykształcenie. Te priorytety to to, co można zbudować „tymi ręcami” a nie głową. Sam osobiście doświadczyłem sytuacji gdy samorządowiec nie mógł zrozumieć, że zarabiam na życie „głową a nie ręcami”.
Dlatego moim zdaniem w Polsce będzie tym lepiej, im mniej władzy będą posiadać samorządy. Przynajmniej na razie.
JPS
A wogole to w Katowicach prezydent przyznał wszystkim nauczycielom po 400 zł brutto za nic 😀 Każdy dostanie. A co? Ze szczęścia można umrzeć. Za wychowawstwo dostajemy 50 zł brutto, ale tak jednorazowo na parę miesięcy przed wyborami…
S21: ja sobie wypraszam nisko płatnych i bylejakich najemników. Ja sobie nie życzę! O!
A na zachodzie studia są płatne. Naprawdę jest tak wielki odsetek studiujących?
lidqa:
Nie sprawdziłam, skąd Gospodarz wkleił pierwszy link – tylko drugi był z Gazety Prawnej. Mój wpis dotyczył tamtejszego komentarza redakcji – w opinii owego komentatora pasja i młodość to lek na całe zło.
Polecam te teksty i komentarze – pod pierwszym – chronologicznie rzecz ujmując – jest dłuuuga dyskusja.
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/426837,trybunal_moze_wstrzasnac_przywilejami_nauczycieli.html
http://praca.gazetaprawna.pl/komentarze/426856,komentarz_redakcji_karciane_dlugi_gmin.html
AdamJ pisze:
2010-06-11 o godz. 16:30
Zgadzam się, sytuacja nie jest normalna. Po prostu nikt szkół nie chce, bo nic nie produkują, a są drogie w utrzymaniu. Inwestycja w młodego obywatela interesuje tylko jego rodziców, a efekty są widoczne po latach. Przykładem takiego myślenia był fakt zniesienia obowiązku zdawania matematyki na maturze. Dopiero po wielu latach okazało się jak fatalne tego skutki „odbijają się czkawką” na kondycji uczelni technicznych i to w chwili, gdy w UE najbardziej poszukuje się inżynierów. Dlatego kluczową sprawą jest polityka oświatowa Państwa, a zamiast tego jest „spychologia” – kto ma za funkcjonowanie szkół płacić.
S-21 pisze:
2010-06-11 o godz. 17:11
Zgadzam się z tobą, gdy piszesz o wskaźnikach scholaryzacji. Chce się je podnieść za wszelką cenę rezygnując z jakości. A przecież można by pogodzić jakość i wskaźniki nie manipulując w całym szkolnym systemie. Na przykład wprowadzając nauczanie dwutorowe – klasy dla tych, którzy planują solidne wykształcenie i równoległe klasy dla tych, których interesuje tylko ukończenie. Rodzice mogliby wtedy sami decydować czego chcą od szkoły dla swojego dziecka – przechowalni bagażu czy solidnego wykształcenia. Na razie rodzice dzieci w tej samej klasie mają te oczekiwania diametralnie różne i rodzi to tylko kłopoty wychowawcze, a tym samym kłopoty całego szkolnictwa ze wskazaniem na równanie w dół.
Nie zgadzam się, że ci nisko płatni najemnicy są „byle jacy”. To uproszczenie. Czy nigdy nie zauważyłeś jak dużo zależy od organizacji pracy przez szefa. Jakoś dziwnie się składa, że wielu „byle jakich” jest w szkołach, gdzie szefa jakość nauczania nie interesuje. I tu dotykamy następnej patologii. Z reguły dyrektorów nie interesuje jakość nauczania, bo przede wszystkim ważne są stosunki z tzw. „organem”, a wprowadzanie jakości i dobrej organizacji zwykle stoi w finansowej lub mentalnej sprzeczności z tym, czego od dyrektora chcą jego „organy”.
Oj pisłaem o tym wszytskim jakiś czas temu, ale bez echa. Pozdrawiam łotrów urzędników z MENu, CKE, OKE itp. itd.
Do lidqua
>S21: ja sobie wypraszam nisko płatnych i bylejakich najemników. Ja sobie nie życzę! O!
A na zachodzie studia są płatne. Naprawdę jest tak wielki odsetek studiujących?<
Generalnie najemnicy są (średnio-jako matematyk znasz krzywą Gaussa)kiepscy bo tylko takich mażna mieć tak masowo i za tak marne pieniądze.
Co do płatności za studia to np.w USA ich Wyższe Szkoła Gotowania na Gazie czyli Community Colleges płatne nie są.
We Francji uczelnie państwowe(czyli przechowalnie dla bezrobotnych w rodzaju Sorbony(to już tylko nazwa)są bezpłatne.
Po drugie na ogół jest na Zachodzie taki system stypendialny,że ta płatność jest raczej umowna.Znam niezmożnych Polaków studiujących spokojnie nawet na tak drogch i ambitnych uczelniach jak MIT,Harvard, Oxford czy Cambridge…
kwant napisał:
„Chodzi o to, że w wielu przypadkach oświata ?pożera? ponad 80% budżetu gminy. Natomiast wynagrodzenia nauczycieli 80% tej kwoty.”
To znaczy, że na całą resztę (remonty, pomoce naukowe, sprzęt, projekty midzynarodowe, współpracę midzyszkolną) idzie tylko 20% kwoty przeznaczanej na szkolnictwo. Czyli g.
@lidka
Njprostszy router bezprzewodowy (tak na 1-3 pomieszczenia) to jest niecałe 200 zł
i około 10 minut konfiguracji. Jak to zrobić? Wujek Google zdradzi za darmo, albo zrobi to za dziękuję znajomy informatyk, np. mąż którejś nauczycielki. Ciekaw jestem tylko, co dzisiejsza szkoła by zrobiła bez takich gratisów.
lidqa: sorry, nie lidka – niedokładnie przeczytałem nick
Wiem- mam w domu takowy. Tylko że kto ma te 200 zł wydać? Ja?
divak2 pisze:
2010-06-12 o godz. 13:48
Dokładnie tak, ale oprócz remontów, na które gmina wykłada pieniądze ekstra. Często wykłada też na współpracę międzynarodową, ale to w ramach łączenia z własnymi projektami. Najgorzej jest w mojej gminie z pieniędzmi na pomoce naukowe, lepiej z pieniędzmi na sprzęt sportowy i w ogóle sport.
@lidqa
Nie mówię że nauczyciele mają to kupować, mówię że są to niewielkie koszta, poniesienie których znacząco ułatwi życie, a które ktoś ma w d.
@kwant
O wydatkach na sport (bądź wykorzystaniu tych pieniędzy) mogą świadczyć sukcesy naszej drużyny piłki nożnej 🙂
Niektórzy to myślą(?), że szkoła to kreda tablica i gadanie belfrów, a potem się dziwią, że „bachory” mają wszytko gdzieś, bo nudzenia na sucho np. o elektrostatyce, mitochondriach, elektrolizie, czy większość ludzi przez dłuższy czas nie zniesie. Np. maszyna elektrostatyczna w szkole gdzie moja żona uczy fizyki pochodzi z 1965. roku, ale paski napędowe, szczotki i smar w łożyskach już z 2009. Obecnie działa.