Ile wytrzyma szkoła?

W środku lekcji lunął dziś taki deszcz, że po chwili lało się z parapetów. Okna były cały czas zamknięte, a mimo to przepuszczały masę wody do środka. Lało się zarówno w pokoju nauczycielskim, jak i w salach lekcyjnych oraz na korytarzach. Strumienie wody płynęły schodami w dół. Widok kałuż, jakie się potworzyły, był potworny. Trzeba było natychmiast opróżniać parapety i teren w pobliżu okien. Wystarczył większy deszcz, a szkoła była kompletnie zalana. Nie zdziwiłbym się, gdyby z powodu mocniejszego grzmotu budynek rozpadł się na części i runął.

Okna od strony ulicy są do natychmiastowej wymiany, ale posłużą nam jeszcze parę lat. Pewnie aż do wypadku, kiedy to ze starości wypadną na ulicę albo też wpadną do środka i przygniotą uczniów. Może nie trzeba będzie czekać latami na konieczny remont –  wystarczą jeszcze dwie takie ulewy, jak dzisiejsza, i będziemy mieli za darmo basen w każdej sali lekcyjnej. Chyba niedługo obowiązującym mundurkiem w naszym liceum będzie strój pływacki. Proponuję od razu przemalować budynek na łódź, a na dachu postawić żagiel.

Piszę tak sarkastycznie, ponieważ od lat nie możemy się doczekać porządnego remontu budynku. Samo pomalowanie nie wystarczy, gdy trzeba wymienić wszystko. Myślę, że jako szkoła powinniśmy stać się przedmiotem badań socjologów, ponieważ stanowimy istne kuriozum. Otóż w murach tej szkoły uczą się dzieci łódzkiej śmietanki oraz najinteligentniejsza młodzież z miasta, czyli elita, a budynek wygląda, jakby żywcem został wyjęty ze slumsów. Szczególnie okropnie wygląda z zewnątrz, a najokropniej od strony ulicy Wólczańskiej. I właśnie od tej strony zacinał dziś deszcz i o mało co nie zalał nam całego budynku. Uczniowie mieli nadzieję, że zostaną odwołane lekcje, ale nagle zaświeciło słońce i budynek ocalał. Natura po raz kolejny pogroziła nam palcem i kazała w trybie pilnym przeprowadzić remont. Tylko czy władza zrozumie ten głos natury, czy też uzna, że jakoś to będzie, i znowu nie zrobi nic?