Huczna impreza na zakończenie nauki

Bawiłem się dzisiaj na pikniku zorganizowanym z okazji pożegnania starszaków. Nie ma to jak impreza w przedszkolu, ponieważ tu nie trzeba pilnować, aby dzieci nie piły alkoholu. Same to wiedzą. Dalej jest już tylko gorzej. Od szkoły podstawowej wzwyż przyjęło się, że zakończenie nauki należy uczcić zalaniem się w trupa.

Właśnie z powodu owego zagrożenia zerwaliśmy z tradycją, że tuż przed końcem nauki odbywa się na boisku mojego liceum sympatyczny piknik. Nie można zrobić czegoś takiego, ponieważ nauczyciele musieliby chodzić z alkomatem i badać trzeźwość wychowanków. Na ostatnim spontanicznym pikniku, sprzed paru lat, podobno walały się po boisku puste puszki piwa i jakieś butelki. Od tej pory nie ma i długo nie będzie żadnej imprezy na zakończenie nauki. Wiadomo, że skończyłoby się to wielkim piciem. Konsekwencjami żaden uczeń by się nie przejmował, gdyż w Polsce za picie się straszy i na tym koniec.

A zatem nie ma to jak zabawa w przedszkolu. Był polonez, były inne tańce, były skecze i wierszyki, serwowano różne napoje, podawano jedzenie, ale nie było jednego – mianowicie alkoholu. Przynajmniej tu nie dotarła ta zaraza, że jak się bawić, to tylko ze skołowanym łbem i z mętnym wzrokiem. Jednak można inaczej. Jak sobie pomyślę o imprezach w szkołach, w których uczyłem, o wszystkich zapitych gębach, jakie musiałem oglądać, nieraz dwunastolatków, o użeraniu się z rodzicami, którzy w piciu dzieci nie widzieli niczego złego, to żałuję, że nie uczę w przedszkolu.