Jednakowe pensum czy nie?
Czy dojrzeliśmy do dyskusji o pensum? Także ten temat trzeba będzie podjąć, ponieważ MEN chce zróżnicowania liczby lekcji, jakie w ramach etatu musi przeprowadzić nauczyciel. Na razie mamy jednakowo, co każdemu wydaje się niesprawiedliwe. Inny jest bowiem nakład pracy polonisty, a inny wuefisty – to oczywiste.
A jednak wolę, aby było po staremu, ponieważ wiem, że nie chodzi w tych zmianach o sprawiedliwy podział pracy, lecz o oszczędności. Edukacja ma kosztować mniej, dlatego trzeba nauczycielom narzucić więcej obowiązków w ramach tej samej pensji. Na razie więcej godzin otrzymają np. wuefiści, a jak to przejdzie, za parę lat większe pensum narzuci się także pozostałym nauczycielom. Tak to widzę.
Uważam, że wszyscy razem powinniśmy wystąpić przeciwko zwiększaniu pensum dydaktycznego. Głupio zrobiliśmy, że pozwoliliśmy na wprowadzenie godzin karcianych. Władze gmin znalazły pretekst, aby zwalniać nauczycieli świetlic, a ich obowiązki powierzyć osobom realizującym godziny karciane. Pozwalamy na wciskanie nam każdej głupoty – to duży błąd. Teraz powinniśmy się postawić i nie wyrazić zgody na zwiększenie pensum, inaczej połowa z nas pójdzie na zieloną trawkę.
Niby dlaczego mamy się na coś takiego zgodzić? Rząd w ogóle nie idzie nam na rękę. Nie ma dyskusji o zmniejszeniu liczby uczniów w klasach, ponieważ – twierdzi MEN – nie ma to wpływu na jakość kształcenia. Władza robi z nas idiotów, funduje nam warunki pracy, jakby dopiero skończyła się II wojna światowa, przeludnia jedne szkoły, likwidując inne, wypełnia klasy do granic absurdu i oczekuje, że z pocałowaniem ręki przyjmiemy każdą zmianę. Naprawdę ma nas za głupców.
W sprawie pensum łatwo nas skłócić, gdyż każdy czuje, że jego przedmiot wymaga większego wysiłku niż inny. Mimo wszystko powinniśmy podjąć decyzję, że nie damy się skłócić. Nie byłbym taki uparty w kwestii pensum, gdyby władza prowadziła inną politykę oświatową. Skoro jednak chodzi o znalezienie oszczędności znowu kosztem nauczycieli, to na coś takiego zgody być nie może. Pensum 18-godzinne jest dobre, wyższe – złe. Niech ktoś mnie przekona, że w sporze z władzą akurat nauczyciele powinni ustąpić.
Komentarze
Zwiększenie pensum to zmniejszenie ilości etatów, (ciekawe czy związane z podwyżkami, czy oszczędnościami w imię dobra wspólnego)
Jeśli z podwyżkami, to jest to działanie pozorowane (przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszeni), a jeśli z oszczędnościami, to oszczędzajmy wszyscy (całe społeczeństwo), ale to chyba nierealne…
Doświadczenia amerykańskiej szkoły i badania tam prowadzone za prezydenta Clintona pokazały, że obniżenie liczebności klas wiązało się z poprawą osiągnięć uczniów jedynie wtedy, gdy nauczyciele wprowadzili sposoby nauczania wykorzystujące zmniejszenie klas. W większości przypadków jednak nauczyciele uczyli po staremu bez lepszych efektów, tyle że wygodniej. W związku z tym postanowiono dawać pieniądze na zmniejszenie liczebności klas tylko pod warunkiem, że szkoła przedstawi projekt pracy dydaktycznej z mniejszymi klasami. Projekt był oceniany, a jego wdrażanie kontrolowane.
I na tych własnie badaniach się opieramy?
Niech przyjdą do nas na salę gimnastyczną kiedy są na niej równocześnie 2 klasy po 30 osób i powiedzą że to na to samo wychodzi.
Niech zobaczą w jakiej odległości od tablicy siedzą ostatnie rzędu uczniów. Jakie jest prawdopodobieństwo zapytania każdego ucznia z tak dużej klasy. Jak mało tlenu w końcu w takiej sali jest.
Co do pensum. Uważam że to skłóci środowisko. Poza tym nie rozumiem czemu wuefistom a nie np nauczycielom muzyki. U mnie w szkole akurat ci od muzyki mają najlepiej.
Z mieszanymi uczuciami biorę udział w ostatniej dyskusji na tym blogu.
Z jednej strony czuję się tutaj gościem i tak zasadniczo nie zgadzając się z poglądami Gospodarza odczuwam dyskomfort zabierając głos.
Z drugiej strony jest to przestrzeń publiczna w której do zabrania głosu czuję się zobowiązany.
Sytuacje dodatkowo utrudnia fakt, że spierając się z innymi blogowiczami jesteśmy równi bo anonimowi.
Jeśli w takiej dyskusji ktoś mi zarzuci złe intencje,głupotę,prostactwo czy dzieciobójstwo nie może mnie to dotknąć bo mnie nie ma.
Są tylko moje poglądy i opinie a im przykrości nie można sprawić.
Gospodarz jest.
Proszę zatem o wybaczenie.
Polemizuje nie z Panem tylko z Pana poglądami.
Zacznę od końca.
Nikt Pana nie przekona.
Tak jak Pan nie nauczy ucznia który nie chce się uczyć.
Mam nadzieje jednak wzbudzić Pana wątpliwości.
Proszę się zastanowić nad intencją władzy dokonywania zmian.
Przecież ministerstwo,burmistrz,minister finansów, dyrektor szkoły czy ktokolwiek kogo za władzę Pan uważa czyli mityczni „oni” nie mają żadnych korzyści ze zmian.
Same straty.
Z punktu widzenia władzy lepiej, łatwiej i wygodniej jest nic nie zmieniać i sypać podwyżkami bo płacą nie swoimi pieniędzmi.
Ludzie tam zatrudnieni nie zachowają w kieszeni zaoszczędzonych pieniędzy.
To po co to robią?
Nie ułatwia im to utrzymania się na stołkach.
Bo są durniami?
A pół miliona nauczycieli jak jeden mąż mądrych.
Ja nie pytam dlaczego nauczyciele protestują.
Moje dzieci jak im karzę się uczyć też protestują i też mnie to nie dziwi.
Czy jako władza mam zatem przestać od nich wymagać nauki.
Przecież miałbym święty spokój i dzieci byłyby szczęśliwe.
Ciekawe tylko jak oceniłyby moją postawę jak dorosną,jak Pan sądzi?
Pisze Pan:”Na razie mamy jednakowo, co każdemu wydaje się niesprawiedliwe. Inny jest bowiem nakład pracy polonisty, a inny wuefisty – to oczywiste.”
No i dlaczego mimo takiej oczywistej niesprawiedliwości woli Pan żeby zostało po staremu?
Bo Pana osobisty interes mógłby być narażony.
Pisze Pan, że godzi się na niesprawiedliwość w imię zachowania osobistych korzyści.
Tak to widzę.
Pisze Pan: ….że nie chodzi w tych zmianach o sprawiedliwy podział pracy, lecz o oszczędności.
To prawda.
Nie ma sprawiedliwego podziału pracy.
Bo nie można porównywać kury z kaczką.
Jakby pan od WF uczył jednocześnie polskiego a Pan WF to moglibyście się sprawiedliwie podzielić pół na pół.
Uważa Pan, że oszczędności są złe?
A ja, że dobre.
Oszczędza Pan czy przepuszcza wszystko co na konto trafia?
Dzieciom chciałby Pan coś zostawić czy długi po tacie do spłacenia?
To dlaczego jako społeczeństwo uważa Pan, nie powinniśmy oszczędzać?
„Teraz powinniśmy się postawić i nie wyrazić zgody na zwiększenie pensum, inaczej połowa z nas pójdzie na zieloną trawkę.”
No i tu leży pies pogrzebany.
Szkoła nie jest po to żeby uczyć tylko dawać zatrudnienie.
I bez oszczędności.
Społeczeństwo zapłaci.
Pisze Pan: „Pensum 18-godzinne jest dobre, wyższe – złe.”
Elokwentnie dodam, że 15-godzinne, jeszcze lepsze.
Parkerze, zdanie kończące Twój wpis ociera się oszyderczy cynizm.Zapewniam ciebie, że solidne przeprowadzenie lekcji, kształtowanie sprzyjającej dyscypliny wśród dziarskiej młodzieży jest trudne, tymbardziej, że nie jesteśmy maszynami, mamy swoje problemy.Oczywiście prowadząc zajęcia można wprowadzić zamordyzm, dyktować i straszyć jedynkami, dyrektorem. Wówczas, o ile uczniowie nas nie wykopią z klasy, można realizować spore pensum tylko z jakim skutkiem? Szkoła jest po to, żeby uczyć-masz rację. Powinna być również miejscem przyjaznym nie tylko dla uczniów, lecz także dla nauczycieli. Zwiększenie liczby godzin odbije się kiedyś negatywnie na jakości pracy i zdrowiu uczących. Szkoła to przecież specyficzny zakład pracy i nie bez powodu ktoś wymyślił zwrot:,,obyś cudze dzieci uczył”
Rozmowa o karcie nauczyciela, pensum i płacach jest konieczna ciągle. Ale to jakby w firmie dyskutować o tym kogo zatrudnić, jakie będą warunki pracy i płacy, nie wiedząc co ma być naszym produktem i jakiej jakości.
Uważam, że w szkole wszystko trzeba (z)reformować. Nie można ruszyć tylko jednej cegły. Ale nie zaczynać myślenia od końca. Mnie interesuje, jaki „produkt” chcieliby robić nauczyciele. Bo ten, który teraz robią jest niepotrzebny i niskiej jakości.
Trzeba zacząć od pytania: jakie mają być cele współczesnej szkoły ?
Gospodarzu (i każdy inny nauczycielu), jakie ma Pan cele ? Proszę odpowiedzieć natychmiast po przeczytaniu tego pytani, bez zastanawiania się, w ciągu 60 sekund.
…
A teraz to samo pytanie do rodziców Waszych uczniów. Dla nich czas 120 sekund.
…
I sprawdźmy odpowiedzi obu grup. Jakie wnioski ?
Dawniej wystarczyły odpowiedzi: żeby uczył się polskiego, matematyki, języka, i innych tam rzeczy. No i żeby zdał maturę. Teraz to za mało !
A jak ustalimy WSPÓLNE cele dla WSZYSTKICH nauczycieli, to potem będzie łatwiej rozmawiać o warunkach zatrudnienia, płacy, pensum, przywilejach, ochronie socjalnej, itp.
P.S.
Mam przygotowany ciąg dalszy – około 2 strony. Wpisać tutaj ?
I proszę pamiętać, że szkoła jest dla przyszłego lekarza, artysty i biskupa, ale również dla kasjerki w markecie, ochroniarza i operatora maszyny mającej 3 przyciski.
Jedni i drudzy mają prawo do szczęśliwego życia i bycia pełnoprawnymi obywatelami Polski i Europu.
Ci drudzy, nie chodzą do renomowanych liceów. Ale pracujący tam nauczyciele są też, pośrednia, za nich odpowiedzialni.
O jakim zwiększeniu pensum mówimy? O podwojeniu, potrojeniu liczby godzin dydaktycznych, czy zwiększenia go o kilka?
W jakiż to negatywny sposób odbije się to na jakości pracy?
Jakoś nie słyszę takich argumentów w ferworze walki o nadgodziny…;)
Hipokryzja? Czy zbawienny wpływ remedium (czyt. wysokości przelewu).
O jakim negatywnym wpływie na nasze zdrowie mowa i dlaczego?
Bo ze 3 lekcje tygodniowo więcej trzeba będzie mieć?
A dziś ten co pracuje po 27 godzin, to co? Choruje przewlekle?
A jeśli pracuję więcej, to już chyba w agonii jestem, dębowy mundurek trza sobie skroić?
Ludzie, rozumiem, że powinniśmy walczyć o swoje, ale nie takimi argumentami.
Jak czytam jęczenie, że kilka lekcji tygodniowo więcej, w sumie 3 godziny zegarowe na tydzień, po 30 minut dziennie doprowadzi pogorszenia stanu zdrowia i jakości pracy, czy jak na pewnym forum destrukcję rodzinnego szczęścia i odizolowanie rodzica od dzieci, niemal totalne załamanie nerwowe…to mnie skręca…
Śmiechu warte.;-)
Dziwi mnie jeśli rodzic nie zgadza się z nauczycielem jeśli ten protestuje, że musi uczyć w przeludnionej klasie. Tu jest zbieżny interes obu stron.
Ależ rodzic się może zgadzać tylko co to da?
vuem: 3 godziny dla jednej osoby i 3 godziny dla drugiej to 6 godzin mniej dla trzeciej.
@vuem – tutaj chodzi coś innego. Zwiększą wuefistom, za chwilę zwiększą pozostałym. Te trzy-cztery godziny czy też dziewięć przekłada się na trzy razy tyle papierów, spotkań, przygotowań i kłopotów. Widzę, że fakt, iż nauczyciel w porównaniu z innymi zawodami ogromną ilość pracy wykonuje poza klasą, do tej pory nie dotarł do świadomości społeczeństwa.
A jeszcze na chwilę odnosząc się do Karty Nauczyciela. Państwo NIGDY nie będzie w stanie zapewnić nam przywoitych zarobków. Te „przywileje” to jedyny sposób, żeby w jakiś sposób utrzymać atrakcyjność tego zawodu. Nie ma co się oburzać na tych (też się do nich zaliczam), którzy mówią, że lubią swoją pracę, ale bez przywilejów z Karty szukaliby czegoś innego. Normalna, racjonalna reakcja.
Mityczni oni mają korzyści. To się nazywa poczucie dobrzej spełnionej misji. Jak się uda, to będą o nich pisać w encyklopediach, a jak nie, to przecież za chwilę ktoś inny już będzie na tym stołku.
Nie chcę zmian. Nie wierzę, że zostały dobrze przemyślane. Nie wierzę, że ktoś pokusił się o przeanalizowanie wszystkich wariantów konsekwencji reformatorskich zapędów. Nie wierzę, że ktoś wykonał porządne, wieloletnie, nieamerykańskie badania nad skutkami zmian. Mam prawo nie wierzyć. Chociaż bardziej na miejscu byłoby tu wspomnieć o zaufaniu
Pozostawianie w gestii gmin czegokolwiek jest wyrażaniem zgody na popełnianie ?, jakby tu ładnie, niezręczności. Przykładami służę.
Dostaję 1,5zł brutto od ucznia za wychowawstwo. 30km dalej wychowawca dostaje 100zł. Pracę inną wykonujemy? A może moja gmina mniej ode mnie oczekuje?
W gimnazjum gminnym klasy są maksymalnie 22osobowe, bo trzeba nastolatkom wyrównywać szanse edukacyjne. Ale pierwszaków podstawówkowych w największej w gminie szkole jest już ok. 28 w każdej klasie. Oni najwyraźniej mają wyrównane jeszcze wszystko.
Jak do wielkiego miasta wiozę samochodem dzieci na konkurs, to biorę delegację na autobus, bo innej mi nikt nie da. A tej delegacji też nie rozliczam, bo trzeba mieć jeszcze dowód w postaci biletów przejazdów. Na tych konkursach n-le z innych gmin mają delegacje samochodowe i uważają mnie za głupka, który nie zna swoich praw.
Przez kilka lat gmina wypłacała mi 75% za godziny doraźne. W ościennych, po początkowych zamieszaniach, n-le dostawali już 100%, a my dalej te 75. Ostatecznie gmina weszła na stawkę 100%. Wszyscy n-le machnęli ręką na sądy (tak kojarzę, że można było upomnieć się o wyrównanie za 2 lata), chociaż prawnik przekonywał nas, że wygraną mamy jak w banku. A niech urzędasy wstydzą się. Ani jednego zawstydzonego nie spotkałam. Może dlatego, że byli dumni z oszczędności.
Świetliczankę oczywiście wycięto już z etatu świetlicy. Dziewczyna kształcona, to dla wyrównania dołożono jej plastykę. Tyle tylko, że z dobrze, z pomysłem, z programem i z jakimiś ambicjami prowadzonej świetlicy, zaplanowała nam gmina (w ramach oszczędności oczywiście) przechowalnię dzieciaków, do których będą wpadać obce baby na godzinkę.
A tam, musiałam się wypisać.
A co do pensum. Mimo obłożenia papierami i przejmowania się wynikami egzaminów nie zamieniłabym się z tą od wych. fiz. Jakbym chciała, to mogłabym się przekwalifikować. Nie chcę i w związku z tym, w odwłoku mam jakiekolwiek zróżnicowania godzin. A w szkole jest tyle do roboty, że mądry dyrektor uwzględni specyfikę nauczanych przedmiotów przy jej podziale (tej roboty) między pracowników.
Co do 27h. Moja koleżanka na tylu godzinach jojczy, że pracuje od 10 do 14 godzin dziennie. Złośliwa jestem, to jej wypominam, że sama chciała pracować na półtora etatu i średnią wyrabia. Wszak 5×12=1,5×40.
@vuem:
„A dziś ten co pracuje po 27 godzin, to co?”
„W jakiż to negatywny sposób odbije się to na jakości pracy?”
W dokładnie taki sposób, w jaki na jakości pracy odbiłoby się podniesienie
czasu pracy z 40 do 60 godzin tygodniowo. Jeżeli 18 godzin dydaktycznych
oznacza 40 godzin realnej pracy, to 27 godzin dydaktycznych równa się
60-ciu godzinom pracy.
Mogę coś na ten temat powiedzieć, ponieważ w ubiegłym roku szkolnym
pracowałem w wymiarze 19-tu godzin dydaktycznych tygodniowo, a w tym
już 27-miu (z zastępstwami oraz godzinami dodatkowymi dla słabszych
uczniów, które organizowałem regularnie, bez żadnego
dodatkowego wynagrodzenie, to było najczęściej około 31-32 godzin
DYDAKTYCZNYCH). Proszę mi wierzyć, płaca za nadgodziny w żaden
sposób nie rekompensuje ogromu dodatkowo włożonej pracy i zmęczenia,
o którym jakiekolwiek pojęcie może mieć tylko ten, kto przepracował
kiedyś w tygodniu ponad 30 godzin przy tablicy.
A może najpierw spróbujmy wywrzeć nacisk na MEN, żeby dokonał (i to za pomocą zewnętrznej firmy) oceny, jaki jest realny czas pracy nauczyciela. Dywagujemy tu sobie, że można zwiększyć pensum wuefisty czy muzyka, przyjmując za oczywiste, że polonisty już niekoniecznie. To, że nasze opinie opierają się na intuicyjnych szacunkach, to jeszcze drobiazg. Gorzej, że decyzje MEN będą oparte na takiej samej podstawie.
I szerzej – Karta Nauczyciela faktycznie nadaje się do zmiany, choćby ze wględu na sztywny przydział obowiązków nauczyciela: dydaktyczne, opiekuńcze i wychowawcze. Kropka. Ale przecież realia cokolwiek się zmieniły i robimy mnóstwo rzeczy, których nawet najbardziej życzliwy dyrektor nie jest w stanie przeskoczyć – za robienie projektów, promocji, współpracy z zewnętrznymi instytucjami itp. nie tylko nie może zapłacić (parę złotych dodatku motywacyjnego więcej miłosiernie pomińmy, bo mają się nijak do realnej wartości pracy), ale również nie może zmniejszyć innych obciążeń, no bo przecież płaci się tylko za owe dydaktyczne. Podobno w tzw. Europie istnieją dodatki funkcyjne za takie działania. Robisz promocję czy projekt – masz za to dodatkowe pieniądze z zupełnie innej puli. Całkowicie zgadzam się z Herbartianą „Projekt był oceniany, a jego wdrażanie kontrolowane.” Dodam tylko – a potem wynagradzane.
Wuemie! Czy Ty myślisz, że stale będziesz odporny i zdrowy tak jak dzisiaj? Czy uważasz , że wiekszość uczniów maszerując do szkoły śpiewa piosneczkę:”Gdy dzwoneczek sie odezwie, biegniemy do szkółki, by się uczyć jak pracowite pszczółki”. Nie, oni na szkołę mówią ,,buda” bynajmniej bez cienia sympatii, dla wielu nauka nie jest naczelną wartością. Być może naprawdę skręciłaby Ciebie perspektywa prowadzenia zajęć z klasami bardzo trudnymi wychowawczo, z takim z jakimi pracowali anglista z Torunia i nauczyciel przedmiotów zawodowych uczący w Rykach.Moje słowa to nie objaw jęczenia, lecz zwrócenie uwagi na pewien problem, który podkreśliłem w pierwszych zdaniach tego wpisu. Jeżeli jesteś nauczycielem, on także Ciebie dotyczy.
Do Herbartiana
>Doświadczenia amerykańskiej szkoły i badania tam prowadzone za prezydenta Clintona pokazały, że obniżenie liczebności klas wiązało się z poprawą osiągnięć uczniów jedynie wtedy, gdy nauczyciele wprowadzili sposoby nauczania wykorzystujące zmniejszenie klas. W większości przypadków jednak nauczyciele uczyli po staremu bez lepszych efektów, tyle że wygodniej.<
To tylko znaczy,że system oświatowy jest całością.Nauczyciele powinni mieć bodźce(rozliczanie za efekty pracy!) by wykorzystać nowe możliwości do udoskonalenia pracy.
Inaczej rzeczywiście zrobią sobie dobrze po prostu. Tyle,że do tego nie są potrzebne żadne projekty zewnętrznie oceniane, a po prostu mechanizm oceny efektów pracy nauzyciela i wyciągania z nich wniosków!!!
S21: „Tyle,że do tego nie są potrzebne żadne projekty zewnętrznie oceniane, a po prostu mechanizm oceny efektów pracy nauzyciela i wyciągania z nich wniosków!!!”
A w jaki sposób byś oceniał te efekty? Bo chyba nie wynikami egzaminów zewnetrznych. Bo jeśli tak to dobrze pracują tylko ci ktorzy mają dobre środowisko. Jak masz szkołę na Katowickim Załężu to znaczy że do kitu pracujesz bo efekty żadne. A narobisz się…
W tej chwili ocena pracy jest. Przyjdzie dyrektor popatrzy raz w semestrze jak robisz super wypasioną lekcję. Osiągnięcia? Super jest mieć z kim robić osiągnięcia. Czasem osiągnięciem jest że ktoś zdał w ogóle albo mnożyć się nauczył. U mnie największe osiągnięcia ma jeden wfista co uczy akurat specyficznej dyscypliny w klasie sportowej. Dajcie mi klasę matematyczną…
Ja nie widzę możliwości rzeczywistego i sprawiedliwego oceniania naszej pracy. Ale może są tacy co widzą…
Debata o czasie pracy z MEN jest bezsensu. Oni mają takie dane, ale gdzieś głęboko ukryte pod stosami niepotrzebnej dokumentacji. W czasach kiedy szkoła była zdrowa a w MEN pracowali myślący ludzie, takie badania były zrobione. Dziś tylko należy dodać ten czas na projekty unijne i głupią dokumentację, której wtedy nie było.
I o to chodzi, żeby to wszystko i jeszcze więcej było treścią dialogu z władzami oświatowymi. Do tego trzeba powołać odpowiednią, niepolityczną instytucję przedstawicielską nauczycieli – SAMORZĄD NAUCZYCIELSKI, IZBA BELFERSKA – nazwa nieważna. Wtedy władze państwowe, oświatowe, samorządowe będą miały z kim rozmawiać, będą miały partnera do dialogu. ONE tego potrzebują. Z kim mają teraz rozmawiać – z każdym nauczycielem osobno ? (o związkach zawodowych już pisałem).
@ync
Co ma być naszym produktem i jakiej jakości?
Produkt ma być najlepszy i nie obrażę się, jeśli mnie przerośnie pod względem wiedzy i umiejętności. W wielu dziedzinach, powiem trywialnie, nie będzie to trudne, bo na szczęście nie znam się na wszystkim.
A fryzjer niech mnie strzyże, pod warunkiem, że dobrymi nożyczkami i z zachowaniem zasad higieny. Zapłacę.
@też belfrze,
Wierz mi, gdybym nie wiedział, czym jest praca w wymiarze znacznie przewyższającym 18-godzinny schemat, to bym się nie wypowiadał.
W innych krajach mają pensum po 24 godzinny dydaktyczne, nie licząc dyżurów i żyją.
W te „magiczne” 40 godzin jest wpisane nie tylko sprawdzanie testów – potrzebnego na to czasu nie można znacznie skrócić, o ile w ogóle.
Ale jest to również czas poświęcony na przygotowanie zajęć, szukanie nowych pomysłów, tworzenie materiałów…a ten czas już znacznie się skraca wraz ze zdobywanym doświadczeniem, bogactwem pomocy i materiałów.
Tak więc arytmetyczne wyliczenie ile godzin proporcjonalnie będę więcej pracował jest błędne.
Przecież najczęściej w ramach zwiększonego pensum dostaniemy zajęcia w takich klasach, w jakich już pracujemy. De facto, przygotowując jakiś materiał robimy to dla 2-3 grup w danym roku, jedynie modyfikując je wg specyficznych potrzeb, czy preferencji grupy. Beż problemu można je wykorzystać w następnym roku.
I, co najważniejsze, ja nie zaprzeczam stwierdzeniu, że obecne zarobki są współmierne do wysiłku. Że pensja powinna wzrosnąć.
Ja nie z tym dyskutuję, nie przeciw temu się buntuję.
Przeczytaj mój post uważnie.
Sprzeciwiam się jedynie lamentowi, że zwiększenie pensum o te kilka godzin zaraz negatywnie odbije się na jakości pracy i zdrowiu.
@Ino,
Jeśli zdrowie mi nie pozwoli na więcej, to będę pracował tyle, ile muszę.
A ile będę musiał zamiast 18-20 godzin lekcyjnych? O pół etatu chcą podwyższyć nasze pensum? Podwoić go?
Odniosłem się do jednego lakonicznego stwierdzenia. Nie wyrażałem zdania na temat nauczycieli pracujących w naprawdę trudnych warunkach, choć i z moimi uczniami nie zawsze jest lekko.;)
Ci powinni zostać wynagrodzeni za wyjątkowy wysiłek, ale to dyskusja o sposobie wynagradzania, a nie pensum. I w takim temacie podpiszę się rękami i nogami pod wnioskiem o podwyżkę, prawdziwą podwyżkę, a nie jej pozory.
Pisząc o zwiększeniu pensum użyłaś dość kategorycznej i dramatycznie brzmiącej przepowiedni, z która się nie zgadzam i tyle.
Zwiększenie pensum do choćby 25 godzin zajęć dydaktycznych nie zmieni diametralnie ilości czasu naszej „pracy domowej”, nie zwiększy tak znacznie naszego wysiłku, by mówić o „pogorszeniu jakości pracy, czy naszego zdrowia”.
Takie mam zdanie:)
A ja chciałbym, aby zróżnicowano pensum. Jestem polonistą i moje 18 oznacza jakieś dwa-trzy razy więcej. Wuefiści, nauczyciele informatyki itp. powinni mieć więcej godzin. To oczywiste i zdroworozsądkowe. Zawsze tak uważałem.
Brzmi logicznie, znacznie więcej czasu od innych poświęcacie na sprawdzanie prac pisemnych. Popieram.
Tylko jakoś nie widzę tego logarytmu wyliczania „sprawiedliwego” podziału, by pogodzić i „oszczędną” politykę ministerstwa i uzasadnione postulaty, a i pretensje takich, jak koleżanka nowej, co to dla 27 godzin dydaktycznych potrzebuje 14 godzin pracy dziennie 😉
Jako rodzica i podatnika interesuje mnie co dadzą zmiany karty nauczyciela, pensum i inne takie. Bo jeśli szkoła będzie działać tak jak teraz, tymi samymi metodami – to ja jestem przeciw. Ja żądam żeby oświata dostosowała się do MOICH potrzeb, a nie tylko rozważała jak organizować sobie pracę. A moje potrzeby, to potrzeby człowieka, którego dzieci są rodzicami ludzi, którzy będą żyli w XXII wieku (słownie: dwudziesty drugi wiek).
Oto brudnopis MOICH wymagań wobec oświaty – część pierwsza.
1. ROZWÓJ JEDNOSTKI
Elementy, postawy, umiejętności, ćwiczenia, doskonalenie.
– budowa i umacnianie poczucia własnej wartości
– akceptuj siebie
– doskonal się
– szkoła poszukuje u ucznia i wzmacnia pozytywne-mocne cechy, umiejętności, ciągle podkreśla je
– pierwszeństwo chwalenia przed ganieniem, podkreślanie zalet i osiągnięć
– samokontrola i dyscyplina wewnętrzna
– pozytywne myślenie, optymizm, radość, entuzjazm, życzliwość
– stawianie celu i dążenie do realizacji
– co jest dla mnie korzystne, a co groźne; co mnie wzmacnia, a co może osłabić
– spójność wewnętrzna
Chętnych proszę o modyfikacje, skreślenia, uzupełnienia.
Najpierw uzgodnijmy jaki ma być „produkt”, a potem jak zorganizować jego „produkcję” . Bo teraz myślenie jest katastrofalnie odwrotne.
Część druga nastąpi.
time
W tej sprawie mam nieco inne zdanie. Uważam, że produkt powinien być coraz lepszy, nowoczesny, przystosowany do bardzo szybko zmieniających się warunków życia, pracy i obyczajów.
To jest temat na długą i miłą rozmowę. I na książkę. Mam nadzieję, ze kiedyś spotkamy się.
No właśnie, jestem ciekaw czy i kiedy nauczyciele zaczną spotykać się żeby porozmawiać w realu i nie prywatnie (jak ktoś tutaj niedawno zauważył). Czy nauczyciele, którym chce się chcieć działają w osamotnieniu ?
Gdzie wy pracujecie że wasze zajęcia „dodatkowe” to przygotowania do zajęć i sprawdzanie testów? Nie musicie robić gazetek? Nie macie apelów, projektów i prezentacji? Nie robicie szkół promujących zdrowie, bez przemocy, dla przyrody itp itd? Wycieczek, wyjść, muzeów, teatrów? To tylko u mnie tak jest?
Jakby tak moja praca składała się z uczenia, przygotowywania się do lekcji i sprawdzania sprawdzianów to bym mogła spokojnie uczyć więcej. I fajniejsze bym prezentacje miała i może jakaś plansza by też powstała … A jakby tak jeszcze szkoła zaszalała i czasem kupiła nam kartony na te plansze…
do lidqua
>A w jaki sposób byś oceniał te efekty? Bo chyba nie wynikami egzaminów zewnetrznych. <
Jest na to wiele sposobów stosowanych w świecie, które twoje zastrzeżenia czynią bezsensownymi.Np.porównuje się uczniów na wejściu i wyjściu, albo szkoły pracujące w podobnych społecznie środowiskach.Najważniejsze jest chcieć i próbować, a nie apriori zakładać ,że to niemożliwe!!!
@vuem
Jeśli się solidnie popracuje głosem, w podstawówce, czy gimnazjum (nie mówię o wywrzaskiwaniu na dzieci) to kilka godzin więcej się odczuje. Np. wydawać by się mogło mało ważne zajęcia wychowania do życia w rodzinie, na których nie ma ocen, nie wpisuje się na świadectwo (słusznie), muszą być prowadzone na wysokim poziomie, nie nudne, przemyślane, taki mini spektakl, ale interaktywny. Nie wystarczy puścić dzieciom film, czy kazać coś przeczytać. Zajęcia z języka obcego bez mówienia trudno przeprowadzić, magnetofon to rozwiązanie doraźne. Na polskim również się pracuje głosem, pewnie inni przedmiotowcy też by mieli swoje trzy grosze do wtrącenia…
Wielokrotnie prosiliśmy dyrekcję o zajęcia z emisji głosu, ale profesjonalne, warsztatowe. Niestety bez rezultatu. Funduje nam się zajęcia z profilaktyki przeciw narkotykowej i przeciwalkoholowej do których pani, czy pan szkoleniowiec się przygotował na poziom szkoły średniej. Dla mnie i kolegów strata czasu.
Wyszukałam sobie jedne zajęcia z emisji parę lat temu, oczywiście skorzystałam, zaprosiłam też instruktora teatralnego do klasy za własne pieniądze, przy okazji skorzystały dzieciaki przygotowujące się do konkursu recytacji.
Ale czy tak być powinno?
Piotr ma całkowitą rację. Zaś rozumowanie, zmierzające do stwierdzenia, że różnicowanie pensum jest złe, zawiera zasadniczy błąd w założeniu.
Nie wiem, czy prowadzono jakieś badania, mające na celu ustalenie nakładu pracy przeciętnego nauczyciela każdego z przedmiotów (i nawet nie wiem, czy jest to w ogóle możliwe do naukowego przeprowadzenia), jednak pobieżne choćby spojrzenie z zewnątrz prowadzi do wniosków, że jednak nauczyciel polskiego, matematyki czy historii zdecydowanie przekracza te 40 godzin pracy w tygodniu (lub 42, nie pamiętam, jak o tym stanowi KP), zaś nauczyciel WF (przy całym szacunku dla tej profesji) poza swoimi godzinami w szkole jest już właściwie wolny jak ptak (dodatkowe obowiązki natury biurokratycznej mniej więcej jednakowo obciążają wszystkich, więc jest to czynnik w zasadzie pomijalny). Jeśli się mylę, poprawcie, piszę w dobrej wierze.
Zakładając, że tak jest, jednakowe traktowanie każdego nauczyciela jest w oczywisty sposób niesprawiedliwe i prowadzi do pokrzywdzenia tych obciążonych bardziej. Podnoszenie kwestii solidarności wobec – nazwijmy ich dla uproszczenia „onych” – w żadnej mierze tej niesprawiedliwości nie znosi ani też nie usprawiedliwia.
Nie jestem nauczycielem, jednak z pewnością nie byłbym zwolennikiem takiej „urawniłowki”.
Więcej pieniędzy na pewno nie będzie, można jednak podzielić je słuszniej.
A ja jestem polonistką i chciałabym zróżnicowanego pensum: pomijam sprawdzanie prac, próbne matury, konsultacje przedmaturalne, ale także przecież różne imprezy w szkole (jasełka, święto szkoły, pożegnanie maturzystów itp.) przygotowują najczęściej poloniści (patrz: ułożenie sensownego scenariusza, próby itp.). Pomijam już wszystkie tzw. akcje, gdzie poloniści są angażowani zawsze. Ba, nawet protokoły rad piszą u mnie poloniści.
lidqa ? ja wiem o czym piszesz, że Cię tak wesprę duchowo.
Piotr ? a ja będę przeciw zróżnicowaniu. Może dlatego, że mój kolega wuefista jak chciał mieć bieżnię, to sobie ją musiał zbudować, jak chciał mieć bramki na boisku, to je sam robił, itp. I to nie było za Gierka, ale po wybudowaniu gimnazjum. Co nie znaczy, że uważam, że tak powinno być.
vuem ? moja koleżanka nie ma pretensji. Ma kupę roboty, a jojczy dla odprężenia. Nie jest polonistą, ale anglistą. Zasuwa przy pracach dziecięcych niewiele mniej od tych od języka polskiego. I przygotowuje ciekawe lekcje i te inne, o których wie lidqa. Posłużyłam się nią, bo nauczyciele mający nadgodziny wiedzą o ile czasu wydłuża im się praca.
S-21 ? bardzo mnie ciekawi te wiele sposobów, bo to o czym piszesz to zdaje się edukacyjna wartość dodana. Przeszkolili mnie z tego dwa lata temu. I cisza. Żeby nie zapomnieć, to trenuję na moim II etapie. A nuż mi się do czegoś przyda. Jak na razie kuratoria bardzo wspomagają szkoły z najsłabszymi wynikami z egzaminów zewnętrznych. Wspomaganie polega głównie na analizie papierów i zaleceniu napisania programu naprawczego.
ync ? co prawda do komentarza pod poprzednim wpisem Gospodarza, ale dwa ostatnie tematy zlały mi się w jeden. Pytałeś się dlaczego nie walczą, to mi tak się skojarzyło.
Ja jestem za szkołą dialogu. Jak zaczynałam pracę to ja nawet wierzyłam, że władze pragnące reform ten dialog z nauczycielami prowadzą. Brałam udział w ankietach, konferencjach, dyskusjach. Co ma być w podstawie, wyrównywanie szans, dziecko wiejskie, itp. I czekałam, że coś z tego, co mówią nauczyciele zostanie uwzględnione albo chociaż pojawi się jakiś odzew. Nie doczekałam się. A szkoda, bo nauczyciele wiele potrafili przewidzieć z naszej teraźniejszości.
A co do Twoich wymagań. Jedno z ostatnich szkoleń dotyczące filozofii nowej podstawy programowej tak naprawdę zredukowało mi się do zdań: > Cele mają być mierzalne. Możecie państwo wpisać, że stoi na baczność w czasie hymnu. Ale nie wpisywać już, że będziecie kształtowali w duchu patriotyzmu.< Tak więc chyba nie będziesz zadowolony ze zmian, które już wchodzą do programów szkolnych.
mada ? u mnie jasełka robi katechetka, święto szkoły wszyscy, pożegnanie szóstaków wychowawcy, a protokoły pisze matematyk. Jak zróżnicujesz pensum nauczycieli w mojej i Twojej szkole?
U mnie dyrekcja jest polonistką więc ich jakoś nadmiernie nie obciąża. Protokoły piszą dziewczyny z 1-3, scenariusz i imprezę przygotowuje wychowawca odpowiedzialnej za to klasy- niezależnie od nauczanego przedmiotu- nawet wuefista, więc nie jest tak, że poloniści tej dodatkowej pracy mają aż tak dużo- oczywiście piszę o mojej szkole. Za to jedna z wuefistek jest przewodniczącą zespołu samokształceniowego, jest odpowiedzialna za wdrożenie szkoły promującej zdrowie i naprawdę dużo ma zajęć dodatkowych. Przygotowuje uczniów do zawodów po lekcjach, a poza tym ma wychowawstwo. I co? Jej dowalić jeszcze?
Oczywiście jest też drugi wuefista który przychodzi na swoje godziny, wychodzi i ma wszystko w d… To nie jest sprawiedliwe. Ale sprawiedliwym byłoby obojgu dołożyć po równo?
Przez rok obecności na tym blogu rzuca się w oczy jedna rzecz.
Nikt nie jest zadowolony z dzisiejszego stanu oświaty,stosunków w niej panujących, sposobu wynagradzania i jednocześnie nikt się nie zgadza na żadne zmiany.
O wysokości pensji nie mówię bo to normalne.
Narzekają nauczyciele na KN, że nadgodzin się nie płaci,że pensji nawet matematyk sobie sam nie potrafi obliczyć tylko księgowa potrafi ale będą jej bronić jak niepodległości.
Dyrektor zły,kuratorium głupie,minister szkoda gadać.
I wszyscy przeciw nauczycielom.
Wszyscy maja złe intencje.
Zawzięli się na nich jak belfer na ucznia.
Jak przy takim nastawieniu do świata można dobrze uczyć i wychowywać?
To mam taki pomysł.
A zostawić w spokoju tych co nie chcą zmian,co uważają, że nauczanie przez jednego nauczyciela dwu przedmiotów to szkodliwe dla uczniów jest,co nie znają języków obcych i komputer im w pracy przeszkadza a w milionerach nie potrafią na pytania za pięć złotych odpowiedzieć.
Nawet bym im skrócił wiek emerytalny a może i pensum żeby mniej godzin dydaktycznych mieli z korzyścią dla uczniów.
Niech nie przeszkadzają i skonsumują w spokoju prawa nabyte.
Dla nowych wprowadziłbym egzamin na nauczyciela.
Selekcyjny, żeby nie każdy kto studia skończył mógł zostać nauczycielem.
Różne są uczelnie i w swojej pracy spotykam często magistrów o bardzo niskim poziomie intelektualnym.
Testy psychologiczne niedopuszczające do pracy z uczniami ludzi bez predyspozycji psychicznych.
Egzamin z języka obcego.
Oczywiście takie wysokie wymagania pociągają za sobą konieczność odpowiedniego wynagrodzenia.
Ale nie za 18 godzin pensum dla każdego.
Nie za trzy miesiące urlopu.
Nie takie same pensum i pensja w szkole dla trudnej młodzieży i nie taki sam test psychologiczny.
Nie taka sama pensja w Warszawie i na prowincji.
Nie wcześniejsza emerytura.
Awans zawodowy nie za wysługę lat tylko osiągnięcia.
Obowiązkowe szkolenia w wakacje zakończone egzaminami bo świat zapieprza.
Wszyscy muszą się wysilać żeby sprostać wymaganiom współczesności a nauczyciele powinni bardziej bo oni uczą innych.
Jeśli mamy jako społeczeństwo sprostać tym wymaganiom i pozostawić po sobie dzieciom lepszy świat musimy postawić na edukację.
A postawienie na edukację, to nie dosypanie pieniędzy do starego zacofanego systemu bo co prawda nauczycielom od tego się poprawi ale społeczeństwu zależy żeby się uczniom poprawiło.
A ci starzy nauczyciele którzy zdadzą wyśrubowany egzamin i zaakceptują nowe warunki pracy i płacy proszę bardzo.
Nikt ich nie powinien dyskryminować a za doświadczenie jeszcze dodatkowo zapłacić.
Edukacyjna wartość dodana opiera się na egzaminach zewnetrznych. Działa tylko dla gimnazjum i po- w podstawówce nie istnieje. Poza tym dużo zależy od jakości testu zewnętrznego. Ja osobiście ich nie znoszę i uważam że wybitne jednostki często słabiej na nich wypadają niż ci „zwykli dobrzy”.
Na prowincji życie potrafi być droższe niż w Warszawie. Nie ma hipermarketow. Obecnie mieszkam w Katowicach ale pochodzę z prowincji. Jak tam jadę to ostatnie tankowanie mam w Warszawie – bo jeszcze ceny benzyny mogą być normalne. Wiele rzeczy ze sobą wiozę bo taniej u nas niż tam…
Jakby ktoś po studiach mi zrobił egzamin z predyspozycji to bym nie zdała. CO więcej przez pierwsze 2 lata byłam nauczycielem do dupy conajmniej. Uważam że jest lepiej, ale ja się wielu rzeczy po prostu nauczyłam. Inna sprawa że mam osobowość lidera- od zawsze – a to pomaga. Bardziej mi żal ludzi którzy nigdy nie będą dobrzy bo np mają wadę wymowy tak dużą że ciężko ich słuchać i rozumieć. I nie pojmuję czemu od razu na studiach ktoś im nie powiedział że oni nie mogą być nauczycielami.
Mogę się kształcic w czasie wakacji. Jestem ZA. Najlepiej kursy języków obcych!
@Piotr
> Jestem polonistą i moje 18 oznacza jakieś dwa-trzy razy więcej.
> Wuefiści, nauczyciele informatyki itp. powinni mieć więcej godzin.
Taaa… Jeśli chodzi o informatykę, to moja żona kilka razy podchodziła do nauki informatyki w szkołach. Kiedy okazywało się, że zna się na komputerach obowiązki nagle zaczynały się rozszerzać o
– opiekę nad szkolną WWW
– opiekę nad BIP-em
– przygotowanie prezentacji „multimedialnych” na różne okazje
– opieka nad pracowniami informatycznymi
– opieka nad wszystkimi (!) innymi komputerami w szkole
– składanie/obsługa zakupów nowego sprzętu
– serwisowanie drukarek, sprzętu sieciowego itp.
– obsługa SIO i innych sympatycznych szkolnych systemów, włącznie z księgowością, Płatnikiem ZUS
– układanie planu lekcji
– drukowanie świadectw
Czy już wspomniałem, że to wszystko na 1/2 etatu?
Na szczęście jest normalna i rzuciła szkołę. Czasem przychodzi jej do głowy, żeby wrócić „uczyć dzieci” ale po 15 minutach to przechodzi. Jako kurację podtrzumującą ten stan podrzucam jej czasem do poczytania linki do blogów takich jak ten…
parker pisze:
2010-06-06 o godz. 22:37
Przez rok obecności na tym blogu rzuca się w oczy jedna rzecz.
Nikt nie jest zadowolony z dzisiejszego stanu oświaty,stosunków w niej panujących, sposobu wynagradzania i jednocześnie nikt się nie zgadza na żadne zmiany.
Widzę, że nie bardzo się orientujesz. Od zmian jakie zachodzą w zasadach funkcjonowania szkoły z miesiąca na miesiąc aż mieni się w oczach. Za kolejnymi nowelizacjami Ustawy o Oświacie nie można nadążyć, podobnie za nowelizacjami Karty Nauczyciela. Zasady funkcjonowania szkoły dziś są już zupełnie inne niż rok temu, a to co było 5 lat temu to prehistoria. Powstaje pytanie – dlaczego rodzice i społeczeństwo tego nie widzą ?
I tu jest pies pogrzebany !
Wszystkie działania kolejnych ministrów są radosną twórczością, która pięknie sprawdza się w teorii, ale w praktyce… – już na początku tych zapoczątkowanych zmian otrzymujemy nowe przepisy prawa, ale zaraz za tym idzie informacja, że z całej koncepcji zostaje to, co nie wymaga nakładów finansowych lub to, czego finansowanie można zrzucić na samorządy. Inaczej mówiąc, wciąż jesteśmy na etapie serwowania szkołom pół-koncepcji i półproduktów kolejnych rządów. Ba, każdy rząd ma inną koncepcję i wprowadza ją nie odwołując starej. Zatem działa to na wariackich papierach i zarówno dyrektorzy, jak i nauczyciele tracą wiele energii na wciąż nowe, nie sprawdzające się w praktyce działania, przy okazji ucząc i wychowując.
To mają na myśli „płaczący” – jak ktoś na tym blogu to nazwał – nauczyciele piszący o trudach swojej pracy. Chodzi o to, że muszą pracować podobnie jak pracownicy niektórych hipermarketów : w teorii mają 18 godzin tygodniowo, a to co muszą robić dodatkowo spokojnie przekracza drugie tyle i często jest tylko potrzebne do sprawozdawczości, bądź traktowane jako niezbędna wobec poczucia odpowiedzialności za uczniów praca społeczna. Efekty chyba widać ?
Logika reformowania wymaga chyba, aby całą koncepcję wprowadzić od początku do końca i jeszcze zobaczyć czy taka koncepcja sprawdza się w praktyce. Reformowanie do momentu pierwszych oznak, że na reformę nie ma pieniędzy – to jest właśnie to co od wielu lat przerabiamy w polskiej oświacie.
Likwidacja Karty, to nie jest tragedia sama w sobie. To jest próba przerzucenia zaoszczędzonych pieniędzy, aby łatać dziurę budżetową. I nie ma to nic wspólnego z reformą oświaty lecz z niemocą wobec PSL, który nie zgadza się, aby te pieniądze wziąć z opodatkowania rolników lub choćby likwidacji KRUS, nie mówiąc już o odebraniu przywilejów służbom mundurowym. Staje się to konieczne tym bardziej, że jeszcze trzeba będzie sfinansować straty jakie wyrządziła i jeszcze wyrządza powódź. Myślę, że zbieżność terminów nie jest przypadkowa. Myślę też, że dalszego ciągu naprawy oświaty nie będzie – potrzebne są tylko doraźnie pieniądze.
„Dla nowych wprowadziłbym egzamin na nauczyciela.
Selekcyjny, żeby nie każdy kto studia skończył mógł zostać nauczycielem.
Różne są uczelnie i w swojej pracy spotykam często magistrów o bardzo
niskim poziomie intelektualnym.
Testy psychologiczne niedopuszczające do pracy z uczniami ludzi bez
predyspozycji psychicznych.
Egzamin z języka obcego.
Oczywiście takie wysokie wymagania pociągają za sobą konieczność
odpowiedniego wynagrodzenia.”
Zgadzam się, ale nie tylko dla nowych ale również dla starych.
Powtarzam od dawna, że wszyscy nauczyciele języków obcych (na temat
innych przedmiotów się nie wypowiadam, bo nie znam dokładnie specyfiki
ich nauczania) powinni raz w roku zdawać egzamin na poziomie C2
z fonetyki i fonologii, gramatyki i wszystkich kompentencji językowych
(wypowiedź pisemna i ustna, czytanie ze zrozumieniem itp.). Jeżeli ktoś
nie zaliczyłby takiego egzaminu, traciłby na rok prawo do wykonywania
zawodu (w kolejnym roku mógłby znowu zdawać).
Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że takie rozwiązanie pociągnęłoby
za sobą natychmiastową utratę prawa do wykonywania zawodu przez
70-80% anglistów, germanistów czy romanistów (i piszę to z bólem, bez
żadnej złośliwej satysfakcji) ale jeżeli poszłyby za tym odpowiednio
wysokie wynagrodzenia dla tych, którzy taki egzamin by zdali, to myślę,
że Twój pomysł naprawdę jest warty przemyślenia.
Podobne egzaminy (nie wiem dokładnie na czym miałyby polegać – tutaj
musieliby się wypowiedzieć specjaliści od innych przedmiotów) zdawaliby
wszyscy nauczyciele. Świetny pomysł.
„- opiekę nad szkolną WWW
– opiekę nad BIP-em
– przygotowanie prezentacji ?multimedialnych? na różne okazje
– opieka nad pracowniami informatycznymi
– opieka nad wszystkimi (!) innymi komputerami w szkole
– składanie/obsługa zakupów nowego sprzętu
– serwisowanie drukarek, sprzętu sieciowego itp.
– obsługa SIO i innych sympatycznych szkolnych systemów, włącznie z księgowością, Płatnikiem ZUS
– układanie planu lekcji
– drukowanie świadectw”
I powinna otrzymać:
– dobry dodatek motywacyjny za dodatkową pracę na rzecz szkoły,
– wynagrodzenie za pracę na rzecz OP,
– potężną flaszkę za pomaganie swoim kolegom i koleżankom.
Jeśli tego nie otrzymała, to oznacza, że dyrektor i OP są do dupy albo stosują mobbing, a koledzy są zwykłymi pasożytami.
Miała wybór, podjęła decyzję, mam nadzieję, że jest szczęśliwsza.
Do lidqa
>Edukacyjna wartość dodana opiera się na egzaminach zewnetrznych. Działa tylko dla gimnazjum i po- w podstawówce nie istnieje. Poza tym dużo zależy od jakości testu zewnętrznego. Ja osobiście ich nie znoszę i uważam że wybitne jednostki często słabiej na nich wypadają niż ci ?zwykli dobrzy?.<
Zarówno to co się u na nazywa EWD jak i jakość testów to wynik takiego działania CKE(bo tam też to coś zwane EWD opracowano) żeby iluś krewnych iznajomych królika mogło dostać zgodnie z prawem(czyli poprawanie pod względem formalnym tylko) kupę kasy.Głównie po to ta instytucja obecnie działa.Co nie znaczy,że nie da się zrobić dobrych arkuszy na egzaminy zewnętrzne czy przygotować odpowiednich mierników efektów działania szkoły(bo głównie o nią jakko o całość chodzi) i dyrektora.Mierników, które będą uwzględniały rónież punkt startu czy warunki.
vuem pisze:
2010-06-07 o godz. 09:20
„To świadczy tylko o tym, że dziewczyna jest pracowita i na poważnie traktuje swoją pracę. Natomiast „organ” i dyrektor zachowują się w sposób standardowy – znaleźli „jelenia” czyli dyrektor się sprawdza. ”
Tak to działa. Podstawą egzystencji szkoły są kobiety. Nie buntują się, zależy im na dzieciach i swoją wrodzoną empatię używają do ofiarowania powierzonym im przez pracodawce dzieciom tego samego, co swoim własnym. Pracują jak „mrówki” i nie narzekają, chyba, że mają okazję wyżalić się na tym blogu. Ironia nie wskazana !!!!
Zupełnie inaczej działają mężczyźni, dlatego tak mało pracuje ich w szkołach.
Skoro tak jest, to szkolnictwo jest łatwym „łupem” dla władzy. Kobiety nie odejdą od powierzonych im dzieci. Mają to we krwi. Nie zrobią tego co górnicy, nie pojadą do Warszawy, aby wyrywać bruk i jego fragmentami rzucać w okna ministerstwa.
Nie wiem, czy się nad tym zastanawiałeś, ale w szkolnictwie stoimy „w rozkroku”. Metody sterowania szkołami są rodem z socjalizmu, a wymagania kapitalistyczne. Niekonsekwencja goni niekonsekwencję. Społeczeństwo nie rozumie w czym jest problem i najczęściej obwinia głupotę i brak profesjonalizmu nauczycieli. Problemem jest samo społeczeństwo. Chciałoby wysokiej jakości usług, ale zupełnie za darmo, bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów i odpowiedzialności. I wierzy w to, że i kucharka mogłaby rządzić Państwem, a najlepiej oddano by wszystko Kościołowi, bo tylko jemu wierzy.
Vuem: ale nie dostaje. Wiem bo to mniej wiecej robię choć nie jestem informatykiem. Tylko pracownią się nie zajmuję i SIO. Poza tym świadectwa np każdy móglby sobie drukować sam. Ale dyrekcja się nie godzi- bo „bezpieczniej” żeby jedna osoba to robiła.
Także nie jest tak że tylko poloniści mają dużo. Moja koleżanka od wuefu własnie dziś pisała sprawozdanie z osiągnięć uczniów od roku 2008. Mail przyszedł o 9-tej że na 13-tą ma być gotowe. Nie wiem czy to OP czy kuratorium. Ktoś tego chce ona robi.
Zaglądam na blog od czasu do czasu, dziś postanowiłem coś niecoś napisać. Skończyłem przed chwilą przygotowania materiałów na Święto Patrona Szkoły, i mam chwilkę (pensum – 18 godz). Uczę już 26 lat w szkole na tzw. ścianie wschodniej. Główny kierunek to nauczanie początkowe (zintegrowane), dodatkowe to WF i informatyka.
1. Zmiana pensum: jeśli sami zaczynamy się dzielić i wypominać sobie, kto ile pracuje, to nic dziwnego, że będą nam dokładać ile się da. Wuefiści też miewają wychowawstwo i związane z tym obowiązki, też przygotowują imprezy szkolne itp., nie tylko np. poloniści (nie obrażając polonistów), a wyjazdy na zawody to najczęściej wiele więcej godzin zegarowych niż lekcje w danym dniu. Poza tym wśród każdych przedmiotowców są tacy, co się angażują bardziej i tacy co po lekcji zawijają się do domu mając wszystko w poważaniu. Zacznie się od jednych, a skończy na wszystkich.
2. Przywileje KN (w tym emerytalne): nie tak się z Państwem umawialiśmy, podejmując pracę. Ciągle słyszeliśmy, że płace niskie, ale za to macie (i tu wyliczanka, chętnie słuchana zresztą przez społeczeństwo). Płace dalej niskie, a reszty ?ni ma?. Cel prosty ? zostawić ?starych jak najdłużej? bo młodzi prędzej czy później będą oczekiwać rzetelnego wynagrodzenia, a po dwudziestu kilku latach pracy nie każdy ?stary? chce zaczynać wszystko od nowa, a poza tym najlepiej ?uspołecznić? szkoły.
3. Cała władza w ręce samorządów: raz ? gminy nawet chcące zainwestować w oświatę i nauczycieli nie mają odpowiednio wysokich dochodów, Polska to nie tylko W-wa. Dwa – radni, wójtowie, urzędnicy gminni też mają dzieci chętne do pracy, nawet bez wymaganych kwalifikacji (da się zatrudnić).
4. Realny czas pracy n-la: jakoś od lat nikt tego nie chce rozpisać konkretnie, co i za ile mamy robić, tylko dokłada się nam coraz więcej obowiązków i papierków radośnie tworzonych przez MEN. Ciekawe dlaczego, czyżby bano się prawdziwych wyników takiego oszacowania czasu naszej pracy.
5. Jakość pracy szkoły: krótko ? tysiące naszych uczniów wyjechało za granicę i są chętnie zatrudniani. Dają radę, więc chyba nie jest tak źle. Ciekawe, czy tysiące np. Amerykanów bądź Brytyjczyków też by tak potrafiło.
6. Reprezentacja związkowa: słabo, właściwie mają rację ci, którzy mówią , że nie umiemy walczyć o siebie. Związki są umaczane w polityce, my nie pójdziemy z oponami i petardami pod Sejm (i słusznie, to byłoby straszne), więc każdy rząd od lewa do prawa z tego korzysta. Obecny premier p. Tusk również wiele obiecywał przed wyborami, a dostaliśmy panią Hall. Ponieważ, o ile wiem, w większości naszemu środowisku jest bliżej w poglądach do centrum politycznego, może by tak założyć stronkę, na której nauczyciele mogliby się wpisać, iż z powodu wypełniania kolejnych dokumentów dla pani minister nie będą mieli czasu na czynne uczestnictwo w wyborach prezydenckich (pół miliona głosów to nie w kij dmuchał). Mały szantażyk, ale czemu nie, skoro do nas podchodzi się podobnymi metodami.
Lidqa
Co do tego szkolenia z EWD sprzed dwóch lat. Prowadził je profesor, specjalista prawa oświatowego. Wyrażał nadzieję, że ocena szkół na każdym etapie kształcenia w najbliższym czasie odbywać się będzie na bazie EWD, a nie tylko końcowych wyników sprawdzianów, egzaminów i matur. Wierzył również w to, że I etap kształcenia będzie w to włączony, chociaż akurat tutaj widział największe trudności. I życzył nam, aby stało to się jak najprędzej.
Kto pracuje w różnych trójkątach bermudzkich miejskich i popegeerowskich wie, że były to życzenia szczere.
Kwant
Zostaję Twoją fanką. Masz dar pisania o istocie rzeczy. Ja to mam tylko skojarzenia, które mi się wylewają.
Wylało się
Nie potrafimy nawzajem się cenić (ten wuefista, informatyk, muzyk), bo widzimy tylko swój kawałek roboty. Pocieszające jest to, że ludzie z zewnątrz widzą nas wszystkich jednako (ach, te trzy miesiące wakacji, muszę to sobie przeliczyć). A od tego, czy w gronie są lenie i obiboki (a zawsze ktoś się znajdzie) jest dyrektor i RP. To w szkole powinna następować parcelacja roboty niezwiązanej bezpośrednio z nauczanym przedmiotem. I to nie tylko od dyrektora zależy. Od szacownych milczących koleżanek i kolegów również.
Hojni
Są tacy, co marzą wciąż tylko o tym,
by innym coś dać… do roboty.
PS pozdrawiam wszystkich optymistów i realistów
Bo u mnie w pracy jest tak: Jak jesteś dobry i się wywiązujesz to ci damy coś jeszcze- też zrobisz. A jak zawalisz kilka rzeczy to ci nie damy nowych bo się nie wywiązujesz.
Z czego wniosek: zawalaj, nie rób prędzej czy później przestaną ci przydzielać.
Kwancie,
Dziękuję za tłumaczenie mojego tekstu na polski.;)
Po drugie straszliwie seksistowski tekst;)
A tak poważnie, to nie utożsamiałbym tych Twoich spostrzeżeń, skądinąd zapewne słusznych, z kwestią płci, bo moje obserwacje nie uprawniają mnie do przypisania określonych działań tej lub innej…albo powinienem pomyśleć o jej zmianie;)
Ja ten „rozkrok” widzę, chciałbym go zmienić, ale póki co po prostu akceptuję, jako swego rodzaju cenę za wykonywanie zawodu, który uwielbiam.
Gdybym tego nie akceptował, to nie byłbym w stanie czuć pełnej satysfakcji z jego wykonywania…a wtedy kto wie, może zacząłbym myśleć o jego zmianie…a o tym nawet nie chcę myśleć;)
Tak więc póki co szczęśliwy jestem, choć w niedoskonałej rzeczywistości pracować mi przyszło…no i kto ma idealne warunki pracy?
Wole się z czymś pogodzić lub choćby mniejsza wagę do tego przywiązywać niż martwić się, narzekać…życia szkoda na negatywne odczucia…
Lidqo,
Skoro i Ty to robisz, a nie jesteś informatykiem…polonistką chyba też nie, to znaczy, że nie musi być ścisłego związku z nauczanym przedmiotem, a ilością pracy dodatkowej-ku-chwale-ojczyzny. Nawet pomimo pewnej specjalizacji – informatyk zajmuje się www, polonista kleci protokoły i inną literaturę-nikomu-nie-potrzebną-bo-przez-nikogo-nie-czytaną, a wf-sta organizuje dzień sportu.
Pisałem o pracy, którą każdy musi wykonać, a teoretycznie można skutecznie sie bronić przed uczestnictwem w organizowaniu czegokolwiek.
Natomiast nikt nie wymiga się od oceniania uczniów. W przypadku polonistów, nie wyobrażam sobie, by zrezygnowali z oceniania dłuższych wypowiedzi pisemnych, których ilości przekraczają obciążenia innych nauczycieli.
I w takim tylko kontekście pisałem o tym.
Więc powtarzam: nauczyciele, Wy opracujcie SWOJĄ WŁASNĄ koncepcję szkoły. Napiszcie ją na kartce i dajcie tę kartkę władzom oświatowym.
Wtedy one, te władze będą miały orzech do zgryzienia:
– będą musiały OCENIĆ ten projekt
– będą się SPIERAĆ I KŁÓCIĆ przy jego ocenianiu (może nawet założą swój blog albo jaki portal ?)
– będą musiały OPROTESTOWYWAĆ I BUNTOWAĆ się
A teraz, nauczycielu, masz za swoje: władze dają Tobie swój projekt, a Ty OCENIASZ, BUNTUJESZ SIĘ, KŁÓCISZ, PROTESTUJESZ. Pozostaje Ci. Belfrze, rola wciąż niezadowolonego, niedocenionego, nieszczęśliwego robola.
lidqa
„Bo u mnie w pracy jest tak: Jak jesteś dobry i się wywiązujesz to ci damy coś jeszcze- też zrobisz. A jak zawalisz kilka rzeczy to ci nie damy nowych bo się nie wywiązujesz.
Z czego wniosek: zawalaj, nie rób prędzej czy później przestaną ci przydzielać.”
Moje słowa wielkiego uznania ! To jest kwintesencja !
Dyrektorze szkoły, w której pracuje lidqa – za ten tekst pani lidqa powinna otrzymać nagrodę PIENIĘŻNĄ.
kwant pisze:
2010-06-07 o godz. 01:47
To prawda, że nie orientuję się bardzo dobrze w szczegółach bo nie jestem nauczycielem.
Ale interesuję się jej problemami bo uważam inwestowanie w naukę i edukację za najważniejsze wyzwanie które stoi przed naszym społeczeństwem.
I nie jest prawdą, jak często na tym blogu piszą nauczyciele, że społeczeństwo nie ma takiej potrzeby.
Te setki milionów jeśli nie miliardy które corocznie rodzice często z niezamożnych domów wydają na edukację swoich dzieci o tym świadczą.
Wydają na podręczniki,korepetycje, kursy językowe.
A na koniec na płatne studia.
Ci co ich stać posyłają dzieci do prywatnych szkół.
Zrozumienie dla potrzeby dobrej edukacji jest ogromne.
Masz rację pisząc, że ministerstwo miota się i często nieudolnie dokonuje zmian.
Ale zastanów się dlaczego?
Podpowiem.
Nauczyciele to wraz z rodzinami prawie dwa miliony głosów wyborców i jak ktoś tu pisze, że to słaba grupa to mnie śmich ogarnia.
Władza nie boi się górników z kilofami.
To demagogia.
Nic władzy kilof nie zrobi.
Władzę może zmieść kartka wyborcza.
I opór środowiska jest przyczyną braku prawdziwych kompleksowych zmian.
Władza wybrała sobie taką metodę bo uważa ją za jedyny sposób poprawy sytuacji.
Problemy finansowe budżetu to jedno.
Zawsze były są i będą do końca świata.
Pieniądze w budżecie niezależnie jak budżet duży są ograniczone i determinują wydatki.
Odwrotnie się nie da i już.
I zawsze sfera budżetowa będzie zarabiała za mało względem oczekiwań.
Szkoda wiec tracić czasu na rozmowę na ten temat.
Przyjmijmy na potrzeby tej dyskusji, że mamy do dyspozycji kwotę X i zastanówmy się jak najlepiej ją wydać żeby osiągnąć maksymalnie dobre efekty przy minimalnych kosztach.
Czysto teoretycznie.
Jedyny sposób żeby poprawić zarobki nauczycieli to podnieść znacząco wymagania i poddać pensje działaniu rynku.
Nauczyciele to nie święte krowy, żeby nie mieli konkurować o pracę tak jak inni rodacy.Wysokie wymagania, pożądane z punktu widzenia interesu społecznego sprawią, że nie będzie już takiej podaży nauczycieli.
Popyt wymusi wzrost płac bo nie wyobrażam sobie sytuacji żeby władza mogła sobie pozwolić na wakaty w szkołach.
Wysokie koszty pensji wymuszą likwidację nikomu nie potrzebnej papierkowej roboty i zbędnych etatów w otoczeniu szkoły.
Nigdy w życiu przez piec minut nie pracowałem w państwowej instytucji i to co czytam na tym blogu na temat szkolnej biurokracji mi się w głowie nie mieści.
Żadne przedsiębiorstwo nie mogłoby sobie pozwolić na takie marnotrawstwo czasu i energii swoich pracowników.
Nie ma na to pieniędzy po prostu.
Nauczyciele powinni być rozliczani z efektów przez dyrektora.
A dyrektor z efektów przez tego kto płaci na szkołę czyli przez burmistrza zdaje się.
A kuratorium zamiast wizytować pokazowe lekcje i zbierać nikomu niepotrzebne dokumenty, powinno się skoncentrować na ocenie pracy szkoły przez pryzmat osiąganych przez uczniów wyników z uwzględnieniem oczywiście punktu startu.
Taka obiektywna ocena pracy szkoły przez kuratorium powinna być znana wyborcom burmistrza.
Durny dyrektor szkoły nie szanujący swoich nauczycieli i niestwarzający dobrej atmosfery pracy nie ma szans na dobre wyniki a burmistrz zatrudniający takiego dyrektora nie ma szans na zwycięstwo w wyborach.
Ludzie nie są głupi i zależy im na dobrej edukacji że powtórzę jeszcze raz.
I miałby ync swoją szkolę TEGO I OWEGO;)
„Durny dyrektor szkoły nie szanujący swoich nauczycieli i niestwarzający dobrej atmosfery pracy nie ma szans na dobre wyniki a burmistrz zatrudniający takiego dyrektora nie ma szans na zwycięstwo w wyborach.”
I tu byś się zdziwił! Otóż rolą dyrektora jest tylko zatrudnienie odpowiednich ludzi 🙂 Potem inny dyrektor (w końcu to jest kadencyjne) może robić z nimi co chce – może ich zastraszać, gnębić, gnoić… oni nie odejdą. Ostatnio byłam na konkursie i każda z będących tam nauczycielek uważała, że gdyby została zwolniona z pracy to nigdzie indziej nikt by jej nie zatrudnił. Wszystkie około 30-tki i wszystkie po matematyce. Nie wiem czy ten zawód zmienia ludzi w takich niewierzących w swoje możliwości czy też ci którzy w nie nie wierzą idą do szkoły pracować?
W każdym razie wracając do tematu- atmosfera może być do dupy a wyniki super- i odwrotnie też.
A kuratorium w zasadzie nie wiem co robi. Ja znam jedną kobietę z kuratorium o której wiem czym się zajmuje i co więcej – jej praca jest dla mnie pomocna i pożyteczna. A co robi ta cała reszta naprawdę nie mam pojęcia. Np szkoła ma obowiązek wysyłać statut do kuratorium i do organu (ale tak na 100% pewna nie jestem- na pewno do jednej z tych instytucji). I w tymże statucie każda bzdura może przejść i mogę się założyć że nikt tego nie czyta. TO co oni tam robią???
parker pisze:
2010-06-07 o godz. 21:47
Wbrew pozorom popieram, to o czym piszesz. Chciałbym urynkowienia oświaty. Jesteś jednym z światłych rodziców, a poza tym „czujesz” na czym polega funkcjonowanie przedsiębiorstwa w obecnym ustroju.
Pisząc, że twoje rady nie mają zastosowania w obecnym ustroju szkolnym miałem na myśli to, że działamy w „różnych światach”. Starałem się w licznych wpisach wyjaśnić dlaczego. Może brutalnie, ale szczerze.
Wydaje mi się, że przeceniasz tzw. „opór środowiska” przed zmianami. Pracownicy najemni mają to do siebie, że bardzo łatwo adoptują się do sytuacji, którą się im w pracy stwarza. Owszem, jednocześnie są niezadowoleni z przeprowadzanych zmian i je krytykują. Taka jest natura ludzka. I to, że są akurat nauczycielami, nie ma nic do rzeczy.
Piszesz : „Nauczyciele to wraz z rodzinami prawie dwa miliony głosów wyborców i jak ktoś tu pisze, że to słaba grupa to mnie śmich ogarnia.”
To prawda, ale prawdą jest również to, że z racji swojej liczebności i wieloletniej selekcji negatywnej nie stanowią elektoratu w sensie „elektorat Radia Maryja”. Nie są jednomyślni, ani nie istnieje nadprzyrodzony guru, który by ich aktywność wyborczą regulował. W efekcie nie odbiegają w swoich preferencjach wyborczych i sposobie myślenia o Państwie i politykach od innych grup zawodowych. Zwykle głosy nauczycielskie równomierni się rozkładają na wszystkie partie i polityków.
To nie opór środowiska jest przyczyną prawdziwych, kompleksowych zmian. Przyczyną jest strach władzy przed niezadowoleniem wyborców. Bankowym niezadowoleniem w razie zajmowania się oświatą. Z tego samego powodu co niemożność zrobienia porządku w służbie zdrowia. Typowy Kowalski doszedłby do wniosku, że chce się go pozbawić należnych mu bezpłatnych usług. Wszystkie partie opozycyjne oraz media zrobiłyby wszystko, aby natychmiast utwierdzić Kowalskiego, że dobrze myśli, że tego co mu się należy, tego go się pozbawia. Taka zadyma zmiecie każdy rząd. To się nazywa populizm, ale na razie to właśnie populizm rządzi w naszym kraju.
Reasumując, całym sercem jestem za tym, aby twoje wizje dotyczące oświaty spełniły się. Z drugiej strony to niemożliwe, bo jeszcze nadal w Polsce rządzi populizm i jest tak jak jest. Nauczyciele mogą się tylko temu przyglądać, choć pewnie przykro im jest być „kozłami ofiarnymi” w oczach reszty społeczeństwa.
parker
Ja nie oczekuję od moich władz oceny. Szczerze mówiąc mam ją gdzieś. Mnie codziennie oceniają dzieciaki i ich rodzice.
Ja nie martwię się tym, czy wielkie zmiany będą polegały na włączeniu godzin karcianych do pensum i czy dostanę podwyżkę. Nie jestem kretynem, wiedziałam do jakiego zawodu wchodzę.
Ja martwię się tym, że nie mam do swoich władz zaufania.
Może dlatego, że jak sam napisałeś, robi ta władza reformy nieudolnie.
Wymyślono dokładkę 2 godzin w-f, ale naprawdę w całym ministerstwie nie znalazł się ani jeden, który by wymyślił, że te zajęcia muszą się gdzieś odbywać?
Dołożono religię, informatykę, język obcy (o podstawówce mówię) i nie znalazł się nikt, kto by wymyślił, że dzieci w szkole wiekować nie mogą, będzie trzeba ściąć inne godziny i poziom z tych innych musi lecieć w dół?
Z 7% (bodajże) studiujących nagle ma być 80% (?) i jakościowo będą oni lepiej wyedukowani?
Ja nie mam nic przeciwko wizjonerom. Ale jak się wprowadza swoje wizje w życie, to warto posłuchać najpierw tego, co mają do powiedzenia wyrobnicy, a nie czekać, czy to pierze się rozleci, czy a nuż wytrzyma.
Zgadzam się z Piotrem co do pensum polonisty i taki oto przykład: siedzę nad 30-stoma zeszytami, a wuefista i plastyk w jednym śmiga sobie samochodzikiem nad wodę na odpoczynek. Zarabiamy tak samo!
Jak najbardziej popieram „też belfra” niech będzie ten egzamin, bo cóż to za nauczyciel, który np. w klasie I podstawówki mówi do dzieci sepleniąc, albo słowo drzwi wymawia dźwi, a wykorzystanie pisze przez ż.
kwant
Problem populizmu w dzisiejszych czasach dotyczy w zasadzie wszystkich demokracji.
To populizm doprowadził Grecję na skraj bankructwa i zapewniam Cię, że nie jest ona ostatnia.
W kolejce czeka cała Europa i Ameryka.
To chęć utrzymania się u władzy sprawiła, że rząd amerykański tak podgrzewał gospodarkę niskimi stopami procentowymi, że stworzył warunki instytucjom finansowym do nadmuchania bańki spekulacyjnej której pękniecie wywołało światowy kryzys.
To też był populizm.
Każdy w Ameryce miał mieć dom.
Można powiedzieć, że bez populizmu nie da się wygrać wyborów i utrzymać władzy.
Ale populizm jest różny i różnie szkodliwy.
Rząd sypiąc pieniędzmi na powodzian zachowuje się populistycznie.
Wolałbym żeby przeznaczył nie po 100 000 dla każdego czy bogaty czy biedny ale po 200 000 dla tych biedniejszych którzy się nie ubezpieczają bo nie mają za co.
A nawet po 400 000 ale tylko pod warunkiem jeśli się wyprowadzą z terenów zalewowych bo problem byśmy jakiś trwale rozwiązali.
I rozwiązanie zaproponowane przez rząd jest populistyczne i moje też.
Ale śmiem twierdzić, że w rozwiązaniu rządowym pieniądze dosłownie pójdą w błoto.
Ale mimo, że krytykuję rząd to na niego głosuję bo alternatywny populizm jest znacznie groźniejszy.
Sorry za komentarz nie na temat ale nie mogłem się powstrzymać:)
nowa
Ale czy tego oczekujesz czy nie to praca nauczyciela powinna być oceniana.
Ta ocena jest potrzebna ludziom którzy płacą podatki za które szkoła jest utrzymywana.
Oni się nie
I teraz też jest oceniana tylko kosztownie i głupio bo ocena o niczym nie świadczy.
To co proponuję w tej dyskusji nie wymaga ze strony nauczyciela żadnej pracy poza pracą z uczniami.
Nauczyciel jest od uczenia,dyrektor od zarządzania a kuratorium od kontrolowania i oceniania.
Ale na podstawie wyników uczniów a nie sprawozdawczości.
Żadne papierkowa robota nie jest potrzebna bo to strata czasu.
Taka „reforma” nie wymaga żadnych nakładów a oszczędności się pojawią od razu.
W formie wolnego czasu nauczycieli.
Czy wtedy można byłoby podnieść pensum?
Oni się nie znają- powinno być
parker,
znowu ostatni wpis i znowu się nie udało:))
O pensum.
Nie dogadamy się i na poziomie centralnym nie powinno to być ustalane. każda szkoła ma swoja specyfikę i na poziomie szkoły powinno się to rozwiązywać. Poważne szkoły dbałyby o standardy, a „wiejskie” kleparnie zatrudniałyby partaczy za 3,50 na godzinę.
Gospodarz niech nie rzuca słów nie dajmy sobie, bo od tego mamy takich jak gospodarz czyli związkowców. Zapytajmy co zrobiło ZNP w sprawie godzin karcianych.
Po tym w jaki sposób przeprowadzano ankietę o Karcie Nauczyciela wnoszę, ze ZNP nadal robi nic.
Krzysiek Majda
Nie ostatni.
Dzieci w swoich grach mają po kilka żyć, to ja w swojej też chcę mieć:)
Co do pensum to pełna zgoda.
Powinno to być ustalane miedzy zatrudniającym dyrektorem a nauczycielem.
W zależności od potrzeb szkoły i jej specyfiki.
Podobnie jak wysokość wynagrodzenia.
„Poważne szkoły dbałyby o standardy, a ?wiejskie? kleparnie zatrudniałyby partaczy za 3,50 na godzinę.”
A dzisiaj to niby jest inaczej?
Tyle, że partacz zarabia tyle co inni.
Jestem za egzaminem na nauczyciela.
Partacz takiego egzaminu by nie zdał.
A na wakat żaden samorząd by sobie nie pozwolił.
Moim zdaniem tylko ograniczenie dostępu do zawodu partaczom pozwoliłoby na podniesienie jakości nauczania i pensji dobrym nauczycielom.
Na urynkowieniu zawodu nauczyciela wszyscy byśmy zyskali.
Choć prawdą jest, że w dużych i bogatych ośrodkach zarabiałoby się więcej.
Ale średnia zarobków różni się między regionami wiec dlaczego nauczycieli miałoby to nie dotyczyć?
Że żadna władza się na to nie zdecyduje to inna sprawa.
Do parker
>Jestem za egzaminem na nauczyciela.
Partacz takiego egzaminu by nie zdał.<
A kto niby miałby być tym superuczciwym i superkompetentnym
egzaminatorem???;-))))Jak mawiał J.W.Stalin”Nie jest ważne jak ludzie głosują tylko kto liczy głosy!”
Na stopnie awansu też są komisje ze szkolonymi specjalistami i…;;-)
Powtórzę się: zwiazki zawodowe to organizacje polityczne, w znacznym stopniu skompromitowane. Drogi Krzyśku Majdo, nikt nie zrealizuje Twoich pomysłów, jeśli nie staniesz się stroną dialogu dla władz. Nauczyciele mogą wymyślać najwspanialsze porady, pomysły, projekty. Mogą sobie o nich indywidualnie opowiadać na różnych spotkaniach, konferencjach i blogach. Tylko po co ? Nikt się za nauczycielami nie ujmie, dopóki nie zaczną występować zbiorowo – w postaci rady pedagogicznej, stowarzyszenia, klubu, organizacji samorządowej.
Parker
Nie istnieje i nie będzie istniał cudowny sposób na wyłapanie najlepszych do tego zawodu. To o początkujących. Taka myszowata z niską samooceną, co to, wydaje się, nie ma własnego zdania, może okazać się z czasem świetnym nauczycielem. A taką pewną siebie dzieci mogą zadziobać w ciągu semestru. Człowieka, który zapowiadał, że w życiu uczyć nie będzie i tylko z uwagi na oferty pracy znalazł się w szkole na chwilę, zawód ten potrafi wciągnąć na amen. Odwrotnie też. Ci, którzy marzą o zostaniu nauczycielem nie dają rady. To wychodzi w praniu. Tak naprawdę nauczycielem człowiek się staje poprzez doświadczanie tego zawodu.
Egzaminy w trakcie uprawiania zawodu już istnieją. Stażysta, kontraktowy, mianowany, dyplomowany. Cztery progi do wyższej pensji. O formie nie chce mi się gadać.
Do najtrudniejszych środowisk, w których funkcjonują szkoły, powinni iść najlepsi nauczyciele. Komandosi. Odporni na oceny pod tytułem najsłabsze wyniki, czyli najgorsza szkoła. Muszą godzić się na to, że ich uczniowie będą w niedługim czasie powielać wzorce rodzinne najgorszego typu. I cały czas pracować nad tym, żeby udało się w takim środowisku zmienić cokolwiek. Prostacko to ujmując: jeżeli uczę dzieci ludzi po podstawówce, to mam nadzieję, że zdobędą zawód. Prosty i mało opłacalny, ale że wyrwą się z beznadziei <>. Ich dzieci być może zdobędą zawód już bardziej opłacalny, może w ich domach pojawią się książki. I może ich dzieci zamarzą o studiach. O ile nie zostaną moczymordami przed uzyskaniem pełnoletniości, o ile nie zaczną kraść, itp.
To społeczeństwu a nie gospodarce rynkowej zależy, aby takie środowiska zmieniać. I chyba nawet społeczeństwu się to opłaca.
Jeżeli chodzi o pensum.
Gdyby to ode mnie zależało ?
Młody: niskie pensum, bo człowiek musi się uczyć jak uczyć. Porządne przygotowanie lekcji spokojnie przekracza sam czas lekcji. Czasami kilkukrotnie. I tego na studiach się nie opanuje.
Stary: wysokie pensum, bo to rutyniarz. Ale jak nie chcemy mieć rutyniarzy, to nie może być za wysokie.
A jak ten stary przejdzie do innego etapu kształcenia albo przejdzie na inny przedmiot, to trzeba mu obniżyć, bo staje się znowu młody i musi uczyć się jak uczyć od nowa.
Jak przygotowuje prace klasowe osobiście to niższe pensum, a jak korzysta z gotowców, to wyższe.
Jak sprawdza uczniów testami wyboru, to w ogóle nie powinno być uwzględniane, ale jak zadaniami otwartymi, to powinien mieć niższe.
Jak pracuje w tzw. dobrej szkole, to wyższe pensum, bo to sama przyjemność.
I tak dalej.
Za dużo czynników. Nigdy wszyscy nie będą usatysfakcjonowani.
„Zwiększenie pensum do choćby 25 godzin zajęć dydaktycznych nie zmieni diametralnie ilości czasu naszej ?pracy domowej?, nie zwiększy tak znacznie naszego wysiłku, by mówić o ?pogorszeniu jakości pracy, czy naszego zdrowia?.
Sorki, ale zmieni. Jak mam 18 godz. – to np. 4 klasy (po 4 lub 5 godz. przedmiotu tygodniowo), czyli ok. 100 zeszytów, dyktand, wypracowań domowych czy klasowych z recenzjami na jeden rzut. Wszystko to kilka razy w roku. Jeśli godzin będzie 25 – to trzeba dodać nie tylko kilka przy tablicy, ale jeszcze do tych 100 +50. To wielka różnica! Następuje „zmęczenie materiału”.
Trzymajmy się razem drodzy nauczyciele, zwiększone lub regulowane pensum, to kilkadziesiąt tysięcy ludzi do zwolnienia.Pamiętajcie, że bedziemy pracować do 67 roku życia , co oznacza umierać w szkołach lub zakładach psychiatrycznych. Nie dajmy się drodzy koledzy!!!
Trzymajmy się razem drodzy nauczyciele, zwiększone lub regulowane pensum, to kilkadziesiąt tysięcy ludzi do zwolnienia.Pamiętajcie, że bedziemy pracować do 67 roku życia , co oznacza umierać w szkołach lub zakładach psychiatrycznych. Nie dajmy się drodzy koledzy!!!