Mocne słowa – nauczyciele kupczą maturą
Nauczyciele są oskarżani, że kupczą maturą. Mocne to słowa. W „Gazecie Wrocławskiej” napisano nawet, ze uczniowie kupują prezentacje maturalne od swoich polonistów. Prezentacje sprzedają egzaminatorzy. To bardzo mocne słowa. Wychodzi na to, że nauczyciele przełajdaczyli swój etos zawodowy za marne pieniądze (100-200 zł za pracę).
Jeśli prawdą jest, że większość nauczycieli za grosze gotowa jest sprzedać duszę diabłu, to trzeba milczeć i udawać, że sprawy nie ma (zob. też tekst). Jeśli jednak tylko nieliczni tak się zachowują, to trzeba protestować. Nie chcę wypowiadać się za kolegów, ale odkąd jestem nauczycielem, nie napisałem nikomu żadnej prezentacji. Nawet bliskim krewnym odmówiłem. Nie chodzi więc tylko o pieniądze, ale o zasady. Pewnych rzeczy nauczyciel nie robi. A jeśli jednak robi?
Dochodzą mnie słuchy, że uczniowie chodzą na korepetycje do swoich własnych nauczycieli. Nie wiem, czy to prawda, ale tak się mówi. Czytam w prasie, że nauczyciele kierują się etyką podobną do sprzedawców trefnego towaru: „jak na czymś można zarobić, to należy to zrobić”. Czy to prawda, czy tylko nędzna potwarz?
Słychać, że MEN planuje zmienić formułę egzaminu maturalnego. Nie będzie prezentacji, nie będzie nielegalnego handlu. To jednak błędna logika. Jeśli nauczyciele są niemoralni, to zmiana formuły egzaminu nic nie da. Nowa matura otworzy przed nieuczciwymi nowe szanse łajdackich zarobków, a wcale nie zlikwiduje nieuczciwości.
Należałoby więc przyjrzeć się naszemu środowisku. Jacy jesteśmy naprawdę. Czy tacy, jak się o nas mówi i pisze, czyli że gonimy za nieuczciwym zyskiem, czy wcale nie?
Bez względu na to, jak jest naprawdę, tzn. czy taki proceder jest częsty, czy rzadki, my sami musimy piętnować naganne zachowania koleżanek i kolegów, którzy kupczą maturą. Nie ma usprawiedliwienia. Nie podawajmy im ręki, nie mówmy im „dzień dobry”. Jeśli nie będziemy piętnować nieuczciwych zachowań, do wszystkich nauczycieli przylgnie łatka nieuczciwych i do tego głupich. Głupich, bo za grosze sprzedajemy honor i cześć, a nieuczciwych, bo nieuczciwi są nie tylko ci, którzy maturą handlują, ale także ci, którym nie przeszkadza, że robią to ich koleżanki i koledzy z pracy.
Komentarze
Proponuję podnieść cenę prezentacji. Nie mówmy „dzień dobry” tym nauczycielom, którzy biorą tak skandalicznie mało, bo to jest dumping. Gdy cena wzrośnie społeczeństwo od razu nabierze do nas szacunku.
No właśnie…
Dlaczego jest taka matura, jak jest? Dlaczego stara została zlikwidowana? Stara teoretycznie była najlepsza: trzeba było wykazać się znajomością lektur, kreatywnością, logiką i talentem literackim (tak, tak, to było u mnie najbardziej problematyczne…). Wprowadzono małpi, amerykański test. Powód był prosty – nauczyciele podciągali oceny; gdy kogoś nie lubili to zaniżali. Oczywiście, ta formuła była za trudna dla durniów, ale czy naprawdę każdy musi mieć maturę?
Więc, by „zobiektywizować” oceny wprowadzono obecną formułę. Miało być matematycznie uczciwie. A wyszło jak Gorbaczowowi: „jak zwykle”.
A może by tak wrócić do przedwojennej formuły uczciwego wynagradzania nauczycieli – proponuję obecny poziom polskich szkolnych księży-katechetów, czyli zarobki umożliwiające wymianę samochodu w cenie ~70000PLN co 3 lata dla nauczycieli-singli… Wtedy, jak w Austrii czy w Niemczech absolwent WSP (przepraszam UNIWERSYTETU Pedagogicznego) musiałby starać się i czekać 2-3 lata na na stałe zatrudnienie w szkole, tyle byłoby kandydatów.
Wtedy można by bezlitośnie usuwać z zawodu nieuków, ludzi skorumpowanych, bez zdolności pedagogicznych, zwykłych durniów. Może rodzice znów zaczęliby tytułować nauczycieli profesorami?
Może istnieje coś takiego jak godziwość, honor, rzetelność?
Ech, mrzonki…
Ja tak trochę off-topicowo zapytam, ile w takim razie zarabia „szkolny ksiądz-katecheta”? Bo z powyższego oszacowania wynika, że musiałoby mu zostawać ok. 2000 miesięcznie, co wydaje się liczbą pochodzącą z przysłowiowego kapelusza…
A że mrzonki, to chyba niestety prawda. Przykład 1 (demagogiczny): zarobki ministrów są chyba na przyzwoitym poziomie, ale bezlitosne usuwanie nieuków, skorumpowanych i durniów coś niekiedy słabo wychodzi. Przykład 2 (dzisiaj na czasie): menedżerowie instytucji finansowych – jw.
Problem w tym, że, jak słusznie zauważył Gospodarz, ani zmiany w prawie, ani w uposażeniu problemu nie rozwiązują. Problem jest z natury etyczny i rozwiązywanie go metodami prawnymi czy ekonomicznymi to leczenie wiadomo czego wiadomo czym: niby lepiej wygląda, ale za wiele to nie pomaga.
Z drugiej strony, idea prezentacji maturalnej faktycznie wydaje się nie do końca przemyślana…
@Do wszystkich, których to dotyczy
Stara matura była lepsza od kiepskich testów i „prezentacji”, ale to nie znaczy, że była idealna.
mp pisze: „Ech, mrzonki?” – A kto ma to wszystko zmieniać, jeżeli nikomu niczego się nie chce poza marzeniami o podwyżkach?
No, więc narzekajmy i czekajmy na Godota!
Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę wszystkim nauczycielkom i nauczycielom wszystkiego najlepszego – również tym, którym niczego się nie chce i którzy czekają, aż ktoś coś ZA NICH zrobi!
@mbork
„Problem jest z natury etyczny i rozwiązywanie go metodami prawnymi czy ekonomicznymi to leczenie wiadomo czego wiadomo czym: niby lepiej wygląda, ale za wiele to nie pomaga.”
W wadliwych, a nawet błędnych rozwiązaniach systemowych, zarówno w zakresie oceniania, jak i kształcenia uczniów zawodzą i będą zawodzić nie tylko normy etyczne, ale i rozwiązania prawne oraz ekonomiczne.
do ‚mbork’:
tak, to zupełnie nie na temat (bo tak ośmieliłem się zrozumieć to ‚trendy’ ‚off topic’). Ale postaram się powrócić do niego.
Faktem jest, że informacje o księżach(!) katechetach nie są oficjalne, ale prawdziwe i co więcej moje własne. Obawiam się, że nie uda się Panu uzyskać oficjalnych i jednocześnie prawdziwych informacji o zarobkach tej grupy zawodowej. Dlatego proszę samemu się rozejrzeć w swojej okolicy.
Osobiście cieszyłbym się z falsyfikacji, niestety ja znam jedynie 3 przypadki i niestety wszystkie podpadają pod ten schemat. Interesują Pana może nazwiska, parafia, modele samochodów? Fakt, 3 to za mała próbka na poprawne wyciąganie wniosków statystycznych…
Ale dlaczego wybrałem katechetów? Bo zaobserwowałem, że rodzice ten poziom zamożności u, wszak też nauczycieli, choć księży, akceptują. A uważam, że akceptacja to jedyne sensowne kryterium. Może, per analogiam, zaakceptowałoby i nauczycieli?
Czym nauczyciele są gorsi od katechetów? Nic mi do zarobków katechetów. Skoro społeczeństwo chce, to im płaci. Myślę zresztą, że ich pozycja ekonomiczna to dziedzictwo komuny. Politycy nie chcą tego zmieniać, bo są głupi, ale nie na tyle, by zmniejszać pulę pieniędzy, którą dysponują na kiełbasę wyborczą.
Problem zarobków, i co z tego wynika – jakości nauczycieli, staje się coraz bardziej palący. Szkoły są teraz w większości uważane za dobre, jeśli chodzą tam dobre dzieci wykształconych rodziców, nie dlatego, że w szkole uczą dobrzy nauczyciele.Taki jest właśnie przypadek szkoły mojego dziecka. Ośmielam się też twierdzić, że szkoła zła czasem może mieć więcej dobrych nauczycieli, niż dobra. I chyba to bardzo dobrze – dzięki temu nie zmarnuje przeciętnych i niezdolnych uczniów, którym rodzice nie są w stanie sami pomóc.
Natomiast pańskie dywagacje o etyce i uposażeniu, to czysta bolszewia. Jakbym czytał tow. Wiatra.
Ludzie są, jacy są i trzeba to brać pod uwagę. Wiedzieli o tym nasi dziadkowie i pradziadkowie, gdy ustalali wynagrodzenia nauczycieli przed wojną. Nie byli to źli nauczyciele, nieprawdaż?
Edukacja wg. Pana ma być wyspą etycznego ubóstwa w kapitalistycznym morzu? Uważa Pan, że można wymagać, by nauczycielka miała społeczny obowiązek szukania bogatego męża? Bo inaczej może wpaść na zdrożny pomysł pisania prezentacji albo albo udzielania korepetycji, gdy nie będzie miała na wakacje, albo będzie chciała coś kupić nie w lumpexie?
Drogi Panie.
Jednym z najważniejszych źródeł potęgi Niemiec była edukacja. A Otto von Bismarck naprawdę dobrze płacił nauczycielom…
Kupowanie prezentacji … Pisanie prac semetralnych, wypracowan. Kolezanka podeslala mi temat zadania corki ( z podstawowki). Interpretacja wiersza Szymborskiej. Pomoglam, ale nie napisalam. Dalam wskazowki, ale nie „machnelam” zadania „na rano, bo dziecko nie bedzie mialo” – jak sobie tego zyczono. Od pol roku moja kolezanka juz do mnie nie pisze. Z czystym sumieniem podaje Panu reke i tym wszystkim, ktorzy zachowuja sie uczciwie. Nauczycieli -„sprzedawczykow” mijam wielkim lukiem. Z okazji Swiat zycze Panu spokoju i radosci! No i mokrego Dyngusa!
http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=681
Przypomnę, że gospodarz wypowiadał się już na powyższy temat i nie wyrażał wówczas aż takiego oburzenia. Czy pamięć za krótka?
Matura powinna wyglądac tak jak kiedyś. Konkretna praca na konkretny, wybrany spośród kilku, temat, widziany po raz pierwszy na sali przed komisją. Taka matura istotnie sparawdzała wiedzę uczniów zdobytą wciągu czterech lat nauki. Te pożal się Boże „prezentacje” są nic nie warte.
Nauczycielom zaś przydałaby się mentalny powrót do czasów, gdy jeszcze byli idealistami, chwila refleksji nad tym, co chcieli osiągnąc wybierając zawód nauczyciela.
Kupczenie prezentacjami jest procederem doskonale opanowanym przez tzw”szacownych”nauczycieli,że właściwie należałoby zastanowić się nad tym,czy takie osoby nie powinny być kolejny raz zweryfikowane do tego jakże wspaniałego zawodu.
Jakiś czas temu zdecydowałam się ukończyć „kurs”dla „nauczycieli egzaminatorów.”Po wielokroć żałuję,ponieważ układy nieformalne,działania zmierzające do uzyskania jak największej puli punktów przez poszczególne jednostki szkole,potwierdzają paranoję,którą szumnie nazywa się MATURĄ.
Uczciwy człowiek w obecnej sytuacji jest na przegranej pozycji.Najczęściej wygrywają właśnie tacy,którzy za wiedzą ,a nawet przyzwoleniem swoich zwierzchników, kupczą wiedzą,chociaż właściwie to jej brakiem.Wszystko to w myśl powiedzenia:POLAK POTRAFI.
To przykre i pełne goryczy słowa.Niestety,prawda o nauczycielskim poczuciu odpowiedzialności za wychowanie młodych ludzi weszła do zasobnych kieszeni rodziców i zatrzymała się na kumoterskich układach:dyrektor-uczący inaczej,czyli stadne „korepetycje w szkole za bardzo duże pieniądze( od osiemdziesięciu złotych i więcej w zależności od przedmiotu)lub nauczanie w domowym zaciszu osobistych podopiecznych za dużo większe stawki.
Dobrze przeprowadzone zajęcia lekcyjne,na których można uzyskać wiedzę,nie są mile widziane przez koleżeństwo,”bo(jak podsumował mnie kolega dyrektor)zawyża koleżanka poziom i najlepiej będzie ,żeby pomyślała osoba o pracy na wyższej szkole”Nie jestem zniesmaczona jego opinią,ale postawą,bo wspiera ona „dyplomowanych „naciągaczy,których prawdziwe źródło dochodu to „korepetycje”po „lekcjach,z których dochód rozkłada się na „szefa”i wykładowcę,we wcześniej uzgodnionych proporcjach.
mbork, ksiądz-katecheta, dyplomowany na pewno zarabia nie mniej niż 2 tys. netto- nawet bez nadgodzin. Tak jest w mojej szkole, bo religia jest w każdej klasie po 2h tygodniowo. Księża, z racji swej zamożności (którą się chełpią, np. demonstrując z okien pokoju naucz. swoje nowe Volvo) – nie mają pożyczek z KZP i nie należą do związków zaw.
Osobna kwestia, że się nie przemęczają, bo lekcji nie prowadzą wcale albo puszczają filmy (niekoniecznie religijne).
Co do meritum wpisu Gospodarza, uważam, że oszustwa, kupowanie i sprzedawanie prezentacji (również przez uczniów i absolwentów) istnieć będzie dopóty, dopóki matura ustna będzie miała taką jak obecna formę, która nie sprawdza rzeczywistej wiedzy ani nie jest obiektywna.
Już dziś słabo mi się robi na myśl, ilu wyrecytowanych bzdur, banałów i komunałów będzie trzeba wysłuchać w maju, zasiadając w komisjach.
A o zmianie formuły ze strony MEN i CKE cisza, choć każdy polonista wie, jakim kiksem jest matura ustna.
Czyżby w przedświątecznej atmosferze na forum zostały tylko „siłaczki” i „męczennicy oświaty” ? A ja napiszę zgodnie z prawdą, że po 11 latach pracy w zawodzie (i 2 podyplomowych studiach) oraz płacy na poziomie 1700 netto (z której 50% oddaję państwu w postaci wszelkich opłat)wyzbyłam się oporów. Cóż, nie posiadam w rodzinie bogatego: męża, ojca, itd. i dlatego od 2 lat nie gardzę żadną pracą. Przed świąetami z czystym sumieniem podam rękę wszystkim, którzy tak jak uważają, że za naszą pracę powinniśmy przede wszystkim UCZCIWIE zarabiac. Pozdrawiam 😉
Do mp.
To są poglądy zdrowe i rozumne! Popieram Panią (Pana?). Pozdrawiam.
Co do dzielenia włoso na 4 przez zacnego Gospodarza, to zdaje się miał przypływ wiosenno-światecznej obłudy. Od wielu lat w wielu szkoałach tak się dzieje. Korepetycje z własnymi uczniami to norma w wielu polskich szkołach. A pomyślcie jak miło będzie terez matematykom!!!
W profesję nauczycielską bieda i głupota wpisała prostytucję intelektualną i karlizm moralny. Oto skutki PRLu i reform w wolnej Polsce. Oto pomnik reformatorów.
Dawno tu nie zaglądałem. Dzisiejsze wpisy pod postem dotyczą – a jakże zarobków i moralności.
Zrozumcie drodzy blogowicze, że zarobków NIE DA SIĘ PODNIEŚĆ !!! Łatwiej górnikom podnieść o 300 zł niż nauczycielom o 10 zł. I nie chodzi o żadną politykę, tylko o budżet Państwa i jego wieczne niedobory.
Wszystkim nauczycielom życzę, by zabrakło im kasy na ‚święconkę’. No ale co tam ‚święconka’! Zostaną nam przecież nasze normy morrhalne. Dzięki temu będziemy mogli znowu coś wykonać za darmo i dodatkowo nie przejemy się w Święta! Dwa w jednym!
Czy szanowni państwo zauważyli, że z zawodów „posłanniczych” za wszelką cenę pozory moralnosci zachowac chcą tylko nauczyciele? Pielęgniarki i lekarze już dawno przestali się przejmowac moralnością, czy odejście od łóżek pacjętów albo prywatne praktyki lekarzy w państwowych gabinetach oburzają jeszcze społeczeństwo? A kiedy nauczyciel chce zarobic wykorzystując zwykłe zasady rynkowe to nazywamy to „prostytucją moralną”. Czytając te wpisy przestaję wierzyc, że kiedykolwiek nasz zawód będzie szanowany i opłacany, skoro sami przekonujemy społeczeństwo, że za 1000 zł będziemy życ biednie ale uczciwie.
Polemizując z panią nauczycielką – Emilią, chciałbym jej uświadomić, że jestem dr nauk humanistycznych, mam 27 lat pracy i otrzymuję co miesiąc na wyższej uczelni jako adiunkt – 2000 złotych na tzw. rękę. Nie skarżę się i nie dramatyzuję jak tysiące nauczycieli w szkołach średnich, uważających się za super wykształconych, ale nie robiących nic, aby po studiach pogłębiać swoją wiedzę. Miałem wątpliwa przyjemność pracować w szkole średniej, a uściślając (w trakcie pisania i obrony doktoratu) usiłowałem być nauczycielem historii w jednym z liczących się liceów w województwie lubuskim i przekonałem się na własnej skórze, jaki jest poziom wiedzy i kultury nauczycieli, którzy z siebie robią ofiary systemu edukacji, albo też tej czy innej partii politycznej. W mojej ocenie to niestety – nihiliści i ignoranci (oczywiście nie wszyscy) I na zakończenie. Obecnie w ramach systemu bolońskiego przyjmuję się na wyższe uczelnie osoby, które jeszcze kilka lat temu nie miałyby szans ubiegać się o indeks. Nie posiadają podstawowej wiedzy jaką powinni mieć po uzyskaniu świadectwa maturalnego.
Ci,kt~órzy kilka lat temu zdecydowali o obecnej formie egzaminu z języka polskiego {prezentacje} byli zupelnie pozbawieni wyobrażni.Czy tak trudno bylo przewidzieć, do jakich nadużyc to doprowadzi ?I należy się dziwić,że nie ma mądrych,by zmienic tę farsę.
>Zrozumcie drodzy blogowicze, że zarobków NIE DA SIĘ PODNIEŚĆ !!! Łatwiej górnikom podnieść o 300 zł niż nauczycielom o 10 zł. I nie chodzi o żadną politykę, tylko o budżet Państwa i jego wieczne niedobory.<
Większego glupstwa nie widzialem!;-)Lekarzom tez tak mówili;-)
Problem jest tylko taki, że Polska realizuje absurdalny program pozorowania ksztalcenia na poziomie maturalnym dla ponad 90% rocznika i ksztalcenia akademickiego na poziomie ponad 50% rocznika. To jest znacznie powyżej docelowych(!) wskaźników w bogatej UE i jest absolutnie bez sensu.Z
Gdyby realizować realne ksztalcenie w lepszych warunkach to potrzeba na to mniej nauczycieli i nauczycieli akademickich ale za to wyżej realnie(!) wykwalifikowanych i oplacanych.Czyli mniej (zdecydowanie!) fikcji to wyższe place mniejszej grupy nauczycieli.
Polecam tekst prof.Jana Hartmana w dzisiejszej(9.04.09) GW!!!
Sam pan niedawno pisał, że skorumpowani mają lepiej. Skoro okazuje się, że i w tym zawodzie bywają świnie bez zasad moralnych, to jest to najlepszy argument w walce o podwyżki, czyż nie?
To co mamy to skutek lansowanego przez nasze władze poglądu,że nauczyciel to usługodawca.Jego pozycja rynkowa jest niska (obecnie 1800 zl netto pensji po 35 latach pracy, 800zl emerytury za 5 lat po 40 latach pracy ;takie prognozy z ZUS).Nie dziwmy się więc,że prezentacje tak tanio można kupić i wielu nauczycieli ratuje swój budzet w ten sposób. Demoralizacja opierających się temu dotąd nauczycieli jest naszym władzom na rekę.Nie muszą im godziwie płacić.Wszak wiadomo,wcale nie mają tak źle,choć im nie płacimy!Jak donoszą gazety sytuacja tych nauczycieli ,których ciała mocno zwiątczały, bardzo sie pogorszy.W cenie są tylko młode! Jako wabik do szkoły. Zbliża się Rekrutacja!
S-21 : Większego glupstwa nie widzialem!;-)Lekarzom tez tak mówili;-)
A założymy się ???
Co innego życie ludzkie, a co innego obowiązek szkolny w ramach nauki w państwowej szkole.
Z pozostałymi Twoimi tezami całkowicie się zgadzam. Tylko co z tego. To tak jak z Kościołem. Wszyscy mówią o świeckości Państwa, a jak jest – każdy widzi. Podobnie z edukacją. Wszyscy mówią o jej jakości i potrzebie zmian, a jak jest – i będzie…Szkoda gadać. Tu chodzi o zwykłe ludzkie priorytety. Zdecydowana większość społeczeństwa ma edukację jako priorytet w gębie, a na poważnie w d….Partie polityczne próbujące porządkować edukację wypadły z obiegu, a PO wolała w związku z kryzysem w pierwszej kolejności zaoszczędzić w oświacie, bo to akurat najmniej typowego wyborcę obchodzi.
Co do moralności – niczym nie rózni się od moralności innych. Moralność to cecha indywidualna. Nie jest przypisana do konkretnej grupy zawodowej. Nie „biczujmy się”. Tak jak dla sądu każdy przypadek jest inny, tak i dla nas sprawy moralne powinny być rozpatrywane indywidualnie. Nie jesteśmy „Kolektywem”.
Panie Bazyli, jeśli Panu wystarczy 2 tys. netto, to być może nie ma Pan na utrzymaniu dzieci w wieku szkolnym lub studenckim, czynszu w wysokości 600 zł i innych koniecznych opłat, nie musi Pan dojeżdżać do pracy (co też kosztowne), jeść coś więcej niż suchy chleb, mieć niepodarte buty itd. itp.
Wielu nauczycieli to samotni rodzice i single. Im szczególnie ciężko przeżyć, zwłaszcza w dużych miastach.
Jakoś lekarze, prawnicy, dziennikarze, a nawet pielęgniarki się cenią (i słusznie), a my mamy trwać w nędzy, nawet z tytułami dr hum.
Dziwię się Panu, choć ze mnie tylko „pani nauczycielka”.
J. i Nino – dzięki za głosy rozsądku.
To co się dzieje jest winą pomysłodawców matury ustnej z j. polskiego. Forma tego egzaminu jest całkowitym nieporozumieniem. Maturzysta może kupić pracę w internecie, przejrzeć ją i zdać egzamin.
Kachani Belfrzy!
Zachowujecie się i dyskutujecie jak duże dzieci, które poza sobą nie widzą Bożego świata. Nie dostrzegacie w ogóle swoich uczniów i widzicie w nich tylko głupoli.
„Korepetycje z własnymi uczniami to norma w wielu polskich szkołach. A pomyślcie jak miło będzie terez matematykom!!!”
Korepetycje z własnymi uczniami nie byłyby naganne, gdyby ocenianie uczniów było inne niż jest – ale dyskusji nad tym kluczowym zagadnieniem nauczyciele unikają jak diabeł święconej wody.
„Zrozumcie drodzy blogowicze, że zarobków NIE DA SIĘ PODNIEŚĆ !!! Łatwiej górnikom podnieść o 300 zł niż nauczycielom o 10 zł. I nie chodzi o żadną politykę, tylko o budżet Państwa i jego wieczne niedobory.” Troska o bodżet Państwa jest przesadna. W więzieniach odsiaduje karę 2000 rowerzystów, którzy po pijanemu kierowali tymi pojazdami, a koszty utrzymania jednego skazanego w ciągu miesiąca wynoszą 2400 zł. A to tylko kropelka w kosztach jakie stwarza tzw. państwo prawa.
Problem nie tkwi też w podwyżkach dla nauczycieli, ale w tym komu, ile – i za jaką pracę wykonaną (a nie tylko pozorowaną lub wmawianą). Wszyscy w końcu powinni zrozumieć, że nie tylko uczniowie nie sa jednakowi i bardzo różnią sie między sobą, ale również NAUCZYCIELE NIE SĄ JEDNAKOWI I BARDZO RÓŻNIĄ SIĘ MIĘDZY SOBĄ, a szczególnie TYM, CO PRZEKAZUJĄ SWOIM UCZNIOM.
„Problem nie tkwi też w podwyżkach dla nauczycieli, ale w tym komu, ile – i za jaką pracę wykonaną (a nie tylko pozorowaną lub wmawianą). Wszyscy w końcu powinni zrozumieć, że nie tylko uczniowie nie sa jednakowi i bardzo różnią sie między sobą, ale również NAUCZYCIELE NIE SĄ JEDNAKOWI I BARDZO RÓŻNIĄ SIĘ MIĘDZY SOBĄ, a szczególnie TYM, CO PRZEKAZUJĄ SWOIM UCZNIOM.”
Pięknie Panie Janik. Tylko tak trzymać. Naprawdę odkrywcze.
Wszyscy o tym wiemy. Ale wcale nie w tym rzecz. Należałoby zacząć od tego, aby EDUKACJA STAŁA SIĘ WARTOŚCIĄ. I to nie tylko dla zainteresowanych, ale dla społeczeństwa, a więc i dla polityków. Reszta ułoży się sama, tak jak w bankach, aptekach, handlu, itp.
Tak trzymam Panie kwant i będę trzymał. A jeśli ktoś woli sobie górnolotnie fruwać, to niech sobie fruwa … Co to znaczy, „aby EDUKACJA STAŁA SIĘ WARTOŚCIĄ”?
Panie Janik, edukacja stanie się wartością, gdy jak każda cenna usługa będzie miała swoją cenę i jej uzyskanie stanie się rzeczywiście czymś co decyduje o starcie młodego człowieka w życiu zawodowym. Dlatego nie może być oferowana każdemu jako coś co należy mu się z urzędu. Na razie jej ukończenie jest gwarantowane niezależnie od wyników nauczania, a tym samym wykształcenie nie wydaje się być dla obywateli naszego Państwa żadną wartością. Pewną barierą są jeszcze studia dzienne, ale przecież można zapłacić i ukończyć zaocznie. W takiej atmosferze, ani wyborcy, ani politycy nie czują się w obowiązku uznać edukacji jako priorytetu wśród zadań Państwa wobec obywateli. W efekcie szkoły są instytucjami, które mimo ustroju kapitalistycznego są enklawami pozostającymi organizacyjnie i mentalnie w poprzednim ustroju. Co z tego, że obecnie ich budynki pięknieją, a pracownie i wyposażenie jest coraz lepsze – to Państwo niewiele kosztuje, to za pieniądze Samorządu. Natomiast z systemem zatrudniania nauczycieli, wyłaniania dyrektora, stosunkami panującymi w pracy i wymaganiami wobec uczniów i ich rodziców jest tak samo jak 20 lat temu. Może za wyjątkiem spraw wychowawczych. W końcu sposób wychowywania dzieci skrajnie się zmienił i do starych bolączek doszły kłopoty z utrzymaniem dyscypliny i normalnym prowadzeniem lekcji co jeszcze bardziej pogłębiło marazm i przyczyniło się, że wzrósł odsetek wypuszczanych przez szkoły analfabetów. I Pan się dziwi, że nauczyciele zachowują się jak się zachowują. A co mają robić, jeśli nie ma żadnej selekcji, a system wynagradzania jest kuriozalny i preferuje tych co idą na minimalizm. To jest zachowanie racjonalne. W końcu na wysokim poziomie nauczania zależy wszystkim tylko werbalnie, bo na tworzenie nowoczesnej edukacji nie ma woli politycznej decydentów z powodu braku zainteresowania tym tematem szeroko rozumianego ogółu społeczeństwa. Przecież są sprawy ważniejsze, choćby przytoczona przez Pana sprawa 2000 rowerzystów.
W moim LO (kalisz) wiekszosc klasy chodzila przed matura na „korepetycje” do babci jednego z kolegow z klasy- emerytowanej polonistki. Babcia pisala za uczniow prezentacje na wybrane przez nich tematy. Problemem nie ejst forma matury- wg mnie pozwalajaca wykazac swoja wiedze na interesujacy ucznia temat; nie sadze, zeby mozliwe bylo wybranie formy uniemozliwiajacej pomoc ze strony innych przy jednoczesnym zachowaniu pola dla kreatywnosci zdajacego.
Napisał Pan: „wzrósł odsetek wypuszczanych przez szkoły analfabetów”. Skoncentrujmy się zatem na tym jednym fakcie. Kto za to ponosi odpowiedzialność? Aby można było zacząć rzeczową dyskusję nad przyczynami tego faktu należy przede wszystkim odrzucić dwie błędne tezy:
1. Za niski poziom nauczania oraz wszelkie nieprawidłowości w funkcjonowaniu systemu szkolnictwa całkowitą odpowiedzialność ponoszą nauczyciele, ponieważ – to oni uczą.
Pogląd taki reprezentują przede wszystkim rodzice uczniów entuzjastycznie wspierani przez całą administracje oświatową z MEN-em włącznie oraz przez polityków.
2. Za niski poziom nauczania całkowitą odpowiedzialność ponoszą przede wszystkim uczniowie, ponieważ nie chcą sie uczyć, a w żadnym przypadku nauczyciele, którzy robią wszystko i niemal wychodzą z siebie, aby … Za wszelkie inne nieprawidłowości w funkcjonowaniu systemu szkolnictwa całkowitą odpowiedzialność ponosi przede wszystkim administracja oświatowa i nadzór pedagogiczny z MEN-em na czele, ale również rodzice i politycy.
Absolutnie nie zgadzami sie z tezą, że NAUCZYCIELE SĄ NIEWINNI, A WINNI SĄ WSZYSCY INNI. Oczekiwanie, że KTOŚ ZA NAUCZYCIELI COŚ ZROBI (MEN, CKE i politycy) jest błędnym i utopijnym stanowiskiem. Nie tylko na nauczycielskich forach, ale i w innych miejscach i w innym czasie wypowiadałem się już wielokrotnie i nie mam zamiaru sie powtarzać.
Dlaczego nikt z nauczycieli nie potwierdził, ani też nie zakwestionował przedstawionego poniżej stanowiska?
Stawiam stopień niedostateczny z umiejętności egzaminowania Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, autorom zadań oraz specjalistom od tak zwanych pomiarów dydaktycznych.
Stawiam stopień niedostateczny Redakcji „Gazety Wyborczej” za bezkrytyczne rozpowszechnianie i promowanie wadliwego i nierzetelnego systemu egzaminowania uczniów. Cogito znaczy myślę, a nie znaczy – powtarzam bezkrytycznie to, co twierdzą inni
(zob. „Zamiast egzaminów – zgaduj, zgadula, w której ręce złota kula!” http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID372192536,index.html).
A ja tam lubię obowiązującą formułę matur ustnych:
– wyrecytowanie cudzej prezentacji i tak (teoretycznie) nic nie daje, bo 3/4 punktów dostaje się za rozmowę; a jeśli komisja przepuszcza tych recytatorów, to już problem komisji
– nie widzę żadnej wyższości recytowania bez zrozumienia wiedzy, którą przekazałam na lekcjach (poprzednia matura), nad recytowaniem bez zrozumienia napisanej przez kogoś prezentacji (aktualnie)
– matura to i tak śmieszny egzamin dla średnio inteligentnych szympansów. Jakąkolwiek formułę byśmy przyjęli, nie zmieni to faktu, że ma ona dziś wartość biletu wstępu a nie egzaminu tak zwanej dojrzałości.
– przerwa na ocenienie abiturienta daje szansę powyzłośliwiania się nad nieobecnym, co znacznie zwiększa walor towarzyski obecnej formuły matury nad poprzednią
– a czasem można naprawdę usłyszeć coś fantastycznego
Po odrzuceniu tez o absolutnej winie nauczycieli lub absolutnej winie uczniów i ich rodziców dochodzimy do tezy : „Wina leży po środku”. Po środku czyli nigdzie. Bo z winą jest tak zawsze. Szukanie winnych, to atrakcyjna i oczyszczająca atmosferę forma nic nie robienia i bezradności.
To już lepiej niech Pan skupi się na poszukaniu przyczyn. A te leżą w wadliwym systemie, którego naprawa jest bardzo kosztowna, bo nie tylko wymaga pieniędzy, ale i odwagi kończącej się zwykle odlotem w polityczny niebyt.
Reasumując : w najbliższej przyszłości na oświatę, w tym na znaczące podniesienie nauczycielskich pensji, nie będzie pieniędzy. I będzie tak jak jest, a nawet jeszcze śmieszniej.
Określiłem warunki brzegowe, ale prawidłowe rozwiązanie trzeba dopiero znaleźć! Przypisuje mi Pan twierdzenie – na jakiej podstawie – że wina leży pośrodku? To Pańskie rozwiązanie, a nie moje. Dziwne, że w moim tekście znalazł Pan to, czego w nim nie było, a nie dostrzegł Pan – i nie tylko Pan – tego, co napisałem, a przede wszystkim wystawionych przeze mnie stopni!
Panie Janik, nie przypisuję akurat Panu twierdzenia, że „wina leży po środku”. Moją intencją było stwierdzenie faktu, że szukanie winnych jest wyrazem bezradności. I to jest rzeczywiście moja teza. Uważam, że proces szukania winnych, w jakichkolwiek okolicznościach, jest odpowiednikiem przysłowiowego „polowania na czarownice”. Można szukać bezpośrednio odpowiedzialnych za coś, można szukać przyczyn, można szukać możliwości zmiany sytuacji. Logika wskazywania winnych wśród obecnie będących czynnymi zawodowo za coś, co ma miejsce od wielu lat jest wpisana w retorykę braci Kaczyńskich, ale to gra pod publiczkę, niczego nie rozwiązująca.
Zauważyłem wystawione przez Pana stopnie. Są one wyrazem sprzeciwu wobec obecnej formy egzaminu gimnazjalnego. Moim zdaniem, egzamin gimnazjalny jest wyrazem nieufności władz oświatowych wobec pracujących w szkołach nauczycieli. Władze założyły, że oceny wystawione na koniec roku przez nauczycieli są nierzetelne. Założyły też, że egzaminy wstępne do szkół średnich są również nierzetelne. Egzamin gimnazjalny miałby jakoby być absolutnie obiektywnym kryterium w próbie odpowiedzi na pytanie o to, ile wiedzy opanował konkretny uczeń na tym etapie edukacji. Miałby też dawać odpowiedź jak wypada porównanie wyników nauczania danej szkoły z innymi szkołami, szkół danego województwa z innymi województwami, itp. Otrzymaliśmy szerokie spektrum danych statystycznych. Otrzymaliśmy też potwierdzenie tego, co zawsze wiedzieliśmy, tzn. ? poziom wiedzy absolwentów nie wzrasta z roku na rok. Choć miał, przynajmniej po wprowadzeniu tego rodzaju egzaminów. Egzaminy te są dobre w części matematyczno-przyrodniczej, ale fatalne w części humanistycznej. Termin ?dobre? odnosi się tylko do pytań otwartych. W przypadku pytań zamkniętych wiedzę sprawdza się metodą podaną przez prof. Hartmana na stronie : http://wyborcza.pl/1,75515,6485258,Szkola_buja_w_oblokach.html.
W ten sposób uzasadnia się, że średnio wiedza przeciętnego gimnazjalisty wynosi ok. 50%, choć w rzeczywistości wynosi 25% podstawy programowej. W przypadku części humanistycznej, to co się sprawdza jest trudne do ustalenia. Jedynie można ustalić czy gimnazjalista potrafi poprawnie wypowiadać się na piśmie, ale akurat ten aspekt przez kryteria punktowania jest pomijany.
Określenia przymiotnikowe mają tą zaletę, że uskrzydlają felietony i inne utwory literackie. Maja jednak istotną wadę – zbyt często są mylące i wprowadzają w błąd odbiorców informacji. Na przykład, stopnie bardzo dobry i bardzo dobry – zbyt często nie mają ze sobą wiele wspólnego. Problem ten nie jest nowy, odradza się jak upiór z popiołów reform edukacyjnych i nie mam zamiaru ponownie go omawiać.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem wykorzystywania w ocenianiu uczniów ścisłych metod statystycznych (i jest to warunek sine qua non usprawnienia naszego szkolnictwa), ale jestem też jeszcze większym przeciwnikiem stosowania w tym celu statystyki jako najwyższego stopnia kłamstwa (Istnieją trzy stopnie kłamstwa: zwykłe kłamstwo, piekielne kłamstwo i … statystyka). Nie wiem, czy uczniowie powinni się cieszyć, że stopni szkolnych jest więcej niż trzy?!
Niestety, Panie kwant, i tym razem błędnie zinterpretował Pan mój tekst. Wystawione przeze mnie stopnie nie są żadnym protestem! Są normalnymi i rzetelnie uzasadnionymi stopniami. Wszyscy zainteresowani mogą się o tym przekonać czytając uważnie posty ma moim blogu (http://aleksander-janik.blog.onet.pl), jak również moje wypowiedzi publikowane w Belferblogu (można je wyszukać w Google: „aleksander janik pisze” site:http://chetkowski.blog.polityka.pl). Nie mam podstaw, aby instytucjom i nieznanym mi osobom, którym wystawiłem stopnie niedostateczny, podwyższyć te oceny chociażby o pół stopnia. Jeżeli wspomniane instytucje lub osoby czują się pokrzywdzone to mogą na moim blogu podać powody, dla których – ich zdaniem – zasługują na wyższe stopnie niż te, które otrzymały. Chciałbym mieć nadzieję Panie kwant, że ocenia Pan swoich uczniów według tego, co rzeczywiście napisali, a nie według własnych interpretacji tego, co napisali.
W wypowiedzi prof. Hartmana (dziękuję za link), którą Redakcja podsumowała: „10 procent studentów to analfabeci, zdolni jedynie zapisać ciąg znaków, bez wielkich liter, bez kropek, bez sensu” nie widzę jakiegokolwiek uzasadnienia dla Pańskiego twierdzenia: „W przypadku pytań zamkniętych wiedzę sprawdza się metodą podaną przez prof. Hartmana …”. Może była to ironia, może nieporozumienie, ale niestety „metody” tam nie widzę …
„Szkoła buja w obłokach”! Chyba nie budynek szkolny? A więc kto? Postępowe i idące zawsze ku nowoczesności Ministerstwo Edukacji Narodowej? Nieskazitelni i myślący tylko o swoich uczniach nauczyciele?! Wszystkim nauczycielom, których nie było stać na odrobinę wysiłku, aby zrobić pierwszy krok w kierunku poznania i określenia (w liczbach, a nie w słowach) własnych możliwości i ograniczeń w ocenianiu uczniów (zob. http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=625#comment-55546 oraz http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID361362941,index.html) stawiam stopień NIEDOSTATECZNY z wykonywania swoich obowiązków zawodowych.
W końcu musiały i posypały się pały!
Amen. Apel szlachetny i nawet jeśli to wołanie na puszczy to cieszy sie człowiek że są ludzie gotowi nawoływać do tego co.. normalne-przynajmniej w założeniu. Brawa z mojej strony.
Panie janik, widocznie nadajemy na innych falach i najczęściej Pana nie rozumię.
„Chciałbym mieć nadzieję Panie kwant, że ocenia Pan swoich uczniów według tego, co rzeczywiście napisali, a nie według własnych interpretacji tego, co napisali.”
Tego co zacytowałem powyżej też nie rozumię. Czy jest Pan zwolennikiem „spiskowej teorii świata” ? Z moich wypowiedzi nie wynika, że bronię bylejakości.
Widać, że nie pracował Pan w gimnazjum. Pytania zamknięte na pisemnym egzaminie nie sprawdzają się. Im gorzej przygotowana klasa, tym lepiej wypada w zakresie pytań zamkniętych – to stwierdzenie to wynik moich kilkuletnich dociekań. Uczniowie przygotowani sami starają się rozwiązać zadania i jak wszyscy ludzie robią błędy. Uczniom nie przygotowanym wszystko jedno, więc odpowiedzi na pytania zamknięte są kolportowane po sali egzaminacyjnej metodą czterech palców prawej ręki. Jeden palec to odpowiedź „A”, dwa to „B”, trzy to „C”, a cztery to „D”. Proste, prawda ? Ale też trudne do wykrycia przez komisję pilnującą na sali. W ten sposób średnia klasy słabej jest o wiele wyższa niż klasy dobrej, gdzie uczniowie próbują robić sami. Kto jest źródłem odpowiedzi poprawnych ? Sterroryzowany przez innych najlepszy uczeń w klasie określany paradoksalnie określeniem „geniusz”. Dlatego pytania zamknięte zaliczam do kategorii „metoda wskazana przez prof. Hartmana”. Jeśli ma pan potrzebę wystawienia mi oceny niedostatecznej, to bardzo proszę. Ja akurat mam poczucie własnej wartości na wystarczającym dla mnie poziomie.