Nauka z samobójstwem

Kanon lektur szkolnych oswaja uczniów z samobójstwem, pokazuje bowiem, że to coś normalnego i naturalnego. To niezwykłe, że w każdym nieomal tekście, który licealiści mają obowiązek przeczytać, jest mowa o samobójstwie, często bardzo pozytywnie, wręcz jak o szlachetnym wyjściu z trudnej sytuacji. A zaczyna się już od pierwszej klasy. Na dobry początek młodzież uczy się na przykładzie króla Edypa, że jak coś się w życiu nie uda, to można wykłuć sobie oczy (stary mężczyzna), a jak jest się młodą dziewczyną z wielkimi problemami (Antygona), to trzeba się powiesić. Paru innych bohaterów tragedii Sofoklesa też nie czeka na naturalną śmierć, ale to już szczegół. Nie trzeba długo czekać na powtórkę motywu, bowiem przy okazji poznawania twórczości Szekspira uczniowie nabierają przekonania, że wielkiej miłości towarzyszy śmierć z własnej ręki – tak postępują Romeo i Julia. Zabija się też Lady Makbet, bo przecież lepszego lekarstwa na beznadziejne życie nie ma od samobójczej śmierci.

Oskarża się firmy tytoniowe o przyczynianie się do śmierci palaczy papierosów, ale to przecież całkiem niewinny sprawca śmierci w porównaniu z MEN, które każe uczniom czytać tak wiele tekstów z motywem samobójczym. Naprawdę gdyby moje dziecko w wieku szkolnym targnęło się, nie daj Boże, na życie, to podałbym MEN do sądu za zmuszanie dziecka do czytania tak niebezpiecznych dzieł. Lektury szkolne bowiem przekonują, że jak się ma problem, to trzeba targnąć się na swoje życie. Tak robią bohaterowie tekstów, które młodzież – będąca w najbardziej niebezpiecznym wieku – ma obowiązek czytać, omawiać, analizować i pisać na ten temat wypracowania. Po co w kanonie lektur szkolnych znalazło się aż tyle utworów z motywem samobójczym?

Pierwsza klasa to jednak nic w porównaniu z klasą drugą (uczniowie mają wtedy 17 lat, a to wiek, kiedy bardzo mocno przeżywa się niepowodzenia, szczególnie w uczuciach). A zatem jakby nastolatek nie wiedział, co ma czynić, to może się dowiedzieć z „Cierpień młodego Wertera” (strzela do siebie, bo nie może być z ukochaną), „Kordiana” (tytułowy bohater próbuje pożegnać się z życiem po rozmowie z dziewczyną), „Dziadów” (samobójcą jest Gustaw – nieszczęśliwa miłość), „Nie-Boskiej komedii” (rzuca się w przepaść hrabia Henryk – niezgoda na życie w świecie rządzonym przez prostaków). To nie wszystko. Romantyzm się kończy, ale literatura o samobójstwie nie. A zatem już w „Lalce” uczniowie czytają, że Wokulski rozwiązuje swoje problemy, trzykrotnie usiłując pożegnać się z życiem. W „Zbrodni i karze” jeden z bohaterów (Swidrygajłow) nie może wytrzymać tego, że nie chce go piękna Dunia, więc się zabija. Zresztą nie tylko źli bohaterowie się zabijają, czynią to także szlachetni i uczciwi, np. Wołodyjowski z Trylogii Sienkiewicza. Jakby tego było mało, uczniowie muszą czytać następne dzieła o samobójstwie. Żeromski dla nastolatków to koniecznie „Ludzie bezdomni” (zabija się szlachetny inżynier Korzecki).

W klasie maturalnej nie ma ucieczki od książek z samobójstwem. A zatem koniecznie trzeba przeczytać „Granicę” (samobójstwo Ziembiewicza), „Dżumę” (próba samobójcza Cottarda), „Zdążyć przed Panem Bogiem” (liczne samobójstwa Żydów w getcie), „Inny świat” (samobójstwa więźniów w łagrach). Jak komuś mało, to niech zajmie się poezją Stachury czy Wojaczka – całe szczęście, że to nie są poeci obowiązkowi.

Wszystkie wyżej wymienione dzieła warto przeczytać, ale niekoniecznie w tak młodym wieku, kiedy to przychodzi do głowy, aby ze sobą skończyć, bo się człowiek nieszczęśliwie zakochał. Poza tym warto czytać dzieła ukazujące motyw samobójstwa, ale nie w takiej dawce. To trzeba rozłożyć na wiele lat, do niektórych dzieł trzeba dojrzeć, inaczej można sobie wypaczyć osobowość. MEN stworzyło uczniom kanon, w którym o samobójstwie mówi się na każdym kroku, że jest fajne i że ludzie, którzy kończą ze sobą, są fajni. Nie dziwmy się więc, że mamy tyle przypadków samobójstw wśród młodzieży.