Kurs w Wielki Piątek, korepetycje w Sobotę

Młodzi popadają w przesadę – jedni wystają w bramach i codziennie piją piwo, a inni nie hamują się w pochłanianiu wiedzy. Dziś chcę napisać o tych, którzy w piątek świątek się uczą i zaniedbują przez to swoje potrzeby duchowe, tj. religijne. Gdyby matura była w styczniu, pewnie także w Boże Narodzenie przygotowaliby się do niej. Czy się Chrystus rodzi, czy ginie męczeńską śmiercią, część młodzieży uczy się, bo to jest ważniejsze od wszystkiego. Umysł wyszkolony, ale dusza nie oczyszczona z grzechów, jakie nagromadziły się przez ostatnie miesiące. Młodzi, zdolni, świadomi, jak ważne jest wykształcenie, wymykają się Kościołowi, bo nie mają czasu na bycie religijnymi. W każdym razie nie teraz, gdy za trzy tygodnie matura.

Duchowni mogliby zatrzymać te owieczki w Kościele, gdyby łączyli pracę duszpasterską z prowadzeniem kursów przygotowujących do matury. Młodzi nie mieliby dylematu, co wybrać: święcenie jaj czy korepetycje. A czemu nie dwa w jednym: w tym samym miejscu poświęcenie jaj i dokształcanie do egzaminu. Kurs przedmałżeński połączony z kursem przedmaturalnym – to byłby dopiero hit. Dziwię się, że Kościół jeszcze nie przejął rynku usług edukacyjnych, przecież to żyła złota, do tego ściśle związana z działalnością ewangelizacyjną.

Oczywiście księża nie muszą prowadzić takich kursów. Wystarczyłoby jednak, gdyby nawiązali współpracę z firmami edukacyjnymi. Firmy te na swoje kursy wynajmują sale w szkołach, a przecież mogłyby korzystać z pomieszczeń parafialnych, nawet z naw kościelnych. Może się to wydawać dziwne, ale jestem pewien, że ten pomysł naprawdę chwyci. Rodzice, którzy płacą za kurs, byliby pewni, że dziecko skorzysta podwójnie: pouczy się i pomodli, więc jak nauka nic nie da, to może zadziała modlitwa. A teraz co mamy: dzieci uczą się w Wielki Piątek, czyli się laicyzują. Wybierają naukę zamiast pobożności. Normalnie jak we Francji.

Nie wiem, czy powinienem się z tego powodu cieszyć (będziemy mieli więcej wykształconych ludzi), czy smucić (będziemy mieli więcej niepobożnych). W każdym razie dla ludzi takich jak ja przydałyby się kursy pobożne, wtedy nie dziwiłbym się, że młodzież chodzi na kursy w najważniejsze dla chrześcijan święta. Chodziłaby na kursy do kościoła, wtedy wszystko byłoby w porządku. Od razu bym czuł, że mieszkam w Polsce. A tak nie wiem, co się dzieje. Mamy Wielki Piątek, a młodzież polska zamiast do kościoła, łazi na kursy. Do tej części młodzieży, która pije piwo, nic nie mam. To są na pewno Polacy, ale ci na kursach to jacyś dziwni. Chodzenie na kursy i korepetycje w święta dowodzi niezbicie, że młodzież robi się coraz gorsza. Za moich czasów nikomu by to nie przyszło do głowy. Chodziło się albo na piwo, albo do kościoła, nigdzie indziej.