Hall buduje nowe liceum
Przed uczniami nagle wyrosły mury w postaci nowej matury i teraz wszyscy zastanawiają się, jak je obejść. Giertych wprowadził amnestię maturalną, natomiast Hall chce nauczania pod egzaminy. W liceum nauczanie ogólne miałoby odbywać się tylko w pierwszej klasie, natomiast pozostałe dwa lata poświęcone byłyby wyłącznie nauce przedmiotów maturalnych. Na pierwszy rzut oka propozycja pani minister wydaje się sensowna. Właśnie czegoś takiego chcą uczniowie, czyli uczenia się wyłącznie tych przedmiotów, które będą zdawać na maturze. Żadnej zbędnej wiedzy.
Nie cieszmy jednak zbyt szybko. Warto zwrócić uwagę, jak bardzo w ostatnich kilku latach zmieniło się kształcenie w liceum. Dawniej każdy, kto zdał maturę, mógł ubiegać się o indeks na dowolnym kierunku studiów. Ludzie po klasach biologiczno-chemicznych z powodzeniem zdawali na studia filologiczne, a osoby po klasach humanistycznych szły na ekonomię, a nawet na politechnikę. Od kilku lat takie postępowanie jest niemożliwe. Trzeba bowiem zdać właściwą maturę, a wcześniej uczyć się wybranych przedmiotów na poziomie rozszerzonym. Nadal jednak uczeń z klasy biologiczno-chemicznej może zdawać maturę z historii na poziomie rozszerzonym. Wprawdzie tego przedmiotu uczy się mniej niż humaniści, ale jednak się uczy. Natomiast po wprowadzeniu zmian proponowanych przez Katarzynę Hall uczeń z klasy biologiczno-chemicznej zaledwie liźnie historii, więc o żadnym zdawaniu tego przedmiotu na maturze nie może być mowy. Nie opanuje nawet podstaw.
Może to i dobrze, że uczeń nie będzie zaśmiecał swojej głowy zbędną wiedzą. Trzeba tylko być pewnym swojej przyszłości już w wieku 16 lat, czyli od początku liceum. Potem zmiana zainteresowań będzie związana z niebywałymi utrudnieniami. Szkoła publiczna nie będzie w stanie pomóc uczniom, którzy w toku nauki zmienią zainteresowania.
W Polsce wszelkie zmiany są zwykle wprowadzane dla kogoś. Tym razem jednak nie chodzi o dobro uczniów, chociaż pozornie tak się może wydawać. Młodzi ludzie są bardzo zmienni. Wprawdzie chodzą do klas o danym profilu, ale wcale nie idą na studia związane z profilem swojej klasy. Dlatego przed wprowadzeniem ww. zmian proponuję zrobić badania, ilu uczniów wybiera studia wbrew profilowi swojej klasy.
Zmiana proponowana przez Katarzynę Hall przede wszystkim odciąży budżet, bowiem uczniowie będą mieli de facto mniej lekcji. Mniej lekcji w szkole, ale za to więcej poza szkołą. Jest to zatem cudowny prezent dla rynku korepetycji i kursów. Każdy bowiem uczeń, który w toku nauki zmieni swoje plany, będzie musiał zaczynać naukę innych przedmiotów od nowa. A zatem bez korepetycji i kursów sobie nie poradzi. Jako nauczyciel chyba powinienem się cieszyć.
Komentarze
jeszcze trzeba zmienić nazewnictwo – ktoś kończący takie zreformowane liceum nie ma średniego wykształcenia, ogólnego bo z przedmiotów nie profilowych nic się nie nauczył/ma tylko podstawy.
Moim zdanem to zły pomysł, bo jak się komuś odwidzi biol-chem w klasie drugiej to ma szansę zdać maturę z histori/wosu/itd jeśli zmieni profil/poprosi nauczyciela o pomoc, a tak nie bardzo.
Może lepiej podzielić ponownie szkoły? Na np. 5+3+4 lub stare 8+4.
Zaczynam się cieszyć coraz bardziej że to mój ostatni rok pod rządami coraz to dziwniejszych ministrów edukacji.
„Stare” liceum bylo napewno lepsze od obecnego chociazby dlatego ze trwalo dluzej i bylo wiecej czasu na przerobienie materialu. Mialo tez swoje wady i bez wzgledu na to jakie zmiany by nie wprowadzano jedna z nich nadal pozostaje. Chodzi mi o tak zwany sztywny podzial. Profilowane klasy maja swoje plusy ale tylko pod warunkiem ze chodza do nich uczniowie ktorzy tego chca!!!!. Sam pamietam z liceum pomimo ze w papierach mialem zaznaczone iz chce chodzic do klasy o profilu ogolnym/humanistycznym to poslano mnie do klasy o profilu biologiczno-chemicznym!!!! Tak tez zrobiono z wiekszoscia moich kolegow. Tak naprawde nich ich niepytal o zdanie czego oni chca. Klasa A – Mat-Fiz
Klasa B – Biol-Chem, Klasa C – ogolna i koniec. Podobnie bylo z jezykami obcymi. Chcialem miec za glowy Angielski (od podstaw) dostalem, ale jako drugi chcialem miec Rosyjski (kontynuacja z podstawowki) i zamiast tego dostalem Francuski. Efekt francuskiego nie umiem do dzis nic a nic, a z rosyjskiego pamietam jeszcze tylko alfabet. Koniec koncow profil biol-chemi zniesiono w mojej klasie (po wielkiej awanturze) bo jak sie okazalo we wszystkich 3 klasach (ponad 100 osob) chcialo go tylko 7-oro uczniow.
Od wielu znajomych wiem ze ten problem istnieje nadal nie tylko w moim ale i innch liceach. Idziecie tam i bedziecie sie tego uczyc bo tak i koniec. Jak zwykle chodzi o godziny dla nauczycieli.
Kiedy w polskiej szkole bedzie lepiej? Kiedy „producenci” beda brac pod uwage wole i potrzeby „klientow”. I to producenci beda sie dostosowywac (na rozsadnym poziomie) do tych potrzeb. Wiec moze pani Hall powinna zaczac reforme szkoly od zapytania uczniow czego oni chca i jak oni widza swoje szkoly. Wbrew porozom nastolatkowie nie sa az tak roztrzepani i nieodpowiedziali jak by sie moglo wydawac.
Nie zgadzam się z tym, że w ten sposób będzie mniej godzin i budżet zaoszczędzi. Bo, jak znam życie, to zaoszczędzi kosztem godzin z przedmiotów podstawowych : biologii, chemii, historii, itp. Zostaną religie i W-F-y w niezmienionej postaci, a to 6 godzin tygodniowo, tzn. 1 cały dzień. Nauka języków obcych, zakładam dwa, to następny dzień. Zostaną trzy dni na resztę. Tak już się dzieje w gimnazjach. Uczeń dalej będzie miał 7 godzin dziennie, bo są jeszcze przedmioty zawodowe i inne.
Rynek korepetycji i tak będzie kwitnął, bo rodzice w ten sposób nadrabiają swoje niedopatrzenia, gdy dziecko było w szkole podstawowej. Miało się tam nauczyć czytać, pisać, liczyć i systematycznie pracować. W 75% przypadków to nie udaje się, bo w domach nie dopilnowuje się choćby nawyku odrabiania zadań domowych.
Zmiany są wprowadzane, aby matura odzyskała swoją rangę. Wreszcie zorientowano się, że dziecko w wieku gimnazjalnym i młodzian ze szkoły średniej wybierze zawsze taki przedmiot, z którego w krótszym czasie i łatwiej można się przygotować do matury. Skoro j. polski i język obcy były przymusowe, to na tym polu poległy przedmioty ścisłe, zwłaszcza matematyka. Na politechnikach „rwią sobie włosy z głowy”, bo z jednej strony chcą mieć studentów, a z drugiej strony większość z tych studentów w przyspieszonym tempie nadrabia zaległości w poprawnym wykonywaniu obliczeń rachunkowych, oczywiście na korepetycjach, bo matematyka nie była im potrzebana na maturze. Wiem, że te zmiany to tylko półśrodki, ale wprowadzenie matematyki jako przedmiotu obowiązkowego, to już krok we właściwym kierunku.
Pomysł pani Hall jest przerażający.
Liceum przestanie być „ogólnokształcące”, zostanie fabryką wąsko wyspecjalizowanych niedouczków.
Fakt, 25 lat temu sama narzekałam na konieczność uczenia się całek i innych różniczek. Fakt, że teraz, gdy mój syn jest w II klasie liceum, irytuję się, gdy zakuwa na pamięć półwyspy i przylądki świata.
Ale nie może tak być, żeby maturzysta nie miał bladego pojęcia że dany przylądek w ogóle istnieje i nie wiedział, w której części świata ma go szukać!
Uważam, że system sprzed ćwierć wieku nie był wcale zły: liceum czteroletnie, a od drugiej klasy tak zwane „fakultety”- człowiek był już raczej zdecydowany co chce robić w przyszłości i na fakultetach nadrabiał braki z wybranych przedmiotów.
Od wielu lat forsuję pomysł na tanie i efektywne szkoły. Nie wierzę w jakąkolwiek efektywność zmian w edukacji, zwiększenie skuteczności nauczania czy programy szkolne. Obserwując z boku szkoły na moim „zadupiu” (zadupie edukacyjne to prawie wszystko to co mieści się w małych miasteczkach… Białoszewski napisał kiedyś: „… Mam w dupie małe miastecza”, jednak dziś mogę mu odpisać, że mylił się i to bardzo, bo to małe miasteczka mają wszystko tam gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę) to mam wrażenie, że wzrok wszelkiej maści ministrów MEN kończy się na przedmieściach i nie dociera do miasteczek, wsi i osad oraz części obywateli zamieszkałych między miasteczkami, wsiami i osadami. Co prawda docierają do nas pewne nowinki jak bezpieczeństwo w szkołach czy mundurki… O ile bezpieczeństwo nauczycieli poprawiło się znacznie i parkingi gdzie stają ich samochody są pod czujnym okiem kamer. Teraz byle gnojek nie zarysuje samochodu gwoździem czy kluczem! To mundurki choć są dobrym pomysłem stały się problem dla wielu… Niestety spod mundurków nie widać metek i log firm, przykrywają za bardzo gołe brzuchy, a do tego dochodzi jeszcze efekt projektu takiego mundurka przez pożal się boże projektanta, któremu chyba oczy zarosły szuwarami bo gust i wyczucie to nawet nie przydałoby się przy projektowaniu kombinezonów dla pracowników chlewni. Wcale się nie dziwię, że dzieciaki przez to przeżywją prawdziwe męki emocjonalne i odbija się to na poziomie nauczania. Nawat najlepszy pomysł króla, a spartolony interperetacją przez pośredników zawsze będzie do tzw. kitu. Przez całe osiem klas szkoły podstawowej zapierdzielałem do szkoły w grantowym fartuszku z dopinanymi białymi kołnierzykami… Szkołę przeżyłem, nie miałem z tego powodu rozstroju nerwowego i nie przeżyłem traumy. Można popwiedzieć, że jak „przysłowiowy ZOMOwiec” wyszedłem na ludzi. Dziś co minister to raczy nas nowymi pomysłami na nauczanie… I im więcej pomysłów i im są one lepsze to poziom wiedzy spada z roku na rok. Proszę zauważyć, że kadrę nauczycielską mamy coraz lepszą. Wyższe wykształcenie to już norma. Dokształcanie się – Super. Dziesiatki, kursów, szkoleń… CUDOWNIE! Kadra pedagogiczna RP mogłaby być ozdobą każdej MENSY… I co i d…pa! I dzieci, i młodzież nie chcą tego zrozumieć. Mądry nauczyciel z całą teczką świadectw, kursów, szkoleń, dokształceń pada na nos przed Jasiem, który ma w nosie naukę, w nosie szkołę… Jasio nie jest odporny na wiedzę, przeciwnie… Jasio szybko się uczy palić, pić, wie jak zbić kolegę tak by kamery tego nie widziały itd… Znacie problem Jasia? W każdej szkole znajdzie się taki Jasio gdzie wysiadają i poddają najtęższe umysły pedagiczne. U niektórych pięć lub więcej lat studiów leci do śmietnika, popadają w depresję, nie pomogają zebrania i kursy… I do tego co jakiś czas pomysł na POLEPSZENIE wylatujący z MEN… Oszaleć można. Kiedyś wziął mnie na piwo jeden z moich byłych nauczycieli. Po którymś tam kufelku prawie płakał mi w mankiet. Dla towarzystwa też zakręciła mi się łza w kąciku oka. Co dzisiaj są za nauczyciele!? Słabi psychicznie, nie radzą sobie z klasmi nawet trzecioklasistów czy czwartoklasistów. Wyniki coraz gorsze w nauce. Gdy już mieliśmy nieźle w czubie to zdobyłem się na odwagę i mu wygarnąłem: bo oni po prostu nie potrafią uczyć, przekazywać swojej wiedzy. Na kursach i szkoleniach wkłada się im do głowy różne pomysly MEN, czytają jakeś bzdury, które pisze cala masa nawiedzonych pseudopedagogów, którym nawkładano do głów, że są genialni… Czy w tym kraju jeszcze ktoś pamięta jak uczyć? Jak przekazywać wiedzę? Są wyjąki. Chwała im za to i MEN pieniądze jakie posiada powinie przeznaczyć na formalinę i duże słoiki,w których wożono by ich po całej Polsce by pokazać: tak wygląda nauczyciel. Mnie uczyło spore grono nauczycieli, które ledwie mieli skończone matury, ale właśnie ci ludzie potrafili zachęcić ludzi do nauki i przekazać im całą swoją pasję. Należę do odchodzącego w zapomnienie pokolenia, które potrafi posługiwać się tablicami matematycznymi i astronomicznymi, suwakiem logarytmicznymi. Wiem, że kwas leje się do wody, wiem kiedy sinus, cosinus, tangens i kontangens są dodatnie, a kiedy ujemne. Ba! Jak zobaczyłem książki z matematyki syna mojego kolegi, chodzącego do liceum i zadania tzw. z gwiazdką… Dla ucznia z drugiej klasy LO to miało być zadanie o większym stopniu trudności! Ja takie zadania rozwiązywałem w 6 klasie szkoły podstawowej i były one w normlnych zbiorach zadań. Tak się zastanowiłem, dzieląc się uwagą z kolegą. Gdyby nasze pokolenie prawie 40latków dziś miałoby się uczyć to pewnie maturę byśmy musieli zdawać już w ósmej klasie. Szlag mnie trafia na coraz to nowe pomysły MEN. Może zamiast być biurem od edukacji to może wreszcie powinni zająć się uczeniem. Bo zdaje się dziś słowo edukacja nie na nic wsplengo nauką i nauczaniem.
Pisałem na poczatku, że od paru lat mam pomysł na tanią i skuteczną edukację. Pomysł jest prosty, łatwy w realizacji i co najważniejsz może przynieść kolosalne oszczędności. Jesteście gotowi? Gotowi? OK. Trzeba zamknąć wszystkie szkoły, uczelnie, biblioteki… A nawet wprowadzić zakaz uczenia się. Zwariowałem? Niezupełnie. Może przez rok lub dwa po szoku i nieokiełznanej radości przyszedłby czas na nudę. Zaczęły by się pokątne spotkania w celach czytania książek, potem uczenia się, tajne komplety, tajne podstawówki, gimazja, licea a nawet szkoły wyższe… Tanio, spontanicznie, wywyłałoby to pęd do nauki i wiedzy. Ludzie zdobyali by wiedzę z pełnym zaangarzowanie. Na 100% udałoby się wykształcić takim systemem wspaniałch ludzi, wielkie autorytety itd. Dobry pomysł? Nie jest do końca mój. Na ten pomysł wpadli ludzie podczas 6 lat okupacji w XX wieku. Wystarczy dziś zajrzeć do encyklopedi by zobaczyć skąd w pewnym momencie mieliśmy pełno mądrych ludzi. Jak echo powtarza się zdanie o tajnych kompletach, maturach i uczelniach… Tanio, spontanicznie i z dużym zaangażowaniem.
W „Młodym techniku” był kiedyś taki dział: Pomysły dobre, zwariowane i takie sobie… Pomysł na zakaz nauki i podziemne zdobywanie nie byłby taki szalony.
Żartowałem… a może nie.
Marek Z. brawo. Marek na Ministra …nie tylko edukacji.
z językami też bajzel – zamiast zrobić grupy między klasowe czy nawet klasie mniejsze, dzieli się języki pod profile i ja zamiast dalej uczyć się rosyjskiego mam francuski, które nie umiem i nie potrzebuję, jest mi kompletnie nieprzydatny, nikt ode mnie z klasy go nie zdaje, większość nie umie, więc h tygodniowo to strata czasu.
Przeżyłam w szkole reformy od Muszyńskiego do Handkego. Razem z córkami (nauczycielkami) przeżywam obecne. Kiedyś pisałam pracę o historii edukacji w Wielkopolsce od XVIIIw do reformy jędrzejowiczowskiej. Za każdym razem powtarza się ten sam schemat – szkołę trzeba reformować, bo nie przuystaje do współczesności. Szkoły nie znoszą rewolucji, reformy wchodzą etapowo. Zanim zdoła wejść ostatni albo i przedostatni etap w fazę realizacji, ustrój szkolny znowu jest spóźniony co najmniej o 2 dekady. Zabawa zaczynma się od początku. Najzabawniejsze, że sama podstawa organizacyjna niewiele zmieniła się od czasów kolejnych Wilhelmów Fryderyków (w XVIII – XIXW szkoła niemiecka była wzorem dla Europy).
Jedno wydaje mi się pewne : średnie wykształcenie stopniowo ale nieustannie traci pozycję trwałej podbudowy wszystkich zawodów inteligenckich. Szkoła nie jest w stanie wyposażyć uczniów w wiedzę i umiejętności konieczne do zdobywania wiedzy akademickiej , nawyków kulturalnych i umiejętności zdobywania kolejnych szczebli poznawczych. Częściowo wiąże się to oczywiście z demokratyzacją wykształcenia, ale nie tylko. Obawiam się, że po reformach p Hall będziemy mieli maturzystów na poziomie amerykańskim, czyli z pewnością nie będą mieli wiedzy ogólnej. Dobrze, że efektów tego raczej nie doczekam.
Świat nie zatrzymał się ćwierć wieku temu, więc i szkoła musi się zmieniać. W dobie wszechobecnego Internetu każdą informację szybko można znaleźć i jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś dodatkowego, to się dowie. A taka szkoła stworzyłaby SPECJALISTÓW.
Nie podobaja mi sie slowa jaruty: „srednie wyksztalcenie (…)traci pozucje trwalej podbudowy wszystkich zawodow inteligenckich(…)wiaze sie to oczywiscie z demokratyzacja wyksztalcenia”
Dodam od siebie: uwazam, ze odwrotnie, brak demokratyzazcji wyksztalcenia skazalby kolejne pokolenia POlakow na monopol stechlego betonu inteligenckiego. ktory nieudolnie od pokolen nie potrafi chronic ani bytu panstwowego, ani statusu miedzynarodowego ani dobrobytu ekonomicznego Polski. Ze nie wspomne o postawach moralnych:(
Nowoczesnemu spoleczenstwu potrzeba swierzej krwi takze w szkolnictwie.
A pani JAruta i jej corki to pewnie nauczycielki u ktorych „dialogi” z uczniami typu „co ty sobie wyobrazasz?, kim ty myslisz, ze jestes?” to kanon nauczania i wychowania. Przynajmniej tak pobrzmiewa pani wpis.
Teza o zlym wplywie demokratyzacji wyksztalcenia na poziom nauczania w szkole sredniej podobna jest do tezy jakoby sam wybrakowany „odpad” z rynku pracy zatrudnial sie w szkole. Co na to coreczki?
Marzą mi się czasy, gdy tego typu zmiany zostana poprzedzone prezyzyjnymi analizami, wszechstronną oceną skutków. Chętnie usłyszałbym wyjaśnienie pani minister dlaczego zamierza produkować wąskiej klasy specjalistów wiedzących wszystko o niczym. I po jaką cholerę są oni nam potrzebni. Po co mi specjalista, który zachowuje się w teatrze jak małpa w kąpieli, który godzinami może rozprawiać o gwintach lewoskrętnych a poza Faktem nie czyta nic innego, który żyje problemami pani X z serialu Y a nie pomyśli nawet przez chwilę, że ta jego śrubka jest po prostu brzydka i konstruktor chcący ją wykorzystać musi się ostro nagłowić, żeby ją jakoś ukryć.
Tak jest nasz świat skonstruowany, że pchają go do przodu nie wąsko
wykształceni specjaliści ale ludzie o szerszych poglądach. Chyba, że
pani minister myśli o kaształceniu rzesz wykonawców dla Europy
Zachodniej i zamienieniu Polski w bandustan.
Do Czesława… daję ci 100% gwarancję, że nie nadaję się na żadnego ministra. Nie dlatego, że nie dałbym sobie rady, ale dlatego, że mam zapędy dyktatorsko-tyranistyczne. Zbyt szybko przekształciło by się to w formę władzy lub ustroju, którego nazwa pochodzi od nazwiska. Jestem zwolennikiem dość radykalnych zmin. Sam się dziwię, że mam, na niektóre sprawy aż takie poglądy. Kiedyś miałem dość łagodne spojrzenie na świat, że mogłem dość spokojnie należeć do grupy Hip-Hip-Hura Primaaprilisowców im. Alferda Nobla gdziś byłbym członkiem bardziej skrajnych organizacji czy też ugrupowań. Przyznam się, że jestem członkiem PiS (w końcu jak mawiają górale: do jakiejści bandy trzeba należeć), ale nie pasuje mi delikatność działania. Bardziej radykalny wydawał mi się R. Giertych, ale po osobistym zapoznaniu się stwierdziłem, że dwóch szaleńców nie może być obok siebie. Z tym, że moje szaleństwo jest jeszcze bardziej skrajne. Mając świadomość własnych możliwości jako dyktatora, po prostu trzymam się daleko od wszelkich form władzy. Nawet usilnie namawiany na wejście do rady miejskiej musiałem delegację poszczuć psami by im wywietrzały takie pomysły. Przy ponownej próbie namawiania mnie zapowiedziałem, że ich zjem a resztki zakopię w ogródku.
Ktoś tu napisał, że świat idzie naprzód i „dinozaury” nie powinny zabierać głosu… Jak się patrzy na te „na przód” to ma się wrażenie rozwoju, ale rolki papieru toaletowego. Jak klasyk kiedyś powiedział: papiert toaletowy się rozwija, a ciągle jest do D.
Niestety to „NAPRZÓD” ma wygląd sinusojdy: im lepsze wykształcenie nauczycieli tym gorsze wyniki w edukacji. To że jest internet nie oznacza że łatwiej o wiedzę. Korzystając z internetu jako środka nauki, bez podstaw wiedzy na pewno bez trudu się dowiemy, że Krzysztof Kolombo miał problemy z dopłynięciem do Ameryki, bo mu wizy nie dali. Kiedyś mnie powaliło jak wykształcony nauczyciel tłumaczył uczniom jak to w 1916 roku władze Niemiecie rekwirowały dzwony kościelne by je przetopić na armaty… Pan MGR nie mógł zrozumieć, że już od dziesiątków lat armat się nie wytapiało, a tym bardziej nie odlewało, bo przecież ma to w podęczniku do historii i na internecie. Patrzę do podręcznika: fakt! Jest o odlewaniu armat w 1916 roku… I jak tu nie mieć tak radykalnych i skrajnych poglądów i myśli by taklich NAUKOWCÓW nie pogonić boso po śniegu przez kilkadziesiąt kilometrów! A MEN do tego dokłada różne pomyły jak jeszcze bardziej udebilnić naród. Ej pogoniłbym na Kamczatkę i z powrotem…
Dlatego nie warto ryzykować z pomysłami wysłania mnie w „ministry”…
Panie Marku. Bardzo krytycznie się pan ocenia. Niepokorni są warunkiem postępu. Imponuje mi pomysł pogonienia na Kamczatkę. Tylko dodałbym pytanko. – Po co gonić ich z powrotem ? Tam też można reformować edukacje. Mieliby pole do popisu.
Ten tekst to makabra.
Ja pamiętam jakie wymagania były kiedy trzeba było zdawać maturę, a później jeszcze egzaminy na studia wyższe. Akurat nie przygotowała mnie szkoła ani do jednego, ani do drugiego. Wręcz zaszkodziła. W efekcie Ja nie nauczyłem się tego co było mi potrzebne, szkoła nauczyła mnie tak ogólnie, że o niczym nie mam pojęcia. A odpowiedzialność za taką zabawę w autorytarnego fachowca kto ponosi? Pan, profesorowie, ministrowie, no nie JA ponoszę. Proszę nie gadać głupot!!!
Z perspektywy czasu wolałbym aby wszystkie pieniądze jakie zostały wydane na moje kształcenie zostały mi wręczone, kupiłbym sobie jakiś dom, albo podróżowałbym po różnych krajach dzięki czemu nauczyłbym się lepiej języków obcych niż niejeden mądry magister danej specjalności wiedzący lepiej ode mnie czego mi potrzeba.
Wie Pan ile kosztuje semestr w różnych szkołach, o różnej specjalności. To należy pomnożyć przez 15-17 lat nauki wychodzą kwoty rzędu kilkuset tysięcy na osobę!!! Dom z basenem.
Pytanie. Czemu nie mamy wszyscy domu z basenem, skoro nauka to taka opłacalna inwestycja? No nawet powinniśmy mieć do tego garaż przynajmniej z 4 samochodami. Inne pytanie. Czemu nauczyciel sprzedając ubezpieczenia, zarobi więcej niż w szkole? Znając pana logikę myślenia odpowie Pan, że tak słabo Państwo płaci, bo takie skąpe.
Pomysł naturalny. To młodzi ludzie mają nauczyć się odpowiedzialności za swoje decyzje, a szkoła ma im dać taką MOŻLIWOŚĆ. Nauczyciele przychodzą do roboty, a nie bawić się w mądrali.
Magnitudo jesteś wielki. Ja chcę jeszcze więcej niż ty. Nie tylko trzeba zlikwidować szkoły i dać ludziom pieniądze do ręki. Trzeba zlikwidować policję i dać każdemu forsę, niech kupi sobie pałkę i pistolet, jeździ po świecie i sam się broni. Trzeba zlikwidować wojsko, a obywatelom dać pieniądze, niech sami kupią sobie rakiety dalekiego zasięgu i kałasznikowy. Zlikwidować wszystko i dać ludziom pieniądze. Niech wejdą na drzewa i zostaną małpami. Brawo za pomysł i za małpi rozum. Nic dziwnego, że szkoła ci nic nie dała, a na pomysł, aby zastosować samokształcenie nie wpadłeś.
Magnitudo i Wielki Bracie,
w sprawie edukacji potrzebny jest dialog, a nie poszukiwanie winnych i obrzucanie się błotem.
Pozdrawiam
DCH
Houk!!! Wielki Bracie!!!
Twój wpis dowodzi nieumiejętności wnikliwego czytania z kontekstem.
„Nic dziwnego, że szkoła ci nic nie dała, a na pomysł, aby zastosować samokształcenie nie wpadłeś”.
Oczywiście, że wpadłem. Do stosowania tego sposobu potrzebne są książki i wolny czas. Pieniądze na książki wzięły szkoły, podobnie jak wolny czas…
No i jeżeli stosuję samokształcenie, to na cholerę szkoły, które kosztują majątek?!?!
Dalej uznaję, że polskie szkoły ich struktura i organizacja to marnotrawienie publicznych pieniędzy, co raczej dowodzi niezbyt wysokiego poziomu osób, które uważają się za kompetentne je prowadzić.
W takim razie Wielki Bracie odpowiedz tylko na jedno pytanie które umieściłem w poprzednim poście. Czemu nauczyciel zarabia więcej jako pośrednik finansowy niż fachowiec w szkole!?!?!?
To pytanie pozostawiam otwarte…
Ja bardzo przepraszam. Postulaty Marka z bardzo mi się generalnie podobają. Mam tylko jedną prośbę drobną taką. Skoro nabijasz się z odlewania armat w 1916, bądź proszę uprzejmy zwrócić prawowitemu autorowi słowa „mam w dupie małe miasteczka”. To tak na marginesie, bo zabronienie uczenia się wydaje mi się w dzisiejszej rzeczywistości jedyną możliwością naprawy chorego systemu oświaty.