Wieczni nauczyciele

Z każdym dniem zmniejsza się liczba tzw. wiecznych nauczycieli. Chodzi mi o takich, którzy w szkole są od zawsze. Nieraz to oni zakładali daną placówkę, a potem przepracowali w niej 40 lat. Gdy się o nich mówi przy wujkach i ciociach, to rodzina reaguje słowami: „To on/ ona jeszcze żyje?” Okazuje się bowiem, że uczyli po kilka pokoleń: także rodziców swoich obecnych uczniów. Byli starzy już wtedy, gdy uczyli rodziców, tak samo starzy są obecnie – wiecznie starzy i ciągle na stanowisku. Prowadzili lekcje przed stanem wojennym, pamiętają marzec 68 roku, widzieli październik 56, a niektórzy nawet witali Armię Czerwoną, gdy przepędzała hitlerowców. Niektórzy prosto z klasy pojechali na cmentarz, bo pracowali także na emeryturze, wręcz do ostatniego tchu.

Ci, co jeszcze żyją, są chodzącą historią szkoły. Ale, niestety, jest ich coraz mniej. I nie chodzi mi o fizyczną nieobecność, o przejście na emeryturę czy o śmierć, lecz o zmianę zjawiska. Coraz więcej osób zatrudnia się w szkole na chwilę, na przeczekanie, na zastanowienie się, co dalej robić ze swoim życiem. Mamy obecnie taką rotację w szkołach, że ja ze swoim 14-letnim doświadczeniem czuję się jak weteran, starzec nad starcami. Co roku przychodzą nowi nauczyciele i co roku odchodzą. Połowa rady pedagogicznej jest nowa, a za kilka lat nie będzie już nikogo wiecznego. Kto może, wybywa ze szkoły.

Nie ma się czemu dziwić. Włączyłem dziś radio i wysłuchałem w wiadomościach ekonomicznych, że najlepsi pracownicy wyjechali do Anglii. Zostali zatem ci gorsi. Otwieram gazetę i czytam, że trwa negatywna selekcja do pracy w szkole. Media wmawiają więc nam, że spośród gorszych pracowników, jacy pozostali w Polsce, ci najgorsi poszli do szkół. To są stereotypy, ale jak człowiek się ich nasłucha, to zaczyna w nie wierzyć. A co się mówi dziś o wiecznych nauczycielach? Kompletny brak szacunku. A przecież należy im się szczególne poważanie. Kochani staruszkowie. Nie zaszkodziła im polityka, nie zjadły ich choroby, nie zmogli uczniowie – wiedzą o nauczaniu wszystko. Im mniej jest w szkole wiecznych belfrów, tym więcej problemów. Ponieważ ci, co są w szkole tylko na chwilę, wyznają zasadę: robię, co chcę, bo jutro i tak mnie już tutaj nie będzie. Po chwilowych nauczycielach trzeba zwykle sprzątać, przejmować klasy, nadrabiać zaległości, wprowadzać zasady wychowawcze. Zwykle sprzątają wieczni, ale jak jest ich coraz mniej, to w szkole z każdym dniem rośnie ilość brudu do wyczyszczenia.