Przekwalifikować nauczycieli

Część zwolnionych z pracy nauczycieli wzięła półroczną odprawę i teraz zastanawia się, co z nią zrobić. Przejeść czy zainwestować w przekwalifikowanie? Nauczyciele, którzy nie byli zatrudnieni na podstawie mianowania, żadnej odprawy nie dostali. Oni deklarują, że z chęcią by się przekwalifikowali, ale nie mają za co. Niech więc budżet pomoże i zapłaci.

Nauczyciele, którzy stracili pracę, najczęściej idą na łatwiznę. Odprawę przejadają, potem chodzą od szkoły do szkoły w poszukiwaniu jakichkolwiek godzin, a w międzyczasie dorabiają korepetycjami. Wegetują tak czasem wiele lat. Są półbezrobotnymi belframi, tu mają pięć godzin w tygodniu, a w innej szkole trzy.

Dla dyspozycyjnych pracowników godziny zawsze jakieś się znajdą (bezrobotni najczęściej zastępują nauczycieli, którzy korzystają z urlopu na poratowanie zdrowia albo są na długim zwolnieniu lekarskim). Korepetycje też zawsze jakieś są. Więc jeśli ktoś nie ma kredytu na karku, rodziny na utrzymaniu i potrafi żyć skromnie, to może w ten sposób pracować latami. Decyzja o przekwalifikowaniu się odwlekana jest w nieskończoność.

Liczba nauczycieli na rynku pracy nie zmniejsza się. Tracą na tym zarówno ci, którzy są zatrudnieni (dyrekcja każe im dzielić się godzinami z bezrobotnymi kolegami), jak i ci, którzy pracy nie mają (wegetują w zawodzie, nie rozwijają się, nie awansują, biorą tylko ochłapy z edukacyjnego stołu). Przydałaby się więc jakaś polityka państwa zachęcająca nauczycieli do przekwalifikowania się, coś w rodzaju odprawy za definitywną zmianę zawodu plus szkolenia w nowej profesji. W ostatecznym rachunku byłoby lepiej dla wszystkich.