W szkole, czyli gdzie?

W dziewięciu przypadkach na dziesięć uczeń zaraz po wejściu do szkoły musi odpowiedzieć na pytanie, czy idzie na lekcje. Licealiści nawet nie kryją się z tym przed nauczycielami, całkiem swobodnie bowiem rozważają, czy pójść na chemię, biologię czy język niemiecki. Kilka razy w tygodniu dyżuruję od rana do południa w szatni i wtedy właśnie słyszę, jak młodzież rozważa: „iść czy nie iść?”.

Co można robić w szkole, gdy się nie idzie na lekcje. Jeśli szkoła jest przyjazna dla młodzieży, możliwości jest bardzo wiele. A jak nieprzyjazna, to dostaje się ścierą od woźnej i biegnie na lekcję, aby nie dostać po raz drugi. W mojej szkole od dawien dawna woźna nie podniosła ścierki na uczniów, więc młodzież robi, co chce.

Od czasu do czasu wymuszam na uczniach, aby zaliczyli nieobecności. Gdy proponuję, aby przyszli po lekcjach, odmawiają. Ten czas mają absolutnie zajęty i to nie podlega dyskusji. Co innego lekcje. Dowiaduję się więc, że mogą przyjść do mnie na geografii albo na angielskim, albo na francuskim, albo na fizyce… Możliwości jest naprawdę wiele. Jeszcze chwila i to przeze mnie uczniowie nie pójdą na różne lekcje.

Nie pójdą, bo muszą zaliczyć kartkówkę z języka polskiego. Oczywiście, na moich lekcjach nie byli, ponieważ pisali sprawdzian z historii albo z angielskiego, albo z chemii, albo z biologii… Sam już nie mogę się w tym połapać, co robi uczeń w szkole. Na pewno nie chodzi na lekcje. Przynajmniej nie na te, które ma akurat w planie.